Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:1187.07 km (w terenie 70.00 km; 5.90%)
Czas w ruchu:42:52
Średnia prędkość:27.69 km/h
Maksymalna prędkość:55.40 km/h
Suma podjazdów:5456 m
Maks. tętno maksymalne:182 (95 %)
Maks. tętno średnie:171 (90 %)
Suma kalorii:22207 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:79.14 km i 2h 51m
Więcej statystyk
  • Dystans 107.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 30.57km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 28.4°C
  • HRmax 182 ( 95%)
  • HRavg 168 ( 88%)
  • Kalorie 2577kcal
  • Podjazdy 448m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jak uczcić piąty start?

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 7

No właśnie jak uczcić piąty start w maratonie szosowym w tym roku? Teraz już wiem ale rano przed startem tego nie wiedziałem. 
Maraton w Kołobrzegu był inny od wszystkich przejechanych do tej pory z tego względu, że po raz pierwszy postanowiliśmy zostać jeszcze dzień po maratonie i uczestniczyć w jego zakończeniu. Czy dobra to była decyzja? Nie wiem ale wiem, że znowu mam mnóstwo fajnych wspomnień i dużo przygód (jednak mogę napisać jedynie o kilku).
 

Kołobrzeg 2014 
 
Przygotowania zarówno roweru jak i pakowanie przebiegło tym razem bez większych problemów. W piątek dość szybko znalazłem się w łóżku. Budzik nastawiony na 5:00 start z Warzymic o 6:00. Tym razem namówiłem Krzyśka aby on przyjechał po mnie (dzięki!) :) Tradycyjna owsianka na śniadanie i zgodnie z planem o 6:00 jesteśmy już w trasie.
 

6:00 Warzymice - ruszamy do Kołobrzegu
 
 
W niecałe dwie godziny dojeżdżamy do Kołobrzegu. Bez problemu docieramy do hali Millenium gdzie mieści się biuro maratonu. Pobieramy pakiety startowe, które tym razem okazały się być solidne. W pakiecie znajdowały się oprócz standardowych talonów (na zupę, kiełbasę, napój), bidon, dropsy energetyczne, maść lub olejek do masażu. Przed halą przebieramy się szybko i ruszamy w stronę startu...
 

Klaudiusz i Artur w biurze zawodów
  
 
Krzysiek wciera "tajemniczą" maść wspomagającą
 

Gotowy do startu. 

 

Tak nam się wydawało, że jedziemy w stronę startu. Nasz skromny czteroosobowy peletonik prowadził Krzysiek. Niestety bez GPSu średni z niego nawigator, co widać na poniższej mapie. Nawet wskazówki taksówkarza okazały się mało pomocne... 
  
