Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2015

Dystans całkowity:1620.16 km (w terenie 42.00 km; 2.59%)
Czas w ruchu:58:35
Średnia prędkość:27.66 km/h
Maksymalna prędkość:59.60 km/h
Suma podjazdów:7746 m
Maks. tętno maksymalne:174 (91 %)
Maks. tętno średnie:159 (83 %)
Suma kalorii:29991 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:67.51 km i 2h 26m
Więcej statystyk
  • Dystans 27.23km
  • Czas 01:08
  • VAVG 24.03km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Temperatura 15.2°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 677kcal
  • Podjazdy 133m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zdradliwa wena...

Poniedziałek, 18 maja 2015 · dodano: 18.05.2015 | Komentarze 0

Zdradliwa wena, raz jest, raz jej nie ma.
Choć pot stępuje na czoło jak morena... *


Dzisiaj kompletnie jej nie ma... nie wiem zupełnie co mam napisać..., że byłem w pracy rowerem, że nic się nie wydarzyło, że... no właśnie co? 
  
 
 
* Kaliber 44 - Wena /3:44/
 

 
Kategoria solo, do 50 km, DDP


  • Dystans 310.00km
  • Czas 10:31
  • VAVG 29.48km/h
  • VMAX 55.30km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 5105kcal
  • Podjazdy 886m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zalew Szczeciński 360° +

