Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 156.22km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 28.84km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 17.5°C
  • HRmax 146 ( 76%)
  • HRavg 121 ( 63%)
  • Kalorie 2095kcal
  • Podjazdy 302m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Nie ma tego złego...

Sobota, 11 kwietnia 2015 · dodano: 11.04.2015 | Komentarze 10

"Osiołkowi w żłobie dano możliwości dwie..." z jednej strony miałem okazję pojeździć w bardzo zacnej ekipie w towarzystwie między innymi barblasza (vel PowerBarTka), Romka i Mateusza. Ustawka z Głębokiego jest przednia o czym się już przekonałem. Z drugiej strony byłem kuszony pierwszą w tym roku wycieczką do Świnoujścia w towarzystwie Krzyśka. Obie propozycje bardzo kuszące... Równie apetyczne i atrakcyjne. Jednak wybrałem drugą z nich... Bo... lubię jeździć z Krzyśkiem, bo nie byłem w Świnoujściu w tym roku, bo była to opcja bardziej konkretna. Pewnie gdybym wybrał pierwszą propozycje też byłoby świetnie, z tego co czytam na BS. Wycieczka była zacna :)
Start z Warzymic wyznaczyliśmy na godzinę 9tą. Krzysiek tak wyliczył czas abyśmy zdążyli na pociąg ze Świnoujścia o godzinie 15:40. Nie wnikałem w jego wyliczenia bo mi było obojętne o której wyjadę i o której wrócę. Sobota rano dzwoni Krzysiek, że wyjeżdża autem z Kijewa. Na wszelki wypadek pytam czy zabrał D.O. Niestety okazuje, się że D.O. stracił ważność, a w urzędzie stary dowód został pocięty... Na szczęście Krzysiek ma paszport, po który musi się wrócić. Koniec końców dociera do mnie z Gosią o 9:10 i ruszamy w drogę o 9:14. Staramy się troszkę gadać choć szczerze mówiąc nie za bardzo nam to wychodzi. Co dziwne ruch do Będargowa jest spory. Spokojnie rozmawiać możemy dopiero za rondem. Za Ladenthin pierwszy "czelenż" - rekord prędkości wycieczki :) Solidarnie wykręcamy po 57 km/h. Dalej jest już tylko lepiej. Wymyśliłem tak drogę aby ominąć punkty o słabej nawierzchni i o większym natężeniu ruchu. Jazda ma być płynna i w miarę równa. No i taka jest. Średnia około 30 km/h pozwala ze spokojem patrzeć na godzinę odjazdu pociągu. W trakcie rozmów nawet planujemy wstępnie postoje. Ja jako pierwszy proponuję Ueckermunde, Krzysiek - Anklam. Dojeżdżamy do Eggesin, jedziemy objazdem przez miastu, a tu nagle zza roku wyskakują Artur i Zbyszek (znani m.in. z objazdu zalewu)!!! Cóż za spotkanie, po raz drugi w tym tygodniu wpadam na kogoś w miejscu w którym się bym tego nie spodziewał.
Zatrzymujemy się na chwilę nie mogąc uwierzyć w to spotkanie. Patrzymy po licznikach i co się okazuje? Zarówno oni jak i my mamy przejechane po 67 km!!! Zbieg okoliczności? Nie sądzę ;) Namawiamy jeszcze chłopaków na wspólną jazdę ale niestety Zbyszek nie ma tyle czasu, a Diabełek nie chce zostawić Zbyszka (choć widać, że propozycja jest dla niego kusząca) ;)
Pierwszy postój robimy w Ueckermunde. Można bardziej nazwać to postojem technicznym, bo zatrzymaliśmy się tylko po to aby uzupełnić bidony. Krzyśkowi w bidonie zostało już tylko na dwa łyki. Stajemy Netto, robię zakupy - po litrze na łebka i paczkę Snikersów dla Krzycha i ruszamy dalej. Staramy się utrzymywać prędkość choć jest coraz trudniej. Wiatr najpierw z boku, a potem z przodu utrudnia jazdę. Krzysiek powolutku odczuwa trudy jazdy. Dostosowuję prędkość choć i tak czasami troszkę mi się gubi. Najgorszy odcinek trasy jest przed samym Anklam. Staram się przy sporym ruchu aut utrzymać wysoką prędkość aby jak najszybciej zjechać z tej drogi. Tutaj troszkę się gubimy i musimy odrobinę zwolnić. Przejeżdżamy przez Anklam i robimy króciutki postój na... zdjęcie skarpet :) Krzysiek zdjął drugie skarpetki i ruszamy dalej. Przejechane mamy 110 km i od spotkanych kolarzy ze Świnoujścia dowiadujemy się, że mamy jeszcze do pokonania około 50 km. Pojawiają się pierwsze wątpliwości czy zdążymy? Około 2 godzin i do przejechania 50 km + prom. Jestem dobrej myśli, mówię damy radę - trzymamy min 30 km/h i damy radę. Pierwszy impuls zadziałał ale niestety do czasu... Krzysiek jedzie ale wyraźnie nie sprawia mu to przyjemności. Bardziej się męczy niż jedzie. Na odkrytym terenie przed mostem Usedom dostajemy mocny wiatr przednio-boczny... no i tu mimo moich starań nie udaje mi się go bardziej pociągnąć. Tak na marginesie ok 3 kilometry trasy DDR przed samym mostem jest w remoncie i trzeba jechać jezdnią przy sporym ruchu. W samym Usedom kolejny postój techniczny. Krzyśkowi znowu skończyły się bidony. Na jego życzenie kupuję jemu colę, a sobie wodę... Tylko po co? Mam półtorej bidonu. Litrowa butelka wody ląduje w kieszeni ;)
Jedziemy dalej tylko przez chwilę... Ruszyłem ciut później za Krzyśkiem. W pewnym momencie jeden z bidonów z colą wybucha, okazuje się że Krzysiek nie dał mu oddychać i ciśnienie wysadziło nakrętkę. Przy okazji z boku jechało auto, które rozjechało tą zakrętkę. Znowu chwilowy postój. Tym razem na wylanie resztki coli ;) Jedziemy jeszcze chwilę i Krzysiek decyduje, że to nie ma sensu bo i tak nie zdążymy... Sprawdzam na GPS ile mamy do Świnoujścia i po raz kolejny udaje mi się go zmobilizować. 16 km do przejechania i troszkę poniżej godziny. Bez problemu to zrobimy. Bez problemu gdy nie będzie problemów... Niestety bez problemów się nie obyło. Parę kilometrów dalej gdy ja się rozpędziłem i obejrzałem w tył okazało się, że Krzyśka nie ma po horyzont... :) Po dobrej chwili wyjawił się. Podjechał do mnie na flaku... No cóż plany nasze wielkie runęły w gruzach. Opony Vittoria Zafiro,, które ma Krzysiek nie należą do najłatwiejszych w obsłudze więc zajęło nam troszkę ich naprawienie. Po tym incydencie bez wiary ruszyliśmy dalej. Krzysiek w ramach rekompensaty zaoferował obiad. Nie mogłem nie przyjąć tej oferty (makaron penne Polo Pesto i pizza napoletana, po której Krzysiek zionął ogniem). Znaleźliśmy nie bez trudu fajną miejscówkę w której uraczyliśmy się po królewsku :) Więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ;) Przedni obiad i piwko (jak zaleca Maja) wypełniło czas do następnego pociągu :)
Z przygodami, do domu ruszyliśmy dwie godziny później :)
Dzięki Krzysiu :)
    

