Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:1187.07 km (w terenie 70.00 km; 5.90%)
Czas w ruchu:42:52
Średnia prędkość:27.69 km/h
Maksymalna prędkość:55.40 km/h
Suma podjazdów:5456 m
Maks. tętno maksymalne:182 (95 %)
Maks. tętno średnie:171 (90 %)
Suma kalorii:22207 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:79.14 km i 2h 51m
Więcej statystyk
  • Dystans 128.43km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 23.71km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 21.9°C
  • HRmax 157 ( 82%)
  • HRavg 130 ( 68%)
  • Kalorie 2570kcal
  • Podjazdy 629m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zakupowo, wycieczkowo, lajtowo...

Sobota, 30 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 1

Plan wycieczki do Schwedt zrodził się zaraz po zapoznaniu się z najnowszą ofertą sklepu "nie dla idiotów". Tym razem w promocji były między innymi interesujące płyty w atrakcyjnej cenie, 4 sztuki za 18 euro. Wychodzi 4,50 za jedną czyli poniżej 20 zł. Pomysłem na wycieczkę zaraziłem Piotrka, który również był zainteresowany zakupem płyt. Oprócz nas w składzie znalazł się słynny "koks" z Kijewa Maxis czyli Krzysiek :) W piątek z kolei okazało się, że syn Krzyśka Paweł ma wyjątkowo wolną sobotę i też chętnie się z nami zabierze. Skład był więc zająłem się planem trasy. Aby nie było nudno zaproponowałem kolegom alternatywny dojazd do Schwedt przez Grunz gdzie Krzysiek i Paweł mieli zobaczyć samolot oraz przez Casekow gdzie z kolei ja chciałem zobaczyć czy trasa nadaje się na treningi szosowe. Opis wycieczki sobie daruję, ponieważ znacznie ciekawsza relacja znajdzie się pewnie na blogu "leszczyka", który jest znany z lekkiego pióra albo raczej z lekkiej klawiatury oraz niezłych zdjęć.
Droga do Casekow średnio nadaje się na szosę. Raczej będę unikał tej trasy. Zdecydowanie lepiej z Grunz pojechać na Prenzlau. Fajne hopki i nie zły asfalt. 
Wspomnę jedynie o zakupach, które bardzo się udały. Stałem się posiadaczem 5 płyt (oprócz pakietu 4 CD udało mi się jeszcze upolować jedną poszukiwaną przeze mnie płytę za 4,40 eur) :) Tak dla ciekawych napiszę co kupiłem - przekrój muzyczny ogromny :)
- Bring Me Horizon - Sempiternal (na tej najbardziej mi zależało)
- Daft Punk - Random Access Memory
- Pink - Funhouse
- Pitbull - Global Warming
oraz bonus
- Hinder - All American Nightmare (tej płyty brakowało mi do dyskografii) :)

Jak u Hitchcocka (gdzieś koło Storkow)
 

Słynny fotograf kamieni tym razem fotografuje... wiatrak i to z drewna
 

Ty to masz klatę Krzysiu :)
 

Na samolot kasa była... czas poszukać kasy na farbę...
 

Niektórzy z nudów ucięli sobie drzemkę ;)
 

Superleszczyk pokonał podjazd pod Ladencin

    
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 74.04km
  • Czas 02:28
  • VAVG 30.02km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Temperatura 22.9°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 1373kcal
  • Podjazdy 360m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nowa pętelka szosowa

