Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 75.99km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:18
  • VAVG 23.03km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 157 ( 78%)
  • HRavg 134 ( 67%)
  • Kalorie 2312kcal
  • Podjazdy 559m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przygoda, przygoda każdej chwili szkoda...

Wtorek, 18 czerwca 2013 · dodano: 19.06.2013 | Komentarze 3

Przygoda, przygoda każdej chwili szkoda na prowadzenie roweru zamiast na jeżdżenie na nim... :)
Zaczęło się jak zwykle - sms od Pawła - Jedziemy dzisiaj? Oczywiście, że jedziemy. I tak w planach miałem jakiś trening przed maratonem w Świdwinie więc we dwójkę zawsze raźniej. Co prawda miałem jeździć na szosie ale Paweł zaproponował Puszczę Wkrzańską. Pomyślałem, a co mi tam mogę pojeździć po lesie. Dojazd do Puszczy kosztował troszkę stresu ale cóż, tak do bywa kiedy jedzie się przez miasto. Kiedy dojechaliśmy do puszczy zaczął się mój koszmar za to Paweł był w swoim żywiole. Pokonywał prawie pionowe podjazdy i zjeżdżał z pionowych zjazdów. Dla mnie to było odrobinę za dużo... Szczególnie na niektórych zjazdach miałem przerażenie w oczach. Po prostu się bałem. Nie jeździłem wcześniej w takich warunkach a zatem brak mi doświadczenia i w związku z tym techniki. Merida w moim wydaniu nie jest stworem zwinnym jak kozica i źle się czuję pokonując szybkie i kręte zjazdy oraz trudne technicznie podjazdy. Wydaje mi się, że jest za duża na jazdę w takim lesie... Powiedziałem to Pawłowi a on się nade mną zlitował i zaproponował wyjazd z Puszczy przez Tanowo i dojazd do jez. Świdwie. Ucieszyłem się na tą propozycję. Jak ryba w wodzie poczułem się jednak dopiero po wyjechaniu na ścieżkę prowadzącą z do Tanowa i dalej w kierunku Dobieszczyna. Objąłem prowadzenie i narzuciłem żywe tępo. Paweł, który w lesie dał mi lekcję tym razem ledwo co nadążał trzymając się mojego koła. Każda próba przyspieszenia była stopowana prośbą o zwolnienie. Jechało mi się tak dobrze, że zaproponowałem powrót przez Hintersee i wzdłuż granicy do domu. Minęliśmy Dobieszczyn i zameldowaliśmy się na ścieżce prowadzącej do Loeknitz. Paweł, który był tam po raz pierwszy nie mógł się nachwalić jak tam jest świetnie. Jednak trwało to tylko chwilę! Po przejechaniu kilkuset metrów słyszę STOP! Staję i wracam. Okazuje się, że Paweł w tylnej oponie złapał gumę. Powietrze mu zeszło prawie natychmiast. Chwila konsternacji... Mamy oponę, łatki ale nie mamy POMPKI!!! Wyjeżdżając z domu chciałem ją włożyć do kieszeni w koszulce ale niestety w tą koszulkę w której byłem nie zmieściła się... Uznaliśmy, że jest taka ładna pogoda i tylu rowerzystów, że ktoś nam pomoże... Tutaj zgubna okazała się zmiana planów. Na drodze do Dobieszczyna bajkerów było mnóstwo. Po niemieckiej stronie nie było żywego ducha! Co robić? Jedyne wyjście to jadę co sił do domu po samochód a Paweł idzie w kierunku Loeknitz prowadząc rower. Niestety znów pech. Opona została przebita w miejscu najbardziej oddalonym od domu. Do przejechania miałem jakieś 45 kilometrów. Ruszyłem co sił, jednak co raz szybciej zapadał zmrok. Jadę na Grunhoff i kieruję się na Pampow. Na GPS widzę jakiś skrót - pomyślałem będzie szybciej, bo kierunek drogi jest dobry. Niestety zamiast trafić do Blankensee docieram do Menwegen... Myślę gdzie jest te cholerne Blankensee!? Akurat tamtą drogą jeszcze nie jechałem i w końcu nie wiedziałem jak mam jechać... Zdecydowałem się w Bock, że ruszę po kierunkowskazie na Blankensee. Docieram w końcu do wioski i przekraczam granicę (jak się okazało później mój "skrót" okazał się wydłużeniem drogi o ładnych parę kilometrów). W Buku zdecydowałem się zadzwonić do Pawła z informacją, że już jestem w Polsce i niech się nie denerwuje bo troszkę mi to jeszcze zajmie. Dzwonię i ...odzywa się sekretarka. Strach w oczach - pomyślałem, że nie ma roamingu - jak ja go teraz znajdę? Przyszedł czas aby coś zrobić - telefon do Kodka - przyjeżdżaj! Jadę dalej. Mijam Dobrą i docieram do Lubieszyna. Pojawia się Kodek. Wkładamy rower do auta i jedziemy do domu po mój samochód. Wpadam do domu i dostaję sms od Pawła - jest w Rotten... coś i ma 8 km do Loeknitz - tak mi napisał. Odpisuję, że już po niego jadę. W samochód i gnam ile fabryka dała. Jest już ciemno, docieram do Lubieszyna a tam... kolumna Zoll i Polizai.. Miałem pecha jechali dokładnie zgodnie z przepisami do samego Loeknitz! Nie miałem wyjścia, jadę za nimi. W Loeknitz skręcam i kieruje się na Hintersee. 2 km za Loaknitz dostrzegam zmęczonego Pawła. Pakujemy rower do auta i wracamy do domu... O 23 wreszcie jesteśmy na miejscu.

