Info
Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.Więcej o mnie.
2016
2015
2014
2013
2012
Moje rowery i nie tylko
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Kwiecień2 - 0
- 2016, Marzec21 - 33
- 2016, Luty10 - 8
- 2016, Styczeń11 - 9
- 2015, Grudzień16 - 33
- 2015, Listopad5 - 6
- 2015, Październik22 - 66
- 2015, Wrzesień24 - 36
- 2015, Sierpień23 - 48
- 2015, Lipiec14 - 45
- 2015, Czerwiec19 - 52
- 2015, Maj24 - 74
- 2015, Kwiecień19 - 96
- 2015, Marzec19 - 61
- 2015, Luty16 - 46
- 2015, Styczeń12 - 56
- 2014, Grudzień6 - 17
- 2014, Listopad7 - 19
- 2014, Październik6 - 28
- 2014, Wrzesień10 - 32
- 2014, Sierpień15 - 44
- 2014, Lipiec13 - 32
- 2014, Czerwiec15 - 27
- 2014, Maj20 - 42
- 2014, Kwiecień16 - 18
- 2014, Marzec18 - 23
- 2014, Luty13 - 13
- 2014, Styczeń14 - 15
- 2013, Październik4 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 4
- 2013, Sierpień5 - 1
- 2013, Lipiec13 - 19
- 2013, Czerwiec18 - 30
- 2013, Maj12 - 22
- 2013, Kwiecień13 - 18
- 2013, Marzec6 - 17
- 2013, Luty6 - 1
- 2013, Styczeń2 - 2
- 2012, Październik3 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 7
- 2012, Sierpień10 - 6
- 2012, Lipiec15 - 2
- 2012, Czerwiec7 - 0
- 2012, Maj8 - 0
- 2012, Kwiecień11 - 4
- 2012, Marzec12 - 3
Wpisy archiwalne w kategorii
50 - 100 km
Dystans całkowity: | 13358.76 km (w terenie 761.50 km; 5.70%) |
Czas w ruchu: | 528:19 |
Średnia prędkość: | 25.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.40 km/h |
Suma podjazdów: | 82932 m |
Maks. tętno maksymalne: | 181 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 188 (93 %) |
Suma kalorii: | 293591 kcal |
Liczba aktywności: | 207 |
Średnio na aktywność: | 64.54 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
- Dystans 79.63km
- Teren 10.00km
- Czas 03:26
- VAVG 23.19km/h
- VMAX 41.10km/h
- Temperatura 15.9°C
- HRmax 159 ( 83%)
- HRavg 127 ( 66%)
- Kalorie 1676kcal
- Podjazdy 401m
- Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Niemców po pracy
Poniedziałek, 21 września 2015 · dodano: 21.09.2015 | Komentarze 0
Niedziela totalnie została przeze mnie odpuszczona. Za każdym razem gdy uznawałem, że można już wyjść bo rozpogodziło się po deszczu ponownie zaczynało padać. Popatrzyłem sobie na poniedziałkową prognozę pogody i wyglądało to już bardziej optymistycznie. Deszczu dużo mniej (tylko popołudniu) i wiatru jakby mniej, a to zawsze cieszy.Nie za bardzo rano chciało mi się wstawać i jechać. Do wyjazdu rowerem przekonały mnie jednak komunikaty o coraz bardziej korkującym się moście. Mimo, że powinienem jechać autem i zawieźć ręcznik i nowe ciuchy, na przebranie postanowiłem zataszczyć wszystko w dużym plecaku. Objuczony jak wielbłąd zahaczając o Kanał Parnicki dotarłem do pracy. Dzień minął dość szybko, a pod koniec dnia padła ze strony Krzyśka propozycja wyjazdu... na Głębokie. Co on widzi w tym Głębokim, a może to "urok" Miodowej wabi go w te okolice. Mnie jednak to nie pociąga i zaproponowałem jako alternatywę wyjazd... do Niemiec :) Po pierwsze zobaczyć czy uchodźcy stoją już na naszej granicy, czy granica jak głosi plotka jest mocniej pilnowana, a przy okazji byśmy odebrali nową muzę z Locknitz. Po pół godzinie wahania wreszcie się zgodził. Przejazd przez miasto w szczycie nie należał do przyjemnych. Nawet mieliśmy małe starcie z osobnikiem z "es" klasy. Zajechał mi drogę, a gdy zwróciłem mu uwagę, że mógłby bardziej uważać i nie gadać przez komórkę w czasie jazdy zaczęła się pyskówka. Na szczęście na tym tylko się skończyło. Na odchodne zostałem nazwany "pedałem" ;) Chyba wydawało mu się to zabawne ;)