Cóż za spotkanie!? Ten co nie jeździ, no kontuzja, kamień, kolano, kręgosłup... Ściemniacz Diabeł w towarzystwie Zbyszka 
 

Nowa świecka tradycja - Krzysiek na flaku ;) 
 

Trening czyni mistrza - rekord wymiany dętki? Nie dziś... 
 

Pollo Pesto na pierwszym planie...  
 

Drugie danie Napoletana... z ogniem ;) 
 

Klonowanie... 
 

Nie wozimy coli w bidonie... Bidon tego nie lubi 
 

Ale w koło jest wesoło.... 
 

Nie wszystkim... 
  



  • Dystans 94.82km
  • Czas 03:35
  • VAVG 26.46km/h
  • VMAX 47.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 149 ( 78%)
  • HRavg 126 ( 66%)
  • Kalorie 1657kcal
  • Podjazdy 324m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

PowerBar(blasz)

Piątek, 10 kwietnia 2015 · dodano: 10.04.2015 | Komentarze 4

Wyruszając rano do pracy nie wiedziałem jak pełen atrakcji będzie ten dzień. Po raz pierwszy w tym roku zaryzykowałem i do pracy pojechałem w letnich butach oraz spodniach 3/4. Rano chwilami było mi "rześko", szczególnie w dłonie na które założyłem letnie, długie rękawiczki z szosy. Jednak mimo tych drobnych niedogodności do pracy dojechałem w dobrym humorze. Kilka godzin w pracy i pogoda zmieniła się diametralnie. Gdy wracałem temperatura ok. 20° i pełne słońce. Sporo osób ubranych na krótko i nawet pojawiły się kuszące minispódniczki :) Jeździ się coraz przyjemniej. Chociażby ze względu na widoki :) Poniżej jeden z takich "widoków" ;)
 

Takie widoki też są fajne ;) (z naciskiem na TEŻ)
  
Korzystając z dobrego serca szefa z pracy mogłem uciec dziś odrobinkę wcześniej. Po 13tej ruszyłem do domu aby zmienić środek transportu i ruszyć dalej w podróż. Tym razem celem było Locknitz gdzie musiałem załatwić sprawę. Dotarłem do domu i pomyślałem wtedy o Bartku z którym nie mogłem się "zgrać" na początku tygodnia. Tym razem reakcja była natychmiastowa. 15:40 parking przy Netto. Wreszcie miałem okazję poznać na żywo Króla Warnika (czt. King of The Warnik). Bartek na podjeździe pod Warnik wykręcił niesamowitą średnią 35,54 i jest niekwestionowanym liderem tego segmentu w GC. Muszę przyznać, że nigdy tyle nie narozmawiałem się podczas jazdy rowerem. Gadaliśmy prawie przez cały czas. Prawie oznacza tyle, że Bartek na dziś miał zadane ćwiczenia i w czasie wykonywania tych ćwiczeń rozmowa mogła być utrudniona. Zadanie polegało na kręceniu korbą jedną nogą wpiętą w zadanym przedziale kadencji. Jak mi powiedział, że będzie musiał wykonać "zadanie domowe" czyli kilka drobnych ćwiczeń pomyślałem spoko, najwyżej poczekam chwilę, przecież nigdzie mi się nie spieszy. Pierwsze interwały rozpoczął zaraz po wyjechaniu z Locknitz. No i wtedy właśnie okazało się, że po wykonaniu zadania to Bartek musiał czekać na mnie, a nie ja na niego. Tym co czytają ten tekst może to się wydać odrobinę dziwne. Przecież "coś tam" jeżdżę i jak to jest, że nie mogę nadążyć za chłopakiem, który kręci korbą przy pomocy jednej nogi. Nie będę tłumaczył... wystarczy rzut oka na zdjęcia poniżej i wszystko będzie jasne!!!
 