Nauczka z tej wycieczki jest taka - zawsze zabieraj pompkę i zawsze licz na siebie!
.
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 39.53km
  • Czas 01:20
  • VAVG 29.65km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 159 ( 79%)
  • HRavg 145 ( 72%)
  • Kalorie 1061kcal
  • Podjazdy 219m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Idealnie part 2 - czyli dwa miesiące później

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 0

Dzisiaj był dzień idealny aby sprawdzić czy poczyniłem jakieś postępy w mojej pracy nad formą. Okazja ku temu była wyśmienita ponieważ warunki okazały się optymalnie. Wybór padł na trasę, którą pokonałem dokładnie 16.04. i zatytułowałem ją "Idealnie.." . Różnica była jedynie w temperaturze. Jednak nie wiem czy tym razem temperatura była moim sprzymierzeńcem czy też lekki upał przeszkadzał w jeździe.
Wróćmy do porównania. Dwa miesiące temu na pokonanie 40-kilometrowej trasy potrzebowałem 1:27 h tym razem wystarczyło mi 1:20 h czyli jak łatwo wyliczyć czas poprawiłem o 7 minut na tych 40 kilometrach. Automatycznie podskoczyła średnia z 27,24 km/h do 29,5 km/h czyli aż o dwa km na godzinę. Nie wiem co oznacza wyższe tętno ale dzisiaj zarówno średnie jak i maksymalne było wyższe i to wyraźnie. Co ciekawe, mimo wyższego tętna spaliłem aż o 200 kcal mniej.
Wniosek jest taki - jak mówi mój Guru od kolarstwa - Grzegorz - aby jeździć trzeba jeździć. Efekty powoli przychodzą. Wtedy byłem zachwycony osiągniętą średnią teraz jestem zadowolony i wiem, że można spokojnie ją jeszcze poprawić - postaram się o to!
Tak na marginesie - przygotowania do wyścigu w Świdwinie uważam za rozpoczęte!

Jeszcze małe uzupełnienie do wpisu na temat wyścigu w Choszcznie. Krzysiek słusznie zwrócił mi uwagę na mój czas w miejscowości Rembusz gdzie był pierwszy punkt kontrolny. Okazało się, że po przejechaniu 31 km miałem jeden z najgorszych czasów wśród wszystkich uczestników (1:13 h)(tak podał organizator). Na 192 uczestników miałem 19 czas... od końca! Na przejechanie następnych 64 kilometrów potrzebowałem jedynie 1:50 h. Z tego część odcinka pod spory wiatr! Wniosek: następnym razem potrzebuję mocniejszej rozgrzewki! Te pierwsze 30 km powinienem przejechać maksymalnie w 1 h. Pierwsze 31 km przejechane ze średnią prędkością 25 km/h a następne 64 km z prędkością średnią aż 35 km/h - nie rozumiem :)
-

-
Czasy pośrednie:
(odległość - czas - prędkość odcinka (10 km) - prędkość trasy)
10 km - 0:20:52 - 28,754 km/h - 28,754 km/h
20 km - 0:39:40 - 31,915 km/h - 30,252 km/h
30 km - 0:59:18 - 29,388 km/h - 29,958 km/h
40 km - 1:17:47 - 28,167 km/h - 29,506 km/h *

* faktyczna odległość 39,53 km
Kategoria do 50 km


  • Dystans 94.98km
  • Czas 03:04
  • VAVG 30.97km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 167 ( 83%)
  • HRavg 149 ( 74%)
  • Kalorie 2559kcal
  • Podjazdy 451m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mój osobisty Mount Everest - Pętla Drawska 2013

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 15.06.2013 | Komentarze 2

Maraton rowerowy Pętla Drawska 2013 - mini 96

Mini96 OPEN - 88/193 (strata do zwycięzcy 37 min, strata do miejsca 87 - 2 sek.)
Mini96 M4 - 18/37 (strata do zwycięzcy 37 min, strata do miejsca 17 - 2 min 47 sek.)