Reszta drogi do granicy w sporym tłoku. Luksus zaczął się zaraz po jej przekroczeniu. Jazda po pustych i czystych mimo spadających liści i gałęzi DDRkach to czysta przyjemność Po załatwieniu spraw w Locknitz zafundowałem mojemu przyjacielowi drobne atrakcje. Pierwsza z nich to objazd Locknitzer See. Krzysztof po drodze stwierdził, że na takie nierówności się nie pisał ale dziękował samemu sobie, że przed wyjazdem zmienił koła na bardziej terenowe ;) Potem najkrótszą drogą pojechaliśmy do Lebhen. Tam czekała na nas druga część niespodzianki . Jazda lasem i brukiem do Schwanenz. Tutaj też zostałem upomniany za wybór tak "fatalnej" trasy. Jednak wg mojej opinii czym gorzej tym lepiej... będzie później ;)
Odprowadziłem, a w zasadzie odwiozłem (?) Krzyśka jeszcze do Ronda Uniwersyteckiego gdzie zafundowałem w końcu lekkie płukanie Giantowi z okazji przejechania 5 000 km na góralach :) Do kwietnia Meridka, a od kwietnia służył mi dzielnie Giant.
PS. Lubię jeździć z Krzyśkiem ;)
W towarzystwie ciemnych chmur...
Kategoria 50 - 100 km, z Krzyśkiem
- Dystans 68.43km
- Czas 02:44
- VAVG 25.04km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 19.8°C
- HRmax 160 ( 84%)
- HRavg 132 ( 69%)
- Kalorie 1613kcal
- Podjazdy 363m
- Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
- Aktywność Jazda na rowerze
Wjechałem komuś do obory...
Niedziela, 30 sierpnia 2015 · dodano: 30.08.2015 | Komentarze 4
Tak to się kończy gdy trasę wyznaczasz na szybko bez "mapy" :) Tym razem znowu Paweł rzucił propozycje - jedziemy "gdzieś" po obiedzie. Okazało się, że po obiedzie był jeszcze letni deszcz, który ładnie przeczekaliśmy. W międzyczasie rzuciłem się do Garmin Connect aby wyznaczyć to "gdzieś". Po pierwsze zaciekawiła mnie "droga" którą nigdy jeszcze nie jechałem, a zaczyna się w miejscowości od której prawie zawsze zaczynam moje wycieczki. Właśnie nie zbadana "droga" z Ladenthin do... Hohenholz tak mnie skusiła. Nazwanie tego czegoś drogą jest odrobinę na wyrost, co zresztą będzie można zobaczyć wkrótce na filmie. Najpierw bruk przy którym belgijska kostka jest autostradą. Później bruk się kończy i zaczyna się las. Las jak to las... pokrzywy i inne kłujące chwasty to podstawa. Podłoże już lepsze bo jazda po ubitym piachu okazała się zbawienna dla wytrzęsionej pupy ;) W Hohenholz kolejny "skrót", zjechałem z wyznaczonej wcześniej trasy i trafiłem na skrót, który wydłużył nam drogę do Krackow. Za to jazda po równych płytach i hopkach wynagrodziła nam troszkę tą niedogodność... Później trasa asfaltem do drugiego mojego celu tego dnia. Od pewnego czasu kusił mnie kolejny "skrót" który jest za miejscowością Grunberg albo przed nią jeśli się jedzie ze Schmolln. Obiecałem sobie, że sprawdzę tą "drogę". Paweł dodał mi odwagi więc ruszyliśmy na kolejny podbój. Zaczyna się niewinnie. Podjazd piaskiem