Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 50.10km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 23.30km/h
  • VMAX 45.56km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 153 ( 76%)
  • HRavg 126 ( 62%)
  • Kalorie 1416kcal
  • Podjazdy 431m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ciepło - zimno

Wtorek, 5 marca 2013 · dodano: 06.03.2013 | Komentarze 4

Wbrew tytułowi wpisu nie będzie ten tekst miał nic wspólnego z grą z dzieciństwa.
Początek marca bardzo rozpieszcza miłośników dwóch kółek. Raczej bezwietrznie w miarę ciepło czyli idealna pogoda aby pojeździć na rowerze. No niby tak... ale tylko wtedy gdy świeci słońce. Po zmroku temperatura gwałtownie spada. Gdy ok. 17-tej wyjechałem z domu termometr pokazywał ok 11° jednak gdy wracałem po 19-tej temperatura spadła do 0! Gdzieś tak około godziny 18-tej zaczęło się szybko robić szaro i zapadł zmrok. Niebo było gwiaździste - żadnej chmurki a to w nocy oznacza mróz. Krótko po 18-tej palce u stóp zaczęły zamarzać. Byłem dość daleko od domu więc nie miałem wyboru musiałem zacząć raźniej naciskać na pedały. Nie za bardzo to pomogło. Drogę między Tantow a Krackow pokonywałem jezdnią w momencie kiedy już zapadł zmrok. Drogę oświetlała mi nowa lampka - dała radę w 100% - już nie mogę się doczekać letnich wycieczek po zmroku. Nowe oświetlenie ma MOC. Muszę jednak dokupić dodatkowy akumulator, ponieważ w maksymalnym trybie świecenia wytrzymuje nie za długo... Gdy minąłem Lebhen zdecydowałem się na wjazd po płytach w górę do Ladethin. Muszę przyznać, że było to odrobinę stresujące przeżycie. Na tyle stresujące, że wyjąłem z uszu słuchawki od MP3 ;) Podczas jazdy w zupełnej ciemności czekałem aż coś mi wyskoczy zza krzaków i zaatakuje mnie. Moja lampka mocno świeciła przede mną i na tych czarnych polach byłem jedynym jasnym punktem :) Szczekające psy powodowały dodatkowo szybsze bicie serca, które i tak przyspieszyło z powodu wyczerpującego podjazdu w niskiej temperaturze. Nie złe przeżycie! Światła Ladethin spowodowały, że mi troszkę ulżyło. Do końca jechało się zdecydowanie łatwiej co nie znaczy, że cieplej... Wręcz przeciwnie:) Wniosek z wycieczki - zimno i ciemno - nie jeździmy po bezdrożach ;)
.
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 61.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 19.16km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 156 ( 77%)
  • HRavg 122 ( 60%)
  • Kalorie 2243kcal
  • Podjazdy 1226m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez planu a jednak z niespodziankami

Niedziela, 3 marca 2013 · dodano: 04.03.2013 | Komentarze 0

Pomysłem na niedzielę miało być powtórzenie wczorajszej wycieczki i tej z przed roku w towarzystwie Marcina. Po wysłaniu SMS iż ruszam ok. 11-tej czekałem bezskutecznie na odpowiedź... O 11:30 ruszyłem więc sam.
Nie miałem pomysłu gdzie pojechać i co zobaczyć. Samemu nie chciało mi się powtarzać wycieczki do Loecknitz, którą odbyłem dzień wcześniej w wyborowym towarzystwie - nie byłoby tak fajnie. Wyszedłem z domu i ruszyłem na Warnik. Początek nie był przyjemny. Na podjeździe wiatr z zachodu prosto w twarz. Wiedziałem, że w otwartym terenie nie będzie miło - wymyśliłem, że w bardziej zalesionych miejscach będzie dobrze. Wtedy do głowy wpadł mi pomysł, iż przez Blankensee pojadę do Dobrej a potem na Głębokie. W Gellin postanowiłem uczcić pierwszą dwudziestkę kilku minutowym postojem na banana i foteczkę ;)


