Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2015

Dystans całkowity:1620.16 km (w terenie 42.00 km; 2.59%)
Czas w ruchu:58:35
Średnia prędkość:27.66 km/h
Maksymalna prędkość:59.60 km/h
Suma podjazdów:7746 m
Maks. tętno maksymalne:174 (91 %)
Maks. tętno średnie:159 (83 %)
Suma kalorii:29991 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:67.51 km i 2h 26m
Więcej statystyk
  • Dystans 107.70km
  • Czas 03:10
  • VAVG 34.01km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 11.2°C
  • HRmax 166 ( 87%)
  • HRavg 152 ( 80%)
  • Kalorie 2178kcal
  • Podjazdy 425m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kiedy czuję pęd powietrza, zapominam o złych chwilach....

Sobota, 30 maja 2015 · dodano: 30.05.2015 | Komentarze 8

Gdy kończyłem maraton w Gryficach powiedziałem, że nigdy więcej nie będę startował w ostatniej grupie. Zdecydowałem, że nie jadę w maratonie gdybym znowu wylosował ostatnią grupę startową. Choć wiem, że ostatnia grupa startowa być musi, bo ktoś zawsze musi zamykać maraton. Gdy Krzysiek zadzwonił do mnie w czwartek i powiedział mi, że wylosowałem ostatnią grupę pomyślałem, że żartuje. Chwilę później sprawdziłem wyniki losowania. Nie żartował... byłem w ostatniej grupie startujących w świnoujskim maratonie. Wraz z innymi dziesięcioma "szczęśliwcami" zamykaliśmy ceremonię startu :) Choć rower był przygotowany idealnie, ja również zaczynałem odpoczynek przed wyścigiem pierwszą myślą było - NIE JADĘ! Z ciekawości sprawdziłem jeszcze swoją grupę. To co zobaczyłem jeszcze bardziej utwierdziło mnie w moim wstępnym postanowieniu. Chłopak z STC oraz drugi z BGK (Barlineckiej Grupy Kolarskiej) byli poza moim zasięgiem. Średnie 35-38 km/h na poprzednich maratonach zwiastowały, że nawet na starcie nie będę miał z nimi czego szukać. Poza tymi dwoma chłopakami w grupie znalazła się również Ewa ze "Szczecin na rowerach", oraz kilka osób z M6 i dwie osoby, których nie udało mi się "zidentyfikować". Po krótkiej rozmowie z Krzyśkiem decydujemy się pojechać. Najwyżej zjemy rybkę w Świnoujściu i wrócimy jeżeli będzie aż tak tragicznie jak zapowiadały prognozy pogody.
Sobotni poranek wita nas mocnym deszczem, który pada od kilku godzin. Wyjeżdżając ze Szczecina jesteśmy prawie pewni, że jedziemy się tylko napatrzeć na desperatów jadących w ulewie.

