Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2015

Dystans całkowity:1004.51 km (w terenie 20.00 km; 1.99%)
Czas w ruchu:40:50
Średnia prędkość:24.60 km/h
Maksymalna prędkość:56.80 km/h
Suma podjazdów:4675 m
Maks. tętno maksymalne:169 (88 %)
Maks. tętno średnie:140 (73 %)
Suma kalorii:22201 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:62.78 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • Dystans 82.76km
  • Czas 03:17
  • VAVG 25.21km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 133 ( 70%)
  • Kalorie 1725kcal
  • Podjazdy 383m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tysiąc przejechany - plan wykonany

Sobota, 28 lutego 2015 · dodano: 28.02.2015 | Komentarze 8

Od tygodnia już wiedziałem, że będzie spory problem ze zrealizowaniem celu postawionego sobie na luty. Cel był dość ambitny jak na mnie, do przejechania 1000 km w 28 dni (wyłączając trenażer). Wiem, że co dwa lata we wrześniu kolarze amatorzy robią taki dystans w dwa czy trzy dni pokonując trasę BB Tour. Dla mnie natomiast 1000 kilometrów w lutym to istny wyczyn.  Jeszcze dwa lata temu w żadnym miesiącu w roku nie przejechałem łącznie tysiąca kilometrów. W tym roku również długo się zanosiło, że nie uda mi się zrealizować tego wyzwania. Muszę przyznać, że bardzo pomogło mi zamknięcie newralgicznego punktu w mieście czyli mostu Długiego i obawa przed ogromnymi korkami. Jak się okazało, korków nie ma i jeździ się autem zdecydowanie lepiej niż wtedy gdy most był czynny. Jednak chyba przekonałem się do dojazdów rowerem do pracy. Zawsze to kilka kilometrów do statystyk ;P 
Wczoraj robiąc po pracy dodatkowe kilometry wiedziałem, że zabraknie troszkę do osiągnięcia celu. Czułem się nie zbyt dobrze, przeziębienie mi ciągle dokucza. Chciałem jednak zostawić sobie jak najmniej do przejechania na sobotę. Tym bardziej, że bo bardzo ładnym pogodowo tygodniu sobota zapowiadała się bardzo średnio. W piątek wieczór okazało się, że do przejechania zostało mi jedynie 80 km. Usiadłem więc do Garmin Connect i wyznaczyłem sobie trasę, która w teorii miała 79,77 km. Start w Warzymicach, dojazd przy autostradzie do Penkun,  dalej do Schmolln, następnie przez Brussow i Locknitz do Warzymic. Wyczekałem poranne deszcze i o godzinie 13tej ruszyłem w trasę. Nie powiem, że było łatwo. Wiedziałem wcześniej, że będzie odrobinę chłodno i będzie troszkę wiało. Jednak jak się okazało wiało z zachodu czyli z kierunku w którym jechałem... Po kilko kilometrach szczerze myślałem, czy to ma jakiś sens? Po co się spinać, przecież przede mną jeszcze do przejechania mnóstwo kilometrów w bardziej sprzyjających warunkach....? Wtedy coś we mnie pękło. Przestałem myśleć, że jest ciężko i skupiłem się na samej jeździe. W Strokow już wiedziałem, że choćby nie wiem co dam radę!!! Po chwili jak na zawołanie wyszło słońce, które odrobinę zniwelowało skutki zimnego wiatru. Do Penkun wjeżdżałem w dobrym nastroju. Jednak tutaj po raz pierwszy niespodzianka. Garmin wyznaczył inną trasę niż ta w mojej głowie! Zignorowałem polecenie wrócenia na trasę i pojechałem swoją drogą. Patrząc później na mapę zobaczyłem, że mogłem zaufać Garminowi i jechać wytyczonym szlakiem. Po jakiejś chwili znowu trafiłem na wyznaczony w domu ślad. Mimo wiatru jechało się bardzo fajnie. Co prawda nos się co chwila zatykał i zasmarkałem mocno odcinek do Schmolln ale Niemcy chyba mi to wybaczą. Zjazd z Grunz i podjazd pod Schmolln przeszły wyjątkowo dobrze. Bardzo obawiałem się tego podjazdu po takim czasie walki z wiatrem. Jednak wyznaczyłem sobie kadencję, dobrałem odpowiednie przełożenia i w miarę równo podjechałem wzniesienie. 
W Schmolln zmiana kierunku. Na północ jechało się już zupełnie inaczej. Wiatr boczny czasem lekko w plecy pozwolił mi troszkę odetchnąć. Kolejna niespodzianka czekała mnie w okolicach Grunberg. Garmin kazał mi jechać prosto choć ja wiedziałem, że muszę skręcić w lewo. Na wprost miałem drogę w las, która była nie utwardzona. Co prawda jechałem Syrenką więc pewnie bym sobie poradził ale troszkę bałem się jazdy w błocie. Jak będzie sucho pojadę trasą Garmina. Tym razem pojechałem trasą z głowy. Ślad z Garmina z moim śladem z głowy spotkał się w Brussow. Jednak tylko na chwilę, bo w samym Brussow również miał inną koncepcję jazdy. Po raz trzeci wybrałem sprawdzony wariant. Tym razem ślady mój i Garmina spotkały się przed Locknitz. Od tej pory jechałem już jak po sznurku.
Jednak to nie koniec niespodzianek. W Grambow przede mną wyjeżdża koleś na góralu w nowym stroju Calbudu z logiem Floating Garden. Jedzie dość spokojnie więc szybko go doganiam, rzucam "cześć" i jadę swoje. Odrobinę czuję się zmęczony ale spokojnie jadę 30-32 km/h, wiem że dom blisko i cel będzie zrealizowany. W pewnym momencie gdy odrobinę zwalniam wyprzedzony chłopak zrównuje się ze mną. Nawiązujemy rozmowę. Okazuje się, że chłopak kiedyś jeździł w klubie, przez pewien czas jeździł również z mastersami z Głębokiego i teraz startuje amatorsko w zawodach mastersów na torze, na imię ma Andrzej. Miło rozmawiając przez Schennenz, Ladenthin i Warnik docieramy do Będargowa. Żegnam się licząc, że jeszcze kiedyś pojeździmy ;) Spokojnie wracam do domu. W Warzymicach licznik pokazuje prawie 83 km, czyli o 3 więcej niż trasa proponowana przez Garmina :) Następnym razem obiecuję się słuchać i przejechać tą 80tkę wg wskazań.
 
