Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

solo

Dystans całkowity:7796.57 km (w terenie 133.00 km; 1.71%)
Czas w ruchu:307:16
Średnia prędkość:25.33 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Suma podjazdów:43714 m
Maks. tętno maksymalne:170 (101 %)
Maks. tętno średnie:151 (87 %)
Suma kalorii:160578 kcal
Liczba aktywności:146
Średnio na aktywność:53.40 km i 2h 08m
Więcej statystyk
  • Dystans 144.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 32.48km/h
  • VMAX 50.80km/h
  • Temperatura 13.3°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 151 ( 79%)
  • Kalorie 2662kcal
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

(Nie)udana inauguracja na szosie

Sobota, 9 maja 2015 · dodano: 10.05.2015 | Komentarze 4

Po ubiegłotygodniowej wtopie w terenie tym razem dostałem baty na szosie. W pewnym sensie mogłem się tego spodziewać widząc w piątek wyniki "losowania" grup startowych. Z drugiej strony ktoś musiał być sam troszkę przyłożyłem do tego rękę... albo nogę by tak się stało. 
Maraton w Gryficach był naszym pierwszym startem na średnim dystansie. Do tej pory przez dwa sezony startowaliśmy zawsze na krótkich dystansach. Najdłuższy jak do tej pory nasz występ miał miejsce na inaugurację sezonu w ubiegłym roku w Świnoujściu. Z tym, że to również był dystans mini... 108 km, pojechałem go wtedy z Krzyśkiem. Tym razem  jechaliśmy w trójkę czyli Krzysiek, Artur "Diabeł" oraz ja. Najwięcej szczęścia z nas podczas losowania miał Krzysiek. Startował o godzinie 9:00 w pierwszej grupie startowej. Artur wylosował czwartą grupę startową, która ruszała 15 minut po grupie Krzyśka, natomiast ja start miałem wyznaczony na 9:20 w ostatniej grupie startowej. 5 minut za mną startowała grupa na rowerach w kategorii rowery inne. Po zapoznaniu się z osiągnięciami z poprzednich sezonów chłopaków z którymi miałem startować wiedziałem, że różowo nie będzie.
W tym roku Gryfland start miał zaplanowany na rynku w Gryficach. Drogi prowadzące do rynku mają nawierzchnię z kiepsko ułożonej kostki. Okazało się, że to miało największy wpływ na mój start w tym maratonie. Nie potrafię jeździć na kostce i właśnie z tego powodu straciłem jedyną szansę na przyzwoity wynik. Dwóch chłopaków z mojej grupy, którzy na kostce ruszyli ostro po wjeździe na asfalt mieli nade mną ok 50 metrów przewagi. Przez chwilę zastanawiałem się czy "wypruć się" i postarać się ich dogonić czy jechać spokojnie czekając aż dogoni mnie ktoś z mojej grupy i wtedy postarać się ich złapać. Zdecydowałem się na wariant numer dwa, niestety pomyliłem się i to bardzo. Jadąc swoim tempem nikt z mojej grupy mnie nie złapał, a moja jedyna szansa na jazdę w grupie oddalała się coraz bardziej. Jadąc dalej liczyłem, że dogonię kogoś z grupy startującej przede mną, kogoś kto będzie chciał popracować ze mną i da mi troszkę odpocząć. Niestety tak się nie stało. Dość szybko zacząłem doganiać pierwsze osoby z wcześniej startujących grup. Jednak gdy tylko dochodziłem kogoś okazywało się, że jedzie zdecydowanie za wolno jak dla mnie. W nadziei, że w końcu kogoś trafię leciały mi kolejne kilometry. Nadzieja na to, że w końcu kogoś złapię prysła kompletnie na kilkanaście kilometrów przed nawrotką w Rewalu. Grupy jadące z przeciwka rozwiały kompletnie moje nadzieje. Najpierw spora grupa mastersów jadących na dystansie ultra z chłopakami z pierwszej grupy MEGA , potem kilkunastoosobowa grupa z Krzyśkiem, po pewnym czasie trzyosobowa grupa z Arturem. Po wyścigu Diabeł opowiadał mi, że jak się mijaliśmy to przede mną przez spory kawałek nie jechał nikt, potem jechałem ja, a za mną długo, długo nikt. 
Ostatnia nadzieja pojawiła się przed Gryficami. Przez ładnych kilka kilometrów goniłem czteroosobową grupę. Byłem przekonany, że jadą dość dobrze bo ciężko było ich mi dogonić. Gdy w końcu udało mi się ich złapać okazało się, że znowu jadą za wolno. Nie miałem na co czekać i wyprzedziłem ich od razu. Za mną poszedł chłopak w żółto-czarnej koszulce. Złapał koło i przez chwilę miałem nadzieję, że wreszcie kogoś mam do wspólnej jazdy. Nadzieję znowu prysły na pierwszym z podjazdów. Nie utrzymał się za długo...
Przed Gryficami korzystając z pomocy Gosi, która miała przygotowane dla naszej trójki nowe bidony uzupełniłem zapas picia i ruszyłem dalej. Za Gryficami trafiam na kolejną grupę tym razem 5 osób z dystansu ultra. Grupka była podzielona na dwie części. Najpierw jechały dwie dziewczyny i chłopak, a troszkę z przodu dwóch chłopaków. Gdy dogoniłem pierwszą grupę dziewczyna z nr 43 zapytała czy może złapać moje koło? Oczywiście zgodziłem się jej pomóc dogonić chłopaków jadących przed nami. Przez chwilę musiałem motywować koleżankę na podjeździe, a chwilę później byliśmy już przy naszych celach. Pożegnałem się i dalej ruszyłem w pogoń za... w sumie za kolejnymi zawodnikami z dystansu mini i ultra. Co jakiś czas kogoś łapałem i natychmiast wyprzedzałem. Nikt nawet nie próbował łapać mojego koła. Przynajmniej nikogo takiego nie zauważyłem. Gdzieś koło Skrobotowa mijałem się z samotnie już jadącym Krzyśkiem, a chwilę po nim z Arturem i jego dwoma partnerami. Po drugim nawrocie w Rewalu zaczął się najgorszy dla mnie odcinek. Samotna walka z coraz mocniej wzmagającym się wiatrem kosztowała mnie sporo siły. Na szczęście skurcze czy inne dolegliwości nie przeszkadzały mi tym razem i mogłem się skupić na walce z wiatrem i ze zmęczeniem.
  