Tym razem starty na dystansie mega odbywały się dość późno. Mój start zaplanowany był na 11:32:30 natomiast Krzysiek startował 5 minut wcześniej (2 grupy). Około dziesiątej docieramy do Świnoujścia odbieramy pakiety startowe i zamiast rozpocząć przygotowania marzniemy... Temperatura około 11° i silny wiatr to troszkę mało jak na koniec maja. W końcu po pół godzinie takiego stania zaczynamy przygotowania, rowery, ciuchy... i na rozgrzewkę. Wieje niemiłosiernie i ciężko bardzo się jedzie... miejscami sporo kałuż po porannych ulewach ale na razie nie pada. Po kilku kilometrach decyduję się na zmianę ubrania. Zamiast kurtki z gore-texu ubieram bluzę z windstopperem z nadzieją, że padać nie będzie. Obserwuję start Krzyśka i powoli sam przygotowuję się do startu.
Założenie było proste - przytrzymać koło STC i BGK. O dziwo nie ma na początku jakoś specjalnie "ognia". Grupa jedzie w miarę cała do wjazdu na "trójkę". Tu wyraźnie przyspieszamy do około 36-37 km/h i gubimy troszkę osób. Zostaje nas kilku. Jednak do pracy są jedynie 4 osoby, moi "faworyci", ja i jeszcze jeden chłopak. Jedziemy tak zmianami kawałek, wtedy wychodzę na zmianę i odrobinę przyspieszam 41, 42, 43, 44, obracam się, a za mną pusto... Stało się to czego chciałem uniknąć, zostałem sam. Jednak przed sobą widzę sporą część grupy startującej dwie i pół minuty wcześniej. Na wysokości Międzyzdrojów łapię kontakt i chwilkę odpoczywam. Kilka głębszych oddechów i mijam grupę i atakuję spokojnie pierwszą ze "zmarszczek" na trasie. Jadę sam więc nie mam zbyt wielkiego "ciśnienia" w tym momencie dochodzą mnie dwaj koledzy z STC i BGK. Jestem uratowany. Od tej pory zgodnie jedziemy w trójkę, robiąc zmiany i mijając kolejnych uczestników. Co pewien czas ktoś próbuje łapać koło ale dość szybko odpuszcza. Tylko raz przed Dargobądzem koło złapała dziewczyna, która trzymała nas dość długo, odpuściła dopiero na podjeździe za Dargobądzem. Dalej jedziemy dość szybko w trójkę, wtem na zjeździe przed Wolinem łańcuch spada mi z blatu. Wpadam w panikę... co robić? Zatrzymam się to mój pociąg odjedzie... a jak się nie zatrzymam to i tak mi odjedzie... Grzesiek z STC mówi mi abym kręcił spokojnie to łańcuch powinien wskoczyć. Zgodnie z zaleceniem kolegi kręcę i przy okazji zmieniam z przerzutkę z dużego na mały blat. Łańcuch na szczęście wskakuje na miejsce, jestem uratowany!!! Pierwsze 30 kilometrów i średnia w granicach 36 km/h, obawiamy się zmiany kierunku za Wolinem. W Recławiu o mało co nie dochodzi do zderzenia na chodniku. Jadący z przeciwka o mały włos nie wpadają na Edka z BGK. Edek ratuje się skokiem na kostkę... ja się zatrzymuję i puszczam "piratów". Za Recławiem znowu łączymy się w grupę i jedziemy dalej zmianami. Nie idzie nam to tak gładko jak wcześniej ale i tak przy tej wichurze nie jest źle. Kolejne "dyszki" przejechane ze średnią 32 i 33 km/h obniżają nam średnią do 34 km h. W Stepnicy gdzie robimy nawrót sytuacja się znowu zmienia. Wiatr jest znowu jakoś bardziej przyjazny. Może inaczej... nie przeszkadza już tak bardzo. Do nawrotu odrabiam do Krzyśka jedynie jedną minutę. On też ma szczęście bo trafił na dobrą grupę i ma z kim jechać. Mimo wszystko liczę na to, że go dogonię. Kawałek przed Wolinem koła naszej trójki łapie chłopak z KTC Kołobrzeg z kolegą ze SPARTAN Cycling Team. Dają nam troszkę wytchnienia wychodząc co jakiś czas na zmiany. Wjeżdżamy do Recławia gdzie na chodniku gubię kontakt z pozostałymi, a na poboczu widzę "pechowca", który wymienia dętkę w.... Focusie ;) Po sekundzie okazuje się, że tym pechowcem jest Krzysiek. Krzyczę czy czegoś potrzebuje jednak on każe mi jechać. Mówisz i masz :) Kontakt z moją grupką łapię znowu zaraz za Recławiem. Odrobinę przyhamowały ich samochody, a ja szczęśliwie bez przeszkód przejechałem chodnikiem. Przejeżdżamy przez Wolin dość szybko i zmieniamy kierunek. Teraz zaczyna się prawdziwy maraton. Wichura postanowiła, że nie da nam przejechać ze średnią 35 km/h i wraz z deszczem zgotowała nam piekło.  W ciągu kilku minut temperatura spada z 12°C do 8°C. Wraz ze spadkiem temperatury nasza prędkość spada do dramatycznych 19 km/h na podjeździe za Wolinem. W coraz mocniej padającym deszczu jedzie się koszmarnie. Z minuty na minutę jestem coraz bardziej mokry. Nawet ochraniacze przeciwdeszczowe które założyłem prewencyjnie na buty nie dają rady i po chwili wewnątrz butów również mam bagno... Zmiany są coraz krótsze i kosztują dużo więcej siły. Do naszej piątki dołączają kolejne osoby. Robi się nas dość sporo. Grzesiek z STC zachowuje sporo siły i prowadzi nas dłuższymi fragmentami. W "nagrodę" za prowadzenie nie dostaje dodatkowych litrów wody z kół jadących przed nim rowerów. Za rondem przy wjeździe na drogę 93 sytuacja staje się jeszcze bardziej dramatyczna. Deszcz przechodzi w grad. Uderzenia lodu w twarz są jak szpiki wbijane w policzki... Zaraz, zaraz... coś mi to przypomina... Dokładnie rok temu, dokładnie w tym samym miejscu, na tym samym wyścigu też zostałem przywitany gradem!!! Podobno nic dwa razy się nie zdarza... ale tylko podobno :) Jakoś udało się przeżyć ten armagedon i dojechać do przeprawy. Tam fragment totalnie rozwalonego asfaltu. No i tutaj znowu zostaje nasza trójka, która jedzie od startu i jeszcze dwóch chłopaków. Do mety pozostają 2-3 km, zaczynają się "podchody". Na progach zwalniających koledzy, którzy do nas dołączyli pod koniec zajeżdżają mi drogę i w tym momencie Grzesiek i Edek uciekają trochę. Na szczęście ja też zachowałem troszkę energii i ruszam w pościg. Rozpędzam Focusa do 42 km/h i łapię moich "uciekinierów" gubiąc "nowych". Znowu jedziemy tylko we trójkę. Ostatnie metry i zaczyna finisz. Tym razem już beze mnie. Złapanie ich kilkaset metrów wcześniej kosztowało mnie zbyt wiele. Dojeżdżam 3 sekundy za nimi. Na mecie dziękujemy sobie za dobrą współpracę i jazdę. 

