Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

50 - 100 km

Dystans całkowity:13358.76 km (w terenie 761.50 km; 5.70%)
Czas w ruchu:528:19
Średnia prędkość:25.29 km/h
Maksymalna prędkość:65.40 km/h
Suma podjazdów:82932 m
Maks. tętno maksymalne:181 (101 %)
Maks. tętno średnie:188 (93 %)
Suma kalorii:293591 kcal
Liczba aktywności:207
Średnio na aktywność:64.54 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • Dystans 58.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Temperatura 20.8°C
  • HRmax 180 ( 94%)
  • HRavg 171 ( 90%)
  • Kalorie 1691kcal
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

IX Maraton Dookoła jeziora Miedwie

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 17.08.2014 | Komentarze 4

Do startu na Miedwiu podchodziłem bardzo spokojnie. Przyznam się teraz, że nawet specjalnie nie zależało mi na jakimś wyniku. Po ubiegłorocznych problemach chciałem w "całości" dojechać do mety. W "całości" oznacza, że zarówno rower jak i ja mieliśmy być w całości. Tym bardziej, że po ubiegłotygodniowej kraksie w Kołobrzegu moje rany wciąż były nie zagojone. O ile kolano zostawiłem bez żadnego zabezpieczenia to łokieć zakryłem plastrem z opatrunkiem i założyłem jeszcze rękawki aby dodatkowo go zabezpieczyć. Rękawki zresztą bardzo się przydały, bo pogoda na trasie była bardzo różna. 
 

Przed startem Fast-Agrotrans Cycling Team :)
  
Na starcie przypadkowo znalazłem się przez chwile na początku stawki, jednak organizatorzy bardzo szybko zweryfikowali ustawienie grupy wpuszczając bokiem na początek zawodników STC oraz znajomych. Nie zależało mi na ustawieniu więc dość szybko z znalazłem się w drugiej części 240 osobowej grupy startującej w kategorii M4. Zupełnie inaczej do startu podchodził Artur i Krzysiek. Im z kolei zależało na dobrym starcie i utrzymaniu się jak najdłużej w czubie grupy. Start honorowy okazał się  nie dla wszystkich honorowy i stawka rozciągnęła się na dość dużej przestrzeni. Po dojeździe na starą dziesiątkę rozpoczęła się szaleńcza jazda, a ja zobaczyłem że mój Garmin nie został włączony... Jak się później okazało miało to spore znaczenie jeśli chodzi o mój ostateczny wynik.
 

"Honorowy start" - zostałem za peletonem... fot. Łukasz D.
 

Z włączonym Garminem na szerokiej drodze starałem się zbliżyć do czołowej grupy w której jechał Krzysiek i Artur. Jak się okazało nie było to trudne i zaraz za zjazdem z dziesiątki byłem dogoniłem peletonik. Jednak jazda w grupie na MTB to zupełnie coś innego niż na szosie. Zrywanie i hamowanie powodują, że cały czas trzeba jechać maksymalnie skupionym z rękami na hamulcach. Nie za bardzo odpowiadała mi taka jazda więc utrzymywałem bezpieczną odległość od czołówki. Co pewien czas ktoś odpadał z grupy, a czołówka coraz bardziej przyspieszała. Po kilku kilometrach Krzysiek zostaje z tyłu... i w większej grupie zostaję z Arturem. Kolejne kilometry i kolejny podjazd i ja również podzielam los Krzyśka i zostaję zerwany. Jechałem w zbyt dużej odległości aby korzystać z zasłony przed wiatrem... Staram się jeszcze walczyć aby nie stracić z oczu czołówki i być może doskoczyć z kimś kto odpadł. Widzę, jeszcze jak Artur również zostaje oderwany od grupy i zostaje z tyłu. Jadę między Krzyśkiem i Arturem i zastanawiam się co robić... Starać się dogonić Artura czy może jechać tak jak zakładałem czyli spokojnie i czekać na Krzyśka? Wybieram jednak trzecią opcję... jadę swoim tempem. Nie oglądając się na innych czasem korzystając na chwilkę z cudzego koła po prostu jechać. W pewnym momencie jestem zdziwiony, bo pierwsze 20 kilometrów robię w 36 min. Następna dycha to ostra walka z mocnym wiatrem i jazda w deszczu. No i tu już nie ma takiej prędkości. Tracę dość sporo dlatego, że jadę przeważnie samemu skacząc z zawodnika na zawodnika. Mimo to pierwsze 30 km pokonuję w 57 min. Po następnych kilku kilometrach zaczynają się płyty. Przyznaję, że tego fragmentu obawiałem się najbardziej. Nie tego, że będę jechał wolno albo się wywrócę. Obawiałem się, że agresywna jazda na płytach może kosztować mnie... kapcia... :)
Postawiłem wszystko na jedną kartę i postanowiłem jechać jak najszybciej dam radę ale bez zbędnego ryzyka. Opłaciła się taka jazda. Nikt nie wyprzedził mnie na płytach za to ja mijałem sporo zawodników z różnych kategorii. Słabszym momentem tego odcinka okazał się pierwszy większy podjazd, który większość uczestników podchodzi. Nie mam nic przeciwko temu ale niech podchodzą bokiem, a nie środkiem. Tutaj musiałem zwolnić i krzycząc torowałem sobie drogę. Na podjeździe i tuż za nim znowu udało mi się wyprzedzić sporo osób. Później już gładko po nierównych płytach aż do zjazdu na asfalt. Tutaj niestety mały kryzys... Mimo szczerych chęci nie udało mi się pokonać wiejącego wiatru. Czułem, że nie mogę przyspieszyć aby urwać kolejne sekundy. Dopiero za miejscowością Dębina odetkało mnie troszkę i na kolejne płyty wjechałem energicznie. Co ciekawe tym razem bardzo mało osób mijałem na płytach. Na prostych odcinkach zarówno za mną jak i przede mną nie było zawodników. Chwila na asfalcie i powrót na płyty. To najgorszy fragment tej trasy. Droga, a w zasadzie ścieżka z płyt jest w fatalnym stanie. Jedzie się po tym bardzo ciężko. Tutaj też musiałem stracić sporo czasu, którego zabrakło mi na mecie. Podwójny podjazd przed dmuchaną bramą został pokonany w średnim stylu... Tutaj też mogło być zdecydowanie lepiej. Kolejne sekundy mogłem spokojnie urwać. Jeszcze troszkę płyt i w pamięci trauma z ubiegłego roku. Właśnie za tymi płytami strzeliła mi dętka. Tym razem zgodnie z powiedzeniem "nic dwa razy się nie zdarza" udało mi się przejechać płyty bez przygód. Wjeżdżam na asfalt i tutaj widzę, że może być całkiem nie zły czas. Z moich kalkulacji wynika, że powinienem dojechać do mety poniżej dwóch godzin. Zostało jeszcze ok 14 km, a Garmin pokazuje 1:32:00. Na asfalcie, kostce i piasku jadę znowu szybko ale tak aby nie dać szansy by się wywrócić. Na bruku znowu mijam kilku uczestników, którzy jadą bokiem po utwardzonej ziemi. Aby ich wyprzedzić jadę brukiem co z kolei powoduje spadek prędkości. W końcu dojeżdżam do miejsca gdzie w ubiegłym roku wymieniałem dętkę. Muszę poćwiczyć podjazdy.... bo to kolejne miejsce gdzie mogłem pojechać szybciej... albo po prostu sporo straciłem. Na podjeździe stoją wolontariusze z wodą... nie biorę bo nie chcę być wybity z rytmu. To miejsce na uzupełnienie wody powinno być przesunięte kilkanaście metrów dalej. Na sam szczyt podjazdu. Potem chwila oddechu po podjeździe i maks... Resztę trasy jadę już na maksa - tyle ile mogę. Na metę wjeżdżam sam. Ani za mną ani przede mną, w zasięgu wzroku nie było nikogo.
 