Zdesperowany jazdą na orientację w końcu wziąłem sprawy w swoje ręce i zapytałem się  przechodnia o drogę. Tym razem wskazówki okazały się pomocne i wkrótce dotarliśmy na start. To znaczy, nie wszyscy dotarliśmy. Krzysiek zgubił się ponownie. Pojechał za chłopakiem, który jechał na rozgrzewkę... Zamiast na start zawodów pojechał się rozgrzewać. Na start dotarł na 4 minuty przed czasem.
Taktykę na wyścig opracowaliśmy dzień wcześniej. Widząc, że nie damy rady jechać długo w swojej grupie postanowiliśmy dogonić osoby, które odpowiadały nam średnią z wcześniejszej grupy i jechać razem z nimi. Niestety życie dość szybko zweryfikowało nasz plan. Startujemy o 9:32. Start okazał się zbyt szybki, a Krzysiek nie przygotowany. Zbyt długo zajęło mu wpinanie buta w pedał. W tym czasie "koksy" oddaliły się na odległość tak dużą, że nie było sensu ich gonić. Nie było wyjścia, trzeba jechać we dwójkę. Idzie nam to całkiem nie źle, mimo, że jedziemy pod wiatr. Okazuje się, że dość szybko doganiamy dwie dziewczyny, które patrząc na średnią z poprzednich wyścigów powinny nam pasować.  Niestety mimo niewielkiego dystansu jazda pod wiatr dla dziewczyn jest za ciężka. Ponownie pech nas nie opuszcza. Zabieramy dziewczyny na koło, a sami jedziemy na zmianę. Jest 10 kilometr, jedzie się dobrze. Krzysiek z przodu trzyma tempo, ja siedzę mu na kole, a nawet troszkę dalej niż na kole chowając się przed wiatrem i odpoczywając po swojej zmianie. Krzysiek jedzie dość daleko od pobocza więc czasami moje przednie koło lekko chowa się za jego tylnym kołem. W pewnym momencie chwila odprężenia i mojej nie uwagi i tylne koło Krzyśka uderza w moje przednie koło. Walczę jeszcze chwilę o pion lecz niestety nie udaje mi się utrzymać równowagi i ze sporą prędkością ląduje na środku drogi. Krzyśkowi udaje utrzymać się pion. Dziewczyna za mną aby nie wjechać na mnie wjeżdża w pole po drugiej stronie ulicy. Na szczęście nie było rowu. Druga z dziewczyn w porę się zatrzymuje. Zbieram się z asfaltu dość szybko, zbieram graty i ruszamy dalej. Na pierwszy rzut oka rower wygląda okej. Zresztą nie ma czasu się przyglądać, ważne że jedzie. Ze mną jest troszkę gorzej. Łokieć i kolano mocno obtarte i zakrwawione. Jednak adrenalina i emocje powodują, że chęć walki i odrobienia straconego czasu okazuje się większa od bólu. Utrzymujemy dość mocne tempo. Coraz częściej sam atakuje podjazdy i ciągnę peletonik. Z dziewczynami żegnamy się po 20 kilometrze. Nie wytrzymały dość mocnego tempa, szczególnie na podjazdach. Walka z wiatrem osłabia również Krzyśka, choć on walczy dalej. Jednak większe podjazdy okazują się dla niego dość ciężkie i wyraźnie na nich zwalnia. Coraz rzadziej ma siłę aby troszkę pociągnąć. Pracuję więc sam zachęcając go do tego aby nie gubił koła. Staram się go motywować obiecując odpoczynek przy każdej dogonionej grupce. Czasem dopadamy kilka osób i zamiast odpocząć mijamy ich szybko. Po godzinie i dwudziestu minutach, wyprzedzamy kolejnego uczestnika. Krzysiek się z nim wita i ja w końcu również rozpoznaje Adama, który wyjechał 16 minut przed nami. Dzielnie się trzymał przez 40 kilometrów - BRAWO ADAM! Na jednej z prostych widzimy kilka kombajnów jadących po wąskiej drodze. Powstaje plan dogonienia ich i odpoczynku za nimi. Po raz kolejny motywuje Krzyśka obiecując odpoczynek za kombajnami. Dostosowuję swoją prędkość tak aby utrzymywał moje koło. Udaje nam się złapać kombajn. Jak się okazuje, jedzie za wolno. Jazda z prędkością 28 km/h nie odpowiada nam więc wyprzedzamy go i doskakujemy do następnego. Chwila oddechu i po raz trzeci powtarzamy manewr. Kolejne kilometry mijają dość szybko. Czasem oprócz wiatru przeszkodą stają się bardzo kiepskie drogi. Nie zawsze da się jechać tak szybko jakby można było jechać. Grzesiek ostrzegał przed kiepskimi drogami - miał rację - czasem były wręcz tragiczne. Krzysiek coraz częściej narzeka na piekące stopy. Zwalniamy, czekając aż puści ból. Do 75 kilometra Krzysiek wielokrotnie namawiał mnie abym jechał sam. Jednak cały czas liczyłem, że wkrótce się odbuduje. Widząc, że moja jazda strasznie go męczy postanowiłem, odpuścić. W pewnym momencie minął nasz dość szybko jadący koleś. Chwilę się zastanawiałem, aż w końcu Krzysiek rzucił - GOŃ GO! Rzuciłem się za nim w pogoń i w kilkadziesiąt sekund dogoniłem go. Niestety sprint i gonitwa za nim kosztowały mnie zbyt wiele. Jazda na kole z prędkością 40 km/h tym razem była nie dla mnie. Po kilku minutach odpuściłem. Po chwili jednak dogoniło mnie 4 chłopaków z Kołobrzegu i tutaj już było lepiej. Prędkość mi odpowiadała i nawet udało mi się troszkę z nimi popracować. Na jednym z podjazdów skurcze u jednego z nich spowodowały, że zostaliśmy w czterech. Nie wiem czy pozostała trójka miała taki plan ale na kolejnych kilometrach szybko się mnie pozbyli. Po jakiejś chwili dogonił mnie chłopak, który wcześniej odpadł z naszej piątki. Do mety zostało już kilkanaście kilometrów więc trzymałem się jego wiedząc, że i tak już nic wielkiego nie wykręcę...
Na metę dojechaliśmy razem.
Uzyskany czas (wg organizatora): 3:07:28 pozwolił mi zając 70 miejsce na 268 zawodników. W kategorii M4 zająłem 14 miejsce ze stratą 34 minuty do zwycięzcy kategorii OPEN i M4 - Jana Zugaja, który notabene startował w naszej grupie :)
Kilka minut po mnie na metę wpadł Krzysiek. W tym czasie ja zdołałem delikatnie przemyć rany. 
Razem z Krzyśkiem z niepokojem czekałem na Artura, który startował około pół godziny po nas. Przyznam się, że odrobinkę się denerwowałem czy uda mi się po raz kolejny z nim wygrać... Na moje szczęście udało mi się. Tym razem byłem lepszy o 2 minuty. Artur zajął 4 miejsce w swojej kategorii. Tylko 6 minut zabrakło mu do zwycięstwa. Pozostało nam tylko poczekać na Klaudiusza, dla którego był to pierwszy start w maratonie szosowym i pierwszy start na takim dystansie! ;) Klaudiusz przejechał na rowerze górskim dystans 100 kilometrów w 3:59 minut! :)
Start mimo drobnych przygód okazał się udany. Organizacyjnie również wszystko było OK. Trasa maratonu bardzo dobrze oznakowana. Ze spokojnym sumieniem mogę polecić start w następnej edycji maratonu w Kołobrzegu.
  
