Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:1031.04 km (w terenie 45.00 km; 4.36%)
Czas w ruchu:38:05
Średnia prędkość:27.07 km/h
Maksymalna prędkość:55.70 km/h
Suma podjazdów:3826 m
Maks. tętno maksymalne:173 (86 %)
Maks. tętno średnie:150 (75 %)
Suma kalorii:20281 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:64.44 km i 2h 22m
Więcej statystyk
  • Dystans 55.16km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 25.07km/h
  • VMAX 45.60km/h
  • Temperatura 17.8°C
  • HRmax 167 ( 83%)
  • HRavg 131 ( 65%)
  • Kalorie 1062kcal
  • Podjazdy 229m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Uszka do góry Renia!

Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 30.04.2014 | Komentarze 2

Kolejny kandydat na kolarza a właściwie na kolarkę trafia "pod moje skrzydła" ;) Oczywiście troszkę żartuje ale tylko troszkę. 
Dzisiaj dane mi było wybrać się na wycieczkę z Renią. Miała to być jedynie moja wycieczka w celu regulacji ustawień w rowerze. Dzień wcześniej Paweł pomógł mi ustawić kierownicę, inny kąt ustawienia kierownicy, inne ułożenie manetek miało pomóc mi w wyeliminowaniu drętwień rąk, które mi się zdarzały od czasu do czasu. Wracając do domu wpadłem jeszcze na chwilkę do Coolbike. Podobno nie było ciekawych siodełek (szukałem czegoś na Meridę i na Treka - bardziej na Meridę) ale miałem jeszcze kupić nowe łyżki do opon. Ludzi co nie miara, jeszcze chyba nigdy nie widziałem tam takiego tłoku, a jestem dość często. Marcin powiedział abym zwrócił uwagę na siodełka WTB. W sumie szukałem czegoś bardziej... w sumie nie wiem czego bardziej... :) Jednak przyjrzałem się trzem modelom, które były w ofercie. Pierwsze, turystyczne odpadło od razu, drugie, na szosę i na górala jakoś też mnie nie przekonało, dopiero trzecie, typowe na górala wzbudziło moje zainteresowanie. Marcin jak zawsze mnie namawiał, obiecując że nie będę żałował. W końcu kupiłem. Wracając do domu wypatrzyłem Renatę. Kiedyś obiecałem, że zabiorę ją na wycieczkę. Teraz była okazja. Ja sobie będę regulował i testował siodło przy okazji spokojnej wycieczki. Szybko założyłem nowe siodełko i zaraz ruszyliśmy w drogę. Kierunek - Loecknitz. Pierwszy kontakt z siodełkiem i.... REWELACJA! Pomyślałem sobie - oby było tak dalej. Kolejne kilometry i dalej SUPER. W Loecknitz przy kocie zmieniłem odrobinę ustawienia. Nie wiem po co? Pomimo zmiany ustawień dalej jechało się bardzo dobrze. Kierownicy również nie musiałem przestawiać. Nowe ustawienia okazały się trafione w "dychę"! Wracamy do domu. Renia ciągle daje radę, choć czasem słyszę, że oddycha troszkę ciężej nie narzeka.  Za Linken daję jej wybór - jedziemy krócej a ciężej czy dłużej a lżej? Ku mojemu zdziwieniu Renia wybiera bramkę "nr 1". Granice przekraczamy przed Kościnem, dalej jedziemy bezdrożami w kierunku Bobolina. No i znowu jestem zaskoczony. Renia stwierdza, że podoba jej się ta trasa. Uważam, że jak na początkującego "kolarza" to w 100% dała radę. Pierwsze prośba o skrócenie trasy pojawiła się dopiero przy Warniku, gdy do domy zostało tylko kilka km! :) 
Troszkę treningu i będzie "nowa siła" na Miedwiu :)

Wracając do siodełka - WTB Pure V Team jest dla mnie idealnym siodełkiem. Od razu poczułem, że będzie mi z nim po drodze! Wierzę, że spędzimy wspólnie wiele kilometrów!
 

