Info
Więcej o mnie.
2016
2015
2014
2013
2012
Moje rowery i nie tylko
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Kwiecień2 - 0
- 2016, Marzec21 - 33
- 2016, Luty10 - 8
- 2016, Styczeń11 - 9
- 2015, Grudzień16 - 33
- 2015, Listopad5 - 6
- 2015, Październik22 - 66
- 2015, Wrzesień24 - 36
- 2015, Sierpień23 - 48
- 2015, Lipiec14 - 45
- 2015, Czerwiec19 - 52
- 2015, Maj24 - 74
- 2015, Kwiecień19 - 96
- 2015, Marzec19 - 61
- 2015, Luty16 - 46
- 2015, Styczeń12 - 56
- 2014, Grudzień6 - 17
- 2014, Listopad7 - 19
- 2014, Październik6 - 28
- 2014, Wrzesień10 - 32
- 2014, Sierpień15 - 44
- 2014, Lipiec13 - 32
- 2014, Czerwiec15 - 27
- 2014, Maj20 - 42
- 2014, Kwiecień16 - 18
- 2014, Marzec18 - 23
- 2014, Luty13 - 13
- 2014, Styczeń14 - 15
- 2013, Październik4 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 4
- 2013, Sierpień5 - 1
- 2013, Lipiec13 - 19
- 2013, Czerwiec18 - 30
- 2013, Maj12 - 22
- 2013, Kwiecień13 - 18
- 2013, Marzec6 - 17
- 2013, Luty6 - 1
- 2013, Styczeń2 - 2
- 2012, Październik3 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 7
- 2012, Sierpień10 - 6
- 2012, Lipiec15 - 2
- 2012, Czerwiec7 - 0
- 2012, Maj8 - 0
- 2012, Kwiecień11 - 4
- 2012, Marzec12 - 3
- Dystans 32.38km
- Czas 01:46
- VAVG 18.33km/h
- VMAX 39.08km/h
- Temperatura -8.0°C
- HRmax 166 ( 82%)
- HRavg 134 ( 66%)
- Kalorie 1453kcal
- Podjazdy 417m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Badanie roweroleptyczne
Niedziela, 20 stycznia 2013 · dodano: 20.01.2013 | Komentarze 0
Wyjazdy w zimie wiążą się z długimi przygotowaniami a tego nie lubię. Kolejne, ubierane warstwy ubrań wydłużają czas wyjścia nawet do 20 min. Dwie pary spodni i spodenki, dwie pary skarpet i ochraniacze, dwie koszulki, polar i kurtka, rękawiczki, kominiarka i kask no i odblaski obowiązkowe w zimie. Pod koniec tego procesu człowiek jest spocony i zmęczony samym ubieraniem ;) Wszystko mija gdy gotowy staję na śniegu przed domem. Po ostatnim wyjeździe i zmarzniętych stopach kupiłem wreszcie ochraniacze (zdjęcie poniżej)
Pewnie sprawdziłyby się w temperaturze 6° ale niestety nie do końca sprawdziły się w temperaturze -8° i silnym lodowatym wietrze. Po godzinie jazdy palce miałem już mocno zmarznięte. Po wyjściu z domu nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy co prawda było chłodno ale w terenie osłoniętym domami nie było czuć tego strasznego lodowatego wiatru, który mi później towarzyszył. Plan wycieczki był założony z góry: zobaczyć "słynne" roweroleptycznie przejście graniczne w Warniku, którego zdjęcie obiegło wszystkie ogólnopolskie media, dotrzeć do Lubieszyna i wrócić do domu. Droga do Warnka była dość zróżnicowana. Do Bendargowa jechało się w miarę dobrze, po czarnej odśnieżonej drodze. Dopiero po wyjeździe z wioski droga znacznie się zmieniła. Od Będargowa do samego przejścia trzeba jechać koleinami, które w niektórych miejscach były częściowo zasypane śniegiem. Były momenty, że musiałem ostro walczyć o pion ;) Mimo przeciwności udało mi się dotrzeć bez wywrotki do przejścia w Warniku.
Przejście wygląda odrobinę lepiej niż na zdjęciach z przed kilku dni lecz niestety nie jest to raczej zasługa służb drogowych lecz raczej naszych rodaków, którzy mieszkają w Niemczech a pracują w Polsce i odrobinę rozjeździli polski odcinek. Jak możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej nie wygląda to najlepiej...

Gdyby ktoś miał wątpliwości gdzie jest Polska a gdzie Niemcy - dwa zdjęcia rozwiewające te wątpliwości.


Taka mała dygresja - moja Syrenka właśnie skończyła roczek ;) Z tej okazji postanowiłem zrobić jej na urodziny fotkę w ładnej, zimowej scenerii. Piękna biała Meridka na pięknym białym śniegu.