Metę minąłem po 4:26:20 jazdy co dało mi 6/10 miejsce w mojej kategorii i 20/51 w open.
Na koniec mała ciekawostka. Przez cały maraton NIKOMU nie udało się mnie wyprzedzić, mimo że za mną startowało jeszcze 150 zawodników ;)
   

Na mecie...
 



  • Dystans 65.23km
  • Czas 02:43
  • VAVG 24.01km/h
  • VMAX 20.50km/h
  • Temperatura 38.9°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 122 ( 64%)
  • Kalorie 1255kcal
  • Podjazdy 349m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień walki

Środa, 6 maja 2015 · dodano: 06.05.2015 | Komentarze 6

Dzisiaj ostatni raz w tym tygodniu droga do pracy na rowerze. Poranek wręcz idealny. Po raz pierwszy w tym roku pojechałem całkowicie na krótko. Nie zabrałem nawet ze sobą ani rękawków i tym bardziej nogawek. Od mojego ostatniego dojazdu mała zmiana. Pojawił się nowy pomnik na Bulwarze Piastowskim. Rzeźba jest pierwszą z tych, które mają powstać w Alei Żeglarzy. Oficjalne odsłonięcie pomnika odbędzie się 16. maja. Ja dla Was odsłaniam go dzisiaj. Rzeźba przedstawia Ludomira Mączkę, żeglarza, podróżnika. Poza tym jednym nowym epizodem kompletnie nic się nie wydarzyło ;)
Powrót z pracy via Locknitz był za to bardzo "atrakcyjny". Na początek przejazd przez miasto do Mierzyna. Wcześniej, gdy jeździłem tą trasą było jakoś bezpieczniej. Wraz ze wzrostem temperatury DDRki zapełniają się w zastraszającym tempie. W sumie bardzo miło, że coraz więcej ludzi jeździ na rowerach i niestety na rolkach... Jednak na litość boską dlaczego zajmują całą szerokość dość szerokich DDRek. Jazda parami bez oglądania się za siebie to w sumie norma. Dzisiaj miałem już jadę trójkami, a nawet parę zakochanych jadących całą szerokością trzymającą się za ręce. Super, że się kochają i trzymają się za ręce... tylko dlaczego na DDRce. Dzisiaj zauważyłem też kolejny trend. Młoda mama na rolkach z dzieckiem na rowerku. Zdarza się, że mama się zapomina się i zostawia maluszka na środku DDRki. Zanim się orientuje, że jest sama może przecież coś się stać... (oby nie!)
Drugi etap podróży to walka o przetrwanie z autami. Dzisiaj miałem dużo szczęścia bo było kilku takich, którzy koniecznie chcieli mnie zdmuchnąć z drogi na odcinku Mierzyn - Lubieszyn. Tam zdecydowanie przydałaby się bezpieczna DDRka prowadząca z Mierzyna do granicy. Mieszkańcy gminy Dobra chcąc nadrobić czas poświęcony na jazdę okrężną drogą nie za bardzo zwracają uwagi na takie drobnostki jak ograniczenie prędkości czy ...rowerzysta.
Trzeci etap mojej "podróży" to powrót z Locknitz do domu. Co się dzisiaj nawalczyłem z wiatrem to historia... Może nie miałem dnia, może coś wisiało w powietrzu, nie wiem. Wiem jedynie, że umordowałem się niemiłosiernie.
