Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

ponad 100 km

Dystans całkowity:8698.51 km (w terenie 429.00 km; 4.93%)
Czas w ruchu:330:14
Średnia prędkość:26.34 km/h
Maksymalna prędkość:64.60 km/h
Suma podjazdów:40221 m
Maks. tętno maksymalne:182 (96 %)
Maks. tętno średnie:168 (88 %)
Suma kalorii:184763 kcal
Liczba aktywności:70
Średnio na aktywność:124.26 km i 4h 43m
Więcej statystyk
  • Dystans 101.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:22
  • VAVG 23.13km/h
  • VMAX 39.60km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 145 ( 72%)
  • HRavg 125 ( 62%)
  • Kalorie 2508kcal
  • Podjazdy 610m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Światowy dzień zmian planów - kebab w Goleniowie

Sobota, 29 czerwca 2013 · dodano: 01.07.2013 | Komentarze 5

Po ciężkim tygodniu w pracy na sobotę zaplanowałem sobie rowerowy relaks. Pomysłów było sporo. Do wyboru jak zwykle wycieczki w kierunku Niemiec. Wybierałem między Schwedt, Pasewalkiem a Ueckermunde. Jednak sprawy osobiste zweryfikowały te moje plany. Miałem nie za dużo czasu by spokojnie pokręcić u naszych sąsiadów. Jeszcze w piątek wieczorem zmieniłem rozkład jazdy. Umówiłem się w sobotni poranek na Czarnej Łące z rodziną. Nawet zaplanowałem sobie drogę z Dąbia wałem przeciwpowodziowym wzdłuż jez. Dąbie.
Sobotni poranek przywitał mnie wiatrem, chmurami i telefonem… Wizyta na Czarnej Łące odwołana. Dzień wcześniej rzuciłem jeszcze okiem na forum RS i zwróciłem uwagę na krótki wpis Jacka – Kebab w Goleniowie – wyjazd godz. 10:00 z pl. Lotników. Post zwierał ostrzeżenie „Ćwiczymy punktualność, kto się spóźni, ten goni”. Nie miałem zbyt wiele czasu więc w grę nie wchodził dojazd rowerem. Szybka akcja, rower do samochodu i pędzikiem na pl. Lotników. Dojechałem w samą porę. Na miejscu była już pierwsza część ekipy – Ania, Jacek, Sławek i Janusz a gdy dołączyłem do nich pojawił się Krzysiek i nowy kolega (przepraszam ale mam kiepską pamięć do imion). Zamieniliśmy kilka słów i ruszyliśmy w kierunku Goleniowa. Dość szybko dotarliśmy do Dąbia a później bocznymi drogami do skrzyżowania prowadzącego na Załom. Dalej pojechaliśmy na Pucice, Kliniska. Kilometr przed Specjalną Strefą Ekonomiczną w Goleniowe Kierownik Krzysiek zarządził pierwszy postój.


Pierwszy postój przed Goleniowem

Po uzupełnieniu zawartości żołądków ruszyliśmy dalej w stronę Goleniowa. W Goleniowie troszkę kluczyliśmy, jednak zmysł orientacji Krzyśka doprowadził nas do miejsca docelowego czyli samolotu MIG-21. Kilka fotek i dalej w drogę.








Okazało się, że docelowym miejscem naszej wycieczki będzie Stepnica. Znowu dość szybko dojechaliśmy do Miękowa gdzie w sklepiku uzupełniliśmy zapasy. Mi udało się zakupić w cenie 3,90 zł drożdżówkę MEGA MAXI, która nie zmieściła się do mojego plecaka więc musiałem troszkę ją zmniejszyć. Z kolei kierownik wycieczki na mapie wyznaczał kolejne etapy trasy.





Ruszyliśmy z Miękowa. Nagle za swoimi plecami słyszę huk! Od razu wpadłem na to, że ktoś złapał flaka. Jednak to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że huk rzeczywiście pochodził z przebitej dętki jednak dętka nie pękła z powodu wjechania na jakąś przeszkodę ale została uszkodzona pękniętą felgą w rowerze Krzyśka.





