Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 173.49km
  • Teren 50.00km
  • Czas 07:10
  • VAVG 24.21km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • Temperatura 15.2°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 3610kcal
  • Podjazdy 486m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zaczęło się niewinnie..

Sobota, 12 września 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 7

Właściwie to wszystko zaczęło się od drinka. Po przejechaniu w piątek 40 km z przyzwoitą prędkością nie miałem zamiaru w sobotę jechać nigdzie dalej. Może jakieś małe kółeczko...? Zrobiłem sobie drinka i wysłałem do Krzyśka z tekstem
- Zdrowie kolarzy :)
W odpowiedzi dostałem
- Jutro zalew dookoła na góralach?
Pomyślałem sobie - niezły jajcarz z tego Krzyśka. Więc postanowiłem pociągnąć ten żarcik wysyłając mu kolejne pytanie
- Dasz radę?
Kolejna odpowiedź zaskoczyła mnie jeszcze bardziej
- Pewnie nie ale co tam. O 8:00 na Głębokim.
Jeszcze kilka smsów nie wytrzymałem i zadzwoniłem. Okazało się, że Krzysiek rzeczywiście zaplanował sobie Zalew dookoła, nawet jak ja bym nie jechał to pojechałby samotnie. Ja jednak martwiąc się bardzo o zdrowie mojego przyjaciela zaproponowałem mu inne, nie mniej ambitne wyzwanie - Świnoujście przez Wolgast na góralach. Dla siebie zachowałem jednak szczegóły trasy. Zresztą sam do końca nie wiedziałem co nas czeka. Jednak wiedząc mniej więcej jak Garmin Connect wynajduje trasy byłem przekonany, że może nie być łatwo.
Zamiast Głębokiego na miejsce zbiórki wybraliśmy stację BP na Lubieszynie. Cały czas się dziwię dlaczego na miejsce zbiórki w Szczecinie wybiera się Głębokie? Droga w stronę Dobrej przez Wołczkowo bardzo średnia jakościowa i czasami pełna pędzących na łeb i szyję aut. Wyjazd przez Pilichowo też nie za bardzo. Wg przepisów powinno się jechać DDRką, a ta która prowadzi do Pilichowa średnio się nadaje na szosę. Jadąc jezdnią łamiemy przepisy i narażamy się na gniew i niebezpieczeństwo ze strony ZPLi pędzących z i do Polic.
Początkowo start z BP miał nastąpić o ósmej, jednak horror jaki zafundowali Polacy w meczy z Iranem troszkę opóźnił nasz start, który ostatecznie został przełożony na godzinę dziewiątą. Miałem bliżej, więc byłem wcześniej. Na stacji dokupiłem jeszcze wodę do plecaka, a w Maku zamówiłem kawę. W momencie gdy kawa była prawie gotowa nadjechał Krzysiek. Okazało się, że nie umawiając się ubraliśmy się prawie tak samo ;) Ja dodatkowo ze względu na mokre asfalty założyłem ochraniacze na buty, a na rower krótkie "błotochrony".


Gotowi do startu - Lubieszyn godzina 09:10

Przez Bismark, Plowen, Mewegen pustymi asfaltami jechało się bardzo przyjemnie. Tak było do momentu gdy dotarliśmy do drogi łączącej Grunhof z Viereck. Ta zazwyczaj pusta droga okazała się w ten sobotni poranek nabita niczym Wyszyńskiego w szczycie. Przyczynę tego stanu rzeczy poznaliśmy dojeżdżając do Uhlenkrug. Okazało się, że właśnie tam odbywa się bardzo popularny w tym rejonie Flohmarkt, czyli giełda różności... Cała Meklemburgia chyba tam zjechała. 
Luźniej zrobiło się dopiero na DDRce prowadzącej do Torgelow. Nie zatrzymując się od samego Lubieszyna minęliśmy Torgelow kierując się najkrótszą drogą do Anlklam. Wybór drogi na samym początku trafiony w dychę. Od Torgelow bardzo fajna DDRka prawie  do samej drogi krajowej 109. No i tu zaczęła się "jazda". Auto za autem w jedną i drugą stronę i my w samym środku. Na całe szczęście mieliśmy wiatr w plecy i dzięki temu mogliśmy poruszać się bardzo żwawo. Jednak nie był to najprzyjemniejszy fragment naszej wycieczki. Do Anklam docieramy po niecałych 4 godzinach jazdy non stop. Na szosach pewnie byłoby szybciej, jednak szosy nie zagwarantowałyby nam atrakcji jakie mieliśmy później. W Anklam na ryneczku robimy pierwszy postój. Rynek jest w remoncie od ponad roku i jakoś nie widać końca tego remontu.
Na rynku w Anklam trafiliśmy przypadkiem na jakiś festyn, na którym nie zabrakło symboli DDR ;) Tabi w trzech odsłonach


Strażak


Karawan


Polizai

Na rynku spędziliśmy nie wiele czasu bo chcieliśmy mieć jak największy zapas na ostatnie 60 km. Nie wiedząc jaka droga będzie dalej woleliśmy nie ryzykować spóźnienia na pociąg. Zaraz za Anklam wjeżdżamy na nieznany nam teren. Początkowo jedziemy normalnie asfaltem jakąś landówką do momentu gdy nawigacja nakazuje zjechać z drogi na płyty. Karnie wykonujemy polecenie. Nie są to jednak równiutkie płyty do jakich przyzwyczaili nas Niemcy w przygranicznych wioskach. Jednak na rower górala nadają się bez kłopotu. Nawet na takich kółkach na jakich pojechał Krzysiek. Jednak po kilku kilometrach płyty się kończą i zaczyna się kostka. Kostka, której szosą nie odważyłbym się przejechać. Lawirujemy trochę bokami bo błocie omijając ostre kamienie na drodze. Nasza prędkość dramatycznie maleje. Jazda po błocie kosztuje nas dużo więcej siły. Dobrze, że oszczędzaliśmy się wcześniej. Po następnych kilku kilometrach mordęgi kolejny zakręt. Tym razem wjeżdżamy w las. Kostka się kończy, a zaczyna się ziemia z ogromną ilością dziur i kałuż. Zaczynają się również podjazdy i zjazdy w tym nie za gościnnym terenie. Nie narzekający do tej pory na nic Krzysiek zaczyna narzekać ;) Nie na drogę ale na mnie. Rozkazuje mi abym następnym razem nie wybierał takich dróg. No cóż, nie wielki miałem na to wpływ. Drogę wybrał "Pan GPS" :)
 

Między Anklam a Wolgast
 
Wcześniejsze płyty oraz kostka a potem około 15 km takiej drogi skutecznie obiło nam tyłki. To był nasz główny problem w tym momencie. Jednak na szczęście byliśmy coraz bliżej celu i nasze obolałe siedzenia w końcu miały zmienić pozycje na wygodniejsze. W Wolgast nie spędziliśmy zbyt wiele czasu. Na zwiedzanie tego (wydaje się) ładnego miasteczka trzeba znaleźć czas kiedy indziej. Pewnie w przyszłym roku jak zrobi się troszkę cieplej jeszcze raz odwiedzę Wolgast. Z miejsc które mieliśmy okazję zobaczyć największe wrażenie zrobił na nas most zwodzony przez który przejechaliśmy. Zupełnie inna konstrukcja niż ten w Usedom. Konstrukcja inna ale wrażenie równie ogromne.


Most zwodzony w Wolgast 
 
Za Wolgast na początku świetna DDRka, później troszkę chodnika i znowu DDRka. W Zempin czujemy, że dotarliśmy nad morze. Zapach lata wciąż czuć w powietrzu, a krajobraz zmienia się na typowo uzdrowiskowy. Ładnie utrzymane domy letniskowe z klimatycznymi restauracjami, a po drugiej stronie ulicy las i zejścia na plażę. Przy wyjeździe z Zempin mylę drogę i wyjeżdżam na ruchliwą drogę krajową. Gdy jedziemy tak chwilę w sznurze aut zauważam po lewej stronie rowery jadące po wale. Zatrzymujemy się i postanawiamy przebić się przez jezdnię i wspiąć się na wał. W miarę sprawnie wychodzi nam ten manewr.


Przez barierki na wał

Jedziemy wałem wśród coraz większej ilości rowerów. Myślę sobie, że tyle razy w tym roku byłem nad morzem lecz ani razu nie udało mi się być na plaży.
Decydujemy się zjechać z wału i na chwilę wpaść na plażę. Zjeżdżamy najbliższym zjazdem i po chwili jesteśmy na piasku. Krzysiek od razu zauważa, że "ci Niemcy" to są dziwny. Nie opodal nas leży naga kobieta. No cóż myślę, zdarz się... Idziemy w kierunku morza aby zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. W tem z drugiej strony przechodzi naga para... i idzie w kierunku wody.
Myślę sobie - Niemcy byli zawsze mniej pruderyjni niż Polacy ale żeby aż tak...? ;)
  

Zejścia na plażę są co 200 metrów... musiałem wybrać właśnie ten. Oczywiście ogromnego znaku nie zauważyłem
 
Robimy tych kilka pamiątkowych zdjęć i ruszamy szybciutko dalej.
 

 

Krzychu - zdejmuj ciuchy - jesteśmy na FKK ;)
 




 
Próba jazdy po piasku. W końcu się zakopałem.