Pozostaje mi teraz czekać na Krzyśka, który miał kluczyki do auta. Przemoczony, przemarznięty doczekałem się w końcu Krzyśka, który nie za bardzo się spieszył, troszkę żartuję ;) Oczywiście serdecznie mu współczuję pecha....

Na mecie okazało się, że był to mój najlepszy maraton z dotychczasowych. 19 miejsce na 179 startujących w open to coś czego nie spodziewałem się w życiu. 10 miejsce w kategorii świadczy tylko o tym, że M4 jest bardzo mocno obsadzona i ciężko będzie coś poprawić. Ubiegłoroczny wynik poprawiłem aż o 22 minuty. Z ubiegłorocznego wyniku byłem zadowolony... a teraz? :)
Jaki ten los jest przewrotny... Z maratonu na który miałem nie jechać wyszedł mi najlepszy ścig w jakim brałem udział ;)
Ponad 1600 km przejechane w maju, prawie 6000 km przejechane przez 5 miesięcy wreszcie przynosi efekty :)  

PS. jak udało mi się ustalić był  to pierwszy z serii maratonów szosowych z cyklu w którym organizator nie zgodził się na start w jednej grupie startowej całego STC. Chyba tak jest bardziej uczciwie!


Idealnie przygotowany do startu
  

Jeszcze przed startem w dobrym humorze
 

Foch.pl
 

Być może wkrótce też tak będę jeździł...? ;)
    


  • Dystans 33.25km
  • Czas 01:32
  • VAVG 21.68km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Temperatura 14.4°C
  • HRmax 147 ( 77%)
  • HRavg 117 ( 61%)
  • Kalorie 745kcal
  • Podjazdy 299m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Czysta" zmarszczkami