20 kilometr - miejscowość Gellin i pierwszy postój na banana i batona

Droga z Gellin do przejścia w Buku upłynęła w miarę spokojnie. Jednak najfajniej było gdy zmieniłem kierunek i odbiłem z Blankensee na wschód. Wiaterek w plecy był bardzo przyjemny. Średnia prędkość od razu podskoczyła i zrobiło się cieplej;) A propos przejścia w Blankensee/Buk... czy nie można byłoby coś z tym zrobić? Nie wiem ile to przejście jest otwarte ale jego stan to kpina! Z tego co się orientuję jest to przejście piszo-rowerowe... Jednak jest notorycznie rozjeżdżane przez samochody. W momencie gdy przez nie jechałem razem ze mną przejechały 4 samochody - zarówno na polskich jak i niemieckich rejestracjach...
Droga przez Dobrą i Wołczkowo do samego Głębokiego była czystą przyjemnością. Po drodze przy wyjeździe z Wołczkowa minąłem się z bajkerką. Może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że dziewczyna miała podwinięte rękawy bluzy, była bez czapki i rękawiczek - na uszach tylko słuchawki - TWARDZIELKA!:)
Po wjechaniu na teren Głębokiego przypomniałem sobie, że do prawdziwej wiosny jeszcze troszkę... Teren z liściastego zmieniał się w błotnisty oraz wodno-błotnisty. W sumie od ostatniego mycia nie udało mi się jeszcze pobrudzić Meridy... więc nastała ta pora! Na Głębokie jechałem z nadzieją na jakąś ciepłą herbatę... zawiodłem się! Albo nie umiem szukać albo nic takiego nie ma na Głębokim - oczywiście oprócz Virgi... Za to po drodze los przygotował mi taką oto niespodziankę ;)


Okolice jez. Głębokie czasem na drodze można spotkać takie niespodzianki, przez chwilę poczułem się jak na spływie kajakowym:)

Mimo, że herbaty nie było zatrzymałem się jeszcze na chwilę zjeść kolejnego banana i dalej w drogę. Na Głębokim byłem zdziwiony ilością rowerzystów. Gdzie tylko nie popatrzeć tam rower. Rowerzyści w każdym wieku i na każdym typie rowerów! Jestem zbudowany tym widokiem. W NRD gdzie najczęściej jeżdżę nie ma tylu bajkerów!:)
Przez chwilę miałem pomysł aby podjechać pod kultową Miodową :) Jednak tak szybko jak się zapaliłem tak szybko zgasłem. Będzie jeszcze na to czas.
Z Głębokiego lasem przejechałem na Arkonkę a potem nową ścieżką wzdłuż Arkońskiej do Parku Kasprowicza gdzie czekała na mnie niespodzianka!! :)


Park Kasprowicza przypadkiem trafiłem na inscenizację Żołnierze wyklęci







Oglądanie inscenizacji i zrobienie kilku zdjęć o mało nie skończyło się dla mnie zagubieniem jednej rękawiczki. Jednak po przejechaniu kilkuset metrów zorientowałem się, że musiała wypaść w okolicach pomnika. Wróciłem się i na szczęście ją znalazłem. Potem już tylko przez miasto do domu. W niedzielne popołudnie ruch uliczny był mały więc jechało się bardzo przyjemnie.
Po drodze zatrzymałem się jeszcze w BK na herbatę. Tam też mnie spotkała śmieszna przygoda. Podjechałem rowerem do okienka gdzie normalnie obsługuje się samochody i chciałem złożyć zamówienie. Najpierw dziewczyna z okienka powiedziała mi, że sprzedają jedynie do samochodów i mnie nie obsłuży!;)



Za wzorową współpracę zafundowałem myjnię mojej Syrence - pozbyliśmy się błota z okolic Głębokiego


Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 65.21km
  • Czas 03:37
  • VAVG 18.03km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 162 ( 80%)
  • HRavg 115 ( 57%)
  • Kalorie 2221kcal
  • Podjazdy 946m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót do przeszłości