Tym razem czekał nas postój nie planowany. Krótka narada… co robić dalej? Na szczęście spotkaliśmy jeżdżącego na BMX-ie młodego mieszkańca Miękowa. Powiedział nam, że około kilometr dalej w miejscowości Biełuń znajduje się stacja kolejowa z której odjeżdżają pociągi do Szczecina. Zdecydowaliśmy, że odprowadzimy Krzyśka na pociąg. Po dotarciu do Biełunia zostawiliśmy go na peronie a sami ruszyliśmy dalej. Dalej nie oznaczało, że jedziemy do Stepnicy. Nowy kierownik wycieczki Jacek postanowił odwiedzić żółwia.





W miejscu pobytu żówia Jacek odkrył ciekawe znalezisko. Nawet trwały przygotowania aby z tym ciekawym znaleziskiem ruszyć na Szczecin. Jednak ostatecznie z powodu gabarytów plan zabrania walizy nie powiódł się.



Coraz częściej z grupa okazywała swoją dezaprobatę z powodu braku obiecanego kebaba. Kierownik nie miał wyjścia i musiał się ugiąć. Skierowaliśmy się do Goleniowa aby spełnić obietnicę z postu na RS.



Nie chcąc wracać tą samą trasą co przyjechaliśmy po starcie z Goleniowa za cel obraliśmy Wielgowo.
Reszta trasy upłynęła bardzo przyjemnie bez większych przygód. Grupa jeszcze się podzieliła w Dąbiu gdzie się pożegnaliśmy. Ania, Jacek i Janusz ruszyli w stronę mariny a reszta włącznie ze mną pojechała na Szczecin.
Kolejna bardzo udana wycieczka z koleżanką i kolegami z RS. Dziękuję za bardzo miłe towarzystwo!















.

.
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 101.37km
  • Czas 04:17
  • VAVG 23.67km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 152 ( 76%)
  • HRavg 121 ( 60%)
  • Kalorie 3228kcal
  • Podjazdy 990m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pasewalk - jeszcze mnie tam nie było

Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 04.05.2013 | Komentarze 0

Jeszcze mnie nie było w Pasewalku... to znaczy byłem ale nie na rowerze. Iż był to dzień wybitnie rowerowy przekonałem się już na początku mojej wycieczki. W drodze do Krackow napotkałem aż trzech szosowców wracających z Niemiec. Jednak too był dopiero początek. Między Krackow a Penkun minąłem dużą grupę szosowców (było ich z 15-tu). Przeszli jak przecinak... Jeszcze parę minut zastanawiałem się czy dałbym radę z nimi przejechać choć kilometr;) Przed Penkun miałem drobną chwilę zwątpienia. Do wyboru miałem Prenzlau lub Pasewalk. Wybrałem jednak mniej ambitniejszą drogę - do Brussow i dalej na Pasewalk. Droga Do Brussow minęła w miarę szybko. Asfalt może nie jest idealny ale i tak jest nie źle. W Brussow zrobiłem sobie mały postój na odpoczynek, batona i fotki. Przypomniało mi się odwiedzane kiedyś Penkun. Tak samo pusto na ulicach, tak jakby wszyscy wyjechali. To chyba charakteryzuje wszystkie wschodnie małe miasteczka. Ludzie siedzą w domach lub gdzieś wyjeżdżają...
Z Brussow skierowałem się bezpośrednio na Pasewalk. Tym razem sama droga i asfalt bardzo fajne. Szczególnie fajny był odcinek bezpośrednio przed Pasewalkiem, który prowadzi przez mocno pachnący o tej porze las. Zaraz za wjazdem do Pasewalku znajdują się ogrody działkowe. Widząc ilość samochodów stojących przed wjazdem przypomniało mi się jak Niemcy uwielbiają odpoczynek na działkach. To chyba się nie zmieniło :) Jakoś tak dookoła dotarłem na rynek. Ciekawa sprawa ten rynek. Ogromny plac wyłożony kostką i płytami. Z boku stoi jakaś instalacja z dzwonków, która nie jest (dla mnie) ani ładna ani nawet interesująca. Obok znajdują się cztery łuki wbite w bruk a obok jakieś kamienne klocki. