Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:1031.04 km (w terenie 45.00 km; 4.36%)
Czas w ruchu:38:05
Średnia prędkość:27.07 km/h
Maksymalna prędkość:55.70 km/h
Suma podjazdów:3826 m
Maks. tętno maksymalne:173 (86 %)
Maks. tętno średnie:150 (75 %)
Suma kalorii:20281 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:64.44 km i 2h 22m
Więcej statystyk
  • Dystans 142.19km
  • Czas 05:05
  • VAVG 27.97km/h
  • VMAX 47.10km/h
  • Temperatura 16.3°C
  • HRmax 172 ( 86%)
  • HRavg 147 ( 73%)
  • Kalorie 3009kcal
  • Podjazdy 254m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kostrzyn n/Odrą - Szczecin

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 13.04.2014 | Komentarze 2

Po naprawie koła w Krzyśkowym rowerze ruszamy przez Kostrzyn do Niemiec. Pomocy w odnalezieniu drogi udzielił nam najpierw na dworcu amator tanich win a później rowerzysta w mocno średnim wieku. Przejeżdżamy granicę i wjeżdżamy na niemieckie asfalty. Krzysiek wyposzczony tygodniowym brakiem roweru rusza z kopyta pierwszy, Mario drugi ja zaraz za nim. Widząc znak auta na niebieskim tle mówię do Mariusza, że to pewnie droga tylko dla aut. On odpowiada, że pewnie nie bo nie było żadnego zjazdu. Jedziemy dalej. Po chwili jedno z aut na nas trąbi. Wołam chłopaków aby się zatrzymali bo po lewej stronie troszkę wcześniej widziałem zjazd na ścieżkę. Uzgadniamy, że wracamy. W tył zwrot, chłopaki przycisnęli a ja oczywiście zostałem po niespiesznym zwrocie. Z naprzeciwka jedzie POLIZEI. Zapalają koguty i zatrzymują mnie! Oczywiście Krzysiek i Mario już daleko... Po wymianie kilku zdań policjanci pouczają mnie abym zwracał uwagę na znaki i życząc szerokiej drogi puszczają wolno :) Wiedziałem, już że nie będzie z nimi łatwo.
Wjeżdżamy na prawidłową drogę i tu zaczyna się raj dla rowerzystów. Dwie ścieżki, jedna, wąska na wale a druga szersza poniżej wału. Początkowo jedziemy razem ścieżką na wale. Jednak fantazja podpowiada abym zjechał na dół pościgał się z chłopakami. Z dołu robię im kilka zdjęć i wjeżdżam na wał. Krzysiek prowadzi nasz minipeletonik... jak się okazuje nie jest za dobrym przewodnikiem. 
Co pewien czas ze ścieżki na wysokim wale są zjazdy na niższy wał i odwrotnie. Czasami wjazdy na wyższy wał są jakimiś wjazdami technicznymi, które tylko prowadzą na szczyt wału i urywają się. Krzysiek, który nas przez pewien odcinek prowadził oczywiście wybierał te wjazdy na wał, które prowadziły do nikąd... Dzięki jego "nawigacji" dwukrotnie musieliśmy zjeżdżać z wału w odwrotnym kierunku. Mogłem to przewidzieć znając historię z maratonu w Przyjezierzu kiedy to Krzysiek wyprowadził grupę ze swoją ucieczką na manowce ;)
Po drugiej jego pomyłce już sam wybierałem zjazdy i podjazdy na niski wał. Od tego czasu nie pomyliliśmy się ani razu. 
  


 

 
Pierwszy krótki postój na załatwienie potrzeb fizjologicznych i kontakt z grupą pościgową (która wyruszyła w naszym kierunku ze Szczecina) zrobiliśmy przy pomniku upamiętniający... przekroczenie w 1945 roku Odry przez wojska radzieckie... Po chwili ruszamy dalej.
 