Sobota, 16 maja 2015 · dodano: 17.05.2015 | Komentarze 15

Powiedzieć o tym wyjeździe, że był ciężki to mało powiedzieć. Powiedzieć, że było świetnie to też mało powiedzieć... 
Pomysł wyjazdu w ramach osobistych kwalifikacji Grześka w ramach startu na 500 km powstał już na samym początku roku. Termin wyjazdu został ustalony na przedostatni tydzień kwietnia. Niestety, życie zweryfikowało plany i wyjazd pod koniec kwietnia został przeniesiony z powodu wypadku Grześka... Część osób pojechała we wcześniej zaplanowanym terminie. Jednak zarówno "liżący" rany Grzesiek jak i ja darowaliśmy sobie wyjazd. Jednak zgodnie z powiedzeniem "co się odwlecze to nie uciecze" przyszedł czas na realizację postanowień. Termin został wyznaczony na połowę maja. Od początku tygodnia los nam sprzyjał. Wiatr na poziomie 2-3 m/s i temperatura około 16ˆ° napawały optymizmem. Jednak mi po głowie chodziło zupełnie co innego... Jak ja sobie poradzę w takim towarzystwie. Tak do końca nie wiedziałem zupełnie co mnie czeka, jednak towarzystwo Grześka i chłopaków z nim jeżdżących gwarantowało to, że łatwo nie będzie. Do końca nie wiedziałem kto pojedzie...
Start został zaplanowany na 16.05.2015 o godzinie 08:00 "pod marynarzem". "Profesjonalnie" przygotowałem się do wyjazdu (chyba aż za bardzo - przygotowania zajęły mi prawie dwa dni) i na starcie pojawiłem się sporo przed wyznaczoną godziną startu. Chwilę później podjechał Daniel, którego po raz pierwszy miałem okazję poznać. Do tej pory czytałem tylko o jego wyczynach na BS. Kilka minut po ósmej zaczęliśmy się wspólnie zastanawiać czy dobrze odczytaliśmy komunikat. Czy "pod marynarzem" czasem nie oznacza "pod domem marynarza" albo zupełnie gdzieś indziej. Na szczęście kilka minut po ósmej nasze wątpliwości zostały rozwiane. Na miejscu pojawił się organizator wyprawy. Po kilku słowach zapytał mnie czy wgrałem ślad, który mi przesłał. No i pierwsza wtopa. Nawet nie pomyślałem o tym aby go wgrać.  
Kilka minut po ósmej startujemy z placu Grunwaldzkiego. Od razu czuć, że łatwo to już było.... podczas dojazdu na "zbiórkę".  Przez miasto jedziemy "szybcikiem". Żeby tak można było jechać autem to chyba nikt nie wsiadałby na rower. Jednak do czasu trwa ta idylla. Za Mierzynem zaczynają się delikatne podjazdy. Delikatne dla Grześka i Daniela. Mnie kosztują one pierwsze odcięcie. Wtedy zastanawiam się czy dobrze zrobiłem porywając się na taki wyczyn. Mam sekundę zwątpienia.... jechać? Nie jechać? Moje wątpliwości rozwiewa Grzesiek odrobinę zwalniając i pozwalając mi odpocząć... po pierwszych kilku kilometrach. Obawiałem się, że przez następne "set" kilometrów dalej tak będzie i moje "jechanie" będzie tylko utrudniać. Tym razem się pomyliłem, chłopaki dostosowali swoje tempomaty do mnie i później było już zdecydowanie lepiej, co nie oznacza, że łatwiej.
Pierwszy postój, który był nieplanowany zrobiliśmy w Locknitz. Kilka sekund wystarczyło żeby ustawić kamerę przy kocie i zrobić startowe foto. Później już nie było "zlituj się". Jedziemy non stop do Altwigshagen. Tutaj po 85 km mamy pierwszą przerwę. Nie ze zmęczenia ale bardziej z zimna.... Prognozy zapowiadały ocieplenie. Jednak termometr w moim garminie ciągle pokazywał 7°. Grzegorz i ja jakoś sobie radziliśmy, bo byliśmy bardziej przygotowani na taką okoliczność niż Daniel. On po poranku oczekiwał ciepła. Zawiódł się bardzo. Krótka, letnia koszulka i krótkie spodenki to nie był dobry wybór na sobotę... 
Sposobem Daniela na ogrzanie było wychodzenie na zmiany. O ile Grzesiek "tempomat" miał wyregulowany wyśmielicie to tempomat Daniela chyba nie za bardzo działał... Jego zmiany były "rozgrzewające". W prawdzie gdy jechał Grzesiek zimno nie było ale gdy wchodził Daniel pojawiał się pot. 
Zaraz za Anklam zmieniamy kierunek i dostajemy wiatr w plecy. Danielowi nie jest już zimno i zaczyna szaleć. Pojawiają się szybkie podjazdy i zjazdy z ostrymi zakrętami. Na jednym z takich odcinków Daniel urywa się nam czując zew krwi. Czuje się jak :"ryba w wodzie". Niestety na jednym z zakrętów nie przewiduje jego stopnia i mimo mojego ostrzeżenia (którego nie słyszał) ląduje w pokrzywach. Jadący przede mną Grzesiek usłyszał jedynie fragment ostrzeżenia ale przynajmniej zdążył zwolnić. Na szczęście obyło się bez poważnych strat w "sprzęcie i ludziach". 
Pierwszy poważny postój przypadł na 126 km. Usedom i ciastka przy Aldi :) Po 4 godzinach jazdy i 126 km w temperaturze 7° odrobina ciepła była jak zbawienie. Padł nawet pomysł aby zostać w tej kawiarni. Jednak plan był inny i musieliśmy ruszyć. Tym razem wiatr był naszym sprzymierzeńcem.  Do samego Świnoujścia docieramy "pędzikiem". Grzesiek informuje nas, że mieścimy się w czasie i mamy chwilę na obiad. W DeGrasso jemy makaron i jedziemy na prom. Chłód daje nam się poważnie we znaki. Nie jadąc marzniemy okropnie, szukamy miejsc aby złapać odrobinę ciepła. Jednak zejście z promu zapewnia nam ten "luksus". Jazda do Międzyzdrojów rozgrzewa nas wystarczająco. Wtedy Grzesiek zarządza przerwę na "foto". Dochodzimy do molo w tłumie Niemców i smrodzie pawilonu przed molo, robimy foty i wracamy na drogę. Wolniutko, przez deptak docieramy do końca Międzyzdrojów. W tym momencie zaczyna się mój koszmar. Długie, mocne podjazdy są dla mnie barierą nie do przebicia. O ile jazda "po płaskim", nawet szybka nie sprawia mi wiele bólu to każdy podjazd kończy się dla mnie zgonem. Tak było też i tym razem. Kilka hopek pokazało mi jaki jestem słaby i ile jeszcze muszę się uczyć. Na szczęście chłopaki (DZIĘKI) poczekali na mnie i jakoś przejechałem te "atrakcje" Grześka. 
Postoje nad morzem jakoś tak przychodziły nam z łatwością. Kolejny wypadł w Międzywodziu. To dla mnie "kultowe" miejsce. Spędziłem tam kawał życia. Tym razem tylko woda... i jazda. Z bocznym, mocnym wiatrem zmagamy się do samego Wolina. Tutaj kolejny postój. Czuję w du... trudy podróży. Na szczęście zabrałem ze sobą "wspomagacze", które pomagają mi przetrwać. Zjadamy hot-doga i ruszamy dalej. 
Następny postój daaaaaleko..... a wiatr nie ułatwia nam podróży. W głowie rodzą mi się wtedy "niecne" myśli aby sobie odpuścić. Nie mam "bomby" i mogę jechać dalej, tylko po co? Wciąż zadaję sobie te pytanie. Czy jak przejadę te kilka kilometrów więcej to będzie inaczej? Nie sądzę. 275 czy 300 co to za różnica? Zatrzymujemy się dopiero w Goleniowie. Od Wolina to "kawałek".... czuję już trudy podróży. Dzięki Grześkowi i Danielowi czuję je w du... a nie w nogach. Przejechanych 258 km, zostało wg znaków 38. "Siła woli" jedzie obok LM Wind Power, później zastępuje mnie Grzesiek. Ze zmęczenia puls oscyluje ok 120 ud/min. Żaden podjazd nie zmusza serca do mocniejszej walki. Na szczęście cel jest już blisko. Godzinę "po terminie" docieramy do marynarza. 
Przejechaliśmy 293 km (od marynarza do marynarza) w czasie 9:40 min.
 