Drogi w Niemczech odśnieżone są super. Nic tylko jeździć! Jedyne zagrożenie podczas jazdy stanowią miejsca gdzie śnieg został nawiany z pola na drogę. W pierwszą taką "zawiejkę" wjechałem na pewniaka co o mało co nie skończyło się bliskim spotkaniem z niemieckim asfaltem. Wjazd na takie podłoże przypomina troszkę wjazd na śliskie błoto. Nagle koła zaczynają tańczyć i walczysz o zachowanie równowagi i jakąkolwiek przyczepność. Uważajcie w takich miejscach! Następne takie niespodzianki starałem się już objeżdżać aby nie dać sobie szansy bliskiego spotkania z glebą ;) CDN...



Kategoria do 50 km
- Dystans 85.10km
- Teren 20.00km
- Czas 05:04
- VAVG 16.80km/h
- VMAX 44.82km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 172 ( 85%)
- HRavg 142 ( 70%)
- Kalorie 4131kcal
- Podjazdy 1251m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsze koty za płoty
Sobota, 5 stycznia 2013 · dodano: 09.01.2013 | Komentarze 2
Na dobry początek roku sobotnia wyprawa z Krzyśkiem i Pawłem.Wreszcie po dwóch miesiącach przerwy udało mi się wsiąść na rower. W między czasie udało mi się kupić pasek do mojego pulsometru i dzięki temu mam wyniki. Kosztowało to mnie prawie stówkę ale warto było. Wskazania spalonych kalorii mobilizują do dalszej pracy;)
Pogoda na wycieczkę wręcz wymarzona. Jak jeszcze było jasno temperatura ok 7-8 stopni, bezwietrznie i sucho. Wyjazd zaplanowaliśmy na godz. 12, co później okazało się nie było najlepszym pomysłem. Gdybyśmy wyjechali godzinę wcześniej udałoby się wrócić za dnia.
Trasę wycieczki a właściwie jej zarys zaproponowałem Krzyśkowi a on go zaakceptował. Część trasy dla moich kolegów była nowością, później zresztą okazało się, że dla mnie też część była nowa.
Przygotowaliśmy się do niej bardzo dobrze. Uzbrojeni w herbatę z termosu oraz banany i batony wyruszyliśmy w drogę z Warzymic.
Paweł prawie gotowy do wycieczki

Moja Syrenka również gotowa na wyprawę
Pierwsza część to droga asfaltowa, ścieżki i ulice do Blankensee. Bez żadnych przygód i w nie złym (jak dla mnie jak na pierwszy raz po przerwie) tempie. Paweł się troszkę nudził na tym odcinku. Nad jez. Blankensee mały postój. Herbata, banan i batonik troszkę rozgrzały. Niestety stopy troszkę przemarzły więc ubrałem drugą parę skarpet. Chłopaki od razu ubrali dwie pary skarpet i ochraniacze. Troszkę pomogło, choć nie mogę powiedzieć aby mi było ciepło w stopy.
Zabawy nad jez. Blankensee

Druga część trasy to droga przez las a potem po ścieżce do Hintersee. W lesie czekały na nas atrakcje w postaci fragmentów wypełnionych czarnym błotem - tak dla urozmaicenia ;)
Droga Blankensee - Hintersee. Paweł w akcji