Czwartek, 28 sierpnia 2014 · dodano: 28.08.2014 | Komentarze 6

Sobota zbliża się milowymi krokami, a ja w lesie... no właściwie na szosie. Muszę troszkę potrenować przed sobotą aby Piotrek i Krzysiek nie musieli za długo na mnie czekać. Troszkę późno zabrałem się do pracy ale jak mówi przysłowie lepiej późno niż później... czy jakoś tak ;) 
Przy okazji znalazłem sobie nową pętelkę szosową na 74 km z opcją powiększenia o kilka kilometrów lub o kilkanaście jeśli z Locknitz będę wracał przez Bock. Trasa ogólnie z dobrą nawierzchnią i małym ruchem. Jedynie odcinek przed Brussow jest średniej jakości.
Dobrze to już było, we wtorek. Dzisiaj znowu wiało więc jechało się bardzo średnio. Za Brussow miałem wiatr w plecy przez kilka kilometrów więc ten odcinek jechało się bardzo przyjemnie. Gdy zjechałem ze ścieżki przed Locknitz przyjemna jazda się skończyła. Blisko domu wiatr troszkę się uspokoił no i to co zostało miałem w plecy i wtedy oczywiście jechało się już lepiej.
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 90.47km
  • Czas 03:01
  • VAVG 29.99km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 19.8°C
  • HRmax 161 ( 84%)
  • HRavg 136 ( 71%)
  • Kalorie 1511kcal
  • Podjazdy 419m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z koksikami na ogonie

Wtorek, 26 sierpnia 2014 · dodano: 26.08.2014 | Komentarze 4

Lepsze byłoby określenie "mini koksiki" albo "pretendenci na koksików" ;) Konkretnie chodzi mi o Krzyśka no i o Kodka. Krzyśka każdy zna i wie, że ma zadatki na nie złego ściganta. Natomiast Kodka nie zna nikt ale Krzysiek wróży mu karierę ;) Na razie to jego 6 czy 7 wyjazd ale taka średnia na początek dobrze wróży gdy będzie się sumiennie pracowało. Ja to tłumaczę efektem "nowości" - szosa po raz pierwszy robi wrażenie - lekki i szybki rower, który jedzie tak jak chcesz! Krzysiek porównał to do efektu nowej dziewczyny - na początku jest super, wspaniale, człowiek jest pełen energii. Jednak po czasie przychodzi rutyna i nie zawsze jest "różowo" i czasem się nie chce... Zobaczymy co będzie dalej. Miło będzie jak zostanie zarażony tym sportem. Jedna osoba więcej na wspólne jazdy.
Krzysiek to osobna historia... dobrze rokował na początku sezonu. Bałem się, że już nigdy nic nie wygram aż tu nagle przestał jeździć!? Może pomyślał, że solidnie przepracowane dwa albo trzy miesiące wystarczą na cały rok. Niestety tak się nie da... bo ŻEBY JEŹDZIĆ TRZEBA JEŹDZIĆ!!!
AMEN!
 
Co do samego wyjazdu. Wreszcie były świetne warunki. Po raz pierwszy od wielu tygodni przestało wiać. Po dniu odpoczynku miałem sporo siły. Chłopaki mogli odpoczywać na moim kole. Czasem trzeba było chwilkę poczekać ale i tak było super. Jazda w grupie, nawet małej to zupełnie co innego niż samotny trening. 
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 67.32km
  • Czas 02:24
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 44.40km/h
  • Temperatura 18.2°C
  • HRmax 155 ( 81%)
  • HRavg 129 ( 67%)
  • Kalorie 1117kcal
  • Podjazdy 303m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Kodkiem na ogonie

Niedziela, 24 sierpnia 2014 · dodano: 24.08.2014 | Komentarze 0

Chciałem sprawdzić czy to ja jestem taki słaby, że Konrad ostatnio zmusił mnie do sporego wysiłku czy to może on jest taki dobry? Jak się dzisiaj okazało ani on nie jest taki dobry ani ja nie jestem taki słaby. Moją standardową pętelkę przejechałem zupełnie spacerowo co chwila zwalniając aby na niego poczekać. Kodek tłumaczył się bardzo procentowym weekendem... ale tak naprawdę nikt nie zmuszał go do picia... Picie i jeżdżenie raczej w parze ze sobą nie idą.
Poza tym było wietrznie (jak zwykle ostatnio) i deszczowo, ale byłem ta to przygotowany. Ochraniacze na butach, a na plecach kurtka... po raz pierwszy po lecie ;)



Zajechany Kodek dojechał do celu :)
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 90.45km
  • Czas 03:15
  • VAVG 27.83km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 21.3°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 124 ( 65%)
  • Kalorie 1468kcal
  • Podjazdy 323m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skracamy...

