Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 66.93km
  • Czas 02:39
  • VAVG 25.26km/h
  • VMAX 57.30km/h
  • Temperatura 13.9°C
  • HRmax 147 ( 77%)
  • HRavg 118 ( 62%)
  • Kalorie 1105kcal
  • Podjazdy 324m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie tak miało być

Niedziela, 8 marca 2015 · dodano: 08.03.2015 | Komentarze 3

Dzisiejszy dzień miał wyglądać zupełnie inaczej. W każdym bądź razie jeśli chodzi o jeżdżenie na rowerze. Właściwie w założeniu miał to być dzień bez wsiadania na rower. Wyszło zupełnie inaczej. Trzeba na kogoś lub na coś zrzucić winę za nie dotrzymanie postanowienia. Wpadłem właśnie na pomysł aby zrzucić wszystko na pogodę. Właściwie to temperaturę , która dzisiaj była najwyższa w tym roku. Było prawdziwie wiosennie i gdyby nie ten wiatr to dzień można by było uznać za idealny. Niestety wiatr zrobił swoje i po raz kolejny dał mi się we znaki. Co prawda nie tak mocno jak wczoraj ale czułem, że muszę włożyć troszkę wysiłku w pokonywanie kolejnych kilometrów. Zresztą z tymi kilometrami to też nie tak miało być. Wychodząc z domu o 13tej zaplanowałem sobie, króciutki dojazd do Krackow, gdzie właśnie dzisiaj działalność rozpoczęła jedyna kawiarnia w okolicy. Przerwa na lody i kawkę, następnie powrót do domu najkrótszą możliwą drogą. Jadę sobie spokojnie pod Warnik z prędkością "patrolową". Pod sam koniec podjazdu mija mnie chłopak na szosie. Rzucam "cześć" i nie za bardzo się nim przejmuje, przecież mam swój plan ;) Na szczycie podjazdu ma już sporą przewagę. Jednak ja kompletnie tym się nie przejmuję i jadę "swoje". Jak się okazało, "swoje" wystarczyło aby dojść go przed zjazdem do Ladenthin. Znowu krótka, kurtuazyjna wymiana zdań... i eureka! To Andrzej, którego poznałem w ubiegłym tygodniu gdy wyjeżdżał z Grambow.  Decydujemy wstępnie o wspólnej jeździe... przez trochę :) W Nardensee on mi pokazuje gdzie trenuje interwały, za to ja pokazuje mu drogę, którą jeżdżę od Storkow do Penkun. Proponuję mu wspólną kawę w Krackow, Andrzej przystaje na moją propozycje. Dojeżdżamy do Krackow i tu pierwsze zdziwienie. Lokal pęka w szwach. W środku nie ma prawie ani jednego wolnego miejsca, na zewnątrz mamy wolny jeden stolik, który natychmiast zajmujemy. Kupuję lody z bitą śmietaną, na zamówienie kawy musimy poczekać na kelnerkę... Zjawia się w momencie gdy lodów już prawie nie ma. Zamawiamy kawę i czekamy kolejne długie minuty. W tym czasie podjeżdżają kolejne auta z których wysypują się kolejni ludzie. W pewnym momencie dochodzi do tego, że kolejka sięga parkingu, a na miejsce przy stoliku czeka się... do momentu aż ktoś zwolni miejsce... Wypijamy kawę, zwalniamy miejsce na kolejnych gości i ruszamy dalej, jednak nie w stronę domu tylko w stronę Locknitz. Wybrałem okrężną drogę, na którą przystał Andrzej. Po drodze tłumaczy mi jak trenuje, jak trenował (kiedyś jeździł również w klubie). Kolejne kilometry mijają, raz z wiatrem raz pod wiatr. Nie czuję kompletnie zmęczenia, które jeszcze rano mi dokuczało. Pierwsze sygnały o zmęczeniu dostaję kilka kilometrów przed domem. Jednak to nie ma już najmniejszego znaczenia. Na koniec Andrzej pokazuje mi swoje umiejętności rozpędzając się do gigantycznych 65 km/h. Z dużą przewagą dojeżdża do Będargowa. Na rondzie żegnamy się, on jedzie na Mierzyn, ja do Warzymic. Z planu nic nie wyszło, nie tak miało być, bo zamiast 30 km przejechałem kolejne 67 km. Tydzień zamknięty przejechanymi prawie 400 km. Jeśli tak dalej pójdzie... Nie chcę o tym nawet myśleć ;)
 

W słońcu czuć było wiosnę!  
 