Jednak bez żadnych niespodzianek dojechaliśmy do Hintersee a potem do Dobieszczyna gdzie się zatrzymaliśmy aby uzgodnić gdzie jedziemy dalej. Opcje były dwie - jedna do Bartoszewa albo powrót przez Dobrą do Warzymic. Wybraliśmy opcje - Bartoszewo. To był błąd! Po paru kilometrach stwierdziliśmy, że robi się szaro o chyba czas wracać.
W Podbrzeziu zakręciliśmy w stronę Zalesia. Na czuja i wg wskazań GPS po polnych drogach, które czasami przypominały małe bagienka dotarliśmy do miejscowości Łęgi. Gdy tam dotarliśmy było już ciemno... Moja stara lampka CatEye nie za bardzo dawała radę. Ratowały nas dwie lampki Krzystofa. Mactronic Pro 500 lumenów w ilości 2 sztuki wystarczały aby fajnie oświetlić drogę. Zapomniałem dodać, że od Dobieszczyna coraz bardziej brakowało nam siły, oczywiście mi szczególnie. Robiło się ciemno i zimno. Ostatkami sił dotarliśmy do stacji benzynowej w Lubieszynie, gdzie zrobiliśmy ostatni postój połączony ze zjedzeniem małego "co nieco". Na stacji z ust Krzyśka padł pomysł, że zamówi taksówkę, pojedzie po auto i do domu wrócimy samochodem ;) Głosami 2:1 pomysł upadł! Po ogrzaniu ruszyliśmy na ostatni, kilkunasto kilometrowy odcinek trasy. W zupełnych ciemnościach po ponad 5 godzinach dotarliśmy do Warzymic. Totalnie zmarznięci, wymęczeni i obolali. Szczególnie moja pupa dostała "w kość" :) Po zejściu z roweru pomyślałem, że nie usiądę na niczym twardym przez tydzień ;) Jedak po dłuuugiej kąpieli zapomniałem o bólu i innych niedogodnościach.
Reasumując - wycieczka bardzo udana jak zwykle to bywa z Krzyśkiem i Pawłem. Dwa wnioski, po wycieczce. Po pierwsze kupić ochraniacze (ZROBIONE 08.01) oraz kupić dobre oświetlenie do jazdy po zmroku. Tutaj jest mały problem - co kupić? ;)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 45.83km
- Czas 02:03
- VAVG 22.36km/h
- VMAX 73.71km/h
- Temperatura 0.0°C
- Podjazdy 631m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Dokończenie 2012 roku cz. 3
Niedziela, 28 października 2012 · dodano: 09.01.2013 | Komentarze 0
Jak się okazało to była ostatnia moja wycieczka rowerowa w 2012 roku. Niestety nie udało mi się osiągnąć rocznego dystansu 4 tys kilometrów, choć takie ambitne miałem plany. Mam nadzieję, że zrealizowane one zostaną w 2013.Wycieczka miała być bardzo luźna ale okazała się dla mnie nie zbyt szczęśliwa. Przed wjazdem do dobrej niestety miałem bliskie spotkanie z asfaltem, chodnikiem i krawężnikiem. Natomiast mój kask miał spotkanie z czyjąś bramką wejściową do domu. Jakie szczęście, że go miałem!!! Z upadku wyszedłem mocno poobijany. Szczególnie bark i biodro odczuły to twarde spotkanie. Zbierałem się dość długo aby dojść do siebie. Z tego i różnych innych względów nie dane mi było skorzystać z uroków jazdy na świeżym powietrzu.
Z zabawnych sytuacji to prędkość maksymalna jaką zarejestrował GPS ;) 73,71 km/h! Zdecydowanie mój rekord. Pewnie prędkość ta została osiągnięta podczas lotu na chodnik ;) Nie źle.
Kategoria do 50 km
- Dystans 61.77km
- Teren 15.00km
- Czas 03:26
- VAVG 17.99km/h
- VMAX 44.26km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 1151m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Dokończenie 2012 roku cz. 2
Sobota, 20 października 2012 · dodano: 09.01.2013 | Komentarze 0
Sobotnia wycieczka z Krzyśkiem i Pawłem. Spotkaliśmy się w Siodle dolnym przed podjazdem na trasę gdzie już dwukrotnie poległem. Tym razem również poległem, choć Pawłowi udało się podjechać od samego dołu na sam szczyt - GRATULACJE - good job.Po rowerach mały wypad do Silvera na gokarty - rewelacja! Zabawa przednia. Muszę się przyznać, że tak jak na rowerach rywalizację wygrywa Paweł, drugi jest Krzysiek a na końcu ja tak też było na gokartach. Na usprawiedliwienie - to był mój pierwszy raz ;)
Danych z pulsometru oczywiście nie ma. Zdjęcie postaram się jeszcze wrzucić.
Paweł wdrapuje się pod nie zdobytą przeze mnie górkę ;)