Jak w końcu uczciłem ten piąty start? Pierwszym upadkiem na szosie w czasie wyścigu :) Moje obrażenia się wkrótce zagoją. Z rowerem będzie jednak troszkę pracy. Jak się później okazało. Moja droga owijka została przetarta do tego stopnia, że raczej już z niej nic nie będzie, prawa klamkomanetka również poważnie przetarta ale na razie działa, po prawej stronie ucierpiał również but i pedał... But ciężko się odpina, a pedał jest mocno przetarty.  
 
Po maratonie działo się również bardzo wiele. Dzięki temu, że mieliśmy załatwiony nocleg na miejscu mogliśmy odrobinę poszaleć. Przyznam się, że na tym etapie nie poszło mi najlepiej i chłopaki byli ode mnie zdecydowanie lepsi! Być może kąpiel w zimnej wodzie na którą się zdecydowali pomogła im przezwyciężyć trudy dnia i ilość wlanych w siebie procentów? :)
 


Troszkę zdjęć, które potem jeszcze poopisuje i uporządkuję )
 

Podczas zakupów w Żabce zatrzymał nas mocny deszcz. Aby nie tracić czasu postanowiliśmy.... 
 

Krzysiek bardzo ostrożnie wchodził do wody... czyżby była zimna? ;) 

  

 Artur, tuż po kąpieli :)
 

Dzień drugi - zakończenie imprezy. Artur i Krzysiek nie wyglądają na zmęczonych...
 

