Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2015

Dystans całkowity:1175.48 km (w terenie 87.00 km; 7.40%)
Czas w ruchu:46:55
Średnia prędkość:25.05 km/h
Maksymalna prędkość:62.60 km/h
Suma podjazdów:6176 m
Maks. tętno maksymalne:169 (88 %)
Maks. tętno średnie:139 (73 %)
Suma kalorii:24802 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:48.98 km i 1h 57m
Więcej statystyk
  • Dystans 103.86km
  • Czas 03:26
  • VAVG 30.25km/h
  • VMAX 52.80km/h
  • Temperatura 19.3°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 2152kcal
  • Podjazdy 391m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przeziębienie to nie choroba

Sobota, 19 września 2015 · dodano: 19.09.2015 | Komentarze 2

Podobno nieleczone przeziębienie trwa siedem dni, a nie leczone tydzień. Mnie to cholerstwo złapało w środę. Niestety, pracy nie mogłem sobie darować ale za to darowałem sobie rowerowe dojazdy do pracy. Tym samym na nie zmienionym poziomie pozostaje najdłuższe rowerowe pasmo wyjazdów. Powtórzyłem wynik z maja i zakończyłem jazdę na 10 wyjazdach z rzędu. Od popołudniowej środy zaczęła się ostra walka z cholerstwem, które się do mnie przyplątało. W ruch poszły aspiryny, coldrexy, cholinexy i inne witaminy C. Walka trwała 3 dni... w piątek miałem najgorszy dzień. Zaraz po pracy naszprycowany wszelkimi lekami poszedłem spać... o 16tej. Jak się okazało sen oraz wszystkie zaaplikowane specyfiki przyniosły sporą poprawę. W sobotę wstałem w dużo lepszym stanie niż się spodziewałem. Na moje nieszczęście pogoda też była dużo lepszym stanie niż się spodziewałem. Długo walczyłem ze sobą... iść i ryzykować pogorszenie samopoczucia czy zostać i "leczyć" się dalej. Wygrała pierwsza opcja, fajna pogoda (jak się okazało później nie była taka fajna) oraz głód jeżdżenia wygnał mnie na szosę :)
Początkowo miałem zrobić 30 - 50 km jednak im dalej jechałem tym bardziej mi się chciało... i tym sposobem wylądowałem w Pasewalku. Wylądowałem to nie zbyt dobre określenie, bo Pasewalk to ja minąłem troszkę boczkiem kierując się na Viereck. Od tego momentu miałem wiatr w plecy. Jechało się więc świetnie i mimo, że organizm był lekko osłabiony walką z pseudochorobą to dawał radę. Z Viereck do Grunhof dale z wiatrem w plecy, a później męczący boczny wiatr. Przy wyższych kołach podmuchy dają się mocno we znaki. Przypomniała mi się sytuacja gdy jadąc do Pasewalku miałem nieprzyjemne spotkanie z mijającą mnie z naprzeciwka ciężarówką. Boczny wiatr i wir jaki powstał po jej przejechaniu nieomal mnie zmiotły z jezdni. Tym razem miałem szczęście, że ważę prawie 90 kg ;)
Powrót do domu nie był już taki "różowy" ale grzechem byłoby narzekać. Zbliżamy się do końca września i można jeszcze spokojnie jeździć na krótko ;)
 

Wygląda znajomo?

No i na deser zostawiłem sobie... coś dla mnie wyjątkowego. Właśnie dzisiaj udało mi się przejechać dystans 10 000 km w tym roku. Cel jaki sobie postawiłem na rok 2015 uważam za zrealizowany ;)
Prawie po równi rozłożyły mi się aktywności przełajowe i szosowe. Focusem przejechałem tym samym 5 000 km, a Meridą i Giantem pozostałem 5 000 km (3 137 km przypadło na Gianta).
Aby przejechać te 10 088 km (na tą chwilę) potrzebowałem 401 godzin i 40 minut, czyli jak łatwo policzyć zajęło mi to nie całe 17 dób. W tym czasie odbyłem 160 wycieczek bliższych i dalszych więc wypada średnio po 63 km na jedną wycieczkę ;) Do góry udało mi się przejechać aż 46,5 km ;)
  

