Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2013

Dystans całkowity:355.50 km (w terenie 30.00 km; 8.44%)
Czas w ruchu:17:24
Średnia prędkość:20.43 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Suma podjazdów:4257 m
Maks. tętno maksymalne:163 (81 %)
Maks. tętno średnie:144 (71 %)
Suma kalorii:12278 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:59.25 km i 2h 54m
Więcej statystyk
  • Dystans 106.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 19.57km/h
  • VMAX 38.70km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 160 ( 79%)
  • HRavg 125 ( 62%)
  • Kalorie 4186kcal
  • Podjazdy 974m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nogi pieką ale warto było :)

Sobota, 9 marca 2013 · dodano: 09.03.2013 | Komentarze 4

Wreszcie udało mi się wygospodarować troszkę czasu aby napisać relację z sobotniej wycieczki. To nie tak, że nie miałem siły i umierałem w niedzielę po ostatniej wyprawie. Zmęczenie przeszło dość szybko i w sobotę wieczorem byłem już jak nowy. Jednak zacznę od początku.
Piątek na forum RS w poście na temat wyjazdu do Berlina przeczytałem, że Krzysiek (Monter) ze względu rowerowy dzień kobiet i inne okoliczności zaproponował alternatywny wyjazd do Gartz … a może do Schwedt. Z prognoz wynikało, że sobota będzie ostatnim dniem tygodniowego ocieplenia. Postanowiłem wykorzystać szansę i załapać się na wycieczkę z grupą z RS. Do tej pory miałem jedynie okazję z wypiekami na twarzy czytać relacje z Ich wycieczek. Przeważnie były to jak dla mnie ekstremalne wyprawy – jak np. wyprawa do betonowca albo pieszo-rowerowa wyprawa międzyodrzem. Start ustalony został na 9:30 tradycyjnie przy jez. Słoneczne. Jak zwykle na miejsce dotarłem w ostatniej chwili. Na miejscu zbiórki miałem przyjemność poznać Krzyśka (Montera), Jacka (Jaszek) i Piotrka (Peio). Tak naprawdę nie wiedziałem gdzie będziemy jechać. Na wszelki wypadek w mały plecak zabrałem 3 bułki a na rower dwa bidony. Tym razem termos został w domu. Parę minut po 9:30 ruszyliśmy w drogę. Najpierw na os. Reda - przeczuwając, że wycieczka może się przedłużyć zakupiłem kilka dodatkowych batonów. Gdy ponownie ruszyliśmy w drogę miałem przedsmak tego co czekało mnie później. Jacek poprowadził nas na górki ustowskie nie znanymi mi wcześniej dróżkami (nie wiedziałem, że w Szczecinie jest ul. Darniowa ;)). Troszkę pokluczyliśmy w tamtych okolicach i ruszyliśmy dalej przez Ustowo i dalej w stronę granicy. Kolejną niespodzianką dla mnie było minięcie zjazdu do Siadła Dolnego i wjazd w pole tuż przed autostradą. No i zaczęło się to co tygryski lubią najbardziej. Droga wzdłuż płotu przy autostradzie wymagała zejścia z twardego siodełka. Chwilę później okazało się, że delikatnie pomyliliśmy ścieżki. Po wejściu na prawidłowy szlak czyli leśną drogę zrytą przez ciągniki rolników dojechaliśmy do wiaduktu pod autostradą gdzie zrobiliśmy pamiątkową fotkę.


Od lewej Krzysiek (Monter), Jaszek (Jacek), Arek (Lenek), Piotrek (Peio)


Troszkę błotka nigdy nie zaszkodzi

Troszkę ubłoceni ruszyliśmy dalej zdobywać podjazd za autostradą na Szlaku Orła Bielika. Niestety nie poszło nam to najlepiej. Pierwszy odpadłem ja, zaraz potem Jacek. Najdalej zajechali oczywiście Krzysiek i Piotrek. Jednak nikomu nie udało się zdobyć tego podjazdu… Może następnym razem.