GENIALNE siodło WTB Pure V Team (240 g)

***
 Uszka do góry Renia! (DAJESZ RADĘ!!!)
  
 *
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 43.55km
  • Czas 01:26
  • VAVG 30.38km/h
  • VMAX 49.90km/h
  • Temperatura 22.4°C
  • HRmax 165 ( 82%)
  • HRavg 150 ( 75%)
  • Kalorie 1043kcal
  • Podjazdy 186m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cztery dychy solo

Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 1

To była bardzo dziwna czterdziestka. Wiało dzisiaj całkiem solidnie a przy tym świeciło śliczne słońce. Kto dzisiaj był w otwartym terenie to wie dobrze co się działo. Jednak w każdych warunkach trzeba jeździć. Jak przyjdzie jechać gdzieś w wyścigu pod wiatr też trzeba będzie przyjąć to na klatę. Na to nie narzekam. Jeśli mogę ponarzekać to jedynie na to jaki jestem słaby na podjazdach. Niby od czasu do czasu jeżdżę coś potrenować... Widzę jednak, że źle do tego się chyba zabieram. Trzeba poszukać jakiś planów treningowych. Dzisiaj całą jazdę zawaliłem ostatnią dziesiątką... Tym razem ostatnia dziesiątka zwierała w sobie 4 podjazdy. Podjazd za Nadrensee, podjazd pod Ladenthin no i dwa małe aczkolwiek nie fajnie podjazdy przed Warnikiem. Czwarta dycha przejechana ze średnią 25,7 km/h przyczyniła się do porażki ogólnej.
PS. Grzesiek dziś zaproponował na sobotę ciekawy wypad na 180 km niemieckimi asfaltami. W pierwszym odruchu bardzo się ucieszyłem, zawsze chciałem kiedyś spróbować pojechać z NIMI! Po dzisiejszej nauczce wiem, że został bym zgubiony gdzieś..... na Ku Słońcu ;)
*
 

 
Kategoria do 50 km


  • Dystans 60.21km
  • Czas 02:02
  • VAVG 29.61km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Temperatura 23.7°C
  • HRmax 166 ( 83%)
  • HRavg 141 ( 70%)
  • Kalorie 1277kcal
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez wpisu

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 0

Dzisiaj będzie bez opisu... Sobotnie południe bez żadnych przygód czy niespodzianek :) Czysta jazda solo!
 
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 64.59km
  • Czas 02:03
  • VAVG 31.51km/h
  • VMAX 55.70km/h
  • Temperatura 16.6°C
  • HRmax 167 ( 83%)
  • HRavg 149 ( 74%)
  • Kalorie 1438kcal
  • Podjazdy 226m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Górka Kilera Jurka

Czwartek, 24 kwietnia 2014 · dodano: 24.04.2014 | Komentarze 0

Pamiętacie Jurka Kilera, tego z wpisu o wycieczce ze Świnoujścia? Dzisiaj miałem przyjemność po raz kolejny z Jurkiem pojeździć na rowerze. Mała sprawa była do załatwienia, która akurat pokrywała się z trasą naszej wtorkowej wycieczki więc tą samą trasę zrobiliśmy raz jeszcze. Warunki zdecydowanie inne niż we wtorek. Tym razem było sucho. Pewnie dzięki temu udało nam się urwać z wtorkowego czasu aż 6 (sześć) minut! Pewnie niektórzy się zdziwią, co to jest 6 minut na trasie o długości 65 km. W związku z tym mam propozycje. Taki mały teścik.. Na początek należałoby przejechać np. 20 km po dobrej rozgrzewce w niezłych warunkach z maksymalnie dobrym czasie - ile fabryka dała. Następnie dwa dni później jeśli warunki będą w miarę podobne przejechać ten sam odcinek z maksymalną możliwą prędkością. Ciekawy jestem czy uda się komuś poprawić czas o 2 minuty. Jeśli się uda zobaczycie o ile więcej wysiłku będzie to kosztowało...
Wracając do tytułu dzisiejszego wpisu. Od dzisiaj podjazd ze Schwanenz na Ladenthin będę nazywał podjazdem Jurka Kilera. To na cześć GOŚCIA, który dzisiaj na tym podjeździe pokazał JAJA. To znaczy nie mi pokazał jaja ale pokazał, że ma jaja i potrafi jeździć z jajami! Szacun JUREK za prędkość podjazdu! Bez CIEBIE nie byłoby takiego wyniku - DZIĘKI!!!
 
PS. Krzysiu - zrobiłem to - czekam na odpowiedź ;)
   
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 64.78km
  • Czas 02:09
  • VAVG 30.13km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 19.5°C
  • HRmax 165 ( 82%)
  • HRavg 134 ( 67%)
  • Kalorie 1202kcal
  • Podjazdy 195m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pogodowy full serwis na szosie

