Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

z Krzyśkiem

Dystans całkowity:2682.74 km (w terenie 182.00 km; 6.78%)
Czas w ruchu:104:15
Średnia prędkość:25.73 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:10555 m
Maks. tętno maksymalne:174 (91 %)
Maks. tętno średnie:159 (83 %)
Suma kalorii:54250 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:107.31 km i 4h 10m
Więcej statystyk
  • Dystans 92.88km
  • Czas 03:41
  • VAVG 25.22km/h
  • VMAX 46.70km/h
  • Temperatura 7.8°C
  • HRmax 145 ( 80%)
  • HRavg 120 ( 66%)
  • Kalorie 1475kcal
  • Podjazdy 320m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na zakończenie rowerowego roku

Niedziela, 27 grudnia 2015 · dodano: 27.12.2015 | Komentarze 4

Koniec świąt, koniec urlopu i raczej koniec z rowerem w tym roku. Na zakończenie tylko ogólnorozwojówka i bieganie. Też dobrze bo pogoda ma się zmienić i wraz z nowym rokiem przyjdą mrozy.
 
Dzisiaj z Krzyśkiem postanowiliśmy wykorzystać sprzyjającą pogodę i na szosach pojechaliśmy spacerowo do Schwedt. Jazda w pierwszej strefie rzeczywiście przypomina odrobinkę spacer. W ubiegłym roku prawie dokładnie o tej samej porze, gdy jeszcze nie miałem narzuconego reżimu treningowego taki sam dystans pokonałem na Meridzie w podobnym czasie [wpis 2014]. Różnica była jednak spora jeśli chodzi o wysiłek włożony w jazdę. W ubiegłym roku kosztowało mnie to prawie 2600 kcal, a w tym roku ubyło mi jedynie niecałe 1500 kcal! Średnie tętno również było nieporównywalnie wyższe teraz 120 bpm, a wtedy 151 bpm. No i na koniec przerwy w jeździe czyli łączny czas „wycieczki”. W 2014 zajęło mi to 4:22 h, a w tym roku 3:50 h.
Te różnice mogą wynikać po części z tego, że jechałem na innym rowerze i musiałem włożyć więcej siły w napędzenie Meridy. Jednak znaczna różnica to pewnie inne podejście do jazdy.
 
Co o samej jeździe mogę napisać? Jechało się bardzo przyjemnie, jak to zwykle z Krzyśkiem. W jedną stronę z wiatrem w twarz, a na powrocie z wiatrem w plecy :)
   

Rumaki uwiązane ;)
 





  • Dystans 68.63km
  • Czas 03:00
  • VAVG 22.88km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 10.3°C
  • HRmax 136 ( 75%)
  • HRavg 120 ( 66%)
  • Kalorie 1193kcal
  • Podjazdy 414m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

W dobrym towarzystwie

Niedziela, 20 grudnia 2015 · dodano: 20.12.2015 | Komentarze 1

Słowo się rzekło… i tak jak wczoraj pisałem dzisiaj była druga część weekendowego treningu. Kolejne trzy godziny z niską intensywnością.

Żeby było troszkę inaczej zmieniłem trasę i postarałem się o dobre towarzystwo ;) Jak dobre towarzystwo to oczywiście Krzysztof. Wiele kilometrów w tym roku pokonaliśmy wspólnie. Z tego co udało mi się na szybko policzyć to będzie gdzieś tego ze 3 000 km!
Kłopot w dzisiejszej jeździe polegał na tym, że w parze ciężej zachować stałą intensywność. Raz trzeba poczekać na partnera i wtedy puls spada nisko lub go gonić i wtedy serducho przyspiesza dramatycznie.

Rower dalej niestety nie umyty. Nagle wszystkie myjnie w okolicy są oblegane przez blaszaki. Być może jutro rano uda mi się naleźć wolne miejsce na myjce. Tak nawiasem mówiąc to nigdy nie miałem tak brudnego sprzętu.

Święta coraz bliżej, ciekawe co w tym roku przyniesie mi Mikołaj?
A Ty dziewczynko, czy Ty chłopczyku byłeś w tym roku grzeczny? :)


Wstyd panie Arku...
 