Dalsza część górki
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 38.52km
- Teren 10.00km
- Czas 01:40
- VAVG 23.11km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 180 ( 89%)
- HRavg 155 ( 77%)
- Kalorie 5835kcal
- Podjazdy 443m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Dokończenie 2012 roku cz. 1
Czwartek, 18 października 2012 · dodano: 09.01.2013 | Komentarze 0
Tylko dla uzupełnienia... Jazda po dłuższej przerwie - troszkę pochorowało mi się...:( Wyjazd o 17 po pracy. Stara trasa bez żadnych przygód ;)Do wyjazdu przygotowałem się w Bene Sport na spiningu. Tam niestety nie obyło się bez kłopotów. Zgubiłem pasek do pulsometru - nikt nie oddał... Wyniki z pulsu wpisuję takie jakie uzyskałem na spinningu do chwili zgubienia paska. W sumie chodziłem 2-3 razy w tygodniu po 2 godziny przez miesiąc. 15.10. pasek zaginął
Data / Czas / HR AV / HR MAX / kcal
08.10./ 2:00 / 155 / 180 / 1814
10.10./ 2:00 / 147 / 176 / 1518
12.10 / 2:00 / 139 / 172 / 1469
15.10 / 1:30 / 125 / 163 / 1034
Kategoria do 50 km
- Dystans 45.66km
- Teren 20.00km
- Czas 02:08
- VAVG 21.40km/h
- VMAX 47.23km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 181 ( 90%)
- HRavg 142 ( 70%)
- Kalorie 1701kcal
- Podjazdy 682m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Pdjazd na Szlaku Orła Bielika - Arek 2:0
Poniedziałek, 17 września 2012 · dodano: 17.09.2012 | Komentarze 3
Wyjeżdżając z domu przed 18-tą plan podróży zmieniałem co chwila. Nie miałem kompletnie pojęcia gdzie jechać. Jedno co wiedziałem to iż mój powrót miał być ok. 20-tej. Syrenka po maratonie w Wieleniu oblepiona zachniętym błotem więc przydałoby się ją "wykąpać". Przez rondo Hakena skierowałem się więc na Ehrle gdzie miało się odbyć mycie. Po drodze pomyślałem, że nie opłaca się teraz myć i zrobię to jak będę wracał. Minąłem myjnię i pojechałem w kierunku Pomorzan. Pamiętam (albo mi się wydaje) jak parę lat temu przejechałem autem z Pomorzan do Ustowa (inną drogą niż Tama Pomorzańska). Postanowiłem poszukać tej drogi. Troszkę zajęło mi szukanie, błądziłem ale i tak nie znalazłem tej drogi. Skorzystałem z kładki nad torami na ul. Budziszyńskiej. Nie dałem na początku za wygraną i skierowałem się w kiedunku odwrotnym do Ustowa. Dojechałem do bramy, która prowadziła na działki i zawróciłem do Ustowa. Minąłem Ustowo i wtedy zaświtała myśl aby sprawdzić się jeszcze raz z podjazdem, na którym poległem 24.06. Wtedy nie dość, że przegrałem z tym podjazdem to jeszcze przez tydzień chodziłem o kulach ze zwichniętym stawem skokowym. Wjechałem dobrze nastawiony na Szlak Orła Bielika i zaatakowałem... Niestety nie udało mi się pokonać go pokonać... Po wjechaniu na ok 1/3 wysokości rower stanął a ja pomny pierwszej przegranej z tym podjazdem delikatnie położyłem się w krzaki;) Siła była, nogi mocne... ale tym razem znowu nie dałem rady. Będę próbował aż w końcu ją pokonam. Zastanawiałem się przy okazji jak to zrobić... czy ktoś to robił... chciałbym to zobaczyć ;) Resztę podjazdu pokonałem... pieszo. Byłem trochę zły, że się nie udało. Za karę wyznaczyłem sobie nowy cel. Mimo, że się powoli zaczęło ściemniać postanowiłem przejechać cały szlak. Oczywiście znowu zabłądziłem, na odcinku Moczyły - Kamieniec za wcześniej zjechałem z drogi i dojechechałem do posiadłości oznaczonej znakiem "TEREN PRZYWATNY - WSTĘP WZBRONIONY". No i kolejna w tym dniu nawrotka i to w dodatku pod górę;) Jak się później okazało prawidłowy zjazd na szlak był kilkanaście metrów dalej. Pierwsze kilkaset metrów to piach, po którym jechało się bardzo niepewnie ;) Reszta część szlaku to nawieszchnia twarda pokryta drobnymi kamieniami, gałęziami i innymi drobnymi przeszkodami. Początek to delikatny i szybki zjazd, który po 1/3 trasy do Pargowa zamienia się w delikatny aczkolwiek długi podjazd. Miejscami zdarzają się krótkie odcinki bardziej wymagające. Gdy dojechałem do Pargowa zrobiło się już bardzo "szaro". Dla mnie ten Szlak Orła Bielika to porażka. Totalnie zmarnowane pieniądze pochodzące z dotacji Unii Europejskiej. Lepiej byłoby gdyby zostawić ten szlak bez jakichkolwiek zmian. Co prawda nie jeździłem tam wcześniej ale zdecydowanie lepiej byłoby jeździć po ubitym piasku bez tych kamieni. Jak spadłby deszcz zobiłoby się bardziej emtebosko ;) Krótko mówiąc ROZCZAROWANIE. Stanąłem na rozjeździe w Pargowie - do powrotu miałem 45 min. Ruszyłem więc najkrótszą drogą do Kamieńca. Na rozjeździe w Kamieńcu uśmiechnęło się do mnie szczęście, spotkałem tubylca i zapytałem o drogę której nie znałem. W odpowiedzi usłyszałem - Rosówek, przejście graniczne, Kołbaskowo. No to w drogę! Było już całkiem ciemno gdy dojechałem na przejście graniczne w Rosówku. Pozostał mi tylko odcinek Kołbaskowo, Smolęcin, Warzymice. Pokonałem go w miarę szybko mając jeszcze spory zapas sił. Drogę delikatnie oświetlał mi mój stary zestaw CatEye. To troszkę mało jak na takie wyprawy. Potrzebny jest zdecydowanie lepszy zestaw..
Kategoria do 50 km
- Dystans 32.55km
- Teren 31.00km
- Czas 01:32
- VAVG 21.23km/h
- VMAX 32.55km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 183 ( 91%)
- HRavg 161 ( 80%)
- Kalorie 1535kcal
- Podjazdy 593m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Michałki 2012 MINI
Sobota, 15 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 2
Po przygodach z kaskiem wróciliśmy do samochodu aby dokończyć przygotowania do startu. Zamocowaliśmy na rowerach numery startowe, na nogi założyliśmy chipy i pojechaliśmy na stadion. Organizatorzy podzielili start na dwie grupy po około 200 osób. Pierwsza grupa to ludzie, którzy zdecydowali się na dystans GIGA i MEGA w drugiej grupie startowej zawodnicy, którzy mają przejechać dystans MINI. O 10:00 start pierwszej grupy. Do startu miałem pół godziny więc zgodnie z obietnicą ustawiłem się aby zrobić kilka zdjęć Krzyśkowi i Pawłowi, którzy startowali na dłuższym dystansie. Ciężko było ich wypatrzyć w tłumie mocno ściśniętych zawodników ale się udało! 
Krzysiek i Paweł na starcie

