Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:1267.81 km (w terenie 25.00 km; 1.97%)
Czas w ruchu:44:00
Średnia prędkość:28.81 km/h
Maksymalna prędkość:61.30 km/h
Suma podjazdów:6672 m
Maks. tętno maksymalne:169 (88 %)
Maks. tętno średnie:154 (81 %)
Suma kalorii:24087 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:66.73 km i 2h 18m
Więcej statystyk
  • Dystans 43.23km
  • Czas 01:22
  • VAVG 31.63km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 18.6°C
  • HRmax 149 ( 78%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 746kcal
  • Podjazdy 255m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Historia się lubi powtarzać

Niedziela, 28 czerwca 2015 · dodano: 28.06.2015 | Komentarze 3

Dokładnie tak samo jak tydzień temu po maratonie w Choszcznie i tym razem na niedzielę zaplanowałem "czil". Również tak samo jak w ubiegłą niedzielę nie wytrzymałem w swoim postanowieniu i uciekłem pojeździć. Tym razem odrobinę sobie skróciłem dystans i zamiast z Tantow pojechać do Penkun wróciłem do domu przez Rosówek. Założone wczoraj plastry zdjąłem nieopatrznie dzisiaj rano sądząc, że nie będę jeździł, po zmianie decyzji przydałyby się bardzo. Znowu dokuczał mi ten cholerny Achilles. Muszę jeszcze tydzień wytrzymać i po Świdwinie coś z tym zrobię, bo nie sądzę żeby nastąpiła jakaś radykalna poprawa. Na razie się cieszę jedynie, że stan się nie pogarsza (tak mi się wydaje przynajmniej). :)
Dzisiaj znowu na drodze spotkałem sporo kolarzy i rowerzystów. Motywowali mnie do zabawy w "złap mnie". Nie było dzisiaj trudno i bez żadnych problemów złapałem wszystkie swoje "cele" nie męcząc się przy tym za bardzo ;)
To było zdecydowanie lajtowe popołudnie :)
 

Coś mi to przypomina... ;)


Kategoria do 50 km, solo


  • Dystans 151.25km
  • Czas 04:15
  • VAVG 35.59km/h
  • VMAX 52.10km/h
  • Temperatura 18.4°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 154 ( 81%)
  • Kalorie 2704kcal
  • Podjazdy 474m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przerwana passa - Gorzowski Maraton Rowerowy

Sobota, 27 czerwca 2015 · dodano: 27.06.2015 | Komentarze 10

Start w 1. Gorzowskim Maratonie Rowerowym był czwartym startem w ramach Pucharu Polski w szosowych maratonach rowerowych w tym roku. Muszę się po cichu przyznać, że po raz kolejny podchodziłem z ogromną rezerwą do tego startu. Achilles nie przestał mi dokuczać o czym się przekonałem podczas czwartkowego wyjazdu z Pawłem i ostatnio za bardzo to ja nie jeździłem. Tradycyjnie już w tym roku zaplanowaliśmy start na dystansie MEGA. Ponownie ruszyliśmy stałą ekipą czyli Artur "Diabeł" (nasz super lider), Krzysiek "Blady" (nasz najambitniejszy zawodnik) oraz ja :) Tym razem los ponownie nie był dla mnie łaskawy. Podczas losowania dostałem grupę startującą o 9:39, natomiast Artur i Krzysiek razem mieli startować 3 minuty po mnie. Gdy dowiedziałem się o tej konfiguracji pogodziłem się z porażką i wyrównaniem stanu rywalizacji z Krzyśkiem, bo do Diabła mi daleko. Kwestią otwartą pozostawał tylko czas w jakim mnie dopadną. Grzesiek, tydzień temu potrzebował około 30 minut i 20 km aby startując 3 minuty po mnie dopaść moją skromną osobę. Jako, że Grzesiek jest niepowtarzalny dałem chłopakom około godziny... :) Jednak przyznam się, że oglądałem się za siebie już po kilku kilometrach. Start maratonu usytuowany był w podgorzowskiej miejscowości Racław. Początek trasy do podjazd po słabym asfalcie. Uczulony startem w Gryficach ruszyłem na przód jako jeden z pierwszych. Okazało się, że te kilkaset metrów miało niebagatelny wpływ na moje dalsze losy. Podczas schodzenia ze swojej zmiany na dziurawym asfalcie chcąc ominąć dziurę aby nie skończyć maratonu po kilometrze zostałem potrącony przez jednego z chłopaków i zanim złapałem równowagę i rytm moja główna część grupy była już kilka metrów przede mną. Nie było szansy (jak dla mnie) ich łapać, pozostało czekać na Krzyśka i Artura. Nie robiłem tego bezczynnie, mijały kolejne kilometry, a ja jadąc samotnie obracając się liczyłem na pomoc. W końcu na starej "trójce" doszło mnie dwóch chłopaków z AGA TEAM. Tego właśnie potrzebowałem. Uczepiłem się kurczowo koła i wreszcie mogłem odpocząć. Po jakimś czasie gdy już złapałem oddech starałem się im pomóc wychodząc na swoje zmiany. Po 40 kilometrach okazało się, że pobiłem swoją życiówkę z Choszczna i dystans ten przejechałem w 1:03.22.! Muszę przyznać, że super jechało mi się z chłopakami. Jednak dalej obracałem się do tyłu wyglądając Artura i Krzyśka. Gdy wjechaliśmy na drogę 151 zauważyłem za plecami pogoń. Ucieszyłem się, że zajęło to im ponad godzinę. Gdy już nas dogonili krzyknąłem "cześć Artur" ;) Jednak przy najbliższej zmianie odkryłem, że wśród trójki która nas dogoniła nie ma Artura... No cóż, trzeba jechać. Tym razem jechaliśmy już w 6 osób. Odpoczynki były dłuższe i zmiany były mocniejsze. Prędkość oscylowała mniej więcej w granicach 37-39 km/h. Wypoczęty mogłem dawać takie zmiany. W takiej konfiguracji dokończyliśmy pierwsze kółko i zaczynaliśmy drugie. Jednak na PK doszło do małego zamieszania i nasz skromny peleton porwał się na dwie części. Ja zostałem z tyłu z chłopakami z AGA TEAM, a "harty" poszyły do przodu. Jednak po krótkiej naradzie zapadła decyzja "zespawania" grupy. Kosztowało to nas sporo energii ale się udało. Z perspektywy czasu widzę, że była to niepotrzebna strata energii, bo po kilkunastu kilometrach ponownie się podzieliliśmy. Jednak w troszkę innej konfiguracji 2-1-3. Nasza trójka została z tyłu "strażak" z Gorzowa w środku, a harty uciekły. Jeden z chłopaków w mojej grupie został bez wody więc zarządziliśmy postój na PŻ. Woda do bidonów i dalej w drogę. Po chwili dochodzimy "strażaka", który wypoczywa na naszym kole przez kilka zmian. Później jedziemy już solidarnie razem. Każdy ciągnie zmiany tyle ile może i na ile go stać. Coraz częściej atakują nas skurcze i prędkość troszkę spada. Przy pokonywaniu wiaduktu nad S3 na wysokości Baczyny dzięki swojej nieuwadze tracę koło i chłopaki mi odchodzą. Mimo desperackiej, kilkusekundowej próby pogoni nie udaje mi się ich dojść. Od tej pory jadę już sam. Obracam się i nie widzę szans na żadną pomoc. Zmuszam się do walki z samym sobą. Skurcze przechodzą z łydek na uda ale na szczęście dzięki radą Romka (dzięki WOBER) nie dokucza mi Achilles. Ostatnie kilometry pokonuje jak mówi Romek "siłą woli" zmuszam się do myślenia, że to tylko malutka część całego maratonu i głupio byłoby gdyby teraz mnie dogonili Artur i Krzysiek. Ze skurczami udaje mi się jakoś dojechać do mety. Wpadam wyczerpany i patrzę na zegarek. Odliczam kolejne sekundy do przyjazdu chłopaków. Woda, drożdżówka i dalej ich nie ma. Po ponad 9 minutach zjawia się Artur. 6 minut przewagi to sporo jak na takiego koksa jak Diabeł ;) Moja radość nie ma granic!!! Po prawie dwóch latach skończyła się passa moich porażek z Arturem. Nie znaczy to, że nie wygrałem z nim nigdy. Inaczej... nigdy z nim nie wygrałem gdy jechaliśmy na takim samym typie roweru :) Może to będzie tylko raz ale i tak się bardzo z tego cieszę. Krzysiek również przyjechał nadspodziewanie szybko. Stojąc na mecie z Arturem liczyliśmy na co najmniej pół godziny. Tymczasem Krzysiek przyjechał kilkanaście minut po Arturze.
Tyle na gorąco :)
Na koniec muszę pochwalić organizatorów. To najlepiej oznaczony maraton ze wszystkich w których startowałem do tej pory. Kolejne plusy to parking i start, fajne punkty żywnościowe ;)
Wyniki:
M4S MEGA: 6/?
OPEN MEGA: 21/?

  
Do startu gotowi...


Dzięki Romek!!!



  • Dystans 65.98km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 28.08km/h
  • VMAX 53.80km/h
  • Temperatura 21.6°C
  • HRmax 165 ( 86%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 1460kcal
  • Podjazdy 327m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krzywy las

Czwartek, 25 czerwca 2015 · dodano: 25.06.2015 | Komentarze 2

Ile warte są moje postanowienia? Tyle co nic!!! Po niedzielnej jeździe obiecałem sobie, że do maratonu w Gorzowie nie wsiądę na rower. Bolący Achilles coraz mocniej przeszkadzał mi w jeździe, a jedynym sposobem na uspokojenie tego złośliwca jest ograniczenie aktywności związanej z jego naciąganiem do minimum. Dobrze mi szło trwanie w tym postanowieniu ale niestety do dzisiaj. Wracając autem po pracy mijałem mnóstwo rowerzystów. Patrząc na nich z zazdrością w duszy powtarzałem sobie - nie skusicie mnie, muszę odpocząć. Zaparkowałem auto, wchodzę do domu i spotykam gotowego do wyjazdu Pawła. Od razu proponuje mi wspólny wyjazd. Twardo odpowiadam, że muszę odpocząć, że boli mnie noga, że dam sobie dzisiaj spokój. Chwilę jeszcze rozmawiamy i w trakcie tej pogawędki pada propozycja "lajtowej" wycieczki do Krzywego Lasu za Gryfinem. Chwila zastanowienie i jestem przekonany. Znowu wygrał głód rowerowy z rozsądkiem. 
Zaraz po wyjściu z domu poczułem trzydniową świeżość. Zamiast spokojnego tempa i oszczędzania nogi zaczęliśmy cisnąć całkiem mocno. Pierwsze dwie dziesiątki poszły w 40 minut.... dopiero za w Gryfinie sytuacja się lekko uspokoiła. Jednak było już za późno. Noga odezwała się ponownie. Dalej starałem się ją oszczędzać, układając tak stopę aby nie naciągać Achillesa. Taka jazda powodowała ciągłe pedałowanie na zgiętym kolanie. To był kolejny błąd, bo po następnych dziesiątkach kolano zaczęło się odzywać... Na szczęście stało się to pod sam koniec jazdy. Ostatnie 2-3 kilometry przejechałem praktycznie na prawej nodze.
Czekamy do soboty, zobaczymy co będzie? Przecież nic się nie stanie jak "oszczędzę" nogę i dam sobie spokój...
Pożyjemy, zobaczymy....









