Info
Więcej o mnie.
2016
2015
2014
2013
2012
Moje rowery i nie tylko
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Kwiecień2 - 0
- 2016, Marzec21 - 33
- 2016, Luty10 - 8
- 2016, Styczeń11 - 9
- 2015, Grudzień16 - 33
- 2015, Listopad5 - 6
- 2015, Październik22 - 66
- 2015, Wrzesień24 - 36
- 2015, Sierpień23 - 48
- 2015, Lipiec14 - 45
- 2015, Czerwiec19 - 52
- 2015, Maj24 - 74
- 2015, Kwiecień19 - 96
- 2015, Marzec19 - 61
- 2015, Luty16 - 46
- 2015, Styczeń12 - 56
- 2014, Grudzień6 - 17
- 2014, Listopad7 - 19
- 2014, Październik6 - 28
- 2014, Wrzesień10 - 32
- 2014, Sierpień15 - 44
- 2014, Lipiec13 - 32
- 2014, Czerwiec15 - 27
- 2014, Maj20 - 42
- 2014, Kwiecień16 - 18
- 2014, Marzec18 - 23
- 2014, Luty13 - 13
- 2014, Styczeń14 - 15
- 2013, Październik4 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 4
- 2013, Sierpień5 - 1
- 2013, Lipiec13 - 19
- 2013, Czerwiec18 - 30
- 2013, Maj12 - 22
- 2013, Kwiecień13 - 18
- 2013, Marzec6 - 17
- 2013, Luty6 - 1
- 2013, Styczeń2 - 2
- 2012, Październik3 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 7
- 2012, Sierpień10 - 6
- 2012, Lipiec15 - 2
- 2012, Czerwiec7 - 0
- 2012, Maj8 - 0
- 2012, Kwiecień11 - 4
- 2012, Marzec12 - 3
- Dystans 54.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:11
- VAVG 24.73km/h
- VMAX 45.30km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 146 ( 73%)
- HRavg 126 ( 63%)
- Kalorie 1327kcal
- Podjazdy 333m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
54 kilometry do kota
Niedziela, 14 lipca 2013 · dodano: 15.07.2013 | Komentarze 0
Długo nie jeździłem... od środy nie miałem takiej możliwości z różnych względów. Na szczęście w niedzielę zadzwoniłem do Pawła pogratulować zdanego egzaminu. Tak od słowa do słowa umówiliśmy się na popołudnie. Słowo ciałem się stało po TdF! Ogromny szacun dla wszystkich którzy podjechali pod Mont Ventoux. Góra jest niesamowita a Froom (jak jest czysty) jest po prostu niesamowity! Szacun również dla Kwiatka! Jest tak samo rewelacyjny. Szczerze mówiąc bardzo obawiałem się tego etapu. Bałem się, że dużo straci na tym etapie. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - czapki z głów przed tym chłopakiem!Tak naładowany tym etapem ruszyłem z Pawłem pod wiatr za cel obierając... kota w Loeknitz ;) Do samego miasteczka w sumie cały czas pod wiatr. Wytchnienie dawały jedynie zalesione fragmenty trasy. Zanim dojechaliśmy do kota postanowiliśmy jeszcze pstryknąć małą fotkę pod 1000-letnim dębem.


Potem pojechaliśmy odwiedzić kota i jego pana z trąbką... Ciekawe co musiał wypalić ten gość co zaprojektował te rzeźby? ;)


Potem standardową drogą powrotną wróciliśmy do Warzymic.