Środa, 27 maja 2015 · dodano: 27.05.2015 | Komentarze 1

Wczoraj po powrocie aby odwdzięczyć się Giantowi za pokonane "para-górki" zafundowałem mu kompletny serwis napędu. Wieczorem na łańcuchu, kasecie, korbie i przerzutkach nie było ziarenka piasku. Wszystko zdjęte, wymoczone w benzynie, wysuszone i nasmarowane. Dziś Giant odwdzięczył się cichuteńką jazdą przez cały dzień, do czyszczenia napędu na koniec dnia dorzuciłem mu myjnię ;)
Dzisiaj to się działo, bo po wczorajszych śmiechach, chichach coś trzeba było zrobić. Więc od rana myślałem tylko o metrach w pionie ;) Na dobry początek trzy razy "Piastów do ZUT" w tym jeden ze zjazdem na "ale urwał" :) Później spokojnie do pracy, prysznic i jak nowy usiadłem przed ósmą za biurkiem z pachnącą kawą.
Po pracy pogoda się troszkę zepsuła ale metry przecież same się nie zrobią. Na dobry początek Owocowa pięć razy. W sumie mogłem zrobić ją jeszcze kolejne pięć razy, bo jeździło mi się tak dobrze. Potem na "ale urwał", zjazd i ... na Piastów ;) I tym sposobem dorzuciłem kolejne 40 metrów. Kilka "zmarszczek" (jak nazwał je James77) do domu dało mi jeszcze parę brakujących metrów. Skończyło się prawie na "czysta" (bez jednego metra) :) Do wykonania zadania z czelendżu na Stravie zostało mi jedynie 384 metry!!! Na płaskim wyścigu w Świnoujściu w najbliższą sobotę dokręci się brakujące metry. Teraz już czas na odpoczynek, koniec na ten tydzień z dojazdami do pracy.
Teraz już mogę to napisać - nie piszę się więcej na "pionowe czelendże" :) 
.

Będziesz czysty ;)
 
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 34.98km
  • Czas 01:37
  • VAVG 21.64km/h
  • VMAX 36.50km/h
  • Temperatura 16.8°C
  • HRmax 148 ( 77%)
  • HRavg 118 ( 62%)
  • Kalorie 826kcal
  • Podjazdy 260m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koń by się uśmiał

Wtorek, 26 maja 2015 · dodano: 26.05.2015 | Komentarze 4

Normalnie jak podłączyłem garmina do komputera to o mało co ze śmiechu nie spadłem z krzesła. Po drodze do domu postanowiłem przejechać wszystkie napotkane podjazdy. Na Owocowej straciłem rachubę przy piątym czy szóstym podjeździe, choć muszę przyznać, że bardzo przyjemnie się podjeżdżało. Jednak jak zobaczyłem, że ten podjazd ma jedynie jedenaście metrów w pionie to mój śmiech przeszedł w spazmy :) Pomyślałem, że jak tak fajnie jeździ się na Owocowej to skoczę na Piekary i zobaczę jak jest tam. Okazało się, że to tylko 8 metrów... lipa. Postanowiłem sprawdzić jaki jest ruch na "ale urwał". Tam już jest 19 metrów w pionie ale ruch samochodowy jest o wiele większy niż na Owocowej. Teraz widzę, że zdecydowanie łatwiejszy i równie "efektywny" jest podjazd na Piastów do ZUT. Raptem 1 metr mniej ale jedzie się bezpiecznie, bez aut. Na zakończenie jeszcze "ucieczka z piekła", którą na własne potrzeby "go to hell" dała mi marne 19 metrów na 700 metrach w poziomie.
Wracając do początku - co mnie tak rozśmieszyło? Te marne 260 metrów, które wykręciłem podjeżdżając na "para górkach" w centrum. Jednak chociażbym miał przejechać owocową 100 razy na Miodową nie jadę ;P
   

W chmurach...   
.
Kategoria solo, do 50 km, DDP


  • Dystans 54.59km
  • Czas 02:16
  • VAVG 24.08km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 1193kcal
  • Podjazdy 302m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podstępny deszcz