  

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 60.02km
  • Czas 01:55
  • VAVG 31.31km/h
  • VMAX 61.30km/h
  • Temperatura 12.7°C
  • HRmax 148 ( 77%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 967kcal
  • Podjazdy 392m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Za jutro

Niedziela, 21 czerwca 2015 · dodano: 21.06.2015 | Komentarze 0

Co prawda miałem dzisiaj dać odpocząć mojemu Achillesowi lecz niestety nie udało mi się cały dzień wysiedzieć w domu... Nudne stało się leżenie, jedzenie i siedzenie przed kompem... Ile tak można? Wytrzymałem do 18:30 i po zjedzeniu zbyt obfitej kolacji zdecydowałem się wyjść w końcu z domu. Drugi raz rzędu zapowiadane prognozy się nie sprawdziły. Wczoraj w Choszcznie miało padać i to mocno, a jedyne co spadło z nieba to leciutka mżawka przez 3 minuty. Dzisiaj również miało padać podobno cały dzień, a deszczowo było jedynie do południa. Gdy wychodziłem termometr wskazywał idealne 16°C. Zero wiatru i ładne słońce. Ubrałem się na krótko i ruszyłem przed siebie. Trasę wyznaczałem sobie na bieżąco szacując mniej więcej tak aby około 21. znaleźć się  w domu. Czasu wystarczyło na Penkun. Do Penkun jechało się rewelacyjnie. Do miasteczka dotarłem po godzinie przejeżdżając 32 km. Cała moja praca niestety poszła na marne na kostce przy oborach i stadninie. Piaskowe pobocze zastawione niemieckimi autami uniemożliwiało przejazd po piasku. Została parszywa kostka, która skutecznie obniżyła moją prędkość. Dopiero przy zamku mogłem wrócić do wcześniejszego tempa. Niestety nie udało się już wszystkiego nadrobić. 
Achilles nadal boli i to od samego początku. Wiem, że przy dwóch ostatnich wyścigach będę potrzebował tabletek. Później dam nodze troszkę odpocząć, do sierpnia bo wtedy mamy czwarte Miedwie ;)
Dzień odpoczynku przeniosłem na jutro. Pomęczę się autem do pracy i przy okazji zawiozę nowe ręczniki i ciuchy na zmianę ;)
 

Nadrensee - Pomellen
 
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 150.00km
  • Czas 04:29
  • VAVG 33.46km/h
  • VMAX 57.10km/h
  • Temperatura 12.9°C
  • HRmax 166 ( 87%)
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 2528kcal
  • Podjazdy 756m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