Myślałem, że będzie zimno, wietrznie i ogólnie nie miło. Moje oczekiwania okazały się zdecydowanie inne niż rzeczywistość. Jednym słowem było SUPER! :)
-
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 52.70km
- Czas 01:56
- VAVG 27.26km/h
- VMAX 45.90km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 151 ( 75%)
- HRavg 121 ( 60%)
- Kalorie 1069kcal
- Podjazdy 255m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Trening - ponownie tak samo
Wtorek, 9 lipca 2013 · dodano: 13.07.2013 | Komentarze 1
Niestety kolejna jazda i kolejne rozczarowanie. Już w Warzymicach, po przejechaniu kilometra musiałem się wrócić. Pojechałem do apteki w Przecławiu zaopatrzyć się w coś co pomogłoby mi choć troszkę pojeździć. Parę kilometrów zrobiłem z czego jestem zadowolony. Szkoda tylko, że zdrowie nie pomaga w polepszeniu formy. Od środy zaczynam badania.-
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 67.93km
- Czas 02:20
- VAVG 29.11km/h
- VMAX 56.30km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 141 ( 70%)
- HRavg 130 ( 65%)
- Kalorie 1545kcal
- Podjazdy 398m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Nie odpuszcza...
Poniedziałek, 8 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 1
Po pracy czułem się na tyle dobrze, że postanowiłem pojeździć na szosie. Ból głowy jakby był mniejszy. Niestety po przejechaniu kilku kilometrów znowu dał o sobie znać. Już miałem zawrócić.. ale jakoś tak szkoda mi było dobrej pogody więc jechałem dalej. Po jakimś czasie stał się na tyle znośny, że dało się jechać. Wysiłek, który wkładałem czasami w pedałowanie pozwalał nawet czasami o nim nie zapomnieć. Powinienem dzisiaj przejechać troszkę więcej... ale dobre i to ;) Ogólnie jestem zadowolony z wycieczki, dystansu i tempa.-
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 43.50km
- Teren 35.00km
- Czas 02:00
- VAVG 21.75km/h
- VMAX 49.60km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 167 ( 83%)
- HRavg 158 ( 79%)
- Kalorie 1811kcal
- Podjazdy 438m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
20COOLBIKE - Maraton rowerowy Pojezierze 2013
Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 1
Kolejny maraton za mną. Tym razem po trzech maratonach szosowych przyszedł czas na wyścig MTB. Muszę przyznać szczerze, że poszło mi zdecydowanie słabo. Może to znowu kolejna moja wymówka ale na taki wynik miały wpływ dwie rzeczy. Pierwsza i najważniejsza to ból głowy. Od wycieczki w poniedziałek z Pawłem bardziej lub mniej prawie cały czas boli mnie głowa. W sobotę mimo dwóch Pyralgin i kilku Etopiryn nie dała mi spokoju. Jeszcze na 10 minut przed wyścigiem wziąłem dwie tabletki. Przez jakiś czas się łudziłem, że w końcu musi przejść. Jednak w tej chwili nie ma wyboru czas skorzystać z lekarza. Przerażają mnie kontakty ze „służbą zdrowia”. Odsyłanie od lekarza do innego lekarza, czekanie na badania, kolejki… To chyba jest gorsze niż ból. Drugi element o którym wiedziałem już po ostatnim wyścigu to rozgrzewka. Po raz kolejny źle się rozgrzałem. Mimo, że przejechaliśmy z Krzyśkiem z 10 kilometrów nie czułem się dobrze. Dodatkowo jeszcze to ponad półgodzinne oczekiwanie na start aby wyjść z dobrej pozycji nie pomogło. To byłoby na tle moich narzekań.Teraz plusy. W sumie wszystko inne na bardzo duży plus. Może od początku. W Pojezierzu pojawiliśmy się około dwie godziny przed startem. Sam dojazd dobrze zorganizowany, w Przyjezierzu banery z informacjami a przed samym wjazdem osoby kierujące ruchem. Tu pierwsze zdziwienie. Osobny parking dla zawodników oraz dla kibiców i gości! Super. Zaraz po przyjeździe udaliśmy się po numery startowe. Tu było odrobinę gorzej, bo kolejka była troszkę długa ale poszło całkiem nie źle. Tutaj jednak odrobinę można coś poprawić. Po nie udanej rozgrzewce start. Tutaj też można byłoby delikatnie coś zmienić. Na przykład można byłoby podzielić uczestników na grupy. Prawie 200 osób startujących równocześnie zrobiło nie zły tłok. Choć muszę przyznać, że tragicznie nie było. Po starcie już sam miód. Trasa była rewelacyjna. Około 10-15% trasy asfalt a reszta to ogromna różnorodność. Były podjazdy twarde i na piasku, zjazdy po korzeniach piasku czy kostce. Były ścieżki po polach w trawie i leśne dukty. Jak dla amatora (czyli mnie) trasa wymagająca i to do tego stopnia, że trzykrotnie musiałem zejść z roweru i go poprowadzić. Choć wiem, że podjazdy były do pokonania rowerem – ale nie dla mnie w tą sobotę. Trasa całego wyścigu była świetnie oznakowana i zabezpieczona. Na wjazdach na krótkie odcinki asfaltowe drogę zabezpieczali organizatorzy blokując ruch samochodów. Na niebezpiecznych fragmentach trasy stały auta z Coolbike z zabezpieczeniem i osobami ostrzegającymi przed niebezpieczeństwem. Zresztą przed startem na odprawie były ostrzeżenia przed niebezpieczeństwami.