Wspinaczka rowerowa

Bielikiem dojechaliśmy do Moczył gdzie zrobiliśmy pierwszy postój na kanapkę. Po tym delikatnym popasiku ruszyliśmy dalej w stronę granicy z NRD. Tuż za Pargowem czekała na nas następna niespodzianka. Z przeciwka zmierzała ku nam trójka bajkerów. Okazało się, że byli to Jarek (Gadzik) Jurek (Jurektc) i Adrian (Gryf). Chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy dalej w drogę wzmocnieni przez Adriana, który razem z Krzyśkiem i Jackiem narzucili mocne tempo. Ze względu na mocny wiatr wybraliśmy drogę głównymi drogami do samego Schwedt. Do Gartz było nie źle ale bardzo fajnie zrobiło się dopiero za Gartz. Droga osłonięta drzewami po równym, niemieckim asfalcie okazała się bardzo przyjemna. Przez dłuższy czas trzymaliśmy prędkość ok 28-30 km/h. Dzięki temu w całkiem nie złym tempie dotarliśmy do Schwedt. Kolejny przystanek to Aldi. Najdłużej ze sklepu nie wychodził Jacek – jak się później okazało miał ważny powód  Ze sklepu wyszedł z hurtowymi ilościami czekolady. Przypomniały mi się czasy gdy sam na początku lat 90-tych jeździłem do NRD po margarynę, olej i czekolady w podobnych a czasami większych ilościach.


Piotrkowe zakupy

Po wyjściu z Aldika dopiero poczułem jak jest zimno. Padła propozycja małego popasu i ogrzania się w ...Oder Center!:) Zaparkowaliśmy swoje rowery tuż przed wejściem przy MM i rozpoczęliśmy piknik. Ludzie troszkę dziwnie się na nas patrzyli ale w końcu "potrzeba matką wynalazków":) Niektórzy chodzą do galerii handlowych na zakupy a my przyjechaliśmy tam na piknik. Po ogrzaniu się ruszyliśmy w drogę powrotną. Jeszcze na chwilkę zatrzymaliśmy się przy parkingu centrum handlowego gdzie miałem okazję zobaczyć, że nie tylko w Polsce ludzie oszczędzają na wyrzucaniu śmieci w krzaki!!!


Nie takie Niemcy czyste jak je malują - zdjęcie wykonane przy parkingu Oder Center

Jeszcze mała foteczka i w drogę!


Ninja

Od Schwedt do prawie samego Gartz jechało się bardzo przyjemnie. Naszym sprzymierzeńcem był las, który chronił nas od wiatru. Jednak przed samym Gartz las kończy się no i wtedy okazało się jak zimno jest w rzeczywistości. Jadąc nie osłoniętą niczym drogą zmarzłem niemiłosiernie. Przy Gartz zatrzymaliśmy się kolejny raz tym zrobić fotkę na malutkiej śluzie przy niemieckich pastwiskach. Wyniki sesji można podziwiać na wpisach w BS Piotrka i Jacka. Ja już nie miałem weny. Myślałem tylko o tym aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domu.


Przygotowania Jacka do wykonania pamiątkowej fotki


Piotrek też chciał mieć taką fotkę jak Jacek


Śluza na jazie czy jaz na śluzie...? :)

Jak się później okazało nie był to ostatni postój.

CDN...