Od Garmin Connect pamiątkowa plakietka ;) 

Kategoria ponad 100 km, solo


  • Dystans 28.57km
  • Czas 01:13
  • VAVG 23.48km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 19.4°C
  • HRmax 147 ( 77%)
  • HRavg 119 ( 62%)
  • Kalorie 648kcal
  • Podjazdy 158m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dylematy...

Środa, 16 września 2015 · dodano: 16.09.2015 | Komentarze 0

Ostatnie dni cechują się dużymi wahaniami temperatur. Gdy wychodzę rano z domu na termometrze mam 10-12°C gdy wracam po pracy do domu temperatura dochodzi do 25°C. Gdy wyjeżdżam jest sucho, a gdy wracam ma padać. Co rano staję przed tym samym dylematem co na siebie włożyć. Tak aby rano nie zmarznąć i aby popołudniu za bardzo się nie zgrzać. Nie za bardzo uśmiecha mi się jeżdżenie z dużym plecakiem i ciuchami na każdą pogodę, a do mojego małego plecaka mieści się tylko drugie śniadanie, jakiś owoc i bielizna na zmianę...

Z okazji przejechania przez Gianta 3000 km postanowiłem sprawić mu nowy łańcuch. Nie chciałem, żeby było za późno jak w przypadku Focusa i abym musiał w kolejnym rowerze wymieniać kasetę. Jak się okazało 3K to też za dużo, choć nie jest tak dramatycznie jak w przypadku Fokusa. Giant ma problem z koronką 11z w kasecie i raz się zdarzyło, że łańcuch przeskoczył również na koronce z 13z. Wymyśliłem sobie, że kupię tylko te najmniejsze koronki i załatwię tym sprawę. W MadBike nie mieli i wskazali Synkros jako sklep gdzie powinni mieć. Jednak ja po drodze postanowiłem jeszcze sprawdzić Coolbike. Niestety tam nie mieli, przez miasto przedarłem się dziwnymi szlakami do Synkrosa. Okazało się, że tam również nie mają ale mogą spróbować sprowadzić. Zamówiłem koronki 11z (19 zł), 13z (15 zł) i 15z ( 12 zł). Niestety nie udało mi się kupić w jednym i drugim sklepie zaworków do wentyli presta... Może ktoś dysponuje starą dętką z której można wykręcić zaworek?

UPDATE (2015-09-17):
 
Tym razem to Synkros wygrał konkurs na sklep. Następnego dnia po wizycie miły telefon z potwierdzeniem zamówienia złożonego w środę :) Dystrybutor Shimano nie ma na stanie kołków plastikowych do butów ale mają się pojawić w połowie grudnia - będą jak znalazł na przyszły sezon :) Duży plus za obsługę dla Synkrosa!

 

Nie mam co na siebie włożyć... lub inaczej kupa sprzętu zero talentu...

Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 25.57km
  • Czas 01:02
  • VAVG 24.75km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 18.3°C
  • HRmax 152 ( 80%)
  • HRavg 126 ( 66%)
  • Kalorie 623kcal
  • Podjazdy 135m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dom - praca - dom czyli po mojemu DDP

Wtorek, 15 września 2015 · dodano: 15.09.2015 | Komentarze 1

O czym pisać jeżeli jeden dojazd podobny do drugiego? Może pomysły mi się kończą, a może to już jesień mnie złapała...?

