Info

Więcej o mnie.
2016

2015

2014

2013

2012

Moje rowery i nie tylko
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2016, Kwiecień2 - 0
- 2016, Marzec21 - 33
- 2016, Luty10 - 8
- 2016, Styczeń11 - 9
- 2015, Grudzień16 - 33
- 2015, Listopad5 - 6
- 2015, Październik22 - 66
- 2015, Wrzesień24 - 36
- 2015, Sierpień23 - 48
- 2015, Lipiec14 - 45
- 2015, Czerwiec19 - 52
- 2015, Maj24 - 74
- 2015, Kwiecień19 - 96
- 2015, Marzec19 - 61
- 2015, Luty16 - 46
- 2015, Styczeń12 - 56
- 2014, Grudzień6 - 17
- 2014, Listopad7 - 19
- 2014, Październik6 - 28
- 2014, Wrzesień10 - 32
- 2014, Sierpień15 - 44
- 2014, Lipiec13 - 32
- 2014, Czerwiec15 - 27
- 2014, Maj20 - 42
- 2014, Kwiecień16 - 18
- 2014, Marzec18 - 23
- 2014, Luty13 - 13
- 2014, Styczeń14 - 15
- 2013, Październik4 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 4
- 2013, Sierpień5 - 1
- 2013, Lipiec13 - 19
- 2013, Czerwiec18 - 30
- 2013, Maj12 - 22
- 2013, Kwiecień13 - 18
- 2013, Marzec6 - 17
- 2013, Luty6 - 1
- 2013, Styczeń2 - 2
- 2012, Październik3 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 7
- 2012, Sierpień10 - 6
- 2012, Lipiec15 - 2
- 2012, Czerwiec7 - 0
- 2012, Maj8 - 0
- 2012, Kwiecień11 - 4
- 2012, Marzec12 - 3
- Dystans 5.30km
- Czas 00:34
- VAVG 6:24km/h
- Temperatura 21.1°C
- HRmax 171 ( 85%)
- HRavg 153 ( 76%)
- Kalorie 436kcal
- Aktywność Bieganie
Trening nr 1 - bieganie tfu... spacerowanie ;)
Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 6
Potrzebowałem jakiegoś zamiennika roweru na czas gdy pada albo głowę urywa. Najbardziej odpowiednim zamiennikiem, który powinien przynieść korzyści również podczas jazdy na rowerze powinno być bieganie. Z bieganiem nie wiele miałem wspólnego. 2 i 3 a może cztery lata temu wizyty na siłowni przez 2 czy 3 miesiące w zimie i wtedy głównie bieżnia. W końcu przeciążyłem kolano i tak się skończyła "przygoda" z bieganiem. Teraz czas zacząć od nowa. Po troszeczku, sukcesywnie będę włączał do treningów bieganie. W przyszłości może... basen? :)Pierwsze koty za płoty. Nie spinałem się za bardzo, starałem się truchtać powolutku ale nawet w trakcie truchtu puls skacze na 150 i tak się utrzymuje. Jeszcze na początku starałem się to kontrować i przechodzić z truchtu w spacer ale nie miało to najmniejszego sensu. Za każdym razem gdy puls schodził do 130 i zaczynałem spokojnie truchtać znowu wzrastał do 150 i więcej... ;)
Jakoś to będzie - zaczynamy ;)
Kategoria bieganie
- Dystans 64.57km
- Czas 02:12
- VAVG 29.35km/h
- VMAX 46.90km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 152 ( 76%)
- HRavg 138 ( 69%)
- Kalorie 1294kcal
- Podjazdy 213m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Za każdym razem inaczej
Poniedziałek, 5 maja 2014 · dodano: 05.05.2014 | Komentarze 0
W ciągu ostatnich dwóch tygodni po raz czwarty zrobiłem tą pętelkę. Bardzo spodobała mi się ta trasa. Mały ruch dobre drogi no i dość płasko... nie licząc podjazdu pod Schwanenz ;) Cztery razy jechałem tą pętlę i za każdym razem w innych warunkach. Pierwsze trzy razy jechałem z Pawłem ale za każdym razem była inna pogoda. Raz padało od dwudziestego kilometra, drugi raz było bardzo fajnie (i wtedy wykręciliśmy najlepszy czas), za trzecim razem wiało. Czwarty raz pojechałem sam w fajną pogodę, choć było zimno. Poza tym w nogach czułem już ostatnio przebyte kilometry. Dlatego starałem się jechać na możliwie największej kadencji z jak najmniejszym obciążeniem. Dodatkowo starałem się w miarę kontrolować puls (co nie zawsze się udawało) ;)Z tego co piszą Norwegowie przerwa na regeneracje potrwa do.... soboty. Nie oznacza to, że w sobotę poprawi się pogoda, wręcz przeciwnie. Wiat ma wiać z prędkością 10 m/s lub jak kto woli 36 km/h i ma bardzo obficie padać. Zresztą na sobotę w Świnoujściu planowane jest apogeum opadów 6,1 mm na m2 ;) Ani wcześniej ani później nie będzie tak padało :) Maraton w Świnoujściu zapowiada się wyjątkowo "atrakcyjnie" :)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 63.79km
- Czas 02:10
- VAVG 29.44km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 11.7°C
- HRmax 156 ( 78%)
- HRavg 138 ( 69%)
- Kalorie 1247kcal
- Podjazdy 227m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzięki za Pawła :)
Niedziela, 4 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 0
Dzięki, dzięki i jeszcze raz dzięki ;) Gdyby nie Paweł to pewnie dzisiaj zrobiłbym (albo nie) jakąś krótką pętelkę dookoła domu aby tylko zaliczyć dzień i siedziałbym czytając książki lub oglądając jakiś film. To Paweł dzisiaj był organizatorem dnia. W południe mieliśmy jechać na rowerach na Rosówek pooglądać zmagania na torze motocrossowym. Jednak nastąpiła drobna zmiana planów i zamiast rowerami pojechaliśmy autem. W Rosówku spędziliśmy bite cztery godziny. I muszę powiedzieć, że było super. Podobno to jeden z niewielu torów motocrossowych gdzie swobodnie można się poruszać po całym obiekcie. Można obserwować zjazdy, podjazdy skoki ostre zakręty no i walkę! :) Dużo kurzu i wiele emocji! Wszystko za jedynego "piątaka". Kto jeszcze nie był zdecydowanie polecam tor w Rosówku. Można rodzinnie spędzić sporo czasu. Rodzinnie, bo dla dzieci przewidziano również atrakcje. Jest plac zabaw, jakieś kramy i oczywiście małe co nie co ;) Tak przy okazji dzieciaki kilku letnie (chyba powyżej 7 roku życia) również ścigają się na tym samym torze co dorośli ;)Dla zachęty zdjęcie z imprezy na torze w Rosówku.