PowerBar(blasz) 
 

...lub inaczej PowerBarTek


Wątkową przyjemność miałem z dzisiejszej jazdy. Było przyjemnie, miło i czasem spokojnie ;) Dzięki Bartek :)
    
Kategoria 50 - 100 km, DDP


  • Dystans 69.04km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 22.03km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 129 ( 67%)
  • Kalorie 1368kcal
  • Podjazdy 448m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mętlik w głowie

Czwartek, 9 kwietnia 2015 · dodano: 09.04.2015 | Komentarze 10

Mam mętlik w głowie, dokładnie nie wiem o czym mam dziś napisać. O porażce jakiej doznałem nie podjeżdżając Bielika czy może o miłym spotkaniu z Pawłem w totalnie abstrakcyjnych okolicznościach. Bielika nie miałem na dziś kompletnie w planach, wyszedł zupełnie przypadkowo, a właściwie nie wyszedł. Tłumaczeń faktu nie podjechania po raz kolejny tego podjazdu znalazł bym przynajmniej kilka, bez obiadu - na głodniaka, z pustym bidonem, na łysej tylnej oponie, na odblokowanym amortyzatorze... a tak w zasadzie to nic mnie nie tłumaczy. Najzwyczajniej na świecie po przejechaniu fragmentu poddałem się nawet specjalnie nie walcząc... Nie wierzyłem więc przegrałem. Wtoczyłem rower na szczyt i pojechałem Bielikiem dalej. Mijam Pargowo gdzie uciekam goniącym mnie kundlom i wjeżdżam na DDRkę prowadzącą do granicy. Przed samym zakrętem widzę kogoś na rowerze... O kurcze ja znam ten rower!!! W tym momencie postać z naprzeciwka zatrzymuje się i czeka na mnie. Zbliżam się i widzę uśmiechniętego Pawła. Z sąsiadem, który mieszka visa-vis mnie spotykam się na "końcu świata". Paweł mówi, że również jechał Bielikiem, a teraz podjeżdża bardzo ciekawy podjazd. Namawia mnie do spróbowania. Nieświadomy tego na co się decyduję zjeżdżam w dół do samej rzeki. Już zjeżdżając wiedziałem, że łatwo nie będzie. Podjazd zaczyna się 6 m p.p.m. a kończy się na 42 m n.p.m. Dla "górali" to pewnie jest śmieszne ale takie podjazdy to rzadkość. 50 m w pionie na 600 metrach podjazdu to już coś :) Tym razem się udało i nie miałem większych problemów. Wiem już gdzie będę jeździł trenować podjazdy :)
Do domu pojechaliśmy już razem przez Neu Rossow, tor w Rosówku i Kołbaskowo. Udało nam się też zahaczyć o Warnik :)
  

WAR
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP


  • Dystans 55.88km
  • Czas 02:15
  • VAVG 24.84km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 1259kcal
  • Podjazdy 435m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

...a miało padać

Środa, 8 kwietnia 2015 · dodano: 08.04.2015 | Komentarze 6

Dzisiaj od rana w Radio Szczecin straszyli, że dzień ciepły, pochmurny z opadami i słabym wiatrem. Rzeczywiście trzeba przyznać, że ciepło było i to od samego rana, chmury również były ale ani jedna kropla deszczu na mnie nie spadła. Z tym słabym  wiatrem też "lekko" przesadzili. Wiatr wcale nie był taki słaby. Momentami miałem ochotę zadzwonić do radia z reklamacją... :) Wczoraj natomiast zapowiadali, że deszczu nie będzie. Do domu wróciłem mokry... Sprawdzalność pogody na poziomie 50% czyli na dwoje babka wróżyła. Albo się sprawdzi albo się nie sprawdzi :) Tylne koło dalej nie założone, ciągle zbieram siły na tą akcję. jak tak dalej pójdzie to mogę się na weekend nie wyrobić. Podobno wreszcie ma być przyjemnie ciepło. Jeśli tak będzie to zrobimy ostatnią dłuższą trasę przed 
Scheldeprijs. Ostatni tydzień przed wyjazdem trzeba potraktować bardzo spokojnie aby zachować siły na belgijskie bruki :) Coś czuję, że będzie się działo :)
 
 

Na razie musi mi wystarczyć kompletne przednie koło

W drodze powrotnej z pracy przez chwilę miałem przyjemność jechać z Piotrem i jego Magneto :) Poniżej można podziwiać jak się prezentuje ten ciekawy duet :)
 