Start jak zwykle w moim przypadku podszedł nie najlepiej. Dość szybko zgubiłem Krzyśka z pola widzenia. Zanim się ogarnąłem minęło mnie sporo osób. Dopiero gdzieś na 10 kilometrze znowu poczułem się lepiej (choć głowa nie przestawała boleć) zacząłem mijać zawodników, którzy przecenili swoje siły na starcie. Co jakiś czas doganiałem małe grupki lub pojedynczych zawodników. Chwilkę odpoczywałem aby później odskakiwać. W sumie tą taktyką dojechałem do samej mety. Ci co mieli mnie wyprzedzić wyprzedzili mnie po starcie i na pierwszych kilometrach. Później to ja wyprzedzałem. Czas jaki uzyskałem powinien być zdecydowanie lepszy. Z tego co słyszałem trasa wyścigu nie będzie już zmieniana więc w przyszłym roku muszę zdecydowanie poprawić ten czas.
2:00:49 na dystansie 43,5 km dało mi 79 miejsce na 185 startujących. Do najlepszego wyniku straciłem pół godziny ;) Natomiast do Krzyśka 2 minuty (z tego co się dowiedziałem na mecie to zabłądził) ;)

Wyczerpany na mecie
Po zakończeniu wyścigu każdy z uczestników zaraz po dojechaniu do mety otrzymywał pamiątkowy medal. Natomiast na mecie odbył się piknik z wieloma atrakcjami. Na scenie występowały zespoły muzyczne a gwiazdą wieczoru był Rysiek Rynkowski. Coolbike zorganizował pokaz ewolucji na rowerach – było na co popatrzeć.
Podsumowując – bardzo fajna i świetnie zorganizowana impreza. W przyszłym roku na pewno tam będę!
-
Kategoria do 50 km
- Dystans 64.12km
- Czas 02:36
- VAVG 24.66km/h
- VMAX 46.90km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 147 ( 73%)
- HRavg 124 ( 62%)
- Kalorie 1517kcal
- Podjazdy 404m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Powrót na niemieckie asfalty - ponownie na Meridzie
Wtorek, 2 lipca 2013 · dodano: 02.07.2013 | Komentarze 0
Tym razem wybrałem się znowu Pawłem. Po ostatniej przygodzie gdy zabrakło nam pompki tym razem nie mogło jej zabraknąć. Zamontowaliśmy nowy uchwyt odebrany z Coolbike i przyczepiliśmy pompkę. Niestety uchwyt dodatkowy - sygnowany również Lezyne nie jest już tak fajny jak tek kupiony z pompką. Kawałek plastiku nie za bardzo pasujący do pompki Road Drive. Dobrze, że chociaż rzep mocujący pompkę do uchwytu jest dobrze zrobiony. Inaczej bałbym się przymocować tą pompkę do roweru. Zakup uważam za bardzo średni. Poza tym odebrałem nową owijkę do Treka. Ciekawe czy uda mi się ją dobrze założyć ;)Zapomniał bym jeszcze napisać o "przygodzie" jaka mnie spotkała Tuż przed samym domem. Podjazd ze Stobna do Będargowa. Jedziemy rozpędzeni ok 33 km/h i nagle z jednego z pierwszych domów w Będargowie wyjeżdża tyłem VW Golf... Kierowca nie patrząc specjalnie w lusterka zajeżdża mi drogę. Aby uniknąć zderzenia zjeżdżam na pobocze (na szczęście było). Hamuję i chcąc minąć auto z prawej strony staram się jechać dalej. Niestety Golf gwałtownie rusza tym razem w przód... Znowu po hamulcach i na pobocze... W ciągu kilku sekund dwukrotnie wpadłbym na ten samochód. Refleks tym razem mnie uratował. Okazało się, że za kierownicą siedzi przerażona kobieta, która chyba nie wiedziała do czego służą lusterka. Przepraszała i tłumaczyła się, że mnie nie widziała. Gdybym był TIRem nie musiała by mnie widzieć - zapewne bym ją skasował...