Teraz dwa dni przerwy i start w Gryficach. Mam pewne obawy o których pisałem.. jednak jestem nastawiony bojowo i jadę z nadzieją, że będzie dobrze! ;)
 
 
Ludomir Mączka, pseudonim Ludojad, Ludek
   
Kategoria 50 - 100 km, DDP, solo


  • Dystans 153.59km
  • Czas 05:27
  • VAVG 28.18km/h
  • VMAX 49.20km/h
  • Temperatura 15.6°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 119 ( 62%)
  • Kalorie 2138kcal
  • Podjazdy 451m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na obiadek do.... Ueckermünde

Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 03.05.2015 | Komentarze 5

Wstając rano nie przypuszczałem, że będzie mi się chciało chcieć... bo mi się kompletnie nie chciało. Po później pobudce (wieczór z klasyką - The Godfather) nie za bardzo mi się chciało robić kolejny maraton. Wystarczyły mi dwie części klasyka... to razem mniej więcej tyle samo co następnego dnia przesiedziałem na Fiziku Arion ;) Z taką małą różnicą, że po filmie nic mnie nie bolało, a po pięciu i pół godzinie jazdy i owszem. Wracając do sedna, zajrzałem do lodówki, a tam pizza, parówki, serek... Przydałby się jakiś lepszy obiadek. Pierwszym pomysłem był kebab w Schwedt... ale od tego z tyłu Kauhofa lepsze byłyby parówki :) Podobno gdzieś jest o niebo lepszy kebson w Schwedt ale jeszcze muszę się dokładnie dowiedzieć gdzie... Jak się później okazało gdybym pojechał do Schwedt miałbym szansę spotkania się z Grześkiem :) Druga opcja na naprawdę niezły kebab to Prenzlau, ale pamiętałem że kiedyś w niedzielę był zamknięty więc wybrałem bramkę numer "czy" czyli Ucker 66  w Ueckermünde. Żeby nie było za łatwo troszkę pokombinowałem z trasą aby sprawdzić czy dam radę samotnie przejechać maraton w Gryficach w przyszłym tygodniu. To będzie mój debiut na dłuższym dystansie... Już wiem, że nie będzie łatwo. 144 km do przejechania bez przerwy to będzie nie lada wyzwanie. O ile do postoju w Ueckermünde jechało się całkiem w porządku to później było już tylko gorzej. W Gryficach dodatkowo zawsze wieje... zresztą tak jak tu w czasie powrotu. Po przejechaniu 120 km już nie mogłem się doczekać przerwy. Powoli kończyły się zapasy w bidonach (zabrałem ze sobą 2x 750 ml) i musiałem się zatrzymać aby chwilę odpocząć. Na szczęście trafiłem na otwartą cukiernię w  Löcknitz. Zjadłem lody wypiłem kawę i na resztkach w bidonie pokonałem ostatnie 25 km do domu. Jechało mi się wyjątkowo ciężko. Nie dość, że pod wiatr to odczuwałem kilometry przejechane w ciągu całego tygodnia, a uzbierało się tego całkiem sporo jak na mnie... Choć całość trasy starałem się jechać oszczędnie z maksymalnie wysoką kadencją i na maksymalnie niskim pulsie i tak dostałem po du...
Zdecydowanie potrzebuję świeżości. Teraz delikatnie muszę odpuścić. Dojazdy do pracy na niskim tętnie, wolniutko.... chyba, że spotkam Grześka ;)
  