Więcej zdjęć można obejrzeć TU
... przecież to blog rowerowy, a o rowerach nie było jeszcze nic. Jako, że było dość zimno to cztery godziny oglądania motocrossu spowodowały, że zmarzłem dość solidnie. Wszelkie flagi, reklamy powiewały ostro na wietrze niezbyt zachęcając do jazdy rowerem. Ja w sumie byłem już nastawiony na NIE. Niedzielna atrakcja była więc już niczego nie potrzebowałem. Tym razem to Paweł nie odpuścił. Nie było szans aby się wymigać od jazdy. Nie było wyjścia. Po jedzeniu pół godziny przerwy i jazda na szosę. Po pierwszych kilometrach już wiedziałem, że nie będzie łatwo. Kolejne przebyte kilometry utwierdzały nas w tym, że dzisiaj mocno się napracujemy. Od początku staraliśmy się jechać dość "żwawo" jednak sił i chęci starczyło nam do zjazdu za Raminem na Loecknitz. Zdecydowaliśmy, że troszkę odpuścimy. No i odpuściliśmy... jednak na kilka minut. Tak to jest jak się jeździ z Pawłem. Za Loecknitz wszystko wróciło do normy i zaczęła się wspólna praca. Jakoś tak jest, że po skręcie na (w) Bock zaczynamy jechać grupowo czyli współpracując. Ta współpraca trwa do Blankensee gdzie zaczynają się hopki. Tutaj dość ciężko zgrać wspólny rytm. Paweł lepiej podjeżdża a ja szybciej zjeżdżam. Potem do samego Schwanenz bez dodatkowych atrakcji. Wiatr przeważnie wiał z boku więc nie jechało się źle. Za Schwanenz oczywiście jest górka im. Kilera Jurka. Tym razem też "Kiler" dał radę. Pociągnął ten podjazd w tempie 27-28 km/h co wydatnie przyczyniło się do niezłego wyniku jaki dzisiaj uzyskaliśmy. Niezłego biorąc pod uwagę warunki pogodowe.
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 115.48km
- Teren 25.00km
- Czas 04:40
- VAVG 24.75km/h
- Temperatura 15.7°C
- HRmax 161 ( 80%)
- HRavg 132 ( 66%)
- Kalorie 2325kcal
- Podjazdy 205m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Fishburger w Rieth
Sobota, 3 maja 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 1
2. maja, dzień który był wyjątkowo nie sprzyjający wyprawą rowerowym poświęciłem na "Pimp my bike" :) Niestety nie znalazłem sponsora i wszystko musiałem zrobić i kupić samemu ;) Jak pisałem ostatnio moje zakupy rozpoczęły się od siodełka. Najwięcej kilometrów przejechałem Meridą siedząc na siodle, które pozostało mi z Wheelera Sportourer Garda Genuine GEL. Siodełko bardzo wygodne ale raczej nie nadaje się do jazdy w większym terenie oraz w wyścigach. Seryjne sioło Meridy jest kompletnie do bani. Przynajmniej moje dupsko jest nastawione zdecydowanie ANTY. Przejechałem na nim ostatnio kilka razy łącznie może z 200 km i za każdym razem to była męczarnia. Zamiast skupić się na jeździe non stop walczyłem z bólem. Podczas montażu nowego siodła na starej sztycy okazało się, że gwint nie wytrzymał tego przeszczepu. Chwilowo podczas wycieczki z Pawłem poratowałem się jeszcze sztycą z jeszcze jednego Wheelera, który czeka na częściową rekonstrukcje (będzie to rower na zimę). Jednak jak tylko sklepy zaczęły pracować udałem się na poszukiwania. Pierwszy sklep i od razu zakup. Wybór padł na sztycę Fizik Cyrano (233 g). Nie jest może najlżejsza ale nie jest też bardzo ciężka. Za to jest fantastycznie wykonana. Kupując ją zamiast kartonu czy po prostu folii dostajemy gustowny pokrowiec ;) Mocowanie siodełka to bajka! Wszystko tak dopracowane, że szczęka opada. Do kompletu kupiłem też zacisk sztycy - KCNC Road Pro. Tym razem bez samozamykacza, który w sumie jest tak naprawdę zbędny gdy na rowerze jeździ tylko jedna osoba.Całość wygląda następująco:

Tak wygląda nowy zestaw w komplecie

Nowy zacisk i sztyca

Sztyca przed założeniem
Miało być o jeżdżeniu a nie o sprzęcie więc zaczynamy :)
Chętnych na sobotni wyjazd niestety nie znalazłem. Remonty, wycieczki rodzinne, wyjazdy... itp. No cóż "żeby jeździć trzeba jeździć".
Start wycieczki 10:35... ups... falstart... Po przejechaniu 2 kilometrów przypomniało mi się, że nie zabrałem zapasowej dętki... Nauczony doświadczeniem (cudzym i troszkę swoim) wracam po dętkę. Montuję torbę z zapasem i w drogę. Tym razem wybieram inny kierunek, jadę na Rajkowo i Stobno. Potem... nuda ;) Jedzie się fajnie, jak to w Niemczech. Równo, płasko, przy bardzo małym ruchu aut. No i tak do Pampow. Za Pampow w kierunku Grunhof zaciekawiają mnie rozlewiska. Jak bym ktoś jechał wieczorem mógłby się przestraszyć. Krajobraz jak z horroru. W dzień jednak wyglądało to bardzo atrakcyjnie. Oto one ;)

Straszne bagna z oddali

Straszne bagna z bliska
Po kilku zdjęciach jedziemy dalej. Standardowo świetną ścieżką w stronę Hintersee. Dalszej drogi nie znałem. Z odnalezieniem właściwej drogi nie było żadnego problemu. Wraz z końcem Hitnersee kończy się asfalt zaczyna się bruk. Na szczęście po chwili obok bruku pojawia się dróżka dla rowerów. Troszkę piasku, trochę korzeni i kamieni ale może być. Dla górala czy roweru trekingowego ta droga nie stanowi problemu. Za Ludwigshof jest jeszcze lepiej. Droga staje się bardziej równa. Jedzie się bardzo przyjemnie dróżką wśród drzew. Po kilku kilometrach docieramy do Rieth. Typowa niemiecka wioska, czysto, schludnie i porządnie. Cała wioska jest wręcz "oblepiona" kierunkowskazami. Pokazują dosłownie każdy kierunek. Dzięki temu do przystani jachtowej dotarłem bez żadnych problemów. Czas na odpoczynek :) Na przystani budka z jedzeniem. Czas wczesnego obiadu więc skuszę się na "co nie co" :) Jako, że nie jestem za bardzo rybny w menu szukałem jakiegokolwiek innego mięsa. Niestety nic nie znalazłem. W końcu zdecydowałem się na fishburgera. Szczerze powiedziawszy du... nie urywa. Za 5 EUR można byłoby zjeść znacznie lepiej. Jednak jeśli ktoś lubi ryby to nie będzie zawiedziony menu oferowanym przez budkę na przystani. Czas odpoczynku wykorzystałem znowu na kilka zdjęć ;)

Przystań jachtowa w Rieth

Nowe Warpno po drugiej stronie zatoki

Jeśli nie przepadasz za rybami tutaj nie zjesz nic

Pora relaksu
Po kilku chwilach spędzonych w Rieth czas na realizację dalszych punktów planu. Z Rieth musiałem znaleźć drogę na Nowe Warpno. Okazało się to dziecinnie łatwe. Jak zwykle dobre oznakowanie zaprowadziło mnie do samej granicy... a właściwie przeprawy nad graniczną rzeczką. No i tu zaczyna się hardkor ;) Do tej pory było łatwo i przyjemnie, nawet gdy nie było asfaltu było całkiem nie źle. Po przejściu granicy wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Piach, doły, korzenie i .... sarny ;) Cała droga do asfaltu dała mi nie źle popalić. W Nowym Warpnie zaplanowałem kawę i ciastko przed powrotem do domu. Jednak gdy dojechałem na miejsce dość szybko zrezygnowałem. Tłumy przy stolikach i kolejki do kas skutecznie wyleczyły mnie z tego pomysłu. Zamiast tego baton i Izostar no i w drogę do domu.