Sobota, 2 marca 2013 · dodano: 04.03.2013 | Komentarze 1

Regularnie odwiedzam forum Rowerowy Szczecin z nadzieją, że kiedyś załapię się na jakąś wycieczkę w tym bardzo sympatycznym towarzystwie. Często z wypiekami na twarzy czytam opisy ekstremalnych wycieczek bywalców tego forum - tak jak chociażby wyprawa do betonowca. Weekend zapowiadał się bardzo przyjemnie więc postanowiłem sobie za punkt honoru wreszcie dołączyć do wycieczki organizowanej przez RS. Troszkę obawiałem się czy poradzę sobie na takiej ekstremalnej wyprawie więc kamień z serca mi spadł gdy Paweł "Misiacz" napisał, że on się wyłamuje i po twardym gruncie spacerowo jedzie do ...Loecknitz!!! Zapytałem się nieśmiało czy mogę z nim pojechać a on się zgodził! :) DZIĘKI!
Dokładnie 4.03.2012 dokonałem pierwszego wpisu na BS. Mój blog zaczął się właśnie od wycieczki Warzymice - Loecknitz. To była moja pierwsza "dłuższa" wyprawa z Marcinem z którym jeździłem wspólnie aż do maja.
Poranek był dość wariacki i mimo, że przygotowałem się do wyprawy dzień wcześniej nie wszystko poszło tak jak bym chciał. Na miejsce zbiórki w Tesco dotarłem w ostatniej chwili. Na miejscu oprócz Pawła "Misiacza" miałem przyjemność poznać Basię i Marzenę.
Kilka minut po umówionej godzinie ruszyliśmy w drogę do Loecknitz. Zaraz po starcie ucieszyłem się, że "kierownik" Paweł zaplanował trasę przez Warzymice. Dzięki temu miałem szansę zabrać zapasową dętkę na wypadek wszelki ;) Przed Warzymicami umówiliśmy się, że ja wejdę do domu po dętkę a reszta wycieczki pojedzie spokojnie dalej a ja ich dogonię. Uwinąłem się dość szybko, wskoczyłem na rower i udałem się w pościg. Mimo, że starałem się jechać dość szybko nie mogłem dostrzec uciekinierów. Dopiero przy wyjeździe z Warzymic z bocznej drogi wyłonił się Paweł - dziewczyn ani widu. Stwierdził, że dziewczyny zagadane pojechały dalej a jemu nie chciało się jechać w tak wolnym tempie...!!! Ponowny kontakt wzrokowy nawiązaliśmy dopiero przy podjeździe pod Warnik. Dogoniliśmy dziewczyny i zwartą grupą ruszyliśmy dalej.


Podjazd Będargowo - Warnik spowodował pierwszy postój - prowadzi Marzena "Foxy" w koszulce lidera

Na pierwszy postój kierownik Paweł wybrał przystanek autobusowy za Warnikiem. Była okazja na pierwsze uzupełnienie płynów oraz założenie ochraniaczy na buty. Mimo słońca wiatr powodował lekki dyskomfort dla moich palców.
Po chwili postoju ruszyliśmy dalej. W Warniku przekroczyliśmy granicę i po betonowych płytach pojechaliśmy w kierunku Lebhen.
Na zjeździe przy opuszczonym, zrujnowanym domku Misiacz zarządził kolejny przystanek. Można było udać się na stronę w celu np. zwiedzenia ruin ;)


Merida w ruinach przed Lebhen

Na tym właśnie postoju Paweł wpadł na pomysł aby zmienić język komunikatów w Endomondo. Miał do wyboru włoski, hiszpański... ale wybrał NIEMIECKI ;) Od tej pory z sakw Misiacza wydobywał się co pewien czas aksamitny głos: cwaj und cwancyś kilometer coś tam coś tam ;)


Postój można wykorzystać na zmianę języka w Endomondo - od tego momentu przebytą drogę podawano nam w języku Goethego i Angeli Merkel ;)

Pozostała część trasy do samego Loecknitz poszła gładko bez żadnych przerw. Krótki postój miał miejsce dopiero przed czerwonym Netto. Paweł zakupił cały koszyk dóbr wszelkiego rodzaju! Byłem w szoku jak udało mi się to wszystko zmieścić w te sakwy. Ja po malutkich zakupach miałem problem z upchaniem kilku rzeczy do mojego plecaka! Dwie bułki miały wylądować w kieszeniach kurtki. Tym razem znowu Paweł przyszedł z pomocą i w pełnych sakwach upchał moje bułki! ;)


Postój przed "czerwonym" Netto gdzie sakwy i plecaki zostały wypchane po brzegi

Po uzupełnieniu zapasów nie pozostało nic innego jak udać się na zasłużony piknik nad jeziorem. Na stoliku wylądowały wszelkiego rodzaju dobra. Kanapki, bułki, kiełbaski, słodycze (w tym anyżowe Haribo), gorące napoje energetyzujące ;) W tych pięknych okolicznościach przyrody można byłoby siedzieć i siedzieć. Prawdę mówiąc było tak przyjemnie, że aż ruszać się nigdzie nie chciało. Niestety czas płynął nie ubłaganie i pora było ruszyć w drogę powrotną.