Po przygotowaniach i rozgrzewce przyszedł czas na start. Wcześniejsze rozpoznanie grup za dużo mi nie dało. Wiedziałem, że u mnie w grupie startują 2-3 osoby, które mocno pocisną od samego startu oraz ludzie, którzy pojadą turystycznie a także bliżej mi nie znani (to znaczy nie mogłem znaleźć o nich żadnej informacji). Na grupę "przed" nawet nie patrzyłem, bo bym musiał gonić kogoś od samego początku a wiem, że moje rozgrzewanie trwa dość długo i nie mogłem przesadzić na starcie ale za to trzy minuty po mnie startowały dwie osoby, które pasowały mi czasowo. Między innymi Ewa Karpienia, która na Gryflandzie wygrała swoją kategorię z czasem 4 min lepszym ode mnie :)
Na starcie zero spinki, wyjechałem na końcu. Już na ulicach Choszczna grupa podzieliła się na dwie podgrupy. 3 osoby pojechały szybciej a ja zostałem w grupie wolniejszej. Po kilku metrach wiedziałem, że jadąc wolno na starcie dużo stracę, bo moja mała grupka też zaczęła się rwać. Nacisnąłem mocniej i dogoniłem dwie osoby, które zdążyły się urwać. Pomyślałem sobie, że pracę czas zacząć. Po kilku słowach postanowiliśmy troszkę pojechać. Jednak nie było to coś co oczekiwałem. Wchodząc na zmianę wyraźnie przyspieszaliśmy a schodząc z niej znowu zwalnialiśmy. Nie było sensu tak jechać więc pociągnąłem na zmianie dłużej. Na dwunastym kilometrze szczęście się do mnie uśmiechnęło. Jadąc tak na czele swojej małej grupy a właściwie ich ciągnąc mija nas trzyosobowy skład, który wyruszył 3 min po nas. Koleś z przodu krzyczy do mnie - wskakuj do nas. Nie trzeba było mi powtarzać. Załapałem się na koło i pojechaliśmy we czwórkę zostawiając moją starą grupę bez żalu :) Nie chcąc wypaść źle popracowałem sobie ciężko, jak się okazało było za ciężko. W końcu koleś, który mnie zaprosił do nich powiedział, że bym nie dawał tak długich zmian - mamy zmieniać się po ok 1 min. Niestety dla mnie było już za późno. Chodząc ze swojej długiej zmiany byłem już tak ujechany, że nie starczyło siły na złapanie się na koło... odpuściłem. Przejechałem z nimi ok 10 km. Z tej historii jest lekcja. Zmiany mam dawać nie tak długie jak dawałem i nie mam jechać na zmianie tempem jakim oczekuje grupa tylko swoim tempem. Zostałem sam! Nie jechało się źle, mięśnie miałem rozgrzane więc przez jakiś czas kogoś doganiałem i wyprzedzałem. W końcu trafiłem na starszego gościa na bardzo starej kolarzówce Colnago przerobionej na treking. Ruszyliśmy razem. Nie była to porywająca jazda, ale wiedząc że sam się znowu ujadę mogłem troszkę odpocząć. Znajomość ta okazała się pożyteczna jeszcze z innej strony. Gość z którym jechałem był miejscowy i chyba już parę razy startował w tym maratonie więc dobrze znał teren i pułapki czyhające na kolarzy. Ostrzegał gdzie na zakrętach leży piach, po której stronie drogi jechać i oczywiście którędy jechać. Tak przejechaliśmy kilka kilometrów. I wtedy stało się to na co czekałem! Na około 40 kilometrze dogoniła mnie Ewa, na którą tak czekałem a wraz z nią jeszcze jeden młody koleś. Dalej ruszyliśmy w czwórkę. Ładnie się przedstawiłem Ewie i nawet przyznałem się, że na nią czekałem. Tempo zdecydowanie wzrosło bo wreszcie było komu pracować. Bardzo ładnie pracowała Ewa, ja starałem się dotrzymać jej kroku, młodego kolegę trzeba było namawiać do zmian ale je dawał na końcu wiózł się gość z którym jechałem wcześniej. Jak poprosiłem, żeby troszkę popracował powiedział, że na rowerze którym jedzie to się nie da... Więc w mojej głowie powstał pomysł aby go zgubić (nie miałem szczęścia w Gryficach, gdzie wiózł się też starczy gość, który notabene mnie wyprzedził na mecie. Nie udało mi się go zgubić mimo, że ze cztery razy próbowałem). Tym razem nie byłem sam. To był 65 km i miejscowość Brzezina. Zaczął się dłuższy podjazd. Nasza mała grupka podzieliła się na dwa. Ewa i młody pojechali z przodu a ze mną został starszy gość. Widziałem, że podjazd jest długi i będzie wolny więc ustawiłem się za starszym panem czekając jak Ewa wypracuje większy dystans. W pewnym momencie wiedząc, że mam jeszcze sporo siły a górka będzie się troszkę ciągnęła przycisnąłem mocniej i po kilku chwilach przeskoczyłem do Ewy i młodego. Zaraz potem był zjazd, na którym rozpędziłem się do 50 km/h. Bałem się przez chwilę, że zgubię Ewę i młodego ale na szczęście mnie dogonili. Odtąd jechaliśmy w trójkę mijając kolejnych uczestników. Byli też tacy co mijali nas, jednak wspólnie pracowało się na tyle dobrze, że nikt nie miał ochoty na inne tempo. I tak w trójkę minęliśmy Dolice. Młody wyraźnie słabł i nie miał już ochoty na dawanie zmian. Tym bardziej, że ze zmianą kierunku zmienił się też wiatr. Tym razem jechaliśmy dokładnie pod wiatr. Nasza bardzo dobra do tej pory prędkość zdecydowanie spadła. Wtem w oddali wypatrzyłem samotnie jadącego kolarza. Coś mi się wydawało, że znam tą koszulkę. Przecież taką samą ma Krzysiek. Wtedy odrobinę przyspieszyłem i moim oczom w całej okazałości ukazał się Krzysiek. Jednego złapaliśmy ale niestety młody odpadł. Postanowił, że poholujemy Krzyśka i damy mu odpocząć bo był nie źle ujechany (nie zazdroszczę samotnej jazdy) a w dodatku łapały go skurcze. Ciągle krzycząc mobilizowałem go do walki, jednak on upierał się, że nie da rady. W końcu postawił na swoim, na kolejnym podjeździe stanął i powiedział, że musi odpocząć. No i stało się co miało się stać - zostaliśmy sami z Ewą. Już do końca jechaliśmy razem walcząc na zmianę z nasilającym się wiatrem. Jednak nie odpuściliśmy i razem dojechaliśmy do mety. Jak się okazało Ewa zajęła 3 miejsca w Mini Open Kobiet oraz pierwsze miejsce w K4 z dużą przewagą. Gratuluję!!!
Na mecie nawet nie byłem specjalnie zmęczony, nie miałem żadnych skurczy czy bólu nóg. Jedyne co to brakowało mi wody. Co prawda została połowa bidonu ale z obrzydliwie słodkim izotonikiem. Na następny wyścig muszę zabrać wodę. Z zapasów jedzenia, które ze sobą zabrałem zużyłem tylko jeden żel na ok. 40 km ;)