Brakuje troszkę śladu na powyższej mapie. Dokładnie brakuje dojazdu z domu w Warzymicach do jez. Słoneczne - ok. 5-6 km.
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 33.39km
  • Czas 01:16
  • VAVG 26.36km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 162 ( 80%)
  • HRavg 144 ( 71%)
  • Kalorie 973kcal
  • Podjazdy 379m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znalazłem swoją 30-tkę

Środa, 6 marca 2013 · dodano: 07.03.2013 | Komentarze 8

Wreszcie udało mi się znaleźć 30 kilometrową trasą taką by ją przejechać w mniej więcej godzinę. Pewnie Grzegorz przejechałby ją w godzinę na razie mi potrzeba na to 16 minut więcej. Założenie jest proste - skrócić czas jak najbardziej się da!:) Po wyjechaniu z Przecławia kieruję się drogą krajową nr 13 do przejścia granicznego w Rosówku. Do 5 km trasy jest lekki podjazd a potem w miarę równa droga do przejścia. Po minięciu przejścia zakręt w prawo w kierunku Rosow. Z Rosow kierujemy się na Nadrensee. Nie dojeżdżam do samego Nadrensee i na skrzyżowaniu Tantow - Nadrensee skręcamy w prawo w stronę farmy wiatraków. Jadąc prosto skracamy trasę o następne 2-3 km. W Nadrensee wzdłuż popegieerowskich bloków zamieszkałych głównie przez polaków rozpoczynamy małą wspinaczkę kierując się na Pommelen. Na skrzyżowaniu za podjazdem zakręt w lewo i jesteśmy już na drodze do Lathetin. Tudaj po początkowych przyjemnych lekkich zjazdach następują dwa "lekkie" podjazdy. Niektórzy twierdzą, że to są fajne i szybie zjazdy... ale punkt widzenia zależy od punktu kręcenia;) Następnie po przejechaniu przez obrzeża Ladethin kolejne dwa małe podjazdy. Najpierw jeden za przejściem granicznym a potem drugi tuż za Warnikiem. Następnie już tylko odpoczynek czyli dłuuugi zjazd do Będargowa. Trasa ma jeszcze mały potencjał aby skrócić ją o 1 km i jechać cały czas po dobrym asfalcie. Po przejechaniu autostrady na 17-tym kilometrze trzeba skręcić w lewo od razu na Nadrensee. Trasa jest różnorodna - troszkę lekkich zjazdów, troszkę "lekkich" podjazdów troszkę równej prostej. Ogólnie fajna i ciekawa trasa! Co jakiś czas będę na niej sprawdzał swoje postępy o ile takie będą ;)
.

.
UPDATE
Zdarza mi się na wycieczki zabrać czasem MP3 - to oprócz auta jedyne miejsce gdzie ostatnio spokojnie można posłuchać muzyki. Po każdej wycieczce z MP3 będę się dzielił informacją przy czym jechałem i jakie wrażenia mam z odsłuchu.
Do przesłuchania nowo kupione płyty:
Morning Parade - Morning Parade (w koszu MM za 12 zł - POLECAM)
The Offspring - Days Go By (przecena w MM 19,99) 42 min.
Muse - Black Holes & Revelation (przecena w MM 19,99) 45 min.
Green Day - 21st century Breakdown (przecena w MM 19,99) 69 min.
Płyty zrzucone na MP3 - czekamy na wycieczkę:)
Kategoria do 50 km


  • Dystans 50.10km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 23.30km/h
  • VMAX 45.56km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 153 ( 76%)
  • HRavg 126 ( 62%)
  • Kalorie 1416kcal
  • Podjazdy 431m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ciepło - zimno