Wjazd na metę - nikogo za mną, nikogo przede mną fot. Łukasz D.
 
 
Zatrzymuję Garmina z czasem 1:57! :) Jestem bardzo zadowolony z wyniku, tym bardziej, że w sumie prawie całą trasę (za wyjątkiem początku) jechałem znowu sam. 
  

Na mecie Fast-Agrotrans Cycling Team :)
 

Na mecie spotykam Pawła vel "Killer", który jak się okazuje uzyskał 2 minuty lepszy czas czyli 1:55, gratulujemy sobie na wzajem, bo w tym roku nasze wyniki to w dużej mierze nasza wspólna praca. Jak chyba mogę być bardziej zadowolony z osiągniętego rezultatu ze względu chociażby na wiek oraz wagę - 20 kilogramów i ponad 10 lat mniej robi różnicę tych dwóch minut ;) Chwilę później dzwoni Krzysiek, który również dojechał na metę. Czas... taki jak co roku 2:05 :) Krzysiek do znudzenia jest powtarzalny. Trzeci start w maratonie i trzeci raz taki sam wynik. Na koniec zostawiłem sobie Diabła. Artur to fenomen! Nie wiem jak on to robi ale z każdym miesiącem jest coraz lepszy. Wiek i waga takie jak u mnie, a czasy... lepsze. O ile jadąc na szosie mam jeszcze jakieś szanse wygrać z nim na góralu o tyle jadąc na góralu nie mam szans na wygraną. 
 

Na obiedzie - Krzysiek oraz Paweł (Coolbike Team) z małżonką  
 
Po wyścigu jeszcze obiad (tym razem mała wtopa bo obiad był zupełnie zimny) w towarzystwie Pawła z Coolbike, który przyjechał z czasem 2:03 o jego małżonki. Następnie jedziemy do Krzyśka aby się odświeżyć i coś zjeść po obiedzie ;)
Po 15tej dzwoni Artur, że impreza zakończenia właśnie się rozpoczęła. Wskakujemy w samochód i jedziemy do amfiteatru.
Przed zajęciem miejsca idę zobaczyć wyniki wywieszone przez organizatora. No i tu ogromne zdziwienie. Mój czas to 2:00:19!!! Szybko myślę co się mogło stać? Wtedy przypominam sobie start i nie włączonego Garmina... To właśnie te 3 minuty które mnie zgubiły. Jeśli w ferworze walki pamiętałbym, że do czasu pokazywanego przez Garmina muszę dodać 2-3 minuty postarałby się urwać gdzieś ten stracony czas. Tak przez swoje gapiostwo po raz kolejny muszę atakować barierę dwóch godzin. Co prawda od pierwszego startu na Miedwiu poprawiłem się prawie o 10 minut to tegoroczny start uważam nie do końca udany ponieważ celem miało być zejście poniżej dwóch godzin.
Trafiamy jeszcze na ceremonię wręczania pucharów i nagród w poszczególnych kategoriach. Co chwila pojawiają się znajome nazwiska... Hasse, Zugaj, Karpienia czy Zagdański :) Po ceremonii rozdania trofeów rozpoczyna się moment na który czeka wypełniony po brzegi amfiteatr. Losowanie nagród. Tym razem bez żadnych opóźnień i bardzo szybko przebiega losowanie.
 