Wtorek, 22 kwietnia 2014 · dodano: 22.04.2014 | Komentarze 0


Dzisiaj miałem pełny przegląd wiosennej pogodny. Brakowało jedynie śniegu... może z tym śniegiem troszkę przesadzam ale było wszystko. Gdy ruszaliśmy z Pawłem o 17-tej słoneczko ślicznie świeciło a wiatr kompletnie nie przeszkadzał w jeździe. Kierujemy się na Loecknitz. Po pierwszych kilometrach już widzimy co się dzieje nad tym miasteczkiem. Na nas jeszcze świeci słońce a nad celem naszej podróży niebo wyglądało koszmarnie. Z daleka widać było, że tylko kwestią czasu będzie gdy wiedziemy pod te chmury.
Najpierw zrobiło się ciemno i zaczął wiać mocniejszy wiatr, jednak nadal było sucho i ciepło. Wjechaliśmy do Loecknitz i dalej... nic, ani jedna kropla na nas nie spadła a ulice suche... Może będziemy mieli szczęście i uciekniemy przed deszczem? Wyjeżdżamy z Loecknitz i kierujemy się na Bock. Chwile po tym jak minęliśmy rogatki miasta nasze nadzieje legły w gruzach. Najpierw ulica zrobiła się mokra a chwilę potem my byliśmy przemoknięci. Fatalnym zbiegiem okoliczności byliśmy w punkcie najdalej oddalonym od domu. Nie było wyjście trzeba było jechać dalej. Od tej pory na przemian wjeżdżaliśmy w chmurę lub z niej wyjeżdżaliśmy. Nie było szans na jechanie na kole, bo taka jazda kończyła się prysznicem prosto w twarz. Z Bock na Blankensee a później na Bismark, Grambow i do domu :)
Kompletnie przemoczeni dotarliśmy po dwóch godzinach do domu! Największy problem miałem z butami. Buty na szosę, których używam w podeszwie i we wkładce z przodu mają otwory, w sumie nie wiem czy służą one do wentylacji czy do czegoś innego (np. odprowadzania wody zebranej w bucie) . Jednak moja stopa we wszystkich butach Shimano potrzebuje dodatkowej wkładki. Dodatkowa wkładka była również w tych butach. W związku z tym otwory zostały... zatkane. Po kilkunastu minutach jazdy w deszczu w butach miałem... baseny :) Muszę pomyśleć nad tym aby w dodatkowych wkładkach wyciąć otwory, które umożliwią swobodny odpływ wody gdyby znów przyszło mi jeździć w deszczu.
Bym zapomniał... oczywiście to był mój debiut w deszczu na szosie... Przyznam się, że obawiałem się jak to będzie. Było dobrze! Nie miałem żadnego uślizgu czy innej niebezpiecznej sytuacji. Może dlatego, że jechałem bardzo uważnie? :)
  

 
Kompletnie przemoczony...
  
PS. Niestety nie udało się w tych warunkach osiągnąć średniej Grzegorza na Radonie... może następnym razem....?
*  
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 57.28km
  • Czas 02:33
  • VAVG 22.46km/h
  • VMAX 48.90km/h
  • Temperatura 20.4°C
  • HRmax 138 ( 69%)
  • HRavg 110 ( 55%)
  • Kalorie 868kcal
  • Podjazdy 326m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pora relaksu

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 0

Szczerze mówiąc dość już miałem tego nic nie robienia... jeść, spać, czytać.... i tak w kółko. Dwa dni to troszkę za dużo. Dzisiaj nosiło mnie od rana. Nie mogłem jednak znaleźć odpowiedniego momentu na wycieczkę. Nie wiem na co czekałem, przecież od rana wiało i miało wiać cały dzień. Do tego na wieczór niektórzy zapowiadali burze i deszcze. Gdy wreszcie po południu skończyłem czytać ostatnią stronę książki nie miałem już żadnej wymówki. Pozostała jedynie kwestia co wybieram - Trek czy Merida. Z Trekiem spędziłem ostatnio ładnych parę godzin więc czas pojeździć na Meridzie. Za Syrenką przemawiała jeszcze jedna sprawa. Zapowiadany deszcz. Jakoś panicznie boję się jazdy w deszczu na Treku. Z Meridą nie mam tego problemu. Na wszelki wypadek do kieszeni włożyłem deszczówkę i ruszyłem w drogę. Na szybko wymyśliłem trasę na Penkun. Jechało się w miarę spokojnie. Wszystko na miękkich przełożeniach i na niskim pulsie. Takie tam pitu-pitu. Nie miałem ochoty na siłowanie się z rowerem. Dzisiaj nad zmęczeniem górę wzięła frajda z samej jazdy. Puściutkie drogi zachęcały właśnie do takiej jazdy. Sytuacja zmieniła się diametralnie po wyjeździe z Penkun. Wiatr, który zauważałem tylko na łopatach wiatraków nagle spowodował, że przestałem jechać ;) Przyjemność się skończyła a zaczęła się walka z wiatrem. No i czar prysł. Z relaksu nici a do domu wrócić trzeba. Delikatnie okrężną drogą wróciłem do domu. Po drodze spotkałem jedynie kilku rowerzystów. Jak na wolny dzień wyjątkowo mało. Chyba rzeczywiście ten wiatr dzisiaj zniechęcił do wypoczynku na rowerze.
Jako, że wyjazd był typowo rekreacyjny udało mi się zrobić kilka fotek na polach ;)


Kwiaty rzepaku
 

Puste, świąteczne drogi (między Radekow a Tantow)
 

Gdzie nie spojrzeć wszędzie rzepak 

 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 152.97km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:26
  • VAVG 28.15km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Temperatura 18.8°C
  • HRmax 157 ( 78%)
  • HRavg 130 ( 65%)
  • Kalorie 2389kcal
  • Podjazdy 491m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Świnoujście - Szczecin, w czwórkę

Sobota, 19 kwietnia 2014 · dodano: 20.04.2014 | Komentarze 0

Po zjedzonej drożdżówce ruszyliśmy w drogę. Przez Świnoujście, ścieżkami jeszcze spokojnie. Ze względu na to, że w miarę poprawnie orientuję się w terenie bez problemów udało mi się wyprowadzić chłopaków z miasta. Zaraz po wjechaniu do Niemiec coś się stało z Krzyśkiem i Arturem. Wyglądało to tak jakby ktoś ich spuścił ze smyczy! Ruszyli z kopyta tak, że ja z wywieszonym językiem nie mogłem za nimi nadążyć. Paweł dzielnie trzymał im się na kole ale pewnie ten zryw wywołał w nim lekki niepokój o dalszą część trasy. Ja dobrze wiedziałem, że te dwa koksy zaraz zabłądzą albo zwolnią aby skonsultować dalszą drogę. Tak się też stało, na jednym ze skrzyżowań w pobliżu lotniska zwolnili aby skonsultować trasę. Tym sposobem bez specjalnego wysiłku udało mi się dołączyć do grupy. Patrząc już po fakcie na wykres prędkości z tego odcinka widzę co chłopaki wyrabiali :) Choć rozgrzewam się dość długo te pierwsze kilometry spowodowały, że musiałem zdjąć kurtkę, którą ubrałem zaraz po wyjściu z pociągu. Artur tak jak ja postanowił się troszkę przebrać. Reszta postanowiła... załatwić to do czego używa się pisuaru :) Zatrzymaliśmy się tuż za Dargen na odcinku płyt na którym i tak musieliśmy zwolnić (bardziej ja musiałem, bo Krzysiek na swoim Focusie pewnie tych płyt nie zauważył)  :) Już zaczynamy się zbierać i jak zwykle wszyscy czekają na mnie co widać na pierwszym zdjęciu. Jeszcze szybka fota i jazda. 


Po raz kolejny czekamy na Arka... Jeszcze nikt nie zauważył co się stało... :)
  

Ha, ha, ha... co on ma z tymi dętkami?!

Pierwszy rusza Paweł, za nim Artur potem Krzysiek i jak zwykle na końcu ja. Widzę, że Krzysiek ma problem ze startem... Patrzy na tylne koło i co widzi? TAK - każdy dostaje talon na balon! Krzysiek złapał GUMĘ! :) Przejechaliśmy dopiero 20 km. W zapasie mieliśmy TYLKO 4 dętki. Jak łatwo obliczyć w takim tempie dętki skończyły się by nam gdzieś przed Ueckermunde ;) 
Nie ma co się użalać, choć przyznam, że Krzysiek był wyraźnie wkurzony! Nie, nie na nas, bardziej na rower a szczególnie na koło. Obejrzałem dokładnie oponę, była czysta. Paweł obejrzał koło i zauważył, że taśma, która była niedawno wymieniona przez Krzyśka została nie dokładnie dopasowana. W dwóch fragmentach było widać końcówki mocowania nypli. Taśma została poprawiona a dętka bardzo wprawnie wymieniona przez Krzyśka. Nie ma się co dziwić. Wymianę dętek opanowaną ma do perfekcji ;)
Po przymusowym postoju ruszamy dalej. 
  

Pit-stop i szybka wymiana ogumienia - praktyka czyni mistrza

Znowu fragment szybszej jazdy bez zatrzymywania. Do Usedom jedziemy dość szybko, choć jeszcze nie współpracujemy. Jednak dzięki w miarę przyjaznemu wiatrowi z północnego wschodu jedzie się całkiem dobrze. Zwalniamy tylko czasami na odcinkach leśnych. Na szczęście ziemia jest wilgotna i po twardym piasku i małych kamieniach jedzie się w miarę porządnie. Oczywiście dotyczy to tylko mnie i Krzyśka. Artur na swoim hardtrialu nie ma żadnych problemów natomiast Paweł na swojej hybrydzie nie przejmuje się takimi rzeczami jak gorsza nawierzchnia ;)
Mijamy Usedom i pędzimy na most... Już z oddali widzimy, że znowu  czeka nas przymusowy postój. Niestety musieliśmy trafić na moment gdy właśnie się most otworzył, bo czekaliśmy dość długo na ponowne jego zamknięcie. Na moście poczuliśmy porządnie jak wieje... Artur chował się za filarami i tylko wystawiając rękę sprawdzał prędkość wiatru. 
 