W oczekiwaniu na obiad. Pierwsze 83 km przyzwoicie
 

Podano do stołu ;)
    

Kawa i lody, które uratowały mi życie
 
  

Kategoria ponad 100 km, solo


  • Dystans 64.57km
  • Czas 02:15
  • VAVG 28.70km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 149 ( 78%)
  • HRavg 123 ( 64%)
  • Kalorie 983kcal
  • Podjazdy 325m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Każdy ma swoją ulubioną pętelkę

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 02.05.2015 | Komentarze 2

No i znowu wszystko przez Krzyśka. Właściwie to dzisiaj nie miałem jeździć ale kiedy zadzwonił ten "koks" i powiedział od niechcenia, że na "lajciku" przejechał sobie siedemdziesiątkę na niskim pulsie nie wytrzymałem. Właśnie miałem wstawiać jedzenie do piekarnika i rozpocząć rozpustę... po jego słowach o przejechanym dystansie wyłączyłem piekarnik szybko się przebrałem i zacząłem kombinować gdzie by tu pojechać. No i wtedy do głowy wpadł mi pomysł na przejechanie mojej starej pętelki. Od dwóch lat męczę ją niemiłosiernie w różnych konfiguracjach i w różnym towarzystwie. Ciekawe jest to, że zapomniałem o tej trasie w tym roku. Nie przejechałem jej ani razu. W czasie gdy już jechałem zastanawiałem się gdzie pojechał dziś Krzysiek? Do puszczy raczej nie bo puls na górkach by mu skakał, a powiedział, że nie przekraczał 140 ud/min. Druga myśl była "strzałem w dziesiątkę" - pewnie pojechał swoją pętelkę przez Kobylankę i Gryfino. Ja swoją pojechałem tak jak on. Jak się później okazało przejechaliśmy bardzo podobną odległość przy bardzo podobnym pulsie średnim i maksymalnym :) Czytam w myślach? :)
 

Kilometry pustych, równych niemieckich asfaltów... To się nigdy nie znudzi ;)
 
  
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 63.09km
  • Czas 02:02
  • VAVG 31.03km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 12.6°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 1290kcal
  • Podjazdy 360m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Osiągamy cele

Czwartek, 30 kwietnia 2015 · dodano: 30.04.2015 | Komentarze 1

W mojej krótkiej historii rowerowej nie miałem jeszcze miesiąca w ciągu którego bym przejechał 1200 km. To znaczy może było jakieś 30 dni w ciągu których przejechałem więcej ale nigdy nie było tak abym zrobił to od pierwszego do trzydziestego pierwszego :) Tym razem cel był dość ambitny. Co miesiąc dokładamy po 100 km i tak aż do lipca. W kwietniu właśnie musiałem przejechać 1200 km aby osiągnąć zakładany cel. Miałem na to jedynie 30 dni i jeszcze rano miałem troszkę wątpliwości czy uda mi się zrealizować zadanie. Udało się i jestem z tego bardzo zadowolony.
W lipcu nastąpi kulminacja i wtedy chciałbym przejechać 1500 km. Cel jest w zasięgu i jeżeli nic złego się nie zdarzy powinno mi się udać go osiągnąć plan.
Dzisiaj po raz kolejny miałem pogodowy full serwis. Było ciepło i zimno, słonecznie i pochmurnie, sucho i mokro no i oczywiście z wiatrem i pod wiatr. Wyszło całkiem przyzwoicie. Jak na samotną jazdę i moje możliwości jestem zadowolony. Tak przy okazji udało mi się poprawić kilka swoich dotychczasowych czasów na "garminowych" segmentach. Co prawda dalej nie udało mi się odzyskać na Stravie KOMa na Glassow - Lebehn ale już zabrakło nie dużo, aby za szybko nie rezygnować z rywalizacji na segmentach wyłączyłem sobie tą funkcję w Garminie. Jadę tyle ile mogę... :) Poprawiłem również czas na segmencie Krackow - Nadrensee, jednak wynik Mateusza i Romka jest nie do pobicia samotnie. Ze średnią 36 km/h nawet się nie zbliżyłem za bardzo do ich 42 km/h!!! Muszę poprosić Arcziego o asystę ;P
    