Tak się bawi STC 
 

Jedynie deszcz tradycyjnie czasami przeszkadzał podczas losowania. W poprzednich latach przed każdym wyciągnięciem losu każda nagroda była prezentowana. Tym razem nagrody były prezentowane "zbiorowo". Od sponsora X, od sponsora Y i sponsora Z. Tylko większe nagrody takie jak rowery, skutery czy telewizory były prezentowane indywidualnie. W tym roku nie mieliśmy szczęścia. Krzysiek i ja nic nie wylosowaliśmy. Jedynie Artur wylosował okulary. Już podczas zakończenia okazało się, że mieliśmy z Arturem... hmmm takie same numery? ;)
 

2 x 908 albo 2 x 806 albo 806 i 908 albo 908 i 806... któż to wie??? ;) 

OPEN 247/1347
M4 53/240
 
Zdjęcia dzięki uprzejmości Gosi B. (Fast-Agrotrans Cycling Team Support) :)
 
 
 

 

 

 

 

 

 
Zdjęcia od Łukasza D. - BARDZO DZIĘKUJĘ :)
 

 

  

 
Więcej zdjęć już wkrótce ;)
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 50.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 27.52km/h
  • VMAX 45.20km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 161 ( 84%)
  • HRavg 142 ( 74%)
  • Kalorie 116kcal
  • Podjazdy 280m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Meridzie po serwisie

Środa, 13 sierpnia 2014 · dodano: 13.08.2014 | Komentarze 0

To był ostatni dzwonek aby oddać Meridę do serwisu i sprawdzić przed startem na Miedwiu. Jak zwykle Paweł z Coolbike stanął na wysokości zadania i rower po kilku godzinach był gotowy. Niestety po moim upadku na Miedwiu w czerwcu, mimo prób samodzielnej naprawy nie udało mi się doprowadzić Meridy do porządku. W tym czasie czyli od początków czerwca do połowy sierpnia tylko dwa razy zmobilizowałem się aby pojeździć "syrenką" :) Dopiero dzisiaj było już znacznie lepiej, choć muszę jeszcze zrobić dwie małe poprawki przed Miedwiem. Jak się okazało jedną z przyczyn, że nie za fajnie jeździło się Meridą był wygięty hak przerzutki, który musiałem uszkodzić w czasie upadku po Miedwiu. W Coolbike usunęli tę dolegliwość i poprawili jeszcze parę drobnostek. Paweł jeszcze dokonał jednej małej wizualnej zmiany... ale o tym będzie później.
Mimo mocnego wiatru i grubych opon jeździło się całkiem nie źle, jestem w miarę zadowolony z przejazdu. Troszkę więcej mocy i szczęścia, a na Miedwiu będzie GIT :)
 
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 64.70km
  • Czas 01:58
  • VAVG 32.90km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Temperatura 26.6°C
  • HRmax 173 ( 91%)
  • HRavg 152 ( 80%)
  • Kalorie 1409kcal
  • Podjazdy 284m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jedziemy po rekord

Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 01.08.2014 | Komentarze 3

Zabrakło minuty aby pobić rekord z ustawki, którą pojechaliśmy w połowie czerwca czyli tak zwany "all time record" :) Na pocieszenie pozostał nam rekord w jeździe w parze. Rekord dwójkowy pobiliśmy o kilka minut. Co ciekawe nie nastawialiśmy się kompletnie na bicie rekordów. Warunki nie za bardzo temu sprzyjały i kompletnie nie byliśmy przygotowani na taką jazdę. Teraz, już po przyjeździe do domu myślę, że dwie rzeczy miały ogromny wpływ na to, że chciało nam się chcieć :) Po pierwsze wiatr z północnego-wschodu, który umożliwił nam przejechanie pierwszej dychy ze średnią ponad 33 km/h (włącznie z podjazdem pod Warnik), po drugie gość na góralu, który nam uciekł :) Dokładnie tak! Kolarza na góralu wypatrzyłem chwilę przed dojazdem przed Schwenenz. Od razu jak go zobaczyłem, krzyczę do Pawła - GONIMY KOLARZA! Niestety "gonitwa" w naszym wykonaniu okazała się tragiczna. Jazda z prędkością powyżej 30 km/h, a później 40 km/h nie wystarczyła aby dogonić tego KOKSA! Nie dogoniony w Grambow skierował się na Lubieszyn, a my pojechaliśmy na Loeknitz. Wiatr pomagał nam jeszcze kilka kilometrów, więc szkoda było zmarnować taki potencjał. Jeszcze w połowie trasy średnią mieliśmy około 34 km/h. Niestety nie udało nam się jej utrzymać do końca. Mimo, że walczyliśmy dzielnie to zabrakło około minuty aby pobić "wszechrekord" :)  

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 64.73km
  • Czas 02:04
  • VAVG 31.32km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Temperatura 20.4°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 144 ( 75%)
  • Kalorie 1343kcal
  • Podjazdy 304m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Superduo