Sobota, 23 sierpnia 2014 · dodano: 23.08.2014 | Komentarze 4

Plany na sobotę były bardzo ambitne. Kierunek Międzyzdroje z dojazdem przez Niemcy... Niestety SKS skutecznie wybił mi z głowy ten pomysł. Już w piątek przeczuwałem, że coś będzie nie tak. Jednak apogeum (mam taką nadzieję) jest w sobotę. Są dwie opcje, albo mnie przewiało albo podczas snu musiałem źle się ułożyć... Tak czy tak wcześniej tak nie miałem i wydaje mi się, że są to właśnie oznaki SKS.
Jednak żal byłoby zmarnować takiego ładnego, choć wietrznego dnia. Więc łamiąc się trochę postanowiłem zjeść kebab w Ucker66 w Uckermunde. W sumie nawet dobrze się jechało do samego Hintersee jednak bardzo ciężko było kontrolować co się dzieje za mną i przede mną. Wygodnie było patrzeć jedynie na przednie koło, ale długo tak się nie da jechać. Ze względu na bezpieczeństwo i spore ryzyko kraksy postanowiłem wrócić przez Głębokie. Nie był to dobry pomysł... Stan dróg, ścieżek i kultura kierowców na jakiś czas zniechęciły mnie do wycieczek po Polandii. Jazda kolarzówką po tzw. drodze dla rowerów czasami przypomina jazdę gołą pupą po papierze ściernym. DDR prowadząca z Polic do Głębokiego co chwila przerywana jest brukowymi wyjazdami z lasu. Opony napompowane na 8 barów i przejazd 30 km/h brukiem powoduje, że plomby wypadają. Wjazd na ulicę wymaga jeszcze większej odwagi. Bo trzeba zmierzyć się ze studzienkami, dziurami w jezdni i nie umiejętnie naprawianymi fragmentami asfaltu, a dodatkowo z czasami chamskimi kierowcami. Jednak taki w wypasionym Audi zademonstrował mi jak długo i jak głośno jest w stanie trąbić.... MASAKRA.
W końcu zamiast kebabu w Ueckermunde zjadłem kebab na Wernehory i wróciłem szybciutko do domu. Postanowiłem sobie, że jeśli nie będę musiał nie będę jeździł po Polandii ;) 

 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 51.15km
  • Czas 01:55
  • VAVG 26.69km/h
  • VMAX 45.70km/h
  • Temperatura 18.7°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 1010kcal
  • Podjazdy 305m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

MAMIL

Czwartek, 21 sierpnia 2014 · dodano: 21.08.2014 | Komentarze 4



Mamil or MAMIL is an acronym of "middle-aged man in lycra". The term used to describe a middle aged man who rides an expensive racing bicycle. 
żródło: en.wikipedia.org

Co się dzisiaj naśmiałem słysząc to określenie to moje :) Może ten "expensive racing bicycle" jeszcze przede mną ale któż wie co będzie w przyszłości? Coś tam jest w planach ale o tym cicho sza ;) Na razie pierwsza z niespodzianek przygotowywana jest na przyszły tydzień. Mam nadzieję, że spełni to "coś" moje oczekiwania i... powiedziałbym za dużo.... Jeszcze troszkę potrzymam Was w niepewności :) 
 
Dzisiaj jechałem z Kodkiem... Konrad jest początkującym kolarzem ale wystartował z grubej rury. Pierwszy rower to Scott Foil 10... Pierwszoligowa wyścigówka. Tym razem muszę się przyznać, że nie dałem rady jadąc na Meridzie. O ile jeszcze podjazdy pokonywaliśmy w miarę równo to zjazdy oraz na prostej nie miałem najmniejszych szans. Następnym razem raczej nie pojadę z nim na Meridzie... chyba ;)
 
No i jeszcze ostatnia rzecz. Udało mi się "zdobyć" zdjęcia z maratonu na Miedwiu. Jeśli ktoś by chciał znaleźć siebie wystarczy wpisać numer startowy na stronie fotomtb.pl z zapłacić parę złotych ;) Myślę, że warto - fajna pamiątka oprócz medalu i skarpetek ;)
  

 
 
 

 

  


Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 75.40km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:22
  • VAVG 22.40km/h
  • VMAX 45.40km/h
  • Temperatura 16.6°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 126 ( 66%)
  • Kalorie 1269kcal
  • Podjazdy 390m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Spacerkiem z Renią