  • Dystans 68.84km
  • Czas 03:04
  • VAVG 22.45km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 10.2°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 1397kcal
  • Podjazdy 499m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

W towarzystwie

Niedziela, 6 grudnia 2015 · dodano: 06.12.2015 | Komentarze 2

O tym, że w towarzystwie w złą pogodę jeździ się lepiej raczej nie muszę pisać. Każdy kto musiał się zmagać z przeciwnym wiatrem wie jak bezcenna jest osłona zrobiona przez kogoś z przodu. Dzisiaj korzystałem z dwóch takich „osłon”. Raz osłaniał mnie niezawodny Krzysztof, a drugi raz będący na „gościnnych występach” Bartek. Muszę przyznać, że mimo większego dystansu i mocniejszego kręcenia dojechałem do domu mniej zmęczony.
 
Dzisiaj w planach trening troszeczkę mocniejszy niż w sobotę. Trzy godziny jazdy w strefach drugiej i trzeciej. To wszystko połączone z jazdą na zmianach. Trzymanie koła i takie tam bzdety. Z powodu wiatru bardzo ciężko było jechać równo i utrzymywać minimalny odstęp od koła. Wiatr rozdawał karty i jazda zbyt blisko kolegi mogła zakończyć się bliskim spotkaniem z jego kołem, a później bliskim spotkaniem z asfaltem ;) Na szczęście udało się uniknąć takich przygód.
Dzięki za wspólną jazdę! Jak zwykle było SUPER :)
 
PS. No i na koniec wisienka na torcie. Po długiej walce z wagą udało mi się złamać granicę i zejść poniżej 88 kg. 87,1 kg pokazała wreszcie moja waga. Teraz przez chwilę trzeba to utrzymać i później zaatakować kolejną granicę i zejść poniżej 87 kg ;)
 

Uff jest postęp :)
 

  • Dystans 22.21km
  • Czas 01:53
  • VAVG 11.79km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • Temperatura 2.4°C
  • HRmax 174 ( 91%)
  • HRavg 143 ( 75%)
  • Kalorie 1172kcal
  • Podjazdy 634m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Po raz pierwszy w górach... na rowerze

Sobota, 28 listopada 2015 · dodano: 30.11.2015 | Komentarze 4

Ponad godzinę robiłem ten wpis...
Godzina po godzinie była opisana... :( BS się "zaciął"
Zostały zdjęcia i film... nie wiem czy chce mi się znowu pisać od początku.
  

 

 

 

   

 
Zdjęcia od Kuby /bez pozwolenia/:)
 

 
 
 

 

   

 




  • Dystans 81.69km
  • Czas 03:30
  • VAVG 23.34km/h
  • VMAX 53.40km/h
  • Temperatura 14.5°C
  • HRmax 150 ( 78%)
  • HRavg 120 ( 63%)
  • Kalorie 1389kcal
  • Podjazdy 445m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Coś się kończy, coś się zaczyna