Czwartek, 24 lipca 2014 · dodano: 24.07.2014 | Komentarze 0

Jakoś ostatnio mi nie po drodze z rowerem. Ciężko mi się zorganizować i wyjść jeździć. Dlatego sztywno umówione terminy mobilizują do odpowiednich działań na innych poziomach. Tak było i tym razem. Umówiliśmy się z Pawłem na przetarcie dawno nie odwiedzanej pętelki. Dzisiejsza jazda odbyła się w ramach przygotowań do sobotniego testu długodystansowego w większym gronie (taką mam przynajmniej nadzieję - bo ja jadę). Przed wyjazdem ustaliliśmy, że jedziemy spokojnie, równo bez żadnych spinek. No i w sumie tak było... przez pierwsze 10 kilometrów, które przejechaliśmy ciągle gadając. Drugą dychę przejechaliśmy narzekając jak źle się dzisiaj jedzie, pogoda nie taka, nogi ciężkie i wszystko jest beee... Jednak druga dycha przejechana była zaskakująco szybko pomimo tych narzekań. Trzecia prowadząca między innymi przez Loecknitz była odrobinę wolniejsza. Na czwartej i piątej dyszce odrobinę przyspieszyliśmy. Tutaj mała ciekawostka. Zarówno czwarta jak i piąta dycha przejechane zostały z dokładnie taką samą średnią 32 km/h. Różnica czasu pomiędzy tymi dwoma odcinkami to tylko 3 sekundy. Szósta dycha pomimo podjazdów pod Ladenthin, podjazdu na granicy oraz za Warnikiem i padającego deszczu poszła również z przyzwoitą średnią - 30,4 km/h . Ogólnie na całej trasie uzyskaliśmy drugi czas w historii naszych wspólnych wyjazdów i to bez jakiegoś wielkiego napinania się ;) Dzięki wspólnym wyjazdom jazda z Pawłem idzie mi coraz lepiej. Zaczynamy rozumieć się bez słów. Wiemy kiedy trzeba zrobić zmianę i jak jechać aby drugi odpoczął. Jest dobrze :)
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 57.92km
  • Czas 02:01
  • VAVG 28.72km/h
  • VMAX 47.10km/h
  • Temperatura 22.3°C
  • HRmax 161 ( 84%)
  • HRavg 132 ( 69%)
  • Kalorie 1070kcal
  • Podjazdy 278m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sucho, mokro, sucho, mokro...

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 13.07.2014 | Komentarze 1

Tytuł wystarczyłby w zupełności aby w całości opisać dzisiejszy trening. Wyszedłem ubrany "przeciwiatrowo", jednak po kilku kilometrach pomyślałem aby się zatrzymać i zdjąć koszulkę z widstopperem. W momencie gdy jechałem w pełnym słońcu grzałem się niemiłosiernie. Jednak w chwilach gdy wjeżdżałem w cień nie żałowałem, że właśnie taki ubiór ubrałem. Tak było do Plowen. Później sytuacja zmieniła diametralnie. W Plowen zaryzykowałem i pojechałem nieznaną mi drogą. Jak się okazało wszystkie drogi prowadzą do Blankensee. . Udało mi się dogonić chmury, które wisiały na północy. No i oczywiście zaczęło padać. Do Blankensee dojechałem mokry. Jednak w Buku sytuacja się znowu zmieniła. Momentami nawet wychodziło słońce, a wiatr osuszył mokre ciuchy. Zacząłem żałować, że nie pojechałem dalej. Jednak krótko trwał stan mojego "żałowania". Między Dołujami a Stobnem rozpadało się na dobre. Jadąc w deszczu do domu co chwila napotykałem rowerzystów chroniących się po wiatach przystankowych czy pod większymi drzewami. Do domu pozostawało 5 kilometrów. Nie było sensu czekać na to aż przestanie padać... Oczywiście dojechałem mokry.
 
No i oczywiście bym zapomniał o niemiłosiernym wietrze. Przydałoby się aby skończyło już wiać. W tym roku pogoda nas, rowerzystów nie rozpieszcza. 
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 87.56km
  • Czas 02:52
  • VAVG 30.54km/h
  • VMAX 55.50km/h
  • Temperatura 28.5°C
  • HRmax 180 ( 94%)
  • HRavg 171 ( 90%)
  • Kalorie 2437kcal
  • Podjazdy 463m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

III Świdwiński Maraton Rowerowy

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 05.07.2014 | Komentarze 6

To już trzeci maraton zorganizowany przez STR-Świdwin. Początek mieli dobry o czym pisałem rok temu. W tym roku również liczyliśmy na dobrą organizację imprezy. Na wyścig zapisaliśmy się razem z Krzyśkiem, razem również wpłaciliśmy wpisowe i wysłaliśmy prośbę do organizatora o start w jednej grupie. Zrobiliśmy to, mimo że w regulaminie wyścigu było napisane iż nie będzie "koncertu życzeń", jednak wyszliśmy z założenie, że warto spróbować - to nic nie kosztuje. Niestety organizator nie raczył odpowiedzieć na prośbę, a dwa dni przed wyścigiem na stronie zapisów obok nazwisk pojawiły się godziny startów. "Los" niestety nie był dla nas łaskawy. Krzysiek startował o 9:33 ja startowałem 6 minut za nim, a 9 minut przed Krzyśkiem startował Artur, który zrezygnował ze startu w Przyjezierzu w ramach ZLMTB (Coolbike Maraton) [tak na marginesie ustalenie dystansu na 38 km było lekkim nieporozumieniem - jechać do Przyjezierza ze Szczecina 100 km aby przejechać tak krótki dystans (nie było opcji na więcej) uważam za zły pomysł].
"Los" był za to bardziej łaskawy dla zawodników grup, którzy regularnie startują we wszystkich maratonach, startowali oni w większych grupach - mieli "szczęście" w losowaniu :) 
 
Jak zwykle ostatnio przy wyjazdach na maratony pobudka w sobotę o 5 rano. Kto normalny po całym tygodniu pracy wstaje tak wcześniej i jedzie się ostro zmęczyć podczas jazdy rowerem? ;) Dzień wcześniej standardowa procedura przygotowawcza. Przygotowanie roweru i pakowanie, z tym że tym razem nie zabierałem ciuchów do jazdy w deszczu. Prognozy były optymistyczne. Temperatura około 20-22 stopni, pochmurno. U Krzyśka melduję się o 6:30 i ruszamy w stronę Świdwina. 
 