Wtorek, 5 marca 2013 · dodano: 06.03.2013 | Komentarze 4

Wbrew tytułowi wpisu nie będzie ten tekst miał nic wspólnego z grą z dzieciństwa.
Początek marca bardzo rozpieszcza miłośników dwóch kółek. Raczej bezwietrznie w miarę ciepło czyli idealna pogoda aby pojeździć na rowerze. No niby tak... ale tylko wtedy gdy świeci słońce. Po zmroku temperatura gwałtownie spada. Gdy ok. 17-tej wyjechałem z domu termometr pokazywał ok 11° jednak gdy wracałem po 19-tej temperatura spadła do 0! Gdzieś tak około godziny 18-tej zaczęło się szybko robić szaro i zapadł zmrok. Niebo było gwiaździste - żadnej chmurki a to w nocy oznacza mróz. Krótko po 18-tej palce u stóp zaczęły zamarzać. Byłem dość daleko od domu więc nie miałem wyboru musiałem zacząć raźniej naciskać na pedały. Nie za bardzo to pomogło. Drogę między Tantow a Krackow pokonywałem jezdnią w momencie kiedy już zapadł zmrok. Drogę oświetlała mi nowa lampka - dała radę w 100% - już nie mogę się doczekać letnich wycieczek po zmroku. Nowe oświetlenie ma MOC. Muszę jednak dokupić dodatkowy akumulator, ponieważ w maksymalnym trybie świecenia wytrzymuje nie za długo... Gdy minąłem Lebhen zdecydowałem się na wjazd po płytach w górę do Ladethin. Muszę przyznać, że było to odrobinę stresujące przeżycie. Na tyle stresujące, że wyjąłem z uszu słuchawki od MP3 ;) Podczas jazdy w zupełnej ciemności czekałem aż coś mi wyskoczy zza krzaków i zaatakuje mnie. Moja lampka mocno świeciła przede mną i na tych czarnych polach byłem jedynym jasnym punktem :) Szczekające psy powodowały dodatkowo szybsze bicie serca, które i tak przyspieszyło z powodu wyczerpującego podjazdu w niskiej temperaturze. Nie złe przeżycie! Światła Ladethin spowodowały, że mi troszkę ulżyło. Do końca jechało się zdecydowanie łatwiej co nie znaczy, że cieplej... Wręcz przeciwnie:) Wniosek z wycieczki - zimno i ciemno - nie jeździmy po bezdrożach ;)
.
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 61.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 19.16km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 156 ( 77%)
  • HRavg 122 ( 60%)
  • Kalorie 2243kcal
  • Podjazdy 1226m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez planu a jednak z niespodziankami

Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 04.03.2013 | Komentarze 0

Pomysłem na niedzielę miało być powtórzenie wczorajszej wycieczki i tej z przed roku w towarzystwie Marcina. Po wysłaniu SMS iż ruszam ok. 11-tej czekałem bezskutecznie na odpowiedź... O 11:30 ruszyłem więc sam.
Nie miałem pomysłu gdzie pojechać i co zobaczyć. Samemu nie chciało mi się powtarzać wycieczki do Loecknitz, którą odbyłem dzień wcześniej w wyborowym towarzystwie - nie byłoby tak fajnie. Wyszedłem z domu i ruszyłem na Warnik. Początek nie był przyjemny. Na podjeździe wiatr z zachodu prosto w twarz. Wiedziałem, że w otwartym terenie nie będzie miło - wymyśliłem, że w bardziej zalesionych miejscach będzie dobrze. Wtedy do głowy wpadł mi pomysł, iż przez Blankensee pojadę do Dobrej a potem na Głębokie. W Gellin postanowiłem uczcić pierwszą dwudziestkę kilku minutowym postojem na banana i foteczkę ;)


20 kilometr - miejscowość Gellin i pierwszy postój na banana i batona

Droga z Gellin do przejścia w Buku upłynęła w miarę spokojnie. Jednak najfajniej było gdy zmieniłem kierunek i odbiłem z Blankensee na wschód. Wiaterek w plecy był bardzo przyjemny. Średnia prędkość od razu podskoczyła i zrobiło się cieplej;) A propos przejścia w Blankensee/Buk... czy nie można byłoby coś z tym zrobić? Nie wiem ile to przejście jest otwarte ale jego stan to kpina! Z tego co się orientuję jest to przejście piszo-rowerowe... Jednak jest notorycznie rozjeżdżane przez samochody. W momencie gdy przez nie jechałem razem ze mną przejechały 4 samochody - zarówno na polskich jak i niemieckich rejestracjach...
Droga przez Dobrą i Wołczkowo do samego Głębokiego była czystą przyjemnością. Po drodze przy wyjeździe z Wołczkowa minąłem się z bajkerką. Może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że dziewczyna miała podwinięte rękawy bluzy, była bez czapki i rękawiczek - na uszach tylko słuchawki - TWARDZIELKA!:)
Po wjechaniu na teren Głębokiego przypomniałem sobie, że do prawdziwej wiosny jeszcze troszkę... Teren z liściastego zmieniał się w błotnisty oraz wodno-błotnisty. W sumie od ostatniego mycia nie udało mi się jeszcze pobrudzić Meridy... więc nastała ta pora! Na Głębokie jechałem z nadzieją na jakąś ciepłą herbatę... zawiodłem się! Albo nie umiem szukać albo nic takiego nie ma na Głębokim - oczywiście oprócz Virgi... Za to po drodze los przygotował mi taką oto niespodziankę ;)


Okolice jez. Głębokie czasem na drodze można spotkać takie niespodzianki, przez chwilę poczułem się jak na spływie kajakowym:)

Mimo, że herbaty nie było zatrzymałem się jeszcze na chwilę zjeść kolejnego banana i dalej w drogę. Na Głębokim byłem zdziwiony ilością rowerzystów. Gdzie tylko nie popatrzeć tam rower. Rowerzyści w każdym wieku i na każdym typie rowerów! Jestem zbudowany tym widokiem. W NRD gdzie najczęściej jeżdżę nie ma tylu bajkerów!:)
Przez chwilę miałem pomysł aby podjechać pod kultową Miodową :) Jednak tak szybko jak się zapaliłem tak szybko zgasłem. Będzie jeszcze na to czas.
Z Głębokiego lasem przejechałem na Arkonkę a potem nową ścieżką wzdłuż Arkońskiej do Parku Kasprowicza gdzie czekała na mnie niespodzianka!! :)


Park Kasprowicza przypadkiem trafiłem na inscenizację Żołnierze wyklęci







Oglądanie inscenizacji i zrobienie kilku zdjęć o mało nie skończyło się dla mnie zagubieniem jednej rękawiczki. Jednak po przejechaniu kilkuset metrów zorientowałem się, że musiała wypaść w okolicach pomnika. Wróciłem się i na szczęście ją znalazłem. Potem już tylko przez miasto do domu. W niedzielne popołudnie ruch uliczny był mały więc jechało się bardzo przyjemnie.
Po drodze zatrzymałem się jeszcze w BK na herbatę. Tam też mnie spotkała śmieszna przygoda. Podjechałem rowerem do okienka gdzie normalnie obsługuje się samochody i chciałem złożyć zamówienie. Najpierw dziewczyna z okienka powiedziała mi, że sprzedają jedynie do samochodów i mnie nie obsłuży!;)



Za wzorową współpracę zafundowałem myjnię mojej Syrence - pozbyliśmy się błota z okolic Głębokiego


Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 65.21km
  • Czas 03:37
  • VAVG 18.03km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 162 ( 80%)
  • HRavg 115 ( 57%)
  • Kalorie 2221kcal
  • Podjazdy 946m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót do przeszłości