W każdym razie rzutem na taśmę zrealizowałem swój cel na luty. Jestem z tego bardzo zadowolony. Jutro dzień przerwy, a od wtorku startujemy z celem na marzec ;)
 

Nawet tablice drogowe przypominały mi, że stawką jest 1000 km!  
   
 
Nowy kolega - Andrzej
 

Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 41.87km
  • Czas 01:49
  • VAVG 23.05km/h
  • VMAX 37.10km/h
  • Temperatura 7.5°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 139 ( 73%)
  • Kalorie 1145kcal
  • Podjazdy 236m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - pierwszy tydzień /znowu wypadek/

Piątek, 27 lutego 2015 · dodano: 27.02.2015 | Komentarze 4

No i słowo ciałem się stało! Zawsze musi być ten pierwszy raz. To był pierwszy tydzień moich dojazdów do pracy rowerem. Jakie są pierwsze wrażenia po tygodniu? Ogólnie nie jest źle, choć są delikatne minusy takich dojazdów. Oczywiście plusów jest znacznie więcej więc prawdopodobnie zostanę na razie przy rowerze i będę dojeżdżał nim do pracy. 
W pierwszej wersji tego wpisu jako plus dojazdów rowerem zaliczyłem "czas". Jednak po chwili wykasowałem ten tekst bo chyba do końca z tym czasem to nie jest tak dobrze. To co zyskujemy na ciągłym poruszaniu się w wybranym kierunku tracimy na przygotowaniach do jazdy oraz na ogarnięciu się po każdej jeździe. Te kilka minut, które dodatkowo musimy poświęcić na przygotowanie siebie i roweru do jazdy, a następnie te kilka lub nawet kilkanaście minut aby ogarnąć się po przyjeździe moglibyśmy przecież poświęcić na stanie w korku w cieplutkim aucie... Więc tak prawdę mówiąc czasu specjalnie nie zaoszczędzę jeżdżąc do pracy rowerem. Korzyść jaką widzę tak na szybko jest taka, iż gdybym nie jeździł do pracy na rowerze to po pracy musiałbym się spieszyć do domu aby się przebrać i wyjechać z domu.... Na samo jeżdżenie zostałoby nie zbyt wiele czasu. Teraz prosto po pracy mogę wykorzystać słońce i zrobić kilka kilometrów w miarę komfortowych warunkach.
No to by było na tyle z moich filozoficznych przemyśleń. Może jak mnie znowu kiedyś najdzie to przeanalizuje następne plusy i minusy dojazdów do pracy.
Dzisiaj dojazd bez żadnych przygód. Odrobinę cieplej niż wczoraj, chociaż do komfortu termicznego daleko. Oczywiście na Mieszka I czerwona fala była dziś niezawodna. 
Powrót zupełnie inny, zero wiatru, przyjemna temperatura i oczywiście piękne słońce. Do Bytomskiej po raz pierwszy jechałem z Danielem. Daniel dojeżdża z Polic... samochodem ;) Jednak po zamknięciu mostu auto zostawia w okolicach Porto Grande i w dalsza podróż udaje się rowerem. Bardzo dobry sposób na rozpoczęcie :) Po tygodniu dojazdów zastanawia się nad miejscem troszkę bardziej oddalonym od naszego miejsca pracy gdzie mógłby bezpiecznie zostawiać auto i dojeżdżać rowerem. Jakieś pomysły?
Droga do domu standardowa, lecz tym razem wyjątkowo pusta. Ruch pieszych minimalny auta również gdzieś poznikały. W momencie gdy dojechałem do Piastów zobaczyłem gdzie wszyscy stoją ;) Potężny korek utworzył się na Piastów i pewnie dalej również tak było... przyczyną był wypadek na Mieszka I. Jeden pas zajęty, policja steruje ruchem. Zamiast stać w korku w samochodzie dzisiaj spokojnie ruszyłem w kierunku.... Kołbaskowa ;) Dodatkowe kilometry bardzo mi się przydadzą. Do końca miesiąca został jeden dzień... do przejechania 80 km... Mam pewne obawy co do wykonania planu. W normalnych warunkach może nie byłoby problemu.... Zobaczymy juto.
 

 
 

 
 

 
  
Obok korków :)
 

 
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 53.40km
  • Czas 02:21
  • VAVG 22.72km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 5.4°C
  • HRmax 156 ( 82%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 1318kcal
  • Podjazdy 332m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

DDP - dzień czwarty - wypadek na przejeździe kolejowym

Czwartek, 26 lutego 2015 · dodano: 26.02.2015 | Komentarze 4

To już czwarty dzień dojazdów do pracy. Dla Grześka to pewnie nie byłoby żadne wydarzenie ale ja ósmy dzień z rzędu jeżdżę na rowerze. Taka seria wyjazdów nie zdarzyła mi się nigdy! Za każdym razem gdy zbliżałem się do pięciu wyjazdów musiał być jakiś dzień przerwy. Przez te osiem dni udało mi się przejechać 425 km, czyli prawie połowę założonego dystansu na krótki luty. Do przejechania miałem 1 000 km z czego zostało do zrobienia jedynie 125 km i dwa dni ;) Może się uda i dam radę. Jutro drobne 25 km czyli do pracy i z pracy (przydałoby się zrobić jakieś zakupy, bo zaczyna brakować jedzenia), a w sobotę jakaś seteczka? :) 

Droga do pracy w lekkim mrozie, zazwyczaj ostatnio tak jest. Nad ranem -4° C do -2°C, a po pracy 6° C do 8° C. Po raz kolejny miałem czerwoną falę na Południowej i Mieszka I. Tak jak pisze Siwobrody, ruch zoptymalizowany jest pod kątem samochodów. Trzeba się z tym pogodzić jeżdżąc do pracy i czasem troszkę nagiąć przepisy i przejechać na czerwonym świetle (oczywiście zachowując dużą ostrożność). W pracy pojawiłem się przed ósmą i jak się okazało byłem drugi raz później niż Piotr. On chyba do pracy jeździ szybciej ode mnie ;) 
 
Po pracy powrót ponownie z Piotrem. Jednak tym razem bez "atrakcji" w stylu Wyspa Pucka. Wczorajsza jazda wystarczy mi na pewien czas. Wracam standardową drogą kierując się na Warzymice. Wcześniejszy plan powrotu zakładał wspólny przejazd do Przecławia gdzie każdy miał jechać w swoją stronę. Słyszeliśmy o wypadku na przejeździe kolejowym ale to co zobaczyliśmy przerosło nasze największe wyobrażenie. Potężna wywrotka leżała na boku, a w rowie przy płocie zmiażdżony dostawczak. Pociąg stał w znacznej odległości od przejazdu. Podobno niemiecki maszynista mimo lekkich obrażeń nie zdecydował się na przewiezienie do szczecińskiego szpitala na badania. Do szpitala został natomiast przetransportowany kierowca ciężarówki oraz kierowca i pasażerka Renault Traffic.  Mimo iż ruch kołowy był zablokowany przez Policję oraz straż pożarną udało nam się przeprowadzić rowery przez przejazd. Za przejazdem mogliśmy ruszyć normalnie w stronę Będargowa. Na rondzie rozstaliśmy się. Piotr pojechał w stronę Stobna, a ja po raz nie wiem który mozolnie potoczyłem się pod Warnik. Nie miałem specjalnych planów na czwartkową jazdę więc nie przesadzałem z dystansem. W okolicach Nadrensee zaczęło się robić ciemno i zimno, ubrałem wiatrówkę wyjętą z plecaka i przez Rossow, Kołbaskowo i Przecław wróciłem do domu.
Nie jechało mi się tak dobrze jak dzień wcześniej, może to wina przeziębienia które mnie dopadło podstępnie. W tej chwili z fazy bolącego gardła przeszło w fazę cieknącego nosa... Czas chyba odrobinę się podleczyć, tym bardziej że weekend (szczególnie niedziela) nie zapowiadają się pogodowo zbyt fajnie.
    

Pociąg DB uderzył w wywrotkę, która zmiotła z jezdni małą furgonetkę  
 

Wywrotka na boku 
 

W wypadku ucierpiały 4 osoby... dwie ciężko  

Kategoria 50 - 100 km, DDP


  • Dystans 73.78km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 23.30km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Temperatura 5.7°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 1509kcal
  • Podjazdy 356m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

DDP - światło czerwone - chcesz przejść naciśnij przycisk

Środa, 25 lutego 2015 · dodano: 25.02.2015 | Komentarze 2

Mam dość tej kobitki, która co chwila na ul. Mieszka I powtarza mi w kółko "światło czerwone - chcesz przejść naciśnij przycisk". Przecież to jest nonsens. Naciskam jeden przycisk przejeżdżam przez połowę jezdni, muszę się zatrzymać aby nacisnąć kolejny przycisk i czekać aby przejechać drugą połowę jezdni. Ciekawe co myślał (albo nie) ten co projektował te światła? Czy może myślał ten "ktoś", że docelowym punktem rowerzysty/przechodnia jest połowa jezdni?? Czy dla kogoś celem może być wysepka między jezdniami? :) Zresztą dzisiaj miałem wyjątkowego pecha. Czerwone światło paliło się na każdym skrzyżowaniu do którego podjeżdżałem... To się nazwya "czerwona fala". Fajny byłby pilot do tych przycisków, które trzeba nacisnąć aby zapaliło się zielone światło. Przykłady, są poniżej? ;)
 
Mimo tych wszystkich czerwonych świateł i przygody z kluczami, po które się musiałem wracać cały i zdrowy dotarłem do pracy.
Jak się okazało po raz pierwszy nie sam przyjechałem na rowerze. Wcześniej rowerem przyjeżdżał Danel, który pakował rower do auta, dojeżdżał w okolicę kapitanatu portu i resztę drogo pokonywał rowerem. Dzisiaj oprócz nas dwóch rowerem przyjechało jeszcze dwóch Piotrów!!! Znany wszystkim Piotr vel leszczyk (tym razem bez Magneto) i drugi Piotr S. :)
   

ul. Południowa (przy Makro)  
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I  - ul. Lednicka  
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Białowieska    
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Milczańska  
 

 Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Bohaterów Warszawy - al. Powstańców Wielkopolskich

Jako, że Piotrek "leszczyk" chciał wykorzystać dobrą pogodę aby nabić troszkę kilometrów postanowiliśmy wrócić razem przez Wyspę Pucką... Oj to był straszny błąd. Tyle błota to ja dawno nie widziałem. Jak na nieszczęście nie przewidziałem, że będziemy korzystać z takich dróg i zdjąłem błotniki... Przyznaję się, że kompletnie nie potrafię jeździć technicznie. Ile razy przejeżdżam przez takie miejsca oczami wyobraźni widzę siebie wyglądającego jak zawodnik po zapasach w błocie. Tym razem udało mi się przejechać bez wywrotki, ale od razu  mówię, że nie będę tam częstym gościem ;)
Horrorem był przejazd przez szosę Floriana Krygiera (dawniej autostrada Poznańska). Nikt nie zwracał uwagi na dwa czekające na przejazd rowery. W końcu zlitowało się wojsko! Na armię jednak można liczyć. Wojskowy Honker nas przepuścił i mogliśmy jechać dalej. Przez Ustowo i kolejne błoto między Usowem a Przecławia dotarliśmy do celu. W Przecławiu się pożegnaliśmy i każdy pojechał w swoją stronę. Do domu co prawda miałem dość nie daleko ale dotarcie do niego przez Tantow, Krackow zajęło mi troszkę czasu ;)
 

Ruszamy z pracy  


Wyspa Pucka - Piotrek z przodu  
 

Droga Ustowo - Przecław, a on znowu prowadzi  
   
 

 
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP


  • Dystans 23.99km
  • Czas 01:10
  • VAVG 20.56km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 153 ( 80%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 680kcal
  • Podjazdy 115m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - ostrożnie

Wtorek, 24 lutego 2015 · dodano: 24.02.2015 | Komentarze 0

Po wczorajszych przygodach na torach przy ulicy Dworcowej dzisiaj jechałem nadzwyczajnie ostrożnie, a co za tym idzie wolno... ;) Specjalnie nie opóźniło to mojego dojazdu do pracy. Dojechałem w odrobinę ponad pół godziny.
Rano zweryfikowałem straty po upadku. W sprzęcie jedynie zatyczka kierownicy, którą wymieniłem na jakąś starą od Treka. W ciuchach brak strat. Żółta deszówko-wiatrówka, która wydawała mi się najbardziej narażona na uszkodzenie po upraniu jest jak nowa. Spodnie też nie noszą prawie żadnych śladów moich zimowych upadków. 
Najbardziej ucierpiało lewe biodro, lewe kolano i moja psychika. Podjeżdżając do torów staram się je pokonać jak najbardziej prostopadle. Musi pewnie minąć troszkę czasu do momentu gdy będę to robił bardziej odruchowo.
Na dzisiaj obrazek "prawie z pracy" :) Widok z okien biura w którym pracuję jest niepowtarzalny :) 
 

Prawie w pracy
   

Kategoria mini, solo, DDP


  • Dystans 24.61km
  • Czas 01:10
  • VAVG 21.09km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 727kcal
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - rowerowe abecadło

Poniedziałek, 23 lutego 2015 · dodano: 23.02.2015 | Komentarze 1

Drugi dzień dojazdów rowerem do pracy. Wbrew temu co większość wróżyła nie było kompletnego paraliżu miasta. Pierwszy, pracujący dzień bez kluczowego dla Szczecina mostu Długiego był prawie bez korków. Koledzy z pracy, którzy dojechali samochodami chwalili, że zarówno dojazd do pracy jak i powrót do domów odbył się bez problemowo.
Ze mną było odrobinę inaczej. Po raz kolejny wyszedł mój kompletny brak doświadczenia w poruszaniu się rowerem po mieście.
Droga do pracy bardzo przyjemna. Jechało się szybko w fajnej temperaturze, nie było ani za zimno ani za ciepło. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom było również sucho. Jedyne co mnie dzisiaj wkurzało to notorycznie palące się czerwone światła na Mieszka I. Mimo, że samochody jadące w tym samym kierunku miały zielone na ścieżkach i przejściach paliło się czerwone. Normalnie na każdych światłach (co kilkaset metrów) trzeba się zatrzymywać, naciskać przycisk z żądaniem zmiany światła, odczekać przynajmniej jeden cykl i wtedy już można przejechać. 
Troszkę zmieniłem trasę przejazdu od czasu gdy jechałem z "NIM". Zamiast jechać Narutowicza wybrałem dojazd do Potulickiej ulicą Sowińskiego, a potem nowym chodnikiem przy Potulickiej do Czarnieckiego i Owocowej. Na Potulickiej minąłem się z Jarkiem "Gadzikiem" (kto obejrzy uważnie film znajdzie go pewnie). Do pracy dojechałem po drodze zahaczając jeszcze ul. Kanał Parnicki - pewnie nie wielu wie, że jest w Szczecinie taka ulica :)
Potem prościutko do pracy. Po 33 minutach byłem na miejscu. To mniej więcej tyle samo ile zająłby mi dojazd samochodem. 
 