X Pętla Drawska - Veni Vidi niekoniecznie Vici

Sobota, 20 czerwca 2015 · dodano: 20.06.2015 | Komentarze 7

Trzeci maraton szosowy w tym sezonie już za mną. Był troszkę inny niż poprzednie dwa. Najważniejszą zmianą była grupa startowa. Po raz pierwszy w tym sezonie startowałem w pierwszej grupie startowej. W pozostałych dwóch maratonach, w których startowałem wyścig rozpoczynałem w ostatniej grupie. Pierwszy maraton w Gryficach przejechałem całkowicie sam, drugi maraton w Świnoujściu przejechałem z dwoma chłopakami za to Choszczno przejechałem mieszanie ;)
Troszkę długo zabrało mi szykowanie się do startu i w związku z tym nie miałem czasu aby się rozgrzać. Na starcie o 9:18 zameldowałem się prawie z biegu. Byłem odrobinę nie pocieszony bo w grupie ze mną miał startować Daniel, na którego bardzo liczyłem. Natomiast  3 minuty za nami startował Grzesiek. Kolejna grupa, która mnie interesowała startowała za mną aż 12 minut. W tej grupie startował Krzysiek, a z kolei 3 minuty za nim ruszał Artur. Niestety Daniel został przsunięty na starcie do następnej grupy więc musiałem zdać się na samego siebie. 
Start bardzo ostry i zaraz po wycofaniu się auta które wyprowadzało nas z Choszczna poszła mocna zmiana.  Czwórka z przodu nie schodziła z licznika. Siły wystarczyło mi na 10 km... nie tylko zresztą mi. Z szóstki która dawała zmiany zostało nas dwóch. Ustaliliśmy, że robimy zmiany po minucie i czekamy na rozwój wydarzeń. Druga dwudziestka z moim towarzyszem okazała się bardzo przyzwoita. Uzyskane tempo pozwoliło przez chwilę pocieszyć się odrobiną przewagi nad zbiliżającym się "Zbieram na bidon Team". To było wręcz nieuniknione i szczerze mówiąc jestem dumny, że przez 35 minut uciekałem przed niszczycielską siłą "ZnbT". Gdy na plecach czułem już ich oddech pogodziłem się, że to będzie krótka chwila gdy ich będę widział. Pokazałem kciuk na znak szacunku... i gdy już miałem odpuścić wpadła mi do głowy szaleńcza myśl - zabiorę się z nimi!!! Jak pomyślałem tak zrobiłem. To była chyba najlepsza decyzja jaką podjąłem w tym maratonie. Przez kolejne 20 kilometrów mogłem obserwawać jak pracuje ta znana grupa kolarska. Jeśli ktoś pomyślał teraz, że przyłączyłem się do nich aby solidarnie pracować niech się mocno... nie ważne ;) Jechałem z nimi, a w zasadzie za nimi przez kolejne 20 km. Gdybym utrzymał koło... to bym nie był sobą tylko... Grześkiem :) W między czasie trafił nam się zamknięty przejazd kolejowy przed Kaliszem Pomorskim. Na szczęście był to krótki "Smerf" i po minucie już mogliśmy jechać. Wyjazd z Kalisza Pomorskiego, zakręt w lewo i.... żegnam się z chłopakami. Ściana, którą zobaczyłem przed sobą kompletnie mnie rozwaliła. Tym bardziej, że w grupie z ZnbT jechał niejaki Tadek Przybylak. Każda jego zmiana, każda zmarszczka, którą podjeżdżał kończyła się dla mnie zgonem. Podjazd za Kaliszem zadecydował, że dalej jadę sam. Tak było przez kolejne 15 km. Jechałem i marzyłem....o szybkim kombajnie albo o wolnej ciężarówce. Nic z tych rzeczy... zamiast kombajnu pojawiła się grupka 5 chłopaków, która dała mi nadzieje na odrobinę wytchnienia. W grupie tej po raz kolejny pojawił się P. Waldemar Białek, którego urwałem z grupy ZnBT.  W między czasie zaliczyłem na trasie drugi zamknięty przejazd kolejowy. Tym razem odpoczynek trwał troszkę dłużej, bo trafił nam się pociąg osobowy do którego doczepione były platformy... Pierwszy raz widziałem taki "stwór". Sił mi wystarczyło do kolejnych pagórków. Znowu zostałem na zmarszczkach. Wcześniej został również P. Waldek. Znowu zostałem sam. Kolejna grupa, oczywiście z Panem Waldkiem na Ogonie pojawiła się na około setnym kilometrze. Około 10 osób jedzie z odpowiednią dla mnie prędkością. Problemem grupy jest brak chemii. Nikt nie wie jak jechać, grupa często się rwie, a potem trzeba spawać co kosztuje wiele siły. Po jednym z takich skoków, grupa dzieli się na 3. Pierwsza trójka ucieka, ja zostaję z chłopakiem z Polic oraz z Gorzowa i oczywiście z Panem Waldkiem. Od tej pory jedziemy w czwórkę. Pan Waldek jest na doczepkę pracujemy w trójkę. Każdy tyle ile może. Gdy czuję już, że siły mnie opuszczają na horyzoncie pojawia się kościół w Choszcznie. Dzięki temu udaje mi się wykrzesać resztki energii. ChelaMag, który wziąłem na 100 km przestaje pomagać, pojawiają się skurcze w udzie. Jednak to mały problem w porównaniu z Achillesem, który od jakiegoś czasu dokucza mi coraz bardziej. Tabletka przeciwbólowa, którą wziąłem przed startem powoli przestawała działać na pierwszych podjazdach. Lewą stopę musiałem odpowiednio układać co odbijało się na efektywności pedałowania. Końcówkę odpuściłem zupełnie. Trójka chłopaków, z Panem Waldkiem o mało co nie wjechało pod tira na rondzie w Choszcznie. Ja natomiast "majestatycznie" podjechałem ostatni podjazd za rondem i spokojnie, bez pośpiechu przejechałem metę uzyskując "imponujący" czas 4 godziny i 30 minut ;)
Wystarczyło mi to do zajęcia 29 miejsca (29/88) w MEGA OPEN i 9 (9/18) w kat M4S.
Oczywiście organizacja super, no i pogoda, która nas bardzo mile zaskoczyła. Zamiast oczekiwanego deszczu, wręcz ulewy przez 5 minut mieliśmy lekko mżawkę ;)