Słitfocia z Krzyśkiem
 

Artur przygotowuje się do startu 

W Świdwinie jesteśmy przed ósmą, parkujemy na boisku i zaczynamy szukać biura zawodów. Ku naszemu zaskoczeniu w tym roku zarówno start jak i biuro zawodów zlokalizowano w Urzędzie Miasta... Nie zwróciliśmy na to uwagi, choć organizator w regulaminie zawodów o tym napisał. Tak na marginesie uważam tą zmianę na nie zbyt trafioną. Znowu do samochodu i jedziemy z powrotem do centrum. W biurze zawodów kolejka. Jednak wszystko idzie w miarę sprawnie. W biurze spotykamy Adama (który ponownie startuje na MEGA) i Artura. Odbieramy pakiety startowe, tym razem w skład pakietu wchodzi kubek okolicznościowy, kupon na obiad i numer startowy na rower... znowu nie ma numeru na plecy... Organizatorzy często odnoszą się do REGULAMIN PUCHARU POLSKI W SZOSOWYCH MARATONACH ROWEROWYCH. W punkcie III tego regulaminu w podpunkcie 3 jest zapis:
Każdy uczestnik zgłoszony do maratonu otrzyma przed startem dwa numery startowe, z czego jeden przypinany na kierownicy. Brak numeru, zasłonięcie uniemożliwiające jego odczytanie oraz samowolne zmniejszenie numerów startowych równoznaczne są z dyskwalifikacją uczestnika imprezy.
Zarówno w Niechorzu jak i w Świdwinie regulamin został... zignorowany przez organizatora. 
Artur startuje jako pierwszy o 9:24
  
Start Artura 9:24
 

Potem Krzysiek a 6 minut po nim ustawiam się ja. W grupie trafiam na znajomego z SnR. Rozmawiamy na końcu grupy gdy prowadzący daje sygnał do startu. No i stało się to czego chciałem uniknąć. Zostaję w drugiej części grupy. Czołówka dość szybko się oddala. Widząc to staram się odrobić dużą stratę. Niestety ok 8 osobowa czołówka jest znacznie silniejsza ode mnie i mi ucieka. Jeszcze przy na podjeździe przy wyjeździe ze Świdwina naciskam mocniej ale nie mam szans. Zostaję sam... pomiędzy czołówką, a zawodnikami jadącymi spokojnie. Mając nauczkę z poprzednich startów staram się jechać równo ale bez nadmiernego wysiłku aby móc doskoczyć do następnej grupy. Mijając kolejnych zawodników docieram do Rzepczyna, jadę po chodniku i mijam chłopaka na szosie męczącego się po bruku, jego też mijam i wskakuję na asfalt. Jadę dalej sam ale tylko przez chwilę widzę jak zbliża się chłopak, który męczył się na bruku. Pozwalam się dogonić licząc na współpracę. Z Mirkiem (nr 366) jedziemy razem przez kilka kilometrów. Na około 17 kilometrze wydaje mi się, że widzę znajomą sylwetkę w firmowej koszulce Fast. Nie wierzę, że to jest Krzysiek... przecież dopiero jedziemy 30 minut. Coś musiało się stać. Wtedy zza pleców słyszę... "lewa wolna". Już wiem, że zbliża się pociąg na który czekałem. Oczywiście wykorzystujemy okazję i wskakujemy do niego razem z Mirkiem. Dość szybko doganiamy Krzyśka. Jedziemy w około 8 osób. Krzyczę do Krzyśka aby wskakiwał. Co też czyni. Pytam co się stało? On niestety mówi, że złapał gumę i dopiero ruszył po wymianie. Dojeżdżamy dość szybko do miejscowości Słonowice gdzie jest ostry zakręt. Krzyśka zarzuca.... Prosi mnie abym sprawdził co z jego tylnym kołem. Sprawdzam i okazuje się, że powietrza jest za mało na tak szybką jazdę. Krzysiek decyduje, że nie może tak jechać. Na wszelki wypadek daję mu swoją drugą, zapasową dętkę i ruszam dalej za grupą. Jedziemy z dobrą prędkością ok. 38-40 km/h. Aż do miejsowości Gola Dolna gdzie jest przejazd kolejowy. Przed przejazdem delikatnie zwalniamy a grupa się rozprasza. Na przedzie jedzie chłopak w spodenkach z napisem Choszczno, a za nim Mirek. Ja jadę z boku jako trzeci reszta za mną. Pierwszy przejeżdża przez tory chłopak z Choszczna ale widzę, że coś się dzieje.... rzuca rowerem w różne strony ponieważ przednie koło jest zablokowane. Chłopak się wywraca a na niego wpada Mirek, który również zalicza glebę. Mi jak i reszcie udaje się przejechać bokiem. Ktoś z grupy krzyczy stop. Jeden chłopak nie reaguje i jedzie dalej dwóch odjeżdża kawałek i się zatrzymuje a ja staję najbliżej poszkodowanych. Widzę, że się podnoszą... więc obracam się w stronę chłopaków przede mną i widzę.... że już ruszyli i nie mam szans ich dogonić w pojedynkę... No i znowu zostaję sam. Jest coraz cieplej. Po godzinie jazdy mam przejechane 33 km. Myślę sobie - jest nie źle chociaż ciągle jadę sam.  Mijam kolejnych zawodników. Jednak nikt nie ma ochoty na współpracę. Czasem ktoś uczepi się do koła ale tak jest tylko do kolejnego wzniesienia... zazwyczaj tam kończy się jazda na moim kole. Za Osowem znowu mam przez chwilę szczęście. Dogania mnie mocna grupa która wystartowała 6 minut po mnie. Łapię koło i lecę z nimi. Niestety tylko przez 3 kilometry. Za Rusinowem ostry podjazd na który wybrałem złe przełożenie i znowu... zostaję sam. 
Za Berkanowem zmiana kierunku jazdy. Niestety wraz ze zmianą kierunku jazdy zmienia się też kierunek wiatru. Do tej pory miałem boczny i tylny wiatr a teraz samotnie jadę pod wiatr. Drastycznie spada prędkość jazdy. Szóstą i siódmą dziesiątkę pokonuję w 22 minuty co daje średnią jedynie 27 km/h.  Ogólna dość dobra (jak na samotną jazdę) średnia dramatycznie spada. W Lekowie miła niespodzianka. Punkt żywieniowy, na którym dostaję wodę i to w butelce. Do tego osoba podająca pyta się czy chcę odkręconą czy zakręconą!!! Duży plus za to! Mimo to mijam kolejnych zawodników. Na 66 kilometrze za miejscowością Bystrzyna oznaczenie na drodze - 46 km prosto, MEGA, GIGA 86 w lewo. Zakręcam ale pamiętam, że w ubiegłym roku gdy maraton miał 76 km jechało się prosto. Cały czas jadę sam... Przed Rogalinem w moim kierunku jedzie dziewczyna z numerem... zastanawiam co się stało? Okazało się, że jadąc sama zwątpiła czy jedzie dobrze i zawraca. Krzyczę, że to dobra droga i jadę dalej. Za Niemierzynem wjeżdżam na drogę, na którą bym wjechał wybierając na 66 kilometrze oznaczenie "46 km prosto". W ten sposób skróciłbym trasę o 16 kilometrów! Jadę dalej i mijam zawodników... których już raz mijałem!!! Okazuje się, że część startujących nie wiem czy z przyzwyczajenia czy z premedytacją wybrała sobie drogę na skróty!!! 
Wjeżdżam zmęczony do Świdwina.... i mylę drogę... Zresztą nie tylko ja, widzę zawodników, którzy jadą z różnych kierunków ;) Pytam się miejscowego chłopaka - którędy na stadion?  On wskazuje mi drogę. Docieram na metę gdzie czeka na mnie.. Krzysiek!!! 
Opowiada mi co się stało. Guma, kłopoty z kołem i powrót po przejechaniu 30 kilometrów. 
Od razu podchodzę do organizatora na mecie i mówię:
JA: Na trasie dwa razy mijałem tych samych zawodników! Część ludzi wybrała drogę na skróty!
ON: Nie mogę każdego pilnować i za każdym jechać... nie mam jak sprawdzić.
JA: Ale przecież to nie jest sprawiedliwe!
ON: Życie nie jest sprawiedliwe.
... no i wtedy szczęka mi opadła.... To po co się ścigać...? 
 