Sobota, 31 października 2015 · dodano: 31.10.2015 | Komentarze 2

Taka kolej rzeczy, że gdy coś się kończy to coś nowego się zaczyna. To właśnie dzisiaj skończyłem ten sezon. Sezon, który był dla mnie wyjątkowy z różnych względów. Nie, nie będzie to podsumowanie roku bo przecież rok się nie skończył. Skończyło się jedynie jeżdżenie bez głowy. Dzisiejsza wycieczka z Krzyśkiem była ostatnim spontanem.
To było zupełnie nie planowane. Po wczorajszej "dokrętce" do 1200 km w październiku powiedziałem sobie dość. Czas aby nogi w końcu odpoczęły. Rano, po wczorajszej butelce również byłem przekonany, że roweru nie dotknę. Tak było do czasu gdy dostałem SMS od Krzyśka. Nie wiele mi było trzeba. Lubię z nim jeździć wiec bez zbędnego zastanawiania się powiedziałem sakramentalne "TAK". Pierwsze pytanie - ile chcesz przejechać? Było mi obojętne czy przejadę 50 czy 150 km. Bo tak naprawdę co to za różnica? :)
Krzysiek rzucił 80 km, powiedziałem - nie ma sprawy jedziemy. Po chwil zacząłem szukać w pamięci "osiemdziesiątek". W sumie to za długo nie musiałem szukać. W pamięci została mi "wyprawa" z ostatniego dnia lutego gdy dokręcałem do 1000 km. Dlaczego tamten zwykły wyjazd pamiętam? Bo tablica, która była ilustracją do wpisu zmyliła nawet częstych bywalców ;)
Godzina jedenasta - startujemy. Bez specjalnej spinki bo Krzysiek po raz pierwszy na rowerze od 3 tygodni. Bardzo spokojne, zwykłe kręcenie. Może nie do końca zwykłe bo przy najmniejszych podjazdach już od początku widać, że łatwo nie będzie. To znaczy nie będzie łatwo dla Krzyśka. Mi natomiast po kilku przejechanych kilometrach ból w nogach przeszedł i mogłem już jechać spokojnie. No i tak bardzo spokojnie jechałem do Schmolln. Podjazd za autostradą jest bardzo zdradliwy, jednak ja już go wyczułem. Głowa w dół, odpowiednie do siły przełożenia i równym tempem podjeżdżam go bez mocniejszej zadyszki. Dzisiaj też tak było, jednak tylko do momentu gdy nie zobaczyłem, że zgubiłem Krzyśka ;) Chwilkę wyczekiwania poświęciłem na zrobienie foty tablicy i ...Krzysia ;)
Później już kompletny chill do Locknitz. Krzysiek chciał przerwę troszkę wcześniej jednak ja skusiłem go czekoladą w Netto. Niestety jak na złość Niemcy mieli święto i wszystko było zamknięte. Zamiast czekolady Krzysiek musiał się zadowolić 5 minutowym leżeniem na ławce ;) W dwóch warstwach zrobiło mi się zimno więc nie dałem mu "pospać". Ostatnie kilometry były już ciężkie... dla mojego kompana. Bardzo mu współczułem widząc jak bardzo się męczy, jednak dojechać było trzeba. Po trzech i pół godzinie byłem w domu. 
Wyszła z tego bardzo fajna jesienna wyprawa. Październik okazał się przebojem. Pod względem kilometrów to 3 miesiąc w tym roku ;) Było super... Teraz czas na odmianę ;)
Zmieni się bardzo dużo ale o tym będzie w następnych wpisach.
 

Tak wygląda tablica w oryginale
  

Tak wygląda... umęczony Krzysztof ;)
 




  • Dystans 104.39km
  • Czas 03:39
  • VAVG 28.60km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 7.4°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 132 ( 69%)
  • Kalorie 1993kcal
  • Podjazdy 364m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zimne nóżki