przez las. Całkiem spoko... do czasu gdy GPS pokazuje, że mam jechać prosto, a przed oczami widzę... zarośla. To skandal przecież na mapie była "droga". Cóż było robić... jedziemy w chaszcze. Brniemy po trawie wśród niskich krzaków co chwila obrywając gałęziami po kaskach i okularach. Na szczęście po jakimś czasie wyjeżdżamy na bruk... Można powiedzieć z deszczu pod rynnę. Jednak twardo trzymamy się trasy i ponownie zjeżdżamy na piach... tym razem jest lepiej. Ziemia w połączeniu z rozsypanym w dziurach tłuczniem jest zdecydowanie lepsza od klujących krzaczorów. Za Hammelstall kultura! Jedziemy asfaltem... ale ktoś go przed zimą chce chyba stuningować i posypał go drobnymi kamyczkami. Szosa tędy by się chyba nie przebiła.... albo by się właśnie przebiła i to nie jeden raz. Na szczęście po chwili dojeżdżamy do kolejnego celu. Brussow to miasteczko do którego prowadzą te arcyciekawe skróty... Chwila wytchnienia czyli idealna asfaltowa ddrka pomiędzy Brussow, a Wollschow i jesteśmy już w sąsiednim Menkin. Tutaj znowu małe odbicie. Celem jest tym razem znalezienie "przeprawy" przez upierdliwy strumyk Randow. Ten strumyczek jak się okazuje jest największą przeszkodą w podróżowaniu rowerem ze wchodu na zachód i odwrotnie. Randow wpada do większego strumyka Ucker w Eggesin, a zaczyna się.... w okolicach Passow. Tak na serio to nie wiem skąd dokąd płynie to coś ale wiem, że jest upierdliwe na tyle, że przeprawy przez to coś są miejscami bardzo rzadkie. W okolicach po których jeżdżę mostek nad strumykiem jest kilka km na zachód od Krackow, a później nie zbadana przeprawa pomiędzy Mankin i Retzin. Następna przeprawa jest niestety dopiero w Locknitz. Postanowiłem sprawdzić drugą opcję. Wjeżdżam do Mankin, które zawsze omijałem. Dość duża i jak zwykle czyściutka wioska. W centrum przy kościele tym razem nieczynna, bardzo fajnie wyglądająca gospoda - następnym razem. Za Mankin wjeżdżamy w las. Droga rewelacja. Jedziemy po ubitej ziemi szeroką leśną aleją do momentu gdy dojeżdżamy do miejsca gdzie powinna znajdować się nasza przeprawa. Jak się okazuje jest to zwykła śluza, jakich sporo spotyka się u sąsiadów. Niestety aby do niej dotrzeć trzeba przejechać przez.... pole. Decydujemy się je jednak objechać w poszukiwaniu bardziej "kulturalnej" drogi. Zamiast "kultury" trafiamy na świeży rów z wodą i jakimś kablem w środku. Chwilę butujemy i w końcu wjeżdżamy na pole. Pole świeżo skoszone więc po krótkiej chwili nasze napędy przypominają marzannę, którą topi się na przyjście wiosny. Jednak nie mamy za dużego wyboru, albo pole albo powrót ładnych kilka kilometrów do Mankin, potem do Locknitz... GPS pokazuje, że do celu, czyli do domu pozostało jedynie 20 km wg wyznaczonej trasy. Lecimy po polu w stronę śluzy. Za śluzą już totalny luz. Luz w tym wypadku oznacza piasek, kamienie i takie tam :)Jedziemy, jedziemy w kierunku Retzin aż tu nagle wjeżdżamy do.... obory. W zasadzie do kompleksu obór. Jest ich sporo... żadnych ludzi tylko MY i ONE ;) Atmosfera jest delikatnie mówiąc "gęsta" więc czym prędzej po śladzie ewakuujemy się z tej miejscówki. Na szczęście teren jest nie do końca zabezpieczony i bez problemu wyjeżdżamy koło zakazu wjazdu przy otwartym szlabanie.
Potem już totalny lajt czyli hopki między Ratzin i Grambow, a na deser segment między Grambow i Schwennenz. Robimy go z Pawłem w iście wyścigowym tempie. Ósme miejsce ze stratą 3 sekund do Grześka i to na Giancie to jest coś o czym będę opowiadał... mojej wnuczce ;)
No to wystarczy tego grafomaństwa ;P Wycieczka git, fragmenty zacne :) Blisko domu... i tak zupełnie w nieznane :)
Zapraszam na film ;)
Poniżej coś na zachętę ;)
Co słychać dziewczyny? ;)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 84.50km
- Czas 02:39
- VAVG 31.89km/h
- VMAX 58.90km/h
- Temperatura 15.8°C
- HRmax 159 ( 83%)
- HRavg 131 ( 68%)
- Kalorie 1400kcal
- Podjazdy 449m
- Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Schmolln
Piątek, 28 sierpnia 2015 · dodano: 30.08.2015 | Komentarze 6
Tym razem to Pawła zasługa, że pojechaliśmy na te popołudniowe kółeczko. Zresztą to Paweł rzucił zarys piątkowej trasy, a ja przerobiłem go tak aby jechało się dobrze. No i jechało się dobrze gdyby nie jedno małe "ale". W czwartek i piątek przygotowywałem rower do weekendowych wycieczek. Umyłem go dokładnie, wyczyściłem napęd, zabezpieczyłem nabłyszczaczem i wymieniłem w końcu łańcuch na nowy. No i tutaj mały "zonk" bo nowy łańcuch nie za bardzo chce współpracować ze "starą" kasetą. Na poprzednim łańcuchu i kasecie przejechałem odrobinę ponad 5000 km. Choć nie jeżdżę w trudnych warunkach i dbam o napęd to i tak pomyślałem, że aby wydłużyć żywotność oryginalnej kasety, która jest piekielnie droga wymienię łańcuch, który też nie jest najtańszy...Po dokładnym wyczyszczeniu kasety i wymianie łańcucha okazało się, że straciłem "jedenastkę" w kasecie. Kompletnie nie da się jechać przełożeniu wykorzystującym najmniejszą koronkę. Zdarzyło się również, że łańcuch przeskoczył przy mocniejszym "dępnięciu" na dwunastu zębach. Zastanawiam się czy jeszcze dać mu szansę aby się "ułożył" czy może wrócić do starego łańcucha i jeździć aż do zajechania?
Co jest nie tak?
Jak nowy...
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 51.70km
- Teren 15.00km
- Czas 02:23
- VAVG 21.69km/h
- VMAX 39.10km/h
- Temperatura 19.2°C
- HRmax 161 ( 84%)
- HRavg 126 ( 66%)
- Kalorie 1105kcal
- Podjazdy 346m
- Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
- Aktywność Jazda na rowerze
Police
Wtorek, 25 sierpnia 2015 · dodano: 25.08.2015 | Komentarze 6
Nie wiem jak to napisać? Powinno być: szkoda, że państwo tego nie widzieli ;) Czego to "państwo" nie zobaczyli? Oczywiście mnie w lesie ;)Jeszcze w pracy dostałem sms z propozycją wyjazdu, a że wiatr był spory Paweł zaproponował... las. Raczej nie jest to moja bajka. Nie mam techniki i nie potrafię jeździć kompletnie w terenie. Rower nauczył mnie podchodzić z pokorą do każdej przeszkody, nawet najmniejszego krawężnika (leżałem nie raz), zakrętu (również zaliczyłem glebę) czy torów (tu też padolino). Lecz gdzie tym miejskim przeszkodom do leśnych wyzwań! Zjazdy i podjazdy po piachu czy korzeniach to normalka. W dodatku podjazdy jakich nie uświadczysz w mieście... Więc nie za bardzo w moim przypadku ciągnie wilka do lasu ;) Jednak dzisiaj postanowiłem stawić czoła wyzwaniu rzuconemu przez Pawła. Zaczęło się od dojazdu na Arkonkę. Tym razem ja pokazałem "Jurkowi" bezpieczną drogę bez aut. Był zaskoczony i zadowolony. Lecz gdy tylko wjechaliśmy do lasu pokazał pazurki i swoją dobrą technikę. Na początkowym odcinku od ulicy do kąpieliska zniknął mi z oczu ;) Na szczęście się w porę opamiętał i oprócz jednego razu całą drogę był grzeczny.
Z Arkonki lasem na Głębokie i na początek podjazd "Miodowa lasem" - nie wiem dlaczego po raz kolejny Garmin nie zaliczył mi tego segmentu... nie wiem gdzie robię błąd? Później przecięliśmy Miodową i zaczynamy... kolejny podjazd. Bardziej płaski ale za to dłuższy i po piachu. Było zacnie. Jak się później okazało cały podjazd od leśniczówki do szczytu ma ponad 100 metrów. Myślę, że to fajna miejscówka na ćwiczenia. Później dalej lasem wąskimi singlami na krawędziach jarów. Troszkę po piachu w lesie aż dojeżdżamy do potoku Grzybnica. Tutaj zatrzymuję się i schodzę z roweru. Rezygnuję na widok ostrego zjazdu po korzeniach. Paweł nie pęka i zjeżdża, ja schodzę. Po drugiej stronie jeszcze bardziej stromy podjazd. Chciałem zrezygnować jednak Paweł przekonuje mnie abym spróbował. Zaczynam od 1/1 ale ucieka mi tylne koło, zmieniam na 1/3 dociążam tył... i wjeżdżam ;) Na górze czekają oklaski od Pawła. 100 kg wdrapało się na górę. Później już fajna trasa hopkami po lesie. Bardzo szybkie zjazdy staram się jechać na granicy "mojego" ryzyka. Kilka razy udaje mi się wyjść z opresji mniejszych czy większych dzięki radą Bartka dotyczących pozycji.