Popasik nad jeziorem w Loecknitz - było na bogato. Bułeczki, słodycze, kiełbaski, napoje i herbatka z guaraną

Powrót okazał się bardzo przyjemny, słońce bardzo przyjemnie świeciło a wiatr był naszym sprzymierzeńcem! W drodze powrotnej zatrzymywaliśmy się tylko dwa razy:) Raz na alei brzozowej a drugi raz po wjechaniu na ścieżkę rowerową prowadzącą do Lubieszyna.


W tajemniczych okolicznościach z sakwy zniknęła jedna butelka izotonika - oczywiście alkoholfrei

W Dołujach przyszedł czas na rozdzielenie się. Dziewczyny pojechały w stronę Bezrzecza, Paweł w stronę centrum a ja do Stobna. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak miłego przyjęcia - dziękuję Wam raz jeszcze! Do zobaczenia mam nadzieję, że już nie długo! To był bardzo miło spędzony dzień.

PS. Tak jak obiecałem - nie wszystko poszło ;)

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 39.80km
  • Czas 01:46
  • VAVG 22.53km/h
  • VMAX 45.37km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 163 ( 81%)
  • HRavg 137 ( 68%)
  • Kalorie 1239kcal
  • Podjazdy 301m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Normalny" piątek czyli jak wyrwać się z pracy

Piątek, 1 marca 2013 · dodano: 02.03.2013 | Komentarze 0

Zamiast siedzieć i uzupełniać wpisy na BS po raz kolejny wybrałem wycieczki... Moje kolejne spotkanie z Trekiem miało miejsce w piątek. Tym razem było bardzo przyjemnie z Trekiem, jedyny problem to wiatr z północnego-zachodu. Był zimny i nie przyjemny a momentami wręcz upierdliwy. Trasę starałem się wcześniej tak dobrać aby kompletnie wyeliminować tereny nie przyjazne Trekowi. Nie udało mi się jednak to do końca. O ile niemieckie przelotówki między wioskami mają bardzo fajny asfalt o tyle w samych wioskach jest często nawierzchnia z kostki brukowej lub inaczej z "kocich łbów". Tak szczerze powiedziawszy to boję się nim jeździć po innym terenie niż równy asfalt... Wszystko co może uszkodzić te delikatne oponki wręcz mnie przeraża. Jakoś nie mogę zdobyć się na zaufanie tym "oponkom". Opona s średnicy kciuka nie może być trwała. Z drugiej strony jak widzę peleton na TdP, który jedzie po naszych, polskich , szczególnych drogach... Nie wiem co o tym myśleć. Może "oni" używają super odpornych opon na super odpornych obręczach??? :)
No to już wystarczy tych narzekań... zauważyłem, że coraz częściej się na coś uskarżam... może to już starość? :)
Ogólnie było bardzo pozytywnie, choć spodziewałem się lepszych osiągów. No i znowu stara prawda... to nie rower jedzie ale rowerzysta. Na najlepszym rowerze rowerzysta w moim stanie niczego wielkiego nie osiągnie. Obiecuję jednak się starać i walczyć!

Mały postój na słitaśną fociszkę ;) Lampka na kasku sprawiła, że wyglądam troszkę jak OBCY ;)
.

Trek nad autostradą w okolicach Nedrensee
.
Waga na 01.03. 87 kg - do zrzucenia 7 kg. Myśli potargane... ale tak to już jest w sobotę wieczorem po niejednym drinku ;)

To mój ostatni zakup, mała i podobno bardzo wydajna pompka Lezyne - oby za często się nie przydawała


Kategoria do 50 km


  • Dystans 34.79km
  • Czas 01:27
  • VAVG 23.99km/h
  • VMAX 49.82km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 164 ( 81%)
  • HRavg 136 ( 67%)
  • Kalorie 1088kcal
  • Podjazdy 384m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trek reaktywacja