Powitanie wiosny na słodko  
 

Za czym kolejka ta stoi? Po to co na zdjęciu powyżej :)  
 

Gotowi do startu? Start!  
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 127.03km
  • Czas 04:41
  • VAVG 27.12km/h
  • VMAX 48.30km/h
  • Temperatura 8.9°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 138 ( 72%)
  • Kalorie 2784kcal
  • Podjazdy 307m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

No i znowu po kota

Sobota, 7 marca 2015 · dodano: 07.03.2015 | Komentarze 4

Po serii krótkich wycieczek, głównie dojazdów do pracy czas było przejechać coś więcej niż 40 kilometrów. Okazja ku temu była wyborna ponieważ w końcu Krzysiek raczył się ruszyć poza Kijewo i postanowił, że będzie mi dzisiaj towarzyszył. Zaznaczył jednak na samym wstępie, że pojedzie pod pewnymi warunkami. Zażyczył sobie temperatury powyżej 10°, na całej trasie wiatru w plecy i oczywiście całą drogę ma być z górki... Pomyślałem sobie, mówisz i masz. W piątek wieczorem usiadłem do komputera i zaczęło się kombinowanie. Najpierw sprawdziłem pogodę. Wszystko było w porządku. Temperatura popołudniu około 11°, wiatr 8-9 m/s i tu pojawił się problem... cały czas z południowego zachodu.... No dobra myślę sobie, wyznaczę trasę non stop z górki to nie zauważy, że wieje mu troszkę z boku. No i tu napotkałem kolejny problem. Jak wyjechać z Warzymic jadąc z górki? W którą bym stronę nie poruszył się planując trasę w Garmin Connect zawsze miałem pod górkę... Jak to zrobić aby było z wiatrem i z górki kiedy nijak nie wychodzi, a dodatkowo zawsze jest pod wiatr i pod górkę. Nie miałem pomysłu. Ułożyłem trasę zgodnie z zapotrzebowaniem na troszkę ponad 100 km i poszedłem spać z nadzieją, że w nocy zmienią prognozy pogody i w czasie snu zdarzy się jakieś drobne trzęsienie ziemi, które zamieni podjazdy w zjazdy. 
Wstaję rano i co widzę... żadnych zmian. Trzęsienia raczej nie było, a wiatr będzie mocniejszy niż wcześniej zapowiadany. No cóż... nic na to nie poradzę. O 8. telefon od Krzyśka
- Cześć, nie chce mi się wstawać, nie jadę dziś nigdzie - mówi Krzysiek
- Cześć, no trudno jeszcze sobie pojeździmy razem, pojadę dziś sam - odpowiadam
- Żartowałem, będę przed 10. Do zobaczenia 
Już rano mnie nastraszył, ale takie żarty to rzadkość u Krzyśka, więc pewnie ma dobry humor i wybaczy mi, że nie spełniłem żadnego z jego warunków :)
Zgodnie z zapowiedzią Krzysiek jest u mnie przed 10. Startujemy z Warzymic zgodnie z planem. Podjazd pod Warnik dam już nam przedsmak tego co przeżyliśmy później. Nie dość, że podjazd jest z tych "tępych" to jeszcze przednio, boczny wiatr konkretnie utrudniał nam podjazd. Na boczny wiatr natomiast trafiliśmy na zjeździe z Ladenthin do Schwennenz.  Następnie chwila oddechu na odcinku Schwennenz - Grambow (tutaj troszkę żałowałem, że nie podjechaliśmy kawałek i nie zrobiliśmy tego segmentu bo była szansa na dobry czas). Następnie zmiana kierunku i do samego Locknitz wiatr z boku. W sumie nie było tak źle, bo nie za bardzo nas ten odcinek wymęczył. W Locknitz odebrałem czapkę i ruszyliśmy dalej do Grunhof. To był najfajniejszy odcinek dzisiejszego wyjazdu. 33-38 km/h non stop bez problemów i na niskim pulsie. Tak było do zmiany kierunku na Viereck. Kilkunasto-kilometrowy odcinak dał nam konkretnie w kość. Mimo, że jechaliśmy po równiutkim asfalcie bez żadnych wzniesień wiatr na otwartych polach wymęczył nas niemiłosiernie. Ten fragment chyba zadecydował o dalszych losach wycieczki w moim wykonaniu. Pojechałem ten fragment zbyt mocno i później zapłaciłem za do dość słono. Właśnie na tym odcinku trafiliśmy na nowego KOTA ;) Jeśli ktoś myślał, że znowu napiszę, że byłem u kota w Locknitz to się pomylił. Dziś byłem u kota z drewna. Na posesji jest więcej tego typu atrakcji, zostawiłem je na następne wyjazdy.
W Viereck, kolejna zmiana kierunku i dobra i szybka jazda do samego Eggesin. Mimo, że rozmawialiśmy sobie i jechaliśmy bez spiny dość szybko przejechaliśmy następne 20 km. W Eggesin przerwa na kawkę i ciastko. Jeśli to co zjedliśmy (nie całe) nazwał bym ciastkiem to bym skłamał. Krzysiek wypatrzył kawał strucla, który zażyczył sobie z okazji postoju. Cóż było robić? Innych warunków stawianych przez niego nie spełniłem to chociaż na strucle się zgodzę. No i kupiliśmy to monstrum. Obiecałem sobie, że nie kupię kawy w Netto. Obietnicy nie dotrzymałem, kawa tak samo podła jak ta w Locknitz, którą piłem nie dawno. Kwaśna i nie smaczna. Za to strucla pierwsza liga! Zjedliśmy po dwa ogromne kawałki. Jak się okazało Krzyśka dostawa świeżych kalorii zmobilizowała do ostrej jazdy, ze mną było odwrotnie. Kompletnie przestało mi się chcieć... Kolejne kilometry albo troszkę odstawałem, albo siedziałem mu na kole. Od Eggesin zmienił się wiatr (albo inaczej - to my zmieniliśmy kierunek). Odtąd całą powrotną drogę jechaliśmy pod wiatr lub z wiatrem z boku. To była istna masakra. Siły, które "zainwestowałem" wcześniej mogłem spożytkować na powrocie. Niestety nie miałem już ich. Momentami wlokłem się niemiłosiernie. Krzysiek troszkę na tym cierpiał bo musiał czekać na mnie /przy okazji dziękuję/;) Za Stobnem kolejny króciutki przystanek, bo z przeciwka wyjeżdża nam Zbyszek P. (razem we wrześniu objechaliśmy zalew). Chwilę rozmawiamy i ruszamy dalej. Razem z ostatnimi siłami skończyły mi się bidony. Na szczęście jakoś doturlałem się do Bobryka w Dobrej. Tam uzupełniamy bidony i robimy ostatni "strzał" do domu. Krzyśka łapią skurcze ale mimo to jeszcze szaleje i co chwila proponuje ściganie. Oczywiście nie odpowiadam na jego "zaczepki" i jadę swoim tempem byle tylko dojechać.
W końcu dojeżdżamy do Warzymic. To była udana ale męcząca wycieczka. Po tygodniu dojazdów do pracy taki strzał to zgon.
      


Koteł z Uhlenkrug 
 

Konkurs - znajdź różnicę (łącznie jest 12 /ja tyle znalazłem/ różnych części) 
 

Który to mój? 
 

Totalna wyżerka 
 

Syty = zadowolony
    
    
 


  • Dystans 41.61km
  • Czas 01:55
  • VAVG 21.71km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 7.6°C
  • HRmax 144 ( 75%)
  • HRavg 119 ( 62%)
  • Kalorie 800kcal
  • Podjazdy 368m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - slow

Piątek, 6 marca 2015 · dodano: 06.03.2015 | Komentarze 6

Gdyby mi się chciało tak jak mi się nie chciało to bym dziś wygrał każdy wyścig. Wstając rano wiedziałem, że nie będzie to mój dzień. Nawet wyjście do pracy celebrowałem dzisiaj wyjątkowo długo. Potem droga do pracy zajęła mi wyjątkowo dużo czasu. Doszło do tego, że na miejsce dojechałem równo o ósmej. Dzień w pracy dostosował się do pogody za oknem, był zwyczajnie szary i nijaki. Jedynym promykiem, który w pewnym sensie uatrakcyjnił dzień był pobyt w szczecińskim porcie ogromnego dźwigu pływającego Maja. Udźwig na haku głównym tego żurawia pływającego to gigantyczne 330 ton, drugi hak pomocniczy to kolejne 100 ton. Łącznie ten kolos może udźwignąć Piramidę Cheopsa. Dodatkowo na swoim niewielkim pokładzie może przewodzić ładunki o wadze 800 ton, czyli teoretycznie mógłby do Szczecina przywieźć nam dwie Takie piramidy :) "Maja" to największy dźwig pływający w Polsce. Na co dzień "stacjonuje" w Gdyni. Do 2011 roku w Szczecinie mieśmy odrobinę mniejszy dźwig pływający o udźwigu 200 ton, który nosił równie wdzięczne imię "Gucio". Niestety dźwig został sprzedany przez właściciela firmę ZUŻ. Wkrótce potem sama firma ZUŻ, która była już na progu upadłości została sprzedana nowemu, niemieckiemu właścicielowi.
"Maja" nie przypłynęła jedynie się pokazać. W trakcie pobytu w Szczecinie między innymi załadowała na statek ogromną konstrukcję stalową. W tej chwili "Maja"płynie do Świnoujście gdzie w weekend zostanie przeprowadzona skomplikowana operacja wydobycia z kanału portowego zatopionego w połowie lutego holownika Kuguar. Holownik waży "jedynie" 175 ton więc nie powinien być problemem dla "Mai". Operacja wydobycia pewnie będzie bardzo ciekawa. Niestety nie wiadomo kiedy dokładnie zostanie ona przeprowadzona. Termin wydobycia holownika zależy od wielu czynników w tym szczególnie od pogody.

Porównanie do wagi piramidy było zbyt pochopne, dziękuję za zwrócenie uwagi ;) Co ma 300 ton i przemówi do wyobraźni? :)
 

Żuraw pływający "Maja"     
    

Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 65.44km
  • Czas 02:44
  • VAVG 23.94km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 6.3°C
  • HRmax 149 ( 78%)
  • HRavg 124 ( 65%)
  • Kalorie 1177kcal
  • Podjazdy 407m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - plus coś więcej