Ruszamy dalej jak się później okazało na najfajniejszy fragment naszej wycieczki.
Jazd lasem wzdłuż wybrzeża jest rewelacyjna. Świetne tereny i to wcale nie łatwe do przejechania. Są momenty gdy droga prowadzi 16% podjazdami. Z dużą satysfakcją podjeżdżam je wszystkie widząc jak reszta ludzi ledwo co podprowadza rowery. Prawie 10 tys. km przejechane w tym roku wyszło mi chyba na dobre. Co prawda po każdym takim podjeździe dyszę jak stara lokomotywa spalinowa ale i tak mogę być z siebie zadowolony. Jakieś 20 miesięcy temu gdy paliłem jak smok takie podjazdy i to po przejechaniu 130 km byłby dla mnie nie do pokonania. Jeszcze nie raz tam pojadę, bo tereny są naprawdę bardzo zacne.
Jak zwykle zbyt późno wymieniłem baterie w kamerze i nie nagrała się jedynie końcówka tej trasy przed samym Heringsdorf. Szkoda... ale będę miał przynajmniej pretekst aby pojechać tam jeszcze :)
W Heringsdorfie są strefy gdzie nie można jeździć rowerem. Między innymi taka strefa jest przy molo. Była zatem okazja na zrobienie fotki.


Molo w Heringsdorfie

Później przez zatłoczony Ahlbeck  do granicy. Ulice nadmorskich miejscowości jeszcze bardzo zatłoczone, ciężko się jechało ten odcinek. Oczy trzeba było mieć dookoła głowy aby na kogoś nie wjechać ani nikt na nas nie wjechał.
Szczęśliwie docieramy do granicy. Po raz pierwszy przejechałem całą nową drogę łączącą Ahlbeck ze Świnoujściem. Ostatni raz gdy tu byłem (jakieś 5-6 lat temu) jechałem jeszcze lasem.
Kolejne pamiątkowe foty na samej granicy.





W Świnoujściu byliśmy około półtorej godziny przed odjazdem pociągu. Nie było powodu aby nie uczcić tego bardzo przyjemnego wyjazdu. Jeśli gdzieś to trzeba uczcić to tylko w DeGrasso. Tym razem zamiast penne z kurczakiem wybraliśmy po pizzy. Do tego aby uzupełnić ubytek soli mineralnych należał się izotonik ;)
 


Po tej boskiej uczcie lecimy na prom. Troszkę to trwa zanim się zapełnił i odbił. Po drugiej stronie jesteśmy o 17:30, mamy tylko 11 minut do odjazdu pociągu. Krzysiek zabiera rowery do oczekującego już na peronie Impulsa ja natomiast lecę do kasy. Oczywiście kolejka... Pani kasjerka nie zbyt szybko obsługuje kolejne osoby. Do odjazdu 3 minuty, a przede mną jeszcze jedna osoba. Płatność kartą dodatkowo zamiast skrócić wydłuża czas oczekiwania. W ostatniej chwili kupuję bilet i wpadam na peron. Drzwi w Impulsie pozamykane, a naciśnięcie na przycisk przy drzwiach nie powoduje żadnej ich reakcji. Biegnę do następnych i te na szczęście się otwierają. Wpadam do pociągu, który po chwili rusza. Krzysiek też nie załapał się na dobre miejsca i zajął nam przedział dla inwalidów przy samej toalecie. Dzięki temu zostałem ekspertem od toalet w Impulsach. Kilka osób nie raziło sobie albo z otwarciem albo z zamknięciem WC. Jedna dziewczyna jak już weszła to nie zablokowała drzwi, które otworzył chłopak gdy ona... ;)))
 

Luksusy w Impulsie

PS. Po raz kolejny dzięki Krzysiu za świetną wycieczkę ;) 


Witajcie w przyszłości ;)
 
 





Komentarze
lenek1971
| 17:33 wtorek, 15 września 2015 | linkuj Z tego co pamiętam nic dawno nie skasowałem... Może poza moim komentarzem we wpisie dotyczącym spokojnego tętna...
Danielo
| 15:35 wtorek, 15 września 2015 | linkuj Arek dlaczego kasujesz komentarze?
James77
| 19:36 poniedziałek, 14 września 2015 | linkuj fajna wycieczka.
Pływałem w morzu nago...super wrażenia :D
lenek1971
| 11:14 poniedziałek, 14 września 2015 | linkuj Ludzie się gubili przy tej toalecie ;)) Ciekawi mnie jak szybko ją popsują. Podczas podróży zdarzali się już tacy co zamykali drzwi "ręcznie". Jeśli chodzi o FKK to zupełny przypadek.
Tak na marginesie jeszcze raz polecam przejazd lasem od Zempin do Ahlbeck. Najfajniejsza trasa jaką jechałem w życiu!
Jarro
| 10:47 poniedziałek, 14 września 2015 | linkuj Super wycieczka. Toaleta jak na Enterprise ze Startreka. Tubylcy jeszcze nie dorośli to obsługi technologii XXIII wieku :) A po za tym, to zauważyłem, że masz ostatnio pociąg do klimatów FKK :)
siwobrody
| 14:39 niedziela, 13 września 2015 | linkuj Jak zwykle świetna relacja.
I to kosmiczne zakończenie.
leszczyk
| 11:51 niedziela, 13 września 2015 | linkuj Super wyjazd i doskonały wpis, gratuluję formy kolarskiej i literackiej :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa enzes
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]