UPDATE:
No to może jakaś muza? :)
 


Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 26.69km
  • Czas 01:07
  • VAVG 23.90km/h
  • VMAX 38.10km/h
  • Temperatura 20.4°C
  • HRmax 148 ( 77%)
  • HRavg 123 ( 64%)
  • Kalorie 656kcal
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostatnia setka

Poniedziałek, 14 września 2015 · dodano: 15.09.2015 | Komentarze 2

Mój 66. w tym roku dojazd do pracy zainaugurował ostatnią setkę, która brakuje mi do osiągnięcia celu założonego na ten rok. Do przejechania miałem w tym roku 10K km i jak dobrze pójdzie to cel zostanie osiągnięty jeszcze w tym tygodniu. 
Co ja będę potem robił jak go zrealizuje? ;)

Kategoria DDP


  • Dystans 30.62km
  • Czas 01:06
  • VAVG 27.84km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Temperatura 17.9°C
  • HRmax 136 ( 71%)
  • HRavg 115 ( 60%)
  • Kalorie 529kcal
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak niedziela no to rozjazd

Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 13.09.2015 | Komentarze 0

Ostatnio jakoś tak mi się trafia, że po sobotnich wyczynach mam niedzielny relaks. Tak prawdę mówiąc miało być  troszkę więcej przejechanych kilometrów, jednak zaistniała sytuacja skłoniła mnie do przejechania niewielkiego dystansu. W sumie z weekendu mogę być zadowolony. 200 km przejechanych we wrześniowy weekend to dystans nie do pogardzenia. Tym bardziej jeśli popatrzę z perspektywy czasu i widzę, że tydzień temu przejechałem w weekend raptem 0 km ;) Właśnie ubiegły weekend oraz 1. września odbijają mi się teraz czkawką. Gdyby nie te trzy dni... ;) No dobra, wystarczy tego gdybania... ;)
W niedzielę spokojne 30 km na szosie z kontrolą pulsu. Na koniec jeszcze mnie kusiło aby zaatakować Warnik na maksa ale na szczęście odmówiłem sobie tej przyjemności ;)

PS. zauważyłem, że każdy podjazd sprawia mi większą przyjemność niż bardzo szybki zjazd... czy tak ma być?

Kategoria do 50 km


  • Dystans 173.49km
  • Teren 50.00km
  • Czas 07:10
  • VAVG 24.21km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • Temperatura 15.2°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 3610kcal
  • Podjazdy 486m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Zaczęło się niewinnie..

Sobota, 12 września 2015 · dodano: 12.09.2015 | Komentarze 7

Właściwie to wszystko zaczęło się od drinka. Po przejechaniu w piątek 40 km z przyzwoitą prędkością nie miałem zamiaru w sobotę jechać nigdzie dalej. Może jakieś małe kółeczko...? Zrobiłem sobie drinka i wysłałem do Krzyśka z tekstem
- Zdrowie kolarzy :)
W odpowiedzi dostałem
- Jutro zalew dookoła na góralach?
Pomyślałem sobie - niezły jajcarz z tego Krzyśka. Więc postanowiłem pociągnąć ten żarcik wysyłając mu kolejne pytanie
- Dasz radę?
Kolejna odpowiedź zaskoczyła mnie jeszcze bardziej
- Pewnie nie ale co tam. O 8:00 na Głębokim.
Jeszcze kilka smsów nie wytrzymałem i zadzwoniłem. Okazało się, że Krzysiek rzeczywiście zaplanował sobie Zalew dookoła, nawet jak ja bym nie jechał to pojechałby samotnie. Ja jednak martwiąc się bardzo o zdrowie mojego przyjaciela zaproponowałem mu inne, nie mniej ambitne wyzwanie - Świnoujście przez Wolgast na góralach. Dla siebie zachowałem jednak szczegóły trasy. Zresztą sam do końca nie wiedziałem co nas czeka. Jednak wiedząc mniej więcej jak Garmin Connect wynajduje trasy byłem przekonany, że może nie być łatwo.
Zamiast Głębokiego na miejsce zbiórki wybraliśmy stację BP na Lubieszynie. Cały czas się dziwię dlaczego na miejsce zbiórki w Szczecinie wybiera się Głębokie? Droga w stronę Dobrej przez Wołczkowo bardzo średnia jakościowa i czasami pełna pędzących na łeb i szyję aut. Wyjazd przez Pilichowo też nie za bardzo. Wg przepisów powinno się jechać DDRką, a ta która prowadzi do Pilichowa średnio się nadaje na szosę. Jadąc jezdnią łamiemy przepisy i narażamy się na gniew i niebezpieczeństwo ze strony ZPLi pędzących z i do Polic.
Początkowo start z BP miał nastąpić o ósmej, jednak horror jaki zafundowali Polacy w meczy z Iranem troszkę opóźnił nasz start, który ostatecznie został przełożony na godzinę dziewiątą. Miałem bliżej, więc byłem wcześniej. Na stacji dokupiłem jeszcze wodę do plecaka, a w Maku zamówiłem kawę. W momencie gdy kawa była prawie gotowa nadjechał Krzysiek. Okazało się, że nie umawiając się ubraliśmy się prawie tak samo ;) Ja dodatkowo ze względu na mokre asfalty założyłem ochraniacze na buty, a na rower krótkie "błotochrony".


Gotowi do startu - Lubieszyn godzina 09:10

Przez Bismark, Plowen, Mewegen pustymi asfaltami jechało się bardzo przyjemnie. Tak było do momentu gdy dotarliśmy do drogi łączącej Grunhof z Viereck. Ta zazwyczaj pusta droga okazała się w ten sobotni poranek nabita niczym Wyszyńskiego w szczycie. Przyczynę tego stanu rzeczy poznaliśmy dojeżdżając do Uhlenkrug. Okazało się, że właśnie tam odbywa się bardzo popularny w tym rejonie Flohmarkt, czyli giełda różności... Cała Meklemburgia chyba tam zjechała. 
Luźniej zrobiło się dopiero na DDRce prowadzącej do Torgelow. Nie zatrzymując się od samego Lubieszyna minęliśmy Torgelow kierując się najkrótszą drogą do Anlklam. Wybór drogi na samym początku trafiony w dychę. Od Torgelow bardzo fajna DDRka prawie  do samej drogi krajowej 109. No i tu zaczęła się "jazda". Auto za autem w jedną i drugą stronę i my w samym środku. Na całe szczęście mieliśmy wiatr w plecy i dzięki temu mogliśmy poruszać się bardzo żwawo. Jednak nie był to najprzyjemniejszy fragment naszej wycieczki. Do Anklam docieramy po niecałych 4 godzinach jazdy non stop. Na szosach pewnie byłoby szybciej, jednak szosy nie zagwarantowałyby nam atrakcji jakie mieliśmy później. W Anklam na ryneczku robimy pierwszy postój. Rynek jest w remoncie od ponad roku i jakoś nie widać końca tego remontu.
Na rynku w Anklam trafiliśmy przypadkiem na jakiś festyn, na którym nie zabrakło symboli DDR ;) Tabi w trzech odsłonach


Strażak


Karawan


Polizai

Na rynku spędziliśmy nie wiele czasu bo chcieliśmy mieć jak największy zapas na ostatnie 60 km. Nie wiedząc jaka droga będzie dalej woleliśmy nie ryzykować spóźnienia na pociąg. Zaraz za Anklam wjeżdżamy na nieznany nam teren. Początkowo jedziemy normalnie asfaltem jakąś landówką do momentu gdy nawigacja nakazuje zjechać z drogi na płyty. Karnie wykonujemy polecenie. Nie są to jednak równiutkie płyty do jakich przyzwyczaili nas Niemcy w przygranicznych wioskach. Jednak na rower górala nadają się bez kłopotu. Nawet na takich kółkach na jakich pojechał Krzysiek. Jednak po kilku kilometrach płyty się kończą i zaczyna się kostka. Kostka, której szosą nie odważyłbym się przejechać. Lawirujemy trochę bokami bo błocie omijając ostre kamienie na drodze. Nasza prędkość dramatycznie maleje. Jazda po błocie kosztuje nas dużo więcej siły. Dobrze, że oszczędzaliśmy się wcześniej. Po następnych kilku kilometrach mordęgi kolejny zakręt. Tym razem wjeżdżamy w las. Kostka się kończy, a zaczyna się ziemia z ogromną ilością dziur i kałuż. Zaczynają się również podjazdy i zjazdy w tym nie za gościnnym terenie. Nie narzekający do tej pory na nic Krzysiek zaczyna narzekać ;) Nie na drogę ale na mnie. Rozkazuje mi abym następnym razem nie wybierał takich dróg. No cóż, nie wielki miałem na to wpływ. Drogę wybrał "Pan GPS" :)
 

Między Anklam a Wolgast
 
Wcześniejsze płyty oraz kostka a potem około 15 km takiej drogi skutecznie obiło nam tyłki. To był nasz główny problem w tym momencie. Jednak na szczęście byliśmy coraz bliżej celu i nasze obolałe siedzenia w końcu miały zmienić pozycje na wygodniejsze. W Wolgast nie spędziliśmy zbyt wiele czasu. Na zwiedzanie tego (wydaje się) ładnego miasteczka trzeba znaleźć czas kiedy indziej. Pewnie w przyszłym roku jak zrobi się troszkę cieplej jeszcze raz odwiedzę Wolgast. Z miejsc które mieliśmy okazję zobaczyć największe wrażenie zrobił na nas most zwodzony przez który przejechaliśmy. Zupełnie inna konstrukcja niż ten w Usedom. Konstrukcja inna ale wrażenie równie ogromne.


Most zwodzony w Wolgast 
 
Za Wolgast na początku świetna DDRka, później troszkę chodnika i znowu DDRka. W Zempin czujemy, że dotarliśmy nad morze. Zapach lata wciąż czuć w powietrzu, a krajobraz zmienia się na typowo uzdrowiskowy. Ładnie utrzymane domy letniskowe z klimatycznymi restauracjami, a po drugiej stronie ulicy las i zejścia na plażę. Przy wyjeździe z Zempin mylę drogę i wyjeżdżam na ruchliwą drogę krajową. Gdy jedziemy tak chwilę w sznurze aut zauważam po lewej stronie rowery jadące po wale. Zatrzymujemy się i postanawiamy przebić się przez jezdnię i wspiąć się na wał. W miarę sprawnie wychodzi nam ten manewr.


Przez barierki na wał

Jedziemy wałem wśród coraz większej ilości rowerów. Myślę sobie, że tyle razy w tym roku byłem nad morzem lecz ani razu nie udało mi się być na plaży.
Decydujemy się zjechać z wału i na chwilę wpaść na plażę. Zjeżdżamy najbliższym zjazdem i po chwili jesteśmy na piasku. Krzysiek od razu zauważa, że "ci Niemcy" to są dziwny. Nie opodal nas leży naga kobieta. No cóż myślę, zdarz się... Idziemy w kierunku morza aby zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. W tem z drugiej strony przechodzi naga para... i idzie w kierunku wody.
Myślę sobie - Niemcy byli zawsze mniej pruderyjni niż Polacy ale żeby aż tak...? ;)
  

Zejścia na plażę są co 200 metrów... musiałem wybrać właśnie ten. Oczywiście ogromnego znaku nie zauważyłem
 
Robimy tych kilka pamiątkowych zdjęć i ruszamy szybciutko dalej.
 

 

Krzychu - zdejmuj ciuchy - jesteśmy na FKK ;)
 




 
Próba jazdy po piasku. W końcu się zakopałem.

Ruszamy dalej jak się później okazało na najfajniejszy fragment naszej wycieczki.
Jazd lasem wzdłuż wybrzeża jest rewelacyjna. Świetne tereny i to wcale nie łatwe do przejechania. Są momenty gdy droga prowadzi 16% podjazdami. Z dużą satysfakcją podjeżdżam je wszystkie widząc jak reszta ludzi ledwo co podprowadza rowery. Prawie 10 tys. km przejechane w tym roku wyszło mi chyba na dobre. Co prawda po każdym takim podjeździe dyszę jak stara lokomotywa spalinowa ale i tak mogę być z siebie zadowolony. Jakieś 20 miesięcy temu gdy paliłem jak smok takie podjazdy i to po przejechaniu 130 km byłby dla mnie nie do pokonania. Jeszcze nie raz tam pojadę, bo tereny są naprawdę bardzo zacne.
Jak zwykle zbyt późno wymieniłem baterie w kamerze i nie nagrała się jedynie końcówka tej trasy przed samym Heringsdorf. Szkoda... ale będę miał przynajmniej pretekst aby pojechać tam jeszcze :)
W Heringsdorfie są strefy gdzie nie można jeździć rowerem. Między innymi taka strefa jest przy molo. Była zatem okazja na zrobienie fotki.


Molo w Heringsdorfie

Później przez zatłoczony Ahlbeck  do granicy. Ulice nadmorskich miejscowości jeszcze bardzo zatłoczone, ciężko się jechało ten odcinek. Oczy trzeba było mieć dookoła głowy aby na kogoś nie wjechać ani nikt na nas nie wjechał.
Szczęśliwie docieramy do granicy. Po raz pierwszy przejechałem całą nową drogę łączącą Ahlbeck ze Świnoujściem. Ostatni raz gdy tu byłem (jakieś 5-6 lat temu) jechałem jeszcze lasem.
Kolejne pamiątkowe foty na samej granicy.





W Świnoujściu byliśmy około półtorej godziny przed odjazdem pociągu. Nie było powodu aby nie uczcić tego bardzo przyjemnego wyjazdu. Jeśli gdzieś to trzeba uczcić to tylko w DeGrasso. Tym razem zamiast penne z kurczakiem wybraliśmy po pizzy. Do tego aby uzupełnić ubytek soli mineralnych należał się izotonik ;)
 


Po tej boskiej uczcie lecimy na prom. Troszkę to trwa zanim się zapełnił i odbił. Po drugiej stronie jesteśmy o 17:30, mamy tylko 11 minut do odjazdu pociągu. Krzysiek zabiera rowery do oczekującego już na peronie Impulsa ja natomiast lecę do kasy. Oczywiście kolejka... Pani kasjerka nie zbyt szybko obsługuje kolejne osoby. Do odjazdu 3 minuty, a przede mną jeszcze jedna osoba. Płatność kartą dodatkowo zamiast skrócić wydłuża czas oczekiwania. W ostatniej chwili kupuję bilet i wpadam na peron. Drzwi w Impulsie pozamykane, a naciśnięcie na przycisk przy drzwiach nie powoduje żadnej ich reakcji. Biegnę do następnych i te na szczęście się otwierają. Wpadam do pociągu, który po chwili rusza. Krzysiek też nie załapał się na dobre miejsca i zajął nam przedział dla inwalidów przy samej toalecie. Dzięki temu zostałem ekspertem od toalet w Impulsach. Kilka osób nie raziło sobie albo z otwarciem albo z zamknięciem WC. Jedna dziewczyna jak już weszła to nie zablokowała drzwi, które otworzył chłopak gdy ona... ;)))
 

Luksusy w Impulsie

PS. Po raz kolejny dzięki Krzysiu za świetną wycieczkę ;) 


Witajcie w przyszłości ;)
 
 




  • Dystans 45.70km
  • Czas 01:33
  • VAVG 29.48km/h
  • VMAX 42.10km/h
  • Temperatura 15.9°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 139 ( 73%)
  • Kalorie 1028kcal
  • Podjazdy 222m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po deszczu...

Piątek, 11 września 2015 · dodano: 11.09.2015 | Komentarze 2

Cały dzień czekałem aż się przejaśni... potem plan był prosty - szybka setka na szosce. Dwa tygodnie "postu" od szosy spowodowały głód szosowej prędkości. W pierwszej wersji jaśniej i sucho miało się zrobić około 16tej. Czekałem, czekałem i się nie doczekałem. Cały czas padało raz mocniej raz słabiej. Minęło 17 i dalej coś tam z nieba delikatnie kropiło. O 17:30 zmiana planów. Na szosową setkę nie było już szans więc aby cały dzień nie był zmarnowany dopompowałem Gianta na 2,5 bara i w drogę. Dość szybko buty miałem mokre od wody spod kół. Co ciekawe zauważyłem, że zawsze pierwsza mokra jest prawa stopa. Ciekawe dlaczego? Żałowałem, że nie ubrałem ochraniaczy ... góra na krótko i ochraniacze na butach :) Tak to powinno wyglądać. Właśnie tak, dziś pojechałem zupełnie na krótko, spodenki 3/4 i krótka koszulka. Może to spowodowało, że aby się ogrzać od początku poszedł ogień. Nie wierzyłem, że kiedyś na MTB pojadę prawie jak Grzesiek ;) Wiem, wiem brakuje jeszcze sporo jednak i tak jestem zadowolony, że udało mi się przejechać na góralu 45 km z taką średnią i to samemu :)
Na zdjęcia dziś nie było czasu! Bo od początku było ogień... choć mogłem jeszcze mocniej w kilku momentach przycisnąć.
  
Kategoria do 50 km, solo


  • Dystans 24.30km
  • Czas 00:59
  • VAVG 24.71km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Temperatura 16.2°C
  • HRmax 152 ( 80%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 653kcal
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ucieczka

Czwartek, 10 września 2015 · dodano: 11.09.2015 | Komentarze 2

Przez cały tydzień synoptycy i wszelkie prognozy pogody myliły się w stosunku do rzeczywistości. Przez ostatnie kilka dni udawało się uniknąć deszczu, jednak od kilku dni w plecaku na wszelki wypadek woziłem już deszczówkę. W końcu musiał nadejść ten dzień gdy trafią ze swoimi przepowiedniami. Rano jeszcze wszystko było zgodnie z planem, dojazd do pracy w bardzo fajnych warunkach. Oczywiście jeżeli nie liczyć chłodu, do tego jednak już powinienem się przyzwyczaić. Po nauczce otrzymanej w ubiegłym tygodniu postanowiłem rozwiązać w jakiś sposób kwestię czerwonych świateł. Dojeżdżając do pracy w tym roku po raz 65 znam już na pamięć ich cykle i wiem ile mi przyjdzie czekać na możliwość przejazdu. Widząc sekwencję świateł z daleka można zaplanować alternatywny przejazd. Na pierwszym skrzyżowaniu ze światłami czyli na ulicy Południowej alternatywą na podwójne czerwone jest odbicie w lewo i przejechanie przez teren McDonalds i Castoramy. Wyjeżdżamy bezpośrednio na Rondzie uniwersyteckim. Kolejne światła (tam gdzie zostałem ostatnio złapany) można ominąć przejeżdżając przez parking KFC :) Tak samo jest na kolejnych światłach. Gdy mam czekać na zielone wolę odbić kilkanaście metrów w prawo i przejechać przy Bricomanie. Na następnym skrzyżowaniu taka sama sytuacja. Tym razem "objazd" jest odrobinę dłuższy. Znowu zakręt w prawo i jedziemy przez teren CH Molo. Na końcu trafiamy na światła, których nie da się ominąć tak łatwo ;) Na Mieszka - Piastów przy odrobinie pecha postoimy chwilę. Szansa pojawia się dopiero przy Dąbrowskiego gdy mogę odbić i zaatakować "Ale Urwał" :)

Na powrót z pracy od razu ubrałem deszczówkę. Ruszając z Piotrem zaczęliśmy ucieczkę przed deszczem. Jak się okazało miałem więcej szczęścia niż Piotr. Zaledwie kilka kropel dosięgło mnie na Cukrowej. Dopiero gdy byłem już bezpieczny w domu rozpadało się na dobre ;) Udana ucieczka :) 

Dojazd do pracy i powrót poniżej jednej godziny. To mniej więcej tyle ile trzeba przeznaczyć na dojazd i powrót autem, czyli krótko - przyjemnie z pożytecznym.
 