Czwartek, 5 marca 2015 · dodano: 05.03.2015 | Komentarze 0

Kilometry same się nie zrobią i moimi czterdziestkami po pracy raczej nie uda mi się wykonać założonego planu. W związku z tym raz na jakiś czas muszę zrobić coś więcej niż te czterdzieści. Wydawało mi się, że dzisiaj będzie dobry dzień na dokręcenie czegoś więcej. Norweg zapowiadał, że nie będzie padać, wyjdzie słońce, a wiatr osłabnie. Coś chyba źle spojrzałem, bo w Niemczech jechałem świeżo po opadach, wiało jak cholera, a słońca było tyle co kot napłakał. Co prawda jak wracałem z pracy to nawet się cieszyłem bo sprawdzalność prognozy wydawała się 100%. Jednak tak było tylko do granicy. Już zjazd płytami z Ladenthin do Lebhen uświadomił mi, że łatwo nie będzie. Patrząc na zasuwające wiatraki miałem strach w oczach... co będzie dalej. Co ciekawe wiatraki kręciły się w różnych kierunkach. To znaczy nie w jednym skupisku tylko bardziej skupiska wiatraków kręciły się w innych kierunkach. Modliłem się abym w końcu trafił na wiatr w plecy. Moje modły zostały wysłuchane za Krackow. Od Krackow do Nadrensee wiatr w plecy. Mogłem odsapnąć, bo wcześniejszej walce. Oprócz wiatru miałem dzisiaj średnią przyjemność jazdy od Rosówka do stacji Lotos, gdzie zaczyna się DDRka. Na tym odcinku samochody przejeżdżające "na gazetę" to standard. Piotrek pisze, że ZPL to stan umysłu. Dołożę do tego ZGR, to też stan umysłu ;) 
Dla odmiany postanowiłem dziś pojeździć z kamerą na kasku. Przyznam się, że efekty "filmowe" raczej słabe. Kamera bardziej trzęsie się niż na kierownicy, szczególnie to widać na dziurach w mieście. Do tego jest dość ciężka i jazda z nią na kasku nie jest zbyt komfortowa na dłuższą metę. Tutaj zdecydowanie wygrywa sporo lżejsze GoPro.
  

Piękne Miasto Szczecin
 
(FILM)
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP, solo


  • Dystans 41.69km
  • Czas 01:48
  • VAVG 23.16km/h
  • VMAX 44.10km/h
  • Temperatura 6.6°C
  • HRmax 157 ( 82%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 1083kcal
  • Podjazdy 250m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - może by coś zmienić?

Środa, 4 marca 2015 · dodano: 04.03.2015 | Komentarze 0

Trzeci raz z rzędu pojechałem do pracy i z pracy tą samą trasą. Muszę coś zmienić bo przyznam się, że troszkę nudnawo to samo jechać. Jedynie ruch na ulicy jest raz mniejszy, a raz większy. Dzisiaj raczej było mało samochodów. Zwyczajowy korek przed światłami przy skręcie na Rajkowo zaczynał się tuż przed Cukrową. Ciekawe co to oznacza? Ludzie rzucili pracę i pracują w domach? Może zaczęli rozważniej korzystać z aut i przesiedli się na komunikację miejską? Nie ważne, ważne jest to, że aut jest zdecydowanie mniej. Dzisiaj usłyszałem wiadomość, iż remont mostu może się zakończyć już 20. marca. Ciekawy jestem czy wraz z tą datą na ulice powrócą korki ;) Póki co nie zamierzam się przesiadać do auta. Obawiam się jedynie, że przez wzrost liczby aut jazda rowerem do pracy nie będzie już tak przyjemna jak teraz. 
Zauważyłem jeszcze, że o ile wczoraj na stacji z rowerami Bike_S przy Piastów-Sowińskiego stało dużo rowerów to dzisiaj były jedynie dwa... Ciekawe gdzie jest reszta? Studenci wracając z zajęć na Piastów wypożyczają rowery i oddają je...? :)
    
Właśnie zauważyłem, że dzisiaj mijają dokładnie 3 lata od mojego pierwszego wpisu na bikestats! Jak ten czas szybko lecie, to niesamowite. W ubiegłym roku gdy "świętowałem" drugi rok pobytu tutaj byłem dumny, że przez dwa lata przejechałem 10 tys kilometrów. Przez kolejny rok dołożyłem do tych 10 tysięcy drugie tyle. W sumie przez te 3 lata pokonałem 20 500 km, odbyłem 335 wycieczek czasem zupełnie krótkich, a czasami bardzo długich podczas których spaliłem prawie pół miliona kcal (dokładnie 484 820). Z przewyższeniami jest problem bo początkowo GPSy mierzyły to jakoś dziwnie. Tak realnie podjazdy oceniam na coś w granicach 80 tys metrów, dla górali to niewiele. Jednak tu na nizinach to chyba nie jest tak źle ;) Może w weekend jakieś świętowanie? Zobaczymy ;)
 


7:40 - stacja Bike_S przy Piastów-Sowińskiego - wczoraj była pełna   
 

Potulicka w remoncie. Na szosę nadaję się średnio ale góral przejedzie bez problemów środkiem
 
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 41.64km
  • Czas 01:44
  • VAVG 24.02km/h
  • VMAX 40.50km/h
  • Temperatura 6.9°C
  • HRmax 161 ( 84%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 1030kcal
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - od nowa

Wtorek, 3 marca 2015 · dodano: 03.03.2015 | Komentarze 3

Po zakończeniu lutego z przytupem nastała pora na odpoczynek. Przez dwa dni, zarówno w niedzielę jak i poniedziałek próbowałem walczyć z przeziębieniem. Nie najlepiej mi to idzie i cały czas czuję się średnio. W nocy męczy mnie kaszel przez co nie mogę dobrze się wyspać (dzisiaj to nawet budzika w telefonie nie usłyszałem), a w dzień boli mnie gardło i czuję się jakoś podle. Te wszystkie okoliczności przyrody absolutnie nie zniechęciły mnie do kontynuowania dojazdów do pracy. Nawet wczoraj miałem wbrew założeniom jechać do pracy rowerem lecz komunikaty w Radio Szczecin mówiące o zalodzeniu ulic i chodników kompletnie mnie zniechęciły. Na próbę pojechałem do pracy samochodem. Po raz pierwszy od zamknięcia mostu. Byłem mile zaskoczony tym jak płynnie można dojechać do portu... Spodziewałem się armagedonu, a tu miła niespodzianka. Do pracy dotarłem mniej więcej w takim samym czasie jak rowerem. Na powrocie wybrałem trasę przez prawobrzeże i autostradę. Poszło wyjątkowo gładko. Na os. Słonecznym byłem po 10 minutach, kolejne 20 minut do dojazd do Kijewa i przejazd autostradą do Kołbaskowa.
Dzisiaj, zgodnie z planem do pracy rowerem i po pracy jeszcze kilka kilometrów ekstra. Jazda w mieście idzie mi odrobinę lepiej. Powoli uczę się gdzie są zagrożenia i kiedy muszę zwolnić aby nie nadziać się na auto. Dzisiaj miałem dwa nagłe hamowania. Raz ludzie na ścieżce uniemożliwili mi jazdę, a raz samochód wyjechał mi pod koło.... w obu przypadkach byłem czujny i ze sporym zapasem dałem radę się zatrzymać. Ciekawostką jest rower miejski, który ruszył od niedzieli i Potulicka, którą nie trzeba jechać chodnikiem. Po ubitym "piachu" można pokonać odcinek od Sowińskiego do Czarnieckiego.
 

Właśnie tak wygląda Moje Miasto gdy kończę pracę - SZCZECIN WITA!!!
    

 
Przed pracą - stacja roweru miejskiego Piastów - Sowińskiego
  
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 82.76km
  • Czas 03:17
  • VAVG 25.21km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 133 ( 70%)
  • Kalorie 1725kcal
  • Podjazdy 383m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tysiąc przejechany - plan wykonany