Adam wraca zadowolony po otrzymaniu medalu.
  

Dumny Artur otrzymał medal jako pierwszy z naszej czwórki 
 

Ja dostałem medal jako drugi.
  

Klaudiusz jako trzeci...
  

Gdy już chcieliśmy jechać do Decathlonu po medal dla Krzyśka, na samym końcu on również otrzymał medal ze swoim wynikiem 
  

Widać już zmęczenie po Arturze... ostatnie chwile na plaży w Kołobrzegu. 


Jeszcze na koniec postanowiliśmy uzupełnić płyny, które wypociliśmy dzień wcześniej ;)
  

Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 47.29km
  • Czas 01:35
  • VAVG 29.87km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 25.6°C
  • HRmax 150 ( 78%)
  • HRavg 130 ( 68%)
  • Kalorie 852kcal
  • Podjazdy 269m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oranje

Środa, 6 sierpnia 2014 · dodano: 06.08.2014 | Komentarze 3

Wczorajszy dzień poświęciłem na przygotowanie roweru do maratonu w Kołobrzegu, który odbędzie się w najbliższą sobotę. W ramach przygotowań, wyczyściłem dokładnie i nasmarowałem napęd oraz... wymieniłem opony :) Jak można zobaczyć na zdjęciu zamieszczonym poniżej udało mi się nabyć drogą kupna po okazyjnej cenie opony Continental GP 4000 w kolorze pomarańczowym :) Opony będą pasowały jak ulał do mojego firmowego stroju :) Oczywiście nie zmieniamy nic w rowerze przed samym wyścigiem więc musiałem sprawdzić czy wszystko funkcjonuje poprawnie. Za cel wybrałem jak to ostatnio często bywa Mecherin. Tym razem do odebrania było kilka zamówionych wcześniej płyt. Bardzo fajnie sprawuje się nowy zakup. Wydaje mi się, że jest jakby bardziej wygodnie... Przejazd po bruku nie był aż tak straszny jak zazwyczaj... Na razie jestem bardzo zadowolony z opon. Zobaczymy za jakiś czas jak się będą sprawowały.
 

Nowe opony Continental GP 4000
 
Trasa pokonana dzisiaj... niczym się nie różni od ostatniej :)
 
 

Kategoria do 50 km


  • Dystans 47.24km
  • Czas 01:38
  • VAVG 28.92km/h
  • VMAX 55.40km/h
  • Temperatura 23.6°C
  • HRmax 143 ( 75%)
  • HRavg 126 ( 66%)
  • Kalorie 877kcal
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ciężko serce zmusić do pracy

Poniedziałek, 4 sierpnia 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 2

Wychodząc dzisiaj pojeździć obawiałem się, że po wczorajszej przejażdżce nie będę mógł za bardzo przebierać nogami, a puls będzie wariował na maksa. Nawet nie spodziewałem się jak ogromnie się pomyliłem. Gdybym nie pojechał i nie doświadczył tego sam nie uwierzyłbym w takie "cuda". Nogi kręciły całkiem znośnie, podjazdy jechałem bez wysiłku i nawet pod wiatr kręciło się w miarę dobrze.
Jednak nie to zaskoczyło mnie najbardziej. Bardziej niż niezłą pracą nóg byłem zaskoczony bardzo spokojną pracą serca. Średnie tętno 126 ud/min i maksymalne tylko 143 ud/min przy takim wysiłku wydawało mi się nie możliwe. Nawet na podjazdach, gdzie przeważnie mam je na poziomie ponad 160 ud/min tym razem miałem ledwo ponad 130... Dziwne...
 