Leszczyk i jego Magneto
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP, solo


  • Dystans 46.74km
  • Czas 01:57
  • VAVG 23.97km/h
  • VMAX 38.30km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 155 ( 81%)
  • HRavg 136 ( 71%)
  • Kalorie 1157kcal
  • Podjazdy 441m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

...a miało nie padać

Wtorek, 7 kwietnia 2015 · dodano: 07.04.2015 | Komentarze 8

Rano mróz, popołudniu deszcz, w czasie pracy słońce czyli najzwyklejszy na świecie kwietniowy dzień. Tylko dlaczego padało jak wyszedłem z pracy, a nie jak w niej siedziałem? Tego kompletnie nie rozumiem. 
Dzisiaj po raz pierwszy przyjechałem do pracy Giantem. W sumie to nic specjalnego gdyby nie to, że pojechałem na jednym kole. Na jednym nowym kole, a w zasadzie na jednej nowej oponie bezdętkowej założonej na stare koło. Nie do końca takie stare, bo z jesieni :)
Jak już ładnie namieszałem to mogę się "pochwalić" założeniem pierwszej opony bezdętkowej. Oponę założyć niby nic specjalnego ale w tym wypadku było inaczej. Samo naciągnięcie Hutchinsona na obręcz to istny koszmar. Dłonie, palce i przede wszystkim kciuki do tej pory bolą mnie przy każdym dotknięciu. Z założeniem opony na obręcz walczyłem dobre pół godziny. Jednak gdy opona była na miejscu reszta operacji to bajka. Opona na obręczy ZTR uszczelniła się bez żadnych środków w postaci mydlin czy innych kąpieli z płynu do mycia naczyń. Wystarczyły dwa ruchy solidną pompką i wszystko było na miejscu. Zrobiłem to tylko dla sprawdzenia, ponieważ słyszałem, że są tacy co nie zalewają mleczkiem opon. Jednak jak zrobiłem "tak jak należy". Spuściłem powietrze, nasmarowałem ranty obręczy i opony mydlinami i jeszcze raz napompowałem. Usłyszałem jeszcze charakterystyczne strzały gdy opona ostatecznie weszła w obręcz. Wykręciłem zawór, zalałem mleczkiem (90 ml) i ponownie napompowałem do 2 bar. Troszkę pobawiłem się oponą aby dobrze rozprowadzić latex... no i czekałem co będzie jak rano wstanę. Czy powietrze będzie w oponie czy nie? Na szczęście za pierwszym razem wszystko poszło gładko. Prawie gładko....
Do tej pory zastanawia mnie ułożenie klocków w tej oponie. Jest dokładnie inaczej gdybym miał ją zakładać bez oznaczeń... :) Jednak wg trzech niezależnych źródeł opona założona jest poprawnie. Tylna opona natomiast, którą powinienem założyć w środę będzie założona odwrotnie.
Tutaj ogromne podziękowania należą się barblaszowi. To dzięki niemu wybrałem te opony i dzięki jego radą udało mi się je założyć.
Dzięki Bartek!!!
 

Pierwsza moja opona bezdętkowa...  
 
 Tak powinno być dobrze ;) 
 
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 68.84km
  • Czas 02:26
  • VAVG 28.29km/h
  • VMAX 64.50km/h
  • Temperatura 8.3°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 1249kcal
  • Podjazdy 307m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przypadek? Nie sądzę...

Niedziela, 5 kwietnia 2015 · dodano: 05.04.2015 | Komentarze 3

W momencie kiedy najbardziej tego potrzebowałem pojawił się ON.... W tym momencie zrozumiałem, że wiatr z którym się mierzyłem jest niczym w porównaniu do tego co właśnie robi ON. Ja za kilkanaście kilometrów czyli mniej więcej pół godziny będę w domu. Położę się w wannie z gorącą wodą i cały wieczór będę odpoczywał. 
Spotkałem GO zupełnie przypadkiem. Gdybym jechał odrobinę wolniej nawet nie wiedziałbym, że właśnie przed chwilą tą drogą szedł ON. Zobaczyłem GO jak dojeżdżałem do skrzyżowania drogi 113 z drogą 2.  Do skrzyżowania dotarliśmy w zasadzie równocześnie. Widząc z daleka kilka osób idących drogą do której dojeżdżałem zastanawiałem się o co chodzi..? Kilka osób szło, dwie osoby prowadziły rowery... WTF???
Już w piątek dotarł do Szczecina. Postanowił się tu zatrzymać na chwilę... Katolicki świat zwalnia w Wielki Piątek i pogrąża się w zadumie. ON też tak zrobił. Miał wyruszyć w sobotę, jednak kontuzja nogi, której doznał na Antarktydzie odnowiła mu się w drodze. Postanowił ruszyć po wielkanocnym śniadaniu. Gdyby nie to i ruszyłby w drogę w sobotę również bym GO nie spotkał...
Kim jest ON? To Pan Marek Kamiński. Chyba nie trzeba nikomu przedstawiać Pana Marka... Jednak gdyby ktoś nie wiedział kim jest Pan Marek Kamiński - to pierwszy człowiek na ziemi, który w jednym roku zdobył dwa bieguny bez pomocy z zewnątrz. 
Co robił na drodze między Neurochlitz, a Gartz? Szedł... tak po prostu szedł.... Może nie tak do końca po prostu. Pan Marek nazwał tą "wycieczkę" - Trzeci Biegun. To nie jest zwykła "wycieczka" - to bardzo długa wycieczka. Pan Marek wyruszył z Kaliningradu, a za cel postawił sobie dotarcie do  Santiago de Compostela. Trasę tą Pan Marek zamierza pokonać w 100 dni. Trzymam kciuki i mocno kibicuję temu Wielkiemu Człowiekowi! 
Postępy Pana Marka można śledzić na stronie: 3biegun.kaminski.pl


4 000 km na pieszo... Szacunek!!!
 

