Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

50 - 100 km

Dystans całkowity:13358.76 km (w terenie 761.50 km; 5.70%)
Czas w ruchu:528:19
Średnia prędkość:25.29 km/h
Maksymalna prędkość:65.40 km/h
Suma podjazdów:82932 m
Maks. tętno maksymalne:181 (101 %)
Maks. tętno średnie:188 (93 %)
Suma kalorii:293591 kcal
Liczba aktywności:207
Średnio na aktywność:64.54 km i 2h 33m
Więcej statystyk
  • Dystans 55.88km
  • Czas 02:15
  • VAVG 24.84km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 1259kcal
  • Podjazdy 435m
  • Sprzęt Giant XtC Advanced 29er 1
  • Aktywność Jazda na rowerze

...a miało padać

Środa, 8 kwietnia 2015 · dodano: 08.04.2015 | Komentarze 6

Dzisiaj od rana w Radio Szczecin straszyli, że dzień ciepły, pochmurny z opadami i słabym wiatrem. Rzeczywiście trzeba przyznać, że ciepło było i to od samego rana, chmury również były ale ani jedna kropla deszczu na mnie nie spadła. Z tym słabym  wiatrem też "lekko" przesadzili. Wiatr wcale nie był taki słaby. Momentami miałem ochotę zadzwonić do radia z reklamacją... :) Wczoraj natomiast zapowiadali, że deszczu nie będzie. Do domu wróciłem mokry... Sprawdzalność pogody na poziomie 50% czyli na dwoje babka wróżyła. Albo się sprawdzi albo się nie sprawdzi :) Tylne koło dalej nie założone, ciągle zbieram siły na tą akcję. jak tak dalej pójdzie to mogę się na weekend nie wyrobić. Podobno wreszcie ma być przyjemnie ciepło. Jeśli tak będzie to zrobimy ostatnią dłuższą trasę przed 
Scheldeprijs. Ostatni tydzień przed wyjazdem trzeba potraktować bardzo spokojnie aby zachować siły na belgijskie bruki :) Coś czuję, że będzie się działo :)
 
 

Na razie musi mi wystarczyć kompletne przednie koło

W drodze powrotnej z pracy przez chwilę miałem przyjemność jechać z Piotrem i jego Magneto :) Poniżej można podziwiać jak się prezentuje ten ciekawy duet :)
 

Leszczyk i jego Magneto
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP, solo


  • Dystans 68.84km
  • Czas 02:26
  • VAVG 28.29km/h
  • VMAX 64.50km/h
  • Temperatura 8.3°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 1249kcal
  • Podjazdy 307m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przypadek? Nie sądzę...

Niedziela, 5 kwietnia 2015 · dodano: 05.04.2015 | Komentarze 3

W momencie kiedy najbardziej tego potrzebowałem pojawił się ON.... W tym momencie zrozumiałem, że wiatr z którym się mierzyłem jest niczym w porównaniu do tego co właśnie robi ON. Ja za kilkanaście kilometrów czyli mniej więcej pół godziny będę w domu. Położę się w wannie z gorącą wodą i cały wieczór będę odpoczywał. 
Spotkałem GO zupełnie przypadkiem. Gdybym jechał odrobinę wolniej nawet nie wiedziałbym, że właśnie przed chwilą tą drogą szedł ON. Zobaczyłem GO jak dojeżdżałem do skrzyżowania drogi 113 z drogą 2.  Do skrzyżowania dotarliśmy w zasadzie równocześnie. Widząc z daleka kilka osób idących drogą do której dojeżdżałem zastanawiałem się o co chodzi..? Kilka osób szło, dwie osoby prowadziły rowery... WTF???
Już w piątek dotarł do Szczecina. Postanowił się tu zatrzymać na chwilę... Katolicki świat zwalnia w Wielki Piątek i pogrąża się w zadumie. ON też tak zrobił. Miał wyruszyć w sobotę, jednak kontuzja nogi, której doznał na Antarktydzie odnowiła mu się w drodze. Postanowił ruszyć po wielkanocnym śniadaniu. Gdyby nie to i ruszyłby w drogę w sobotę również bym GO nie spotkał...
Kim jest ON? To Pan Marek Kamiński. Chyba nie trzeba nikomu przedstawiać Pana Marka... Jednak gdyby ktoś nie wiedział kim jest Pan Marek Kamiński - to pierwszy człowiek na ziemi, który w jednym roku zdobył dwa bieguny bez pomocy z zewnątrz. 
Co robił na drodze między Neurochlitz, a Gartz? Szedł... tak po prostu szedł.... Może nie tak do końca po prostu. Pan Marek nazwał tą "wycieczkę" - Trzeci Biegun. To nie jest zwykła "wycieczka" - to bardzo długa wycieczka. Pan Marek wyruszył z Kaliningradu, a za cel postawił sobie dotarcie do  Santiago de Compostela. Trasę tą Pan Marek zamierza pokonać w 100 dni. Trzymam kciuki i mocno kibicuję temu Wielkiemu Człowiekowi! 
Postępy Pana Marka można śledzić na stronie: 3biegun.kaminski.pl


4 000 km na pieszo... Szacunek!!!
 