Robi się coraz ciemniej. W ciemnych okularach i gęstym lesie widać coraz mniej... Decydujemy się na powrót drogą zamiast lasem. Gdy wjeżdżamy do Polic zaczyna kropić. Gdy wyjeżdżamy nad głowami rozpętuje się ulewa! Deszcz towarzyszy nam do samego Pilichowa. Jesteśmy totalnie przemoczeni. Jednak nie ma co narzekać bo bywało gorzej.
Od Pilichowa wracamy już bardzo spokojnie do Warzymic.
Koniecznie muszę jeszcze raz przejechać tą trasę ale tym razem wrócę już lasem ;)
Komu przeszkadzało takie ładne słoneczko? :)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 58.90km
- Czas 01:55
- VAVG 30.73km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 22.7°C
- HRmax 159 ( 83%)
- HRavg 131 ( 68%)
- Kalorie 1162kcal
- Podjazdy 358m
- Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Warnikowo
Wtorek, 18 sierpnia 2015 · dodano: 18.08.2015 | Komentarze 1
Co zrobić gdy nie wiesz na ile cię stać? Nie wiesz ile będziesz miał siłę i chęci przejechać bez męczarni?Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta - znajdź trasę blisko domu, gdzie punkt najdalej oddalony od startu znajduje się w odległości maksymalnie 10 km i jeździj to w kółko. Czasem takie coś potrzebne jest aby się odmóźdżyć, czasem żeby potrenować, a czasem aby się wyżyć. Dzisiaj wygrała opcja numer jeden. Bardzo rzadko jeżdżę w słuchawkach z muzyką jednak tym razem towarzyszył mi Rammstein. Chyba tego potrzebowałem, bo dobrze mi się tak jeździło ;)
Czasem najzwyczajniej tak trzeba....
Kategoria 50 - 100 km, solo
- Dystans 57.79km
- Teren 20.00km
- Czas 02:04
- VAVG 27.96km/h
- VMAX 42.90km/h
- Temperatura 29.6°C
- HRmax 174 ( 91%)
- HRavg 160 ( 84%)
- Kalorie 1721kcal
- Podjazdy 207m
- Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
- Aktywność Jazda na rowerze
X Maraton Dookoła jeziora Miedwie + VIDEO
Sobota, 15 sierpnia 2015 · dodano: 16.08.2015 | Komentarze 5
To już mój czwarty start w maratonie dookoła jez. Miedwie. Nie był to najlepszy i nie był to najgorszy mój występ. Jednak jestem przekonany, że mogłem ten maraton przejechać zdecydowanie lepiej niż to miało miejsce w tym roku.Pojechałem tam nastawiony bardzo bojowo bo myślałem, że jestem dobrze do niego przygotowany. Do tej pory trzy razy na Miedwiu startowałem na Meridzie, w sobotę po raz pierwszy jechałem tą trasę Giantem. Bardzo liczyłem, że to będzie również mój atut, który pozwoli mi zejść po raz pierwszy poniżej dwóch godzin. Dla tych co już chcą skończyć czytać te wypociny powiem krótko, rower się spisał na medal, ja nie koniecznie...
Rozgrzewka przebiegła zgodnie z planem i muszę przyznać, że chyba po raz pierwszy byłem z niej zadowolony. Przejechałem tyle ile potrzebowałem aby się rozruszać.
20 minut przed startem ustawiliśmy się w sektorze startowym. Jednak ja wykazałem się oczywiście gapiostwem i zarówno Krzysiek jak i Artur dość szybko mi uciekli. Przepchnęli się tak mocno do przodu, że straciłem ich z zasięgu wzroku. Równo o 10:00 bez żadnego opóźnienia kategoria M4 wystartowała. Początek po promenadzie przejechałem bardzo ostrożnie bojąc się wywrotki, o którą tak bardzo łatwo w takim tłumie. Za to zaraz za pierwszym zakrętem rozpocząłem pogoń za chłopakami. Pogoń była taka na jaką pozwalały okoliczności. Jednak udało mi się minąć troszkę osób. Na asfalcie kontynuowałem pościg, który zakończył się sukcesem.