Sobota, 2 marca 2013 · dodano: 04.03.2013 | Komentarze 1

Regularnie odwiedzam forum Rowerowy Szczecin z nadzieją, że kiedyś załapię się na jakąś wycieczkę w tym bardzo sympatycznym towarzystwie. Często z wypiekami na twarzy czytam opisy ekstremalnych wycieczek bywalców tego forum - tak jak chociażby wyprawa do betonowca. Weekend zapowiadał się bardzo przyjemnie więc postanowiłem sobie za punkt honoru wreszcie dołączyć do wycieczki organizowanej przez RS. Troszkę obawiałem się czy poradzę sobie na takiej ekstremalnej wyprawie więc kamień z serca mi spadł gdy Paweł "Misiacz" napisał, że on się wyłamuje i po twardym gruncie spacerowo jedzie do ...Loecknitz!!! Zapytałem się nieśmiało czy mogę z nim pojechać a on się zgodził! :) DZIĘKI!
Dokładnie 4.03.2012 dokonałem pierwszego wpisu na BS. Mój blog zaczął się właśnie od wycieczki Warzymice - Loecknitz. To była moja pierwsza "dłuższa" wyprawa z Marcinem z którym jeździłem wspólnie aż do maja.
Poranek był dość wariacki i mimo, że przygotowałem się do wyprawy dzień wcześniej nie wszystko poszło tak jak bym chciał. Na miejsce zbiórki w Tesco dotarłem w ostatniej chwili. Na miejscu oprócz Pawła "Misiacza" miałem przyjemność poznać Basię i Marzenę.
Kilka minut po umówionej godzinie ruszyliśmy w drogę do Loecknitz. Zaraz po starcie ucieszyłem się, że "kierownik" Paweł zaplanował trasę przez Warzymice. Dzięki temu miałem szansę zabrać zapasową dętkę na wypadek wszelki ;) Przed Warzymicami umówiliśmy się, że ja wejdę do domu po dętkę a reszta wycieczki pojedzie spokojnie dalej a ja ich dogonię. Uwinąłem się dość szybko, wskoczyłem na rower i udałem się w pościg. Mimo, że starałem się jechać dość szybko nie mogłem dostrzec uciekinierów. Dopiero przy wyjeździe z Warzymic z bocznej drogi wyłonił się Paweł - dziewczyn ani widu. Stwierdził, że dziewczyny zagadane pojechały dalej a jemu nie chciało się jechać w tak wolnym tempie...!!! Ponowny kontakt wzrokowy nawiązaliśmy dopiero przy podjeździe pod Warnik. Dogoniliśmy dziewczyny i zwartą grupą ruszyliśmy dalej.


Podjazd Będargowo - Warnik spowodował pierwszy postój - prowadzi Marzena "Foxy" w koszulce lidera

Na pierwszy postój kierownik Paweł wybrał przystanek autobusowy za Warnikiem. Była okazja na pierwsze uzupełnienie płynów oraz założenie ochraniaczy na buty. Mimo słońca wiatr powodował lekki dyskomfort dla moich palców.
Po chwili postoju ruszyliśmy dalej. W Warniku przekroczyliśmy granicę i po betonowych płytach pojechaliśmy w kierunku Lebhen.
Na zjeździe przy opuszczonym, zrujnowanym domku Misiacz zarządził kolejny przystanek. Można było udać się na stronę w celu np. zwiedzenia ruin ;)


Merida w ruinach przed Lebhen

Na tym właśnie postoju Paweł wpadł na pomysł aby zmienić język komunikatów w Endomondo. Miał do wyboru włoski, hiszpański... ale wybrał NIEMIECKI ;) Od tej pory z sakw Misiacza wydobywał się co pewien czas aksamitny głos: cwaj und cwancyś kilometer coś tam coś tam ;)


Postój można wykorzystać na zmianę języka w Endomondo - od tego momentu przebytą drogę podawano nam w języku Goethego i Angeli Merkel ;)

Pozostała część trasy do samego Loecknitz poszła gładko bez żadnych przerw. Krótki postój miał miejsce dopiero przed czerwonym Netto. Paweł zakupił cały koszyk dóbr wszelkiego rodzaju! Byłem w szoku jak udało mi się to wszystko zmieścić w te sakwy. Ja po malutkich zakupach miałem problem z upchaniem kilku rzeczy do mojego plecaka! Dwie bułki miały wylądować w kieszeniach kurtki. Tym razem znowu Paweł przyszedł z pomocą i w pełnych sakwach upchał moje bułki! ;)


Postój przed "czerwonym" Netto gdzie sakwy i plecaki zostały wypchane po brzegi

Po uzupełnieniu zapasów nie pozostało nic innego jak udać się na zasłużony piknik nad jeziorem. Na stoliku wylądowały wszelkiego rodzaju dobra. Kanapki, bułki, kiełbaski, słodycze (w tym anyżowe Haribo), gorące napoje energetyzujące ;) W tych pięknych okolicznościach przyrody można byłoby siedzieć i siedzieć. Prawdę mówiąc było tak przyjemnie, że aż ruszać się nigdzie nie chciało. Niestety czas płynął nie ubłaganie i pora było ruszyć w drogę powrotną.