Środa, 20 sierpnia 2014 · dodano: 20.08.2014 | Komentarze 1

Już od kilku dni Renia proponowała wspólny wyjazd rowerowy. Jakoś nie za bardzo mogłem się zebrać, bo albo treningi przed maratonami albo maratony. Wreszcie udało się wygospodarowałem odrobinę czasu (tak mi się wydawało) i zabrałem Renię na przejażdżkę po znanych pobliskich okolicach. Dla Reni jednak nie były one znane, przejażdżka okazała się mordęgą w wietrze, nie koniecznie krótką ani przyjemną... No cóż, jeździmy w śniegu, wietrze, deszczu... i słońcu. Za każdym razem inaczej i nikt nie powiedział, że zawsze będzie bezwietrznie. Trasa wielokrotnie przeze mnie zjeżdżona więc nie ma o czym specjalnie pisać.
 

"Gonię" Renię przed Penkun 
 

Dwie rzeczy były godne uwagi. Przed Bagemul widzimy kogoś na rowerze z sakwami. Troszkę zdziwiły mnie powiewające chorągiewki zatknięte w sakwach. Jest flaga Estonii, Litwy i Polski. Doganiamy rowerzystę, który okazuje się młodą dziewczyną. Po chwili rozmowy okazuje się, że to dzielne dziewcze jedzie z Estonii do Paryża!!! Jestem w szoku... gdzie tam moje steki czy dwusetki! W buty sobie mogę je wsadzić to dopiero jest wyczyn! Dodatkowo podczas rozmowy okazuje się, że wrócić zamierza... stopem - liczy na transport ciężarówką :) Wskazujemy jej drogę na Pasewalk i życzymy powodzenia.   

Druga sprawa jest mniej fajna... Ścieżka dla rowerów prowadząca przy chodniku w Penkun.... Z daleka widzę auto. Myślę sobie to nie możliwe aby ktoś zaparkował w taki sposób w Niemczech, tym bardziej, że ten fragment jest mocno uczęszczany, ponieważ jest częścią trasy Odra - Nysa. Podjeżdżamy bliżej i co się okazuje...? 
 

Czy wszędzie musimy robić taką siarę???
 
Udało nam się jeszcze trafić na dzwony w kościele w Penkun
 

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 52.78km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 25.96km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 147 ( 77%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 991kcal
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Locknitz lajtowo

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 17.08.2014 | Komentarze 1

Po wczorajszym maratonie miło było odpocząć na rowerze. Co prawda pogoda nie za bardzo była sprzyjająca bo wiatr wiał niemiłosiernie ale i tak dało się jechać. Jutro podobno będzie jeszcze gorzej. Dzisiaj pojeździłem sobie bardzo spokojnie na niskim pulsie. Przede mną jeszcze jeden lub dwa maratony. Jeśli się uda na początku września pojadę na Skoda Bike Maraton do Gdyni i jeszcze planuję spokojny start na zakończenie sezonu w Rewalu. Tym sposobem jest szansa na 9 wyścigów w tym sezonie ;) Trzeba jeszcze podtrzymać spokojnie obecną formę przez następny miesiąc.  
Taki sielski klimat trafiłem za Plowen.
 

Wsi sielska anielska
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 58.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Temperatura 20.8°C
  • HRmax 180 ( 94%)
  • HRavg 171 ( 90%)
  • Kalorie 1691kcal
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

IX Maraton Dookoła jeziora Miedwie

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 17.08.2014 | Komentarze 4

Do startu na Miedwiu podchodziłem bardzo spokojnie. Przyznam się teraz, że nawet specjalnie nie zależało mi na jakimś wyniku. Po ubiegłorocznych problemach chciałem w "całości" dojechać do mety. W "całości" oznacza, że zarówno rower jak i ja mieliśmy być w całości. Tym bardziej, że po ubiegłotygodniowej kraksie w Kołobrzegu moje rany wciąż były nie zagojone. O ile kolano zostawiłem bez żadnego zabezpieczenia to łokieć zakryłem plastrem z opatrunkiem i założyłem jeszcze rękawki aby dodatkowo go zabezpieczyć. Rękawki zresztą bardzo się przydały, bo pogoda na trasie była bardzo różna. 
 