Do kolejnego zakrętu jechaliśmy razem. Jednak zaraz po zmianie kierunku Artur postanowić złapać kontakt z czołówką. Bardzo chciałem się za nim utrzymać ale tego dnia nie było takiej możliwości. Po raz pierwszy poczułem, że coś jest nie w porządku. Nogi pracowały bardzo dobrze jednak nie mogłem sobie poradzić z oddychaniem. Krótki i szybki oddech nie dawał odpowiedniej ilości tlenu do mięśni. To dziwne uczucie gdy całe ciało krzyczy "DAJESZ", głowa mówi "WALCZ", a ty nie możesz przyspieszyć bo brakuje ci powietrza... Nigdy wcześniej w na Miedwiu nie miałem takiego kryzysu zaraz po starcie. Zdarzyło mi się, że na końcu nie miałem siły, w trakcie ale nigdy nie na początku. Co mogło być tego przyczyną? Może zmiana w przygotowaniu do startu? Powinienem przemyśleć ewentualne zmiany w planach przed zawodami. Do tej pory służył mi wypoczynek i chyba przy tym powinienem pozostać. Po przecież każdy jest inny, jeden organizm potrzebuje bodźca, sygnału, że wkrótce czeka go wysiłek, natomiast drugi potrzebuje odpoczynku przed startem aby wykorzystać świeżość i głód jeżdżenia...
Kadr z filmu - wkrótce ;)
No nic jakoś trzeba sobie było radzić w takiej sytuacji również. Uznałem, że dobrym sposobem będzie skorzystanie z pomocy innych, czyli jazda na "pijawkę" ;) Co jakiś czas wraz z Krzyśkiem łapaliśmy jakieś koło aby troszkę się powozić. Tak było do momentu gdy wjechaliśmy na żużel. W pewnym momencie rzut oka przez ramię... i brakuje Krzyśka. W głowie zrodził mi się pomysł aby poczekać na niego i jechać do końca razem. Wiedziałem, że nic nie będzie ze ścigania jeśli początek jest tak marny. Z drugiej strony pomyślałem sobie co mu pomogę jeśli znowu "złapał gumę"? W końcu zdecydowałem, że jadę dalej tak jak jechałem do tej pory czyli łapiąc koła innych. Sztuka ta udawała mi się przez następne kilka kilometrów. Na 25 km jadąc w trzy osobowej grupie poczułem się nawet na tyle dobrze, że postanowiłem dać krótką zmianę. Jak się okazało popełniłem błąd. Schodząc ze zmiany zgubiłem koło i nie miałem siły dociągnąć. W zasadzie to siłę może miałem ale znowu brakowało mi oddechu. Ponownie trzeba było zaczynać wszystko od nowa. Znaleźć jakiegoś "żywiciela" złapać koło i jechać spokojnie tym razem nie wychylając się za bardzo. Jeszcze przed wjazdem na płyty udało mi się zrealizować plan. Przez chwilę złapałem koło i dojechałem do płyt. Na płytach jest już inna zabawa. Koła tam się nie liczą tak bardzo. Tam już przydał mi się lekki rower z dobrymi kołami. Dziury, wertepy nie były już takie straszne jak na Meridzie. Komfort węglowej ramy oraz miękkich opon okazał się nieoceniony. Ten fragment udało mi się przejechać przyzwoicie. To był odcinek, z którego byłem chyba najbardziej zadowolony. Podjazd za łachą piachu jak zwykle był zajęty przez wspinających się kolarzy. Pokrzykując udało mi się przejechać między nimi i wjechać na szczyt mijając "wspinaczy" ;)
Dojazd do miejscowości Dębina również nie był najgorszy, a potem ponownie kolejne płyty, żużel, asfalt i znowu płyty. Ten odcinek najgorzej wspominam z przejazdów na Meridzie. Tym razem było inaczej. Przejechałem go można powiedzieć bardziej komfortowo. Podjazd pod podwójną hopkę i kolejni wyprzedzeni zawodnicy. Później odrobina odpoczynku ponownie na płytach i asfalt. Pamiętam w poprzednich latach, że tam właśnie jechało mi się najszybciej. Jednak tym razem było jakoś inaczej. Wysoka temperatura oraz wiatr bardzo utrudniały przejazd na tym odcinku (tutaj urywa się film). Przejechałem go spokojnie bez większej spiny. Wiedziałem już, że nie poprawię ubiegłorocznego wyniku. Troszkę kostki, troszkę piachu i zakręt w prawo pod ostatni mały podjazd. Tutaj znowu troszkę piechurów oraz twardzieli starających się wspiąć na zbocze. Dołączyłem do wspinaczy i podjechałem to na spokoju. Później troszkę asfaltu, który dał wytchnienie ale tylko nogom. Oddychać dalej nie miałem czym, temperatura ustabilizowała się na poziomie 32°C i jadąc asfaltową drogą prowadzącą wśród pól ciężko było znaleźć wytchnienie. Tutaj jechałem już samotnie. Tak samo w zakręt przed Jęczydołem wjechałem sam. Wolny zjazd ze skarpy aby nie zaliczyć gleby na jego końcu gdzie zazwyczaj był piach (a tym razem było go niewiele) i prosto przez las do mety. Do promenady udało mi się jeszcze kogoś wyprzedzić. Na promenadzie przed samą metą stoczyłem jedyną pasjonującą walkę o miejsce. Chłopak, którego wcześniej wyprzedziłem na promenadzie postanowił dać mi kontrę przed metą. Gdy przesunął się obok mnie i zauważyłem go kątem oka postanowiłem, że łatwo się nie poddam. Siły miałem pod dostatkiem więc bez trudu zostawiłem go z tyłu. Podobno w pewnym momencie gdy już mu odjeżdżałem odpuścił...