Słitfocia pozowana ;)
 

Nie bój się Artur, nie wieje tak mocno.
 

Nieliczne jachty przepłynęły pod mostem w Usedom

Ruszamy dalej. Bardzo szybko mija droga do Anklam. W 25 minut pokonujemy 15 kilometrów dzielące przeprawę od miasta. Przejeżdżając przez mostek w Anklam napotykam znajomą barkę. Domitz dość często przypływa do Szczecina gdzie ładuje nawozy od Grupy Azoty i dostarcza je niemieckim rolnikom ;) To takie małe zboczenie zawodowe. Właściciel a zarazem kapitan tej barki to bardzo przemiły człowiek ;) Przejazd przez miasto nas odrobinkę spowolnił. Znów jazda po kostce i  bruku. Chłopaki jednak sobie z tego nic nie robią i jak zwykle zostawiają mnie z tyłu. Myślę sobie, że przecież to nie Paryż - Roubaix i nikt nie jedzie za mną z zapasowymi kołami... Łapię ich jednak na światłach gdzie muszą się zatrzymać ze względu na czerwone. Jednak zaraz potem znowu ruszają z kopyta. Jednak już przeczuwam co będzie dalej. Wyjazd z Anklam jest odrobinę skomplikowany. Tak jak myślałem, nie wiem który pomylił drogę ale oczywiście udało im się zabłądzić. Zatrzymałem się na skrzyżowaniu i przeczekałem aż zawrócą. Teraz już wszyscy razem, w grupie ruszyliśmy w stronę Ueckermunde. Najpierw na północ. Wiatr północno-wschodni sprzyjał jeździe. Dzięki temu po troszkę ponad dwóch godzinach jazdy mieliśmy za sobą 60 km. Było bardzo fajnie dopóki nie zmieniliśmy kierunku... W Ducherow musieliśmy skręcić na Ueckermunde.  
 

Sentymenty... 
 

"No i znowu na niego czekamy...."

My zmieniliśmy kierunek lecz niestety wiatr tego nie zrobił. No i wtedy zaczęła się prawdziwa walka. O ile przez fragmenty w lesie jechało się w miarę OK o tyle w otwartym terenie była masakra. Szczególnie w momentach gdy wyjeżdżało się z lasu w otwarty teren. To nie był miły i przyjemny wiaterek. To coś nas atakowało bezlitośnie i chciało zrzucić z rowerów. Właśnie na tym fragmencie udało nam się wreszcie nawiązać współpracę. Po raz pierwszy od naszego startu jechaliśmy tak jak powinniśmy jechać od początku. Każdy wychodził na zmiany i prowadził tyle na ile było go stać. Nad częstotliwością zmian musimy popracować bo czasami bywało różnie... czego efektem było to, że przed chwilą prowadząca osoba nie mogła po zejściu nadążyć za pozostałą trójką. 
 

Nie zawsze udawało się solidarnie pracować... czasami niektórzy nie mogli nacieszyć się prędkością ;)

W końcu dzielnie dojechaliśmy do Ueckermunde. Oczywiście na początek obowiązkowa fotka na ławeczce a później na mały popasik. 
Za całkiem niewielkie pieniądze udało nam się porządnie najeść. Kebab u Turka od 2 do 4 euro w wypasie. Polecam targowanie się jeśli chodzi o napoje. W karcie jest napój 0,2 l w cenie 1,30 eur. Jednak po krótkich negocjacjach udało nam się kupić za 1,20 colę w puszkach 0,33. Co prawda na początku chcieliśmy kupić colę 1,5 za 2,50 euro bo tak miał w karcie ale uparł się, że to menu na wynos i nam nie sprzeda ;)
 

W komplecie P.A.K.A (czyli Paweł, Artur, Krzysiek i Arek) 
 

W trójkę...
 

Artur występuje w reklamie coca-cola.
 

Killer ale ty masz zaje...ste pekaesy ups... Paweł ale ty masz.... ;)
 

Smacznego - zasłużyliście. Bardzo dobre świeże mięso. Całkiem smaczny ten kebab.