Przygotowania do startu na dystansie MEGA i GIGA
Zrobiłem kilka zdjęć a potem wróciłem do samochodu zostawić aparat, zabrać mój nowy kask i dokończyć przygotowania. Kiedy ponownie wróciłem na stadion ujrzałem taką samą grupę ludzi ustawionych do startu. Chcąc nie chcąc ustawiłem się na końcu stawki czekając na 10:30. Obok mnie ustawili się zawodnicy z THULE TEAM, którzy do ostatniej chwili robili jeszcze pamiątkowe fotki. Start zgodnie z planem o 10:30. Pierwsze 2,5 km to asfaltowa droga. Gdzie każdy próbował zająć dobrą pozycję przed wjazdem do lasu. Jak się później okazało był to jedyny odcinek, na którym nie było szansy na wywrotkę. Początkowo droga przez las prowadziła po w miarę ubitym piasku poprzecinanym korzeniami, gałęziami i kamieniami. Chwilę potem było jeszcze gorzej. Na pierwszym zjeździe – piasek. Jadę za jedną z zawodniczek grupy THULE i nagle w piasku pierwsza wywrotka. Hamuję ostro i zatrzymuję się aby na nią nie najechać. Pierwszy przymusowy postój i udało mi się nie wywrócić. Jedziemy dalej – na drodze coraz więcej błota i sporej wielkości kałuż. Stawka zawodników rozciąga się i jest coraz mniej wyprzedzania. Drogi są tak wąskie, że prawie nie ma możliwości aby kogoś wyprzedzić. Przy przejazdach przez błoto i kałuże przeważnie jest jedna możliwość aby nie wpaść do wody. Na jednym z takich przejazdów udaje mi się ześliznąć z jedynie słusznej drogi i wpadam do kałuży. Na szczęście dno jest w miarę twarde. Udaj mi się nie przewrócić i z pióropuszami wody wyjeżdżam z niej. Jednak to dopiero początek trudności jakie czekały na zawodników. Chwilę później pierwszy stromy podjazd a właściwie podejście po piasku. Zejście z roweru i podchodzimy w grupce 5-6 osób pod górę. Potem z powrotem na rower i dalsza wspinaczka po leśnych ścieżkach. W sumie były 3 takie podejścia po piasku kiedy było trzeba zejść z roweru i go prowadzić. Po tych przygodach krystalizuje się grupka 3 zawodników w której znalazłem się również ja oraz chłopaki z THULE i ULTRA TEAM. Jedzie się dobrze, mijamy pojedynczych zawodników. Tempo nadaje głównie chłopak z THULE. W pewnym momencie prowadząc wjeżdża w kałużę i notuje spektakularnego kozła. Zwalniam, pytam się czy wszystko OK – w odpowiedzi słyszę – w porządku więc jadę dalej. Zostajemy we dwójkę. Chłopak z ULTRA TEAM cały czas jedzie z tyłu za mną. W końcu widzę następnego zawodnika z THULE. Przyciskam jeszcze mocniej i doganiam go gubiąc chłopaka z ULTRA TEAM. Jednak wysiłek spowodowany pogonią był tak duży, że nie mam już mocy aby dawać mu zmiany. Wtedy słyszę propozycję abym usiadł na kole. Dziękuję i korzystam z oferty. Jedziemy tak przez jakiś odcinek, udało mi się złapać oddech więc daję zmianę. Jedziemy tak po ubitej, kamienistej budowie jakiejś drogi. Niestety tym razem obieram złą drogę i wpadam w głęboki piach. Zakopuję się ale nie upadam. Wydostanie się z piachu i kolejna pogoń za chłopakiem z THULE spowodowała kolejny odpływ sił. Dogania nas chłopak z ULTRA TEAM. Jedziemy we trójkę. Wtedy on daje zmianę i odchodzi. My już nie mamy wiele sił aby gonić. Zresztą to nie miałoby sensu bo droga się urywa i zaczyna się przejazd wzdłuż Noteci po bezdrożu wąskim paskiem pełnym dołów i trawy. Jak się okazuje jest to odcinek prowadzący do stadionu i mety. W pewnym momencie chłopak w THULE zaplątuje się w trawie i spada mu łańcuch… Nie wiem co robić… Chciałem dojechać za nim – pomógł mi więc powinien być przede mną. Mówi do mnie – JEDŹ – więc mijam go i jadę dalej do mety. Wjeżdżam na stadion, runda po bieżni i jestem na mecie. To był prawdziwy test dla mnie i dla mojej Syrenki. Udało mi się przejechać bardzo ciężką trasę bez upadku i bez żadnej kontuzji. Wreszcie moja Syrenka wygląda na prawdziwy rower MTB, cała w błocie z numerem startowym. Tak wygląda ślicznie, choć niestety jutro czeka ją myjnia. Jestem zadowolony z tego przejazdu mimo nie najlepszej pozycji na mecie. Na 188 zawodników mini zająłem 125 pozycję a w mojej kategorii M4 miałem 24 miejsce na 31 zawodników. Pocieszam się tym, że to mój pierwszy sezon, dopiero drugi maraton, a pierwszy w tak ciężkim terenie. Może miejscami jechałem zbyt asekuracyjnie ale przecież nie od razu Rzym zbudowano. Trzeba trenować i jeszcze raz trenować. Znaleźć trudniejsze tereny gdzie można poćwiczyć technikę jazdy. Jeżdżąc po niemieckich dróżkach nie nauczę się jak radzić sobie w terenie.
Podsumowując – bardzo udany dzień, ciężka i wymagająca trasa (maraton dookoła Miedwia to był jednak spacerek), lekcja aby się przygotowywać wcześniej do takich wyjazdów zabierając wszystkie potrzebne rzeczy. Następnym razem może nie być sklepu z dziecięcymi kaskami.
Dziękuję Krzyśkowi i Pawłowi za wyborowe towarzystwo po raz kolejny. Do zobaczenia na następnym maratonie!