.
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 52.21km
- Teren 15.00km
- Czas 02:19
- VAVG 22.54km/h
- VMAX 61.30km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 157 ( 78%)
- HRavg 140 ( 70%)
- Kalorie 1704kcal
- Podjazdy 550m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Pohulałem po puszczy i nie tylko
Niedziela, 30 czerwca 2013 · dodano: 02.07.2013 | Komentarze 0
W niedzielę skorzystałem z zaproszenia Krzyśka, choć muszę przyznać, że było ciężko i wybrałem się do Puszczy Bukowej. No i teraz nie żałuję - wycieczka super a po wycieczce uczta godna królów (podziękowania dla Gosi) ;)Jak tylko znajdę czas napiszę coś więcej :)
.
.
PS. Udało mi się wreszcie przekroczyć dystans 900 km przejechanych w jednym miesiącu! Huuuuurrrra! :
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 101.00km
- Teren 10.00km
- Czas 04:22
- VAVG 23.13km/h
- VMAX 39.60km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 145 ( 72%)
- HRavg 125 ( 62%)
- Kalorie 2508kcal
- Podjazdy 610m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Światowy dzień zmian planów - kebab w Goleniowie
Sobota, 29 czerwca 2013 · dodano: 01.07.2013 | Komentarze 5
Po ciężkim tygodniu w pracy na sobotę zaplanowałem sobie rowerowy relaks. Pomysłów było sporo. Do wyboru jak zwykle wycieczki w kierunku Niemiec. Wybierałem między Schwedt, Pasewalkiem a Ueckermunde. Jednak sprawy osobiste zweryfikowały te moje plany. Miałem nie za dużo czasu by spokojnie pokręcić u naszych sąsiadów. Jeszcze w piątek wieczorem zmieniłem rozkład jazdy. Umówiłem się w sobotni poranek na Czarnej Łące z rodziną. Nawet zaplanowałem sobie drogę z Dąbia wałem przeciwpowodziowym wzdłuż jez. Dąbie.Sobotni poranek przywitał mnie wiatrem, chmurami i telefonem… Wizyta na Czarnej Łące odwołana. Dzień wcześniej rzuciłem jeszcze okiem na forum RS i zwróciłem uwagę na krótki wpis Jacka – Kebab w Goleniowie – wyjazd godz. 10:00 z pl. Lotników. Post zwierał ostrzeżenie „Ćwiczymy punktualność, kto się spóźni, ten goni”. Nie miałem zbyt wiele czasu więc w grę nie wchodził dojazd rowerem. Szybka akcja, rower do samochodu i pędzikiem na pl. Lotników. Dojechałem w samą porę. Na miejscu była już pierwsza część ekipy – Ania, Jacek, Sławek i Janusz a gdy dołączyłem do nich pojawił się Krzysiek i nowy kolega (przepraszam ale mam kiepską pamięć do imion). Zamieniliśmy kilka słów i ruszyliśmy w kierunku Goleniowa. Dość szybko dotarliśmy do Dąbia a później bocznymi drogami do skrzyżowania prowadzącego na Załom. Dalej pojechaliśmy na Pucice, Kliniska. Kilometr przed Specjalną Strefą Ekonomiczną w Goleniowe Kierownik Krzysiek zarządził pierwszy postój.