Zamknięte skrzyżowanie Wyszyńskiego / nab. Wieleckie
 
Powrót z pracy już nie był tak lajtowy. Po pierwsze rozpadało się więc trzeba uważać na śliską nawierzchnię, a po drugie wiatr delikatnie się wzmógł i wiał w kierunku przeciwnym do kierunku jazdy ;) Nie ma przebacz i trzeba jakoś wrócić. Okulary dość szybko przestały być przejrzyste. Gdy jechałem były mokre, gdy stawałem natychmiast parowały. No nic jedziemy. Do Energetyków pustymi ulicami. Po drodze mnóstwo policji i straży miejskiej. 
Pierwsze ostrzeżenie dostałem już przy tymczasowej operze.  Przy próbie wjazdu pod nieodpowiednim kątem na niewysoki krawężnik zarówno przednie koło jak i tylne złapało uślizg. Na szczęście udało mi się wyprowadzić rower i wyjść z poślizgu. Przejechałem spokojnie przez most tym razem z drugiej strony, przeszedłem/przejechałem przejście na nab. Wieleckim oraz Wyszyńskiego i ruszyłem prosto w stronę poczty. Przy poczcie wjechałem na mokrą kostkę na Dworcowej. Przy poczcie stał tramwaj, który chciałem ominąć z lewej strony. Niestety nie pomyślałem o tym, że aby minąć tramwaj z lewej strony muszę przejechać przez tory. Nie muszę mówić jak się to skończyło.... Pojechałem przez chwilkę tak jak prowadzą tory i zaliczyłem klasyczną glebę na kostce.
Wiem dobrze o tym, że tory pokonuje się jak najbardziej prostopadle, bardzo uważam na to aby tak jeździć. W miejscu gdzie pracuje jest sporo torów i za każdym razem bardzo starannie wybieram TOR jazdy aby je pokonać. Przecież to jest rowerowe ABECADŁO! Tory, krawężniki podjeżdżamy możliwie jak najbardziej prostopadle!!!
Przygoda na torach kosztowała mnie zbite biodro i lekko stłuczone kolano. Straty w sprzęcie na razie ograniczyły się do rozwalonej zatyczki ESI w kierownicy. Więcej nic nie zauważyłem. 
Mam nadzieję, że lekcja z dzisiaj pozwoli mi uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Jeśli ktoś to przeczyta i będzie stosował się do tej zasady ma sporą szansę nauczyć się czegoś na cudzych błędach.
   
Na filmie przejazd od ul. Sowińskiego przez Potulicką do Czarnieckiego. Energopol obiecał, że zrobi chodnik i zrobił ;)
   
Od Sowińskiego do Czarnieckiego
  
  
Kategoria mini, solo, DDP


  • Dystans 72.47km
  • Czas 02:43
  • VAVG 26.68km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 2.7°C
  • HRmax 146 ( 76%)
  • HRavg 123 ( 64%)
  • Kalorie 1292kcal
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Właśnie tyle mi brakowało

Niedziela, 22 lutego 2015 · dodano: 22.02.2015 | Komentarze 2

Właśnie około 70 kilometrów brakowało mi abym dobił do 700 km przejechanych w lutym. Do końca miesiąca zostało jedynie 6 dni, a do założonego celu pozostało jeszcze 300 km. Będzie ciężko i może się nie udać. Broni w każdym bądź razie nie składam. Od jutra regularna jazda do pracy rowerem bez względu na pogodę. W poniedziałek i wtorek będzie problem aby dokręcić coś ekstra. Jednak od środy można coś dorzucić do trasy "pracowej". No i liczymy na łaskawą sobotę. Jeśli się nade mną zlituje to na koniec miesiąca jakąś setkę będzie można zrobić i tym sposobem załatwić realizację celu.
Co do dzisiejszego wyjazdu to muszę się przyznać do pewnego deja vu. Kiedyś miałem to samo co dzisiaj. Za żadne skarby nie mogłem złapać pełnego oddechu i zmusić serducho do tego aby zaczęło pompować krew bardziej intensywnie. Średnie tętno 123 ud/min i maksymalne 146 ud/min mówią wszystko. Nawet gdy chciałem coś mocniej podjechać to już po chwili brakowało powietrza i odcinało mnie. Więc darowałem sobie te próby i spokojnie przejechałem dystans. Przy okazji po raz pierwszy pojechałem drogą łączącą Mewegen z Bock. Wąska, równiutka asfaltowa droga z kilkoma hopkami. Zawsze jakieś urozmaicenie, tym bardziej, że nie lubię odcinka Plowen - Blankensee. 
Pogoda dzisiaj zmobilizowała wielu rowerzystów i kolarzy. Widziałem sporo szos, jadących głównie parami. To chyba znak, że sezon rozpoczął się na dobre ;)
 

Foczka

 
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 61.30km
  • Czas 02:22
  • VAVG 25.90km/h
  • VMAX 55.80km/h
  • Temperatura 8.1°C
  • HRmax 159 ( 83%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 1272kcal
  • Podjazdy 375m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