Środa, 27 lutego 2013 · dodano: 28.02.2013 | Komentarze 1

Po raz drugi na Treku, tym razem z małymi modyfikacjami. Na nogach nowe buty - Shimano SH-R106 a w rowerku nowe pedały PD-R540. Trasa taka sama jaką jechałem w sobotę 10 dni wcześniej na Meridzie. Wyjechałem dość późno, bo o 17:20 gdy powoli robiło już się szaro. Nie zraziła mnie późna pora bo koniecznie chciałem przetestować nowe pedały i nowe obuwie i byłem "uzbrojony" w nową lampkę, która tym razem zamocowana była na kasku (okazuje się, że kierownica w Treku jest tak gruba, iż normalny montaż lampki na kierownicy nie jest możliwy - chciałem zamontować mojego starego Cateya ale nie udało się). Wrażenia z jazdy jak najbardziej pozytywne. Po równej drodze, bez wiatru jedzie się lekko i szybko. Jednak to co nadrabiam na dobrych drogach tracę prowadząc rower np. po kostce brukowej. Taka sytuacja miała miejsce np. w miejscowości Schwanenz. Przed Schwanenz miałem przygodę z psem, który błąkał się po drodze. Gdy prawie go mijałem rzucił się na mnie co spowodowało u mnie mocniejsze naciśnięcie na pedały - pies dość szybko został z tyłu i zrezygnował z pogoni za mną. Dobrze, że miałem z górki, moja prędkość w tamtym momencie oscylowała lekko ponad 40 km/h co nie jest jakimś szczególnym osiągnięciem na Treku - ten rower stworzony jest do szybkiej jazdy po równej drodze. Drugi nie przyjemny fragment drogi to odcinek między Stobnem a Gumieńcami... dziura na dziurze dziurą pogania! Masakra! Na powrót do domu muszę poszukać jakiejś innej drogi. Oczywiście sporym utrudnieniem są też okropnie dziurawe przejazdy kolejowe. Przejazd między Rajkowem a Warzymicami pokonałem pieszo niosąc Treka w na rękach :)
Jeszcze mała uwaga dotycząca SPD SL. Są zdecydowanie inne niż zwykłe SPD. Po pierwsze było mi dużo ciężej się wpiąć w nowe pedały. W związku z tym, że są jednostronne muszą być prawidłowo ustawione. Po drugie bardzo ciężko, a wręcz nie możliwe dla mnie było pedałowanie bez wpięcia buta w pedał. Za każdym razem gdy próbowałem tej sztuczki but ześlizgiwał mi się z pedała... Muszę jeszcze sporo potrenować technikę wpinania i wypinania.. tak aby móc się w miarę szybko zatrzymać. W tej chwili każde zatrzymanie jest poprzedzone odpowiednim przygotowaniem. Rower zatrzymuje się wolniej na tych hamulcach niż Merida i trudniej złapać równowagę wypinając się i wpinając.


Tak prezentują się nowe zakupy
-

Tak wygląda Trek w środowisku naturalnym ;)

CDN
Kategoria do 50 km


  • Dystans 15.06km
  • Czas 00:40
  • VAVG 22.59km/h
  • VMAX 41.86km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 156 ( 77%)
  • HRavg 136 ( 67%)
  • Kalorie 490kcal
  • Podjazdy 192m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z wiatrem i pod wiatr... a śnieg znowu spadł

Piątek, 22 lutego 2013 · dodano: 26.02.2013 | Komentarze 0

Zrobiłem taką samą trasę jak tydzień wcześniej na Treku. Po dojechaniu do Warnika myślałem, że siły jest tyle aby bez problemu pokonać dwa kółka po 15 km :) Okazało się, że po zmianie kierunku nastawienie się zmieniło... wiatr północno-wschodni wybił mi kompletnie pomysły o dalszym kręceniu. Skończyło się tylko na 15 kilometrach przejechanych w koszmarnie zimnym wietrze...


... no i znowu zrobiło się biało... :(
Kategoria do 50 km


  • Dystans 34.79km
  • Czas 01:29
  • VAVG 23.45km/h
  • VMAX 45.19km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 160 ( 79%)
  • HRavg 141 ( 70%)
  • Kalorie 1140kcal
  • Podjazdy 339m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sprawdzone - śniegu brak