To była pierwsza i jedyna planowana przerwa na naszej trasie. Oprócz przymusowego postoju związanego z naprawą Krzyśka koła oraz otwartym mostem nie mieliśmy żadnych postojów. Po jedzeniu start na Hintersee. Wybrałem drogę przez Eggesin. Nie cierpię tego miasta. Nie dość, że mają okropnie nierówny bruk na ulicy wyjazdowej to jeszcze stan chodnika woła o pomstę do nieba. Chodnik w takim stanie ciężko spotkać nawet w u nas. Stara Potulicka była wręcz idealna w porównaniu do tamtego bruku :)
 
Dojeżdżamy do Hintersee. Tutaj następuje czas pożegnań. Krzysiek i Artur jadą przez Dobieszczyn a ja z Pawłem tniemy na Loecknitz. 
Za Hitntersee nie ma już litości :) Biorę Pawła na koło i dajemy czadu. 10 kilometrów ze średnią 32 km/h nie jest może wynikiem na miarę Grześka (chyba, że na Radonie) ale dla mnie to spoko wynik. Do samego domu prowadzę Pawła, który już rzeczywiście bardzo zmęczony coraz gorzej znosi podjazdy ale jednak daje radę. W Będargowie mija 150 km! Do tego Będargowo dom, plus niezapisane kilometry w Świnoujściu i Ueckermunde (gdzie zapomniałem włączyć licznik), no i dojazd na dworzec daje ok 165 km łącznie.
Więc wycieczka do Świnoujścia okazała się najdłuższą wyprawą w tym roku. 

Dziękuję chłopaki za wyborowe towarzystwo!!! Koniecznie musimy to powtórzyć! :) 
 

No i właśnie mija sto pięćdziesiąty kilometr. 5 godzin i 21 minut nie powala ale jak dla nas amatorów może być ;)
 

 
Drogi w Polsce są troszkę inne niż w Niemczech (co widać), Paweł na rezerwie rezerwy wjeżdża do Będargowa.
 



***
 
No to jeszcze kawałek filmu :) 
 
 
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 8.24km
  • Czas 00:22
  • VAVG 22.47km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 150 ( 75%)
  • HRavg 122 ( 61%)
  • Kalorie 192kcal
  • Podjazdy 45m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Pociąg i Prom

Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 19.04.2014 | Komentarze 1

Spodobały nam się te nowe pociągi ;) W tym tygodniu za cel obraliśmy Świnoujście. aby nie było nudno i ciągle w jedną stronę po raz pierwszy postanowiliśmy pojechać ze Świnoujścia do Szczecina. Skład całkiem podobny do tego jaki był w zeszłym tygodniu tylko zamiast Mariusza, który nawet nie ustosunkował się do propozycji wyjazdu udało mi się namówić Pawła, z którym dość często jeździmy i zwiedzamy pobliskie i troszkę dalsze niemieckie wioski. Do wyjazdu udało mi się również namówić Artura "Diabła" i oczywiście zawsze chętnego Krzyśka vel dętka (nie dlatego, że jest cienki jak dętka ale ze względu na ilość łapanych kapci i to w absurdalnych okolicznościach.  Oczywiście dzień wcześniej za pośrednictwem internetu kupiłem bilety na Regio w relacji Szczecin - Świnoujście na godzinę 7:48 (4 osoby + 4 rowery 96 zł). To drugi weekend z rzędu gdy trzeba było wcześnie wstać. Jednak wypoczętt po krótkim urlpie nie miałem z tym problemów. Tym razem dla bezpieczeństwa postanowiliśmy z Pawłem dać sobie troszkę zapasu i wyjechać z domu o 7:10. Wszystko odbyło się jak w zegarku. Po siódmej opuszczamy Tęczowe Ogrody i udajemy się na dworzec. Na wysokości Silvera - niespodzianka - "Trzeźwy poranek" ;) Jedziemy ulicą mimo, że powinniśmy jechać ścieżką. Policjant jednak nie zwraca na nas uwagi jedziemy spokojnie dalej. Południowa, Mieszka I, Piastów, Narutowicza.... i koniec. Skrzyżowanie Narutowicza z Potulicką ma kompletnie zerwaną nawierzchnie. Powolutku przedzieramy się przez zerwany asfalt, skręcamy w Drzymały następnie 3 Maja i po 22 minutach meldujemy się na dworcu gdzie czeka na nas już Artur. Pociąg rusza punktualnie o 7:48. O 8:04 w Dąbiu dosiada się Krzysiek, który zdążył już zebrać ostrzeżenie za łamanie zakazu jazdy rowerem po peronach ;) Tym razem rower Krzyśka ląduje na podłodze, aby czasem nie uszkodzić dętki na wieszaku. Zresztą i tak nie było miejsca na wieszakach... ;)
 