Syrenka na pomoście w Nowym Warpnie

Jakoś te tłumy nie wyszły na zdjęciu - miałem nie fart ;)
Do Dobieszczyna równo bez szarpania.... niestety cały czas odbijał mi się fishburger... Nie był to chyba najlepszy pomysł. Następnym razem zrobię sobie swoją bułkę :) W Dobieszczynie dylemat - co dalej - Dobra czy Tanowo? Na liczniku 82 km... do domu pozostaje z 20 km, więc setka by była ale w sumie nigdzie mi się nie spieszy... chyba, że do jakiegoś sklepu. Napiłbym się słodkiej coli i zjadłbym jakiegoś "słodycza" :) W bidonie została tylko woda a w plecaku... żel na czarną godzinę. Godzina nie czarna więc wybieram Tanowo. Mam motywację bo przecież jadę po colę! ;) Pragnienie tej coli dodaje mi na tyle sił, że dość szybko przemieszczam się w kierunku Tanowa. Docieram do sklepu, kupuję colę i snikersa... ale gdzie tu skonsumować te wszystkie dobra... pod sklepem nawalone żule z fajkami i piwem... Opieram się pokusie. Cola ląduje w plecaku a ja na rowerze. Dam radę do Głębokiego.. No i dałem. Na ścieżce spotykam nielicznych rowerzystów. Myślałem, że dziś będzie tłok. Jednak nie było specjalnego tłoku. W podskokach docieram do Głębokiego gdzie rozkładam się ze swoim dobytkiem ;) Cola i snikers jak złoto, do tego banan i jest GIT. Resztę kilometrów do domu pokonuję najedzony i wypoczęty. W sumie mógłbym gdzieś jeszcze pojechać ale oszczędzę sobie siły na jutro.
Teraz parę słów o nowym osprzęcie. W 100% sprawdziło się siodło, tylko troszkę muszę je przesunąć do tyłu będzie jeszcze lepiej. Ciężko coś powiedzieć o sztycy i zacisku - spełniły swoją rolę :)
***
Kategoria ponad 100 km
- Dystans 43.80km
- Teren 15.00km
- Czas 01:52
- VAVG 23.46km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 170 ( 85%)
- HRavg 133 ( 66%)
- Kalorie 981kcal
- Podjazdy 309m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Bieliku
Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 01.05.2014 | Komentarze 4
To nie tak miało być ;) Kolejny atak na Bielika i kolejna wtopa. Troszkę źle to wszystko było rozegrane. Atak na Bielika po trzydziestu kilometrach w mocnym wietrze.... Na zmęczeniu tego nie przejadę. Co prawda zrobiliśmy podjazd pod Siadło Górne (Paweł mówi, że jest bardzo podobny do Bielika) ale to nie to samo ;) Blokada psychiczna powoduje moją rezygnację w połowie podjazdu... Nie chcę się wywalić, nie chcę żadnej kontuzji. Bielik poczeka na zakończenie sezonu ;)Dzisiaj ogólnie było bardzo słabo... jeździło się ŹLE! ;) Temperatura 10° i zimny mocny wiatr....
PS. W starej sztycy od Meridy poszły gwinty... ale Paweł wpadł na pomysł aby sztycę "przeszczepić" ze starego Whellera, który czeka na remoncik. Przeszczep się przyjął :) Czas zacząć poszukiwania sztycy i zacisku.
Kategoria do 50 km
- Dystans 55.16km
- Teren 10.00km
- Czas 02:12
- VAVG 25.07km/h
- VMAX 45.60km/h