Wracamy do auta i naradzamy się co robimy... Okazuje się, że Artur znowu jest trzeci z czasem 2:58. To tylko 6 minut gorzej ode mnie ale on przecież jechał na góralu - to prawdziwy KOZAK!  Decydujemy się na oddanie kartek obiadowych Arturowi i wracamy do Szczecina. Było gorąco jesteśmy wkurzeni więc trzeba się nawodnić i zrelaksować! Co najlepiej nawadnia i relaksuje...? ;)
Artur po obiedzie, który był dwudaniowy (pomidorowa, schabowy, ziemniaki, surówka - na drugie danie czekał 40 minut bo... zabrakło) również nie czeka na dekoracje i wraca do domu. 
Spotykamy się ponownie o 18. Oglądając piłkarzy, siatkarzy i znowu piłkarzy relaksujemy się i nawadniamy do 1:30 :) To był najfajniejszy punkt tego dnia. 
 

Uzupełniamy cukier i płyny
  
Celowo nie podaję miejsca, które zająłem. Jaki sens ma podawanie miejsca jak część ze startujących na 86 kilometrów przejechała 76 kilometrów :)

Zdjęcie ze strony Ultimasport.pl, która prowadziła pomiar czasu.
 


Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 78.06km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:02
  • VAVG 25.73km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 19.3°C
  • HRmax 165 ( 86%)
  • HRavg 125 ( 65%)
  • Kalorie 1269kcal
  • Podjazdy 231m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Piotra i Pawła

Środa, 2 lipca 2014 · dodano: 02.07.2014 | Komentarze 0

Na jazdę Meridą zdecydowałem się po raz pierwszy po wywrotce w czasie objazdu Miedwia z Krzyśkiem, Diabłem i Piotrem. Byłem przekonany, że straty zamkną się "jedynie" na wymianie manetki blokady amortyzatora, która kosztowała mnie 150 zł dzięki uprzejmości chłopaków z Coolbike. Niestety jak się okazało, hak przerzutki również jest skrzywiony. Czeka mnie zakup nowego lub prostowanie w MadBike. Tylna przerzutka również dostała. Mam nadzieje, że będzie działała poprawnie. Rany powoli się już goją ale portfel znowu lżejszy... Znam lepsze sposoby na zagospodarowanie takiej kasy...
  
Po starcie z domu Paweł zauważył, że tylna przerzutka uderza o szprychy... Z początku myślałem, że to problem z czujnikiem prędkości i kadencji, który jak się okazało również nie działa. Na razie jeszcze nie wiem gdzie jest problem, ale jeśli czujnik kadencji padł to się wkurzę... Zatrzymaliśmy się i Pawłem troszkę naciągnął przerzutkę prostując lekko hak. Pojechaliśmy dalej. Na Wojska Polskiego zgarnęliśmy Piotra i ruszyliśmy w las. Lasem dojechaliśmy troszkę za Głębokie. Potem Tanowo, pokazaliśmy Pawłowi drogę pożarową w lesie za Gunicami. Potem 115-tką do Dobieszczyna, ścieżka do Grunhof, Blankensee i Dobra. Za Grunhof zaczeliśmy przeczuwać, że nie uda się nam uniknąć deszczu. Otwarte pytanie było tylko kiedy się to stanie. W Dobrej pożegnaliśmy Piotra i rozpoczęliśmy wyścig z czasem. Właściwie Paweł zaczął, ja się tylko do niego dołączyłem. Mimo wcześniejszych obaw deszcz złapał nas Będargowie. Ostatnie 2,5 km przejechaliśmy w deszczu. 
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 61.30km
  • Czas 01:57
  • VAVG 31.44km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 17.4°C
  • HRmax 159 ( 83%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 1091kcal
  • Podjazdy 262m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znowu ktoś otworzył okno