 
Segment Glasow - Lebehn
 
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 25.10km
  • Czas 01:10
  • VAVG 21.51km/h
  • VMAX 35.70km/h
  • Temperatura 13.9°C
  • HRmax 146 ( 76%)
  • HRavg 118 ( 62%)
  • Kalorie 596kcal
  • Podjazdy 134m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - Dziarski Dziadek Pedałuje

Poniedziałek, 27 kwietnia 2015 · dodano: 27.04.2015 | Komentarze 5

Dojazd Do Pracy na dzisiaj zmieniłem w Dziarski Dziadek Pedałuje czyli też DDP :) Właśnie w taki sposób nazwał mnie Grzegorz :) 
Wszystkim Wam bardzo serdecznie, z całego serca dziękuję za gratulacje ;) Rzeczywiście było ich bardzo dużo, nie spodziewałem się aż tylu :)
Na dziś zaplanowałem po pracy wyjazd do Locknitz, a na jutro do Mecherin. No i "ktoś" wyśmiał moje plany i skutecznie zniechęcił mnie wichurą połączoną z deszczem. O ile pojedynczo jakoś zniósłbym drobne niedogodności w postaci deszczu czy wiatru to gdy występują w duecie ogarnia mnie totalna niechęć. Poranek był jeszcze nie najgorszy. Mogę nawet uznać, że był w porządku. Jednak gdy wracałem z pracy to żywioły rozszalały się w najlepsze tak jakby chciały mi pokazać kto tu rządzi ;) Dałem za wygraną. Zrezygnowałem z wyjazdu do Locknitz dzisiaj i z Mecherin jutro. Do wykonania założonego planu pozostało jeszcze przejechać 100 km. Będę miał na to całe dwa dni czyli środę i czwartek.
Na piątek może "Zęby Gryfa"? :)
 

Gładka jak stół - DDRka z Bismark do Locknitz /w piątek/ - dlaczego DDRka z Przecławia do Rosówka nie jest taka? Kto zna odpowiedź?    

  
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 90.83km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 23.39km/h
  • VMAX 45.60km/h
  • Temperatura 20.3°C
  • HRmax 163 ( 85%)
  • HRavg 121 ( 63%)
  • Kalorie 1620kcal
  • Podjazdy 525m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cztery miesiące - cztery tysiące

Niedziela, 26 kwietnia 2015 · dodano: 26.04.2015 | Komentarze 2

Na dzisiaj nie miałem zaplanowanego nic specjalnego, po czwartkowym wypadku Grześka zrezygnowałem z wyjazdu dookoła Zalewu. Będzie jeszcze pewnie niejedna okazja aby zrobić 300 km. Z kolei piątkowo-sobotnie świętowanie kosztowało mnie wiele siły i zdrowia. Dodatkowo w trakcie beztroskiej zabawy u Krzyśka (dzięki za gościnę) uszkodziłem delikatnie prawe przedramię i kilka palców ;) Tak się kończą próby napraw przy alko ;) 
Siły po takich wybrykach były mocno nadwątlone więc postanowiłem pojechać krótko acz treściwie. Za cel obrałem sobie podjazd przy od Odry Zachodniej, który pokazał mi Paweł. Droga do podjazdu - 20 km jako rozgrzewka, 3 x podjazd i do domu. Wszystko miało się zamknąć maksymalnie w 45 km. Dojechałem do podjazdu, w części drogi towarzyszył mi Paweł. Przez cały czas gadaliśmy więc do podjazdu dotarłem wypoczęty i rozgrzany. Gdy dojechałem do szczytu przypomniało mi się co powiedziałem Pawłowi gdy byłem tam po raz pierwszy. Niestety słowa, których użyłem nie nadają się do zacytowania :)
Zjechałem cały czas hamując po drodze mijając wędkarza prowadzącego rower pod górę. Wiedziałem, że będą problemy gdy będę chciał go minąć. Szedł optymalną drogą podjazdu. Musiałem pomyśleć o zmianie toru jazdy. Zjechałem na sam dół i rozpocząłem wspinaczkę. Tak jak myślałem w pewnym momencie musiałem zmienić tor jazdy. Po prawej stronie podjazd jest w zdecydowanie gorszym stanie. Momentami traciłem nadzieję, że się uda... ale udało się podjechałem bez podpórki. Nie chciało mi się czekać aż wędkarz podejdzie na sam szczyt więc zmodyfikowałem mój plan po raz pierwszy. Najpierw do pobliskiego Mecherin, a później  przez Geesow do domu. Chyba za szybko dojechałem do Mecherin, bo zaraz po raz kolejny zmodyfikowałem plan. Z Mecherin blisko i fajnie do Gartz więc czemu by tam nie pojechać? :) W Gartz pokręciłem się po uliczkach,nigdy nie ma czasu aby zobaczyć to miasteczko - Gartz to zawsze tranzyt ;)  Znalazłem kilka miejsc do których wrócę aby przyjrzeć się im dokładniej. Właśnie w tym momencie skończył mi się pierwszy bidon. Z jednej strony nie pojadę za daleko na ostatnim, a z drugiej strony szkoda takiego ładnego dnia. Zapadła decyzja jadę dalej. Ruszam z Gartz do Casekow kolejna zmiana planów ;) Za Gartz droga super ale tylko do Hochenselchow. Niemcy nie trudzą się aby zakładać progi zwalniające w mniejszych wioskach. Zamiast progów zostawiają "zabytkową" kostkę, która jest naturalnym spowalniaczem. Dzisiaj dla mnie nie była, bo jechałem Giantem. Jednak na Focusie bym musiał mocno zwolnić. Przed wioską i za wioską idealny asfalt. Docieram do Casekow gdzie się troszkę gubię... właściwie nie wiem gdzie jechać. Zabrałem ze sobą licznik zamiast GPSa więc jadę na czuja. Kieruję się w stronę Luckow. Ta nazwa mi coś mówi choć wtedy nie wiedziałem gdzie jest Luckow. Za Luckow super zjazd do Petershagen i Schonfeld. Odkryłem dla mnie nową trasę ze świetnymi długimi podjazdami. Od Schonfeld do Luckow można się troszkę zmęczyć. Potem już tylko Penkun, Krackow i Ladenthin. W tej ostatniej wiosce widzę przy oborach chłopaka na szosie. Już wiem, że zaraz mnie dogoni i pomknie dalej. Trzymam fason i nie oglądam się. Nie przyspieszam, nie zwalniam jadę swoje. Mija mnie, pozdrawia i jedzie dalej. Przez chwilę miałem pomysł (głupi) aby usiąść na koło i się powieźć. Po sekundzie refleksji doszedłem do wniosku, że do Jamesa mi daleko więc jazda na góralu z szosami nie dla mnie. Jednak mimo wszystko po chwili przewagi jaką zyskał utrzymuję stały dystans. Na "ostatnim tchnieniu" widzę, że staje na pedały i wcale się nie oddala. Więc przez chwilę czuję, że się zbliżę. Na zjeździe jednak widać przewagę szosy. Wiem, że jedzie mu się łatwiej. Jednak dzięki temu, że odrobinę pracuję nie oddala mi się. Na rondzie w Będargowie, kiedy już straciłem nadzieję, że się zbliżę okazuje się, że JEST! Jest bliżej niż sądziłem. Tym razem go nie puszę, mam przewagę bo droga przez Będargowo jest dziurawa. Jednak na moim Giancie nie ma to znaczenia. Jadę jak czołg. Na wysokości Orlika już go mam. Siadam na koło, jestem zadowolony ;) Koleś na Focusie w koszulce i spodenka Vitesse odwraca się z niedowierzaniem na twarzy w momencie gdy usłyszał moją piastę DT ;) Jadę przez chwilę za nim. Momentami kusi mnie abym go wyprzedził i dalej pojechał szybciej. Jednak rezygnuję z tego pomysłu :) To co zrobiłem mi wystarczy ;)  
Chłopak jedzie w kierunku Przecławia, a ja po chwili ląduję w domu :) To nic, że z 45 km zrobiło się 90 - ważne, że było fajnie ;)
 