W trasie... w przeciwieństwie do tego co widać po minach "koksów" my dopiero jedziemy jeździć a nie wracamy z jazdy ;)


Planowo dojeżdżamy do Świnoujścia... nie planowo ucieka nam prom. Musimy czekać na następny. Nie wiem czy to było spowodowane takimi emocjami czy upałem w pociągu ale nagle robi się przeraźliwie zimno. Ubieramy wszystko co mamy w plecakach. Na promie jest już zdecydowanie lepiej. Robi się cieplej i nie ma wiatru. Dopływamy do miasta. Po zejściu z promu nie włączam jeszcze licznika bo nagle każdy musi coś kupić. Szukamy piekarni.... kolejka ;) No cóż niektórzy szykują się na święta a inni jeżdżą na rowerach... Po drożdżówce na miejscu i w drogę! ;)
Ciąg dalszy nastąpi ;) 
PS. będzie się działo ;)  
 

Humory już troszkę lepsze, Paweł nawet się śmieje, Artur nastawiony bojowo tylko Krzysiek tęskni za... żoną ;)
 

Paweł kolorystycznie dopasowany do beczki z Lotosem :) Ciekawe ile mu za to zapłacili....?
Kategoria mini


  • Dystans 54.02km
  • Czas 02:06
  • VAVG 25.72km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 160 ( 80%)
  • HRavg 131 ( 65%)
  • Kalorie 992kcal
  • Podjazdy 308m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wtopa

Czwartek, 17 kwietnia 2014 · dodano: 17.04.2014 | Komentarze 5

Przeglądając wczoraj wieczorem internet postanowiłem rzucić okiem na postępy Krzyśka. To co zobaczyłem spowodowało, że szczęka opadła mi do ziemi. Przejechać samotnie 65 km ze średnią 31 km/h to może James77!!! Cały wieczór snułem plan co by tu zrobić aby Krzysiek chciał jeszcze ze mną jeździć... no bo przecież nie będzie się męczył ze słabeuszami! Popatrzy na moje wyniki i poszuka sobie lepszych. Najlepszym sposobem będzie udowodnić mu, że też potrafię tak jeździć (choć tak na prawdę nie potrafię). Wieczorem nic nie przyszło mi do głowy... Jadnak rano olśnienie! Dzwoni Artur i proponuje wspólny wypad - jak nie z nim to z nikim nie pokonam takiej odległości w takim tempie! Już oczami wyobraźni widziałem jak łapię jego koło i robię średnią podobną do Krzyśka. W sumie nie musiałem pisać, że nie jechałem sam ;) Przecież to byłby nie istotni szczegół (choć bez pomocy Artura sam bym nie dał rady;)). Po mojej stronie była też jakość niemieckich asfaltów i kultura niemieckich kierowców, którzy nie utrudniają jazdy rowerzystom. Krzysiek nie miał tego komfortu i musiał się zmagać ze słabą nawierzchnią i kierowcami nie zawsze przyjaznymi rowerzystą. Jednej rzeczy nie wziąłem pod uwagę... WIATRU! "Moderate breeze 7 m/s" skutecznie storpedowało moje plany... Po pierwszych 10 km, które przejechaliśmy ze średnią 23,7 km/h już tylko myślałem aby wyprawa nie skończyła się kompromitacją... Po kolejnych dziesiątkach wiedziałem, że skończy się kompromitacją! WTOPA na całej linii. Artur mimo szczerych chęci albo nie miał dziś dnia albo rower na którym jechał nie jest stworzony do jazdy pod wiatr. Musiał wkładać ogromnie dużo wysiłku aby pokonywać podjazdy pod wiatr. Zjazdy nie dawały wytchnienia, bo tam też trzeba było kręcić aby jechać.
O średniej nie ma co pisać... każdy może ją zobaczyć - WTOPA ;)
No cóż trzeba się przyznać do porażki i pochylić czoła przed wyczynem Krzyśka! 
 
Mimo tego nieznośnego wiatru było super - bardzo udane popołudnie! Artur chyba też zadowolony z wyprawy. Zobaczył, jak się jeździ na zachodzie i był zachwycony tymi terenami. Przyznał zresztą, że nie dziwi mi się, iż nie za bardzo lubię jeździć po polskich szosach.
  