No to sobie nagrabiłem

Sobota, 21 lutego 2015 · dodano: 21.02.2015 | Komentarze 6

Plany na dzisiaj nie były zbyt ambitne. W zasadzie to wcale nie chciało mi się jeździć. Jednak w końcu po dwunastej przemogłem się i ruszyłem. Wracając do planów to jedynym celem na dzisiaj miało być poprawienie wg mnie słabego, dziewiątego miejsca na segmencie Grambow - Linken. Wiatr był sprzyjający więc nie pozostało nic innego jak spróbować się troszkę poprawić. 
Zanim dojechałem jednak do Grambow musiałem pokonać ponownie podjazd pod Warnik. Po raz drugi z rzędu zostałem porządnie wymęczony na tym segmento-podjeździe. Czas przejazdu pierwszych 10 km - 28 minut mówi wszystko za siebie. Dojechałem do Schwannenz i zrobiłem coś czego nie miałem robić. Przejechałem segment Schwennenz - Grambow. Nie miałem tego robić bo chciałem na swój główny cel wjechać wypoczęty. Niestety skusiłem się i przejechałem go w czasie 2:47,4 czyli o ponad minutę lepiej niż mój najlepszy czas i tylko 2 sekundy gorzej od najlepszego czasu na tym segmencie, który oczywiście należy do Grześka (co nie dziwi). Odrobinę zmęczony dojechałem do Grambow i zaatakowałem z biegu kolejny segment. W to co zobaczyłem później długo nie mogłem uwierzyć. Segment Grambow - Linken przejechany w 5:11,8... nie będę pisał o ile poprawiłem swój czas. Napiszę tylko, że poprawiłem najlepszy czas segmentu - oczywiście należący do Grześka o 25 sekund. Średnia prędkość na tym odcinku wyniosła 41,22 km/h!
No to sobie pomyślałem, że plan wykonany z nawiązką i z czystym sumieniem mogę wrócić do domu. Z radości postanowiłem wrócić troszkę naokoło, przez Krackow. Przejeżdżając przez Glasow Garmin zasygnalizował kolejny segment. Nigdy jeszcze nie jechałem tą drogą więc postanowiłem się skusić. Ruszyłem bez przekonania. Przez większość odcinka miałem 3-7 sekund straty do lidera segmentu, można oczywiście zgadywać kto nim był...:) Nikt się nie pomylił. Liderem oczywiście był Grzesiek. Na hopkach pogodziłem się, że nie mam z nim szans. Tym większe było moje zdziwienie gdy przewaga zaczęła topnieć i to ja zyskiwałem cenne sekundy. To jeszcze bardziej zmotywowało mnie do walki. Skutecznie zmobilizowało, bo segment został przejechany o 4 sekundy szybciej niż lider ;) Przypadkowo zahaczony segment Grześka i znowu udało się przejechać go szybciej. Chyba tym sposobem nagrabiłem sobie... ;)
Na deser zostawiłem sobie ostatni segment  Nadrensee - Ladenthin. Nie liczyłem tu na jakieś spektakularne sukcesy, a jednak udało mi się poprawić swój dotychczasowy wynik o prawie dwie minuty. Z wynikiem 9:00,1 wskoczyłem na 3 miejsce w segmencie, którego liderem jest.... ups... nie jest to Grzesiek, saren86 z czasem 8:13,1! Grzesiek na tym segmencie jest dopiero 5!!! Wyprzedza go saren86, wober007, Bartek i ja ;) Podjazd pod oborę w Ladenthin pokonałem już na piekących nogach. 
Muszę się przyznać, że nie spodziewałem się aż takich wyników. To kolejny element motywujący do jeszcze mocniejszej pracy.
  

Nadrensse
 
UPDATE

To nie jest żaden fake ani zabawa w fotoszopie :) To nieprawdopodobna historia :)
 
Na początek proponuję wpis i zrzut z 18.01.2015
 
 
  Stan na 18.01.2015

Zrzut z 21.02.2015 ;) Niemożliwe stało się możliwe ;)
 

    
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 56.46km
  • Czas 02:26
  • VAVG 23.20km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • HRmax 149 ( 78%)
  • HRavg 122 ( 64%)
  • Kalorie 995kcal
  • Podjazdy 330m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wszystko na "nie"

Piątek, 20 lutego 2015 · dodano: 20.02.2015 | Komentarze 1

Zaczęło się od tego, że ciężko mi się było zebrać do wyjścia. Czekałem kilka godzin aby w końcu ruszyć. Powodów do NIE wyjścia znajdowałem mnóstwo. Raz było za zimno, drugi raz nie było zapowiadanego słońca, a jeszcze innym razem za mocno wiało. W końcu w samo południe klamka zapadła - ruszam. Raczej wolno i spokojnie. Myślę sobie - rozgrzeję się i będzie lepiej... Niestety nie było lepiej, a wręcz przeciwnie było gorzej. Dwukilometrowy podjazd pod  Warnik rozbił mnie kompletnie. Nie dość, że pod górkę to jeszcze pod "wicher". Wiatr wiał dokładnie z każdej strony, oczywiście pomijając wianie w plecy... Jak się okazało później, przez całą drogę jechało mi się dziś kiepsko. Nie wiem czym to było spowodowane? Pogoda, ciśnienie, a może zwykły dołek fizyczny? Gdybym dysponował przyciskiem "TELEPORT DO DOMU" pewnie bym go użył po kilku kilometrach. Dobrze, że nie ma takich przycisków. Bo wtedy nie docenialibyśmy jazdy w idealnych warunkach. Może jutro będzie lepiej? Zapowiada się iście wiosenna temperatura, bo ma być aż 10° C, choć dziś temperatura nie była najgorsza, bo przecież 6° C w zimie to niezły wynik. Jednak mimo tak wysokiej temperatury w trakcie jazdy założyłem drugą czapkę bo strasznie zmarzłem w głowę... Po raz pierwszy jechałem w dwóch czapkach i żałowałem tylko, że nie zabrałem Buffa z windstopperem i polarem. Następnym razem będę mądrzejszy. 
 

