Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:1226.96 km (w terenie 100.00 km; 8.15%)
Czas w ruchu:48:55
Średnia prędkość:25.08 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Suma podjazdów:5452 m
Maks. tętno maksymalne:173 (91 %)
Maks. tętno średnie:151 (79 %)
Suma kalorii:23824 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:64.58 km i 2h 34m
Więcej statystyk
  • Dystans 63.09km
  • Czas 02:02
  • VAVG 31.03km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 12.6°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 1290kcal
  • Podjazdy 360m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Osiągamy cele

Czwartek, 30 kwietnia 2015 · dodano: 30.04.2015 | Komentarze 1

W mojej krótkiej historii rowerowej nie miałem jeszcze miesiąca w ciągu którego bym przejechał 1200 km. To znaczy może było jakieś 30 dni w ciągu których przejechałem więcej ale nigdy nie było tak abym zrobił to od pierwszego do trzydziestego pierwszego :) Tym razem cel był dość ambitny. Co miesiąc dokładamy po 100 km i tak aż do lipca. W kwietniu właśnie musiałem przejechać 1200 km aby osiągnąć zakładany cel. Miałem na to jedynie 30 dni i jeszcze rano miałem troszkę wątpliwości czy uda mi się zrealizować zadanie. Udało się i jestem z tego bardzo zadowolony.
W lipcu nastąpi kulminacja i wtedy chciałbym przejechać 1500 km. Cel jest w zasięgu i jeżeli nic złego się nie zdarzy powinno mi się udać go osiągnąć plan.
Dzisiaj po raz kolejny miałem pogodowy full serwis. Było ciepło i zimno, słonecznie i pochmurnie, sucho i mokro no i oczywiście z wiatrem i pod wiatr. Wyszło całkiem przyzwoicie. Jak na samotną jazdę i moje możliwości jestem zadowolony. Tak przy okazji udało mi się poprawić kilka swoich dotychczasowych czasów na "garminowych" segmentach. Co prawda dalej nie udało mi się odzyskać na Stravie KOMa na Glassow - Lebehn ale już zabrakło nie dużo, aby za szybko nie rezygnować z rywalizacji na segmentach wyłączyłem sobie tą funkcję w Garminie. Jadę tyle ile mogę... :) Poprawiłem również czas na segmencie Krackow - Nadrensee, jednak wynik Mateusza i Romka jest nie do pobicia samotnie. Ze średnią 36 km/h nawet się nie zbliżyłem za bardzo do ich 42 km/h!!! Muszę poprosić Arcziego o asystę ;P
    
 
Segment Glasow - Lebehn
 
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 63.84km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 23.07km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 14.8°C
  • HRmax 165 ( 86%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 1394kcal
  • Podjazdy 320m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Lubię takie powroty z pracy...

Środa, 29 kwietnia 2015 · dodano: 29.04.2015 | Komentarze 2

Oj lubię takie powroty z pracy, kiedy nic nie przeszkadza za bardzo w trakcie jazdy. Nie jest ani za zimno, ani za ciepło, ani bardzo wiecznie, ani bez wietrznie, jest sucho jest fajnie.
Dzisiaj miałem okazję do pracy jechać połowę trasy z jednym Piotrem, a powrót z pracy częściowo miałem z drugim Piotrem ;) Chyba dzisiaj nie zaznaczę kategorii solo.
Z ciekawostek mogę jedynie napisać, że z Piotrem pojechaliśmy między innymi na cmentarz na Bronowickiej. Mimo, że czynny jest już od jakiegoś czasu i kosztował pewnie kupę hajsu jest prawie pusty.... Cmentarz bez zmarłych. Na palcach dwóch rąk można policzyć groby na tym sporym terenie. Jest ochrona, jest zadbany teren, są toalety... tylko jakoś nikt nie chce tu nikogo pochować... 
Z Piotrem rozstałem się w Stobnie. Ja pojechałem na Niemcy, a on do domu. Mimo wczorajszego i przedwczorajszego deszczu zaryzykowałem przejazd po lesie w okolicach Leben oraz Nadrensse. Okazało się, że w lesie jest całkiem nie źle, a Giant w takim środowisku radzi sobie lepiej niż Merida. Co troszkę mnie niepokoi to mam dziwne uczucie, że na asfalcie, a szczególnie na podjazdach "Syrenka" była szybsza...
No i bym zapomniał. Dzisiaj w trakcie powrotu z pracy Piotr zaatakował Owocową. Zaatakował ją bardzo skutecznie. Ze średnią 24 km/h wskoczył na drugie miejsce zaraz po Grześku (pozdrawiam). Jestem odrobinkę dumny z Piotra, bo to chyba przez moje gadanie zaczął jeździć i jest coraz lepszy ;) Brawo!!!
 