Mogłem pojechać w każdą stronę....  
 

Między innymi mogłem pojechać tą drogą. Pusta, prosta z idealnym asfaltem... Wybrałem inaczej 
  
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 131.26km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:21
  • VAVG 24.53km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 7.5°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 141 ( 74%)
  • Kalorie 2924kcal
  • Podjazdy 301m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ujeżdżamy

Sobota, 4 kwietnia 2015 · dodano: 04.04.2015 | Komentarze 8

"Lepiej późno niż wcale" jak mówi przysłowie, po tygodniowym rozbracie z rowerem przyszedł nareszcie ten dzień gdy wszystko (prawie) było gotowe i mogłem wreszcie wyjechać. Nie był to zwykły cotygodniowy dalszy wypad. Właśnie dzisiaj przyszło mi zainaugurować budowany "w pocie czoła" nowy rower. Tym razem jest to następca mojej ulubionej "Syrenki" od której tak naprawdę wszystko się zaczęło. Troszkę szkoda ale wszystko ma swój czas. Syrenka przez te 3 lata przejechała 12,5 tys km w skrajnie różnych warunkach. Zdarzyło mi się przejechać nią 130 km na mrozie i 130 km w 40° upale. Będę ją bardzo mile wspominał, choć jest to rower zdecydowanie za duży jak dla mnie. Jednak nie tak do samego końca się z nią rozstaje. Kilka rzeczy z Meridy zostało "przeszczepionych" do mojego nowego roweru. Między innymi mój tyłek będzie siedział na dobrze mu znanym siodełku WTB. Z Meridy do nowego roweru przełożyłem również koła, hamulce i jedną tarczę... Niestety nie udało mi się na tył poprawnie założyć tarczy, którą miałem (tarcza 180mm potrzebuje konwertera, którego nie ma - 180mm z PM na PM). Jakiś szczęśliwiec będzie mógł sobie z niej korzystać w Meridzie. Do Meridy powędrowały części fabryczne: koła, hamulce, siodełko. Rower został wyregulowany, zostanie również elegancko wyczyszczony i wystawiony na sprzedaż. Fajnie byłoby gdyby trafił w dobre ręce. Tak na marginesie ten sam los czeka moją pierwszą szosę... Treka też mi będzie szkoda. Bardzo polubiłem ten rower....
No cóż, coś się kończy aby zacząć mogło się coś nowego. Ten nowy to Giant XtC 29er Advanced 1. Tak samo jak Merida nowy rower to 29-calowy "sztywniak". W miejscu gdzie mieszkamy fule raczej nie mają gdzie szaleć. Poza tym jestem chyba za stary na "ekstremalne" jazdy na fulu ;)
Po tym przydługim i nieco filozoficznym wstępie czas przejść do dzisiejszej wycieczki. W zasadzie to był bardzo spontaniczny wyjazd.
 
Rano miałem tylko podskoczyć do Coolbike bo zarówno sam jak i z Pawłem nie potrafiłem sobie poradzić z ustawieniem tarcz. Wszystkie kombinacje i próby kończyły się raz mniejszym raz większym obcieraniem tarczy o klocki. Nie mogłem za żadne skarby świata znaleźć przyczyny. Poprosiłem o koło ratunkowe i pojechałem do Coolbike. Hamulce zostały wyregulowane i przy okazji wyprostowałem tylne koło, które okazało się krzywe. Cóż było robić z tak pięknie rozpoczętym dniem? Park Kasprowicza? Czemu nie? :) Pojechałem najpierw tam, a potem dalej i dalej... i tym sposobem wylądowałem w Nowym Warpnie ;) Tam mały, a raczej duży (bo naczekałem się swoje) postój na kawę i ciastko. Po uzupełnieniu jednego bidonu... i plecaka w pobliskim sklepie ruszyłem w drogę powrotną. Jak już byłem w Nowym Warpnie to wypada odwiedzić Rieth. Tam króciutki postój na kilka fotek i dalej w drogę. Tym razem przez las do Hintersse. Tutaj miałem okazję poznać jaki komfort oferuje karbonowa rama i widelec, który można regulować ustawiając go w 3 różnych trybach. W sumie to drugi raz miałem się okazję przekonać o tym bo po raz pierwszy tak delikatnie pojechałem lasami od Tanowa do Warnołęki. W zasadzie to troszkę lasem, troszke drogą pożarową i troszkę asfaltem. Z Hintersee mogłem przez Dobieszyn wrócić najkrótszą drogą do domu. Lecz tym razem nie poszedłem "na skróty i wybrałem drogę dłuższą przez Locknitz. Miałem się zatrzymać u kota na fotę ale tak dobrze mi się jechało, że aż zapomniałem;) Z Locknitz też nie wybrałem najkrótszej trasy do domu. Wybrałem drogę przez ...Glasow:) Teraz tego nie żałuję. Dlaczego? Ano dlatego, że na zjeździe przed Retzin udało mi się rozpędzić "diabełka" do 62 km/h;) Z Glasow hopkami Jamesa do Lebhen gdzie znowu skusił mnie delikatny teren. Objechałem jezioro i po płytach wdrapałem się do Ladenthin. Troszkę już "zmasakrowany" resztkami sił pokonałem podjazd "Ostatnie tchnienie" - tak ktoś nazwał segment z drugiej strony podjazdu pod Warnik i powolutku stoczyłem się ze wzniesienia prosto do domu.
Wychodząc rano z domu nie spodziewałem się, że przejadę aż tyle. Jednak stwierdzam, że magia nowego roweru zrobiła swoje. Teraz kolejne wyzwanie przed Giantem - dojazdy do pracy. W weekendy będę się mocno zastanawiał gdzie i czym pojechać. Focus ma silną konurencję ;)
   