Pierwszy postój przed Goleniowem
Po uzupełnieniu zawartości żołądków ruszyliśmy dalej w stronę Goleniowa. W Goleniowie troszkę kluczyliśmy, jednak zmysł orientacji Krzyśka doprowadził nas do miejsca docelowego czyli samolotu MIG-21. Kilka fotek i dalej w drogę.



Okazało się, że docelowym miejscem naszej wycieczki będzie Stepnica. Znowu dość szybko dojechaliśmy do Miękowa gdzie w sklepiku uzupełniliśmy zapasy. Mi udało się zakupić w cenie 3,90 zł drożdżówkę MEGA MAXI, która nie zmieściła się do mojego plecaka więc musiałem troszkę ją zmniejszyć. Z kolei kierownik wycieczki na mapie wyznaczał kolejne etapy trasy.


Ruszyliśmy z Miękowa. Nagle za swoimi plecami słyszę huk! Od razu wpadłem na to, że ktoś złapał flaka. Jednak to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że huk rzeczywiście pochodził z przebitej dętki jednak dętka nie pękła z powodu wjechania na jakąś przeszkodę ale została uszkodzona pękniętą felgą w rowerze Krzyśka.


Tym razem czekał nas postój nie planowany. Krótka narada… co robić dalej? Na szczęście spotkaliśmy jeżdżącego na BMX-ie młodego mieszkańca Miękowa. Powiedział nam, że około kilometr dalej w miejscowości Biełuń znajduje się stacja kolejowa z której odjeżdżają pociągi do Szczecina. Zdecydowaliśmy, że odprowadzimy Krzyśka na pociąg. Po dotarciu do Biełunia zostawiliśmy go na peronie a sami ruszyliśmy dalej. Dalej nie oznaczało, że jedziemy do Stepnicy. Nowy kierownik wycieczki Jacek postanowił odwiedzić żółwia.


W miejscu pobytu żówia Jacek odkrył ciekawe znalezisko. Nawet trwały przygotowania aby z tym ciekawym znaleziskiem ruszyć na Szczecin. Jednak ostatecznie z powodu gabarytów plan zabrania walizy nie powiódł się.

Coraz częściej z grupa okazywała swoją dezaprobatę z powodu braku obiecanego kebaba. Kierownik nie miał wyjścia i musiał się ugiąć. Skierowaliśmy się do Goleniowa aby spełnić obietnicę z postu na RS.

Nie chcąc wracać tą samą trasą co przyjechaliśmy po starcie z Goleniowa za cel obraliśmy Wielgowo.
Reszta trasy upłynęła bardzo przyjemnie bez większych przygód. Grupa jeszcze się podzieliła w Dąbiu gdzie się pożegnaliśmy. Ania, Jacek i Janusz ruszyli w stronę mariny a reszta włącznie ze mną pojechała na Szczecin.
Kolejna bardzo udana wycieczka z koleżanką i kolegami z RS. Dziękuję za bardzo miłe towarzystwo!







.
.
