Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:206.88 km (w terenie 75.00 km; 36.25%)
Czas w ruchu:10:12
Średnia prędkość:20.28 km/h
Maksymalna prędkość:47.23 km/h
Suma podjazdów:3132 m
Maks. tętno maksymalne:183 (91 %)
Maks. tętno średnie:161 (80 %)
Suma kalorii:6706 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:34.48 km i 1h 42m
Więcej statystyk
  • Dystans 45.66km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 21.40km/h
  • VMAX 47.23km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 181 ( 90%)
  • HRavg 142 ( 70%)
  • Kalorie 1701kcal
  • Podjazdy 682m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pdjazd na Szlaku Orła Bielika - Arek 2:0

Poniedziałek, 17 września 2012 · dodano: 17.09.2012 | Komentarze 3

Wyjeżdżając z domu przed 18-tą plan podróży zmieniałem co chwila. Nie miałem kompletnie pojęcia gdzie jechać. Jedno co wiedziałem to iż mój powrót miał być ok. 20-tej. Syrenka po maratonie w Wieleniu oblepiona zachniętym błotem więc przydałoby się ją "wykąpać". Przez rondo Hakena skierowałem się więc na Ehrle gdzie miało się odbyć mycie. Po drodze pomyślałem, że nie opłaca się teraz myć i zrobię to jak będę wracał. Minąłem myjnię i pojechałem w kierunku Pomorzan. Pamiętam (albo mi się wydaje) jak parę lat temu przejechałem autem z Pomorzan do Ustowa (inną drogą niż Tama Pomorzańska). Postanowiłem poszukać tej drogi. Troszkę zajęło mi szukanie, błądziłem ale i tak nie znalazłem tej drogi. Skorzystałem z kładki nad torami na ul. Budziszyńskiej. Nie dałem na początku za wygraną i skierowałem się w kiedunku odwrotnym do Ustowa. Dojechałem do bramy, która prowadziła na działki i zawróciłem do Ustowa. Minąłem Ustowo i wtedy zaświtała myśl aby sprawdzić się jeszcze raz z podjazdem, na którym poległem 24.06. Wtedy nie dość, że przegrałem z tym podjazdem to jeszcze przez tydzień chodziłem o kulach ze zwichniętym stawem skokowym. Wjechałem dobrze nastawiony na Szlak Orła Bielika i zaatakowałem... Niestety nie udało mi się pokonać go pokonać... Po wjechaniu na ok 1/3 wysokości rower stanął a ja pomny pierwszej przegranej z tym podjazdem delikatnie położyłem się w krzaki;) Siła była, nogi mocne... ale tym razem znowu nie dałem rady. Będę próbował aż w końcu ją pokonam. Zastanawiałem się przy okazji jak to zrobić... czy ktoś to robił... chciałbym to zobaczyć ;) Resztę podjazdu pokonałem... pieszo. Byłem trochę zły, że się nie udało. Za karę wyznaczyłem sobie nowy cel. Mimo, że się powoli zaczęło ściemniać postanowiłem przejechać cały szlak. Oczywiście znowu zabłądziłem, na odcinku Moczyły - Kamieniec za wcześniej zjechałem z drogi i dojechechałem do posiadłości oznaczonej znakiem "TEREN PRZYWATNY - WSTĘP WZBRONIONY". No i kolejna w tym dniu nawrotka i to w dodatku pod górę;) Jak się później okazało prawidłowy zjazd na szlak był kilkanaście metrów dalej. Pierwsze kilkaset metrów to piach, po którym jechało się bardzo niepewnie ;) Reszta część szlaku to nawieszchnia twarda pokryta drobnymi kamieniami, gałęziami i innymi drobnymi przeszkodami. Początek to delikatny i szybki zjazd, który po 1/3 trasy do Pargowa zamienia się w delikatny aczkolwiek długi podjazd. Miejscami zdarzają się krótkie odcinki bardziej wymagające. Gdy dojechałem do Pargowa zrobiło się już bardzo "szaro". Dla mnie ten Szlak Orła Bielika to porażka. Totalnie zmarnowane pieniądze pochodzące z dotacji Unii Europejskiej. Lepiej byłoby gdyby zostawić ten szlak bez jakichkolwiek zmian. Co prawda nie jeździłem tam wcześniej ale zdecydowanie lepiej byłoby jeździć po ubitym piasku bez tych kamieni. Jak spadłby deszcz zobiłoby się bardziej emtebosko ;) Krótko mówiąc ROZCZAROWANIE. Stanąłem na rozjeździe w Pargowie - do powrotu miałem 45 min. Ruszyłem więc najkrótszą drogą do Kamieńca. Na rozjeździe w Kamieńcu uśmiechnęło się do mnie szczęście, spotkałem tubylca i zapytałem o drogę której nie znałem. W odpowiedzi usłyszałem - Rosówek, przejście graniczne, Kołbaskowo. No to w drogę! Było już całkiem ciemno gdy dojechałem na przejście graniczne w Rosówku. Pozostał mi tylko odcinek Kołbaskowo, Smolęcin, Warzymice. Pokonałem go w miarę szybko mając jeszcze spory zapas sił. Drogę delikatnie oświetlał mi mój stary zestaw CatEye. To troszkę mało jak na takie wyprawy. Potrzebny jest zdecydowanie lepszy zestaw.
.
Kategoria do 50 km


  • Dystans 32.55km
  • Teren 31.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 21.23km/h
  • VMAX 32.55km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 183 ( 91%)
  • HRavg 161 ( 80%)
  • Kalorie 1535kcal
  • Podjazdy 593m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Michałki 2012 MINI

Sobota, 15 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 2

Po przygodach z kaskiem wróciliśmy do samochodu aby dokończyć przygotowania do startu. Zamocowaliśmy na rowerach numery startowe, na nogi założyliśmy chipy i pojechaliśmy na stadion. Organizatorzy podzielili start na dwie grupy po około 200 osób. Pierwsza grupa to ludzie, którzy zdecydowali się na dystans GIGA i MEGA w drugiej grupie startowej zawodnicy, którzy mają przejechać dystans MINI. O 10:00 start pierwszej grupy. Do startu miałem pół godziny więc zgodnie z obietnicą ustawiłem się aby zrobić kilka zdjęć Krzyśkowi i Pawłowi, którzy startowali na dłuższym dystansie. Ciężko było ich wypatrzyć w tłumie mocno ściśniętych zawodników ale się udało! 

Krzysiek i Paweł na starcie


Przygotowania do startu na dystansie MEGA i GIGA

Zrobiłem kilka zdjęć a potem wróciłem do samochodu zostawić aparat, zabrać mój nowy kask i dokończyć przygotowania. Kiedy ponownie wróciłem na stadion ujrzałem taką samą grupę ludzi ustawionych do startu. Chcąc nie chcąc ustawiłem się na końcu stawki czekając na 10:30. Obok mnie ustawili się zawodnicy z THULE TEAM, którzy do ostatniej chwili robili jeszcze pamiątkowe fotki. Start zgodnie z planem o 10:30. Pierwsze 2,5 km to asfaltowa droga. Gdzie każdy próbował zająć dobrą pozycję przed wjazdem do lasu. Jak się później okazało był to jedyny odcinek, na którym nie było szansy na wywrotkę. Początkowo droga przez las prowadziła po w miarę ubitym piasku poprzecinanym korzeniami, gałęziami i kamieniami. Chwilę potem było jeszcze gorzej. Na pierwszym zjeździe – piasek. Jadę za jedną z zawodniczek grupy THULE i nagle w piasku pierwsza wywrotka. Hamuję ostro i zatrzymuję się aby na nią nie najechać. Pierwszy przymusowy postój i udało mi się nie wywrócić. Jedziemy dalej – na drodze coraz więcej błota i sporej wielkości kałuż. Stawka zawodników rozciąga się i jest coraz mniej wyprzedzania. Drogi są tak wąskie, że prawie nie ma możliwości aby kogoś wyprzedzić. Przy przejazdach przez błoto i kałuże przeważnie jest jedna możliwość aby nie wpaść do wody. Na jednym z takich przejazdów udaje mi się ześliznąć z jedynie słusznej drogi i wpadam do kałuży. Na szczęście dno jest w miarę twarde. Udaj mi się nie przewrócić i z pióropuszami wody wyjeżdżam z niej. Jednak to dopiero początek trudności jakie czekały na zawodników. Chwilę później pierwszy stromy podjazd a właściwie podejście po piasku. Zejście z roweru i podchodzimy w grupce 5-6 osób pod górę. Potem z powrotem na rower i dalsza wspinaczka po leśnych ścieżkach. W sumie były 3 takie podejścia po piasku kiedy