Sobota, 28 lutego 2015 · dodano: 28.02.2015 | Komentarze 8

Od tygodnia już wiedziałem, że będzie spory problem ze zrealizowaniem celu postawionego sobie na luty. Cel był dość ambitny jak na mnie, do przejechania 1000 km w 28 dni (wyłączając trenażer). Wiem, że co dwa lata we wrześniu kolarze amatorzy robią taki dystans w dwa czy trzy dni pokonując trasę BB Tour. Dla mnie natomiast 1000 kilometrów w lutym to istny wyczyn.  Jeszcze dwa lata temu w żadnym miesiącu w roku nie przejechałem łącznie tysiąca kilometrów. W tym roku również długo się zanosiło, że nie uda mi się zrealizować tego wyzwania. Muszę przyznać, że bardzo pomogło mi zamknięcie newralgicznego punktu w mieście czyli mostu Długiego i obawa przed ogromnymi korkami. Jak się okazało, korków nie ma i jeździ się autem zdecydowanie lepiej niż wtedy gdy most był czynny. Jednak chyba przekonałem się do dojazdów rowerem do pracy. Zawsze to kilka kilometrów do statystyk ;P 
Wczoraj robiąc po pracy dodatkowe kilometry wiedziałem, że zabraknie troszkę do osiągnięcia celu. Czułem się nie zbyt dobrze, przeziębienie mi ciągle dokucza. Chciałem jednak zostawić sobie jak najmniej do przejechania na sobotę. Tym bardziej, że bo bardzo ładnym pogodowo tygodniu sobota zapowiadała się bardzo średnio. W piątek wieczór okazało się, że do przejechania zostało mi jedynie 80 km. Usiadłem więc do Garmin Connect i wyznaczyłem sobie trasę, która w teorii miała 79,77 km. Start w Warzymicach, dojazd przy autostradzie do Penkun,  dalej do Schmolln, następnie przez Brussow i Locknitz do Warzymic. Wyczekałem poranne deszcze i o godzinie 13tej ruszyłem w trasę. Nie powiem, że było łatwo. Wiedziałem wcześniej, że będzie odrobinę chłodno i będzie troszkę wiało. Jednak jak się okazało wiało z zachodu czyli z kierunku w którym jechałem... Po kilko kilometrach szczerze myślałem, czy to ma jakiś sens? Po co się spinać, przecież przede mną jeszcze do przejechania mnóstwo kilometrów w bardziej sprzyjających warunkach....? Wtedy coś we mnie pękło. Przestałem myśleć, że jest ciężko i skupiłem się na samej jeździe. W Strokow już wiedziałem, że choćby nie wiem co dam radę!!! Po chwili jak na zawołanie wyszło słońce, które odrobinę zniwelowało skutki zimnego wiatru. Do Penkun wjeżdżałem w dobrym nastroju. Jednak tutaj po raz pierwszy niespodzianka. Garmin wyznaczył inną trasę niż ta w mojej głowie! Zignorowałem polecenie wrócenia na trasę i pojechałem swoją drogą. Patrząc później na mapę zobaczyłem, że mogłem zaufać Garminowi i jechać wytyczonym szlakiem. Po jakiejś chwili znowu trafiłem na wyznaczony w domu ślad. Mimo wiatru jechało się bardzo fajnie. Co prawda nos się co chwila zatykał i zasmarkałem mocno odcinek do Schmolln ale Niemcy chyba mi to wybaczą. Zjazd z Grunz i podjazd pod Schmolln przeszły wyjątkowo dobrze. Bardzo obawiałem się tego podjazdu po takim czasie walki z wiatrem. Jednak wyznaczyłem sobie kadencję, dobrałem odpowiednie przełożenia i w miarę równo podjechałem wzniesienie. 
W Schmolln zmiana kierunku. Na północ jechało się już zupełnie inaczej. Wiatr boczny czasem lekko w plecy pozwolił mi troszkę odetchnąć. Kolejna niespodzianka czekała mnie w okolicach Grunberg. Garmin kazał mi jechać prosto choć ja wiedziałem, że muszę skręcić w lewo. Na wprost miałem drogę w las, która była nie utwardzona. Co prawda jechałem Syrenką więc pewnie bym sobie poradził ale troszkę bałem się jazdy w błocie. Jak będzie sucho pojadę trasą Garmina. Tym razem pojechałem trasą z głowy. Ślad z Garmina z moim śladem z głowy spotkał się w Brussow. Jednak tylko na chwilę, bo w samym Brussow również miał inną koncepcję jazdy. Po raz trzeci wybrałem sprawdzony wariant. Tym razem ślady mój i Garmina spotkały się przed Locknitz. Od tej pory jechałem już jak po sznurku.
Jednak to nie koniec niespodzianek. W Grambow przede mną wyjeżdża koleś na góralu w nowym stroju Calbudu z logiem Floating Garden. Jedzie dość spokojnie więc szybko go doganiam, rzucam "cześć" i jadę swoje. Odrobinę czuję się zmęczony ale spokojnie jadę 30-32 km/h, wiem że dom blisko i cel będzie zrealizowany. W pewnym momencie gdy odrobinę zwalniam wyprzedzony chłopak zrównuje się ze mną. Nawiązujemy rozmowę. Okazuje się, że chłopak kiedyś jeździł w klubie, przez pewien czas jeździł również z mastersami z Głębokiego i teraz startuje amatorsko w zawodach mastersów na torze, na imię ma Andrzej. Miło rozmawiając przez Schennenz, Ladenthin i Warnik docieramy do Będargowa. Żegnam się licząc, że jeszcze kiedyś pojeździmy ;) Spokojnie wracam do domu. W Warzymicach licznik pokazuje prawie 83 km, czyli o 3 więcej niż trasa proponowana przez Garmina :) Następnym razem obiecuję się słuchać i przejechać tą 80tkę wg wskazań.
 
W każdym razie rzutem na taśmę zrealizowałem swój cel na luty. Jestem z tego bardzo zadowolony. Jutro dzień przerwy, a od wtorku startujemy z celem na marzec ;)
 

Nawet tablice drogowe przypominały mi, że stawką jest 1000 km!  
   
 
Nowy kolega - Andrzej
 

Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 41.87km
  • Czas 01:49
  • VAVG 23.05km/h
  • VMAX 37.10km/h
  • Temperatura 7.5°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 139 ( 73%)
  • Kalorie 1145kcal
  • Podjazdy 236m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - pierwszy tydzień /znowu wypadek/