Celem mojej wycieczki było Mecherin. Ostatnio dość często jadę tam odbierać różne zakupione rzeczy. Tym razem w dostawie miałem dwa bidony Elite SuperCorsa, które pasują kolorystycznie do koszyków i roweru, dwie banadny Gore Bike Wear (jedna dla mnie druga dla leszczyka), krem na tyłek XenoFit Second Skin i płytę nikomu nieznanego zespołu Volbeat :)
Jako, że do Justyny i Sebastiana trafiłem dwa dni po ich ślubie zostałem uraczony weselnym napojem izotonicznym, który wsadzili mi do drugiego koszyka zamiast bidonu... Pasował idealnie, lecz mimo to nie pojechał ze mną do Szczecina. Przeprosiłem bardzo ofiarodawców i zapewniłem ich, że przyjadę i spróbuję go na miejscu :)   
 
Podczas drogi powrotnej nie udało mi się uniknąć lekkiego deszczu i mokrej jezdni. Renia po wczorajszej ulewie napisała, że jazda w deszczu ma swój urok... Może i ma ale jak się jeździ w deszczu raz czy dwa razy w roku. Jednak jak się deszcz pada prawie za każdym razem gdy wychodzę na rower to niestety jego czas pryska. Pozostają jedynie brudne ciuchy i buty oraz mocno ubrudzony rower. Z racji, że nie mam ogródka i łatwego dostępu do wody umycie roweru jest nieco kłopotliwe....
 


Trek z nowymi koszykami Elite Custom Race i nowym bidonem Elite SuperCorsa, a także z weselnym izotonikiem.
 
Kategoria do 50 km


  • Dystans 182.80km
  • Czas 06:30
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Temperatura 30.4°C
  • HRmax 157 ( 82%)
  • HRavg 136 ( 71%)
  • Kalorie 3376kcal
  • Podjazdy 711m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Którędy na plażę w Ueckermunde?

Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 03.08.2014 | Komentarze 4

Jak patrzę na mapę zamieszczoną poniżej to raczej najkrótszej drogi nie wybrałem. Oczywiście, można dojechać przez Prenzlau... można też przez Berlin ;) Tak na serio to plan tej powstawał wraz z przejechanymi kilometrami. Początkowo miało być tylko Prenzlau i Brussow. Jednak jak dotarłem do Prenzlau postanowiłem wymienić Brussow na Pasewalk, a jak byłem w Pasewalku to żal nie pojechać do Torgelow. Stamtąd już tylko "rzut beretem" do Ueckermunde więc grzechem byłoby nie skorzystać :) Ueckermunde wypadło mi na 110 km. Najtrudniejszy fragment trasy miałem od Penkun do Prenzlau. Wysoka temperatura, odkryty teren i ciepły wiatr w twarz okrutnie mnie wymęczyły. Przez pierwsze 50 km czyli tyle ile dzieliło mnie od Prenzlau zużyłem dwa z trzech zabranych bidonów, każdy po 750 ml. Na szczęście w kraju, w którym nie pracuje się zazwyczaj w niedzielę znalazłem otwartą stację benzynową. Dopełniłem bidony (znowu miałem 3) i ruszyłem dalej. Tym razem było zdecydowanie łatwiej. Boczny wiatr już tak nie przeszkadzał i tylko upał jakby troszkę był większy. Tym razem na drogach nie było tak spokojnie jak zazwyczaj. Jechałem "landówką" 109, na której panował spory ruch i tak było do samego Pasewalku. Lepiej się zrobiło za Pasewalkiem gdzie przeskoczyłem na DDR do samego Torgelow. Z kolei od Torgelow do Ueckermunde droga prowadzi przez las więc było troszkę lżej. Mimo to na setnym kilometrze pojawiły się poważne oznaki kryzysu. Nawet chciałem się zatrzymać aby odpocząć, jednak udało mi się dojechać do Ueckermunde. Rower zostawiłem pod Netto, ryzykując jego utratę (bo nie wiozłem żadnego zapięcia) a sam udałem się na "łowy". Na półkach sklepu wyłowiłem 2 litry wody, dwa donaty, Red Bulal i dwa mini salami :) Red Bulla z pączkami skonsumowałem jeszcze pod sklepem, a na resztę "uczty" czyli banana zabranego z domu i salami udałem się na miejską plażę :) Tutaj zrobiłem pierwszy poważniejszy postój. Udało mi się nawet zdjąć twarde buty i skarpety i pochodzić po promenadzie bosymi stopami.
 