było trzeba zejść z roweru i go prowadzić. Po tych przygodach krystalizuje się grupka 3 zawodników w której znalazłem się również ja oraz chłopaki z THULE i ULTRA TEAM. Jedzie się dobrze, mijamy pojedynczych zawodników. Tempo nadaje głównie chłopak z THULE. W pewnym momencie prowadząc wjeżdża w kałużę i notuje spektakularnego kozła. Zwalniam, pytam się czy wszystko OK – w odpowiedzi słyszę – w porządku więc jadę dalej. Zostajemy we dwójkę. Chłopak z ULTRA TEAM cały czas jedzie z tyłu za mną. W końcu widzę następnego zawodnika z THULE. Przyciskam jeszcze mocniej i doganiam go gubiąc chłopaka z ULTRA TEAM. Jednak wysiłek spowodowany pogonią był tak duży, że nie mam już mocy aby dawać mu zmiany. Wtedy słyszę propozycję abym usiadł na kole. Dziękuję i korzystam z oferty. Jedziemy tak przez jakiś odcinek, udało mi się złapać oddech więc daję zmianę. Jedziemy tak po ubitej, kamienistej budowie jakiejś drogi. Niestety tym razem obieram złą drogę i wpadam w głęboki piach. Zakopuję się ale nie upadam. Wydostanie się z piachu i kolejna pogoń za chłopakiem z THULE spowodowała kolejny odpływ sił. Dogania nas chłopak z ULTRA TEAM. Jedziemy we trójkę. Wtedy on daje zmianę i odchodzi. My już nie mamy wiele sił aby gonić. Zresztą to nie miałoby sensu bo droga się urywa i zaczyna się przejazd wzdłuż Noteci po bezdrożu wąskim paskiem pełnym dołów i trawy. Jak się okazuje jest to odcinek prowadzący do stadionu i mety. W pewnym momencie chłopak w THULE zaplątuje się w trawie i spada mu łańcuch… Nie wiem co robić… Chciałem dojechać za nim – pomógł mi więc powinien być przede mną. Mówi do mnie – JEDŹ – więc mijam go i jadę dalej do mety. Wjeżdżam na stadion, runda po bieżni i jestem na mecie. To był prawdziwy test dla mnie i dla mojej Syrenki. Udało mi się przejechać bardzo ciężką trasę bez upadku i bez żadnej kontuzji. Wreszcie moja Syrenka wygląda na prawdziwy rower MTB, cała w błocie z numerem startowym. Tak wygląda ślicznie, choć niestety jutro czeka ją myjnia. Jestem zadowolony z tego przejazdu mimo nie najlepszej pozycji na mecie. Na 188 zawodników mini zająłem 125 pozycję a w mojej kategorii M4 miałem 24 miejsce na 31 zawodników. Pocieszam się tym, że to mój pierwszy sezon, dopiero drugi maraton, a pierwszy w tak ciężkim terenie. Może miejscami jechałem zbyt asekuracyjnie ale przecież nie od razu Rzym zbudowano. Trzeba trenować i jeszcze raz trenować. Znaleźć trudniejsze tereny gdzie można poćwiczyć technikę jazdy. Jeżdżąc po niemieckich dróżkach nie nauczę się jak radzić sobie w terenie.
Podsumowując – bardzo udany dzień, ciężka i wymagająca trasa (maraton dookoła Miedwia to był jednak spacerek), lekcja aby się przygotowywać wcześniej do takich wyjazdów zabierając wszystkie potrzebne rzeczy. Następnym razem może nie być sklepu z dziecięcymi kaskami.
Dziękuję Krzyśkowi i Pawłowi za wyborowe towarzystwo po raz kolejny. Do zobaczenia na następnym maratonie!