Poniedziałek, 25 maja 2015 · dodano: 25.05.2015 | Komentarze 4

Tak naprawdę to wychodząc z domu do pracy byłem przygotowany na powrót w deszczu. Kwestią jedynie niewyjaśnioną pozostawał początek opadów. Mogło zacząć padać o 16-tej lub o 18-tej. Optymistycznie założyłem, że będzie padać później. Do planów powrotnych dorzuciłem kilka kilometrów. Miałem nawet ochotę zrobić moje grand fondo. Mieć ochotę, a przejechać to zasadnicza różnica. Strava "za ochotę" nie dodaje metrów. W optymistycznym nastroju przejechałem przez Kołbaskowo i zdecydowałem się na podróż do Nadrensee. Jednak gdy byłem na wysokości toru motocrossowego zaniepokoił mnie coraz mocniej wiejący wiatr. Dojeżdżając do Kołbaskowa widziałem, że 3 wiatraki kręcą się leniwie reszta stoi. Gdy jechałem za Neu Rossow wszystkie kręciły się jak oszalałe. Robiło się coraz ciemniej, a pojedyncze krople spadały mi na kask. Do Nadrensee gnałem jak szalony licząc, że umknę przed deszczem. Jednak czym szybciej jechałem tym więcej kropel przyjmowałem na siebie i rower. Nie zauważyłem nawet jak się rozpadało. Jednak nie za bardzo się tym przejąłem, bo i tak byłem już cały mokry przez te pojedyncze krople spadające na mnie od ładnych kilku minut. Podstępny deszcz zmoczył mnie i nawet tego nie zauważyłem... Nie było sensu wyjmować deszczówki z plecaka, zostało tylko kilka kilometrów do domu. Od Ladenthin do Warzymic jechałem już w regularnym deszczu. Jadąc tak cały mokry pomyślałem sobie, że chyba lubię jeździć w deszczu :) Może być mokro, byle przy okazji było przynajmniej troszkę ciepło ;)
Do Strava Climbing Challenge dołożyłem kolejne 300 metrów. 950 metrów zostało do wykonania zadania ;)


W stronę deszczu....
 .

Kategoria solo, 50 - 100 km


  • Dystans 60.20km
  • Czas 02:06
  • VAVG 28.67km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 17.7°C
  • HRmax 149 ( 78%)
  • HRavg 120 ( 63%)
  • Kalorie 904kcal
  • Podjazdy 455m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

OdNowa

Niedziela, 24 maja 2015 · dodano: 24.05.2015 | Komentarze 1

Po przyjęciu w sobotni wieczór "pierdyliona" kalorii w postaci stałej i w postaci płynów nie za bardzo rano chciało mi się ruszać... Jednak patrząc na promienie słońca wpadające do sypialni przez otwarte okno żal było zmarnować tak pięknego dnia. Ciepło, bezwietrznie - dawno tak nie było. Chwilę wyjścia przeciągałem niemiłosiernie i w końcu jak udało mi się ruszyć była prawie 15-ta. Gdyby nie sobotni wieczór dzień był idealny na bardzo długą wycieczkę, a tak pozostało mi dokręcanie metrów w pionie... Według mojego rozeznania trasa, którą sobie wyznaczyłem jest najbardziej efektywna jeśli chodzi o metry i jak pisałem wcześniej najbezpieczniejsza. Dzisiaj nie wyprzedziło mnie żadne auto. Za to mijałem się z niemiecką furmanką, a wcześniej o mało co nie wjechałem w ogromne "coś" pozostawione przez konia na środku drogi między Nadrensee, a Pomellen ;)
Muszę przyznać, że jechało mi się wyjątkowo ciężko. Tym razem kompletnie nie miałem ochoty na atakowanie segmentów. Jechałem tylko aby wykonać zadanie... Mimo to, że się męczyłem okrutnie jestem z siebie w miarę zadowolony, że udało się wsiąść na rower. 
Po powrocie i prysznicu poczułem się jakbym przeszedł jakąś odnowę biologiczną ;)  


Nie pozostaje nic tylko jeździć...
.
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 60.19km
  • Czas 02:02
  • VAVG 29.60km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 163 ( 85%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 1015kcal
  • Podjazdy 450m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

