Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1050.99 km (w terenie 94.00 km; 8.94%)
Czas w ruchu:40:59
Średnia prędkość:25.64 km/h
Maksymalna prędkość:56.90 km/h
Suma podjazdów:3354 m
Maks. tętno maksymalne:178 (89 %)
Maks. tętno średnie:163 (81 %)
Suma kalorii:22092 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:52.55 km i 2h 02m
Więcej statystyk
  • Dystans 4.93km
  • Czas 00:11
  • VAVG 26.89km/h
  • VMAX 31.10km/h
  • Temperatura 18.1°C
  • HRmax 136 ( 68%)
  • HRavg 124 ( 62%)
  • Kalorie 116kcal
  • Podjazdy 9m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

5 km w oczekiwaniu na Pawła

Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 13.05.2014 | Komentarze 0

Z Pawłem umówiłem się na powtórzenie testu z marca. 30 km do Lubieszyna. Udało mi się wyrobić troszkę wcześniej więc w oczekiwaniu na "Jurka Kilera" zrobiłem sobie rundkę dookoła Przecławia ;)
 
Kategoria mini


  • Dystans 6.39km
  • Czas 00:41
  • VAVG 6:24km/h
  • Temperatura 16.4°C
  • HRmax 145 ( 72%)
  • HRavg 136 ( 68%)
  • Kalorie 417kcal
  • Aktywność Bieganie

Trening nr 4 - trucht

Poniedziałek, 12 maja 2014 · dodano: 12.05.2014 | Komentarze 0

Kolejny trening "truchtowy". Puls ustabilizował się na średnim poziomie 68% pulsu max. Może jeszcze troszkę przydałoby się mniej. Myślę, że to przyjdzie z czasem. Jutro po 3 dniach pracy jeden dzień przerwy. Od środy jedziemy dalej. Prognozy nie są na ten tydzień zbyt korzystne więc przypuszczam, że dalej będzie to bieganie. Dobrze byłoby aby choć raz w tym tygodniu wsiąść na rower.
Kategoria bieganie


  • Dystans 6.61km
  • Czas 00:40
  • VAVG 6:03km/h
  • Temperatura 19.2°C
  • HRmax 142 ( 71%)
  • HRavg 131 ( 65%)
  • Kalorie 386kcal
  • Aktywność Bieganie

Trening nr 3 - trucht

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 0

Obiecywałem, że dam popalić nogom po Świnoujściu i prawie mi się udało. Na dzisiaj zaplanowałem dwa treningi. Rano miałem pobiegać a wieczorem jak odrobinę ucichnie huragan miałem iść na rower. 
Punkt 11-ta wyruszam rowerem na bieżnię... Wiatr urywa głowę ale nic to - przecież będę biegał. Dojeżdżam do szkoły i nagle... ulewa... Wiatr jakoś bym przeżył ale wiatr z deszczem to.... miałem już wczoraj - dziękuję. 
Dodatkowo na bramie szkoły wyczytuję, że obiekt jest czynny od 14-tej. Cóż było robić, wracam do domu ;) Zaliczone 4 kilometry na rowerze ;)
Wreszcie wiatr trochę cichnie po 17-tej. Tym razem nie ryzykuję i zamiast na rowerze jadę pobiegać.... samochodem ;) Dobrze się składa bo w lodówce bieda i po bieganiu zrobię jakieś zakupy :)
 
Trzeci raz poszedłem pobiegać tym razem w innych butach. Nie wiem czy to z tej przyczyny czy może wpływ na to miały inne okoliczności ale mój puls był spokojny jak nigdy... Przetruchtałem i przechodziłem 6,6 km a on wskoczył mi na nędzne 142 ud/min! :)
Jestem ciekawy co będzie dalej. Bieganie jest OK ;)

Kategoria bieganie


  • Dystans 108.32km
  • Czas 03:32
  • VAVG 30.66km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 172 ( 86%)
  • HRavg 154 ( 77%)
  • Kalorie 2275kcal
  • Podjazdy 232m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Inauguracja sezonu na mały plus - Świnoujście 2014

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 6


Piątkowy wieczór. Dwa komplety strojów. Byłem gotowy na każdą pogodę.
 