Paweł na mecie (72 miejsce w OPEN GIGA i 16 miejsce w M2 2:48:54)

Krzysiek na mecie (126 miejsce w OPEN GIGA i 26 miejsce w M4 3:13:16

Arek nie na mecie (125 miejsce w OPEN MINI i 24 miejsce w M4 1:33:09

Zawodniczka THULE TEAM w charakterystycznym stroju grupy, której członkowie bardzo pomagali na trasie
Kategoria do 50 km
- Dystans 6.17km
- Czas 00:23
- VAVG 16.10km/h
- VMAX 38.52km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 150m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Z przygodami na Michałki 2012
Sobota, 15 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 0
Było dokładnie tak jak opisałem to w ostatnim wpisie. Do ostatniej chwili podchodziłem bardzo sceptycznie do wyjazdu na maraton Michałki w Wieleniu. Jednak są osoby, którym się nie odmawia i tak było tym razem. Zapisałem się dwa dni przed startem i asekuracyjnie wybrałem dystans MINI (żałuję tego wyboru). Sobota pobudka 5:45 czyli wcześniej niż w normalny dzień tygodnia gdy wstaje o 6:00. Dzień wcześniej po przeczytaniu kilku postów z opisami trasy postanowiłem wymienić opony na szersze i zmienić siodło na te, które otrzymałem z rowerem. Potem pozostało mi tylko spakowanie ubrań. Zabrałem ze sobą ubrania na wszystkie warianty pogodowe w tym kurtkę i ortalion. Przygotowałem wszystkie potrzebne rzeczy dzień wcześniej bo wiedziałem, że rano nie będzie czasu na nic. Po pobudce, szybki prysznic, śniadanie i byłem prawie gotowy na wyjazd. Godzina o której mieli po mnie przyjechać Krzysiek i Paweł była 3 razy zmieniana. Najpierw 7:15 potem 7:00 a w piątkowy wieczór stanęło na 6:45. No cóż trzeba się dostosować. O 6:45 telefon – jesteśmy! No to plecaki w dłoń, do piwnicy po rower i melduję się przy aucie. Oczywiście delikatnie spóźniony – miałem czekać jak będą podjeżdżali, no cóż – odziedziczyłem cechę „NA OSTATNIĄ CHWIĘ” ;) Rowery na aucie ruszamy w drogę. Przed nami 180 km do Wielenia. Trasa minęła dość szybko i komfortowo. Dobre auto = fajna podróż Wjeżdżamy na teren gdzie przewidziany był start zawodów. I nagle…. w głowie myśl – NIE ZABRAŁEM KASKU!!! Był w piwnicy i miałem go zabrać razem z rowerem, gdyby był powieszony na kierownicy to bym go wziął, jednak dzień wcześniej gdy przygotowywałem rower odłożyłem go obok no i w pośpiechu nie zabrałem go…. Krzysiek mnie uspokaja… damy radę, pożyczymy albo coś wymyślimy. Ja nie jestem tak dobrej myśli. Już kombinuję ja nie jadę, więc oddam swój rower Pawłowi – jest dobry i na mojej Syrence może mieć dobry wynik. Odbieramy numery i pytamy się przy okazji organizatorów o sklep rowerowy lub o ewentualne wypożyczenie na czas zawodów kasku. Prowadzący zawody deklaruje, że będzie ogłaszał informacje o kasku… Przy okazji pytamy o sklep. Okazuje się, że jest sklep rowerowy w Wieleniu naprzeciwko kościoła. Po przebraniu się ruszamy na rozgrzewkę i poszukiwanie sklepu. W pośpiechu minęliśmy kościół i sklep, dojeżdżamy do końca miejscowości i wracamy. Po drodze czeka na nas Paweł, który znalazł sklep. Wchodzę do sklepu i pytam o kask… Sprzedawca oznajmia, że wczoraj sprzedali wszystkie kaski i zostały jedynie dziecięce… Czy ja wyglądam na dziecko? ;) Wychodzę ze sklepu zrezygnowany. Wtedy Krzysiek wpada na pomysł – Co ci szkodzi zobaczyć dziecięce? Wchodzę do sklepu ponownie. Pytam się o największy dziecięcy kask. Sprzedawca podaje mi skorupę, wkładam na głowę – PASUJE! Sztuka jest sztuka – kupuję dziecięcy kask i wracamy na start ;)Tak wygląda droga po kask