 

 

 

 


Nie najechaliśmy się za długo. Po przejechaniu 32 kilometrów docieramy do wioski Gross Neuendorf. No i tu zaczyna się zabawa. Najpierw jakieś nieśmiałe fotki a potem rzucam do Krzyśka propozycje:
- Idź na huśtawkę zrobię ci zdjęcie!
Dwa razy nie trzeba mu powtarzać. Zanim Mario zrobił mi fotkę dla mnie Krzysiek był na huśtawce. Miał tak zabawną minę, że sami postanowiliśmy  sprawdzić czy rzeczywiście jest tak fajnie. Muszę przyznać, że JEST! Zabawa na huśtawkach była przednia! Szkoda, że troszkę czas nas gonił bo można byłoby spędzić tam więcej czasu. Oprócz atrakcji w postaci huśtawek można tam znaleźć jeszcze kilka innych fajnych miejscówek wartych odwiedzenia. Jestem pewien, że nie raz będę tam gościł :)
 
 

 

 

 

 

 

 

 


Zabawy na huśtawkach musiały się skończyć. Przed nami jeszcze ponad 100 km a czas leci nieubłaganie. Czeka nas sporo pracy aby dotrzeć do Schwedt na spotkanie. W sumie "praca" to nie jest dobre określenie jazdy w warunkach jakie mają niemieccy rowerzyści. Jazda po takich ścieżkach z takimi widokami to czysta przyjemność. Do tego pogoda wręcz idealna do jazdy więc nam nie pozostaje nic innego jak jechać. Razem z Krzyśkiem staramy się aby utrzymać równe tempo w granicach 35 km/h. Nie jest to specjalny wyczyn w takich warunkach. Zdarza się, że zmieniając się co 300-400 metrów jedziemy po 38 km/h. Tylko biedny Mariusz oddycha co raz ciężej. Co chwila sprawdzamy czy "żyje". Nie narzeka, choć wiemy, że jest mu ciężko, czwarty raz na rowerze w tym roku - nie może być inaczej. W odpowiedzi na pytanie o puls słyszymy, że ma ponad 180 ud/min. Postanawiamy troszkę dostosować tempo do naszego kolegi i obniżamy średnią do 30-33 km/h.
Dość szybko pokonujemy kolejne 30 km. W Hohensaaten zatrzymujemy się na małe co nie co. Ponownie kontaktujemy się z Arturem i Adamem. Okazuje się, że dojeżdżają już do Schwedt. Aby nie musieli czekać na nas (mamy jeszcze ok 30 km) proponujemy aby ruszali w naszym kierunku. My również szybko się zbieramy i jedziemy na spotkanie. Po przejechaniu 18 kilometrów czuję, że coś jest nie tak. Powinniśmy już na siebie wjechać a ich ciągle nie ma. Postanawiamy "rozbić obóz" na skrzyżowaniu ścieżek tak aby nie mogli nas ominąć. Czekamy, czekamy... a ich dalej nie ma. Telefonicznie sprawdzamy pozycje. Niestety punkty orientacyjne o których oni nam mówią nie są dla nas widoczne. To co nam mówią nic z kolei nam nie mówi "Rzeka po prawej stronie, płyty po lewej" nic takiego nie mieliśmy. Od Schwedt przejechali już z 16 km musimy być gdzieś blisko. Jednak z powodu braku możliwości ustalenia dokładnej pozycji wracamy do planu "A" - spotkanie w Schwedt przed teatrem (jak ustalił Krzysztof z Arturem). Ruszam "ile fabryka dała" - myślę sobie, jak są gdzieś nie daleko powinniśmy ich dogonić. Tym bardziej, że oni jadą na hardtrialach a my na szosach.
 

 

   


Niestety do samego Schwedt ani widu ani słychu po naszych kolegach. Jedziemy na promenadę (gdzie jest amfiteatr) i próbujemy skontaktować się ponownie. Tym razem nie możemy nawiązać łączności.... Decydujemy, że jedziemy do Turka i jak skontaktują się z nami telefonicznie ktoś do nich wyjedzie i doprowadzi ich na popas. Gdy siedzimy już przy jedzeniu odzywają się nasze zguby. Są przy teatrze. Krzysiek podaje mi telefon abym spróbował im wytłumaczyć gdzie jest Turek. Dość szybko orientuję się, że Krzysiek i Artur mówili o innych teatrach. Artur miał na myśli teatr który znajduje się u szczytu głównej alei w Schwedt natomiast Krzysiek myślał o amfiteatrze na promenadzie. Zostawiam swój kebab i wyjeżdżam im na spotkanie na główną aleję gdzie od razu ich widzę.
Ruszamy wspólnie na popas. 
 

 


Najedzeni i napici uzbrojeni w dodatkowe płyny z Kauflandu ruszamy dalej. Jak się okazuje nie jest to spacerek z chłopakami na "góralach". Artur od razu pokazuje, że nie przespał zimy. On na góralu ja na szosie z ogromną trudnością go gonię. Nasza prędkość dochodzi momentami do 45 km/h na prostej z tym, że ja jadąc na szosie nie robię żadnego wyczynu ale w przypadku Artura na grubych oponach to jest kosmos. Przejechaliśmy ponad 100 km a nasza prędkość dzięki rytmowi nadawanemu przez Artura oscyluje w granicach 35 km/h. To co on wyprawia na tym rowerze szokuje nas wszystkich! Szaleńcza jazda kończy się w Gartz. Odrobinę wszyscy odpuszczamy. Do Mecherin jedziemy już w miarę spokojnie. Troszkę ze względu na stan tego odcinka i troszkę ze względu na Mariusza, który ciężko pracuje na każdym nawet delikatnym podjeździe. W Mecherin żegnamy Krzyśka, który odbija w stronę Gryfina a my ruszamy na Staffelde. Wiedząc, że Krzysiek nie ma zapasu proponuję mu oponę (miałem dwie), Krzysiek odmawia - do Kijewa nie jest już daleko. Już pisałem jak bardzo nie lubię tego podjazdu. Tym razem na przód wyskoczył Adam, który dał popis. Ja z Arturem jadę w środku, z tyłu Mario. W całkiem nie złym stanie wdrapałem się na szczyt. Adam troszkę odjechał a my z Arturem czekamy na Maiusza. Gdy nas dogania ruszamy ostro. Do domu pozostaje ok 15 km. Tym razem to ja daję popis. Rozpędzam Treka ilę mogę. Jak się później okazuje średnia z tego odcinka okazała się najlepszą średnią na 10 km podczas całego wyjazdu. Po przejechaniu 130 km dałem radę przejechać kolejne 10 km ze średnią prędkością 32 km/h!    
 

 

 
Moja przewaga nad chłopakami była na tyle duża, że zdążyłem dojechać do Przecławia, zejść z roweru, przygotować aparat i czekać na nich aby popstrykać im foty.
Wycieczka była FANTASTYCZNA. Świetne towarzystwo (DZIĘKI CHŁOPAKI), rewelacyjna trasa, fantastyczna pogoda!!!
Od dzisiaj jest to moja ulubiona trasa.  
 
PS. Po powrocie do domu ok 50 minut od rozstania z Krzyśkiem widzę nie odebrane połączenie. Oddzwaniam pytając co się stało...? Odpowiedź Krzyśka zwala mnie z nóg. Około dwie minuty po tym jak zaproponowałem mu w Mecherin dętkę a on odmówił złapał drugą gumę tego dnia!!! :) Na szczęście Krzysiek ma "wóz techniczny" który natychmiast udał się mu na pomoc. Wszystko skończyło się dobrze. No i Krzysiek nie musiał się męczyć jadąc z Gryfina do Kijewa ;) 
 


  

Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 7.54km
  • Czas 00:18
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Temperatura 8.7°C
  • HRmax 173 ( 86%)
  • HRavg 148 ( 74%)
  • Kalorie 229kcal
  • Podjazdy 46m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dworzec

Piątek, 11 kwietnia 2014 · dodano: 13.04.2014 | Komentarze 0

Krzysiek od kilku dni namawiał mnie na objazd zalewu. Jakoś mi się to nie widziało. 250 km w kwietniu - przesada! Zaproponowałem alternatywny wyjazd. Co prawda znacznie krótszy ale częściowo po terenach gdzie nas jeszcze nie było. Pomyślałem, że trasa Kostrzyna n/Odrą - Szczecin będzie w sam raz. Krzysiek zgodził się na propozycję. Aby nie jeździć tylko we dwójkę propozycję rzuciłem jeszcze Pawłowi i Mariuszowi. Paweł z powodów rodzinnych niestety nie mógł jechać ale za to Mariusz po krótkiej namowie dał się przekonać. Pociąg o godzinie 8:12 więc aby mieć margines czasowy umówiliśmy się na 7:30 przy wyjeździe z osiedla.
Dzień wcześniej kupiłem przez internet bilety więc pętanie się po dworcu z rowerami mieliśmy z głowy.
Pobudka o godzinie 6:10 czyli... normalnie, jak do pracy. Rzut oka za okno.... masakra. Mokro, ciemno i zimno... nie ciekawie. No cóż trzeba się ruszać. Toaleta, śniadanie i o 7:25 wychodzę z domu. Staję przy bramie i czekam. Mija kilka minut... 7:35 Mariusza dalej nie ma. Wyciągam telefon i widzę SMS wysłany o 7:30 z nową godziną - 7:40. No cóż myślę... zdążymy. Mija 7:45 a Mariusza dalej nie ma. Czarne myśli mnie nachodzą... nie zdążymy na pociąg! 7:46 zza bloku wyjeżdża Mario. Nie do końca pozapinany ale przynajmniej jedzie. Rzucam się za nim w pościg. On jeszcze po drodze zapina się a ja go gonię. W głowie mnóstwo myśli - jak się wytłumaczę Krzyśkowi, że nie zdążyliśmy... no trudno, trzeba będzie coś wymyślić. Po zjeździe z Powstańców Wlkp. mamy dylemat... którędy będzie najszybciej. Wybieram Kusocińskiego. Podjazd pod górkę powoduje wzrost pulsu do 173 ud./min! Kawa nie potrzebna! Na dworzec wpadamy dosłownie pięć minut przed odjazdem pociągu. Krzysiek na nas już czeka. Zajmujemy przedział z miejscami do przewozu rowerów. Niestety miejsca siedzące w przedziale zajęte są przez amatorów piwka i fajek. Równo o 8:12 ruszamy w kierunku Kostrzyna.
Zaraz po sprawdzeniu biletów w przedziale zaczyna się impreza. Fajki jedna za drugą i browce... No cóż nie ma wyjścia. Nie potrzebna nam awantura. Nic z tym nie robimy.
 
,
W pociągu do Kostrzyna
 

Mario jeszcze zdejmuje rower i dopompowuje koło, którego nie zdążył dopompować wczoraj ani przed wyjazdem. Powoli dojeżdżamy do celu. Ubieramy się, pakujemy aż tu nagle potężny huk! Parzymy po sobie co się stało... Od razu pomyślałem - Mario za mocno napompował koło i je uszkodził. Patrzymy na jego rower i ... zdziwienie - wszystko w porządku. Rzut oka na rower Krzyśka i już wszystko jasne! To jego dętka wydała ten odgłos. Rower zbuntował się przed samym Kostrzynem. Kompletnie nie ruszane koło eksplodowało!!
  

Czary mary?
 
Jako, że już byliśmy u celu nie mogąc się nadziwić z rowerem pod pachą opuszczamy nasz pociąg i udajemy się na dworzec. Pomyślałem, żeby nie zmarznąć naprawimy koło w poczekalni. Okazuje się, że dworzec w Kostrzynie jest w remoncie i nie ma poczekalni. Krzysiek rozkłada się na peronie i naprawia koło. Z trzech zabranych dętek zostają dwie. Stara dętka Krzyśka ma tak dużą dziurę, że nie nadaje się do łatania.
 

Naprawiamy
 
Dość szybko zmieniliśmy dętkę i po chwili byliśmy gotowi do naszej podróży. Jeszcze nie wiedzieliśmy co nas czeka. Jednak pierwsze nasze przygodny zwiastowały bardzo atrakcyjny wyjazd. Jak się okazało... już wkrótce :)
Kategoria mini


  • Dystans 72.08km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:01
  • VAVG 23.89km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 18.9°C
  • HRmax 161 ( 80%)
  • HRavg 137 ( 68%)
  • Kalorie 1579kcal
  • Podjazdy 187m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dla Krzyśka

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 3

Zaczynaliśmy jeździć razem na początku 2012 roku. Razem wystartowaliśmy w pierwszym maratonie na Miedwiu, potem Michałki a potem jeszcze kilka w 2013. Zaczął się nowy rok a Krzysiek ma już dwa starty. W tym po raz pierwszy w trzywieżeXC! Jestem pełen uznania dla jego wyczynów. Widząc dzisiaj skalę trudności tego wyścigu mogę jedynie powiedzieć: Chapeaux bas!
 