Mogłem pojechać w każdą stronę....  
 

Między innymi mogłem pojechać tą drogą. Pusta, prosta z idealnym asfaltem... Wybrałem inaczej 
  
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 63.08km
  • Czas 02:37
  • VAVG 24.11km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 12.3°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 1488kcal
  • Podjazdy 439m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Od rana do wieczora

Wtorek, 24 marca 2015 · dodano: 24.03.2015 | Komentarze 2

Jakoś dzisiaj się tak złożyło, że rower towarzyszył mi od samego rano do wieczora. W sumie wszystko wyszło bardzo fajnie, bo wszędzie udało mi się zdążyć i wszystko załatwić. Przy okazji przejechałem kilkadziesiąt kilometrów i pokonałem kilka segmentów. To co wczoraj mi za bardzo nie wyszło dzisiaj zostało zrealizowane. Podjazd przy ulicy nasypowej został pokonany z odpowiednią prędkością. Teraz czekam na atak naszego "minikoksika - leszczyka" :) Mam nadzieję, że zdążył się nacieszyć pierwszym miejscem na segmencie. W tej chwili ma troszkę czasu na odzyskanie "koszulki w czerwone kropki" chociaż chyba i tak mu się należy za notoryczne zdobywanie "korony północy"! 
Rano droga do pracy jak zwykle, może troszkę lepiej niż zwykle ponieważ rano było bardzo przyjemnie. Temperatura około 5-6° oraz prawie nieodczuwalny wiatr. Około 10tej musiałem wyskoczyć do Coolbike. Dzięki uprzejmości Pawła z serwisu miałem przejrzany amortyzator na miejscu. Tak naprawdę powinienem zrobić to wcześniej. Merida ma przejechane 12 300 km, a amortyzator przez ten czas kompletnie nie był dotykany. Ostatnio coś czułem, że był odrobinę za miękki nawet gdy był zablokowany. W czasie gdy Paweł zajmował się moim sprzętem ja miałem niewątpliwą przyjemność pojeździć chwile jego Giantem XTC. Wrażenie jakie na mnie wywarł ten rower jest nie do opisania. Szczególnie zachwycony byłem napędem. Niby standardowy 2x10 XT z manetkami XTR ale chodzi jak złoto. Zmiana przełożeń jest fantastyczna (to pewnie zasługa manetek). Zdziwiła mnie również kultura pracy napędu. Wszystko funkcjonowało jak w świetnie wyregulowanej szosie! Drugi ogromny plus to rozmiar i geometria ramy. Mimo, że siedziałem na tym rowerze krótko i po raz pierwszy poczułem się "jak w domu". Coś czuję, że "polowanie" czas zacząć! :) Część "gratów" z Meridy pewnie znalazłoby zastosowanie w nowym sprzęcie. Merida w stanie spoczynku zostałaby rowerem zimowo-zakupowym :) Przyszłość pokaże. 
Po serwisie do pracy, a po pracy spotkanie z Krzyśkiem i jazda na ping-ponga ;) Troszkę dookoła ale trafiliśmy. Na Owocowej Krzysiek pokazał mi jak powinno się pokonywać podjazdy. To co zrobił w pierwszej chwili przypomniało mi odejścia Grześka na ustawce ;)
Później pojechaliśmy już spokojnie zmierzyć się z segmentem na Nasypowej. Tutaj już było bardziej równo (zobaczymy wyniki jak Krzysiek wrzuci dane). Następnie do domu po sprzęt i na ping-ponga przez Smolęcin, Warnik, Stobno na Mierzyn ;) Tutaj już pokazałem Krzyśkowi... plecy :) Czasami musiałem czekać aż złapie koło. W pewnym momencie zaczął mnie nawet wyzywać od "koksów" :)  
Dwie godzinki troszkę innego ruchu i o 20-tej znowu na rower. Pierwsza chwila była nie za przyjemna. Ciuchy nie zdążyły wyschnąć i były mokre i zimne. Na szczęście po chwili na ciele ogrzały się. Osiem kilometrów do domu na lampce pokonane dość żwawo. 
Dzisiaj nie było zmiłuj :) Poruszałem się troszkę. 1500 kcal spalone na rowerze z 500 na pp... Daje dobry wynik ;)
 

Dobry sklep i świetny serwis - zawsze wychodzę stąd zadowolony - coolbike.pl
 

  • Dystans 90.03km
  • Czas 03:20
  • VAVG 27.01km/h
  • VMAX 42.90km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • HRmax 170 ( 89%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 1708kcal
  • Podjazdy 335m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z cyborgami... dałem radę :)