Jestem bardzo zadowolony z sobotniego wyścigu.
Przejechałem po raz pierwszy w życiu 95 km bez zsiadania z roweru i to w 3 godziny i 4 minuty. I właśnie to jest mój osobisty Mount Everest!

Oczywiście na tą chwilę. Ciągle się uczę i zdobywam kolejne doświadczenia. Przydadzą się one w kolejnych startach! Tym razem zamiast w Gorzowie w przyszłym tygodniu startuję w Świdwinie :)
Do zobaczenia!

W wyniku okoliczności, które zauważył Krzysztof postanowiłem dokładniej przeanalizować czasy na trasie.

Analiza międzyczasów /dystans-czas-średnia/ dane odczytane z GPSa:
10 km - 0:20:03 - 29,93
20 km - 0:39:08 - 30,66
30 km - 0:59:19 - 30,35
40 km - 1:18:58 - 30,39
50 km - 1:38:39 - 30,41
60 km - 1:57:30 - 30,64
70 km - 2:14:08 - 31,31
80 km - 2:33:43 - 31,23
95 km - 3:04:36 - 30,88

Pomiar prędkości w miejscowości Rembusz (nie pamiętam gdzie dokładnie był) według organizatora (firmy podającej czasy Ultimasport) wskazał mi 1:13. Według czasów odczytanych z GPS mój czas jazdy do zakrętu w miejscowości Rembusz to 1:02:03!
.

Tym razem zamiast zdjęć mam film z mojego startu dzięki uprzejmości Pawła

Trasa z 8 km rozgrzewką (czas z oczekiwaniem na start)


Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 8.09km
  • Czas 00:20
  • VAVG 24.27km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pętla Drawska 2013 Rozgrzewka