Piątek, 27 lutego 2015 · dodano: 27.02.2015 | Komentarze 4

No i słowo ciałem się stało! Zawsze musi być ten pierwszy raz. To był pierwszy tydzień moich dojazdów do pracy rowerem. Jakie są pierwsze wrażenia po tygodniu? Ogólnie nie jest źle, choć są delikatne minusy takich dojazdów. Oczywiście plusów jest znacznie więcej więc prawdopodobnie zostanę na razie przy rowerze i będę dojeżdżał nim do pracy. 
W pierwszej wersji tego wpisu jako plus dojazdów rowerem zaliczyłem "czas". Jednak po chwili wykasowałem ten tekst bo chyba do końca z tym czasem to nie jest tak dobrze. To co zyskujemy na ciągłym poruszaniu się w wybranym kierunku tracimy na przygotowaniach do jazdy oraz na ogarnięciu się po każdej jeździe. Te kilka minut, które dodatkowo musimy poświęcić na przygotowanie siebie i roweru do jazdy, a następnie te kilka lub nawet kilkanaście minut aby ogarnąć się po przyjeździe moglibyśmy przecież poświęcić na stanie w korku w cieplutkim aucie... Więc tak prawdę mówiąc czasu specjalnie nie zaoszczędzę jeżdżąc do pracy rowerem. Korzyść jaką widzę tak na szybko jest taka, iż gdybym nie jeździł do pracy na rowerze to po pracy musiałbym się spieszyć do domu aby się przebrać i wyjechać z domu.... Na samo jeżdżenie zostałoby nie zbyt wiele czasu. Teraz prosto po pracy mogę wykorzystać słońce i zrobić kilka kilometrów w miarę komfortowych warunkach.
No to by było na tyle z moich filozoficznych przemyśleń. Może jak mnie znowu kiedyś najdzie to przeanalizuje następne plusy i minusy dojazdów do pracy.
Dzisiaj dojazd bez żadnych przygód. Odrobinę cieplej niż wczoraj, chociaż do komfortu termicznego daleko. Oczywiście na Mieszka I czerwona fala była dziś niezawodna. 
Powrót zupełnie inny, zero wiatru, przyjemna temperatura i oczywiście piękne słońce. Do Bytomskiej po raz pierwszy jechałem z Danielem. Daniel dojeżdża z Polic... samochodem ;) Jednak po zamknięciu mostu auto zostawia w okolicach Porto Grande i w dalsza podróż udaje się rowerem. Bardzo dobry sposób na rozpoczęcie :) Po tygodniu dojazdów zastanawia się nad miejscem troszkę bardziej oddalonym od naszego miejsca pracy gdzie mógłby bezpiecznie zostawiać auto i dojeżdżać rowerem. Jakieś pomysły?
Droga do domu standardowa, lecz tym razem wyjątkowo pusta. Ruch pieszych minimalny auta również gdzieś poznikały. W momencie gdy dojechałem do Piastów zobaczyłem gdzie wszyscy stoją ;) Potężny korek utworzył się na Piastów i pewnie dalej również tak było... przyczyną był wypadek na Mieszka I. Jeden pas zajęty, policja steruje ruchem. Zamiast stać w korku w samochodzie dzisiaj spokojnie ruszyłem w kierunku.... Kołbaskowa ;) Dodatkowe kilometry bardzo mi się przydadzą. Do końca miesiąca został jeden dzień... do przejechania 80 km... Mam pewne obawy co do wykonania planu. W normalnych warunkach może nie byłoby problemu.... Zobaczymy juto.
 

 
 

 
 

 
  
Obok korków :)
 

 
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 53.40km
  • Czas 02:21
  • VAVG 22.72km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 5.4°C
  • HRmax 156 ( 82%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 1318kcal
  • Podjazdy 332m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

DDP - dzień czwarty - wypadek na przejeździe kolejowym

Czwartek, 26 lutego 2015 · dodano: 26.02.2015 | Komentarze 4

To już czwarty dzień dojazdów do pracy. Dla Grześka to pewnie nie byłoby żadne wydarzenie ale ja ósmy dzień z rzędu jeżdżę na rowerze. Taka seria wyjazdów nie zdarzyła mi się nigdy! Za każdym razem gdy zbliżałem się do pięciu wyjazdów musiał być jakiś dzień przerwy. Przez te osiem dni udało mi się przejechać 425 km, czyli prawie połowę założonego dystansu na krótki luty. Do przejechania miałem 1 000 km z czego zostało do zrobienia jedynie 125 km i dwa dni ;) Może się uda i dam radę. Jutro drobne 25 km czyli do pracy i z pracy (przydałoby się zrobić jakieś zakupy, bo zaczyna brakować jedzenia), a w sobotę jakaś seteczka? :) 

Droga do pracy w lekkim mrozie, zazwyczaj ostatnio tak jest. Nad ranem -4° C do -2°C, a po pracy 6° C do 8° C. Po raz kolejny miałem czerwoną falę na Południowej i Mieszka I. Tak jak pisze Siwobrody, ruch zoptymalizowany jest pod kątem samochodów. Trzeba się z tym pogodzić jeżdżąc do pracy i czasem troszkę nagiąć przepisy i przejechać na czerwonym świetle (oczywiście zachowując dużą ostrożność). W pracy pojawiłem się przed ósmą i jak się okazało byłem drugi raz później niż Piotr. On chyba do pracy jeździ szybciej ode mnie ;) 
 