Przed startem Fast-Agrotrans Cycling Team :)
  
Na starcie przypadkowo znalazłem się przez chwile na początku stawki, jednak organizatorzy bardzo szybko zweryfikowali ustawienie grupy wpuszczając bokiem na początek zawodników STC oraz znajomych. Nie zależało mi na ustawieniu więc dość szybko z znalazłem się w drugiej części 240 osobowej grupy startującej w kategorii M4. Zupełnie inaczej do startu podchodził Artur i Krzysiek. Im z kolei zależało na dobrym starcie i utrzymaniu się jak najdłużej w czubie grupy. Start honorowy okazał się  nie dla wszystkich honorowy i stawka rozciągnęła się na dość dużej przestrzeni. Po dojeździe na starą dziesiątkę rozpoczęła się szaleńcza jazda, a ja zobaczyłem że mój Garmin nie został włączony... Jak się później okazało miało to spore znaczenie jeśli chodzi o mój ostateczny wynik.
 

"Honorowy start" - zostałem za peletonem... fot. Łukasz D.
 

Z włączonym Garminem na szerokiej drodze starałem się zbliżyć do czołowej grupy w której jechał Krzysiek i Artur. Jak się okazało nie było to trudne i zaraz za zjazdem z dziesiątki byłem dogoniłem peletonik. Jednak jazda w grupie na MTB to zupełnie coś innego niż na szosie. Zrywanie i hamowanie powodują, że cały czas trzeba jechać maksymalnie skupionym z rękami na hamulcach. Nie za bardzo odpowiadała mi taka jazda więc utrzymywałem bezpieczną odległość od czołówki. Co pewien czas ktoś odpadał z grupy, a czołówka coraz bardziej przyspieszała. Po kilku kilometrach Krzysiek zostaje z tyłu... i w większej grupie zostaję z Arturem. Kolejne kilometry i kolejny podjazd i ja również podzielam los Krzyśka i zostaję zerwany. Jechałem w zbyt dużej odległości aby korzystać z zasłony przed wiatrem... Staram się jeszcze walczyć aby nie stracić z oczu czołówki i być może doskoczyć z kimś kto odpadł. Widzę, jeszcze jak Artur również zostaje oderwany od grupy i zostaje z tyłu. Jadę między Krzyśkiem i Arturem i zastanawiam się co robić... Starać się dogonić Artura czy może jechać tak jak zakładałem czyli spokojnie i czekać na Krzyśka? Wybieram jednak trzecią opcję... jadę swoim tempem. Nie oglądając się na innych czasem korzystając na chwilkę z cudzego koła po prostu jechać. W pewnym momencie jestem zdziwiony, bo pierwsze 20 kilometrów robię w 36 min. Następna dycha to ostra walka z mocnym wiatrem i jazda w deszczu. No i tu już nie ma takiej prędkości. Tracę dość sporo dlatego, że jadę przeważnie samemu skacząc z zawodnika na zawodnika. Mimo to pierwsze 30 km pokonuję w 57 min. Po następnych kilku kilometrach zaczynają się płyty. Przyznaję, że tego fragmentu obawiałem się najbardziej. Nie tego, że będę jechał wolno albo się wywrócę. Obawiałem się, że agresywna jazda na płytach może kosztować mnie... kapcia... :)
Postawiłem wszystko na jedną kartę i postanowiłem jechać jak najszybciej dam radę ale bez zbędnego ryzyka. Opłaciła się taka jazda. Nikt nie wyprzedził mnie na płytach za to ja mijałem sporo zawodników z różnych kategorii. Słabszym momentem tego odcinka okazał się pierwszy większy podjazd, który większość uczestników podchodzi. Nie mam nic przeciwko temu ale niech podchodzą bokiem, a nie środkiem. Tutaj musiałem zwolnić i krzycząc torowałem sobie drogę. Na podjeździe i tuż za nim znowu udało mi się wyprzedzić sporo osób. Później już gładko po nierównych płytach aż do zjazdu na asfalt. Tutaj niestety mały kryzys... Mimo szczerych chęci nie udało mi się pokonać wiejącego wiatru. Czułem, że nie mogę przyspieszyć aby urwać kolejne sekundy. Dopiero za miejscowością Dębina odetkało mnie troszkę i na kolejne płyty wjechałem energicznie. Co ciekawe tym razem bardzo mało osób mijałem na płytach. Na prostych odcinkach zarówno za mną jak i przede mną nie było zawodników. Chwila na asfalcie i powrót na płyty. To najgorszy fragment tej trasy. Droga, a w zasadzie ścieżka z płyt jest w fatalnym stanie. Jedzie się po tym bardzo ciężko. Tutaj też musiałem stracić sporo czasu, którego zabrakło mi na mecie. Podwójny podjazd przed dmuchaną bramą został pokonany w średnim stylu... Tutaj też mogło być zdecydowanie lepiej. Kolejne sekundy mogłem spokojnie urwać. Jeszcze troszkę płyt i w pamięci trauma z ubiegłego roku. Właśnie za tymi płytami strzeliła mi dętka. Tym razem zgodnie z powiedzeniem "nic dwa razy się nie zdarza" udało mi się przejechać płyty bez przygód. Wjeżdżam na asfalt i tutaj widzę, że może być całkiem nie zły czas. Z moich kalkulacji wynika, że powinienem dojechać do mety poniżej dwóch godzin. Zostało jeszcze ok 14 km, a Garmin pokazuje 1:32:00. Na asfalcie, kostce i piasku jadę znowu szybko ale tak aby nie dać szansy by się wywrócić. Na bruku znowu mijam kilku uczestników, którzy jadą bokiem po utwardzonej ziemi. Aby ich wyprzedzić jadę brukiem co z kolei powoduje spadek prędkości. W końcu dojeżdżam do miejsca gdzie w ubiegłym roku wymieniałem dętkę. Muszę poćwiczyć podjazdy.... bo to kolejne miejsce gdzie mogłem pojechać szybciej... albo po prostu sporo straciłem. Na podjeździe stoją wolontariusze z wodą... nie biorę bo nie chcę być wybity z rytmu. To miejsce na uzupełnienie wody powinno być przesunięte kilkanaście metrów dalej. Na sam szczyt podjazdu. Potem chwila oddechu po podjeździe i maks... Resztę trasy jadę już na maksa - tyle ile mogę. Na metę wjeżdżam sam. Ani za mną ani przede mną, w zasięgu wzroku nie było nikogo.
 