Sobota, 16 lutego 2013 · dodano: 17.02.2013 | Komentarze 0

Jeszcze na początku tygodnia gdy jechałem po niemieckich ścieżkach rowerowych śnieg pojawiał się gdzie nie gdzie. Tym razem nie było już ani śladu po śniegu. Co prawda dzień nie należał do najpiękniejszych, ponieważ gęste chmury zakrywały całe niebo ale i tak jechało się bardzo przyjemnie. Nie było za to wiatru i to był główny powód tego, że po raz pierwszy w tym roku wróciłem do domu z nie do końca zmarzniętymi palcami u stóp. Do południa cały czas była mżawka więc droga była mokra a co najmniej wilgotna. To zadecydowało o tym, że wybrałem Meridę. To kółko troszkę różniło się od standardowej mojej trasy. Tym razem z Dołuj pojechałem na Skarbiemierzyce i Mierzyn. Chyba więcej już nie ma co pisać...
-

Opuszczony dom w Linken
-
Kategoria do 50 km


  • Dystans 15.08km
  • Czas 00:36
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 46.30km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 160 ( 79%)
  • HRavg 131 ( 65%)
  • Kalorie 448kcal
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miło Cię poznać - jestem Trek

Czwartek, 14 lutego 2013 · dodano: 14.02.2013 | Komentarze 0

To nie jest miłość od pierwszego wejrzenia (w Walentynki byłoby to piękne), raczej tak jak w tytule - miło Cię poznać. Jednak od początku powinienem zacząć i wszystko wyjaśnić. 14 lutego to mój pierwszy kontakt z rowerem szosowym. Nigdy wcześniej nie miałem, nie jeździłem ani nawet nie siedziałem na rowerze przeznaczonym typowo na szosę. Szczerze mówiąc byłem odrobinę wystraszony i bardzo podekscytowany. Dużo słyszałem i troszkę czytałem. Wiedziałem, że jazda na takim sprzęcie różni się zdecydowanie od jazdy na rowerze tzw. "górskim";) Miało być strasznie twardo, niewygodnie ale za to szybko i lekko. Jak było rzeczywiście? Tak naprawdę nic do końca się nie sprawdziło. Nie było strasznie twardo ani niewygodnie no i nie było za szybko i za lekko. Na pierwszy kontakt wybrałem znaną dobrze mi drogę Warzymice - Będargowo - Warnik - Smolęcin - Warzymice. Na Meridzie wydawało się równa i powinna być komfortowa. Na "kolarzówce" już nie było tak idealnie. Moja trasa pokazała dwa oblicza - do Warnika i za Warnikiem. Na pierwszej części jechało się bardzo dobrze było gładko i w miarę szybko. Długi podjazd przed Warnikiem, który zawsze kosztuje na Meridzie odrobinę siły przejechałem bardzo sprawnie i bez większego zmęczenia. Ten odcinek pozwolił mi na zapoznanie się ze sprzętem. Nauczyłem się zmieniać biegi i hamować (przednie biegi są do wyregulowania, łańcuch obciera lekko o wózek i gładko nie wskakują, tył chyba jest OK - mimo, że były już regulowane w serwisie). Jednak ogólnie z tego fragmentu byłem zadowolony. Jednak jak się okazało były to miłe złego (takiego lekkiego złego) początki. Za Warnikiem droga zmieniła się w tarkę z dziurami, między którymi trzeba lawirować jak na Super Giganicie ;) Droga jest stara i dawno nie remontowana. Jazda po niej nie należy do przyjemności. Nie było to straszne przeżycie jednak mogłem wybrać lepszą trasę. Jak można skonkludować dzisiejszą przejażdżkę? Szosa jest OK lecz wymaga fajnych dróg. Mam nadzieję, że znajdę takie w NRD. Na Meridzie zrobię dokładne rozpoznanie i wyznaczę trasy, które będą odpowiednie dla "nowego znajomego":)

Update: dokładnie taki sam odcinek przejechałem 07.03.2012 roku, czyli 11 miesięcy temu. Wtedy na Meridzie zajęło mi to 53 minuty. Na tak krótkim odcinku poprawiłem czas o 15 minut. Warunki były bardzo porównywalne. Temperatura taka sama raczej bezwietrznie. Muszę Trekowi zapisać to na "+" :)
-
Kategoria do 50 km


  • Dystans 48.04km
  • Czas 02:04
  • VAVG 23.25km/h
  • VMAX 48.04km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 160 ( 79%)
  • HRavg 140 ( 69%)
  • Kalorie 1419kcal
  • Podjazdy 508m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wykorzystać każdą chwilę