Na sam koniec chciałbym podziękować Grześkowi za to, że bez niego wyjazd nie było by możliwy. Za to, że przez 70% czasu prowadził Daniela i mnie, pozwalając się schować przed wiatrem. (Jesteś MISTRZEM!!!),
Dziękuję bardzo Danielowi. Dzięki niemu poczułem co oznaczają piekące łydki. Każda Twoja zmiana to był "ogień". Dziękuję Ci za wszystkie zakręty i przypominam sobie Twój tekst z Torgelow '"jadę za tobą". "Wtedy" też mogłeś jechać za mną ;)  
 

Foto "startowe" - Locknitz
    

"Bez gwiazdy nie ma jazdy" bez kota też...
 


Meldunek z trasy i jedziemy dalej
 

110 km - Anklam
 

Buszujący w pokrzywach... 
 

Przy maszynowni byłoby cieplej...
 

Molo w Międzyzdrojach, dalej nie poszedłem...
  

Temperatura ok 8° C... brrrrr....
       

Czasami jedziemy siłą Woli(n)
 

Niektórym uśmiech nie schodzi z twarzy przez cały czas - 260 km
 

Niektórzy potrzebują odrobiny ciepła... (sorki - nie przytulę Cię :) )
 

Marynarz - 21:00... nareszcie w domu... jeszcze tylko 9 km
  

Troszkę wspomnień na filmowo ;) Zapraszam


    

Updade: Dystans całkowity wpisany w BS składa się z wycieczki zasadniczej "od marynarza do marynarza" oraz powrotu i dojazdu na miejsce zbiórki. 310 km jest to dystans dzienny. Od całości zostały odjęte kilometry oraz czas spędzony na promie. Licznik nie został zatrzymany.
  