PS. no to na koniec zdradzę małą tajemnicę. Wyścig, po raz drugi z rzędu na dystansie MEGA wygrał przedstawiciel znanej grupy kolarskiej "Zbieram na bidon Team" Pan Grzegorz "James77" Kiełbiński ;)
GRATULACJE!!!


Ufff... na mecie...
 

Nie miałem żadnych sensownych zdjęć :) Te koła dzisiaj przeżyły niejedno (i to nie są moje koła)

3 mi

  • Dystans 13.00km
  • Czas 00:32
  • VAVG 24.38km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 288kcal
  • Podjazdy 53m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Houston mamy problem

Czwartek, 18 czerwca 2015 · dodano: 18.06.2015 | Komentarze 1

No i mam problem o który sam się prosiłem... Po wczorajszej szosie gdzie pozwoliłem sobie na odrobinkę szaleństwa mój lekko zapomniany achilles odezwał się ponownie. Już w niedzielę czułem się na tyle dobrze, że przestałem go smarować co prawda podczas wielogodzinnego chodzenia po Warszawie, a potem stania na Służewcu coś tam czułem lecz zrzuciłem to na zwykłe przemęczenie. Poniedziałek potwierdził, że nic mi nie jest bo nie odczuwałem żadnego bólu. Jednak wtedy nie miałem żadnego obciążenia. Krótkie dwa wyjazdy do pracy i mocniejsza praca na niektórych odcinkach przypomniały mi, że gdzieś tam coś bolało ale bez przesady. No i dopiero "wygłupy" na szosie przypomniały mi o problemie. Dzisiaj do pracy już jechałem bardzo zachowawczo i starałem się nie obciążać lewej nogi. Jednak nie do końca się to udało. Jedynym pocieszeniem może być to, że ubranie dobrałem odpowiednie. Nie było mi za ciepło ani za zimno. Nie zmokłem również za bardzo i najważniejsze, że do butów dzięki ochraniaczom nie dostała się woda!
Powrót zapowiadał się również w deszczu. Troszkę dłużej dzisiaj posiedziałem w pracy bo dzięki urlopom załoga okrojona, a pracy jakby więcej i gdy już zbierałem się do wyjścia padła propozycja podwózki autem. Chwilę się wahałem jednak rozsądek tym razem wygrał i skorzystałem z propozycji. Teraz przede mną mocny dylemat - co z Choszcznem? Jechać aby przejechać czy może zmienić dystans na mini, który jest zdecydowanie łatwiejszy, a może całkiem zrezygnować ze startu aby nie załatwić się na dłużej?
Jutro będę musiał podjąć decyzję.... a może dopiero w sobotę? Zobaczymy...