Po pracy powrót ponownie z Piotrem. Jednak tym razem bez "atrakcji" w stylu Wyspa Pucka. Wczorajsza jazda wystarczy mi na pewien czas. Wracam standardową drogą kierując się na Warzymice. Wcześniejszy plan powrotu zakładał wspólny przejazd do Przecławia gdzie każdy miał jechać w swoją stronę. Słyszeliśmy o wypadku na przejeździe kolejowym ale to co zobaczyliśmy przerosło nasze największe wyobrażenie. Potężna wywrotka leżała na boku, a w rowie przy płocie zmiażdżony dostawczak. Pociąg stał w znacznej odległości od przejazdu. Podobno niemiecki maszynista mimo lekkich obrażeń nie zdecydował się na przewiezienie do szczecińskiego szpitala na badania. Do szpitala został natomiast przetransportowany kierowca ciężarówki oraz kierowca i pasażerka Renault Traffic.  Mimo iż ruch kołowy był zablokowany przez Policję oraz straż pożarną udało nam się przeprowadzić rowery przez przejazd. Za przejazdem mogliśmy ruszyć normalnie w stronę Będargowa. Na rondzie rozstaliśmy się. Piotr pojechał w stronę Stobna, a ja po raz nie wiem który mozolnie potoczyłem się pod Warnik. Nie miałem specjalnych planów na czwartkową jazdę więc nie przesadzałem z dystansem. W okolicach Nadrensee zaczęło się robić ciemno i zimno, ubrałem wiatrówkę wyjętą z plecaka i przez Rossow, Kołbaskowo i Przecław wróciłem do domu.
Nie jechało mi się tak dobrze jak dzień wcześniej, może to wina przeziębienia które mnie dopadło podstępnie. W tej chwili z fazy bolącego gardła przeszło w fazę cieknącego nosa... Czas chyba odrobinę się podleczyć, tym bardziej że weekend (szczególnie niedziela) nie zapowiadają się pogodowo zbyt fajnie.
    

Pociąg DB uderzył w wywrotkę, która zmiotła z jezdni małą furgonetkę  
 

Wywrotka na boku 
 

W wypadku ucierpiały 4 osoby... dwie ciężko  

Kategoria 50 - 100 km, DDP


  • Dystans 73.78km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 23.30km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Temperatura 5.7°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 1509kcal
  • Podjazdy 356m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

DDP - światło czerwone - chcesz przejść naciśnij przycisk

Środa, 25 lutego 2015 · dodano: 25.02.2015 | Komentarze 2

Mam dość tej kobitki, która co chwila na ul. Mieszka I powtarza mi w kółko "światło czerwone - chcesz przejść naciśnij przycisk". Przecież to jest nonsens. Naciskam jeden przycisk przejeżdżam przez połowę jezdni, muszę się zatrzymać aby nacisnąć kolejny przycisk i czekać aby przejechać drugą połowę jezdni. Ciekawe co myślał (albo nie) ten co projektował te światła? Czy może myślał ten "ktoś", że docelowym punktem rowerzysty/przechodnia jest połowa jezdni?? Czy dla kogoś celem może być wysepka między jezdniami? :) Zresztą dzisiaj miałem wyjątkowego pecha. Czerwone światło paliło się na każdym skrzyżowaniu do którego podjeżdżałem... To się nazwya "czerwona fala". Fajny byłby pilot do tych przycisków, które trzeba nacisnąć aby zapaliło się zielone światło. Przykłady, są poniżej? ;)
 
Mimo tych wszystkich czerwonych świateł i przygody z kluczami, po które się musiałem wracać cały i zdrowy dotarłem do pracy.
Jak się okazało po raz pierwszy nie sam przyjechałem na rowerze. Wcześniej rowerem przyjeżdżał Danel, który pakował rower do auta, dojeżdżał w okolicę kapitanatu portu i resztę drogo pokonywał rowerem. Dzisiaj oprócz nas dwóch rowerem przyjechało jeszcze dwóch Piotrów!!! Znany wszystkim Piotr vel leszczyk (tym razem bez Magneto) i drugi Piotr S. :)
   

ul. Południowa (przy Makro)  
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I  - ul. Lednicka  
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Białowieska    
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Milczańska  
 

 Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Bohaterów Warszawy - al. Powstańców Wielkopolskich

Jako, że Piotrek "leszczyk" chciał wykorzystać dobrą pogodę aby nabić troszkę kilometrów postanowiliśmy wrócić razem przez Wyspę Pucką... Oj to był straszny błąd. Tyle błota to ja dawno nie widziałem. Jak na nieszczęście nie przewidziałem, że będziemy korzystać z takich dróg i zdjąłem błotniki... Przyznaję się, że kompletnie nie potrafię jeździć technicznie. Ile razy przejeżdżam przez takie miejsca oczami wyobraźni widzę siebie wyglądającego jak zawodnik po zapasach w błocie. Tym razem udało mi się przejechać bez wywrotki, ale od razu  mówię, że nie będę tam częstym gościem ;)
Horrorem był przejazd przez szosę Floriana Krygiera (dawniej autostrada Poznańska). Nikt nie zwracał uwagi na dwa czekające na przejazd rowery. W końcu zlitowało się wojsko! Na armię jednak można liczyć. Wojskowy Honker nas przepuścił i mogliśmy jechać dalej. Przez Ustowo i kolejne błoto między Usowem a Przecławia dotarliśmy do celu. W Przecławiu się pożegnaliśmy i każdy pojechał w swoją stronę. Do domu co prawda miałem dość nie daleko ale dotarcie do niego przez Tantow, Krackow zajęło mi troszkę czasu ;)
 

Ruszamy z pracy  


Wyspa Pucka - Piotrek z przodu  
 

Droga Ustowo - Przecław, a on znowu prowadzi  
   
 

 
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP