Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 91.26km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 23.50km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 165 ( 82%)
  • HRavg 136 ( 68%)
  • Kalorie 3395kcal
  • Podjazdy 651m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Tour de Miedwie AKA No photo

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 2

Dość dziwny jest tytuł tego wpisu. Ostatnie dni ze względu na pracę nie sprzyjały wycieczkom rowerowym. W sumie aktywność po środzie kompletnie zerowa. Obowiązki związane z Herringiem kompletnie mnie wybiły z rytmu. Niedziela miała być poświęcona na rower. No i w sumie taka była. Niestety nie był to ogólnie dobry dzień. Rano przyplątała się jakaś niedyspozycja. Bolała mnie odrobinę głowa i miałem lekką gorączkę. Jednak po krótkim esemesie Krzyśka postanowiłem zrealizować plan, na który czekałem kilka dni. Dwie tabletki przeciwbólowe, jakiś środek p. gorączkowy do picia i w drogę. Do Kijewa dojechałem samochodem. Po lekach czułem się zdecydowanie lepiej i byłem gotowy podjąć wyzwanie. Początek nie najgorszy ale to co się stało później zapamiętam na dłużej... Podczas podjazdu w puszczy bukowej pod Kołowo poczułem, że ból głowy powraca. Mimo to jechałem dalej. Wraz ze wzrostem wysiłku i coraz szybszym biciem serca ból narastał. W pewnym momencie zrobiło mi się czarno w oczach i musiałem się zatrzymać aby zachować równowagę. Przez parę chwil czułem jakby ktoś wkręcił mi głowę w imadło... Łapczywie chwytałem powietrze oparty na kierownicy. Krzysiek, odjechał troszkę dalej ale za chwilę zawrócił sprawdzić co się stało. Powiedziałem mu, że w takim stanie nie dam rady jechać w tak szybkim tempie jakie on narzucił. Uzgodniliśmy, że pozostały fragment podjazdu pojedziemy wolniej. Udało się doczołgać w jakiś sposób na górę. Później bardzo długi zjazd asfaltem. W Jezieżycach zatrzymaliśmy się w sklepie gdzie udało mi się kupić ostatnią paczkę tabletek p. bólowych. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej. Na szczęście tabletki pomogły i jechało się zdecydowanie lepiej. Objazd Miedwia zaczęliśmy dość nietypowo od Bielkowa. Później troszkę asfaltu i zjazd za Jęczydołem. Po chwili byliśmy już na ścieżce. Tam nas spotkała kolejna niespodzianka. Na mostku przy jeziorze całą szerokością szli ludzie, Krzysiek jadąc pierwszy ostro przyhamował, niestety reakcja gościa na którego chciał nie wpaść okazała się odwrotna od oczekiwanej. Najpierw zablokowane tylne koło za chwilę przednie, tylne idzie do góry i kiedy myślałem, że wszystko skończy się na strachu Krzysiek leci przez kierownicę. Ludzie przepraszają Krzyśka, który szybko się zbiera no i po kilku słowach jedziemy dalej. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Na na ścieżce wzdłuż ośrodków sporo rowerów i czasem spacerowiczów, którzy traktują tą ścieżkę jak drogę chodnikową dwupasmową... Ehhh... szkoda słów. Pierwszy postój robimy po przejechaniu ok 40 km, zaraz za Kunowem. Banan, batonik no i fotka! Jedziemy dalej. Mijamy kolejne miejscowości. Na chwilkę zatrzymujemy się w Wierzbnie (w pierwszym sklepie za wjazdem) aby uzupełnić bidony. Jedziemy dalej. Droga dobra, ból przeszedł więc jedziemy coraz szybciej. Kolejny postój robimy po trzech godzinach jazdy. Baton, banan i ...NIE MA APARATU! Wysypuję wszystko z plecaka no i dalej go nie ma:( Czym bardziej szukałem tym bardziej go nie było. W sumie tylko są dwa miejsca w których mogłem go zgubić. Droga za Kunowem, gdzie zrobiliśmy pierwszą przerwę albo sklep w Wierzbnie, gdzie wyjmowałem pieniądze. Po krótkiej rozmowie doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu wracać rowerami w te miejsca, bo ok. 30 km troszkę by nam zajęło. Do domu, skracając maksymalnie drogę mieliśmy też ok 30 km. Postanowiliśmy wrócić do domu i ruszyć na poszukiwania autem. Niestety gdy przyjechaliśmy samochodem na miejsce naszego postoju aparatu nie znaleźliśmy. Na pomysł, że aparat mógł zostać w sklepie w Wierzbnie wpadłem dopiero gdy dojechałem do swojego domu. Niestety ani numeru telefonu ani adresu tego sklepu nie znalazłem. Może jednak zdarzy się CUD, choć nie za bardzo wierzę w cuda. Może ktoś znalazł Canona A2400 IS koloru czarnego w czarnym materiałowym futerale? Oczywiście chętnie wypłacę znaleźnie lub w jakiś inny sposób okaże swoją wdzięczność!



Trasa powinna być zdecydowanie dłuższa, jednak dzisiejsze przygody nie pozwoliły nam wykonać planu.
PS. dziękuję Krzysztof za pomoc i zrozumienie!

Kategoria 50 - 100 km



Komentarze
iwonka
| 21:09 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj szkoda tego aparatu, a dzień....ech,jutro będzie lepszy:):) :)
vonZan
| 09:07 poniedziałek, 20 maja 2013 | linkuj faktycznie kiepski dzień
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa fzree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]