Właśnie dzisiaj rozpoczął się dla mnie sezon wyścigowy. Po raz pierwszy miałem okazję sprawdzić jak przez ostatnie cztery miesiące przygotowałem się do sezonu. Co prawda wcześniej odbyły się już 3 maratony MTB w naszym regionie ale nie zdecydowałem się na uczestnictwo w żadnym z nich.
 
To,  że XIV Ultramaraton Rowerowy im. Olka Czapnika wzdłuż Zalewu Szczecińskiego - Świnoujście 2014 będzie moim pierwszym startem w sezonie wiedziałem już dawno. Dużo wcześniej zapisałem się na listę startową i zapłaciłem wpisowe. Ze znajomych tylko Adam zdecydował się szybko na udział w maratonie. Natomiast mój przyjaciel Krzysztof na start zdecydował się w ostatniej chwili. 
Losowanie grup odbyło się w czwartek wieczorem. Krzysiek wylosował przedostatnią grupę ja natomiast startowałem 6 minut przed Krzyśkiem, dwie grupy wcześniej. Natomiast Adam startował w kategorii "INNE" pół godziny przede mną.
 

Dzięki uprzejmości Adama, który odebrał nam pakiety startowe mogliśmy wyjechać ze Szczecina troszkę później.
Po drodze mijamy się z zawodnikami, którzy wystąpili na dystansie ULTRA. Widząc padający deszcz, pędzące TIRy współczujemy im serdecznie, a sami zastanawiamy się czy dobrze zrobiliśmy biorąc udział w tych zawodach.
 

Logistyka na najwyższym poziomie. Rowery przygotowane do przewozu w trudnych warunkach.
 

Fatalne warunki do jazdy na rowerze
 

Niektóry już po kilkunastu kilometrach mieli pecha 
 
7:30 meldujemy się na starcie w Świnoujściu, Adam przekazuje nam numery (DZIĘKI ADAM) i idziemy się przygotowywać. Jest tak zimno, że aż nie chce się nam przebierać. Bardziej mi, bo Krzysiek jest prawie gotowy.  W końcu udaje się nam wyszykować. Choć przyznam, że mieliśmy sporo dylematów jak się ubrać. Ja zdecydowałem się na nową kurtkę z WINDSTPEREM od Gore natomiast Krzysiek na bluzę plus deszczówkę. Byłem przygotowany na taki sam strój ale jednak wybrałem cieplejszą opcję i jak później się okazało nie żałowałem wyboru. Z powodu naszego guzdralstwa na rozgrzewkę było bardzo mało czasu. Ja przejechałem jedynie 3 kilometry po czym ustawiłem się na start. Oczywiście wcześniej zrobiłem rozpoznanie mojej grupy. 4 osoby były poza moim zasięgiem, dwie osoby mogły mi pomóc jechać a o kolejnych dwóch nie wiedziałem nic.
Startujemy równo o 8:54. Od razu bardzo mocno. Pierwsze 10 kilometrów jazdy prędkość oscyluje w granicach 40 km/h jak się później okazuje dystans ten zrobiliśmy ze średnią 38,2 km/h (najszybsze przejechane 10 km w życiu). Powoli wykruszają się kolejni zawodnicy w tym ci z którymi miałem jechać.  Jadę dalej z zawodnikami, którzy byli poza moim zasięgiem, nawet dałem jakąś mocną zmianę. Jednak idylla trwa do czasu pierwszego mocniejszego podjazdu. Chłopaki zostawiają mnie bez litości. Po 15 kilometrach jadę sam starając się utrzymać rozsądne tempo. Co jakiś czas mijam zawodników z wcześniejszych grup. Jednak jadą na tyle wolno, że nie ma sensu z nimi pracować. Czekam na ataki z tyłu. Po jakimś czasie przelatuje obok mnie najmocniejsza część grupy, która wyjechała 3 minuty po mnie. Staram się zaczepić. Jednak ponownie tracę kontakt na podjeździe. Znowu jadę sam. Kolejna grupa mija mnie w Dargobądu. Tym razem nawet nie staram się do nich podczepić. Za Dargobądzem jest podjazd i za dużo sił bym stracił jadąc z nimi. Decyduje się na jazdę samemu. To była jedyna słuszna decyzja. Co chwila mijam zawodników z grup, które wyjechały przede mną a mnie nie mija już nikt... Jestem za słaby dla koksów a za mocny dla zawodników słabszych.
Za Wolinem, Recław pokonuję chodnikiem bo nie nawidzę jeździć po kostce. Dość sprawnie mijam Recła i.... po raz pierwszy tego dnia zaczyna padać deszcze. Mocny wiatr z boku, silny wiatr to nie są idealne warunki do jazdy. Moja prędkość spada do 25-26 km na godzinę. Samemu w takich warunkach jedzie się fatalnie. Dalej mijam kolejnych zawodników. Ukojenie przynosi dopiero las. Deszcz ustaje a wiatr nie jest tak intensywny.
Przed Stepnicą wreszcie ktoś do mnie dojeżdża. Dwóch zawodników prawdopodobnie z grupy Krzyśka, który solidarnie współpracują. Staram się do nich dołączyć. No i udaje mi się to. Przez kilka kilometrów jedziemy razem. W końcu i oni odchodzą. Ok 5 kilometrów przed Stepnicą mijam się z Adamem, który jedzie już w drugą stronę. Dojeżdżam do Stepnicy, bramka rejestruje czas i ...konsternacja. Ludzie przy namiocie jedzą banany, piją herbatę a ja się zastanawiam co robić? Gdzie jest woda...? Widzę duże bańki i kubki, a liczyłem na małe butelki. Rezygnuję robię nawrót i lecę... gonić Adama. Mijam następnych zawodników. Po dwudziestu kilometrach doganiam Adama. Znowu pada mocny deszcz. Dokładnie w tym samym miejscu w którym jechaliśmy w drugą stronę. Chwilkę rozmawiamy, Adam rezygnuje z podczepienia się pode mnie i jedzie swoim rytmem. Ja natomiast wykorzystuję, że w końcu ktoś mnie mija i podczepiam się. Okazuje się, że to chłopak z grupy Krzyśka, który na początku wyścigu złapał gumę. Jedziemy razem do Recławia. Uliczki Recławia totalnie zalane. Mój partner ucieka środkiem a ja znowu wskakuję na chodnik i zostaję sam... Wolin mija szybko i zaczyna się strefa podjazdów. Jest ciężko, ciągle pada a do tego wiatr wieje prosto w twarz. Do mety tylko 25 km więc rzucam wszystko co mam na pedały. Jadę skokowo, równy podjazd i szybki zjazd. Znowu mijam kolejnych zawodników. Na rondzie w Świnoujściu stoi organizator i pokazuje prawidłowy zjazd. Jadę sam, na prostej oglądam się w tył, nikogo za mną. Przed sobą na prostej też nikogo nie ma. Co raz częściej zaczynam się zastanawiać czy nie zabłądziłem. W pewnym momencie rozpętuje się masakryczna ulewa. Nie widać nic na kila metrów. Rezygnuję i ...zawracam. Przejeżdżam kilkaset metrów i na szczęście widzę zawodników, których wcześniej mijałem. Znowu zawracam i lecę starając się nadrobić stracony czas. Do mety zostaje ok 8 kilometrów. Jadę sam i trafiam na... przeprawę promową... Co dalej? Mam czekać na prom? W końcu widzi mnie gentleman i wskazuje mi kierunek w jakim mam jechać. Przebijam się przez jakieś błoto, kamienie, żwir i po raz kolejny widzę zawodników, których mijałem dwa razy. Jestem wkurzony... Po raz kolejny nadrabiam stracony czas jadąc po dziurawej drodze.  
 
Do mety dojeżdżam wg Garmina po 3:32:26. Według organizatora po 3:34:52. Daje mi to 22 miejsce w M4 i 65 w OPEN.
Przed maratonem taki wynik byłby OK. Jednak wiem, że mogłem pojechać dużo lepiej. Po pierwsze - startując w końcowych grupach ciężko jest załapać się na rozsądną ekipę dla siebie (nie za mocą i nie za słabą). Po drugie - pogoda nie była dziś moim sprzymierzeńcem. Po trzecie - organizatorzy nie stanęli na wysokości zadania.
 

Pierwszy start w tym sezonie zaliczony na mały plus ;)
 
Jeszcze kilka ostatnich słów na temat organizacji. Nie mam za wielkiego doświadczenia w maratonach jednak ze wszystkich, w których jechałem ten był najgorzej zorganizowany oraz najgorzej oznakowany (końcówka). Na starcie i na mecie miałem wrażenie, że to impreza dla "znajomych" króliczka. Na starcie były wyczytywane nazwiska ale stałem dalej i nie słyszałem swojego. Natomiast ogromnym zainteresowaniem obdarzono brak dwóch zawodników STC. Brak wody butelkowanej w Stepnicy i na mecie to kolejny minus. Nie liczę na poprawę organizacji w przyszłym roku. Nie wiem czy będę chciał ponownie się tam pojawić wydając 65 zł.


Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 5.74km
  • Czas 00:36
  • VAVG 6:16km/h
  • Temperatura 19.9°C
  • HRmax 159 ( 79%)
  • HRavg 146 ( 73%)
  • Kalorie 434kcal
  • Aktywność Bieganie

Trening nr 2 - trucht

Środa, 7 maja 2014 · dodano: 07.05.2014 | Komentarze 5

Drugi dzień biegania. Choć troszkę czułem, że z mięśniem prostym uda nie wszystko jest w porządku skusiłem się na kolejną "piątkę" :) Wczoraj odkryłem, że bieżnia w podstawówce/gimnazjum w Przecławiu jest otwarta dla wszystkich i można spokojnie tam sobie pobiegać. Spokojnie to znaczy bez samochodów, kałuż, pieszych i rowerzystów ;) Takie bieganie chyba jest bezpieczne dla wszystkich. Ja nikomu nie przeszkadzam i nikt mi nie przeszkadza. Do szkoły mam ok. 2 kilometry, częściowo ulicą i częściowo chodnikiem. Nie jest to przyjemna droga ze względu na spory ruch aut i brak pobocza. Myślałem jak ominąć ten problem i wymyśliłem. Będę jeździł biegać rowerem ;) Co prawda jazda w butach do biegania na spd jest troszkę "inna" ale da radę :) 
 
Pozwoliłem sobie doprowadzić moje mięśnie ud do jeszcze gorszego stanu. Teraz będą miały dwa dni przerwy przed Świnoujściem a potem się z nimi policzę ;)
 
Tak sobie myślałem o różnicy między bieganiem a jazdą na rowerze. Na razie wolę zdecydowanie rower. Jednak na rower potrzeba więcej czasu no i przydałaby się jakaś znośna pogoda. Bieganie (moje) pochłania zdecydowanie mniej czasu i nawet jak mocno wieje lub mży to nie jest źle ;)
 
PS. innych dolegliwości brak ;)
Kategoria bieganie


  • Dystans 5.30km
  • Czas 00:34
  • VAVG 6:24km/h
  • Temperatura 21.1°C
  • HRmax 171 ( 85%)
  • HRavg 153 ( 76%)
  • Kalorie 436kcal
  • Aktywność Bieganie

Trening nr 1 - bieganie tfu... spacerowanie ;)

Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 6

Potrzebowałem jakiegoś zamiennika roweru na czas gdy pada albo głowę urywa. Najbardziej odpowiednim zamiennikiem, który powinien przynieść korzyści również podczas jazdy na rowerze powinno być bieganie. Z bieganiem nie wiele miałem wspólnego. 2 i 3 a może cztery lata temu wizyty na siłowni przez 2 czy 3 miesiące w zimie i wtedy głównie bieżnia. W końcu przeciążyłem kolano i tak się skończyła "przygoda" z bieganiem. Teraz czas zacząć od nowa. Po troszeczku, sukcesywnie będę włączał do treningów bieganie. W przyszłości może... basen? :)
 
Pierwsze koty za płoty. Nie spinałem się za bardzo, starałem się truchtać powolutku ale nawet w trakcie truchtu puls skacze na 150 i tak się utrzymuje. Jeszcze na początku starałem się to kontrować i przechodzić z truchtu w spacer ale nie miało to najmniejszego sensu. Za każdym razem gdy puls schodził do 130 i zaczynałem spokojnie truchtać znowu wzrastał do 150 i więcej... ;)
 
Jakoś to będzie - zaczynamy ;)

Kategoria bieganie


  • Dystans 64.57km
  • Czas 02:12
  • VAVG 29.35km/h
  • VMAX 46.90km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 152 ( 76%)
  • HRavg 138 ( 69%)
  • Kalorie 1294kcal
  • Podjazdy 213m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Za każdym razem inaczej

Poniedziałek, 5 maja 2014 · dodano: 05.05.2014 | Komentarze 0

W ciągu ostatnich dwóch tygodni po raz czwarty zrobiłem tą pętelkę. Bardzo spodobała mi się ta trasa. Mały ruch dobre drogi no i dość płasko... nie licząc podjazdu pod Schwanenz ;) Cztery razy jechałem tą pętlę i za każdym razem w innych warunkach. Pierwsze trzy razy jechałem z Pawłem ale za każdym razem była inna pogoda. Raz padało od dwudziestego kilometra, drugi raz było bardzo fajnie (i wtedy wykręciliśmy najlepszy czas), za trzecim razem wiało. Czwarty raz pojechałem sam w fajną pogodę, choć było zimno. Poza tym w nogach czułem już ostatnio przebyte kilometry. Dlatego starałem się jechać na możliwie największej kadencji z jak najmniejszym obciążeniem. Dodatkowo starałem się w miarę kontrolować puls (co nie zawsze się udawało) ;)
Z tego co piszą Norwegowie przerwa na regeneracje potrwa do.... soboty. Nie oznacza to, że w sobotę poprawi się pogoda, wręcz przeciwnie. Wiat ma wiać z prędkością 10 m/s lub jak kto woli 36 km/h i ma bardzo obficie padać. Zresztą na sobotę w Świnoujściu planowane jest apogeum opadów 6,1 mm na m2 ;) Ani wcześniej ani później nie będzie tak padało :) Maraton w Świnoujściu zapowiada się wyjątkowo "atrakcyjnie" :)
    
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 63.79km
  • Czas 02:10
  • VAVG 29.44km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 11.7°C
  • HRmax 156 ( 78%)
  • HRavg 138 ( 69%)
  • Kalorie 1247kcal
  • Podjazdy 227m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzięki za Pawła :)

Niedziela, 4 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 0

Dzięki, dzięki i jeszcze raz dzięki ;) Gdyby nie Paweł to pewnie dzisiaj zrobiłbym (albo nie) jakąś krótką pętelkę dookoła domu aby tylko zaliczyć dzień i siedziałbym czytając książki lub oglądając jakiś film. To Paweł dzisiaj był organizatorem dnia. W południe mieliśmy jechać na rowerach na Rosówek pooglądać zmagania na torze motocrossowym. Jednak nastąpiła drobna zmiana planów i zamiast rowerami pojechaliśmy autem. W Rosówku spędziliśmy bite cztery godziny. I muszę powiedzieć, że było super. Podobno to jeden z niewielu torów motocrossowych gdzie swobodnie można się poruszać po całym obiekcie. Można obserwować zjazdy, podjazdy skoki ostre zakręty no i walkę! :) Dużo kurzu i wiele emocji! Wszystko za jedynego "piątaka". Kto jeszcze nie był zdecydowanie polecam tor w Rosówku. Można rodzinnie spędzić sporo czasu. Rodzinnie, bo dla dzieci przewidziano również atrakcje. Jest plac zabaw, jakieś kramy i oczywiście małe co nie co ;) Tak przy okazji dzieciaki kilku letnie (chyba powyżej 7 roku życia)  również ścigają się na tym samym torze co dorośli ;)
Dla zachęty zdjęcie z imprezy na torze w Rosówku.
 

Więcej zdjęć można obejrzeć TU

... przecież to blog rowerowy, a o rowerach nie było jeszcze nic. Jako, że było dość zimno to cztery godziny oglądania motocrossu spowodowały, że zmarzłem dość solidnie. Wszelkie flagi, reklamy powiewały ostro na wietrze niezbyt zachęcając do jazdy rowerem. Ja w sumie byłem już nastawiony na NIE. Niedzielna atrakcja była więc już niczego nie potrzebowałem. Tym razem to Paweł nie odpuścił. Nie było szans aby się wymigać od jazdy. Nie było wyjścia. Po jedzeniu pół godziny przerwy i jazda na szosę. Po pierwszych kilometrach już wiedziałem, że nie będzie łatwo. Kolejne przebyte kilometry utwierdzały nas w tym, że dzisiaj mocno się napracujemy. Od początku staraliśmy się jechać dość "żwawo" jednak sił i chęci starczyło nam do zjazdu za Raminem na Loecknitz. Zdecydowaliśmy, że troszkę odpuścimy. No i odpuściliśmy... jednak na kilka minut. Tak to jest jak się jeździ z Pawłem. Za Loecknitz wszystko wróciło do normy i zaczęła się wspólna praca. Jakoś tak jest, że po skręcie na (w) Bock zaczynamy jechać grupowo czyli współpracując. Ta współpraca trwa do Blankensee gdzie zaczynają się hopki. Tutaj dość ciężko zgrać wspólny rytm. Paweł lepiej podjeżdża a ja szybciej zjeżdżam. Potem do samego Schwanenz bez dodatkowych atrakcji. Wiatr przeważnie wiał z boku więc nie jechało się źle. Za Schwanenz oczywiście jest górka im. Kilera Jurka. Tym razem też "Kiler" dał radę. Pociągnął ten podjazd w tempie 27-28 km/h co wydatnie przyczyniło się do niezłego wyniku jaki dzisiaj uzyskaliśmy. Niezłego biorąc pod uwagę warunki pogodowe.
  
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 115.48km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:40
  • VAVG 24.75km/h
  • Temperatura 15.7°C
  • HRmax 161 ( 80%)
  • HRavg 132 ( 66%)
  • Kalorie 2325kcal
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fishburger w Rieth

Sobota, 3 maja 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 1

2. maja, dzień który był wyjątkowo nie sprzyjający wyprawą rowerowym poświęciłem na "Pimp my bike" :) Niestety nie znalazłem sponsora i wszystko musiałem zrobić i kupić samemu ;) Jak pisałem ostatnio moje zakupy rozpoczęły się od siodełka. Najwięcej kilometrów przejechałem Meridą siedząc na siodle, które pozostało mi z Wheelera Sportourer Garda Genuine GEL. Siodełko bardzo wygodne ale raczej nie nadaje się do jazdy w większym terenie oraz w wyścigach. Seryjne sioło Meridy jest kompletnie do bani. Przynajmniej moje dupsko jest nastawione zdecydowanie ANTY. Przejechałem na nim ostatnio kilka razy łącznie może z 200 km i za każdym razem to była męczarnia. Zamiast skupić się na jeździe non stop walczyłem z bólem. Podczas montażu nowego siodła na starej sztycy okazało się, że gwint nie wytrzymał tego przeszczepu. Chwilowo podczas wycieczki z Pawłem poratowałem się jeszcze sztycą z jeszcze jednego Wheelera, który czeka na częściową rekonstrukcje (będzie to rower na zimę). Jednak jak tylko sklepy zaczęły pracować udałem się na poszukiwania. Pierwszy sklep i od razu zakup. Wybór padł na sztycę Fizik Cyrano (233 g). Nie jest może najlżejsza ale nie jest też bardzo ciężka. Za to jest fantastycznie wykonana. Kupując ją zamiast kartonu czy  po prostu folii dostajemy gustowny pokrowiec ;) Mocowanie siodełka to bajka! Wszystko tak dopracowane, że szczęka opada. Do kompletu kupiłem też zacisk sztycy - KCNC Road Pro. Tym razem bez samozamykacza, który w sumie jest tak naprawdę zbędny gdy na rowerze jeździ tylko jedna osoba.
Całość wygląda następująco:
 

Tak wygląda nowy zestaw w komplecie
 

Nowy zacisk i sztyca
 

Sztyca przed założeniem
 
Miało być o jeżdżeniu a nie o sprzęcie więc zaczynamy :)
Chętnych na sobotni wyjazd niestety nie znalazłem. Remonty, wycieczki rodzinne, wyjazdy... itp. No cóż "żeby jeździć trzeba jeździć".  
Start wycieczki 10:35... ups... falstart... Po przejechaniu 2 kilometrów przypomniało mi się, że nie zabrałem zapasowej dętki... Nauczony doświadczeniem (cudzym i  troszkę swoim) wracam po dętkę. Montuję torbę z zapasem i w drogę. Tym razem wybieram inny kierunek, jadę na Rajkowo i Stobno. Potem... nuda ;) Jedzie się fajnie, jak to w Niemczech. Równo, płasko, przy bardzo małym ruchu aut. No i tak do Pampow. Za Pampow w kierunku Grunhof zaciekawiają mnie rozlewiska. Jak bym ktoś jechał wieczorem mógłby się przestraszyć. Krajobraz jak z horroru. W dzień jednak wyglądało to bardzo atrakcyjnie. Oto one ;)
 

Straszne bagna z oddali
 

Straszne bagna z bliska
  
Po kilku zdjęciach jedziemy dalej. Standardowo świetną ścieżką w stronę Hintersee. Dalszej drogi nie znałem. Z odnalezieniem właściwej drogi nie było żadnego problemu. Wraz z końcem Hitnersee kończy się asfalt zaczyna się bruk. Na szczęście po chwili obok bruku pojawia się dróżka dla rowerów. Troszkę piasku, trochę korzeni i kamieni ale może być. Dla górala czy roweru trekingowego ta droga nie stanowi problemu. Za Ludwigshof jest jeszcze lepiej. Droga staje się bardziej równa. Jedzie się bardzo przyjemnie dróżką wśród drzew. Po kilku kilometrach docieramy do Rieth. Typowa niemiecka wioska, czysto, schludnie i porządnie. Cała wioska jest wręcz "oblepiona" kierunkowskazami. Pokazują dosłownie każdy kierunek. Dzięki temu do przystani jachtowej dotarłem bez żadnych problemów. Czas na odpoczynek :) Na przystani budka z jedzeniem. Czas wczesnego obiadu więc skuszę się na "co nie co" :) Jako, że nie jestem za bardzo rybny w menu szukałem jakiegokolwiek innego mięsa. Niestety nic nie znalazłem. W końcu zdecydowałem się na fishburgera. Szczerze powiedziawszy du... nie urywa. Za 5 EUR można byłoby zjeść znacznie lepiej. Jednak jeśli ktoś lubi ryby to nie będzie zawiedziony menu oferowanym przez budkę na przystani. Czas odpoczynku wykorzystałem znowu na kilka zdjęć ;)
 

Przystań jachtowa w Rieth 
 

Nowe Warpno po drugiej stronie zatoki
 

Jeśli nie przepadasz za rybami tutaj nie zjesz nic
  

Pora relaksu
 
Po kilku chwilach spędzonych w Rieth czas na realizację dalszych punktów planu. Z Rieth musiałem znaleźć drogę na Nowe Warpno. Okazało się to dziecinnie łatwe. Jak zwykle dobre oznakowanie zaprowadziło mnie do samej granicy... a właściwie przeprawy nad graniczną rzeczką. No i tu zaczyna się hardkor ;) Do tej pory było łatwo i przyjemnie, nawet gdy nie było asfaltu było całkiem nie źle. Po przejściu granicy wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Piach, doły, korzenie i .... sarny ;) Cała droga do asfaltu dała mi nie źle popalić. W Nowym Warpnie zaplanowałem kawę i ciastko przed powrotem do domu. Jednak gdy dojechałem na miejsce dość szybko zrezygnowałem. Tłumy przy stolikach i kolejki do kas skutecznie wyleczyły mnie z tego pomysłu. Zamiast tego baton i Izostar no i w drogę do domu. 

 

Syrenka na pomoście w Nowym Warpnie
  

Jakoś te tłumy nie wyszły na zdjęciu - miałem nie fart ;)

 Do Dobieszczyna równo bez szarpania.... niestety cały czas odbijał mi się fishburger... Nie był to chyba najlepszy pomysł. Następnym razem zrobię sobie swoją bułkę :) W Dobieszczynie dylemat - co dalej - Dobra czy Tanowo? Na liczniku 82 km... do domu pozostaje z 20 km, więc setka by była ale w sumie nigdzie mi się nie spieszy... chyba, że do jakiegoś sklepu. Napiłbym się słodkiej coli i zjadłbym jakiegoś "słodycza" :) W bidonie została tylko woda a w plecaku... żel na czarną godzinę. Godzina nie czarna więc wybieram Tanowo. Mam motywację bo przecież jadę po colę! ;) Pragnienie tej coli dodaje mi na tyle sił, że dość szybko przemieszczam się w kierunku Tanowa. Docieram do sklepu, kupuję colę i snikersa... ale gdzie tu skonsumować te wszystkie dobra... pod sklepem nawalone żule z fajkami i piwem... Opieram się pokusie. Cola ląduje w plecaku a ja na rowerze. Dam radę do Głębokiego.. No i dałem. Na ścieżce spotykam nielicznych rowerzystów. Myślałem, że dziś będzie tłok. Jednak nie było specjalnego tłoku. W podskokach docieram do Głębokiego gdzie rozkładam się ze swoim dobytkiem ;) Cola i snikers jak złoto, do tego banan i jest GIT. Resztę kilometrów do domu pokonuję najedzony i wypoczęty. W sumie mógłbym gdzieś jeszcze pojechać ale oszczędzę sobie siły na jutro.
 
Teraz parę słów o nowym osprzęcie. W 100% sprawdziło się siodło, tylko troszkę muszę je przesunąć do tyłu będzie jeszcze lepiej. Ciężko coś powiedzieć o sztycy i zacisku - spełniły swoją rolę :)
 
 ***
 
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 43.80km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 23.46km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 170 ( 85%)
  • HRavg 133 ( 66%)
  • Kalorie 981kcal
  • Podjazdy 309m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Bieliku

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 01.05.2014 | Komentarze 4

To nie tak miało być ;) Kolejny atak na Bielika i kolejna wtopa. Troszkę źle to wszystko było rozegrane. Atak na Bielika po trzydziestu kilometrach w mocnym wietrze.... Na zmęczeniu tego nie przejadę. Co prawda zrobiliśmy podjazd pod Siadło Górne (Paweł mówi, że jest bardzo podobny do Bielika) ale  to nie to samo ;) Blokada psychiczna powoduje moją rezygnację w połowie podjazdu... Nie chcę się wywalić, nie chcę żadnej kontuzji. Bielik poczeka na zakończenie sezonu ;)
Dzisiaj ogólnie było bardzo słabo... jeździło się ŹLE! ;) Temperatura 10° i zimny mocny wiatr.... 

PS. W starej sztycy od Meridy poszły gwinty... ale Paweł wpadł na pomysł aby sztycę "przeszczepić" ze starego Whellera, który czeka na remoncik. Przeszczep się przyjął :) Czas zacząć poszukiwania sztycy i zacisku. 

Kategoria do 50 km