  
Suszarka i wieszak czy może rower?

Z plaży przegoniły mnie dźwięki burzy dochodzące  z oddali. Przyznam się szczerze, że odrobinę się wkurzyłem. Nie miałem ochotę na jazdę w deszczu. Na szczęście burza była jeszcze gdzieś daleko. Mimo wszystko dość szybko się zebrałem i ruszyłem w drogę do domu. Odpoczynek rzeczywiście mi się przydał, bo jechało się zdecydowanie lepiej. Dość szybko dotarłem do Eggesin gdzie przypomniałem sobie o poradzie Grześka, że bruk i dziurawy chodnik można minąć jadąc przez osiedlę. Na czuja pojechałem według wskazówek. Dzięki tej decyzji mam już sposób na ominięcie tego znienawidzonego przeze mnie fragmentu trasy. Dalsza część drogi do domu minęła mi na lawirowaniu pomiędzy większym i mniejszym deszczem. Na szczęście udało mi się uniknąć kompletnego zmoczenia i do domu dotarłem suchy (oczywiście jeśli chodzi o deszcz). W samych Warzymicach spotkałem jeszcze Renatę, którą przestraszył upał i postanowiła pojeździć późnym popołudniem. Gdy tak rozmawialiśmy powiedziałem, że zaraz będzie padać. Chyba wykrakałem, bo ulewa rozpoczęła się chwilę po moim wejściu do domu. Renia nie miała tyle szczęścia i podobno wróciła totalnie mokra ;) Starszych i bardziej doświadczonych warto czasami posłuchać ;)
 
Ciekawostka wyjazdu to średnia temperatura - 30,4° 
 
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 64.70km
  • Czas 01:58
  • VAVG 32.90km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Temperatura 26.6°C
  • HRmax 173 ( 91%)
  • HRavg 152 ( 80%)
  • Kalorie 1409kcal
  • Podjazdy 284m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jedziemy po rekord

Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 3

Zabrakło minuty aby pobić rekord z ustawki, którą pojechaliśmy w połowie czerwca czyli tak zwany "all time record" :) Na pocieszenie pozostał nam rekord w jeździe w parze. Rekord dwójkowy pobiliśmy o kilka minut. Co ciekawe nie nastawialiśmy się kompletnie na bicie rekordów. Warunki nie za bardzo temu sprzyjały i kompletnie nie byliśmy przygotowani na taką jazdę. Teraz, już po przyjeździe do domu myślę, że dwie rzeczy miały ogromny wpływ na to, że chciało nam się chcieć :) Po pierwsze wiatr z północnego-wschodu, który umożliwił nam przejechanie pierwszej dychy ze średnią ponad 33 km/h (włącznie z podjazdem pod Warnik), po drugie gość na góralu, który nam uciekł :) Dokładnie tak! Kolarza na góralu wypatrzyłem chwilę przed dojazdem przed Schwenenz. Od razu jak go zobaczyłem, krzyczę do Pawła - GONIMY KOLARZA! Niestety "gonitwa" w naszym wykonaniu okazała się tragiczna. Jazda z prędkością powyżej 30 km/h, a później 40 km/h nie wystarczyła aby dogonić tego KOKSA! Nie dogoniony w Grambow skierował się na Lubieszyn, a my pojechaliśmy na Loeknitz. Wiatr pomagał nam jeszcze kilka kilometrów, więc szkoda było zmarnować taki potencjał. Jeszcze w połowie trasy średnią mieliśmy około 34 km/h. Niestety nie udało nam się jej utrzymać do końca. Mimo, że walczyliśmy dzielnie to zabrakło około minuty aby pobić "wszechrekord" :)  

Kategoria 50 - 100 km