A tak zabawnie wyglądam w dziecięcym kasku ;)
Kategoria do 50 km
- Dystans 64.00km
- Teren 12.00km
- Czas 02:58
- VAVG 21.57km/h
- VMAX 39.10km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 155 ( 77%)
- HRavg 117 ( 58%)
- Kalorie 1692kcal
- Podjazdy 831m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Warzymice - Penkun + rekonesans
Niedziela, 9 września 2012 · dodano: 10.09.2012 | Komentarze 2
Ten rok był dla mnie przełomowy (taką mam nadzieję). Dlaczego przełomowy? Bo wcześniej moje jeżdżenie na rowerze ograniczało się do króciutkich tras głównie po asfalcie. W ubiegłym roku sukcesem było przejechanie 50 km i to tylko dlatego, że pobłądziłem na niemieckich polach ;) Pamiętam powrót z tej „wyprawy” – bez wody, w upale modliłem się aby dojechać a raczej dotoczyć się do domu W tym roku pierwsze wycieczki pod koniec stycznia, ciągłe wydłużanie dystansu, pierwszy maraton i wreszcie przejechane cztery setki to dla mnie nie zły wyczyn. Do chwili obecnej mam przejechane w sumie prawie 4000 km. Dla jednych może się to wydać śmiesznie mało ale dla mnie to ogromny sukces i początek czegoś większego – tego bym chciał.W planach na weekend przewidziane były dwie wycieczki, które miały być przygotowaniem do maratonu Michałki w Wieleniu, na który ciągle namawia mnie Krzysiek. Po początkowym entuzjazmie i wycieczkach w ubiegłym tygodniu zacząłem podchodzić do tej wyprawy sceptycznie. Po prostu myślę, że mój organizm w tym roku nie jest gotowy aby ponownie przejechać trasę rajdu rywalizując z innymi kolarzami. W związku z tym, że nie czułem się na siłach aby rywalizując przejechać dystans MEGA postanowiłem, że wystartuję na dystansie MINI (ok 30 km). Na taki wysiłek chyba mnie stać. Co prawda Krzysztof nie odpuszcza i ciągle mnie namawia do przejechania 57 km w trudnym terenie jednak ja ciągle się waham….
Wracając do weekendu, moje plany zostały szybko zweryfikowane. Sprawy osobiste nie pozwoliły mi na sobotnią wycieczkę i dopiero w niedzielę udało mi się znaleźć troszkę czasu aby wskoczyć na moją SYRENKĘ. Na początku powiedziałem sobie, że to będzie jazda bez spinania się. Miałem jechać tak aby było przyjemnie i bez dużych obciążeń. W zasadzie ten punkt planu został zrealizowany. Jechałem bardzo spokojnie bez specjalnych wysiłków. Kolejnym punktem, który został przewidziany w planach było znajdowanie nowych alternatywnych dróg. Chciałem znaleźć miejsca, które wymagają innej jazdy niż ta po asfalcie na drogach czy ścieżkach. Pierwszy odcinek lekko terenowy to skrót Ladenthin – Pomellen. Droga prowadzi początkowo po płytach, które za chwilę przechodzą w ubity piasek, trawę a następnie w sypki piasek (3,4 km). Za Pomelln postanowiłem sprawdzić dokąd prowadzi dróżka ze znakiem „ślepa ulica” i oznaczeniem Zollamnt.