Niedziela, 11 października 2015 · dodano: 11.10.2015 | Komentarze 4

Chyba na dobre rozpoczął się sezon na zimne nóżki i nie chodzi mi wcale o sezon na galaretkę wieprzową tylko dosłownie o zimne nóżki. Już wczoraj mimo, że pojechałem w zimowych butach pod koniec trasy czułem już, że zimno mi w palce. Choć temperatura nie była dramatycznie niska to zimny wschodni wiatr potęgował odczucie chłodu.
Dzisiaj było tak samo. Przez pierwsze dwie godziny było ok, jednak gdy zmieniliśmy kierunek i dostaliśmy wiatr w twarz z minuty na minutę robiło się chłodno w nóżki ;)
Na pomysł niedzielnej wycieczki Bartek wpadł już w piątek. On zaproponował wyjazd określił termin i czas trwania resztą miałem się zająć ja. Jednym z kryteriów miał być dystans - 100 km +/-5% :) Takich tras na szosę jest dość sporo w okolicy. Można byłoby pojechać do Prenzlau albo do Schwedt. Ja jednak po analizie prognozy pogody zapowiadanej na niedzielę wybrałem Pasewalk. Z wiatrem ze wschodu mieliśmy jechać do Paska, później troszkę bocznego wiatru do Viereck i lasami osłonięci od wiatru w twarz powrót przez Grunhof, Mewegen, Plowen i Rammin.
Jako punkt zbiórki wyznaczyliśmy Netto w Warzymicach, sam start zaplanowaliśmy na 10:00.
Jak się okazało w wyznaczonym terminie zgłosił się tylko jeden chętny do jazdy - niezwodny Krzysiek ;) Kilka minut po 10tej ruszamy. Całą szerokością pasa jedziemy swobodnie rozmawiając. Prędkość raczej patrolowa. Tak jest do samego Locknitz. Tutaj sytuacja zmienia się diametralnie. Bartek skacze na początek, za nim się ustawia Krzysiek, a za Krzyśkiem ja. No i dzida! Bartek ustawił tempomat pomiędzy 35 a 40 km/h i nie było wyjścia, trzeba było trzymać koło. Uczciwie przyznam, że nie było to trudne. Z takim wichrem w plecy to można byłoby tyle pojechać na hulajnodze. Tak jak oczekiwałem sytuacja zmieniła się od Pasewalku. Ten odcinek wyszedł dość kiepsko. Prędkość spadła o dyszkę ale za to znowu można było pogadać jadąc ścieżką. W Viereck pod osłoną lasu jedzie się nie najgorzej, tylko czasami gdy wyjeżdżamy na mniej osłonięte tereny wiatr pokazuje swoją siłę. Jadąc tak i gadając koledzy zapragnęli kawy... co to za zachcianki pomyślałem ;) Od razu szybki przegląd zaplanowanej trasy i ...zero widoków na jakąś kawiarnię. Pozostaje mała modyfikacja trasy, powrót do Locknitz i kawa w kawiarni przy kościele lub... w netto. Plan zostaje zaakceptowany. Przed samym Locknitz trafiamy na wypadek. Samochód wyjeżdżający z drogi na Bock uderzył w auto jadące L283 od Locknitz. W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie jeden drobny szczegół. Gdy przejeżdżamy obok stoi już radiowóz, a przy radiowozie policjanci ze szczotkami sprzątają miejsce wypadku!!!
Na wysokości Agravisu po raz kolejny spotykam kolegę z pracy Piotra S. W ubiegłym tygodniu spotkałem go zjeżdżając z Marcinem z Warnika tym razem za Locknitz. Brawo!
Kawiarnia przy kościele zamknięta więc pozostaje netto. Ciastko, gorąca czekolada osłabiają morale. Przejechane prawie 80 km i dalej już mi się nie chce jechać. Nie ma jednak wyjścia i trzeba ruszać bo czas goni. Przyznam się, że dawno nie czułem się tak kiepsko jadąc na rowerze. Sobotni wieczór, zimno, zmęczenie sezonem skumulowały się w tych ostatnich 25 km. Przejechałem je jak to Romek powiedział na początku sezonu "siłą woli". Kolejny raz modyfikując trasę przez Lubieszyn i Dołuje wracamy do domu.
Dzięki chłopaki, za wspólną jazdę, jak zwykle było bardzo SUPER! :)

Dzisiaj nie było zdjęć... zabrakło aparatu. Za to uchylę kolejny rąbek niespodzianki, którą szykuję.
 

A co to?
 



  • Dystans 56.60km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 18.56km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Temperatura 13.9°C
  • HRmax 150 ( 78%)
  • HRavg 102 ( 53%)
  • Kalorie 895kcal
  • Podjazdy 262m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Man of the Day

Niedziela, 27 września 2015 · dodano: 27.09.2015 | Komentarze 0

Część pierwsza tego wpisu będzie ukłonem dla kogoś kto zrobił coś niesamowitego. W sumie powinienem napisać "znowu zrobił coś niesamowitego". Zaczyna nas już przyzwyczajać do tego, że można się po nim tego spodziewać. W ubiegłym roku 1008 km w BBTour, a w tym roku Pierścień Tysiąca Jezior w 05.07. - 610 km oraz dzisiaj Tour De PoMorze 708 km!!!
Jesteś WIELKI - kaski z głów! :)


18 km do mety mimo przejechania 690 km i potężnego zmęczenia uśmiech nie schodzi mu z twarzy!  