Paweł na mecie (72 miejsce w OPEN GIGA i 16 miejsce w M2 2:48:54)


Krzysiek na mecie (126 miejsce w OPEN GIGA i 26 miejsce w M4 3:13:16


Arek nie na mecie (125 miejsce w OPEN MINI i 24 miejsce w M4 1:33:09


Zawodniczka THULE TEAM w charakterystycznym stroju grupy, której członkowie bardzo pomagali na trasie

Kategoria do 50 km


Z przygodami na Michałki 2012

Sobota, 15 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 0

Było dokładnie tak jak opisałem to w ostatnim wpisie. Do ostatniej chwili podchodziłem bardzo sceptycznie do wyjazdu na maraton Michałki w Wieleniu. Jednak są osoby, którym się nie odmawia i tak było tym razem. Zapisałem się dwa dni przed startem i asekuracyjnie wybrałem dystans MINI (żałuję tego wyboru). Sobota pobudka 5:45 czyli wcześniej niż w normalny dzień tygodnia gdy wstaje o 6:00. Dzień wcześniej po przeczytaniu kilku postów z opisami trasy postanowiłem wymienić opony na szersze i zmienić siodło na te, które otrzymałem z rowerem. Potem pozostało mi tylko spakowanie ubrań. Zabrałem ze sobą ubrania na wszystkie warianty pogodowe w tym kurtkę i ortalion. Przygotowałem wszystkie potrzebne rzeczy dzień wcześniej bo wiedziałem, że rano nie będzie czasu na nic. Po pobudce, szybki prysznic, śniadanie i byłem prawie gotowy na wyjazd. Godzina o której mieli po mnie przyjechać Krzysiek i Paweł była 3 razy zmieniana. Najpierw 7:15 potem 7:00 a w piątkowy wieczór stanęło na 6:45. No cóż trzeba się dostosować. O 6:45 telefon – jesteśmy! No to plecaki w dłoń, do piwnicy po rower i melduję się przy aucie. Oczywiście delikatnie spóźniony – miałem czekać jak będą podjeżdżali, no cóż – odziedziczyłem cechę „NA OSTATNIĄ CHWIĘ” ;) Rowery na aucie ruszamy w drogę. Przed nami 180 km do Wielenia. Trasa minęła dość szybko i komfortowo. Dobre auto = fajna podróż  Wjeżdżamy na teren gdzie przewidziany był start zawodów. I nagle…. w głowie myśl – NIE ZABRAŁEM KASKU!!! Był w piwnicy i miałem go zabrać razem z rowerem, gdyby był powieszony na kierownicy to bym go wziął, jednak dzień wcześniej gdy przygotowywałem rower odłożyłem go obok no i w pośpiechu nie zabrałem go….  Krzysiek mnie uspokaja… damy radę, pożyczymy albo coś wymyślimy. Ja nie jestem tak dobrej myśli. Już kombinuję ja nie jadę, więc oddam swój rower Pawłowi – jest dobry i na mojej Syrence może mieć dobry wynik. Odbieramy numery i pytamy się przy okazji organizatorów o sklep rowerowy lub o ewentualne wypożyczenie na czas zawodów kasku. Prowadzący zawody deklaruje, że będzie ogłaszał informacje o kasku… Przy okazji pytamy o sklep. Okazuje się, że jest sklep rowerowy w Wieleniu naprzeciwko kościoła. Po przebraniu się ruszamy na rozgrzewkę i poszukiwanie sklepu. W pośpiechu minęliśmy kościół i sklep, dojeżdżamy do końca miejscowości i wracamy. Po drodze czeka na nas Paweł, który znalazł sklep. Wchodzę do sklepu i pytam o kask… Sprzedawca oznajmia, że wczoraj sprzedali wszystkie kaski i zostały jedynie dziecięce… Czy ja wyglądam na dziecko? ;) Wychodzę ze sklepu zrezygnowany. Wtedy Krzysiek wpada na pomysł – Co ci szkodzi zobaczyć dziecięce? Wchodzę do sklepu ponownie. Pytam się o największy dziecięcy kask. Sprzedawca podaje mi skorupę, wkładam na głowę – PASUJE! Sztuka jest sztuka – kupuję dziecięcy kask i wracamy na start ;)

Tak wygląda droga po kask



A tak zabawnie wyglądam w dziecięcym kasku ;)
Kategoria do 50 km


  • Dystans 64.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 21.57km/h
  • VMAX 39.10km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 155 ( 77%)
  • HRavg 117 ( 58%)
  • Kalorie 1692kcal
  • Podjazdy 831m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Warzymice - Penkun + rekonesans

Niedziela, 9 września 2012 · dodano: 10.09.2012 | Komentarze 2

Ten rok był dla mnie przełomowy (taką mam nadzieję). Dlaczego przełomowy? Bo wcześniej moje jeżdżenie na rowerze ograniczało się do króciutkich tras głównie po asfalcie. W ubiegłym roku sukcesem było przejechanie 50 km i to tylko dlatego, że pobłądziłem na niemieckich polach ;) Pamiętam powrót z tej „wyprawy” – bez wody, w upale modliłem się aby dojechać a raczej dotoczyć się do domu W tym roku pierwsze wycieczki pod koniec stycznia, ciągłe wydłużanie dystansu, pierwszy maraton i wreszcie przejechane cztery setki to dla mnie nie zły wyczyn. Do chwili obecnej mam przejechane w sumie prawie 4000 km. Dla jednych może się to wydać śmiesznie mało ale dla mnie to ogromny sukces i początek czegoś większego – tego bym chciał.
W planach na weekend przewidziane były dwie wycieczki, które miały być przygotowaniem do maratonu Michałki w Wieleniu, na który ciągle namawia mnie Krzysiek. Po początkowym entuzjazmie i wycieczkach w ubiegłym tygodniu zacząłem podchodzić do tej wyprawy sceptycznie. Po prostu myślę, że mój organizm w tym roku nie jest gotowy aby ponownie przejechać trasę rajdu rywalizując z innymi kolarzami. W związku z tym, że nie czułem się na siłach aby rywalizując przejechać dystans MEGA postanowiłem, że wystartuję na dystansie MINI (ok 30 km). Na taki wysiłek chyba mnie stać. Co prawda Krzysztof nie odpuszcza i ciągle mnie namawia do przejechania 57 km w trudnym terenie jednak ja ciągle się waham….
Wracając do weekendu, moje plany zostały szybko zweryfikowane. Sprawy osobiste nie pozwoliły mi na sobotnią wycieczkę i dopiero w niedzielę udało mi się znaleźć troszkę czasu aby wskoczyć na moją SYRENKĘ. Na początku powiedziałem sobie, że to będzie jazda bez spinania się. Miałem jechać tak aby było przyjemnie i bez dużych obciążeń. W zasadzie ten punkt planu został zrealizowany. Jechałem bardzo spokojnie bez specjalnych wysiłków. Kolejnym punktem, który został przewidziany w planach było znajdowanie nowych alternatywnych dróg. Chciałem znaleźć miejsca, które wymagają innej jazdy niż ta po asfalcie na drogach czy ścieżkach. Pierwszy odcinek lekko terenowy to skrót Ladenthin – Pomellen. Droga prowadzi początkowo po płytach, które za chwilę przechodzą w ubity piasek, trawę a następnie w sypki piasek (3,4 km). Za Pomelln postanowiłem sprawdzić dokąd prowadzi dróżka ze znakiem „ślepa ulica” i oznaczeniem Zollamnt.

Nad autostradą - widok na dawne przejście graniczne w Kołbaskowie

No i rzeczywiście była ślepa a w zasadzie prowadziła do niemieckiego Urzędu Celnego, zjazdu na autostradę i do miejsca budowy kolejnego wiatraka. Zawróciłem i skierowałem się dobrze znaną mi drogą do Tantow. W miejscowości Radekow ponownie zmieniłem swoje plany widząc na GPSie polną drogę prowadzącą do… no właśnie postanowiłem to sprawdzić ;) 2,6 km odcinek po ubitym piachu doprowadził mnie do mostu nad autostradą w miejscowości Nadrensee. No i dobrze, będę korzystał z tego skrótu w celach nauki jeżdżenia ;) Zrobiłem małe kółko i wróciłem do Radekow gdzie znów zboczyłem z trasy. Po zniszczonych płytach a później po kostce dotarłem do Damitzow. Odcinek 2,8 km jest chyba bezużyteczny dla nauki… w sumie nic nie wniósł oprócz lekko obitej pupy ;)

Wjazd do Damitzow - tego skrótu nie polecam

Minąłem Damitzow, przeciąłem drogę B113 i skierowałem się do Penkun. Droga ta to równiutki asfalt z lekkimi zjazdami i podjazdami. W sumie bardzo przyjemnie. W Penkun nad jeziorem Schlossee krótki postój na picie i batona.

Fajne miejsce na krótki postój - jez. Schlossee

Penkun to głównie kostka na drogach, można przejechać również po chodnikach ale czasem spotyka się rodziny na spacerach więc czasem kostka jest… szybsza ;) Po minięciu Penkun kierunek Krackow. Droga asfaltowa i tylko w dwóch miejscach znajdują się dwa krótkie odcinki kostki (50 m i 10 m – na jedym ze skrzyżowań). W Krackow postanowiłem zrobić kolejny postój – tym razem na lody z bitą śmietaną – bardzo lubię tą lodziarnię. Dwie gałki pysznych lodów oraz spora porcja bitej śmietany to wydatek w wysokości 2,60 EUR.

Wyborne lody z bitą śmietaną po okazyjnej cenie

Po tym krótkim postoju skierowałem się prosto do domu. Jeszcze tylko w Lebhen postanowiłem objechać jezioro po piasku, trawie i korzeniach. Potem już tylko podjazd płytami do Ladenthin, Smolęcin i dom ;) Jechałem bardzo spacerowo z przerwami i może dlatego jakoś specjalnie nie zmęczyłem się. Choć wczoraj nie przemęczałem się dziś odczuwam lekki ból z tyłu ud. Jeśli miałbym się ścigać na długim dystansie w przyszłą sobotę obawiam się, że mógłbym nie dać razy tego przejechać w rozsądnym czasie… Jeszcze to przemyślę…

foto wkrótce ;)

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 35.85km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 23.90km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 163 ( 81%)
  • HRavg 137 ( 68%)
  • Kalorie 1107kcal
  • Podjazdy 557m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeszcze raz w drugą stronę

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 0

Tak mi się spodobała droga w drugą stronę, że postanowiłem ją odwiedzić ponownie. Tym razem z aparatem więc wrzucę później kilka fotek. Tak jak ostatnim razem było super. Tym razem miałem jakoś jeszcze więcej siły, nogi pracowały jak trzeba, oddech nie uciekał (chociaż jestem przeziębiony). Bardzo miła wycieczka. Co ciekawe drugi raz ten sam oddcinek miał odrobinę inną długość a nawet poziom wzniesień ;) Mapy nie zamieszczam bo jest dokładnie taka sama jak dwa posty temu.


Jezioro Lebhen


Ścieżka dookoła jeziora Lebhen


Moja Syrenka w naturalnym środowisku
Kategoria do 50 km


  • Dystans 22.65km
  • Czas 01:41
  • VAVG 13.46km/h
  • VMAX 26.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 138 ( 68%)
  • HRavg 100 ( 49%)
  • Kalorie 671kcal
  • Podjazdy 319m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Leniwe września początki

Sobota, 1 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 0

Słoneczna sobota, po bardzo "intensywnym" piątkowym wieczorze była baaaardzo leniwa. Tym razem było relaksacyjnie jak nigdy. Udało mi się osiągnąć najlepszą średnią z moich dotychczasowych wycieczek zarejestoranych na bikestats ;) BRAWO :) Dzięki takiej prędkości nie musiałem po powrocie korzystać z prysznica ;) HR Max 138 o HR avg 100 mówią wszystko ;)

Kategoria do 50 km