 



  • Dystans 26.42km
  • Czas 01:05
  • VAVG 24.39km/h
  • VMAX 39.40km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 124 ( 65%)
  • Kalorie 639kcal
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczecin w korkach

Czwartek, 14 maja 2015 · dodano: 14.05.2015 | Komentarze 3

To był właśnie ten dzień w którym szczególnie doceniam dojazdy do pracy rowerem. W sumie to bardziej powroty z pracy. Około godziny 16tej wtedy gdy wracałem właśnie z pracy cały Szczecin przy Odrze stał w korku. Z tego co widziałem to Trasa Zamkowa była zapchana całkowicie, oczywiście Gdańska i Energetyków. Tym razem również kompletnie była zapchana Jana z Kolna i Nabrzeże Wieleckie. Z przyjemnością mijałem kolejne auta :) Czasem musiałem się troszkę do tego przyłożyć i odrobinę pokombinować jednak było warto. 
Przy okazji udało mi się dziś poprawić kilka wyników na segmentach w drodze do pracy i z pracy ;) Takie dni są super.
Po pracy skończyłem składać Focusa. Rower gotowy do sobotniego wyzwania. On da radę, zobaczymy jak będzie ze mną ;)
 
 
ul. Bytomska godzina 16ta
 

ul. Bytomska kawałek dalej... 
 

Nabrzeże Wieleckie godzina 16:15
 

ul. Nowa... chwilę później
 
 
Stacja roweru miejskiego Piastów... gdzie są rowery? ;)
 

Kategoria DDP, solo


  • Dystans 28.00km
  • Czas 01:13
  • VAVG 23.01km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 17.8°C
  • HRmax 157 ( 82%)
  • HRavg 123 ( 64%)
  • Kalorie 632kcal
  • Podjazdy 183m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po pracy - niespodzianka ;)

Środa, 13 maja 2015 · dodano: 13.05.2015 | Komentarze 2

Lubię takie dni jak dzisiaj, niby dzień jak co dzień ale jakoś tak wszystko się fajnie układało i przez cały dzień było miło. To co miałem załatwić to załatwiłem i jeszcze niespodziewanie byłem w odwiedzinach.
W ramach przygotowań do sobotniego wyjazdu musiałem oddać do serwisu tylne koło od Focusa. Na piaście pojawił się luz w wyniku którego czasem pojawiały się niepokojące stuki-puki :) Przy okazji cały napęd został idealnie wyczyszczony. To chyba było ostatnie kompleksowe czyszczenie łańcucha i trzeba będzie kupić nowy. Zachciało mi się Srama więc będą wydatki. Nowy łańcuch to wydatek rzędu 200 zł jednak to i tak nie dużo w porównaniu z wymianą całej kasety, która kosztuje około 1300 zł. Sram nie przewidział wymiany pojedynczych zębatek. Wymienić można jedynie całą kasetę.
W sprawie koła bardzo pomógł mi Krzysztof, któremu serdecznie dziękuję. Do domu dostarczył mi z kolei je Axel. Przy okazji odwiedziłem Kasię, która rośnie jak na drożdżach. Czasem rodzicom daje popalić ale przecież to normalne ;)
W czasie tej wizyty miałem po raz pierwszy szczęście trzymać ją na rękach :)
 

Kasia z dziadkiem :)


Kategoria DDP, do 50 km


  • Dystans 29.30km
  • Czas 01:25
  • VAVG 20.68km/h
  • VMAX 40.20km/h
  • Temperatura 22.3°C
  • HRmax 150 ( 78%)
  • HRavg 115 ( 60%)
  • Kalorie 667kcal
  • Podjazdy 232m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Citius-Altius-Fortius

Wtorek, 12 maja 2015 · dodano: 12.05.2015 | Komentarze 0

Citius-Altius-Fortius taka inskrypcja została wyryta na pomniku Pamięci Olimpijczyków na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Pomyślałem sobie, że dewiza ta fajnie pasuje do kolarstwa. Jedni chcą SZYBCIEJ przejechać dystans (pozdowienia - James77), inni chcą wjechać WYŻEJ (pozdrowienia - Leszczyk), a jeszcze inni chcą pedałować SILNIEJ (pozdrowienia - Barblasz).
Wśród tablic pamiątkowych znalazłem jedną poświęconą Zbysławowi Zającowi, olimpijczykowi z Tokio z roku 1964, zawodnikowi szczecińskich klubów Czarnych i Ogniwa, trenerowi kardy narodowej kolarzy torowych. 
 