Druga część będzie o mojej wycieczce w znakomitym towarzystwie Gosi i Krzyśka! :)
 

 

 

 

 

 

 

 
 


  • Dystans 79.63km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:26
  • VAVG 23.19km/h
  • VMAX 41.10km/h
  • Temperatura 15.9°C
  • HRmax 159 ( 83%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 1676kcal
  • Podjazdy 401m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Niemców po pracy

Poniedziałek, 21 września 2015 · dodano: 21.09.2015 | Komentarze 0

Niedziela totalnie została przeze mnie odpuszczona. Za każdym razem gdy uznawałem, że można już wyjść bo rozpogodziło się po deszczu ponownie zaczynało padać. Popatrzyłem sobie na poniedziałkową prognozę pogody i wyglądało to już bardziej optymistycznie. Deszczu dużo mniej (tylko popołudniu) i wiatru jakby mniej, a to zawsze cieszy.
Nie za bardzo rano chciało mi się wstawać i jechać. Do wyjazdu rowerem przekonały mnie jednak komunikaty o coraz bardziej korkującym się moście. Mimo, że powinienem jechać autem i zawieźć ręcznik i nowe ciuchy, na przebranie postanowiłem zataszczyć wszystko w dużym plecaku. Objuczony jak wielbłąd zahaczając o Kanał Parnicki dotarłem do pracy. Dzień minął dość szybko, a pod koniec dnia padła ze strony Krzyśka propozycja wyjazdu... na Głębokie. Co on widzi w tym Głębokim, a może to "urok" Miodowej wabi go w te okolice. Mnie jednak to nie pociąga i zaproponowałem jako alternatywę wyjazd... do Niemiec :) Po pierwsze zobaczyć czy uchodźcy stoją już na naszej granicy, czy granica jak głosi plotka jest mocniej pilnowana, a przy okazji byśmy odebrali nową muzę z Locknitz. Po pół godzinie wahania wreszcie się zgodził. Przejazd przez miasto w szczycie nie należał do przyjemnych. Nawet mieliśmy małe starcie z osobnikiem z "es" klasy. Zajechał mi drogę, a gdy zwróciłem mu uwagę, że mógłby bardziej uważać i nie gadać przez komórkę w czasie jazdy zaczęła się pyskówka. Na szczęście na tym tylko się skończyło. Na odchodne zostałem nazwany "pedałem" ;) Chyba wydawało mu się to zabawne ;)
Reszta drogi do granicy w sporym tłoku. Luksus zaczął się zaraz po jej przekroczeniu. Jazda po pustych i czystych mimo spadających liści i gałęzi DDRkach to czysta przyjemność Po załatwieniu spraw w Locknitz zafundowałem mojemu przyjacielowi drobne atrakcje. Pierwsza z nich to objazd  Locknitzer See. Krzysztof po drodze stwierdził, że na takie nierówności się nie pisał ale dziękował samemu sobie, że przed wyjazdem zmienił koła na bardziej terenowe ;) Potem najkrótszą drogą pojechaliśmy do Lebhen. Tam czekała na nas druga część niespodzianki . Jazda lasem i brukiem do Schwanenz. Tutaj też zostałem upomniany za wybór tak "fatalnej" trasy. Jednak wg mojej opinii czym gorzej tym lepiej... będzie później ;)
Odprowadziłem, a w zasadzie odwiozłem (?) Krzyśka jeszcze do Ronda Uniwersyteckiego gdzie zafundowałem w końcu lekkie płukanie Giantowi z okazji przejechania 5 000 km na góralach :) Do kwietnia Meridka, a od kwietnia służył mi dzielnie Giant.

PS. Lubię jeździć z Krzyśkiem ;)


W towarzystwie ciemnych chmur...
 


  • Dystans 173.49km
  • Teren 50.00km
  • Czas 07:10
  • VAVG 24.21km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • Temperatura 15.2°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 3610kcal
  • Podjazdy 486m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zaczęło się niewinnie..

Sobota, 12 września 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 7

Właściwie to wszystko zaczęło się od drinka. Po przejechaniu w piątek 40 km z przyzwoitą prędkością nie miałem zamiaru w sobotę jechać nigdzie dalej. Może jakieś małe kółeczko...? Zrobiłem sobie drinka i wysłałem do Krzyśka z tekstem
- Zdrowie kolarzy :)
W odpowiedzi dostałem
- Jutro zalew dookoła na góralach?
Pomyślałem sobie - niezły jajcarz z tego Krzyśka. Więc postanowiłem pociągnąć ten żarcik wysyłając mu kolejne pytanie
- Dasz radę?
Kolejna odpowiedź zaskoczyła mnie jeszcze bardziej
- Pewnie nie ale co tam. O 8:00 na Głębokim.
Jeszcze kilka smsów nie wytrzymałem i zadzwoniłem. Okazało się, że Krzysiek rzeczywiście zaplanował sobie Zalew dookoła, nawet jak ja bym nie jechał to pojechałby samotnie. Ja jednak martwiąc się bardzo o zdrowie mojego przyjaciela zaproponowałem mu inne, nie mniej ambitne wyzwanie - Świnoujście przez Wolgast na góralach. Dla siebie zachowałem jednak szczegóły trasy. Zresztą sam do końca nie wiedziałem co nas czeka. Jednak wiedząc mniej więcej jak Garmin Connect wynajduje trasy byłem przekonany, że może nie być łatwo.
Zamiast Głębokiego na miejsce zbiórki wybraliśmy stację BP na Lubieszynie. Cały czas się dziwię dlaczego na miejsce zbiórki w Szczecinie wybiera się Głębokie? Droga w stronę Dobrej przez Wołczkowo bardzo średnia jakościowa i czasami pełna pędzących na łeb i szyję aut. Wyjazd przez Pilichowo też nie za bardzo. Wg przepisów powinno się jechać DDRką, a ta która prowadzi do Pilichowa średnio się nadaje na szosę. Jadąc jezdnią łamiemy przepisy i narażamy się na gniew i niebezpieczeństwo ze strony ZPLi pędzących z i do Polic.
Początkowo start z BP miał nastąpić o ósmej, jednak horror jaki zafundowali Polacy w meczy z Iranem troszkę opóźnił nasz start, który ostatecznie został przełożony na godzinę dziewiątą. Miałem bliżej, więc byłem wcześniej. Na stacji dokupiłem jeszcze wodę do plecaka, a w Maku zamówiłem kawę. W momencie gdy kawa była prawie gotowa nadjechał Krzysiek. Okazało się, że nie umawiając się ubraliśmy się prawie tak samo ;) Ja dodatkowo ze względu na mokre asfalty założyłem ochraniacze na buty, a na rower krótkie "błotochrony".


Gotowi do startu - Lubieszyn godzina 09:10

Przez Bismark, Plowen, Mewegen pustymi asfaltami jechało się bardzo przyjemnie. Tak było do momentu gdy dotarliśmy do drogi łączącej Grunhof z Viereck. Ta zazwyczaj pusta droga okazała się w ten sobotni poranek nabita niczym Wyszyńskiego w szczycie. Przyczynę tego stanu rzeczy poznaliśmy dojeżdżając do Uhlenkrug. Okazało się, że właśnie tam odbywa się bardzo popularny w tym rejonie Flohmarkt, czyli giełda różności... Cała Meklemburgia chyba tam zjechała. 
Luźniej zrobiło się dopiero na DDRce prowadzącej do Torgelow. Nie zatrzymując się od samego Lubieszyna minęliśmy Torgelow kierując się najkrótszą drogą do Anlklam. Wybór drogi na samym początku trafiony w dychę. Od Torgelow bardzo fajna DDRka prawie  do samej drogi krajowej 109. No i tu zaczęła się "jazda". Auto za autem w jedną i drugą stronę i my w samym środku. Na całe szczęście mieliśmy wiatr w plecy i dzięki temu mogliśmy poruszać się bardzo żwawo. Jednak nie był to najprzyjemniejszy fragment naszej wycieczki. Do Anklam docieramy po niecałych 4 godzinach jazdy non stop. Na szosach pewnie byłoby szybciej, jednak szosy nie zagwarantowałyby nam atrakcji jakie mieliśmy później. W Anklam na ryneczku robimy pierwszy postój. Rynek jest w remoncie od ponad roku i jakoś nie widać końca tego remontu.
Na rynku w Anklam trafiliśmy przypadkiem na jakiś festyn, na którym nie zabrakło symboli DDR ;) Tabi w trzech odsłonach


Strażak


Karawan


Polizai

Na rynku spędziliśmy nie wiele czasu bo chcieliśmy mieć jak największy zapas na ostatnie 60 km. Nie wiedząc jaka droga będzie dalej woleliśmy nie ryzykować spóźnienia na pociąg. Zaraz za Anklam wjeżdżamy na nieznany nam teren. Początkowo jedziemy normalnie asfaltem jakąś landówką do momentu gdy nawigacja nakazuje zjechać z drogi na płyty. Karnie wykonujemy polecenie. Nie są to jednak równiutkie płyty do jakich przyzwyczaili nas Niemcy w przygranicznych wioskach. Jednak na rower górala nadają się bez kłopotu. Nawet na takich kółkach na jakich pojechał Krzysiek. Jednak po kilku kilometrach płyty się kończą i zaczyna się kostka. Kostka, której szosą nie odważyłbym się przejechać. Lawirujemy trochę bokami bo błocie omijając ostre kamienie na drodze. Nasza prędkość dramatycznie maleje. Jazda po błocie kosztuje nas dużo więcej siły. Dobrze, że oszczędzaliśmy się wcześniej. Po następnych kilku kilometrach mordęgi kolejny zakręt. Tym razem wjeżdżamy w las. Kostka się kończy, a zaczyna się ziemia z ogromną ilością dziur i kałuż. Zaczynają się również podjazdy i zjazdy w tym nie za gościnnym terenie. Nie narzekający do tej pory na nic Krzysiek zaczyna narzekać ;) Nie na drogę ale na mnie. Rozkazuje mi abym następnym razem nie wybierał takich dróg. No cóż, nie wielki miałem na to wpływ. Drogę wybrał "Pan GPS" :)
 

Między Anklam a Wolgast
 
Wcześniejsze płyty oraz kostka a potem około 15 km takiej drogi skutecznie obiło nam tyłki. To był nasz główny problem w tym momencie. Jednak na szczęście byliśmy coraz bliżej celu i nasze obolałe siedzenia w końcu miały zmienić pozycje na wygodniejsze. W Wolgast nie spędziliśmy zbyt wiele czasu. Na zwiedzanie tego (wydaje się) ładnego miasteczka trzeba znaleźć czas kiedy indziej. Pewnie w przyszłym roku jak zrobi się troszkę cieplej jeszcze raz odwiedzę Wolgast. Z miejsc które mieliśmy okazję zobaczyć największe wrażenie zrobił na nas most zwodzony przez który przejechaliśmy. Zupełnie inna konstrukcja niż ten w Usedom. Konstrukcja inna ale wrażenie równie ogromne.


Most zwodzony w Wolgast 
 
Za Wolgast na początku świetna DDRka, później troszkę chodnika i znowu DDRka. W Zempin czujemy, że dotarliśmy nad morze. Zapach lata wciąż czuć w powietrzu, a krajobraz zmienia się na typowo uzdrowiskowy. Ładnie utrzymane domy letniskowe z klimatycznymi restauracjami, a po drugiej stronie ulicy las i zejścia na plażę. Przy wyjeździe z Zempin mylę drogę i wyjeżdżam na ruchliwą drogę krajową. Gdy jedziemy tak chwilę w sznurze aut zauważam po lewej stronie rowery jadące po wale. Zatrzymujemy się i postanawiamy przebić się przez jezdnię i wspiąć się na wał. W miarę sprawnie wychodzi nam ten manewr.


Przez barierki na wał

Jedziemy wałem wśród coraz większej ilości rowerów. Myślę sobie, że tyle razy w tym roku byłem nad morzem lecz ani razu nie udało mi się być na plaży.
Decydujemy się zjechać z wału i na chwilę wpaść na plażę. Zjeżdżamy najbliższym zjazdem i po chwili jesteśmy na piasku. Krzysiek od razu zauważa, że "ci Niemcy" to są dziwny. Nie opodal nas leży naga kobieta. No cóż myślę, zdarz się... Idziemy w kierunku morza aby zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. W tem z drugiej strony przechodzi naga para... i idzie w kierunku wody.
Myślę sobie - Niemcy byli zawsze mniej pruderyjni niż Polacy ale żeby aż tak...? ;)
  

Zejścia na plażę są co 200 metrów... musiałem wybrać właśnie ten. Oczywiście ogromnego znaku nie zauważyłem
 
Robimy tych kilka pamiątkowych zdjęć i ruszamy szybciutko dalej.
 

 

Krzychu - zdejmuj ciuchy - jesteśmy na FKK ;)
 




 
Próba jazdy po piasku. W końcu się zakopałem.

Ruszamy dalej jak się później okazało na najfajniejszy fragment naszej wycieczki.
Jazd lasem wzdłuż wybrzeża jest rewelacyjna. Świetne tereny i to wcale nie łatwe do przejechania. Są momenty gdy droga prowadzi 16% podjazdami. Z dużą satysfakcją podjeżdżam je wszystkie widząc jak reszta ludzi ledwo co podprowadza rowery. Prawie 10 tys. km przejechane w tym roku wyszło mi chyba na dobre. Co prawda po każdym takim podjeździe dyszę jak stara lokomotywa spalinowa ale i tak mogę być z siebie zadowolony. Jakieś 20 miesięcy temu gdy paliłem jak smok takie podjazdy i to po przejechaniu 130 km byłby dla mnie nie do pokonania. Jeszcze nie raz tam pojadę, bo tereny są naprawdę bardzo zacne.
Jak zwykle zbyt późno wymieniłem baterie w kamerze i nie nagrała się jedynie końcówka tej trasy przed samym Heringsdorf. Szkoda... ale będę miał przynajmniej pretekst aby pojechać tam jeszcze :)
W Heringsdorfie są strefy gdzie nie można jeździć rowerem. Między innymi taka strefa jest przy molo. Była zatem okazja na zrobienie fotki.


Molo w Heringsdorfie

Później przez zatłoczony Ahlbeck  do granicy. Ulice nadmorskich miejscowości jeszcze bardzo zatłoczone, ciężko się jechało ten odcinek. Oczy trzeba było mieć dookoła głowy aby na kogoś nie wjechać ani nikt na nas nie wjechał.
Szczęśliwie docieramy do granicy. Po raz pierwszy przejechałem całą nową drogę łączącą Ahlbeck ze Świnoujściem. Ostatni raz gdy tu byłem (jakieś 5-6 lat temu) jechałem jeszcze lasem.
Kolejne pamiątkowe foty na samej granicy.





W Świnoujściu byliśmy około półtorej godziny przed odjazdem pociągu. Nie było powodu aby nie uczcić tego bardzo przyjemnego wyjazdu. Jeśli gdzieś to trzeba uczcić to tylko w DeGrasso. Tym razem zamiast penne z kurczakiem wybraliśmy po pizzy. Do tego aby uzupełnić ubytek soli mineralnych należał się izotonik ;)
 


Po tej boskiej uczcie lecimy na prom. Troszkę to trwa zanim się zapełnił i odbił. Po drugiej stronie jesteśmy o 17:30, mamy tylko 11 minut do odjazdu pociągu. Krzysiek zabiera rowery do oczekującego już na peronie Impulsa ja natomiast lecę do kasy. Oczywiście kolejka... Pani kasjerka nie zbyt szybko obsługuje kolejne osoby. Do odjazdu 3 minuty, a przede mną jeszcze jedna osoba. Płatność kartą dodatkowo zamiast skrócić wydłuża czas oczekiwania. W ostatniej chwili kupuję bilet i wpadam na peron. Drzwi w Impulsie pozamykane, a naciśnięcie na przycisk przy drzwiach nie powoduje żadnej ich reakcji. Biegnę do następnych i te na szczęście się otwierają. Wpadam do pociągu, który po chwili rusza. Krzysiek też nie załapał się na dobre miejsca i zajął nam przedział dla inwalidów przy samej toalecie. Dzięki temu zostałem ekspertem od toalet w Impulsach. Kilka osób nie raziło sobie albo z otwarciem albo z zamknięciem WC. Jedna dziewczyna jak już weszła to nie zablokowała drzwi, które otworzył chłopak gdy ona... ;)))
 

Luksusy w Impulsie

PS. Po raz kolejny dzięki Krzysiu za świetną wycieczkę ;) 


Witajcie w przyszłości ;)
 
 




  • Dystans 109.39km
  • Czas 03:54
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 21.8°C
  • HRmax 152 ( 80%)
  • HRavg 119 ( 62%)
  • Kalorie 1814kcal
  • Podjazdy 589m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Prenzlau na....

Sobota, 29 sierpnia 2015 · dodano: 30.08.2015 | Komentarze 3

Do Prenzlau można pojechać na dobry kebabik lub na niezłe piwko :) W tą sobotę wygrała opcja numer dwa. piwko lepsze niż kebabik :)
 

Na deptaku w Prenzlau