W poszukiwaniu metrów

Sobota, 23 maja 2015 · dodano: 23.05.2015 | Komentarze 4

O ile nie trudno było osiągnąć pierwszy z założonych na Stravie celów - 1250 km przejechanych w maju to z drugim jest mały kłopot. Jak przejechać 6000 m w pionie jeżeli nie ma górek. Ile kilometrów trzeba natrzaskać aby zrealizować cel. Oczywiście jest pewne rozwiązanie czyli Miodowa w górę i w w dół. 13 razy w górę i w dół i jest 1 000 m po przejechaniu około 60 km. Jednak nie dla mnie przepychanie się w tłumie rowerów i samochodów. Droga, którą wybrałem nie będzie łatwa. 60 przejechanych kilometrów daje mi jedynie niecałą połowę tego co Miodowa, jednak przyjemność jazdy o wiele większa. Przez dwie godziny jazdy spotkałem kilku kolarzy i rowerzystów i dosłownie z 3-4 samochody!!! Dzięki temu, że miałem taki komfort udało mi się przy okazji poprawić moje dotychczasowe wyniki na kilku segmentach. "Hop hop od granicy" sprawiło mi największą frajdę, do Grześka zabrakło mi 6 sekund ;)  
Zostanę przy tych moich "pagórkach" i na nich postaram się dokręcić brakujące 1 700 m.
 

Hop hop od granicy w drugą stronę...
   

Kategoria solo, 50 - 100 km


  • Dystans 25.17km
  • Czas 01:06
  • VAVG 22.88km/h
  • VMAX 37.50km/h
  • Temperatura 17.1°C
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolejny zwykły dzień...

Piątek, 22 maja 2015 · dodano: 22.05.2015 | Komentarze 2

Kolejny zwykły dzień i kolejny normalny dojazd to pracy. W tym tygodniu to już czwarty raz. 
Wracając postanowiłem wstąpić do Coolbike i ustalić przyczynę przeskakiwania łańcucha na ostatniej zębatce w Giancie. 
Po krótkich oględzinach zapadł werdykt. Przeskakiwanie łańcucha spowodowane jest przez spinkę Wippermann Connex-Link. O ile nie było z nią problemów w napędzie Meridy to tutaj ten problem występuje. Co prawda nie zawsze, a tylko przy dużym obciążeniu ale jednak... Wyjścia są dwa, korzystać rzadko z najmniejszej zębatki lub wymienić spinkę na sramowską... Za pozostawieniem connexa przemawia łatwość rozpinania i zakładania, dzięki czemu łatwo, szybko i dokładnie czyści się napęd.
Teraz mam dylemat... muszę się nad tym zastanowić...

 
Asceza...

Kategoria DDP, solo


  • Dystans 101.77km
  • Czas 03:22
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 59.60km/h
  • Temperatura 14.8°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 138 ( 72%)
  • Kalorie 1891kcal
  • Podjazdy 428m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cel: Schwedt

Czwartek, 21 maja 2015 · dodano: 21.05.2015 | Komentarze 2

W pracy obowiązki tak się ułożyły, że mogłem sobie dzisiaj odpuścić i zostać w domu, a co się robi gdy mam dzień wolny i i ładną pogodę za oknem? Odpowiedź może być tylko jedna - jedzie się ;) Ostatnio jakoś po pracy za bardzo się nie przemęczam i jadę prosto do domu co daje mi "nędzne" 25 km dziennie. Gdyby tak przez dwadzieścia dni jeździć z pracy i do pracy to przejechałbym jakieś 500 km. Założenie na ten miesiąc było dość ambitne. Po raz pierwszy miałem przejechać w miesiącu 1300 km. Jeśli mam już 500 km dzięki dojazdom do pracy zostaje jeszcze przejechać tylko 800 km. Dzięki Grześkowi i Danielowi jednego dnia dystans ten zmniejszyłem do 500 km. Jednak te 500 km trzeba było też jakoś przejechać. No to jeździmy. Dziś za cel obrałem sobie Schwedt. Tak jadąc sobie dobrze znaną drogą uświadomiłem sobie, że ostatnio dawno Schwedt nie było punktem docelowym. Po drodze przypominałem sobie miejsca w których robiłem postoje na papierosa gdy zaczynałem jeździć. Pierwsza fajka... po 20 km w Tantow, potem Friedrichsthal... i tak dalej. Po drodze do Schwedt potrafiłem wypalić kilka fajek. Teraz się z tego śmieję... jak było można tak jeździć. Jestem pełen uznania dla wszystkich (szczególnie Krzyśka), że chcieli ze mną jeździć i co chwila robić przerwy. Dzisiaj nawet do głowy mi nie przychodzi aby się zatrzymać. Chwilkę pokręciłem się powoli po Schwedt i ruszyłem w drogę powrotną. 
Na mostku przy śluzie chciałem wypróbować funkcję zdjęć seryjnych w Garminie... niestety coś nie wyszło. W teorii wszystko brzmi super. Naciskam guzik i zdjęcia robią się automatycznie do momentu gdy nie nacisnę go ponownie. Jednak coś mam chyba źle ustawione albo coś jest nie tak z tym urządzeniem. Po uruchomieniu kamera robi kilka zdjęć i przechodzi do trybu "celownika" czyli podglądu. W związku z tym zdjęć "ustawkowych" znowu nie zrobiłem. Muszę pobawić się kamerą "na sucho" i wtedy zobaczymy.
Tak przy okazji - pojawił się nowy VIRB EX. Z tego co widzę będzie odjazd ;)
 