Za Plowen
  
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 57.64km
  • Czas 02:17
  • VAVG 25.24km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 5.8°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 1411kcal
  • Podjazdy 415m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Premiera DDP z niespodzianką

Czwartek, 19 lutego 2015 · dodano: 19.02.2015 | Komentarze 8

Na dzisiaj miałem zaplanowaną inaugurację "DDP". Tylko raz do tej pory przyjechałem rowerem do pracy. Zawsze wybierałem auto. Tym razem wszystkie argumenty wskazują na to aby do pracy jeździć rowerem. Postanowiłem sprawdzić jak to będzie wyglądało w praktyce. Od razu zdradzę, że Dojazd Do Pracy na rowerze jest w porządku. Przyznam się, że obawiałem się jazdy po mieście. Zazwyczaj jeżdżę przecież pustymi drogami w Niemczech gdzie kierowca omija rower jadący w tym samym kierunku szerokim łukiem. Jednak nie było tak źle jak się spodziewałem. Kierowcy zatrzymywali się na przejazdach dla rowerów aby mnie przepuścić i nikt nie trąbił dziś na mnie. Choć raz zasłużyłem na ostry %$#&*. 
No dobrze, zacznijmy od początku. Nie wiem czy to było spowodowane niepokojem przed jazdą ale dzisiaj spałem wyjątkowo czujnie. Pobudka miała być o 6-tej, jednak budząc się co chwila od 5-tej wstałem przed czasem. Szybka kawa, bułka, prysznic i przed siódmą byłem  gotowy do wyjazdu. Tutaj pierwszy znak zapytania... co, jak i kiedy jeść? Pomyślę później.... Ok 7 ruszam do pracy. Pierwsze kilometry wyjątkowo sprawnie. Ruch znikomy i żadnych kłopotów z autami. Tak dojeżdżam w okolice CH Molo. Na horyzoncie widzę rower. Myślę sobie, spokojnie dam radę go dogonić. Gdy tylko się odrobinę zbliżyłem już wiedziałem, że łatwo nie będzie. Poznałem białe błotniki i czarno-biały strój. To musiał być "ON"! Jeśli "ON" jedzie przed tobą to zapomnij, że go złapiesz... chyba, że masz szczęście jak ja :) Musiał zwolnić na światłach, choć pierwsze dwa pokonał przy... ups... na trzecim "GO" złapałem! :) Ufff, kosztowało mnie to kilka mocniejszych nacisków na korbę, ale warto było - wreszcie mogłem z "NIM" pojechać! Przez chwilę jedziemy równo i rozmawiamy. Jednak to nie trwa długo, wjeżdżamy na asfalt na Narutowicza, dość szybko a "ON" znika tak jak ja bym stał!!! Tak przecież nie można... :( Na szczęście drugi raz tego dnia mam farta. Rozkopana Potulicka i piesi zajmujący cały chodnik umożliwiają mi dotarcie do "NIEGO". Znowu jedziemy razem. Owocowa, przy dworcu w dół wjeżdżamy na rondo Kolumba / nab. Wieleckie. "On" pokazuje mi abym zwolnił, wskazując niebezpieczeństwo. Nie pomyślałem i wyprzedzam "GO"... Ten głupi ruch na szczęście nie skończył się tragicznie... Tramwaj jechał powoli, a ja zdążyłem uciec. Pierwsza nauczka... W mieście oczy dookoła głowy!
Żegnam się z "NIM" na nab. Wieleckim.
Po 28 minutach jestem w pracy. Całkiem dobry wynik. Kilka minut wolniej niż bym jechał autem... do jutra. Od poniedziałku wszystko się zmieni :) 
O tym następnym razem....
 

"ON"
 

"JA"
   

Kategoria 50 - 100 km, solo, DDP