Pamięci Olimpijczyków  
 

Kategoria DDP, do 50 km


  • Dystans 50.46km
  • Czas 01:37
  • VAVG 31.21km/h
  • VMAX 54.90km/h
  • Temperatura 16.1°C
  • HRmax 153 ( 80%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 921kcal
  • Podjazdy 284m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeszcze raz do Locknitz

Poniedziałek, 11 maja 2015 · dodano: 11.05.2015 | Komentarze 4

Będąc jeszcze w pracy otrzymałem sms z informacją, że do odebrania mam w Locknitz przesyłkę. Normalnie powinienem prosto z pracy pojechać przez Mierzyn, Dołuje, Lubieszyn prosto do celu. Co sprawiło, że nie pojechałem tam prosto z pracy? Dwie rzeczy. Główna powód przez który nie pojechałem zaraz po pracy do Locknitz to fakt, że nienawidzę jeździć odcinkiem Mierzyn - granica. Źle się czuję jadąc tamtędy. Za każdym razem mam dziwne wrażenie, że kierowcy polują tylko na mnie ;) Pewnie się mylę jednak to wystarczy abym omijał ten odcinek szerokim łukiem. Drugi mniej ważny powód to taki, że nie miałem w co zapakować odebranej przesyłki.
Z pracy wyjechałem Giantem chwilkę przed 16tą i już o 16:30 byłem w domu. Delikatne przeorganizowanie, zmiana butów oraz roweru, biorę plecak i o 16:45 ruszam z Warzymic. Wiatr dał mi się już we znaki gdy wracałem z pracy. Obawiałem się czy zdążę przed 18tą odebrać przesyłkę. To co się stało później przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Po raz pierwszy droga do Locknitz zajęła mi jedynie 45 min. Średnia prędkość w jedną stronę prawie 33 km/h. 17:30 melduję się "u kota", odbieram przesyłkę, którą nie bez trudu ładuję do małego plecaka. Następnie w tył zwrot i walka z wiatrem. Mimo, że prawie przez cały czas wieje prosto we mnie udaje mi się utrzymywać rozsądną prędkość.
Po co tak spieszyłem się do Locknitz? Po to:
 

Teraz będą gładziutkie jak pupa niemowlęcia ;) Golarka Philips Bodygroom BG2036
  
  
 
  

Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 25.01km
  • Czas 01:03
  • VAVG 23.82km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Temperatura 16.8°C
  • HRmax 150 ( 78%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 644kcal
  • Podjazdy 143m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kolejny tydzień rozpoczęty

Poniedziałek, 11 maja 2015 · dodano: 11.05.2015 | Komentarze 1

Kolejny tydzień treningów jak i dojazdów do pracy uważam za rozpoczęty. To będzie, a w zasadzie ma być wyjątkowy tydzień. Z jakiego powodu? Na koniec tego tygodnia zaplanowana jest eskapada dookoła Zalewu Szczecińskiego w jeden dzień. Żeby nie było za łatwo zaplanowana trasa przewiduje wizytę w Międzyzdrojach, Wisełce i Międzywodziu. Razem do przejechania będzie 300 km. Towarzystwo zacne, a organizator i prowodyr wyprawy ogólnie znany i podziwiany ;)
Przy okazji zauważyłem, że przez pierwsze 4 miesiące i 11 dni tego roku przejechałem już więcej kilometrów niż w całym roku 2013!
 