Środa, 25 czerwca 2014 · dodano: 25.06.2014 | Komentarze 1

Jeden dzień było cicho i komu to przeszkadzało? Znowu ktoś otworzył okno i zrobił się przeciąg. Na szczęście dzisiaj miałem Pawła. To znaczy nie dosłownie miałem Pawła ale z nim jechałem. Chłopak był dzielny na schwał! Przez pierwsze 30 kilometrów nie dał się wyprzedzić. To znaczy może i by się dał wyprzedzić ale ja za bardzo nie chciałem dzisiaj siłować się z wiatrem. Paweł był bardzo wypoczęty więc świetnie sobie radził. Dopiero w Bock dałem mu zmianę na 10 kilometrów... a może troszkę mniej ;) W każdym bądź razie odpoczął sobie chłopak i od Blankensee znowu dawał radę :) Dopiero w Lubieszynie znowu pozwoliłem mu troszkę odpocząć i zabrałem go na koło. Później dopiero przed Stobnem zrobił zmianę i jechał już do końca. Jak na takie kiepskie warunki udało nam się pojechać w miarę przyzwoicie. Paweł tak się rozochocił, że po przyjeździe do domu stwierdził, że jesteśmy w stanie poprawić czas naszej standardowej pętli, który zrobiliśmy z Krzyśkiem, Arturem i Zbyszkiem. Troszkę sceptycznie do tego podchodzę, ale może kiedyś w lepszych warunkach spróbujemy :)
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 62.08km
  • Czas 01:59
  • VAVG 31.30km/h
  • VMAX 48.70km/h
  • Temperatura 17.6°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 141 ( 74%)
  • Kalorie 1273kcal
  • Podjazdy 245m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kto zamknął okno?

Wtorek, 24 czerwca 2014 · dodano: 24.06.2014 | Komentarze 0

Wreszcie komuś udało się zamknąć okno i przeciąg się skończył. Może nie całkowicie ale już jest dobrze. Co prawda maraton w Niechorzu pokazał, że da się jeździć w wietrze ale samemu to nie to samo. To co wyprawiał wiatr przez ostatnie kilka dni to było nie wiarygodne! 
Po dwóch dniach przerwy wreszcie udało mi się coś tam pojeździć. Te "coś tam" to moja stała szosowa pętelka tym razem odrobinę zmieniona na potrzeby pewnej potrzeby ;) Miałem okazję przejechać się zamkniętym dla ruchu przejściem Blankensee - Buk, które jak jak chyba gdzieś czytałem zostało już otwarte, a może nie.....? Nie ciekawa jest również droga Mierzyn - Stobno. Trzeba uważać aby nie wpaść w jedną z wielu ddziur na tym odcinku.
 
Bym zapomniał - nie chciało mi się dzisiaj sprawdzać ale chyba przejazd kolejowy w Grambow jest zamknięty tymczasowo. Na skrzyżowaniu w Grambow, na drodze prowadzącej do przejazdu stoi znak D-4a - droga bez przejazdu. To nie tak, że znam symbole znaków drogowych :) Tak sobie sprawdziłem na potrzeby dzisiejszego grafomaństwa :)
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 76.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 34.03km/h
  • VMAX 52.90km/h
  • Temperatura 16.7°C
  • HRmax 175 ( 92%)
  • HRavg 163 ( 85%)
  • Kalorie 1696kcal
  • Podjazdy 248m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Maraton Niechorze -"znój", zupa i kamieni kupa...

Sobota, 21 czerwca 2014 · dodano: 21.06.2014 | Komentarze 5

Z przykrością muszą stwierdzić, że to był najgorzej zorganizowany maraton w którym startowałem. Od początku do końca wszystko było na "nie" i to nie dla tego, że ja miałem słaby dzień, bo mój dzień był dobry ale organizatorzy mieli bardzo słaby dzień. Lubię bardzo maratony z tego cyklu ale do Niechorza już więcej raczej nie pojadę. Postaram się uzasadnić dlaczego. 
Zacznę od początku - wpisowe. Nie jest ono najniższe i jest takie samo bez względu na czas wpłaty i wynosi 70,00 zł (kobiety 50,00 i ponad 70 lat również 50,00) w dniu zawodów 100,00!!! . Co otrzymujemy za swoje pieniądze? Odrobinę grochówki na dnie talerza oraz .... pomiar czasu przez ultimasport.pl, ...i to wszystko.
 

Pakiet startowy na maratonie w Niechorzu. Numer (zamiast znój), zupa i kamieni kupa. Zupa była podobno wielkości kuponu ;)

Nawet głupiego numeru na plecy nie otrzymaliśmy nie mówiąc o sms powiadamiającym o wynikach. Żenada? Dlaczego? Ponieważ po zakończeniu zawodów za każdym razem uczestnik otrzymywał sms ze swoim oficjalnym wynikiem oraz z zajętym miejscem i to bez względu na to czy startowało w maratonie 200 czy 1200 osób. Chyba po raz pierwszy nie dostałem wyników. Być może to wynika z oszczędności organizatora. Z tego co się dowiedziałem ultimasport za obsługę imprezy dostaje około 1000-1500 zł. Jest to mniej więcej wpisowe 15 zawodników, którzy wpisali się w dniu imprezy. Z tego co widzę organizator otrzymał wpłatę od około 300 osób. Jest to kwota ca 21.000 zł no i co za to otrzymaliśmy? Grochówkę na dnie plastikowego talerza (ja i Krzysiek nie skorzystaliśmy), osoby które jechały na 152 dostały banana (całego - o tym później), drożdżówkę i wodę, a także "profesjonalne" zabezpieczenie i przygotowanie trasy w postaci pasków na znakach i znaków na asfalcie (czasem...). Nie mówię już o kasie od sponsorów (np. enea), zastanowiłbym się zanim "zainwestowałbym" kasę w taką imprezę... 
 