Przed "liftingiem" 
 

Na początek zmienimy.... to wszystko 
 

Efekt końcowy 
 

Prawie końcowy... nowe opony Hutchinson Cobra Tubless czekają na założenie    
 

Arab...  
 

Jeszcze jedna pamiątka z dziewiczej jazdy  
   
Kategoria ponad 100 km, solo


  • Dystans 122.35km
  • Czas 04:10
  • VAVG 29.36km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • HRmax 172 ( 90%)
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 2652kcal
  • Podjazdy 191m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Powtórka z "rozrywki"

Sobota, 28 marca 2015 · dodano: 28.03.2015 | Komentarze 1

Z drobnymi popraweczkami powtórzyliśmy trasę, którą przejechaliśmy 3 tygodnie temu. Te drobne poprawki to zmieniony dojazd oraz poszerzona ekipa.
Zamiast jechać przez Locknitz pojechaliśmy przez Dobrą i Blankensee. Można powiedzieć, że połączyłem w jedną dwie trasy. Tą   sprzed 3 tygodni oraz tą, którą przejechałem z Grześkiem i Romkiem dwa tygodnie temu. 
Skład z 7. marca uzupełniliśmy o Turbokozaka "Diabełka" oraz Zbyszka. Dokładnie w takim samym składzie na jesień przejechaliśmy dookoła Zalew. Muszę przyznać, że dzisiaj jechało mi się bardzo dobrze. Oczywiście tempo nadawał Diabełek, który mówi, że nie trenuje wcale, a zapierdziela tak jak by w swoim specu miał schowany silniczek. Gdy Artur odrobinę zwalniał czasem mi udawało się poprowadzić naszą grupkę. Zdarzały się również momenty, szczególnie w pierwszej części trasy, że to Zbyszek a nawet Krzysiek jechali z przodu. Tak było przez pierwsze 50 km. Później Krzysiek odrobinkę osłabł i nie miał ochoty na szybką jazdę. Myślałem, że sytuację uratuje sztrucla w Eggesin. Myliłem się, sztrucli  nie było a zwykłe ciastko nie dodało Krzyśkowi na tyle energii aby znów szalał.
 