- Temperatura 17.8°C
- HRmax 167 ( 83%)
- HRavg 131 ( 65%)
- Kalorie 1062kcal
- Podjazdy 229m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Uszka do góry Renia!
Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 30.04.2014 | Komentarze 2
Kolejny kandydat na kolarza a właściwie na kolarkę trafia "pod moje skrzydła" ;) Oczywiście troszkę żartuje ale tylko troszkę.Dzisiaj dane mi było wybrać się na wycieczkę z Renią. Miała to być jedynie moja wycieczka w celu regulacji ustawień w rowerze. Dzień wcześniej Paweł pomógł mi ustawić kierownicę, inny kąt ustawienia kierownicy, inne ułożenie manetek miało pomóc mi w wyeliminowaniu drętwień rąk, które mi się zdarzały od czasu do czasu. Wracając do domu wpadłem jeszcze na chwilkę do Coolbike. Podobno nie było ciekawych siodełek (szukałem czegoś na Meridę i na Treka - bardziej na Meridę) ale miałem jeszcze kupić nowe łyżki do opon. Ludzi co nie miara, jeszcze chyba nigdy nie widziałem tam takiego tłoku, a jestem dość często. Marcin powiedział abym zwrócił uwagę na siodełka WTB. W sumie szukałem czegoś bardziej... w sumie nie wiem czego bardziej... :) Jednak przyjrzałem się trzem modelom, które były w ofercie. Pierwsze, turystyczne odpadło od razu, drugie, na szosę i na górala jakoś też mnie nie przekonało, dopiero trzecie, typowe na górala wzbudziło moje zainteresowanie. Marcin jak zawsze mnie namawiał, obiecując że nie będę żałował. W końcu kupiłem. Wracając do domu wypatrzyłem Renatę. Kiedyś obiecałem, że zabiorę ją na wycieczkę. Teraz była okazja. Ja sobie będę regulował i testował siodło przy okazji spokojnej wycieczki. Szybko założyłem nowe siodełko i zaraz ruszyliśmy w drogę. Kierunek - Loecknitz. Pierwszy kontakt z siodełkiem i.... REWELACJA! Pomyślałem sobie - oby było tak dalej. Kolejne kilometry i dalej SUPER. W Loecknitz przy kocie zmieniłem odrobinę ustawienia. Nie wiem po co? Pomimo zmiany ustawień dalej jechało się bardzo dobrze. Kierownicy również nie musiałem przestawiać. Nowe ustawienia okazały się trafione w "dychę"! Wracamy do domu. Renia ciągle daje radę, choć czasem słyszę, że oddycha troszkę ciężej nie narzeka. Za Linken daję jej wybór - jedziemy krócej a ciężej czy dłużej a lżej? Ku mojemu zdziwieniu Renia wybiera bramkę "nr 1". Granice przekraczamy przed Kościnem, dalej jedziemy bezdrożami w kierunku Bobolina. No i znowu jestem zaskoczony. Renia stwierdza, że podoba jej się ta trasa. Uważam, że jak na początkującego "kolarza" to w 100% dała radę. Pierwsze prośba o skrócenie trasy pojawiła się dopiero przy Warniku, gdy do domy zostało tylko kilka km! :)
Troszkę treningu i będzie "nowa siła" na Miedwiu :)
Wracając do siodełka - WTB Pure V Team jest dla mnie idealnym siodełkiem. Od razu poczułem, że będzie mi z nim po drodze! Wierzę, że spędzimy wspólnie wiele kilometrów!