Na mecie zameldowałem się po 2:05:03,17 godz (czas organizatora). W porównaniu z ubiegłym rokiem zanotowałem 5 minutowy regres. W open zająłem w tym roku 341/1624 i 90/306 w M4.
Na chłodno po dwóch dniach analizując ten start muszę przyznać, że zawaliłem go na własne życzenie. Myślę, że na to złożyło się kilka czynników. Po pierwsze brak odpowiedniego wypoczynku przed startem. Po drugie, chcąc zejść odrobinę z wagi 3 tygodnie temu rozpocząłem treningi biegowe. 3 razy w tygodniu po 7 - 10 km nie polepszyło mojej dyspozycji w sobotę. Po trzecie (najmniej ważne), zmiany w rowerze powinienem robić wcześniej, a nie dwa dni przed startem.
Nie pozostaje mi nic innego rozpocząć przygotowania do startu w przyszłym roku. Tym razem nie będzie żadnych wymówek, trzeba zrealizować plan i przejechać trasę poniżej dwóch godzin bez względu na wszystko!
W oczekiwaniu na film (wg YT załaduje się za około 677 minut) dzięki uprzejmości Gosi i Krzyśka mogę wrzucić kilka zdjęć ;)
I jeszcze kilka moich zdjęć :)
**********
Po 36 godzinach film wreszcie załadowany na YouTube. Czas trwania filmu 1 godz 45 min /HD 1080p/
***********
Film powinien pojawić się mniej więcej we wtorek rano. Będzie jak znalazł do jazdy w zimie na maszynie ;)
Kategoria 50 - 100 km, maraton MTB
- Dystans 76.57km
- Czas 02:24
- VAVG 31.90km/h
- VMAX 47.70km/h
- Temperatura 20.6°C
- HRmax 163 ( 85%)
- HRavg 147 ( 77%)
- Kalorie 1757kcal
- Podjazdy 296m
- Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Nie mogłem się doczekać...
Środa, 5 sierpnia 2015 · dodano: 08.08.2015 | Komentarze 1
Nie mogłem się doczekać na popołudniową przejażdżkę na szosie. Wiedziałem, że będzie fajnie no i było. Udało mi się nawet przejechać fajne segmenty, no i dogoniłem w Rothenklempenow grupę Niemców na szosach. Nie patrzyłem na ich miny ale musiały być odrobinę zdziwione. Grupę 6-7 kolesi na szosach goniłem od momentu gdy tylko wpadli mi na "celownik" tempomat ustawiony w granicach 38 km/h i ogień. Gdy ich dopędziłem satysfakcja było ogromna ;) Tego dnia moc przez chwilę była ze mną ;) Kategoria 50 - 100 km, solo
- Dystans 74.90km
- Czas 02:20
- VAVG 32.10km/h
- VMAX 50.60km/h
- Temperatura 17.4°C
- HRmax 160 ( 84%)
- HRavg 140 ( 73%)
- Kalorie 1569kcal
- Podjazdy 289m
- Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Rower jest wielce okej
Poniedziałek, 27 lipca 2015 · dodano: 27.07.2015 | Komentarze 5
Tak sobie dzisiaj wymyśliłem, że rower jest pewnego rodzaju barometrem naszego organizmu. Wystarczy spojrzeć na moje wyczyny z wczoraj kiedy byłem jeszcze lekko wczorajszy... nie tyle co "na gazie" ale zmęczony i odwodniony oraz na jazdę z dzisiaj gdy byłem świeży, wyspany i ogólnie wypoczęty mimo, że po pracy (może szef nie czyta tego? ;))Bez większego trudu przejechałem dziś te kilometry, mogę powiedzieć więcej, przejechałem je z przyjemnością!!!