 Po wielu porannych perturbacjach godzinę spotkania ustaliliśmy na 11tą na BP w Lubieszynie. Ja z Krzyśkiem startowaliśmy z Warzymic przy okazji pokonując segment Warzymice_Dołuje (1 miejsce), Warzymice_Stobno (3 miejsce). Artur ze Zbyszkiem tradycyjnie przyjechali spóźnieni, tłumacząc się przerażającym wiatrem. Gdy już się pozbieraliśmy ruszyliśmy hopkami z Lubieszyna do Dobrej. Okazało się, że sporo pozmieniało się na tym segmencie. "Nasze cyborgi" potraciły czołowe lokaty - na pierwszej pozycji pojawił się chłopak o pseudonimie Remasek. 20 marca pokonał ten segment w 5 min i 58 sekund co dało mu średnią ponad 40 km/h - szok. Mi również udało się poprawić dotychczasowy wynik, jednak uzyskany czas dał mi dopiero 13 miejsce (średnia 34,44 km/h).
Jedziemy dalej DDRką Dobra-Buk i trafiamy na zamkniętą nowowybudowaną DDRkę Buk-Blankensse. Na szczęście zamknięta była jedynie taśmami a nie ogrodzona murem. Zawieszone tablice ostrzegały przed wejściem na "teren budowy" ;) Nie zniechęciło to nas i boczkiem wjechaliśmy na gładką jak stół drogę. Tutaj też troszkę ognia ale nie udało się poprawić czasu z 14 marca gdy jechałem z Romkiem i Grześkiem. Zresztą zostawię sobie poprawienie tego czasu na później bo i tak tam jestem pierwszy ;P 
Później szybciutko przez Mewegen do Grunhof. Tutaj pierwsze kryzysy dopadają Krzyśka. Na jednym z podjazdów gubimy Krzyśka. 
Za Grunhof kierujemy się w stronę Viereck - taką samą trasą jak na początku miesiąca z Krzyśkiem. Tym razem wiatr był delikatny co pozwoliło nam na znaczne lepsze tempo. Na początku na zmianę z Arturem ciągniemy nasz mały peleton, potem dołączają do nas Zbyszek i Krzysiek, który łapie drugi oddech. Niestety gdy właśnie Krzysiek był na prowadzeniu ominął zakręt, którym mieliśmy jechać. W związku z tym, że "drugi oddech" był dość mocny więc musiał się wracać kawałek na właściwą drogę :) Docieramy do Viereck, później DDRką w stronę Torgelow. Za Torgelow luzuję troszkę Artura i ciągnę żwawo naszą grupę do samego Eggesin.
W Egessin przy Netto postój. Zdejmuję z uchwytu Garmina, wciskam pauzę i wkładam urządzenie do kieszeni. Zamawiamy tym razem herbatę zamiast kawy i ciastka. Siadając wyjmuję tak niezdarnie Garmina, że przez przypadek wciskam na ekranie polecenie "zakończ jazdę"... :( Niestety nie było odwrotu. Jazda została zakończona. Na szczęście została zapisana.
Po drobnej uczcie ruszamy do domu. Tym razem przez Hintersee i Dobieszczyn. Szalejemy troszkę z Arturem zostawiając czasem Krzyśka i Zbyszka :) Wynikiem tych "szaleństw" jest kolejny mój "personal best". Okazało się, że w drodze powrotnej zrobiłem swoje najszybsze 40 km - pokonałem je w 1:08:04 co daje średnią 35,3 km/h. Jest też łyżka dziegciu w tym "miodzie".
Jedzie mi się z Arturem tak dobrze, że postanawiamy zaatakować segment Dobieszczyn_Stolec. Dotychczasowy wynik 8:43 ustanowiony 3 tygodnie temu z Krzyśkiem daje mi 8 miejsce na tym segmencie. Spinamy się z Arturem i jedziemy na maksa. Artur pokazuje jaka siła w nim drzemie. Gdyby zamiast kariery siatkarskiej jeździłby na rowerze.... kto wie gdzie co mógłby osiągnąć. Segment Dobieszyn-Stolec przejeżdżamy w 7:16 co daje nam 1 miejsce z 10 sekundową przewagą. Segment ten przejchałem na średnim tętnie 168 ud/min! Kosztował mnie sporo, jednak Garmin tego nie docenił. W urządzeniu jest zarejestrowany (dowód poniżej) lecz nie został przeniesiony do GC :( W Stolcu czekamy na Krzyśka i Zbyszka no i ruszamy dalej już spokojnie do Dobrej. 
W Dobrej żegnamy się ze chłopakami, Zbyszek z Arturem jadą przez Wołczkowo, a ja z Krzyśkiem toczymy się przez Lubieszyn.
W Lubieszynie zmęczony Krzysiek potrzebuje jeszcze Coli :) Stajemy więc na chwilkę. Później już prosto do Warzymic.
Bardzo udana kolejna ustawka. W Arturze drzemie ogromna siła. Wierzę, że w tym sezonie powalczy na szosie ;)
Dziękuję wszystkim za świetne towarzystwo :)
  
PS. Krzysiek - następnym razem pamiętaj aby dzień wcześniej odpowiednio się przygotować na taki wyjazd ;P
   

 

Miejsce zbiórki BP na Lubieszynie  
 

Pierwsza przerwa w Eggesin (tak naprawdę to jedyna).  
 

Artur czeka na resztę peletonu  
 

W końcu pojawia się peleton...
 
 
 

  


  • Dystans 43.24km
  • Czas 01:47
  • VAVG 24.25km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Temperatura 10.8°C
  • HRmax 155 ( 81%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 963kcal
  • Podjazdy 227m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niech sobie pada, przecież mamy piątek :)

Piątek, 27 marca 2015 · dodano: 27.03.2015 | Komentarze 11

Środa i czwartek przeznaczone na małą regenerację i przygotowanie rowerów do weekendu. Oba zostały gruntownie wyczyszczone z naciskiem na słowo "gruntownie". Porządnie wyczyściłem jedynie oba napędy. Na razie nie mogę sobie poradzić ze zdjęciem spinki Srama z łańcucha Focusa. Szukam różnych trików ale na razie nic nie działa. W związku z tym łańcuch Focusa musiałem czyścić maszynką. Sposób szejkowania jest znacznie szybszy i dokładniejszy. Koniecznie muszę coś zrobić z tą spinką... 
Dzisiaj nie było już wymówek ;) Standardowo do pracy zahaczając o PKP. Jakoś przywykłem już do mojej stałej trasy do pracy. Jeśli most zostanie otwarty, a samochody wrócą na Owocową i w okolice dworca nie będę za szczęśliwy. Dzisiaj miałem fajny moment. Zjeżdżając z Owocowej zatrzymałem się aby przepuścić auta będące na pierwszeństwie. W pewnym momencie jedno z aut się zatrzymało i przepuściło mnie na rondo!!! Byłem w szoku! :) Na przejazdach na DDRkach przy rondach auta się kulturalnie zatrzymują ale normalnie nikt nie zatrzymywał się mając pierwszeństwo... do dzisiaj! :)
Żeby nie było tak różowo to oprócz deszczu (który niech sobie pada), który mnie łapał dwa razy trafiłem na palanta jadącego środkiem dwupasmowej jezdni. Kilka dni temu umieściłem film z tego zakrętu - kilka aut ścinało zakręty. Dziś po raz kolejny miałem taką samą, a nawet bardziej groźną sytuację. Postaram się złapać "stop-klatkę" z filmu. Będę uważał na... Peugeoty? ;)
  

Raz mi świeci słońce, raz komuś innemu...
   