Wjazd na metę - nikogo za mną, nikogo przede mną fot. Łukasz D.
 
 
Zatrzymuję Garmina z czasem 1:57! :) Jestem bardzo zadowolony z wyniku, tym bardziej, że w sumie prawie całą trasę (za wyjątkiem początku) jechałem znowu sam. 
  

Na mecie Fast-Agrotrans Cycling Team :)
 

Na mecie spotykam Pawła vel "Killer", który jak się okazuje uzyskał 2 minuty lepszy czas czyli 1:55, gratulujemy sobie na wzajem, bo w tym roku nasze wyniki to w dużej mierze nasza wspólna praca. Jak chyba mogę być bardziej zadowolony z osiągniętego rezultatu ze względu chociażby na wiek oraz wagę - 20 kilogramów i ponad 10 lat mniej robi różnicę tych dwóch minut ;) Chwilę później dzwoni Krzysiek, który również dojechał na metę. Czas... taki jak co roku 2:05 :) Krzysiek do znudzenia jest powtarzalny. Trzeci start w maratonie i trzeci raz taki sam wynik. Na koniec zostawiłem sobie Diabła. Artur to fenomen! Nie wiem jak on to robi ale z każdym miesiącem jest coraz lepszy. Wiek i waga takie jak u mnie, a czasy... lepsze. O ile jadąc na szosie mam jeszcze jakieś szanse wygrać z nim na góralu o tyle jadąc na góralu nie mam szans na wygraną. 
 