Na starcie jesteśmy o 8:45, organizatorzy zgodzili się abyśmy przyjechali przed 9:00 (start o 10:45). Dziękujemy! Podczas rejestracji pierwsze zaskoczenie. Otrzymujemy jedynie numer z czujnikiem oraz ...kartkę z trasą i talon na zupę! Po pytaniu - a numer na plecy? - odpowiedź brzmi - NIE MA! :) Nie ma głupiej zalaminowanej kartki z numerem i agrafek! Za zebrane 21 tys nie można było wydrukować kartek??? Po rejestracji mamy tyle czasu, że ruszamy w miasto. Plusem sobotniego wyjazdu były pączki, które kupiliśmy podczas spaceru - pychotka ;) Wracamy do auta i przebieramy, choć ze względu na prognozy nie jest to łatwe. Krzysiek wybiera strój letni + ochraniacze ja natomiast jesienny + ochraniacze, Artur natomiast jesienny bez ochraniaczy (bo nie ma ;)). Ruszamy na rozgrzewkę. Lecimy do Pogorzelicy i wracamy ścieżką. Jesteśmy na starcie Artura... ale nie ma Artura. Kilkakrotnie go wywołują ale go dalej nie ma. Spotykamy za to Jewtiego z którym ucinamy sobie bardzo miłą pogawędkę. Lechu namawia nas na 750 km... jednak to chyba ponad nasze siły :) W ostatniej chwili Artur się zjawia i startuje. Po chwili my ustawiamy się na starcie. Ruszamy 15 min po Arturze.
Już na początku wiadomo co będzie się działo. Grupa dzieli się na pół, jesteśmy w pierwszej piątce. Po jakimś czasie nasza piątka również się dzieli. Na 3 i 2, jesteśmy w trójce z tyłu. Po następnych metrach znowu sytuacja się zmienia. Lider łapie się na "dostawczaka", my doganiamy wicelidera. Jesteśmy w czwórkę. Trochę jedziemy i nawet staramy się wspólnie pracować przez jakiś czas. "Jakiś czas" oznacza czas podjazdów. Już na początku wiem, że nie podjadę w takim tempie. Proponuję aby Krzysiek jechał z nimi i mnie zostawił, jednak on zostaje ze mną. Jesteśmy sami i chyba jest ok. Ten kto ma siłę jedzie z przodu i dyktuje prędkość drugi odpoczywa i tak na zmianę do Gryfic.Po pierwszych 35 km mamy czas 1:04 co daje średnią 32,8 km/h. Nie jest źle! Niestety po zmianie kierunku wiatr z bocznego zmienia się w przeciwny... Natychmiast zwalniamy. Postanawiam, że zmiany będą bardzo krótkie. Tak jedziemy ok 3 km. Wtedy dogania nas grupa ok 15 rowerów, która wystartowała 5 min po nas (jak się później okazało orgi puściły dwie, ostatnie grupy razem). Nie było innego wyjścia jak złapać koło. Bez problemu nam się to udało. Po przejechaniu połowy dystansu przyszedł czas wytchnienia. Jazda w takiej grupie to bajka! Średnia prędkość rzadko spadała poniżej 35 km/h! Piątą, szóstą i siódmą dziesiątkę przejechaliśmy ze średnią 37 km/h! Do samej mety nie odpuściliśmy koła. Grupa była mocna i jeszcze na końcu dała popis w samym Niechorzu. Bez jakiegokolwiek zabezpieczenia koniec trasy wyścigu w Niechorzu był karkołomnymi manewrami. Lawirowanie wśród zdezorientowanych kierowców, którym rowery wyjeżdżają z każdej strony było ogromnym ryzykiem. Wraz z Krzyśkiem nie podjeliśmy tego ryzyka i "spokojnie" dojechaliśmy do mety uzyskując taki sam czas 2 godziny i 14 minut. Dzięki temu uzyskaliśmy w kategorii MINI OPEN 34 i 35 miejsce, a w MINI M4 10/11 miejsce. W ubiegłym roku na krótszym o ok 3 kilometry dystansie miałem czas o 3 min gorszy oraz 77 miejsce w OPEN. Z wyniku sportowego jestem ogromnie zadowolony. Organizacyjnie jestem bardzo zawiedziony i odradzam każdemu starty w Niechorzu! 
Na koniec jeszcze historia z "bananem". Wjeżdża jeden z zawodników startujący na 152 km po pierwszej pętli na PŻ i zaraz po przyjeździe otrzymuje pytanie: całego banana czy pół? Nie ma chyba co tego komentować. 
 
Teraz wisienka na torcie. Artur, z którym wreszcie udało nam się wygrać zajął miejsce 3 na podium!!! On jedyny z nas dostał medal (taki sam jak dostawał każdy w Świnoujściu)! Opowiadał, że podczas zakończenia imprezy o mało co nie doszło do jakiś bijatyk. Organizatorzy zdyskwalifikowali mnóstwo osób, które są podobno konkurencją (może oni wezmą się za organizację wyścigu?).
Arturowi gratuluję kolejnego podium.
Krzyśkowi dziękuję za wszystko! Za transport, za pomoc na wyścigu, za obiad!!! DZIĘKUJĘ!!!!
    


 

 

 

 

 

  

PS. Po raz kolejny odkręcił się czujnik od szprychy i "zabrało mi ok 3 km...
 
UPDATE:
Niestety zmieniło się nasze miejsce w OPEN. Spadliśmy o jedno oczko i zamiast 34 i 35 pozycji mamy 35 i 36 pozycję. Również w kategorii jesteśmy jedno miejsce niżej.