Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 101.89km
  • Teren 3.00km
  • Czas 04:34
  • VAVG 22.31km/h
  • VMAX 55.90km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 157 ( 95%)
  • HRavg 126 ( 76%)
  • Kalorie 2358kcal
  • Podjazdy 1568m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nawigator Bartek

Piątek, 11 marca 2016 · dodano: 11.03.2016 | Komentarze 4

Ostatnio każdego popołudnia lub wieczora nasz Bartek układa trening na dzień następny. Fajnie jest jeśli treningi są w miarę blisko i ktoś już tam był z obecnych. Jednak trasa na dzisiaj była zupełnie nowe i nie znana. Wyznaczaniu trasy przez Bartka przyświecały dwa cele nadrzędne. Po pierwsze miało być minimum 100 km, a po drugie miało być wysoko. Za cel nasz „nawigator” obrał sobie podjazd rozpoczynający się tuż przy morzu a kończący się na 750 metrze nad poziomem morza. Non stop pod górę od 5 do 20%. Na szczęście ściany 20% były bardzo krótkie. Jednak 15-17% podjazdy ciągnęły się i ciągnęły w nieskończoność.
 
Jednak zanim dojechaliśmy do podjazdu, którego nie było na wyznaczonej trasie zabłądziliśmy dwa razy. Po raz pierwszy prowadząc po mapie jaką mi przesłał Bartek dojechałem do kamieniołomu. Co prawda na mapie google jest tam droga ale w rzeczywistości jej nie było. Na szczęście Bartek jakoś się odnalazł i naprawił pierwszy błąd nawigacyjny. Drugie podejście było już w „dychę” i wyjechaliśmy na trasę. Jednak tak było do kolejnego miasteczka gdzie nawigacja wyprowadziła nas po śladzie na jakieś działki… Znowu nawrotka i jazda na nos po tablicach. Bez śladu dojechaliśmy do przełęczy, którą wracaliśmy robiąc pierwszą setkę. Tym razem lekki podjazd i długi zjazd. Po zjeździe przerwa na odnalezienie trasy przez naszego „nawigatora”. W sumie nic nie udało się „naprawić” i pojechaliśmy w najzwyczajniej… do góry. Ogromna góra przed nami i postanowiliśmy jechać dotąd aż droga się nie skończy. Na nasze nieszczęście droga się nie kończyła. Zaczął się podjazd mojego życia! Cały czas w górę i w górę. Wysiłek wynagradzały kosmiczne widoki. Za każdym przejechanym metrem w pionie widok zapierał dech w piersiach! W końcu dojechaliśmy do miasteczka gdzie trafiliśmy na zakaz ruchu (nie dotyczył jedynie mieszkańców). Dawid i Bartek zignorowali zakaz natomiast ja zanim się zdecydowałem jechać straciłem ich z oczu. Zadzwoniłem na wszelki wypadek ale Bartek uspokoił mnie, że jest dalej droga. Czekała mnie ponad 20% ściana ale na szczęście krótka. Jak się później okazało koledzy przez duże „CH” na górze obstawiali czy będę butował tą ścianę. Nie dałem im satysfakcji i podjechałem ją (nie mówię, że lekko;)) Po kolejnym kilometrze albo dwóch podjazdu wdrapaliśmy się w końcu na szczyt. Garmin pokazał wysokość 759 mnpm. To chyba największa „górka” na jaką wdrapałem się rowerem :) Jednak nie ogarnęła mnie radość z podjechania pod tą górkę. Patrząc na drugą stronę byłem przerażony. Myślę, że to słowo nie oddaje do końca stanu w jakim byłem w tamtej chwili. To co zobaczyłem spowodowało, że nogi pode mną się ugięły. Zrobiłem zdjęcie ale nie oddaje ono tego co zobaczyłem. Stałem na górze a gdzieś hen, hen pode mną daleko, daleko w dole gęsty las. W tym momencie nie wiedziałem co robić… Droga prowadząca w dół to stary popękany asfalt, który ledwo co mieścił samochód osobowy. Ogromne spadki wysokości, brak jakichkolwiek zabezpieczeń powodował, że składając się do każdego zakrętu miałem serce w gardle. Jednak to był dopiero początek. Po pewnym czasie asfaltu robiło się coraz mniej i mniej. Po pewnym czasie zamienił się w szuter z kawałkami większych kamieni i pozostałością asfaltu. Dla moich nowych, bardzo wąskich szytek i kół nie była do najlepsza nawierzchnia. Kamienie strzelały spod kół na lewo i prawo. Skuteczność hamowania spadała momentami do zera. Pod nosem przeklinałem tak, że szewc by się tego nie powstydził. Ten zjazd to było dla mnie najbardziej koszmarne 20 minut na rowerze. Na moje szczęście ja i rower dojechaliśmy w całości.
Reszta trasy to już zjazd ale świetnymi asfaltami.
 
Choć trasa nie wyszła taka jak zakładał nasz Nawigator to i tak udało się przejechać 100 km i wjechać wysoko.
Osobiście podniosłem sobie odrobinę poprzeczkę bo mój nowy najlepszy wynik w kategorii przewyższenia od dzisiaj wynosi 1568m ;)
Jutro zasłużona regeneracja, a więc dzisiaj można sobie pozwolić na nieco więcej JD ;)
Pozdrawiam ze słonecznego Calpe :)
  

Dla mnie to była góra gór ;)
.

Wreszcie na górze!
.

Teraz w dół po stromym zboczu i kiepskiej drodze (dół był sporo niżej niż na foto)
.

Szukajcie, a (nie) znajdziecie (trasy) nasz "niedzielny" nawigator Bartek ;) "ala pro" na ramie ;)
.

Kategoria ponad 100 km



Komentarze
gustav
| 11:37 niedziela, 13 marca 2016 | linkuj Pikne góry w słonecznym Calpe... a za oknem 5 stopni, mżawka i jedna hołda na horyzoncie :(((
jotwu
| 20:08 sobota, 12 marca 2016 | linkuj Fantastyczna przygoda a do tego sportowa sprawność - moje uznanie !
Asia | 05:56 sobota, 12 marca 2016 | linkuj Z tymi zakazami w miasteczkach to normalka, ale nie będzie raczej mandatu.Gratuluje Bracie "górowania".
Jarro
| 21:59 piątek, 11 marca 2016 | linkuj Widać, że wrażenia nieziemskie, choć mina na zdjęciach nietęga :) Trochę "zazdraszczam" a z drugiej strony dobrze wiedzieć, że tam takie stromizny, co by nieopatrzenie nie porwać się z motyką na słońce.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa etakj
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]