Szybciej, łatwiej i przyjemniej, dzisiaj było wielce OKEJ ;)
Wszystko na TAK!!!
Kategoria 50 - 100 km, solo
- Dystans 62.24km
- Czas 02:06
- VAVG 29.64km/h
- VMAX 49.60km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 150 ( 78%)
- HRavg 125 ( 65%)
- Kalorie 1060kcal
- Podjazdy 299m
- Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień po...
Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 26.07.2015 | Komentarze 3
Grill, który zaczął się o czwartej popołudniu w sobotę, a zakończył w niedzielę o czwartej nad ranem totalnie przestawił mi plany na niedzielę. Gdy zaczynała się impreza byłem wręcz przekonany, że dość szybko będzie koniec i zdążę się wykurować na dziewiątą rano tak aby pojechać z Grześkiem na jego setkę. Niestety czym dalej tym było zabawniej. Więc zmieniłem plan i wstępnie z Krzyśkiem umówiłem się na przejażdżkę w niedzielę po Puszczy Bukowej. Również ten plan został dość szybko zweryfikowany. Powrót do domu nad ranem i spanie do jedenastej, a potem walka z syndromem dnia następnego nie dały mi szansy aby pojechać do lasu. Dopiero wieczorem poczułem się odrobinę lepiej i nie chcąc zmarnować całego dnia ruszyłem przed siebie. Nie muszę mówić, że łatwo nie było. Jednak przydała mi się ta wycieczka aby całkowicie powrócić do świata żywych ;)To był trudny dzień...
Kategoria 50 - 100 km, solo
- Dystans 79.24km
- Czas 02:51
- VAVG 27.80km/h
- VMAX 45.90km/h
- Temperatura 24.6°C
- HRmax 169 ( 88%)
- HRavg 147 ( 77%)
- Kalorie 2213kcal
- Podjazdy 308m
- Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i troszkę dalej
Piątek, 24 lipca 2015 · dodano: 24.07.2015 | Komentarze 3
Tyle kilometrów i nie być w NRD to szok w moim wykonaniu ;) Takie historie zdarzają się jedynie podczas maratonów i... to chyba wszystko. Za każdym razem gdy przejadę kilka kilometrów więcej jestem w u sąsiadów. Tym razem tak nie było. Po pracy pojechałem na/do? Czarną Łąkę na spotkanie z wnuczką ;) Tak rzadko mam okazję na tak przyjemne spotkania więc szybko zerwałem się z pracy i ruszyłem na spotkanie. Moje spostrzeżenia. Dobrze się jechało do Dąbia, bo przez cały czas są DDRki. W Dąbiu się kończą i zaczyna się "jazda". Cały czas trzeba jechać w skupieniu. Może to nie ładnie ale gdy widzę, że coś jedzie z przeciwka ustawiam się bliżej osi jezdni aby uniemożliwić jazdę na "trzeciego" cwaniakom. Mimo tego zabiegu nie zawsze udaje mi się zablokować pas. Dziś zdarzył mi się jeden taki dziadek na wysokości Załomia. Jechałem około 32 km/h na odcinku z ograniczeniem do 40 i progami zwalniającymi, a on mimo tego postanowił mi pokazać kto rządzi na drodze. Musiałem zwolnić i dałem się wyprzedzić aby uniknąć zepchnięcia na pobocze.Poza tym incydentem nie miałem więcej żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. O jednej rzeczy chciałbym jeszcze wspomnieć. Przez całą drogę nikt na mnie nie zatrąbił!!! To rzeczywiście wydarzenie! Czyżby powoli robiło się kulturalniej?
PS. zauważyłem, że zaczynam jeździć na coraz to większych wartościach tętna...
"Koncert życzeń" ;)
Miłe spotkanie z samego rana... w newralgicznym punkcie ;) Broda coraz większa... Będzie Mikołaj? :P
Kategoria 50 - 100 km, solo