Niedziela, 15 marca 2015 · dodano: 15.03.2015 | Komentarze 8

Znowu troszkę "nagiąłem" tytuł do moich potrzeb. Bo kto by się zainteresował banalnym tytułem? Jednak wyjaśniając całą sprawę nie tak do końca oszukałem w tym tytule. Przynajmniej w części jest prawdziwy. Bo dzisiaj dane mi było pojeździć ze szczecińskimi cyborgami. Co w tytule jest nie tak? Jeden jechał na fullu i nie dawał z siebie wszystkiego, oczywiście chodzi o Jamesa77, natomiast drugi czyli wober zaczyna dopiero sezon :) Tak naprawdę to po raz pierwszy miałem okazję pojeździć z chłopakami, do których należy większość rekordów na segmentach, które tak katuje (dzięki Uli) :) Zabrakło tylko Bartka i Mateusza. Wtedy mógłbym powiedzieć, że jeździłem ze wszystkimi do których należą owe rekordy.
Propozycja wyjazdu w niedzielny, bardzo wczesny poranek przyszła w sobotni wieczór smsem od Grześka. Od razu popukałem się w głowę i pomyślałem - gdzie ja tam pasuję? Pewnie zaraz za pierwszym rogiem mnie zostawią i będę miał jak zwykle samotny niedzielny trening. Mimo, że w smsie było wyraźnie zaznaczone "luźna ustawka" nie do końca mogłem sobie wyobrazić znaczenie słowa "luźna" w ustach, a raczej w smsie Grzegorza. Luźna mogła oznaczać średnią 35 km/h zamiast 45 km/h.... Za wysokie progi jak na moje nogi. Mimo wszystko wstałem rano i odrobinę z nadzieją spojrzałem za okno. Niestety pogoda mi nie sprzyjała. Choć było chłodno i wietrznie to było sucho. Nie miałem żadnej wymówki tym bardziej, że rano przyszedł kolejny sms z potwierdzeniem, że będzie luźno.
Nie było wyjścia, trzeba było jechać, choćby nawet po to aby się przywitać. W planach miałem przywitanie razem z pożegnaniem, na wszelki wypadek gdybyśmy się po raz pierwszy i ostatni widzieli na miejscu spotkania, które tradycyjnie wypadło na Głębokim. Aby się nie spóźnić wyjechałem z lekką rezerwą. Na miejsce dojechałem 5 minut przed czasem i byłem pierwszy. Czyżbym pomylił godziny? Po chwili zaczęli zjeżdżać się pierwsi kolarze. Tak naprawdę to znałem tylko Grześka i na niego czekałem. Robiło się coraz tłoczniej. Również Grzesiek dotarł. Po chwili miałem okazję poznać na żywo kolejnego z cyborgów czyli Romka. Czekaliśmy jeszcze tylko na Daniela. Zamiast Daniela przychodzi SMS, że go nie będzie. Jako, że Daniel był organizatorem całe koncepcja ustawki upada. Jednogłośnie przewodnikiem "stada" zostaje najmocniejszy osobnik czyli Grzegorz. W pierwszej wersji pojawia się pomysł aby dogonić grupę, która wyjechała wcześniej jednak z powodu bardzo ograniczonego czasu przewodnik wybiera jazdę bez mapy (chyba). Ruszamy dość żwawo, ale nie aż tak abym nie nadążył. Grzesiek i Romek jadą w parze z przodu ja natomiast zabezpieczam tyły ;) No i w takej mniej więcej konfiguracji jedziemy pierwszą część trasy. Moje obawy się nie spełniają i daję radę. Pierwsza i w sumie chyba ostatnia chwila zwątpienia przyszła na delikatnym podjeździe na nowej "ścieżkostradzie" z Łęgów do Blankensee. Chłopaki postanowili się odrobinę pościgać na podjeździe i zostawili mnie daleko z tyłu. Jednak po chwili udało mi się złapać kontakt. Na moje szczęście w momencie gdy zmieniliśmy kierunek również wiatr zmienił kiedunek w stosunku do nas ;) Zrobiło się cieżej i o ile w miarę zakrytym terenie jechało się w miarę o tyle w odkrytym walczyliśmy głównie z wiatrem. To znaczy Grzesiek walczył, a ja z Romkiem dbaliśmy o to żeby wiatr z którym on walczył się nie zmarnował :) Do Krackow dotoczyliśmy się w ślimaczym tempie. Od Krackow do Nedrensee nie było lepiej. Tak więc dostosowaliśmy prędkość do panujących warunków :) W zasadzie zrobiliśmy to razem z Romkiem, bo Grzegorz za bardzo chyba nie przejmował się wichurą i raz po raz odjeżdżał nam na kilkadzisiąt metrów. Na domiar złego w pewnym momencie zaczęło padać. To już był komplet. Wiało, padało, było zimno ale na szczęście do domu zostało kilkanaście kilometrów. Przed Warnikiem Grzesiek rzuca wyzwanie. Kto pierwszy na szczycie? Chcę czy nie podejmuję rękawice. Zanim ustawiam odpowiednie przełożenie Grzegorz jest już o dwie długości roweru przede mną. Na szczęście (albo nieszczęście) do pokonania jest jeszcze kawałek podjazdu. Serce wali jak oszalałe, osiągam 170 ud/min czyli biję tegoroczny rekord. Satysfakcja jest jednak ogromna w momencie gdy szosą doganiam chwilę przed końcem podjazdu fulla Grześka ;) No cóż... pewnie to jego słynne same sliki robią różnicę ;P Zjazd z Warnika i po chwili jesteśmy w Warzymicach. Żegnam się i dziękuję za wspólny wyjazd. Okazało się, że dzisiaj diabeł nie był tak straszny jak się mi wydawało. Mam jeszcze trochę czasu aby popracować nad formą zanim zabiorą mnie następny raz na ustawkę ;)
Dziękuję bardzo za towarzysto - było super!!! :)
PS. kawa w Krackow + lody w pamięci :)