Nad autostradą - widok na dawne przejście graniczne w Kołbaskowie
No i rzeczywiście była ślepa a w zasadzie prowadziła do niemieckiego Urzędu Celnego, zjazdu na autostradę i do miejsca budowy kolejnego wiatraka. Zawróciłem i skierowałem się dobrze znaną mi drogą do Tantow. W miejscowości Radekow ponownie zmieniłem swoje plany widząc na GPSie polną drogę prowadzącą do… no właśnie postanowiłem to sprawdzić ;) 2,6 km odcinek po ubitym piachu doprowadził mnie do mostu nad autostradą w miejscowości Nadrensee. No i dobrze, będę korzystał z tego skrótu w celach nauki jeżdżenia ;) Zrobiłem małe kółko i wróciłem do Radekow gdzie znów zboczyłem z trasy. Po zniszczonych płytach a później po kostce dotarłem do Damitzow. Odcinek 2,8 km jest chyba bezużyteczny dla nauki… w sumie nic nie wniósł oprócz lekko obitej pupy ;)

Wjazd do Damitzow - tego skrótu nie polecam
Minąłem Damitzow, przeciąłem drogę B113 i skierowałem się do Penkun. Droga ta to równiutki asfalt z lekkimi zjazdami i podjazdami. W sumie bardzo przyjemnie. W Penkun nad jeziorem Schlossee krótki postój na picie i batona.

Fajne miejsce na krótki postój - jez. Schlossee
Penkun to głównie kostka na drogach, można przejechać również po chodnikach ale czasem spotyka się rodziny na spacerach więc czasem kostka jest… szybsza ;) Po minięciu Penkun kierunek Krackow. Droga asfaltowa i tylko w dwóch miejscach znajdują się dwa krótkie odcinki kostki (50 m i 10 m – na jedym ze skrzyżowań). W Krackow postanowiłem zrobić kolejny postój – tym razem na lody z bitą śmietaną – bardzo lubię tą lodziarnię. Dwie gałki pysznych lodów oraz spora porcja bitej śmietany to wydatek w wysokości 2,60 EUR.

Wyborne lody z bitą śmietaną po okazyjnej cenie
Po tym krótkim postoju skierowałem się prosto do domu. Jeszcze tylko w Lebhen postanowiłem objechać jezioro po piasku, trawie i korzeniach. Potem już tylko podjazd płytami do Ladenthin, Smolęcin i dom ;) Jechałem bardzo spacerowo z przerwami i może dlatego jakoś specjalnie nie zmęczyłem się. Choć wczoraj nie przemęczałem się dziś odczuwam lekki ból z tyłu ud. Jeśli miałbym się ścigać na długim dystansie w przyszłą sobotę obawiam się, że mógłbym nie dać razy tego przejechać w rozsądnym czasie… Jeszcze to przemyślę…
foto wkrótce ;)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 35.85km
- Teren 12.00km
- Czas 01:30
- VAVG 23.90km/h
- VMAX 42.60km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 163 ( 81%)
- HRavg 137 ( 68%)
- Kalorie 1107kcal
- Podjazdy 557m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Jeszcze raz w drugą stronę
Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 0
Tak mi się spodobała droga w drugą stronę, że postanowiłem ją odwiedzić ponownie. Tym razem z aparatem więc wrzucę później kilka fotek. Tak jak ostatnim razem było super. Tym razem miałem jakoś jeszcze więcej siły, nogi pracowały jak trzeba, oddech nie uciekał (chociaż jestem przeziębiony). Bardzo miła wycieczka. Co ciekawe drugi raz ten sam oddcinek miał odrobinę inną długość a nawet poziom wzniesień ;) Mapy nie zamieszczam bo jest dokładnie taka sama jak dwa posty temu.
Jezioro Lebhen

Ścieżka dookoła jeziora Lebhen

Moja Syrenka w naturalnym środowisku
Kategoria do 50 km