Fajnie się pracuje mając taki widok za oknem ;) 
 
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 56.47km
  • Czas 01:58
  • VAVG 28.71km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura 10.1°C
  • HRmax 156 ( 82%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 870kcal
  • Podjazdy 339m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie zwalniamy..

Niedziela, 10 maja 2015 · dodano: 10.05.2015 | Komentarze 0

Dzisiaj należał mi się dzień odpoczynku po wczorajszym wysiłku oraz po świętowaniu wczorajszego przejazdu. Chyba ten dzień należał mi się bardziej za świętowanie niż za jazdę ;) Co do słuszności decyzji upewniałem się za każdym razem gdy widziałem za oknem drzewa kłaniające się w pas oraz śmigła wiatraków kręcące się z taką prędkością jakby zaraz chciały wystartować do lotu. Tak było do 16-tej. SMS od Pawła zburzył mój misternie ułożony plan wypoczynku. Zamiast leżeć na sofie sącząc spokojnie piwko uzupełniające niedobór płynów w organizmie rzuciłem się do szafy aby wybrać coś na dzisiejszą przejażdżkę. Najlepszym wyborem byłoby coś z windstopperem, niestety w ręce wpadło mi coś innego. Gdybym wiedział, że tak mnie przewieje to bym się wrócił. Warunki do jazdy były dziś koszmarne. Momentami wiatr wiał z taką siłą, że ciężko było na prostej utrzymać 20 km/h. Na niczym nie osłoniętych, niemieckich asfaltach prowadzących przez pola nie ma się kompletnie gdzie schować. Taka walka trwała przez 30 km. Dopiero po nawrotce w Locknitz miałem możliwość złapania oddechu. Zresztą Paweł również mógł wtedy odpocząć. Już kilka kilometrów przed nawrotką zdarzało mu się coraz częściej gubić moje koło. Ta chwila wytchnienia dobrze zrobiła nam obu. Później już spokojnie i bez większego wysiłku przez Bismark, Linken i Grambow wróciliśmy do domu. Spokojnie poza dwoma momentami kiedy starałem się pokonać dobrze dwa segmenty - "Hop od granicy" i "ostatnie tchnienie". Mimo, że poszło przyzwoicie to czasy były dalekie od moich najlepszych wyników.
 

Morze... rzepaku ;)   
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 144.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 32.48km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 13.3°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 151 ( 79%)
  • Kalorie 2662kcal
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