   
Cmentarz z pustymi grobami nie oznacza, że ludzie przestali umierać...
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP


  • Dystans 25.10km
  • Czas 01:10
  • VAVG 21.51km/h
  • VMAX 35.70km/h
  • Temperatura 13.9°C
  • HRmax 146 ( 76%)
  • HRavg 118 ( 62%)
  • Kalorie 596kcal
  • Podjazdy 134m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - Dziarski Dziadek Pedałuje

Poniedziałek, 27 kwietnia 2015 · dodano: 27.04.2015 | Komentarze 5

Dojazd Do Pracy na dzisiaj zmieniłem w Dziarski Dziadek Pedałuje czyli też DDP :) Właśnie w taki sposób nazwał mnie Grzegorz :) 
Wszystkim Wam bardzo serdecznie, z całego serca dziękuję za gratulacje ;) Rzeczywiście było ich bardzo dużo, nie spodziewałem się aż tylu :)
Na dziś zaplanowałem po pracy wyjazd do Locknitz, a na jutro do Mecherin. No i "ktoś" wyśmiał moje plany i skutecznie zniechęcił mnie wichurą połączoną z deszczem. O ile pojedynczo jakoś zniósłbym drobne niedogodności w postaci deszczu czy wiatru to gdy występują w duecie ogarnia mnie totalna niechęć. Poranek był jeszcze nie najgorszy. Mogę nawet uznać, że był w porządku. Jednak gdy wracałem z pracy to żywioły rozszalały się w najlepsze tak jakby chciały mi pokazać kto tu rządzi ;) Dałem za wygraną. Zrezygnowałem z wyjazdu do Locknitz dzisiaj i z Mecherin jutro. Do wykonania założonego planu pozostało jeszcze przejechać 100 km. Będę miał na to całe dwa dni czyli środę i czwartek.
Na piątek może "Zęby Gryfa"? :)
 

Gładka jak stół - DDRka z Bismark do Locknitz /w piątek/ - dlaczego DDRka z Przecławia do Rosówka nie jest taka? Kto zna odpowiedź?    

  
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 90.83km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 23.39km/h
  • VMAX 45.60km/h
  • Temperatura 20.3°C
  • HRmax 163 ( 85%)
  • HRavg 121 ( 63%)
  • Kalorie 1620kcal
  • Podjazdy 525m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cztery miesiące - cztery tysiące

Niedziela, 26 kwietnia 2015 · dodano: 26.04.2015 | Komentarze 2

Na dzisiaj nie miałem zaplanowanego nic specjalnego, po czwartkowym wypadku Grześka zrezygnowałem z wyjazdu dookoła Zalewu. Będzie jeszcze pewnie niejedna okazja aby zrobić 300 km. Z kolei piątkowo-sobotnie świętowanie kosztowało mnie wiele siły i zdrowia. Dodatkowo w trakcie beztroskiej zabawy u Krzyśka (dzięki za gościnę) uszkodziłem delikatnie prawe przedramię i kilka palców ;) Tak się kończą próby napraw przy alko ;) 
Siły po takich wybrykach były mocno nadwątlone więc postanowiłem pojechać krótko acz treściwie. Za cel obrałem sobie podjazd przy od Odry Zachodniej, który pokazał mi Paweł. Droga do podjazdu - 20 km jako rozgrzewka, 3 x podjazd i do domu. Wszystko miało się zamknąć maksymalnie w 45 km. Dojechałem do podjazdu, w części drogi towarzyszył mi Paweł. Przez cały czas gadaliśmy więc do podjazdu dotarłem wypoczęty i rozgrzany. Gdy dojechałem do szczytu przypomniało mi się co powiedziałem Pawłowi gdy byłem tam po raz pierwszy. Niestety słowa, których użyłem nie nadają się do zacytowania :)
Zjechałem cały czas hamując po drodze mijając wędkarza prowadzącego rower pod górę. Wiedziałem, że będą problemy gdy będę chciał go minąć. Szedł optymalną drogą podjazdu. Musiałem pomyśleć o zmianie toru jazdy. Zjechałem na sam dół i rozpocząłem wspinaczkę. Tak jak myślałem w pewnym momencie musiałem zmienić tor jazdy. Po prawej stronie podjazd jest w zdecydowanie gorszym stanie. Momentami traciłem nadzieję, że się uda... ale udało się podjechałem bez podpórki. Nie chciało mi się czekać aż wędkarz podejdzie na sam szczyt więc zmodyfikowałem mój plan po raz pierwszy. Najpierw do pobliskiego Mecherin, a później  przez Geesow do domu. Chyba za szybko dojechałem do Mecherin, bo zaraz po raz kolejny zmodyfikowałem plan. Z Mecherin blisko i fajnie do Gartz więc czemu by tam nie pojechać? :) W Gartz pokręciłem się po uliczkach,nigdy nie ma czasu aby zobaczyć to miasteczko - Gartz to zawsze tranzyt ;)  Znalazłem kilka miejsc do których wrócę aby przyjrzeć się im dokładniej. Właśnie w tym momencie skończył mi się pierwszy bidon. Z jednej strony nie pojadę za daleko na ostatnim, a z drugiej strony szkoda takiego ładnego dnia. Zapadła decyzja jadę dalej. Ruszam z Gartz do Casekow kolejna zmiana planów ;) Za Gartz droga super ale tylko do Hochenselchow. Niemcy nie trudzą się aby zakładać progi zwalniające w mniejszych wioskach. Zamiast progów zostawiają "zabytkową" kostkę, która jest naturalnym spowalniaczem. Dzisiaj dla mnie nie była, bo jechałem Giantem. Jednak na Focusie bym musiał mocno zwolnić. Przed wioską i za wioską idealny asfalt. Docieram do Casekow gdzie się troszkę gubię... właściwie nie wiem gdzie jechać. Zabrałem ze sobą licznik zamiast GPSa więc jadę na czuja. Kieruję się w stronę Luckow. Ta nazwa mi coś mówi choć wtedy nie wiedziałem gdzie jest Luckow. Za Luckow super zjazd do Petershagen i Schonfeld. Odkryłem dla mnie nową trasę ze świetnymi długimi podjazdami. Od Schonfeld do Luckow można się troszkę zmęczyć. Potem już tylko Penkun, Krackow i Ladenthin. W tej ostatniej wiosce widzę przy oborach chłopaka na szosie. Już wiem, że zaraz mnie dogoni i pomknie dalej. Trzymam fason i nie oglądam się. Nie przyspieszam, nie zwalniam jadę swoje. Mija mnie, pozdrawia i jedzie dalej. Przez chwilę miałem pomysł (głupi) aby usiąść na koło i się powieźć. Po sekundzie refleksji doszedłem do wniosku, że do Jamesa mi daleko więc jazda na góralu z szosami nie dla mnie. Jednak mimo wszystko po chwili przewagi jaką zyskał utrzymuję stały dystans. Na "ostatnim tchnieniu" widzę, że staje na pedały i wcale się nie oddala. Więc przez chwilę czuję, że się zbliżę. Na zjeździe jednak widać przewagę szosy. Wiem, że jedzie mu się łatwiej. Jednak dzięki temu, że odrobinę pracuję nie oddala mi się. Na rondzie w Będargowie, kiedy już straciłem nadzieję, że się zbliżę okazuje się, że JEST! Jest bliżej niż sądziłem. Tym razem go nie puszę, mam przewagę bo droga przez Będargowo jest dziurawa. Jednak na moim Giancie nie ma to znaczenia. Jadę jak czołg. Na wysokości Orlika już go mam. Siadam na koło, jestem zadowolony ;) Koleś na Focusie w koszulce i spodenka Vitesse odwraca się z niedowierzaniem na twarzy w momencie gdy usłyszał moją piastę DT ;) Jadę przez chwilę za nim. Momentami kusi mnie abym go wyprzedził i dalej pojechał szybciej. Jednak rezygnuję z tego pomysłu :) To co zrobiłem mi wystarczy ;)  
Chłopak jedzie w kierunku Przecławia, a ja po chwili ląduję w domu :) To nic, że z 45 km zrobiło się 90 - ważne, że było fajnie ;)
 
No i właśnie zauważyłem, że przejechałem w tym roku już 4 000 km ;) To tyle co w całym roku 2012 ;)
 

Zjechać nie zjechać?  
 

W drugą stronę będzie gorzej...  
 

Ciekawe czy odbierają TVN?  
 

Czy tu mieszka Ula?  
 

Mnóstwo opuszczonych budynków jest w DDR...  
   
Kategoria solo, 50 - 100 km


  • Dystans 64.69km
  • Czas 02:39
  • VAVG 24.41km/h
  • VMAX 48.80km/h
  • Temperatura 20.7°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 130 ( 68%)
  • Kalorie 1467kcal
  • Podjazdy 381m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kasia

Piątek, 24 kwietnia 2015 · dodano: 24.04.2015 | Komentarze 8

Dzisiaj nie będzie o KOMach, segmentach, stravach czy rekordach... 
 
3 kilogramy ogromnego szczęścia :)
 
Dziadek Arek
 

Wnuczka KASIA :)
Kategoria 50 - 100 km, DDP


  • Dystans 28.75km
  • Czas 01:16
  • VAVG 22.70km/h
  • VMAX 45.10km/h
  • Temperatura 16.8°C
  • HRmax 173 ( 91%)
  • HRavg 138 ( 72%)
  • Kalorie 878kcal
  • Podjazdy 183m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Aniele stróżu mój...

Czwartek, 23 kwietnia 2015 · dodano: 23.04.2015 | Komentarze 4

Dzień zaczął się rewelacyjne. Poza tym, że po raz pierwszy udało mi się pojechać na w pełni złożonym i kompletnym Giancie to zaraz po wyjeździe z domu spotkałem Grzegorza. Nie muszę mówić, że jazda z nim to ogromna przyjemność i równie ogromny wysiłek aby za nim nadążyć. Nie inaczej było tym razem. Choć starałem się rozmawiać w czasie jazdy przyznaję, że łatwo nie było...  Udało mi się namówić Grzegorza abyśmy pojechali moją trasą do pracy. Na Piastów rzuciłem mu, że do zrobienia jest KOM, no i tyle go widziałem... Zdążyłem jeszcze z daleka krzyknąć "dalej", miało do oznaczać, że za zakrętem w Sowińskiego trzeba przejechać jeszcze jakieś 50-100 metrów. Grzesiek pomyślał, że miał zakręcić "dalej" i zawrócił. Dopiero jak dojechałem wytłumaczyłem o co mi chodziło... Mimo tego krążenia 5 czas na KOMie. Jedziemy dalej Potulicka, Owocowa i wjazd na Bulwar Piastowski. Wcześniej rozmawialiśmy również o tym KOMie, który na Stravie został ochrzczony "Bosmańska Strzała". Postanawiamy zaatakować, Grzesiek wydaje komendę abym trzymał koło. Na takim kole mogłem jechać i jechać... Licznik pokazuje zawrotne cyfry... Z daleka widzimy dwóch "kolesi" idących dedeerką lub niededeerką (dlaczego to nie jest wyraźnie oznakowane jako DDR?). Razem krzyczymy uwaga. Jeden z gości schodzi normalnie na bok, a drugi zachowuje się totalnie irracjonalnie. Najpierw w lewo, potem w prawo, a na sam koniec prosto pod rower Grześka. Na szczęście sekundę wcześniej puściłem koło i zjechałem w lewo na bruk.... Kątem oka widzę jak Grzegorz razem z rowerem przelatuje nad kolesiem.... Po hamulcach, zeskakuję z roweru... Grzegorz już razem z drugim kolesiem tamują krwawienie rękawiczką. Koleś się nie rusza ale widać, że oddycha. Na dedeerce kałuża krwi... na szczęście po chwili odzyskuje świadomość. Jak się okazuje jest totalnie pijany... To tłumaczy jego dziwne zachowanie podczas zderzenia. Coś bełkocze i chce wstawać. Drugi, wygląda na trzeźwego razem z Grześkiem starają się go uspokoić i zapobiec temu aby wstał. W plecaku wożę bandaż, plastry i chusteczki, którymi zastępujemy rękawiczkę Grześka. Po chwili przyjeżdża pogotowie. Drugi z kolesi się ulatnia, a pijanego zabierają do karetki i zamykają drzwi. Grzesiek ich nie zainteresował... Dopiero po jakimś czasie pytają się jak się czuje...
Jesteśmy już sporo spóźnieni. Grzegorz mocno poobijany... eskortuję go do pracy. Gdy już wiem, że dotarł sam lecę do pracy... ostrożnie. Po drodze spotykam ludzi, którzy byli z "pijakiem"... Okazuje się, że karetka go zabrała....
 
Ułamki sekund zadecydowały o tym, że nie wpadłem razem z Grześkiem w tego gościa..., a może to anioł, którego wożę ze sobą Giantem...? Kto wie...?
 

Anioł Stróż....
 
Kategoria DDP, do 50 km


  • Dystans 39.92km
  • Czas 01:40
  • VAVG 23.95km/h
  • VMAX 39.60km/h
  • Temperatura 15.2°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 132 ( 69%)
  • Kalorie 1052kcal
  • Podjazdy 286m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wojownicze żółwie Ninja ;)

Środa, 22 kwietnia 2015 · dodano: 22.04.2015 | Komentarze 3

Drugi dzień z rzędu do pracy rowerem, tak jak pisałem wczoraj - wolę jechać rowerem niż autem. Muszę się jeszcze jakoś bardziej zorganizować aby wyjeżdżać z domu wcześniej. Mój poranny rytuał jest zdecydowanie za długi. Godzina z hakiem to przesada... Nie wiem tylko gdzie mogę zaoszczędzić te cenne, poranne minuty.
Po pracy z kolei pojechałem do Coolbike gdzie czekało na mnie nowe koło do Gianta. Może nie całkowicie nowe... Nowa jest tylko obręcz, natomiast piasta, szprychy, nyple pochodzą z mojego poprzedniego Cresta. Zastanawiałem się jak można byłoby bezpiecznie przetransportować obręcz do domu... Wpadłem na pomysł aby przyczepić ją zipami do plecaka ;) Jak pomyślałem tak zrobiłem. W tym momencie poczułem się jak bym miał na sobie żółwią skorupę ;) Obręcz co prawda wystawała delikatnie poza mój obrys ale na szczęście udało mi się ją dowieźć do domu w całości. 
Po drodze jeszcze zadzwonił Paweł, że chciałby przejechać kilka kilometrów. Zaproponowałem, że chętnie z nim pojadę. Zrobiliśmy sobie pętlę przez Smolęcin, Warnik i wróciliśmy do domu. Tym sposobem na moim koncie ląduje kolejna "czterdziestka".
Wieczór oczywiście poświęcony na założenie nowej opony na nowe koło i wpasowanie kompletu do Gianta. Musicie mi uwierzyć, że założenie opony na obręcz to sztuka niesamowicie trudna. Przednią zakładałem około dwóch godzin. Tylna poddała się szybciej jedynie dzięki pomocy Pawła ;) Jutro pierwszy test na prawie kompletnym rowerze. 
 
A tak wyglądałem z kołem na plecach ;)
 

Wojowniczy Żółw Ninja
 
 

Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 78.75km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:06
  • VAVG 25.40km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 12.2°C
  • HRmax 165 ( 86%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 1580kcal
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Srebrne gody

Wtorek, 21 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 2

To już 25 mój dojazd do pracy w tym roku. Jeśli 25 lat pożycia małżeńskiego to srebrne gody to dlaczego 25 dojazd do pracy rowerem nie nazwać srebrnymi godami :)
Właśnie przypomniałem sobie jeden z moich wpisów z 2012 "Rower sposobem...". Pokrótce konkluzja tego wpisu była taka, że dojazdy rowerem do pracy to kompletna lipa. Nie przypuszczałem wtedy, że tak bardzo można się pomylić. W tej chwili gdybym tylko mógł to bym korzystał tylko z roweru aby dojeżdżać do pracy... 
 
Tak na serio to miałem pojechać po śladach Wielkiego Mierzyńskiego podróżnika, który co dzień eksploruje tereny za niemiecką rubieżą ale coś mi nie wyszło i pojechałem zupełnie inaczej. Co prawda do Lubieszyna moja trasa pokrywa się z trasą "podróżnika" lecz niestety dalej zawiodła mnie pamięć... W moim wieku tak to już bywa z pamięcią, że czasem zawodzi... Jak będę tak dalej jeździł bez mapy to może jakieś obce lądy odkryję ;) ... a tak całkiem na serio to czekała na mnie od piątku kolejna przesyłka Locknitz :) Tym razem dwie koszulki i rękawiczki - oczywiście wszystko na rower. Stylówka ponad wszystko, bo tak na prawdę co mi zostaje? Jak się nie ma talentu to nadrabia się czym tylko można ;) 

PS. tak na zupełnie na serio to był świetny dzień do jazdy rowerem, szkoda że mam tak mało czasu na moje hobby....
 


Kategoria DDP, solo, 50 - 100 km


  • Dystans 98.73km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:46
  • VAVG 26.21km/h
  • VMAX 42.70km/h
  • Temperatura 12.3°C
  • HRmax 171 ( 90%)
  • HRavg 13 ( 6%)
  • Kalorie 1532kcal
  • Podjazdy 158m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Scheldeprijs 2015 - Schoten

Sobota, 18 kwietnia 2015 · dodano: 20.04.2015 | Komentarze 6

Każdego kto spodziewa się tutaj wpisu typu "krew, pot i łzy" z góry bardzo przepraszam. Ja też byłem zdziwiony formułą tej imprezy, po raz pierwszy spotkałem się z takim "tworem" :) Jednak jak się okazało na samym końcu wcale nie było nudno, a wręcz przeciwnie! Choć w imprezie wystartowało 1500 osób w żadnym miejscu nie było chaosu. 
Organizacja imprezy na najwyższym poziomie. W sumie chyba tylko maraton szosowy w Choszcznie troszkę przypominać może organizacyjnie Scheldeprijs - no może oprócz tego, że w Choszcznie są pakiety startowe tu nie było - punkt dla Choszczna ;)
Zacznę od tego co mnie zdziwiło najbardziej. Brak jakiegokolwiek pomiaru czasu i start tak w zasadzie "bez startu". Tak na serio to startując wspólnie byłem przekonany, że jedziemy na rozgrzewkę. Jak się okazało to był "ostry" start. Choć był balon przypominający bramę startową to nie było żadnych urządzeń odczytujących karty z numerami i kodami kreskowymi, które każdy uczestnik miał przyczepione do roweru. Za to na trasie były dwa lub trzy punkty z "radarami", które "coś" odczytywały, na tych punktach były również kamery, które "coś" rejestrowały. Te punkty przypominały "nasze" punkty kontrolne pomiaru czasu. Ciekawe co kontrolowały jak nie zarejestrowały samego startu i oczywiście mety ;)
Sama jazda to bajka ;) Jechaliśmy  dużą grupą od 25 osób minimum do 60-70 osób maksymalnie. W czasie całej trasy żaden z samochodów na nas nie zatrąbił, choć niejednokrotnie zajmowaliśmy cały pas na sporej jego długości. Samochody jadące za nami gdy nie mogły wyprzedzać normalnie jechały powoli za nami!!! Przepisy w Belgii mówią o tym, że grupa powyżej 15 osób może jechać ulicą mimo, że obok znajduje się droga dla rowerów.
Kolejne ogromne zaskoczenie to ilość grup kolarskich, które uczestniczyły w tym wydarzeniu. Każda z takich grup liczyła od kilku do kilkudziesięciu osób. Wszyscy ubrani w jednakowe stroje prezentowali się okazale. Widok takiej grupy sprawia niesamowite wrażenie. Muszę również przyznać, że nasza dwudziestodwu osobowa grupa również sprawiała świetne wrażenie. Nie sposób zapomnieć o fakcie, że grupy składały się z bardzo różnych osób. Jechali grubi i chudzi, starzy i młodzi, wysocy i niscy, kobiety i mężczyźni - tam jeżdżą wszyscy!!!
Na trasie mieliśmy dwa punkty żywieniowe - jeden oficjalny mniej więcej w połowie trasy gdzie było można uzupełnić bidony izotonikami Etixx, posilić się batonami tego producenta (który był jednym ze sponsorów), były ciasteczka różnego rodzaju, pomarańcze, banany i krany z wodą, którą można było wlać do bidonu jak i opłukać na przykład twarz ;)
Drugi, nieoficjalny punkt żywieniowy zorganizowany był kilkanaście kilometrów dalej. Z kolei na tym punkcie głównym izotonikiem był chłodny napój chmielowy z złocistym kolorze. Oczywiście również można było korzystać z tego bez ograniczeń (w ramach limitu czasowego). Na tym drugim PŻ w ogrodzie koleżanki z naszego belgijskiego biura również nie zabrakło ciastek i ciasteczek. 
Po drugim PŻ czekała nas odrobina jazdy przez las po ubitej ścieżce (taki "skrót" wymyślili nasi przewodnicy) oraz ponad kilometr jazdy po słynnym fladryjskim bruku. Przyznam się, że nienawidzę jazdy szosą po wszelkim rodzaju terenie i maksymalnie zwalniam w takich sytuacjach jednak tym razem udało mi się przejechać ten fragment w całkiem przyzwoitym tempie.
Nie obyło się również bez kłopotów. Nasza grupa aż trzy razy miała nieplanowane przystanki na wymianę dętek, Trzy razy awarie zdarzyły się naszym belgijskim przyjaciołom. Przy każdej takiej wymianie cała grupa zatrzymywała się i miała chwilę oddechu. Tak więc był to dodatkowy bonus dla osób troszkę gorzej przygotowanych na stukilometrowy dystans.
Na mecie, a raczej po dojechaniu na miejsce startu czekał na nas makaron z mięskiem i sosem pomidorowym , soki ze świeżo wyciskanych owoców od Lidla (kolejnego sponsora), a także piwo ;) 

To był naprawdę bardzo udany wyjazd. Mimo, że nie było ścigania na które tak czekałem nie żałuję ani chwili spędzonej podczas tego wyjazdu :)

Bardzo dziękuję wszystkim z którymi miałem przyjemność tam być :)   
Kilka zdjęć... [ALBUM -Scheldeprijs 2015] (pierwsza porcja)
    

Grupa prawie przygotowana do startu 
 

Fajne drogi i świetna pogoda sprzyjały nam tego dnia  
 
 Aby tradycji stało się zadość... :)      
     
 Pierwszy film z wyjazdu - troszkę może być przydługi i czasem nudny jednak to pamiątka z naszego pierwszego wyjazdu  (31:28 min)
     

   
 


  • Dystans 15.64km
  • Czas 00:52
  • VAVG 18.05km/h
  • VMAX 29.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 18m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Scheldeprijs 2015 - wstęp

Piątek, 17 kwietnia 2015 · dodano: 19.04.2015 | Komentarze 3

To były bardzo intensywne trzy dni na które czekałem już od kilku miesięcy. Zaczęło się jeszcze zimą od luźnego "rzucenia" tematu przez właścicieli firmy w której pracuję, że przydałoby się zrobić jakieś wspólne spotkanie, które byłoby atrakcyjne dla pracowników, kooperantów oraz przyjaciół firmy. Jako, że właściciele firmy są Belgami i tradycje kolarskie w tym kraju się bardzo duże wybór "atrakcji" padł na kolarstwo. Główna siedziba firmy mieści się w Antwerpii więc z najlepszym wyborem był amatorski "wyścig" Scheldeprijs, który start i metę ma Schoten - miejscowości w pobliżu Antwerpii, którego trasa częściowo pokrywa się z trasą zawodowego wyścigu w ramach cyklu zawodów UCI. Wyścig  zawodowców Scheldeprijs był 2015 organizowany w tym roku 08. kwietnia na dystansie 200 km z czego 151 km to wyścig po terenach Fladrii oraz trzy rundy po 16 km w okolicach i z metą z Schoten.
Do pokonania samochodem mieliśmy prawie 1000 km aby dotrzeć na miejsce. Podróż w doborowym towarzystwie z Piotrem i Krzyśkiem upłynęła błyskawicznie i zajęła nam mniej czasu niż się spodziewaliśmy. Po dotarciu na miejsce od razu zabraliśmy się za składanie prawie kompletnie rozłożonych rowerów, które wylądowały w częściach w bagażniku Krzyśka auta. Nasze Focusy były zabezpieczone wyjątkowo dobrze. Nie mogło się im stać prawie nic... no może z wyjątkiem gdyby jakiś nierozsądny kierowca zaatakował nasz bagażnik :)

C.D.N. ... a na razie dla osób, które by chciały kilka zdjęć z wyjazdu.
Film z wyścigu oraz zdjęcia będą w następnym wpisie ;)


 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

 
 


 
Kategoria mini