Zadowolony... tylko z czego? ;)

PS. Krzysztof - jak to czytasz to wiedz, że tak łatwo się nie poddamy - będziemy ciężko pracować aby Ci dorównać! ;)
PS 2. ZUK - zamiast czytać trzeba jeździć ;)
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 105.03km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 25.21km/h
  • VMAX 48.20km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 165 ( 82%)
  • HRavg 143 ( 71%)
  • Kalorie 2317kcal
  • Podjazdy 362m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z -see do -see

Środa, 16 kwietnia 2014 · dodano: 16.04.2014 | Komentarze 0

Od see do see czyli od Nadrensee do Blankensee. Taka spontaniczna wycieczka z której wyszła seteczka :)  Celem dzisiejszego wyjazdu było zaliczenie podjazdu przed Strockow a dokładnie w Muhlenweg. Za każdym razem gdy przejeżdżałem obok niego obiecywałem, że wrócę i zmierzę się z nim. Dzisiaj ten podjazd postawiłem sobie za cel wyprawy. Jak się okazało podjazd nie stanowi żadnego wyzwania. Z daleka wygląda przerażająco, dlatego jeszcze go nie zaatakowałem. Gdy podjechałem bliżej okazało się, że to jedno z wielu wzniesień występujących w tych okolicach. Za podjazdem jeszcze fajniejszy zjazd, który pewnie okazałby się bardziej wymagający a potem niespodzianka! Trafiłem przypadkiem na stary wiatrak w idealnym stanie. Teren jest zagospodarowany i zadbany więc wiatrak zachował się w wspaniałym stanie.



Chwilka na zdjęcia a dalej...? Co zrobić z tak miło rozpoczętym dniem. No cóż nie pozostało nic innego jak jechać. Najpierw Strockow, potem Penkun i tu dylemat... wracać przez Krackow do domu czy jechać dalej w kierunku Loecknitz. Wybrałem trudniejszą wersję. Droga na północ do Loecknitz z wiatrem w twarz. Co prawda nie był to huragan taki jak dzień wcześniej ale skutecznie utrudniał jazdę. 
Dość szybko dotarłem do celu i stanąłem przed kolejnym dylematem... na Grambow i do domu czy dalej na północ do Blankensee? No i po raz drugi wygrała bramka numer dwa. Piotr vel leszczyk vel minikoksik wspominał o rozebranym odcinku ścieżki przez granicę w Blankensee. Postanowiłem to sprawdzić roweroleptycznie, No i tutaj pierwsza niemiła niespodzianka tego dnia. Jadąc skrajem wąskiej drogi w kierunku Blankensee ujrzałem jadącą z naprzeciwka Toyotę (chyba Auris) w ciemnym kolorze niestety jak się okazało później na szczecińskich numerach. Auto jechało prosto na mnie środkiem drogi, nie zwolniło ani nawet nie zbliżyło się do krawędzi jezdni. Przed "czołówką" uchronił mnie szybki zjazd z drogi na pobocze... Na szczęście było gdzie zjechać... Ciekawi mnie tylko jak taki palant dalej by żył mając zabójstwo na sumieniu i to z premedytacją...
Dalej już było zdecydowanie lepiej.  "Granica" w Blankensee kompletnie rozebrana. Szosą nie da się przejechać. Na MTB, po piasku wybierając odpowiedni tor da radę. Później Buk, Dobra, Lubieszyn... W Lubieszynie nie miałem dylematów choć kierowcy wyprzedzający mnie już w Polsce zachowywali się wyjątkowo dobrze, zachowując bezpieczną odległość. Nie chciałem ponownie kusić losu i ruszyłem na ścieżką do Grambow. Potem tylko Schwanenz i Ladenthin. W Warniku wjechałem do Polski. Na liczniku 82 km, postanowiłem dobić do 90 km i skierowałem się na Smolęcin. Zaraz za zakrętem jedzie rowerzysta z naprzeciwka. Tradycyjne pozdrowienie i.... po hamulcach! To Artur wracający z pracy troszkę dookoła ;) Z Ku słońcu na Pogodno są chyba krótsze drogi niż przez Smolęcin ;) Wymieniliśmy kilka zdań i postanowiliśmy się poodprowadzać. Mi się przyda ktoś do wykręcenia setki a Arturowi może będę mógł pokazać jakieś "tubylcze" skróty. Ruszyliśmy na Bobolin, Stobno, Będargowo i Warzymice. Będąc już przed domem brakowało mi jedynie 2,5 km... Nie było wyjścia, postanowiłem odprowadzić Artura jako on mnie odprowadzał ;) 
Dojechaliśmy jeszcze do Europejskiej i tu zakończyliśmy wspólną jazdę. Pojechałem Bronowicką na Cukrową i tu przed nosem zamknęli mi szlaban. Nie chciało mi się czekać więc nawrotka i przez Radomską i Południową wróciłem do domu.

Oprócz przygody z debilem w Toyce było OK! Bardzo udany kolejny wyjazd.

PS. jeśli dzisiaj jest 105 dzień roku to właśnie mija mi 105 dzień nie palenia i na te 105 dni udało mi się zrobić 105 km :)   

Kategoria ponad 100 km