Wtorek, 12 lutego 2013 · dodano: 13.02.2013 | Komentarze 0

Siedząc w pracy i zerkając co jakiś czas w okno, myślałem "jaki piękny dzień na rower"... Aby zrealizować plan potrzebne było mi dodatkowe godzinki a dodatkowy czas dostałem dzięki uprzejmości i wyrozumiałości mojego przełożonego. Wyrwałem się o 1,5 godziny wcześniej i 15-tej byłem już gotowy do jazdy. Ubrałem się typowo zimowo co jak później się okazało było strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Plan przewidywał coś ok 30 kilometrów ale z każdym przejechanym odcinkiem mój plan się zmieniał:) Po 15 kilometrach, które przejechałem w komforcie termicznym zacząłem odczuwać zimno w palcach u nóg. Dopiero na 25 kilometrze zimno zaczęło mi naprawdę dokuczać. Palce u nóg mi zamarzły mimo dwóch par zimowych skarpet oraz ochraniaczy na buty. Musiałem zatrzymać się na chwilę aby je rozgrzać. Przy okazji odrobinę się nawodnić i coś przekąsić. Z tym wiąże się ciekawa historia. Ok. 2 kilometry przed Krackow minąłem starszego pana dziarsko pedałującego na starym rowerze w kaloszach. Mijając go przywitałem się i pognałem dalej. 4-5 kilometrów za Krackow starszy człowiek minął mnie podczas mojego rozgrzewania palców i to on pognał dalej. Gdy ja ponownie wsiadłem na rower pomyślałem, że wkrótce go wyprzedzę. Kilka przejechanych kilometrów i pomyślałem sobie, że musiał gdzieś wcześniej zjechać ze ścieżki. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie gdy po przejechaniu następnych kilometrów zobaczyłem przede mną jego sylwetkę już w miejscowości Lebhen. Pełen podziwu naciskam mocniej na pedały aż tu nagle "łup" odpadł mi tylny błotnik! Zatrzymałem się, założyłem błotnik i ruszyłem "w pogoń" :) Starszego pana udało mi się dogonić dopiero przed Schwannenz. Pełen podziwu pozdrowiłem dziarskiego dziadka i pojechałem dalej, myśląc o tym czy ja w tym wieku też będę miał tyle sił!;) Później nic oprócz zmarzniętych palców u nóg się nie działo. Gładko dotarłem do Lubieszyna i przed Dołuje i Będargowo wróciłem do domu. Wanna z gorącą wodą podziałała cuda i po pół godzinie moje palce wróciły do życia :) Muszę poszukać jakiegoś sposobu na te palce... :)


W NRD jest jeszcze śnieg


Syrenka z zachodem słońca w tle


Nowa lampka ma POWER


Kategoria do 50 km


  • Dystans 22.29km
  • Czas 00:59
  • VAVG 22.67km/h
  • VMAX 39.08km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 164 ( 81%)
  • HRavg 136 ( 67%)
  • Kalorie 1073kcal
  • Podjazdy 436m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czas na mycie

Piątek, 8 lutego 2013 · dodano: 09.02.2013 | Komentarze 0

No i nadszedł ten dzień kiedy moja "Syrenka" dotarła wreszcie na myjnie i odzyskała swój oryginalny kolor. Siedząc w pracy, podchodząc do okna cały myślałem o tym jak fajnie byłoby wykorzystać piątek na wycieczkę. Pogoda wręcz wymarzona. Bezwietrznie, w miarę ciepło i czasami nawet słonecznie. Z pracy udało mi się wyrwać troszkę przed czasem,tak że do domu dotarłem troszkę przed 16-tą. Miałem tylko dwie godziny bo o 18-tej czekało mnie umówione spotkanie. Więc o 16 ruszyłem w drogę - plan był taki: zrobić małe kółko, myjnia i do domu. No i udało się. Kółko zrobione, Meridka umyta więc super. Wrażenia z jazdy również OK. Choć komfortowo nie było. Mimo ładnego dnia stopy troszkę przemarzły. Następnego dnia wyprawa po nowy sprzęt... ale o tym na razie cicho-sza! Szykuje się mała niespodzianka :) Na razie fotka czyściutkiej Syrenki i zdjęcie nowego nabytku. Lampka rowerowa Mactronic ProBike 500. Świeci jak diabeł - mogę jeździć po zmierzchu. Dzięki za rady J.! :)


Meridka po myjni


Nowy nabytek Mactronic Bike Pro Noise 500
-
-
Kategoria do 50 km