Pierwszy postój na 50 km - Locknitz  
 

Romek jeszcze zadowolony :) 
 

Grzesiek zadowolony przez całą drogę 
 

Chętnie pozuje do zdjęć :) 
 

Ja też chciałem fotę ;)
 
 

Romek już mniej zadowolony... 
 

Jedzie "siła woli" 
 

Raz na jakiś czas Grzesiek pokazywał gdzie nas ma... z tyłu 
 

Czasem miał też nas z przodu 
 

Spuszczona głowa Romka mówi wszystko 
   

...a Grzesiek nie przestaje się uśmiechać 
     


Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 54.48km
  • Czas 01:56
  • VAVG 28.18km/h
  • VMAX 49.60km/h
  • Temperatura 5.5°C
  • HRmax 166 ( 87%)
  • HRavg 137 ( 72%)
  • Kalorie 179kcal
  • Podjazdy 255m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poszalałem po segmentach

Sobota, 14 marca 2015 · dodano: 14.03.2015 | Komentarze 3

Troszeczkę przesadziłem pisząc "poszalałem" w tytule tego wpisu. Faktem jednak jest, że poprawiłem czasy i to sporo na trzech segmentach. Na wszystkich trzech segmentach udało mi się wskoczyć na drugie miejsce. Szczególnie zadowolony jestem z segmentu Nadrensee - Krackow. Segment ten poprawiłem o prawie 2 minuty w lutym, wyprzedzali mnie jedynie James77 i wober007. Z czasem 8 minut i 9 sekund zajmowałem na tym segmencie trzecią pozycję. Nie liczyłem, że uda mi się jeszcze jakoś specjalnie poprawić ten czas, bo i tak był wyśrubowany (jak na moje możliwości). Jak bardzo się myliłem okazało się właśnie dzisiaj. Czas z lutego został poprawiony aż o 33 sekundy. Dzięki temu wyprzedziłem na segmencie Romka (!), a do wyprzedzenia został jedynie Grzesiek ;) Do wyniku Grześka brakuje mi jedynie (albo aż) 8 sekund! 
Pozostałe dwa segmenty, których czas poprawiłem tak w zasadzie się pokrywają. Ktoś pozakładał dwa segmenty na odcinku Przecław - Smętowice. Co ciekawe oba segmenty mają innych liderów. Na jednym z nich prowadzi wober007, a na drugim .... . Najważniejsze jest jednak to, że zarówno na jednym jak i na drugim jestem ...drugi :) Tutaj czasy są zdecydowanie do poprawienia. 
 

Tu prawie zawsze wieje :) 
 

Uwielbiam mojego Focusa :) 
 
Kategoria solo, 50 - 100 km


  • Dystans 66.93km
  • Czas 02:39
  • VAVG 25.26km/h
  • VMAX 57.30km/h
  • Temperatura 13.9°C
  • HRmax 147 ( 77%)
  • HRavg 118 ( 62%)
  • Kalorie 1105kcal
  • Podjazdy 324m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie tak miało być

Niedziela, 8 marca 2015 · dodano: 08.03.2015 | Komentarze 3

Dzisiejszy dzień miał wyglądać zupełnie inaczej. W każdym bądź razie jeśli chodzi o jeżdżenie na rowerze. Właściwie w założeniu miał to być dzień bez wsiadania na rower. Wyszło zupełnie inaczej. Trzeba na kogoś lub na coś zrzucić winę za nie dotrzymanie postanowienia. Wpadłem właśnie na pomysł aby zrzucić wszystko na pogodę. Właściwie to temperaturę , która dzisiaj była najwyższa w tym roku. Było prawdziwie wiosennie i gdyby nie ten wiatr to dzień można by było uznać za idealny. Niestety wiatr zrobił swoje i po raz kolejny dał mi się we znaki. Co prawda nie tak mocno jak wczoraj ale czułem, że muszę włożyć troszkę wysiłku w pokonywanie kolejnych kilometrów. Zresztą z tymi kilometrami to też nie tak miało być. Wychodząc z domu o 13tej zaplanowałem sobie, króciutki dojazd do Krackow, gdzie właśnie dzisiaj działalność rozpoczęła jedyna kawiarnia w okolicy. Przerwa na lody i kawkę, następnie powrót do domu najkrótszą możliwą drogą. Jadę sobie spokojnie pod Warnik z prędkością "patrolową". Pod sam koniec podjazdu mija mnie chłopak na szosie. Rzucam "cześć" i nie za bardzo się nim przejmuje, przecież mam swój plan ;) Na szczycie podjazdu ma już sporą przewagę. Jednak ja kompletnie tym się nie przejmuję i jadę "swoje". Jak się okazało, "swoje" wystarczyło aby dojść go przed zjazdem do Ladenthin. Znowu krótka, kurtuazyjna wymiana zdań... i eureka! To Andrzej, którego poznałem w ubiegłym tygodniu gdy wyjeżdżał z Grambow.  Decydujemy wstępnie o wspólnej jeździe... przez trochę :) W Nardensee on mi pokazuje gdzie trenuje interwały, za to ja pokazuje mu drogę, którą jeżdżę od Storkow do Penkun. Proponuję mu wspólną kawę w Krackow, Andrzej przystaje na moją propozycje. Dojeżdżamy do Krackow i tu pierwsze zdziwienie. Lokal pęka w szwach. W środku nie ma prawie ani jednego wolnego miejsca, na zewnątrz mamy wolny jeden stolik, który natychmiast zajmujemy. Kupuję lody z bitą śmietaną, na zamówienie kawy musimy poczekać na kelnerkę... Zjawia się w momencie gdy lodów już prawie nie ma. Zamawiamy kawę i czekamy kolejne długie minuty. W tym czasie podjeżdżają kolejne auta z których wysypują się kolejni ludzie. W pewnym momencie dochodzi do tego, że kolejka sięga parkingu, a na miejsce przy stoliku czeka się... do momentu aż ktoś zwolni miejsce... Wypijamy kawę, zwalniamy miejsce na kolejnych gości i ruszamy dalej, jednak nie w stronę domu tylko w stronę Locknitz. Wybrałem okrężną drogę, na którą przystał Andrzej. Po drodze tłumaczy mi jak trenuje, jak trenował (kiedyś jeździł również w klubie). Kolejne kilometry mijają, raz z wiatrem raz pod wiatr. Nie czuję kompletnie zmęczenia, które jeszcze rano mi dokuczało. Pierwsze sygnały o zmęczeniu dostaję kilka kilometrów przed domem. Jednak to nie ma już najmniejszego znaczenia. Na koniec Andrzej pokazuje mi swoje umiejętności rozpędzając się do gigantycznych 65 km/h. Z dużą przewagą dojeżdża do Będargowa. Na rondzie żegnamy się, on jedzie na Mierzyn, ja do Warzymic. Z planu nic nie wyszło, nie tak miało być, bo zamiast 30 km przejechałem kolejne 67 km. Tydzień zamknięty przejechanymi prawie 400 km. Jeśli tak dalej pójdzie... Nie chcę o tym nawet myśleć ;)
 

W słońcu czuć było wiosnę!  
 

Powitanie wiosny na słodko  
 

Za czym kolejka ta stoi? Po to co na zdjęciu powyżej :)  
 

Gotowi do startu? Start!  
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 65.44km
  • Czas 02:44
  • VAVG 23.94km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 6.3°C
  • HRmax 149 ( 78%)
  • HRavg 124 ( 65%)
  • Kalorie 1177kcal
  • Podjazdy 407m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

DDP - plus coś więcej

Czwartek, 5 marca 2015 · dodano: 05.03.2015 | Komentarze 0

Kilometry same się nie zrobią i moimi czterdziestkami po pracy raczej nie uda mi się wykonać założonego planu. W związku z tym raz na jakiś czas muszę zrobić coś więcej niż te czterdzieści. Wydawało mi się, że dzisiaj będzie dobry dzień na dokręcenie czegoś więcej. Norweg zapowiadał, że nie będzie padać, wyjdzie słońce, a wiatr osłabnie. Coś chyba źle spojrzałem, bo w Niemczech jechałem świeżo po opadach, wiało jak cholera, a słońca było tyle co kot napłakał. Co prawda jak wracałem z pracy to nawet się cieszyłem bo sprawdzalność prognozy wydawała się 100%. Jednak tak było tylko do granicy. Już zjazd płytami z Ladenthin do Lebhen uświadomił mi, że łatwo nie będzie. Patrząc na zasuwające wiatraki miałem strach w oczach... co będzie dalej. Co ciekawe wiatraki kręciły się w różnych kierunkach. To znaczy nie w jednym skupisku tylko bardziej skupiska wiatraków kręciły się w innych kierunkach. Modliłem się abym w końcu trafił na wiatr w plecy. Moje modły zostały wysłuchane za Krackow. Od Krackow do Nadrensee wiatr w plecy. Mogłem odsapnąć, bo wcześniejszej walce. Oprócz wiatru miałem dzisiaj średnią przyjemność jazdy od Rosówka do stacji Lotos, gdzie zaczyna się DDRka. Na tym odcinku samochody przejeżdżające "na gazetę" to standard. Piotrek pisze, że ZPL to stan umysłu. Dołożę do tego ZGR, to też stan umysłu ;) 
Dla odmiany postanowiłem dziś pojeździć z kamerą na kasku. Przyznam się, że efekty "filmowe" raczej słabe. Kamera bardziej trzęsie się niż na kierownicy, szczególnie to widać na dziurach w mieście. Do tego jest dość ciężka i jazda z nią na kasku nie jest zbyt komfortowa na dłuższą metę. Tutaj zdecydowanie wygrywa sporo lżejsze GoPro.
  

Piękne Miasto Szczecin
 
(FILM)
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP, solo


  • Dystans 82.76km
  • Czas 03:17
  • VAVG 25.21km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 133 ( 70%)
  • Kalorie 1725kcal
  • Podjazdy 383m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tysiąc przejechany - plan wykonany

Sobota, 28 lutego 2015 · dodano: 28.02.2015 | Komentarze 8

Od tygodnia już wiedziałem, że będzie spory problem ze zrealizowaniem celu postawionego sobie na luty. Cel był dość ambitny jak na mnie, do przejechania 1000 km w 28 dni (wyłączając trenażer). Wiem, że co dwa lata we wrześniu kolarze amatorzy robią taki dystans w dwa czy trzy dni pokonując trasę BB Tour. Dla mnie natomiast 1000 kilometrów w lutym to istny wyczyn.  Jeszcze dwa lata temu w żadnym miesiącu w roku nie przejechałem łącznie tysiąca kilometrów. W tym roku również długo się zanosiło, że nie uda mi się zrealizować tego wyzwania. Muszę przyznać, że bardzo pomogło mi zamknięcie newralgicznego punktu w mieście czyli mostu Długiego i obawa przed ogromnymi korkami. Jak się okazało, korków nie ma i jeździ się autem zdecydowanie lepiej niż wtedy gdy most był czynny. Jednak chyba przekonałem się do dojazdów rowerem do pracy. Zawsze to kilka kilometrów do statystyk ;P 
Wczoraj robiąc po pracy dodatkowe kilometry wiedziałem, że zabraknie troszkę do osiągnięcia celu. Czułem się nie zbyt dobrze, przeziębienie mi ciągle dokucza. Chciałem jednak zostawić sobie jak najmniej do przejechania na sobotę. Tym bardziej, że bo bardzo ładnym pogodowo tygodniu sobota zapowiadała się bardzo średnio. W piątek wieczór okazało się, że do przejechania zostało mi jedynie 80 km. Usiadłem więc do Garmin Connect i wyznaczyłem sobie trasę, która w teorii miała 79,77 km. Start w Warzymicach, dojazd przy autostradzie do Penkun,  dalej do Schmolln, następnie przez Brussow i Locknitz do Warzymic. Wyczekałem poranne deszcze i o godzinie 13tej ruszyłem w trasę. Nie powiem, że było łatwo. Wiedziałem wcześniej, że będzie odrobinę chłodno i będzie troszkę wiało. Jednak jak się okazało wiało z zachodu czyli z kierunku w którym jechałem... Po kilko kilometrach szczerze myślałem, czy to ma jakiś sens? Po co się spinać, przecież przede mną jeszcze do przejechania mnóstwo kilometrów w bardziej sprzyjających warunkach....? Wtedy coś we mnie pękło. Przestałem myśleć, że jest ciężko i skupiłem się na samej jeździe. W Strokow już wiedziałem, że choćby nie wiem co dam radę!!! Po chwili jak na zawołanie wyszło słońce, które odrobinę zniwelowało skutki zimnego wiatru. Do Penkun wjeżdżałem w dobrym nastroju. Jednak tutaj po raz pierwszy niespodzianka. Garmin wyznaczył inną trasę niż ta w mojej głowie! Zignorowałem polecenie wrócenia na trasę i pojechałem swoją drogą. Patrząc później na mapę zobaczyłem, że mogłem zaufać Garminowi i jechać wytyczonym szlakiem. Po jakiejś chwili znowu trafiłem na wyznaczony w domu ślad. Mimo wiatru jechało się bardzo fajnie. Co prawda nos się co chwila zatykał i zasmarkałem mocno odcinek do Schmolln ale Niemcy chyba mi to wybaczą. Zjazd z Grunz i podjazd pod Schmolln przeszły wyjątkowo dobrze. Bardzo obawiałem się tego podjazdu po takim czasie walki z wiatrem. Jednak wyznaczyłem sobie kadencję, dobrałem odpowiednie przełożenia i w miarę równo podjechałem wzniesienie. 
W Schmolln zmiana kierunku. Na północ jechało się już zupełnie inaczej. Wiatr boczny czasem lekko w plecy pozwolił mi troszkę odetchnąć. Kolejna niespodzianka czekała mnie w okolicach Grunberg. Garmin kazał mi jechać prosto choć ja wiedziałem, że muszę skręcić w lewo. Na wprost miałem drogę w las, która była nie utwardzona. Co prawda jechałem Syrenką więc pewnie bym sobie poradził ale troszkę bałem się jazdy w błocie. Jak będzie sucho pojadę trasą Garmina. Tym razem pojechałem trasą z głowy. Ślad z Garmina z moim śladem z głowy spotkał się w Brussow. Jednak tylko na chwilę, bo w samym Brussow również miał inną koncepcję jazdy. Po raz trzeci wybrałem sprawdzony wariant. Tym razem ślady mój i Garmina spotkały się przed Locknitz. Od tej pory jechałem już jak po sznurku.
Jednak to nie koniec niespodzianek. W Grambow przede mną wyjeżdża koleś na góralu w nowym stroju Calbudu z logiem Floating Garden. Jedzie dość spokojnie więc szybko go doganiam, rzucam "cześć" i jadę swoje. Odrobinę czuję się zmęczony ale spokojnie jadę 30-32 km/h, wiem że dom blisko i cel będzie zrealizowany. W pewnym momencie gdy odrobinę zwalniam wyprzedzony chłopak zrównuje się ze mną. Nawiązujemy rozmowę. Okazuje się, że chłopak kiedyś jeździł w klubie, przez pewien czas jeździł również z mastersami z Głębokiego i teraz startuje amatorsko w zawodach mastersów na torze, na imię ma Andrzej. Miło rozmawiając przez Schennenz, Ladenthin i Warnik docieramy do Będargowa. Żegnam się licząc, że jeszcze kiedyś pojeździmy ;) Spokojnie wracam do domu. W Warzymicach licznik pokazuje prawie 83 km, czyli o 3 więcej niż trasa proponowana przez Garmina :) Następnym razem obiecuję się słuchać i przejechać tą 80tkę wg wskazań.
 
W każdym razie rzutem na taśmę zrealizowałem swój cel na luty. Jestem z tego bardzo zadowolony. Jutro dzień przerwy, a od wtorku startujemy z celem na marzec ;)
 

Nawet tablice drogowe przypominały mi, że stawką jest 1000 km!  
   
 
Nowy kolega - Andrzej
 

Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 53.40km
  • Czas 02:21
  • VAVG 22.72km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 5.4°C
  • HRmax 156 ( 82%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 1318kcal
  • Podjazdy 332m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

DDP - dzień czwarty - wypadek na przejeździe kolejowym

Czwartek, 26 lutego 2015 · dodano: 26.02.2015 | Komentarze 4

To już czwarty dzień dojazdów do pracy. Dla Grześka to pewnie nie byłoby żadne wydarzenie ale ja ósmy dzień z rzędu jeżdżę na rowerze. Taka seria wyjazdów nie zdarzyła mi się nigdy! Za każdym razem gdy zbliżałem się do pięciu wyjazdów musiał być jakiś dzień przerwy. Przez te osiem dni udało mi się przejechać 425 km, czyli prawie połowę założonego dystansu na krótki luty. Do przejechania miałem 1 000 km z czego zostało do zrobienia jedynie 125 km i dwa dni ;) Może się uda i dam radę. Jutro drobne 25 km czyli do pracy i z pracy (przydałoby się zrobić jakieś zakupy, bo zaczyna brakować jedzenia), a w sobotę jakaś seteczka? :) 

Droga do pracy w lekkim mrozie, zazwyczaj ostatnio tak jest. Nad ranem -4° C do -2°C, a po pracy 6° C do 8° C. Po raz kolejny miałem czerwoną falę na Południowej i Mieszka I. Tak jak pisze Siwobrody, ruch zoptymalizowany jest pod kątem samochodów. Trzeba się z tym pogodzić jeżdżąc do pracy i czasem troszkę nagiąć przepisy i przejechać na czerwonym świetle (oczywiście zachowując dużą ostrożność). W pracy pojawiłem się przed ósmą i jak się okazało byłem drugi raz później niż Piotr. On chyba do pracy jeździ szybciej ode mnie ;) 
 
