Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 145.57km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:50
  • VAVG 24.95km/h
  • VMAX 46.50km/h
  • Temperatura 0.6°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 133 ( 70%)
  • Kalorie 2991kcal
  • Podjazdy 198m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Kostrzyna po lodzie

Niedziela, 8 lutego 2015 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 1

Gdybym nie zaliczył gleby chcąc zrobić zdjęcie Hondy w rowie mógłbym dzisiaj napisać, że glebobranie zostało rozpoczęte z przytupem. Nie ma co się tłumaczyć, technicznie jestem bardzo słaby. 2 i pół gleby i spacer po lodzie aby uniknąć ewentualnej kontuzji to wydarzenia, które zapamiętam na dłużej. Oprócz tego wszystko było SUPER!
Plan na wycieczkę do Kostrzyna tlił się w mojej głowie od połowy tygodnia. Nie zniechęciła mnie nawet do tego pomysłu sobotnia rezygnacja Krzyśka. Jeżdżę dużo sam więc nie jest to dla mnie problem, choć w towarzystwie zawsze raźniej i ...bezpieczniej ;)
W niedzielę rano, gdy ja przygotowałem się już do startu telefon od Krzyśka. Początkowo myślałem, że chce zapytać czy się nie rozmyśliłem, a on wyskoczył z pytaniem czy nie mogę opóźnić startu. Ucieszyłem się słysząc to pytanie i zwolniłem odrobinę przygotowania. 
Na miejsce spotkania wybraliśmy Mecherin. Trasę z wiatrem w plecy pokonałem w rekordowym tempie. Jak zwykle, niemieckie drogi przygotowane perfekcyjnie. Obawiałem się tylko co będzie na ścieżkach. Szczególnie martwił mnie odcinek przez las pomiędzy Mecherin, a Gartz. No i tu bardzo miłe zaskoczenie. Leśny odcinek przygotowany idealnie. Bez problemu można było go pokonać na szosie. Dalej za Gartz też super. Do samego Fredrichstahl jechało się idealnie. Sucha czarna nawierzchnia, wiatr w plecy, słońce w twarz - czego chcieć więcej? :) No właśnie było chyba za idealnie. Od Fredrichstahl zaczęły się kłopoty. Najpierw delikatnie lód leżał niewielkimi połaciami by po chwili zamienić się w taflę. Podczas odwilży samochody rozjeździły śnieg, który w nocy zamarzł i tym sposobem powstało lodowisko. Jeszcze na samym początku zaproponowałem Krzyśkowi abyśmy się wrócili kawałek i podjechali do głównej drogi. Jednak Krzysiek miał inny pomysł. Powiedział - przecież to kawałek, ścieżka pewnie będzie uprzątnięta. Jak się później okazało był to najgorszy kawałek jaki przejechałem i przeszedłem z rowerem w moim życiu. Do pierwszego upadku starałem jechać się między zamarzniętymi koleinami po ścieżce ze śniegu, do momentu gdy trafiłem tylnym kołem na lód. Tył wyprzedził przód, a ja wylądowałem na szczęście w śniegu a nie na lodzie. Drugą próbę jazdy podjąłem poboczem, a w zasadzie po lesie w śniegu. To też był średni pomysł ze względu na dziury i bardzo miękkie podłoże. O ile nie groził mi jakiś spektakularny upadek to ryzykowałem skręceniem nogi.  Po jakimś czasie z tego pomysłu również zrezygnowałem. Muszę się przyznać, że zsiadłem z roweru i spory odcinek go prowadziłem. Krzysiek dzielnie przejechał całość i zaczekał na mnie na końcu ścieżki. Byliśmy przekonani, że to już koniec i asfaltowy, szeroki odcinek O-N będzie już ok. Widząc jadących z przeciwka dwóch chłopaków na szosach/cyclo-crossach byliśmy wręcz przekonani, że się bez problemu poradzimy sobie na góralach. Dwóch chłopaków, jak się okazało polaków jechało ze Schwedt. Oni ostrzegli nas przed jazdą O-N do Schwedt (do samego drewnianego mostku miał być lód) my ich ostrzegliśmy przed jazdą do Fredrichstahl. Nie posłuchaliśmy ostrzeżenia... no i musieliśmy wracać. Kawałek staraliśmy się jechać po śniegu ale szybko okazało się, że czasami lód jest przykryty śniegiem. Tutaj właśnie zaliczyłem pół upadek, udało mi się sprawnie wypiąć i poleciał tylko rower. Zdecydowałem się na powrót i jazdę asfaltem. Podczas powrotu do głównej drogi poczułem się na ubitym śniegu znów zbyt pewnie. Szybciutko zostałem skarcony znowu lądując w zaspie. Po tym incydencie już delikatnie doczołgałem się do drogi. Przejechanie i przejście tych feralnych kilku kilometrów zajęło nam prawie godzinę! Jak tylko wyjechaliśmy na asfalt zaczęliśmy odrabiać straty. Licznik rzadko pokazywał prędkość poniżej 30 km/h. Sprzyjał nam wiatr i pogoda. Słońce ogrzewało, a wiatr popychał.
Resztę trasy jechało się wręcz wybitnie. Kilka razy pozwoliliśmy sobie na małe wyścigi. Do samego Kostrzyna wjechaliśmy około 16:30. Właśnie wtedy odjeżdżał nasz drugi pociąg. Ostatni mieliśmy za godzinę. To wystarczyło abyśmy kupili bilety i zjedli obiad. 
Przez większą część podróży jechaliśmy sami w cieplutkim przedziale dla osób z większym bagażem. Wysuszyliśmy ciuchy i wygrzaliśmy się przy grzejnikach. Krzysiek zakończył swoją podróż w Podjuchach, a ja swoją na Głównym. Ostatnie 7,5 km do domu było już bardzo leniwe.... Spokojnie bez większego pośpiechu dojechałem do domu o 19:30.
Dzięki Krzysztof za kolejną wspólną wyprawę ;) Będzie co wspominać. 
  

Odcinek O-N zaraz za mostkiem po wyjeździe z lasu
   

Las za Fredrichstahl
    

Na 66 km pierwszy postój  
 

Zawsze chciałem zrobić zdjęcie tego miejsca. Kosztowało mnie to długą gonitwę za Krzyśkiem
   

Mega kabanos
    

Niecodzienny widok - Krzysiek i termos! 
   

Nareszcie u celu - dworzec w Kostrzynie już po remoncie 
 




Komentarze
James77
| 07:36 poniedziałek, 9 lutego 2015 | linkuj dobra wycieczka, lód pierwsza klasa :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa wczyc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]