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 15.06.2013 | Komentarze 0

Tym razem przygotowania do maratonu przebiegły spokojniej niż ostatnio, choć nie obyło się bez kłopotów. Tak to jest gdy coś się robi na ostatnią chwilę. Ja niestety popełniłem podstawowy błąd przed którym wszyscy przestrzegają. Nigdy nie bierze się za naprawy czy zmiany w rowerze na chwilę przed wyścigiem. Nie ustrzegłem się tego błędu i o mało co nie skończyłoby się startem w wyścigu na Meridzie, ale po kolei.
Korzystając z okazji w piątek odwiedziłem Coolbike w sumie nie miałem nic konkretnego do kupienia ale i tak wszedłem zobaczyć co ciekawego pojawiło się w ostatnim czasie. Moja wizyta zakończyła się zakupem skuwacza Lezyne, spinki wielokrotnego użytku i smaru do łańcucha. Nie planowałem zakupu spinki, a że jestem mało asertywny dałem się namówić na spinkę za 34 zł! :)
Po południu, zszedłem do piwnicy aby sprawdzić rower i zapakować go do auta. Oglądając łańcuch stwierdziłem, że troszkę chrobocze. Próby usunięcia piasku szmatą z ropą i szczotkami skończyły się niepowodzeniem. Wpadłem więc na "genialny" pomysł, że zdejmę łańcuch i wyczyszczę go w butelce. Tak też zrobiłem. O ile zdjęcie łańcucha okazało się bardzo łatwe o tyle założenie go na stojącym na ziemi rowerze używając wyjętego trzpienia dla mnie graniczyło z cudem. Już prawie zwątpiłem, że mi się uda... No i wtedy okazało się, że błogosławieństwem była SPINKA! :) Troszkę to trwało ale spinka wylądowała na swoim miejscu. Kolejna nauczka, nie grzebiemy w rowerze przed maratonami. Drugi wniosek - czas kupić stojak serwisowy (który już kupiłem - Park Tool PCS-9). Jak już założyłem łańcuch, dopompowałem koła wrzuciłem rower do bagażnika i zacząłem się modlić aby założona spinka przetrzymała wyścig. Reszta przygotowań poszła zdecydowanie lepiej. Dzięki wskazówkom Grzegorza i Krzyśka torbę zapakowałem zdecydowanie szybciej niż dwa tygodnie wcześniej.

Sobota - pobudka 5:15, toaleta, śniadanie i w drogę do Kijewa, gdzie już czekał na mnie Krzysztof i Paweł. Jednak to co zobaczyłem kompletnie zbiło mnie z nóg! Na dachu Krzyśka samochodu nie było miejsca na mojego Treka! Na trzecim uchwycie zamocowany był monocykl!


O mało co a na mojego Treka zabrakło by miejsca. Jednak Paweł zdjął swój sprzęt i miejsce dla Treka się znalazło ;)

Po krótkich negocjacjach udało mi się wytargować miejsce. Ruszyliśmy do Choszczna. Na miejscu byliśmy przed ósmą. Od razu ruszyliśmy do biura maratonu. Rejestracja przebiegła sprawnie. Dostaliśmy numery i reklamówki gadżetów! Po obejrzeniu zawartości okazało się, że zrobiłem "interes życia" za 30 zł dostałem po pierwsze możliwość porządnego zmęczenia się a także ładną żółtą koszulkę oraz kubek termiczny z emblematami maratonu i sponsorów, kupon na smaczny dwudaniowy obiad a także na piwo i wieczorne ognisko! SUPER!
Powolutku się przebraliśmy i ruszyliśmy na rozgrzewkę. Po przejechaniu kilku kilometrów postanowiliśmy wrócić na start, ponieważ Krzysiek startował w pierwszej grupie już o 9:24
Kategoria do 50 km


  • Dystans 55.89km
  • Czas 02:21
  • VAVG 23.78km/h
  • VMAX 47.12km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 148 ( 74%)
  • HRavg 104 ( 52%)
  • Kalorie 694kcal
  • Podjazdy 331m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Locknitz z Kodkiem