Po pracy powrót ponownie z Piotrem. Jednak tym razem bez "atrakcji" w stylu Wyspa Pucka. Wczorajsza jazda wystarczy mi na pewien czas. Wracam standardową drogą kierując się na Warzymice. Wcześniejszy plan powrotu zakładał wspólny przejazd do Przecławia gdzie każdy miał jechać w swoją stronę. Słyszeliśmy o wypadku na przejeździe kolejowym ale to co zobaczyliśmy przerosło nasze największe wyobrażenie. Potężna wywrotka leżała na boku, a w rowie przy płocie zmiażdżony dostawczak. Pociąg stał w znacznej odległości od przejazdu. Podobno niemiecki maszynista mimo lekkich obrażeń nie zdecydował się na przewiezienie do szczecińskiego szpitala na badania. Do szpitala został natomiast przetransportowany kierowca ciężarówki oraz kierowca i pasażerka Renault Traffic.  Mimo iż ruch kołowy był zablokowany przez Policję oraz straż pożarną udało nam się przeprowadzić rowery przez przejazd. Za przejazdem mogliśmy ruszyć normalnie w stronę Będargowa. Na rondzie rozstaliśmy się. Piotr pojechał w stronę Stobna, a ja po raz nie wiem który mozolnie potoczyłem się pod Warnik. Nie miałem specjalnych planów na czwartkową jazdę więc nie przesadzałem z dystansem. W okolicach Nadrensee zaczęło się robić ciemno i zimno, ubrałem wiatrówkę wyjętą z plecaka i przez Rossow, Kołbaskowo i Przecław wróciłem do domu.
Nie jechało mi się tak dobrze jak dzień wcześniej, może to wina przeziębienia które mnie dopadło podstępnie. W tej chwili z fazy bolącego gardła przeszło w fazę cieknącego nosa... Czas chyba odrobinę się podleczyć, tym bardziej że weekend (szczególnie niedziela) nie zapowiadają się pogodowo zbyt fajnie.
    

Pociąg DB uderzył w wywrotkę, która zmiotła z jezdni małą furgonetkę  
 

Wywrotka na boku 
 

W wypadku ucierpiały 4 osoby... dwie ciężko  

Kategoria 50 - 100 km, DDP


  • Dystans 73.78km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 23.30km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Temperatura 5.7°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 1509kcal
  • Podjazdy 356m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

DDP - światło czerwone - chcesz przejść naciśnij przycisk

Środa, 25 lutego 2015 · dodano: 25.02.2015 | Komentarze 2

Mam dość tej kobitki, która co chwila na ul. Mieszka I powtarza mi w kółko "światło czerwone - chcesz przejść naciśnij przycisk". Przecież to jest nonsens. Naciskam jeden przycisk przejeżdżam przez połowę jezdni, muszę się zatrzymać aby nacisnąć kolejny przycisk i czekać aby przejechać drugą połowę jezdni. Ciekawe co myślał (albo nie) ten co projektował te światła? Czy może myślał ten "ktoś", że docelowym punktem rowerzysty/przechodnia jest połowa jezdni?? Czy dla kogoś celem może być wysepka między jezdniami? :) Zresztą dzisiaj miałem wyjątkowego pecha. Czerwone światło paliło się na każdym skrzyżowaniu do którego podjeżdżałem... To się nazwya "czerwona fala". Fajny byłby pilot do tych przycisków, które trzeba nacisnąć aby zapaliło się zielone światło. Przykłady, są poniżej? ;)
 
Mimo tych wszystkich czerwonych świateł i przygody z kluczami, po które się musiałem wracać cały i zdrowy dotarłem do pracy.
Jak się okazało po raz pierwszy nie sam przyjechałem na rowerze. Wcześniej rowerem przyjeżdżał Danel, który pakował rower do auta, dojeżdżał w okolicę kapitanatu portu i resztę drogo pokonywał rowerem. Dzisiaj oprócz nas dwóch rowerem przyjechało jeszcze dwóch Piotrów!!! Znany wszystkim Piotr vel leszczyk (tym razem bez Magneto) i drugi Piotr S. :)
   

ul. Południowa (przy Makro)  
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I  - ul. Lednicka  
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Białowieska    
 

Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Milczańska  
 

 Skrzyżowanie ul. Mieszka I - ul. Bohaterów Warszawy - al. Powstańców Wielkopolskich

Jako, że Piotrek "leszczyk" chciał wykorzystać dobrą pogodę aby nabić troszkę kilometrów postanowiliśmy wrócić razem przez Wyspę Pucką... Oj to był straszny błąd. Tyle błota to ja dawno nie widziałem. Jak na nieszczęście nie przewidziałem, że będziemy korzystać z takich dróg i zdjąłem błotniki... Przyznaję się, że kompletnie nie potrafię jeździć technicznie. Ile razy przejeżdżam przez takie miejsca oczami wyobraźni widzę siebie wyglądającego jak zawodnik po zapasach w błocie. Tym razem udało mi się przejechać bez wywrotki, ale od razu  mówię, że nie będę tam częstym gościem ;)
Horrorem był przejazd przez szosę Floriana Krygiera (dawniej autostrada Poznańska). Nikt nie zwracał uwagi na dwa czekające na przejazd rowery. W końcu zlitowało się wojsko! Na armię jednak można liczyć. Wojskowy Honker nas przepuścił i mogliśmy jechać dalej. Przez Ustowo i kolejne błoto między Usowem a Przecławia dotarliśmy do celu. W Przecławiu się pożegnaliśmy i każdy pojechał w swoją stronę. Do domu co prawda miałem dość nie daleko ale dotarcie do niego przez Tantow, Krackow zajęło mi troszkę czasu ;)
 

Ruszamy z pracy  


Wyspa Pucka - Piotrek z przodu  
 

Droga Ustowo - Przecław, a on znowu prowadzi  
   
 

 
 
Kategoria 50 - 100 km, DDP