GENIALNE siodło WTB Pure V Team (240 g)
***
Uszka do góry Renia! (DAJESZ RADĘ!!!)
*
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 43.55km
- Czas 01:26
- VAVG 30.38km/h
- VMAX 49.90km/h
- Temperatura 22.4°C
- HRmax 165 ( 82%)
- HRavg 150 ( 75%)
- Kalorie 1043kcal
- Podjazdy 186m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Cztery dychy solo
Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 1
To była bardzo dziwna czterdziestka. Wiało dzisiaj całkiem solidnie a przy tym świeciło śliczne słońce. Kto dzisiaj był w otwartym terenie to wie dobrze co się działo. Jednak w każdych warunkach trzeba jeździć. Jak przyjdzie jechać gdzieś w wyścigu pod wiatr też trzeba będzie przyjąć to na klatę. Na to nie narzekam. Jeśli mogę ponarzekać to jedynie na to jaki jestem słaby na podjazdach. Niby od czasu do czasu jeżdżę coś potrenować... Widzę jednak, że źle do tego się chyba zabieram. Trzeba poszukać jakiś planów treningowych. Dzisiaj całą jazdę zawaliłem ostatnią dziesiątką... Tym razem ostatnia dziesiątka zwierała w sobie 4 podjazdy. Podjazd za Nadrensee, podjazd pod Ladenthin no i dwa małe aczkolwiek nie fajnie podjazdy przed Warnikiem. Czwarta dycha przejechana ze średnią 25,7 km/h przyczyniła się do porażki ogólnej.PS. Grzesiek dziś zaproponował na sobotę ciekawy wypad na 180 km niemieckimi asfaltami. W pierwszym odruchu bardzo się ucieszyłem, zawsze chciałem kiedyś spróbować pojechać z NIMI! Po dzisiejszej nauczce wiem, że został bym zgubiony gdzieś..... na Ku Słońcu ;)
*
Kategoria do 50 km
- Dystans 60.21km
- Czas 02:02
- VAVG 29.61km/h
- VMAX 51.90km/h
- Temperatura 23.7°C
- HRmax 166 ( 83%)
- HRavg 141 ( 70%)
- Kalorie 1277kcal
- Podjazdy 240m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Bez wpisu
Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj będzie bez opisu... Sobotnie południe bez żadnych przygód czy niespodzianek :) Czysta jazda solo! Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 64.59km
- Czas 02:03
- VAVG 31.51km/h
- VMAX 55.70km/h
- Temperatura 16.6°C
- HRmax 167 ( 83%)
- HRavg 149 ( 74%)
- Kalorie 1438kcal
- Podjazdy 226m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Górka Kilera Jurka
Czwartek, 24 kwietnia 2014 · dodano: 24.04.2014 | Komentarze 0
Pamiętacie Jurka Kilera, tego z wpisu o wycieczce ze Świnoujścia? Dzisiaj miałem przyjemność po raz kolejny z Jurkiem pojeździć na rowerze. Mała sprawa była do załatwienia, która akurat pokrywała się z trasą naszej wtorkowej wycieczki więc tą samą trasę zrobiliśmy raz jeszcze. Warunki zdecydowanie inne niż we wtorek. Tym razem było sucho. Pewnie dzięki temu udało nam się urwać z wtorkowego czasu aż 6 (sześć) minut! Pewnie niektórzy się zdziwią, co to jest 6 minut na trasie o długości 65 km. W związku z tym mam propozycje. Taki mały teścik.. Na początek należałoby przejechać np. 20 km po dobrej rozgrzewce w niezłych warunkach z maksymalnie dobrym czasie - ile fabryka dała. Następnie dwa dni później jeśli warunki będą w miarę podobne przejechać ten sam odcinek z maksymalną możliwą prędkością. Ciekawy jestem czy uda się komuś poprawić czas o 2 minuty. Jeśli się uda zobaczycie o ile więcej wysiłku będzie to kosztowało...Wracając do tytułu dzisiejszego wpisu. Od dzisiaj podjazd ze Schwanenz na Ladenthin będę nazywał podjazdem Jurka Kilera. To na cześć GOŚCIA, który dzisiaj na tym podjeździe pokazał JAJA. To znaczy nie mi pokazał jaja ale pokazał, że ma jaja i potrafi jeździć z jajami! Szacun JUREK za prędkość podjazdu! Bez CIEBIE nie byłoby takiego wyniku - DZIĘKI!!!
PS. Krzysiu - zrobiłem to - czekam na odpowiedź ;)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 64.78km
- Czas 02:09
- VAVG 30.13km/h
- VMAX 51.50km/h
- Temperatura 19.5°C
- HRmax 165 ( 82%)
- HRavg 134 ( 67%)
- Kalorie 1202kcal
- Podjazdy 195m
- Sprzęt Trek 1.5 /2011/
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogodowy full serwis na szosie
Wtorek, 22 kwietnia 2014 · dodano: 22.04.2014 | Komentarze 0
Najpierw zrobiło się ciemno i zaczął wiać mocniejszy wiatr, jednak nadal było sucho i ciepło. Wjechaliśmy do Loecknitz i dalej... nic, ani jedna kropla na nas nie spadła a ulice suche... Może będziemy mieli szczęście i uciekniemy przed deszczem? Wyjeżdżamy z Loecknitz i kierujemy się na Bock. Chwile po tym jak minęliśmy rogatki miasta nasze nadzieje legły w gruzach. Najpierw ulica zrobiła się mokra a chwilę potem my byliśmy przemoknięci. Fatalnym zbiegiem okoliczności byliśmy w punkcie najdalej oddalonym od domu. Nie było wyjście trzeba było jechać dalej. Od tej pory na przemian wjeżdżaliśmy w chmurę lub z niej wyjeżdżaliśmy. Nie było szans na jechanie na kole, bo taka jazda kończyła się prysznicem prosto w twarz. Z Bock na Blankensee a później na Bismark, Grambow i do domu :)
Kompletnie przemoczeni dotarliśmy po dwóch godzinach do domu! Największy problem miałem z butami. Buty na szosę, których używam w podeszwie i we wkładce z przodu mają otwory, w sumie nie wiem czy służą one do wentylacji czy do czegoś innego (np. odprowadzania wody zebranej w bucie) . Jednak moja stopa we wszystkich butach Shimano potrzebuje dodatkowej wkładki. Dodatkowa wkładka była również w tych butach. W związku z tym otwory zostały... zatkane. Po kilkunastu minutach jazdy w deszczu w butach miałem... baseny :) Muszę pomyśleć nad tym aby w dodatkowych wkładkach wyciąć otwory, które umożliwią swobodny odpływ wody gdyby znów przyszło mi jeździć w deszczu.
Bym zapomniał... oczywiście to był mój debiut w deszczu na szosie... Przyznam się, że obawiałem się jak to będzie. Było dobrze! Nie miałem żadnego uślizgu czy innej niebezpiecznej sytuacji. Może dlatego, że jechałem bardzo uważnie? :)

Kompletnie przemoczony...
PS. Niestety nie udało się w tych warunkach osiągnąć średniej Grzegorza na Radonie... może następnym razem....?
*
Kategoria 50 - 100 km