Kategoria ponad 100 km
- Dystans 50.27km
- Czas 01:51
- VAVG 27.17km/h
- VMAX 42.40km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 146 ( 73%)
- HRavg 130 ( 65%)
- Kalorie 1208kcal
- Podjazdy 321m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Nowa znajomość
Piątek, 28 czerwca 2013 · dodano: 29.06.2013 | Komentarze 0
W piątkowe popołudnie po pracy postanowiłem poświęcić na mały trening na mojej górce. Czyli standardowe podjazdy z Będargowa pod Warnik, dalej do zakrętu i z powrotem. Muszę przyznać, że szło mi całkiem średnio. Ani dobrze ani wyjątkowo źle. Plan był taki - przejadę trzydziestkę i wracam do domu. Na drugim zjeździe z Warnika do Będargowa minąłem się z gościem na szosie. Jak mam to w zwyczaju pozdrowiliśmy się - odpowiedział. Na rondzie w Będargowie zrobiłem pętlę i ruszam w górę w oddali widzę oddalającą się postać szosowca. Jadę dalej do mojej nawrotki i widzę, że kolarz z którym się minąłem również zawraca w tym samym miejscu. Wymieniliśmy uśmiechy i ... widzę, że zwalnia i zatrzymuje się czekając na mnie. Dojeżdżam do niego. Przedstawiam się i wymieniamy kilka słów. Okazuje się, że osoba którą spotkałem to Pan Zbigniew Maciaszczyk. Pan Zbigniew ma na swoim koncie wiele maratonów zarówno szosowych jak i mtb. Pozwoliłem sobie przyłączyć się do niego. W trakcie jazdy dostałem lekcję jazdy oraz wiele bardzo cennych uwag kolarskich. W tym zapomnieniu zamiast obiecanych sobie 30 kilometrów przejechałem 50 w towarzystwie wyjątkowego człowieka.Przy okazji dostałem zaproszenia na kolejne treningi! :)
.
- Dystans 39.51km
- Czas 01:17
- VAVG 30.79km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 150 ( 75%)
- HRavg 139 ( 69%)
- Kalorie 956kcal
- Podjazdy 219m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Urwane minuty aka Idealnie part III
Poniedziałek, 24 czerwca 2013 · dodano: 24.06.2013 | Komentarze 6
Czując pewien niedosyt moją formą zaprezentowaną podczas maratonu w Świdwinie postanowiłem sprawdzić na dobrze znanej mi strasie, która jest wyznacznikiem mojej dyspozycji jak to ze mną jest naprawdę. Pogoda znowu idealna - tylko tak jest sens sprawdzać się na jednakowym dystansie. I co się okazuje? Od mojego ostatniego sprawdzianu 17.06. udało mi się urwać kolejne 3 minuty. Porównując do do wyniku z przed dwóch i pół miesiąca mam o 10 minut lepszy czas na tym samym dystansie. Średnia wreszcie przekroczyła 30 km/h. W wolnej chwili sprawdzę też jakie czasy uzyskiwałem na poszczególnych odcinkach. Wtedy będę wiedział z jaką prędkością mogę pokonywać poszczególne fragmenty. Do Miedwia pozostało jeszcze półtora miesiąca. Czas ostro się zabrać do roboty. Może uda mi się spełnić marzenie i pojechać poniżej dwóch godzin. Jeśli nie w tym roku to w przyszłym! :)-
-
Czasy pośrednie:
(odległość - czas - prędkość odcinka (10 km) - prędkość trasy)
10 km - 0:21:01 - 28,549 km/h - 28,549 km/h
20 km - 0:40:40 - 30,534 km/h - 29,508 km/h *
30 km - 0:59:18 - 32,200 km/h - 30,354 km/h
40 km - 1:17:47 - 30,871 km/h - 30,477 km/h **
* 22 sek przerwy na poprawienie pozycji
** faktyczna odległość 39,51 km
Kategoria do 50 km
- Dystans 71.00km
- Czas 02:27
- VAVG 28.98km/h
- VMAX 48.80km/h
- Temperatura 28.0°C
- HRmax 158 ( 79%)
- HRavg 147 ( 73%)
- Kalorie 2020kcal
- Podjazdy 471m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
II Świdwiński Maraton Rowerowy
Sobota, 22 czerwca 2013 · dodano: 23.06.2013 | Komentarze 7