Środa, 12 czerwca 2013 · dodano: 12.06.2013 | Komentarze 0

:) Przypadkiem po raz pierwszy pojechałem z Kodkiem na rower a zaczęło się tak.
Wracając w środę z pracy do domu wiedziałem, że muszę jeszcze troszkę pojeździć przed moim drugim maratonem w Choszcznie. Jednak nie za bardzo mi się chciało po bardzo ciężkim dniu w pracy. Jadąc autem wypatrzyłem na sąsiednim pasie ruchu Konrada, mojego kolegę który nie jeździ specjalnie rowerem ale zawsze mnie prosi abym dawał mu znać jak będę jechał. Mieszka w Karwowie więc bardzo blisko mnie ale nigdy nie było okazji wybrać się razem na rower. Tym razem również zaproponowałem mu spokojną wycieczkę. W odpowiedzi po chwili zastanowienia usłyszałem:
- muszę jechać z żoną do Niemiec po proszek... może potem z tobą pojadę.
Nie wiele się zastanawiając rzuciłem:
- dobra to pojedziemy rowerami do Niemiec po proszek.
- Zadzwonię - odpowiedział
Po przyjeździe do domu otrzymałem telefon: jedziemy!
Powolutku się przebrałem i leniwie ruszyłem pod górki do Konrada. 4 km w 11 min :)
No i w ten sposób ruszyliśmy bardzo spacerowym tempem do Loecknitz. Droga minęła bardzo szybko, Konrad mimo że nie jeździ prawie wcale dał radę tym spokojnym rytmem doturlać się do Netto w Loecknitz i wrócić z tamtąd. Gratulacje!
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w sklepie sprawdzić czy izotoniki mieszczą się do kieszeni mojej koszulki. Okazało się, że dwa zmieszczą się spokojnie a na upartego weszłyby i cztery :)
.

Była okazja sprawdzić czy izotoniki mieszczą się w koszulce rowerowej
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 31.70km
  • Czas 01:08
  • VAVG 27.97km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 145 ( 72%)
  • HRavg 130 ( 65%)
  • Kalorie 747kcal
  • Podjazdy 249m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeszcze raz te same górki

Poniedziałek, 10 czerwca 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 0

Po raz kolejny pojechałem na ta samą górkę. Po raz kolejny zrobiłem to samo co w ostatnim tygodniu. Jednak tym razem poszło mi troszkę gorzej. Chyba po prostu miałem gorszy dzień. Każdemu zdarzają się takie dni sukcesem w tym przypadku było samo pójście na ten trening. Zbierałem się dłużej niż zwykle i jeździłem dłużej niż zwykle, mimo że odcinek był dokładnie ten sam. Może jutro będzie lepiej?:)
Kategoria do 50 km


  • Dystans 62.03km
  • Czas 02:13
  • VAVG 27.98km/h
  • VMAX 42.90km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 138 ( 69%)
  • HRavg 123 ( 61%)
  • Kalorie 1303kcal
  • Podjazdy 321m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po krótkiej przerwie znowu na rower

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Po dwóch dniach odpoczynku od roweru, które spędziłem nad morzem w niedzielne popołudnie wyruszyłem na kolejną wycieczkę. Czułem się bardzo wypoczęty i gotowy do walki. Zaświtała mi nawet myśl aby zrobić setkę;) Jednak jakoś mi nie wyszło i stanęło na sześćdziesiątce. Też dobrze ;) Po raz pierwszy przejechałem na Treku odcinek Kreckow - Glasow. W zeszłym roku jechałem tam na Merdzie ale nie pamiętałem jaka tam jest droga. Wydawało mi się, że będzie asfalt. Okazało się, że są tam płyty pokryte leciutko asfaltem a przerwy między płytami są również wypełnione asfaltem. W miarę równo ale mogło by być lepiej :) No cóż przejechałem ten dystans bez specjalnej napinki więć średnia wyszła bardzo średnia. Jednak dobre i to! Przygotowania do maratonu w Choszcznie uważam za rozpoczęte ;)
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 36.82km
  • Czas 01:36
  • VAVG 23.01km/h
  • VMAX 44.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 140 ( 70%)
  • HRavg 110 ( 55%)
  • Kalorie 923kcal
  • Podjazdy 356m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rowerem za skuterem