Popasik nad jeziorem w Loecknitz - było na bogato. Bułeczki, słodycze, kiełbaski, napoje i herbatka z guaraną

Powrót okazał się bardzo przyjemny, słońce bardzo przyjemnie świeciło a wiatr był naszym sprzymierzeńcem! W drodze powrotnej zatrzymywaliśmy się tylko dwa razy:) Raz na alei brzozowej a drugi raz po wjechaniu na ścieżkę rowerową prowadzącą do Lubieszyna.


W tajemniczych okolicznościach z sakwy zniknęła jedna butelka izotonika - oczywiście alkoholfrei

W Dołujach przyszedł czas na rozdzielenie się. Dziewczyny pojechały w stronę Bezrzecza, Paweł w stronę centrum a ja do Stobna. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak miłego przyjęcia - dziękuję Wam raz jeszcze! Do zobaczenia mam nadzieję, że już nie długo! To był bardzo miło spędzony dzień.

PS. Tak jak obiecałem - nie wszystko poszło ;)

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 39.80km
  • Czas 01:46
  • VAVG 22.53km/h
  • VMAX 45.37km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 163 ( 81%)
  • HRavg 137 ( 68%)
  • Kalorie 1239kcal
  • Podjazdy 301m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Normalny" piątek czyli jak wyrwać się z pracy

Piątek, 1 marca 2013 · dodano: 02.03.2013 | Komentarze 0

Zamiast siedzieć i uzupełniać wpisy na BS po raz kolejny wybrałem wycieczki... Moje kolejne spotkanie z Trekiem miało miejsce w piątek. Tym razem było bardzo przyjemnie z Trekiem, jedyny problem to wiatr z północnego-zachodu. Był zimny i nie przyjemny a momentami wręcz upierdliwy. Trasę starałem się wcześniej tak dobrać aby kompletnie wyeliminować tereny nie przyjazne Trekowi. Nie udało mi się jednak to do końca. O ile niemieckie przelotówki między wioskami mają bardzo fajny asfalt o tyle w samych wioskach jest często nawierzchnia z kostki brukowej lub inaczej z "kocich łbów". Tak szczerze powiedziawszy to boję się nim jeździć po innym terenie niż równy asfalt... Wszystko co może uszkodzić te delikatne oponki wręcz mnie przeraża. Jakoś nie mogę zdobyć się na zaufanie tym "oponkom". Opona s średnicy kciuka nie może być trwała. Z drugiej strony jak widzę peleton na TdP, który jedzie po naszych, polskich , szczególnych drogach... Nie wiem co o tym myśleć. Może "oni" używają super odpornych opon na super odpornych obręczach??? :)
No to już wystarczy tych narzekań... zauważyłem, że coraz częściej się na coś uskarżam... może to już starość? :)
Ogólnie było bardzo pozytywnie, choć spodziewałem się lepszych osiągów. No i znowu stara prawda... to nie rower jedzie ale rowerzysta. Na najlepszym rowerze rowerzysta w moim stanie niczego wielkiego nie osiągnie. Obiecuję jednak się starać i walczyć!

Mały postój na słitaśną fociszkę ;) Lampka na kasku sprawiła, że wyglądam troszkę jak OBCY ;)
.

Trek nad autostradą w okolicach Nedrensee
.
Waga na 01.03. 87 kg - do zrzucenia 7 kg. Myśli potargane... ale tak to już jest w sobotę wieczorem po niejednym drinku ;)

To mój ostatni zakup, mała i podobno bardzo wydajna pompka Lezyne - oby za często się nie przydawała


Kategoria do 50 km