Teraz chciałbym coś zareklamować. Będzie to płyta, która od prawie tygodnia towarzyszy mi w każdej wolnej chwili :) Pozytywny, polski HH - taki mały powiew lata :) Biegnijcie szybciutko do sklepu po płytę "Podróż zwana życiem" O.S.T.R. (za 29,90 zł zaj.... wydana zaj.... płyta)
   

 
...a ten palant w Peugeocie chciał mnie zabić...
 

 
  
 
 

Łańcuch od Focus'a i problem ze spinką...
 

 
Kategoria DDP, do 50 km, solo


  • Dystans 63.08km
  • Czas 02:37
  • VAVG 24.11km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 12.3°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 1488kcal
  • Podjazdy 439m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Od rana do wieczora

Wtorek, 24 marca 2015 · dodano: 24.03.2015 | Komentarze 2

Jakoś dzisiaj się tak złożyło, że rower towarzyszył mi od samego rano do wieczora. W sumie wszystko wyszło bardzo fajnie, bo wszędzie udało mi się zdążyć i wszystko załatwić. Przy okazji przejechałem kilkadziesiąt kilometrów i pokonałem kilka segmentów. To co wczoraj mi za bardzo nie wyszło dzisiaj zostało zrealizowane. Podjazd przy ulicy nasypowej został pokonany z odpowiednią prędkością. Teraz czekam na atak naszego "minikoksika - leszczyka" :) Mam nadzieję, że zdążył się nacieszyć pierwszym miejscem na segmencie. W tej chwili ma troszkę czasu na odzyskanie "koszulki w czerwone kropki" chociaż chyba i tak mu się należy za notoryczne zdobywanie "korony północy"! 
Rano droga do pracy jak zwykle, może troszkę lepiej niż zwykle ponieważ rano było bardzo przyjemnie. Temperatura około 5-6° oraz prawie nieodczuwalny wiatr. Około 10tej musiałem wyskoczyć do Coolbike. Dzięki uprzejmości Pawła z serwisu miałem przejrzany amortyzator na miejscu. Tak naprawdę powinienem zrobić to wcześniej. Merida ma przejechane 12 300 km, a amortyzator przez ten czas kompletnie nie był dotykany. Ostatnio coś czułem, że był odrobinę za miękki nawet gdy był zablokowany. W czasie gdy Paweł zajmował się moim sprzętem ja miałem niewątpliwą przyjemność pojeździć chwile jego Giantem XTC. Wrażenie jakie na mnie wywarł ten rower jest nie do opisania. Szczególnie zachwycony byłem napędem. Niby standardowy 2x10 XT z manetkami XTR ale chodzi jak złoto. Zmiana przełożeń jest fantastyczna (to pewnie zasługa manetek). Zdziwiła mnie również kultura pracy napędu. Wszystko funkcjonowało jak w świetnie wyregulowanej szosie! Drugi ogromny plus to rozmiar i geometria ramy. Mimo, że siedziałem na tym rowerze krótko i po raz pierwszy poczułem się "jak w domu". Coś czuję, że "polowanie" czas zacząć! :) Część "gratów" z Meridy pewnie znalazłoby zastosowanie w nowym sprzęcie. Merida w stanie spoczynku zostałaby rowerem zimowo-zakupowym :) Przyszłość pokaże. 
Po serwisie do pracy, a po pracy spotkanie z Krzyśkiem i jazda na ping-ponga ;) Troszkę dookoła ale trafiliśmy. Na Owocowej Krzysiek pokazał mi jak powinno się pokonywać podjazdy. To co zrobił w pierwszej chwili przypomniało mi odejścia Grześka na ustawce ;)
Później pojechaliśmy już spokojnie zmierzyć się z segmentem na Nasypowej. Tutaj już było bardziej równo (zobaczymy wyniki jak Krzysiek wrzuci dane). Następnie do domu po sprzęt i na ping-ponga przez Smolęcin, Warnik, Stobno na Mierzyn ;) Tutaj już pokazałem Krzyśkowi... plecy :) Czasami musiałem czekać aż złapie koło. W pewnym momencie zaczął mnie nawet wyzywać od "koksów" :)  
Dwie godzinki troszkę innego ruchu i o 20-tej znowu na rower. Pierwsza chwila była nie za przyjemna. Ciuchy nie zdążyły wyschnąć i były mokre i zimne. Na szczęście po chwili na ciele ogrzały się. Osiem kilometrów do domu na lampce pokonane dość żwawo. 
Dzisiaj nie było zmiłuj :) Poruszałem się troszkę. 1500 kcal spalone na rowerze z 500 na pp... Daje dobry wynik ;)
 

Dobry sklep i świetny serwis - zawsze wychodzę stąd zadowolony - coolbike.pl