Tutaj powinienem i zakończę ten wpis. Bo to co dzisiaj przejechałem ma się nijak do tego co zrobił Krzysiek! 
Jeszcze raz GRATULACJE!!!
 

 
Udało mi się nawet zrobić kilka zdjęć na trasie! :)
 

Jeszcze przed startem
 

Gotowi do startu - START
 

Czasem z górki...
 

... czasem pod górkę ;)
 

Krzysiek dawał radę!
 

Było SUPER - BRAWO!

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 51.61km
  • Czas 01:56
  • VAVG 26.69km/h
  • VMAX 41.30km/h
  • Temperatura 12.9°C
  • HRmax 144 ( 72%)
  • HRavg 122 ( 61%)
  • Kalorie 787kcal
  • Podjazdy 286m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powoli

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 05.04.2014 | Komentarze 1

Jakoś dzisiaj mi się nie za bardzo chciało jeździć. Jednak aby wykonać założony plan musiałem troszkę pojechać. Po kilku chwilach wiedziałem, że jazda na siłę nie ma wielkiego sensu. Nastawienie na "NIE" nie pomaga... wszystko było nie tak. Może poza jednym - ubrałem na buty ochraniacze. Przynajmniej stopy mi nie zmarzły ;)
Aha... bym zapomniał w Schwanenz o mały włos nie doszło do kraksy. Na zakręcie gdzie prowadzi droga do przejścia granicznego wpadłem na rowerzystkę ;) Ciut szybciej bym jechał i nie byłoby co zbierać. Dziewczyna chyba też przerażona bo nie odezwała się ani słowem. Nawet nie wiem czy Polka czy Niemka... Na Niemkę za ładna - tylko nasze dziewczyny są ładne :)

To byłoby na tyle.
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 43.39km
  • Czas 01:32
  • VAVG 28.30km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 12.4°C
  • HRmax 167 ( 83%)
  • HRavg 142 ( 71%)
  • Kalorie 966kcal
  • Podjazdy 194m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Ile?

Piątek, 4 kwietnia 2014 · dodano: 04.04.2014 | Komentarze 0

Ciekawy jestem ILE kosztował Mariana ten popis. Nie wiem w sumie czy to popis czy naprawdę jest z nim tak dobrze. O ile goniąc go na Meridzie myślałem, że to jest "niedzielny" kolarz (nie wiedząc za kim jadę) o tyle dzisiaj jestem bardzo mile zaskoczony jego postawą! Przyznam się szczerze, że dał radę. Jak na kilka wyjazdów w tym roku to rewelka! Paweł i Mario wraz z moją skromną osobą stworzymy (jeśli się uda) całkiem sprawny osiedlowy TEAM :) Przyznam się szczerze, że nie mogę się doczekać wyjazdu w trójkę. Na razie trzeba będzie troszkę poczekać. Paweł w niedzielę startuje w 3 Wieżach a Mario leci do.... Holandii.... ZAZDROSZCZĘ ;P 
 
Jeśli chodzi o jazdę to kosztowała mnie ona troszkę więcej wysiłku niż wczoraj, Przejechałem mniej kilometrów z podobną średnią i spaliłem tyle podobną ilość kalorii.

PS. Nad podjazdami troszeczkę będzie musiał popracować ;)
Kategoria do 50 km


  • Dystans 48.40km
  • Czas 01:44
  • VAVG 27.92km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Temperatura 12.9°C
  • HRmax 160 ( 80%)
  • HRavg 132 ( 66%)
  • Kalorie 931kcal
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

4 pętelki

Czwartek, 3 kwietnia 2014 · dodano: 04.04.2014 | Komentarze 3

Wyszło na to, że 4 pętelki do Ladenthin oraz dojazdy daje prawie 50 km. Dobrze wiedzieć! Dojazdy razem mają około 4 kilometry więc pętelki od ronda w Będargowie do "końca" Ladenthin mają po ok 11 km. Wiało niemiłosiernie ze wschodu. Tak więc najfajniejsze zjazdy miałem pod wiatr a długie podjazdy z wiatrem. To chyba na tyle... 
 
Kategoria do 50 km