Czwartek, 6 czerwca 2013 · dodano: 06.06.2013 | Komentarze 0

Po trzech dniach mocniejszej pracy przyszedł czas na mały relaks. W ramach odpoczynku wymyśliłem sobie, że pojadę Meridą na myjnie. Jako, że myjnia najpliższa znajduje się ok. 4 km od miejsca gdzie mieszkam postanowiłem, że wydłużę sobie odpowiednio tą drogę. Tak sobie ją wydłużałem, że uzbierało się ponad 30 km. W pierwszej wersji miałem pojechać jeszcze przez Blankensee ale początek jazdy uświadomił mi, że nie za bardzo się dzisiaj na to nadaję. Dopiero po przejechaniu 15 km jako tako mięśnie się rozgrzały i zaczęły pracować jak należy.
Jechałem tak sobie spokojnie ścieżką rowerową za Neu Grambow w kierunku Lubieszyna i nagle słyszę za sobą dźwięk skutera. Niby nic dziwnego. Dziwny a a zarazem ciekawy okazał się dla mnie widok jaki zobaczyłem gdy ów skuter mnie mijał. Za skuterem w równym tempie jechał... szosowiec:) Wiatr był z północy więc wiał prosto w twarz i ciężko było rozwinąć mi sensowną prędkość. Jednak dla kolesia na szosie wiatr chyba wcale nie istniał. Nie wiem na jak szybko jechali (oceniam ich prędkość na ok 45-50 km/h) i czy to był jakiś element treningu? Nie wiem też czy to był przypadek czy tak się też trenuje? Jednak widok był kosmiczny :) Jechali jak zlepieni :) W każdym razie bardzo szybko zniknęli mi z pola widzenia mimo, że poruszałem się w tym samym kierunku.
Myjnia zaliczona, Merida umyta, kalorie spalone, pogoda przyjemna, cel zrealizowany więc wycieczka jak najbardziej udana :)

PS. no i powolutku gonię Krzyśka :)
Kategoria do 50 km


  • Dystans 58.46km
  • Czas 02:00
  • VAVG 29.23km/h
  • VMAX 55.50km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 143 ( 71%)
  • HRavg 132 ( 66%)
  • Kalorie 1337kcal
  • Podjazdy 342m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prądu ci u nich dostatek

Środa, 5 czerwca 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 0

"U nich" to znaczy w NRD, bo tam jest wiatraków pod dostatkiem a od kilku dni kręcą się jak szalone. Przez te parę dni wyprodukowały już tyle prądu, że powinno wystarczyć im na bardzo długo. Wniosek z tego taki, że już mogło by przestać wiać bo bardzo to utrudnia jazdę na rowerze:) Dla jednych korzyść dla innych niedogodność. Właśnie w takich warunkach przyszło mi znowu jeździć. Zmotywowany wyczynem Krzyśka postanowiłem nie być dużo gorszy i zamiast jak ostatnio jeździć na 30 km pojechałem na dwa razy więcej. Początek był rewelacyjny. Bez większego wysiłku po 44 minutach zameldowałem się w Tantow. Potem zmiana kierunku i wmordewind. Czekała mnie nierówna walka przez ładnych parę kilometrów. Wiatr z północy, który wiał prosto we mnie towarzyszył mi od Tantow aż do samego Lubieszyna. Potem troszkę bocznego wiatru a za Dołujami już w czasem z boku czasem w plecy. Właśnie w ten "atrakcyjny" sposób upłynęły mi dwie godzinki :)
.
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 31.75km
  • Czas 01:07
  • VAVG 28.43km/h
  • VMAX 41.90km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 156 ( 78%)
  • HRavg 136 ( 68%)
  • Kalorie 816kcal
  • Podjazdy 252m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znowu to samo...

Wtorek, 4 czerwca 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 0

Dzisiaj znowu powtórzyłem wczorajszy trening. Ciekawe jest to, że znowu wyszły takie same wyniki. Ewentualne odchylenia mieszą się w granicach błędów pomiarowych. Odległość i trasa oczywiście taka sama. Jechałem mniej więcej na takiej samej średniej kadencji z takim samym tętnem średnim i maksymalnym. Takie samo wyszło mi zużycie energii czyli spalone kalorie. Nawet pogoda była taka sama jak wczoraj. Wiatr z tego samego kierunku i temperatura! Postanowiłem, że to będzie wyznacznik ewentualnych moich postępów lub spadków formy.

Kategoria do 50 km