(Nie)udana inauguracja na szosie

Sobota, 9 maja 2015 · dodano: 10.05.2015 | Komentarze 4

Po ubiegłotygodniowej wtopie w terenie tym razem dostałem baty na szosie. W pewnym sensie mogłem się tego spodziewać widząc w piątek wyniki "losowania" grup startowych. Z drugiej strony ktoś musiał być sam troszkę przyłożyłem do tego rękę... albo nogę by tak się stało. 
Maraton w Gryficach był naszym pierwszym startem na średnim dystansie. Do tej pory przez dwa sezony startowaliśmy zawsze na krótkich dystansach. Najdłuższy jak do tej pory nasz występ miał miejsce na inaugurację sezonu w ubiegłym roku w Świnoujściu. Z tym, że to również był dystans mini... 108 km, pojechałem go wtedy z Krzyśkiem. Tym razem  jechaliśmy w trójkę czyli Krzysiek, Artur "Diabeł" oraz ja. Najwięcej szczęścia z nas podczas losowania miał Krzysiek. Startował o godzinie 9:00 w pierwszej grupie startowej. Artur wylosował czwartą grupę startową, która ruszała 15 minut po grupie Krzyśka, natomiast ja start miałem wyznaczony na 9:20 w ostatniej grupie startowej. 5 minut za mną startowała grupa na rowerach w kategorii rowery inne. Po zapoznaniu się z osiągnięciami z poprzednich sezonów chłopaków z którymi miałem startować wiedziałem, że różowo nie będzie.
W tym roku Gryfland start miał zaplanowany na rynku w Gryficach. Drogi prowadzące do rynku mają nawierzchnię z kiepsko ułożonej kostki. Okazało się, że to miało największy wpływ na mój start w tym maratonie. Nie potrafię jeździć na kostce i właśnie z tego powodu straciłem jedyną szansę na przyzwoity wynik. Dwóch chłopaków z mojej grupy, którzy na kostce ruszyli ostro po wjeździe na asfalt mieli nade mną ok 50 metrów przewagi. Przez chwilę zastanawiałem się czy "wypruć się" i postarać się ich dogonić czy jechać spokojnie czekając aż dogoni mnie ktoś z mojej grupy i wtedy postarać się ich złapać. Zdecydowałem się na wariant numer dwa, niestety pomyliłem się i to bardzo. Jadąc swoim tempem nikt z mojej grupy mnie nie złapał, a moja jedyna szansa na jazdę w grupie oddalała się coraz bardziej. Jadąc dalej liczyłem, że dogonię kogoś z grupy startującej przede mną, kogoś kto będzie chciał popracować ze mną i da mi troszkę odpocząć. Niestety tak się nie stało. Dość szybko zacząłem doganiać pierwsze osoby z wcześniej startujących grup. Jednak gdy tylko dochodziłem kogoś okazywało się, że jedzie zdecydowanie za wolno jak dla mnie. W nadziei, że w końcu kogoś trafię leciały mi kolejne kilometry. Nadzieja na to, że w końcu kogoś złapię prysła kompletnie na kilkanaście kilometrów przed nawrotką w Rewalu. Grupy jadące z przeciwka rozwiały kompletnie moje nadzieje. Najpierw spora grupa mastersów jadących na dystansie ultra z chłopakami z pierwszej grupy MEGA , potem kilkunastoosobowa grupa z Krzyśkiem, po pewnym czasie trzyosobowa grupa z Arturem. Po wyścigu Diabeł opowiadał mi, że jak się mijaliśmy to przede mną przez spory kawałek nie jechał nikt, potem jechałem ja, a za mną długo, długo nikt. 
Ostatnia nadzieja pojawiła się przed Gryficami. Przez ładnych kilka kilometrów goniłem czteroosobową grupę. Byłem przekonany, że jadą dość dobrze bo ciężko było ich mi dogonić. Gdy w końcu udało mi się ich złapać okazało się, że znowu jadą za wolno. Nie miałem na co czekać i wyprzedziłem ich od razu. Za mną poszedł chłopak w żółto-czarnej koszulce. Złapał koło i przez chwilę miałem nadzieję, że wreszcie kogoś mam do wspólnej jazdy. Nadzieję znowu prysły na pierwszym z podjazdów. Nie utrzymał się za długo...
Przed Gryficami korzystając z pomocy Gosi, która miała przygotowane dla naszej trójki nowe bidony uzupełniłem zapas picia i ruszyłem dalej. Za Gryficami trafiam na kolejną grupę tym razem 5 osób z dystansu ultra. Grupka była podzielona na dwie części. Najpierw jechały dwie dziewczyny i chłopak, a troszkę z przodu dwóch chłopaków. Gdy dogoniłem pierwszą grupę dziewczyna z nr 43 zapytała czy może złapać moje koło? Oczywiście zgodziłem się jej pomóc dogonić chłopaków jadących przed nami. Przez chwilę musiałem motywować koleżankę na podjeździe, a chwilę później byliśmy już przy naszych celach. Pożegnałem się i dalej ruszyłem w pogoń za... w sumie za kolejnymi zawodnikami z dystansu mini i ultra. Co jakiś czas kogoś łapałem i natychmiast wyprzedzałem. Nikt nawet nie próbował łapać mojego koła. Przynajmniej nikogo takiego nie zauważyłem. Gdzieś koło Skrobotowa mijałem się z samotnie już jadącym Krzyśkiem, a chwilę po nim z Arturem i jego dwoma partnerami. Po drugim nawrocie w Rewalu zaczął się najgorszy dla mnie odcinek. Samotna walka z coraz mocniej wzmagającym się wiatrem kosztowała mnie sporo siły. Na szczęście skurcze czy inne dolegliwości nie przeszkadzały mi tym razem i mogłem się skupić na walce z wiatrem i ze zmęczeniem.
  