Na obiedzie - Krzysiek oraz Paweł (Coolbike Team) z małżonką  
 
Po wyścigu jeszcze obiad (tym razem mała wtopa bo obiad był zupełnie zimny) w towarzystwie Pawła z Coolbike, który przyjechał z czasem 2:03 o jego małżonki. Następnie jedziemy do Krzyśka aby się odświeżyć i coś zjeść po obiedzie ;)
Po 15tej dzwoni Artur, że impreza zakończenia właśnie się rozpoczęła. Wskakujemy w samochód i jedziemy do amfiteatru.
Przed zajęciem miejsca idę zobaczyć wyniki wywieszone przez organizatora. No i tu ogromne zdziwienie. Mój czas to 2:00:19!!! Szybko myślę co się mogło stać? Wtedy przypominam sobie start i nie włączonego Garmina... To właśnie te 3 minuty które mnie zgubiły. Jeśli w ferworze walki pamiętałbym, że do czasu pokazywanego przez Garmina muszę dodać 2-3 minuty postarałby się urwać gdzieś ten stracony czas. Tak przez swoje gapiostwo po raz kolejny muszę atakować barierę dwóch godzin. Co prawda od pierwszego startu na Miedwiu poprawiłem się prawie o 10 minut to tegoroczny start uważam nie do końca udany ponieważ celem miało być zejście poniżej dwóch godzin.
Trafiamy jeszcze na ceremonię wręczania pucharów i nagród w poszczególnych kategoriach. Co chwila pojawiają się znajome nazwiska... Hasse, Zugaj, Karpienia czy Zagdański :) Po ceremonii rozdania trofeów rozpoczyna się moment na który czeka wypełniony po brzegi amfiteatr. Losowanie nagród. Tym razem bez żadnych opóźnień i bardzo szybko przebiega losowanie.
 

Tak się bawi STC 
 

Jedynie deszcz tradycyjnie czasami przeszkadzał podczas losowania. W poprzednich latach przed każdym wyciągnięciem losu każda nagroda była prezentowana. Tym razem nagrody były prezentowane "zbiorowo". Od sponsora X, od sponsora Y i sponsora Z. Tylko większe nagrody takie jak rowery, skutery czy telewizory były prezentowane indywidualnie. W tym roku nie mieliśmy szczęścia. Krzysiek i ja nic nie wylosowaliśmy. Jedynie Artur wylosował okulary. Już podczas zakończenia okazało się, że mieliśmy z Arturem... hmmm takie same numery? ;)
 

2 x 908 albo 2 x 806 albo 806 i 908 albo 908 i 806... któż to wie??? ;) 

OPEN 247/1347
M4 53/240
 
Zdjęcia dzięki uprzejmości Gosi B. (Fast-Agrotrans Cycling Team Support) :)
 
 
 

 

 

 

 

 

 
Zdjęcia od Łukasza D. - BARDZO DZIĘKUJĘ :)
 

 

  

 
Więcej zdjęć już wkrótce ;)
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 50.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 27.52km/h
  • VMAX 45.20km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 161 ( 84%)
  • HRavg 142 ( 74%)
  • Kalorie 116kcal
  • Podjazdy 280m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Meridzie po serwisie

Środa, 13 sierpnia 2014 · dodano: 13.08.2014 | Komentarze 0

To był ostatni dzwonek aby oddać Meridę do serwisu i sprawdzić przed startem na Miedwiu. Jak zwykle Paweł z Coolbike stanął na wysokości zadania i rower po kilku godzinach był gotowy. Niestety po moim upadku na Miedwiu w czerwcu, mimo prób samodzielnej naprawy nie udało mi się doprowadzić Meridy do porządku. W tym czasie czyli od początków czerwca do połowy sierpnia tylko dwa razy zmobilizowałem się aby pojeździć "syrenką" :) Dopiero dzisiaj było już znacznie lepiej, choć muszę jeszcze zrobić dwie małe poprawki przed Miedwiem. Jak się okazało jedną z przyczyn, że nie za fajnie jeździło się Meridą był wygięty hak przerzutki, który musiałem uszkodzić w czasie upadku po Miedwiu. W Coolbike usunęli tę dolegliwość i poprawili jeszcze parę drobnostek. Paweł jeszcze dokonał jednej małej wizualnej zmiany... ale o tym będzie później.
Mimo mocnego wiatru i grubych opon jeździło się całkiem nie źle, jestem w miarę zadowolony z przejazdu. Troszkę więcej mocy i szczęścia, a na Miedwiu będzie GIT :)
 
 
Kategoria 50 - 100 km