Niebiesko mi...
.   
Stary VIRB
.  
.   
Nowy VIRB

     
Kategoria ponad 100 km, solo


  • Dystans 25.60km
  • Czas 01:05
  • VAVG 23.63km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 16.7°C
  • HRmax 155 ( 81%)
  • HRavg 123 ( 64%)
  • Kalorie 618kcal
  • Podjazdy 119m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Króciutko...

Środa, 20 maja 2015 · dodano: 20.05.2015 | Komentarze 1

Kolejny dzień dojazdów do pracy. To już 38 raz jestem w pracy rowerem. Pogoda wręcz wymarzona. Bez wiatru, nie za ciepło, nie za zimno więc jechało się idealnie. Po pracy miałem nawet pojeździć coś więcej. Przejechałem nawet przez miasto... To była znowu masakra. Jestem pełen podziwu dla osób, które na co dzień zmagają się z takimi sytuacjami. Jednak w związku z tym, że na jutro udało mi się wyrwać dzień wolny postanowiłem dzisiaj troszkę nabrać siły na jutro :) Mam nadzieję, że będę miał na tyle szczęścia, że uda mi się zrobić jakąś drobną seteczkę ;)
 

Takie oto cudo udało mi się wypatrzyć na jednym z filarów TZ 
 
  
Kategoria DDP, do 50 km


  • Dystans 27.97km
  • Czas 01:11
  • VAVG 23.64km/h
  • VMAX 39.50km/h
  • Temperatura 18.5°C
  • HRmax 148 ( 77%)
  • HRavg 117 ( 61%)
  • Kalorie 607kcal
  • Podjazdy 127m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żeby nie było łatwo...

Wtorek, 19 maja 2015 · dodano: 19.05.2015 | Komentarze 1

Oj muszę zacząć pisać szybciej, żeby łatwo nie było. "Ktoś" postanowił skomentować wszystkie moje ostatnie "wyczyny" więc muszę podjąć wyzwanie, częściej jeździć i częściej się wpisywać :) Żartuję oczywiście, ale że komuś się chce to czytać...
No dobrze to byłoby na tyle dygresji. Dziś nie miałem czasu po pracy na jeżdżenie, zresztą czułem się jakoś delikatnie zmęczony. Rano zastanawiałem się nawet czy nie pojechać samochodem do pracy. Jednak jak sobie pomyślałem ile czasu i nerwów poświęcę na powrót szybko zdecydowałem się na opcję - ROWER :)
Po pracy, aby nie jechać tak samo jak przyjechałem "stestowałem" opcję powrotu przez Okulickiego. Jak się okazało był to tragiczny wybór. Ruch bardzo duży, asfalt czasem w średnim stanie więc nie będę chyba za często tamtędy wracał. Zresztą dziś kierowcy uparli się aby testować moją mój stosunek do zbliżeń.... Jakkolwiek by to zabrzmiało chodzi mi o ten przepisowy metr odległości w jakiej powinien być wyprzedzany rowerzysta. Najbardziej mnie jednak wkurzają kierowcy, którzy wpychają się na "trzeciego" tak jakby mnie nie było wcale na drodze... masakra! 
No to dzisiaj sobie ponarzekałem :P
 

W średniowieczu nie mieli takich "technologii" stawiając mury
 
Kategoria DDP, do 50 km