Metę minąłem po 4:26:20 jazdy co dało mi 6/10 miejsce w mojej kategorii i 20/51 w open.
Na koniec mała ciekawostka. Przez cały maraton NIKOMU nie udało się mnie wyprzedzić, mimo że za mną startowało jeszcze 150 zawodników ;)
   

Na mecie...
 



  • Dystans 65.23km
  • Czas 02:43
  • VAVG 24.01km/h
  • VMAX 20.50km/h
  • Temperatura 38.9°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 122 ( 64%)
  • Kalorie 1255kcal
  • Podjazdy 349m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień walki

Środa, 6 maja 2015 · dodano: 06.05.2015 | Komentarze 6

Dzisiaj ostatni raz w tym tygodniu droga do pracy na rowerze. Poranek wręcz idealny. Po raz pierwszy w tym roku pojechałem całkowicie na krótko. Nie zabrałem nawet ze sobą ani rękawków i tym bardziej nogawek. Od mojego ostatniego dojazdu mała zmiana. Pojawił się nowy pomnik na Bulwarze Piastowskim. Rzeźba jest pierwszą z tych, które mają powstać w Alei Żeglarzy. Oficjalne odsłonięcie pomnika odbędzie się 16. maja. Ja dla Was odsłaniam go dzisiaj. Rzeźba przedstawia Ludomira Mączkę, żeglarza, podróżnika. Poza tym jednym nowym epizodem kompletnie nic się nie wydarzyło ;)
Powrót z pracy via Locknitz był za to bardzo "atrakcyjny". Na początek przejazd przez miasto do Mierzyna. Wcześniej, gdy jeździłem tą trasą było jakoś bezpieczniej. Wraz ze wzrostem temperatury DDRki zapełniają się w zastraszającym tempie. W sumie bardzo miło, że coraz więcej ludzi jeździ na rowerach i niestety na rolkach... Jednak na litość boską dlaczego zajmują całą szerokość dość szerokich DDRek. Jazda parami bez oglądania się za siebie to w sumie norma. Dzisiaj miałem już jadę trójkami, a nawet parę zakochanych jadących całą szerokością trzymającą się za ręce. Super, że się kochają i trzymają się za ręce... tylko dlaczego na DDRce. Dzisiaj zauważyłem też kolejny trend. Młoda mama na rolkach z dzieckiem na rowerku. Zdarza się, że mama się zapomina się i zostawia maluszka na środku DDRki. Zanim się orientuje, że jest sama może przecież coś się stać... (oby nie!)
Drugi etap podróży to walka o przetrwanie z autami. Dzisiaj miałem dużo szczęścia bo było kilku takich, którzy koniecznie chcieli mnie zdmuchnąć z drogi na odcinku Mierzyn - Lubieszyn. Tam zdecydowanie przydałaby się bezpieczna DDRka prowadząca z Mierzyna do granicy. Mieszkańcy gminy Dobra chcąc nadrobić czas poświęcony na jazdę okrężną drogą nie za bardzo zwracają uwagi na takie drobnostki jak ograniczenie prędkości czy ...rowerzysta.
Trzeci etap mojej "podróży" to powrót z Locknitz do domu. Co się dzisiaj nawalczyłem z wiatrem to historia... Może nie miałem dnia, może coś wisiało w powietrzu, nie wiem. Wiem jedynie, że umordowałem się niemiłosiernie.
Teraz dwa dni przerwy i start w Gryficach. Mam pewne obawy o których pisałem.. jednak jestem nastawiony bojowo i jadę z nadzieją, że będzie dobrze! ;)
 
 
Ludomir Mączka, pseudonim Ludojad, Ludek
   
Kategoria 50 - 100 km, DDP, solo