No i właśnie zauważyłem, że przejechałem w tym roku już 4 000 km ;) To tyle co w całym roku 2012 ;)
 

Zjechać nie zjechać?  
 

W drugą stronę będzie gorzej...  
 

Ciekawe czy odbierają TVN?  
 

Czy tu mieszka Ula?  
 

Mnóstwo opuszczonych budynków jest w DDR...  
   
Kategoria solo, 50 - 100 km


  • Dystans 39.92km
  • Czas 01:40
  • VAVG 23.95km/h
  • VMAX 39.60km/h
  • Temperatura 15.2°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 132 ( 69%)
  • Kalorie 1052kcal
  • Podjazdy 286m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wojownicze żółwie Ninja ;)

Środa, 22 kwietnia 2015 · dodano: 22.04.2015 | Komentarze 3

Drugi dzień z rzędu do pracy rowerem, tak jak pisałem wczoraj - wolę jechać rowerem niż autem. Muszę się jeszcze jakoś bardziej zorganizować aby wyjeżdżać z domu wcześniej. Mój poranny rytuał jest zdecydowanie za długi. Godzina z hakiem to przesada... Nie wiem tylko gdzie mogę zaoszczędzić te cenne, poranne minuty.
Po pracy z kolei pojechałem do Coolbike gdzie czekało na mnie nowe koło do Gianta. Może nie całkowicie nowe... Nowa jest tylko obręcz, natomiast piasta, szprychy, nyple pochodzą z mojego poprzedniego Cresta. Zastanawiałem się jak można byłoby bezpiecznie przetransportować obręcz do domu... Wpadłem na pomysł aby przyczepić ją zipami do plecaka ;) Jak pomyślałem tak zrobiłem. W tym momencie poczułem się jak bym miał na sobie żółwią skorupę ;) Obręcz co prawda wystawała delikatnie poza mój obrys ale na szczęście udało mi się ją dowieźć do domu w całości. 
Po drodze jeszcze zadzwonił Paweł, że chciałby przejechać kilka kilometrów. Zaproponowałem, że chętnie z nim pojadę. Zrobiliśmy sobie pętlę przez Smolęcin, Warnik i wróciliśmy do domu. Tym sposobem na moim koncie ląduje kolejna "czterdziestka".
Wieczór oczywiście poświęcony na założenie nowej opony na nowe koło i wpasowanie kompletu do Gianta. Musicie mi uwierzyć, że założenie opony na obręcz to sztuka niesamowicie trudna. Przednią zakładałem około dwóch godzin. Tylna poddała się szybciej jedynie dzięki pomocy Pawła ;) Jutro pierwszy test na prawie kompletnym rowerze. 
 
A tak wyglądałem z kołem na plecach ;)
 

Wojowniczy Żółw Ninja
 
 

Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 78.75km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:06
  • VAVG 25.40km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 12.2°C
  • HRmax 165 ( 86%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 1580kcal
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Srebrne gody

Wtorek, 21 kwietnia 2015 · dodano: 21.04.2015 | Komentarze 2

To już 25 mój dojazd do pracy w tym roku. Jeśli 25 lat pożycia małżeńskiego to srebrne gody to dlaczego 25 dojazd do pracy rowerem nie nazwać srebrnymi godami :)
Właśnie przypomniałem sobie jeden z moich wpisów z 2012 "Rower sposobem...". Pokrótce konkluzja tego wpisu była taka, że dojazdy rowerem do pracy to kompletna lipa. Nie przypuszczałem wtedy, że tak bardzo można się pomylić. W tej chwili gdybym tylko mógł to bym korzystał tylko z roweru aby dojeżdżać do pracy... 
 