Jeździmy w deszczu
Jeździmy w deszczu, jeździmy w dżdżu

 
Kategoria DDP, mini, solo


  • Dystans 49.30km
  • Czas 01:31
  • VAVG 32.51km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 18.3°C
  • HRmax 163 ( 85%)
  • HRavg 146 ( 76%)
  • Kalorie 1122kcal
  • Podjazdy 259m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sposób na szose

Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 3

...a co zrobić aby przyspieszyć na szosie? Myślałem, myślałem i wymyśliłem! Kupię Focusowi nowe, szybsze opony. Jednak po co mam kupować nowe, szybsze opony skoro w piwnicy leżą dwukrotnie użyte Schalbe One? Odpowiedź jest bardzo prosta - oprócz tego, że mają być szybkie muszą być jeszcze odporne na nie zawsze dobre drogi. Teraz Continental Grand Prix 4 Season lądują na półce, a w ich miejsce na obręczach Focusa pojawią się Continental Grand Prix 4000S II w rozmiarze 700 x 23. 
Wymyśliłem sobie właśnie, że muszę częściej dostosowywać opony do warunków. Mam teraz 3 komplety, a w zasadzie 4 bo jeszcze z Treka zostały mi Conti GP 4000 w pierwszej wersji i będę je zmieniał w zależności od tego gdzie jadę i jak jadę ;)
Choszczno zapowiada się bardzo nieciekawie pogodowo więc prawdopodobnie jeszcze w tą sobotę pojadę na 4 Season, które są szersze (700 x 25).
 

Dla każdego coś innego, szosa dostała Continental Grand Prix 4000S II
 
Kategoria do 50 km, solo


  • Dystans 24.80km
  • Czas 00:56
  • VAVG 26.57km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 19.1°C
  • HRmax 165 ( 86%)
  • HRavg 145 ( 76%)
  • Kalorie 752kcal
  • Podjazdy 166m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nic nie da się urwać?

Środa, 17 czerwca 2015 · dodano: 17.06.2015 | Komentarze 0

No normalnie szlak mnie trafi! :) Gdy już myślę, że będzie lepiej pojadę i wrócę szybciej i poprawię sobie wczorajszy wynik i zadowolę niezadowolonego Piotra dzieje się coś takiego, że nie mogę spełnić pokładanych we mnie nadziei. Na co by tu dzisiaj zwalić? O ile dojazd do pracy odbył się zgodnie z planem i w połowie drogi miałem już 27,5 km/h to powrót okazał się kompletną klapą. Zaczęło się na Owocowej. Nie wiem co było nie tak ale nie dość, że podjechała się bardzo wolno to jeszcze skubana wymęczyła mnie tak, że przez dłuższą chwilę łapałem oddech jak ryba bez wody. Gdy już uspokoiłem oddech i dojechałem na Potulicką akurat na wąskiej kładce i chodniku zrobił się ruch... kolejne sekundy uciekły w ten głupi sposób. Pomyślałem, że nadrobię to wszytko na "ale urwał". Jednak tam też czekała na mnie nie miła niespodzianka. Od mniej więcej jednej czwartej zjazdu korek. Nie dość, że nie mogłem porządnie się rozpędzić do jeszcze musiałem zjechać na chodnik... Potem Mieszka i Południowa pod wiatr dopełniły czary goryczy. Przez te wszystkie "przeciwności" czas okazał się taki sam jak wczoraj....
No dobra może jestem słaby i nie potrafię szybciej... Tak jest smutna prawda. Jednak co w takiej sytuacji? Poddać się i darować sobie "ambitne" plany coraz to szybszych dojazdów? Co to to nie!!! Czas sięgnąć po moją "tajną broń". Moja nowa zabawka wylądowała dzisiaj na moim biurku, a w weekend wyląduje na obręczach Gianta. Super cieniutkie i super lekkie z minimalnym bieżnikiem opony od Schwalbe powinny pomóc mi pokonać granicę 56 minut.
Jeśli to nie pomoże to mam już kolejny tajny plan... ale o tym na razie cicho sza :)
 

Moja "tajna broń" - Schwalbe Furious Fred 29x2.00 
   
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 24.93km
  • Czas 00:56
  • VAVG 26.71km/h
  • VMAX 54.80km/h
  • Temperatura 16.7°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 144 ( 75%)
  • Kalorie 737kcal
  • Podjazdy 173m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

56:27

Wtorek, 16 czerwca 2015 · dodano: 16.06.2015 | Komentarze 1

Jubileuszowy, pięćdziesiąty dojazd do pracy w tym roku okazał się nadzwyczajnie szybki (oczywiście) jak na mnie ;) Do przerwy, czyli drogę do pracy pokonałem w 27 minut co dało mi świetną średnią powyżej 27 km/h. Tak prawdę powiedziawszy to zaskoczony byłem tylko odrobinę tym czasem. Trzy dni odpoczynku od roweru dało mi sporo nowej energii. Powrót z pracy również był przyzwoity. Co prawda średnia przejazdu odrobinę spadła ale i tak jestem bardzo zadowolony. Ruch w czasie mojego powrotu był zdecydowanie większy. Nawet udało mi się przeżyć jeden zamach gdy autobus wyjeżdżający z zatoczki kompletnie zignorował mój rower. Musiałem zmienić pas narażając się na "atak" samochodów na drugim pasie. Mimo wszystko udało mi się przejechać w miarę sprawnie. Trasę z domu do pracy i z pracy do domu pokonałem łącznie d 56 minut i 27 sekund ;)

Żeby nie było tak pięknie to od ubiegłego tygodnia zmagam się z bólem przy lewym achillesie. Smarowanie maścią coś tam daje i po odpoczynku ból jakby ustępuje. W piątek do pracy czasami musiałem jechać tylko prawą nową aby nie nadwyrężać lewej. 

Podsumowując te 50 tegorocznych dojazdów do pracy to łącznie przejechałem około 1 250 km. Aby przejechać ten dystans moim samochodem potrzebowałbym około 100 litrów benzyny, co kosztowałoby około 500 zł ;) Nie sposób również nie docenić faktu, iż zaoszczędziłem coś więcej niż kasę - CZAS. Zamiast stać i tracić go w korkach mogłem go spędzić tak jak lubię czyli na rowerze :)
Przy okazji okazało się, że 50 dojazd do pracy był dla mnie 100 "wyprawą" rowerową w tym roku. 
BHAVO JA ;)
 

DDP - dojazd do pracy   

Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 25.60km
  • Czas 01:00
  • VAVG 25.60km/h
  • VMAX 37.60km/h
  • Temperatura 22.3°C
  • HRmax 155 ( 81%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 628kcal
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakończenie tygodnia, przerwa... i MUSE!

Piątek, 12 czerwca 2015 · dodano: 15.06.2015 | Komentarze 0

Tak jak mi napisał Bartek, organizm troszkę odpoczął i od razu są efekty. Jednak dałem mu jeszcze bardziej wypocząć i po piątkowym dojeździe i powrocie z pracy zarządziłem trzydniową przerwę. Z piątkowego dojazdu napiszę jedynie znowu o genialnej przeprawie pontonowej przez Odrę. Niesamowicie ułatwia mi życie. Dzięki niej nie muszę zawracać na most i gnam od La Stadii prosto do pracy.
Te trzy dni odpoczynku nie były tak do końca odpoczynkiem. Sobota podróż do "sttolycy" i troszkę chodzenia, a niedziela to na początek zwiedzanie, rewelacją podczas tej części dnia było Muzeum Powstania Warszawskiego - TO TRZEBA ZOBACZYĆ! Na zakończenie dnia Orange Warsaw Festiwal. Obok super występów jak świetny Bastillie i bardzo fajne występy Incubus, Marii Peszek i Asking Alexandria wręcz genialny występ MUSE. Jestem wręcz oszołomiony tym co ci goście wyprawiają na koncertach. Z płyt i koncertów wideo wiedziałem, że są całkiem spoko. Jednak to co zobaczyłem zupełnie mnie rozwaliło!!! 
Byłem blisko (sceny), widziałem wszystko ;)
 

MUSE na Orange Warsaw Festival - GENIALNI!!! źródło: Instagram @muse


Było REWELACYJNIE!!! źródło: Instagram @muse

Tu byłem...
 ... i tu też byłem ;)

No i świetny (naprawdę) Bastillie


 
Kategoria DDP, solo