Trzeci i ostatni w tym miesiącu maraton rowerowy mam już za sobą. Ze wszystkich trzech ten maraton był najmłodszy. Choć organizatorzy starali się jak mogli było widać małe niedoskonałości.Tak jak ostatnie dwa razy dzień wcześniej wszystko przygotowane było do wyścigu. Rower w aucie, torba spakowana do wyjazdu według listy Grześka więc niczego nie mogło zabraknąć i nie zabrakło. Tym razem darowałem sobie "grzebanie" w rowerze aby uniknąć niespodzianek jakie zafundowałem sobie tydzień temu. Pobieżnie tylko wyczyściłem rower korzystając z nowego stojaka (bardzo fajny i solidny sprzęt) :)
Tym razem nie było potrzeby wstawania o piątej rano, bo u Krzyśka miałem stawić się dopiero o ósmej. Rano bez stresu przygotowałem się do wyjścia i już kilka minut po ósmej byłem u niego. Jeszcze mała pyszna kawa przygotowana przez Gosię i w drogę. Skład ten sam co ostatnio - wódz Krzysztof, syn wodza - Paweł i ja :)
Zaraz po wjeździe na drogę prowadzącą do Świdwina na koło siadł nam "gość" z białym rowerem na dachu. Po chwili wiedzieliśmy już z kim mamy doczynienia! Jednak postanowiliśmy się tak łatwo nie poddawać. Chociaż raz mogliśmy mieć satysfakcję prowadzenia od startu do mety! Grzesiek prawie przez 100 km siedział nam na kole!:)
Po dojechaniu na miejsce szybka i dobrze zorganizowana rejestracja, wydanie racji startowych (dwie wody, dwa banany i dwa batony), poszliśmy przygotować rowery i siebie do startu. Oczywiście najpierw mała rozgrzewka. I tu pierwszy problem. Po raz kolejny przekonałem się, że rozgrzewki które jeździmy przed zawodami są dla mnie nie wystarczające. Przejechanie spokojnie 8 czy 10 km kompletnie mnie nie rozgrzewa i na starcie staję zupełnie nie przygotowany do wyścigu.
W Świdwinie w przeciwieństwie do dwóch pozostały rajdów grupy startowe nie były losowane i każdy mógł startować z kim chce. Oczywiście my wystartowaliśmy razem w trójkę. Dołączył się również do nas kolega Adam.

Start do wyścigu, tradycyjnie ja znowu na końcu stawki
Jak się okazało grupa była raczej silna, bo początek jak dla mnie był ostry. Z 11 osobowej grupy zostały chyba 3 osoby a reszta jechała równo mocnym tempem przez następnych parę kilometrów. Czułem się na starcie nie za pewnie więc trzymałem się na końcu grupy. Wiedziałem, że jak przesadzę na początku z prędkością później będę się męczył. Niestety Paweł i Krzysiek nie dali mi jechać swoim tempem. Pracowali solidnie dając mocne zmiany całej grupie. Ja starałem się nie gubić koła ostatnich zawodników co przychodziło mi z coraz większym trudem. Niestety nie udało mi się długo tego ciągnąć i na 12 kilometrze miałem kompletnie dosyć. Grupa mi się urwała i zostałem sam. Troszkę żałowałem, że pozostawiłem za sobą słabszych zawodników. Grupa się oddalała a ja widziałem jak Paweł i Krzysiek oglądają się za mną nie wiedząc co ja robię… W końcu Paweł zdecydowanie zwolnił. Gdy go dogniłem kazał mi się łapać za koło i gonić grupę. Powiedział też, że Krzysiek ma lekko spowalniać grupę tak aby udało nam się ich dopaść. No i stało się tak jak chcieli w ciągu paru chwil na kole Pawła dotarłem do grupy. Udało mi się jeszcze chwilę pogadać z Krzyśkiem, który na początku wyścigu czuł się wybitnie dobrze, powiedziałem mu aby jechał ile może a ja sobie poradzę sam, nie chciałem ich spowalniać. Żartowaliśmy nawet z Pawłem, że chyba ma „dzień konia”
Grupa jednak trzymała wysoką prędkość i na którymś z podjazdów znów się oderwałem. Widząc, że zostaję w tyle tym razem z grupy oderwał się również Krzysiek a po chwili również Paweł. Po raz drugi poczekali na mnie. Troszkę zwolnili i dali mi chwilę odsapnąć po tych pogoniach. Na ok. 20 kilometrze poczułem się już zdecydowanie lepiej. Uspokoiłem oddech zjadłem żel i dobrze popiłem. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wstąpiły we mnie nowe siły. Ustaliliśmy, reguły i jadąc we czwórkę (dołączył do nas jeden zawodnik, który też odpadł z grupy) ruszyliśmy żwawiej. Tym razem to już ja nadawałem tempo. Czasami nawet Paweł krzyczał do mnie abym odrobinę zwolnił. Mijając kolejnych słabszych zawodników jechaliśmy tak przez następne 30 kilometrów. Na około 40 kilometrze w miejscowości Kowanowo czekała na nas niespodzianka. Całą szerokością drogi szło stado krów „eskortowane” przez gości na rowerach i dwa duże psy. Z pewną dozą nieśmiałości zbliżyliśmy się do stada nie wiedząc co robić. Bokiem nie można było przejechać bo krowy zajmowały również wąskie pobocze. Puściliśmy Pawła na przetarcie. Wolniutko i z wyczuciem przebijał się przez te krowy a my zaraz za nim. Po chwili udało nam się minąć stado… ufff:),

Mijamy kolejne zawodniczki
Niestety na około 50 kilometrze kryzys dopadł Krzyśka. Powoli brakowało mu sił, zaczęły łapać go skurcze a na dodatek parzyły go stopy od bloków w nowych butach… On ratował minie dwa razy na początku więc nie mogłem zostać dłużny. Razem z Pawłem staraliśmy się aby dostosować naszą prędkość w zmianach do możliwości Krzyśka. Ja już zupełnie zapomniałem o kryzysie z początku i czułem się nadzwyczaj dobrze. Jednak wiedząc, że Krzysiek się męczy zdecydowaliśmy obniżyć zdecydowanie naszą prędkość. W spokojnym tempie zbliżaliśmy się do Świdwina. Na około 5 kilometrów przed metą Paweł postanowił przyspieszyć i dojechać jako pierwszy. Ja zdecydowałem, że zostaję z Krzyśkiem – to był dobry wybór. Paweł ruszył wraz z trójką innych rowerzystów, którzy nas mijali i zaczął z nimi się ścigać. Natomiast my powolutku dotoczyliśmy się do mety. Jednak na mecie mała niespodzianka – nie ma jeszcze Pawła. Zdążyliśmy już zdjąć numery i wtedy na metę wpadł Paweł! Jak się później okazało w ferworze walki z innymi zawodnikami pobłądzili już w samym Świdwinie! No dzięki temu wygraliśmy z „młodym”
Na zakończenie wyścigu organizatorzy zapewnili jeszcze pomidorową z ryżem, kto chciał mógł otrzymać do zupy dodatkowo kurczaka.
Reasumując, kolejny bardzo fajny wyścig – organizacyjnie wszystko w porządku. Trasa bardzo przyjemna i nie źle oznakowana. Jedyny mały problem to zbyt skomplikowany dojazd na metę. Przejazd przez całe miasto przy tak dużym ruchu aut mógłby być niebezpieczny.
Dla mnie z tego wyścigu kolejna nauczka. Muszę startować porządnie rozgrzany. W innym wypadku będę się okropnie męczył jadąc szybko zaraz po starcie. Teraz czeka mnie przerwa w wyścigach i przygotowanie do maratonu dookoła Miedwia .
.
Międzyczasy:
10 km - 0:19:30
20 km - 0:39:25
30 km - 0:57:55
40 km - 1:17:50
50 km - 1:38:30
60 km - 2:00:45
70 km - 2:24:50
Z okazji maratonu Paweł postanowił pierwsze 40 kilometrów (tyle wytrzymała kamera) naszej trasy pokazać na filmie. Troszkę w głowie się może zakręcić oglądając cały materiał lecz zdecydowanie warto poczekać do ostatniej minuty. Największe atrakcje są na samym końcu.
&feature=youtu.be
Kategoria 50 - 100 km