Tak na serio to miałem pojechać po śladach Wielkiego Mierzyńskiego podróżnika, który co dzień eksploruje tereny za niemiecką rubieżą ale coś mi nie wyszło i pojechałem zupełnie inaczej. Co prawda do Lubieszyna moja trasa pokrywa się z trasą "podróżnika" lecz niestety dalej zawiodła mnie pamięć... W moim wieku tak to już bywa z pamięcią, że czasem zawodzi... Jak będę tak dalej jeździł bez mapy to może jakieś obce lądy odkryję ;) ... a tak całkiem na serio to czekała na mnie od piątku kolejna przesyłka Locknitz :) Tym razem dwie koszulki i rękawiczki - oczywiście wszystko na rower. Stylówka ponad wszystko, bo tak na prawdę co mi zostaje? Jak się nie ma talentu to nadrabia się czym tylko można ;) 

PS. tak na zupełnie na serio to był świetny dzień do jazdy rowerem, szkoda że mam tak mało czasu na moje hobby....
 


Kategoria DDP, solo, 50 - 100 km


  • Dystans 27.46km
  • Czas 01:19
  • VAVG 20.86km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Temperatura 9.8°C
  • HRmax 140 ( 73%)
  • HRavg 151 ( 79%)
  • Kalorie 500kcal
  • Podjazdy 191m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miało być dobrze będzie drogo...

Wtorek, 14 kwietnia 2015 · dodano: 15.04.2015 | Komentarze 11

Po sobotniej wycieczce z Krzyśkiem chciałem jeszcze wyskoczyć w niedzielę z chłopakami na szosę. Jednak godzina startu, która została wyznaczona na 8:30 była wręcz nieludzka. Wieczorem poprzedniego dnia dotarłem do domu i musiałem porządnie odpocząć więc odpuściłem wyjazd (choć z tego co czytałem mam czego żałować). Aby nie był to zupełnie stracony dzień postanowiłem zrobić do Gianta drugie koło. Zabrałem się do tego popołudniu po uzupełnieniu lodówki, która świeciła pustkami po tygodniu dojazdów do pracy i braku uzupełniania jej. Przygotowanie czyli dokładne wyczyszczenie, umycie i odtłuszczenie zajęło mi dłuższą chwilę. W czasie odtłuszczania zauważyłem z moim "zetteerze" pęknięcia wewnątrz obręczy. W niektórych miejscach pojawiły się nawet delikatnie ubytki aluminium. Na tyle zainteresowała mnie ta sprawa, że jeszcze przed założeniem taśmy uszczelniającej zrobiłem kilka zdjęć tych pęknięć. Po tych wszystkich przygotowaniach przyszedł czas na założenie opony. To najtrudniejszy element całej operacji. 
Do naciągania opony na koło tym razem zabrał się Paweł (Kiler), którego zaprosiłem na pokaz konwersji na bezdętkę.
Po paru chwilach poddała się obręcz... zamiast opony. Moje super lekkie tylne koło nie wytrzymało operacji naciągnięcia dętki....
 

kiedyś to było koło... przejechane ok 4000 km  
 
 Popękana obręcz....
 
  
Niestety z obręczy nie będzie już nic... Zamówiona została nowa (okazało się, że obręcze z 28 otworami są nie dostępne od ręki). Chwilowo w miejsce tylnego koła w Giancie zostało założone koło od Meridy. To kolejna część, która została przeszczepiona ze starego roweru.
We wtorek pojechałem Giantem z przeszczepem do pracy. Okazało się, że kaseta XT, na której jeździłem Meridą nie chce do końca współpracować z nowym łańcuchem Gianta... Nie miałem ochoty jeździć więcej niż to konieczne. Po pracy wróciłem bezpośrednio do domu.
Czas zabrać się solidnie do "uporządkowania" rowerów. Być może chwilowo wrócę do Meridy na oryginalnych kołach. Trzeba również pomyśleć o sprzedaniu Treka (może ktoś ma "wysokiego" chętnego na ten rower?).

Kolejny zonk...Garmin 500 przestał liczyć spalone kalorie... :( Już nie wiem co o tym myśleć? Czarna seria?
 
Kategoria DDP, do 50 km, solo