  
Ehhh.... te korki ;)
Kategoria do 50 km, DDP


  • Dystans 27.35km
  • Czas 01:03
  • VAVG 26.05km/h
  • VMAX 39.70km/h
  • Temperatura 15.7°C
  • HRmax 161 ( 84%)
  • HRavg 138 ( 72%)
  • Kalorie 757kcal
  • Podjazdy 212m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeszcze raz do pracy

Środa, 9 września 2015 · dodano: 09.09.2015 | Komentarze 0

Nie wystraszył mnie zapowiadany na popołudnie deszcz. Kurtka do plecaka i do pracy. Rano normą już się stało, że jedziemy na długo. Poranna temperatura w granicach 10°C-12°C to teraz już norma. Tym razem zamiast długich spodni założyłem nogawki z nadzieją, że powrót będzie na krótko. Nie stało się tak i powrót również w nogawkach. Synoptycy pomylili się jednak i deszczu nie było. Troszkę wydłużając powrotną drogę zupełnie na sucho wróciłem do domu.
Jutro jeszcze raz do pracy, a na piątek zaplanowałem wolne. Może uda się wykręcić coś dłuższego niż 25 km ;)

W ramach nagrody za powolutku kończący się sezon sprawiłem sobie prezent w postaci zdjęć z maratonu dookoła jez. Miedwie ;)


Wspomnień czar... W przyszłym roku będzie lepiej!
 
Kategoria do 50 km, DDP


  • Dystans 24.83km
  • Czas 01:00
  • VAVG 24.83km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 16.6°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 689kcal
  • Podjazdy 148m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miszcz parkowania!

Wtorek, 8 września 2015 · dodano: 08.09.2015 | Komentarze 0

Wczoraj jadąc z pracy zupełnie przypadkiem okryłem, że na Mieszka I przy zaczynając od skrzyżowania z Bohaterów Warszawy zaczyna się segment. Nie jest to byle jaki segment ale segment z przeszkodami. Przeszkody są w różnej postaci. Mogą to być przystanki, czerwone światła i oczywiście piesi, ponieważ pierwszą część segmentu jedziemy chodnikiem ;) Żeby było "łatwiej" segment kończy się.... przy Rondzie Uniwersyteckim. Łącznie do przejechania 2,43 km. Na początek kilka metrów pod górkę, później płasko, zjazd, znów zmarszczka i płaska końcówka poprzecinana wjazdami na stację benzynową, osiedle i parking ;)
Wczoraj jadąc sobie dość żwawo lecz nie za szybko udało mi się go przejechać z siódmym czasem. Dzisiaj jak to mówi Bartek był warun więc postanowiłem zaatakować gagatka ;) Liczyłem na przesunięcie się o 2-3 pozycje do góry, nie sądziłem że uda mi się go przejechać z najlepszym czasem ;) Kolejnego "zawodnika" udało mi się pokonać aż o 18 sekund!
Jeszcze dwie chciałem napisać o dwóch rzeczach.
1. przejazd z prędkością 42 km/h przez skrzyżowanie na Bramie Portowej zdziwił nawet mnie uczucie fantastyczne jechać po centrum, w szczycie z taką prędkością! Banan na ryjku bezcenny!
 

Fajnie tak...

2. na koniec aby nie było, że wszystko dzisiaj jest wspaniale chciałem przedstawić MISZCZA! Wszyscy powinniśmy się uczyć od niego jak się znajduje miejsca parkingowe!
 

Brawa dla MISZCZA!

   
Jeszcze coś na rozweselenie. Czy na ProTourze peleton może pomylić drogę? Zobaczcie!!! Tour of Alberta 2015




Kategoria DDP, do 50 km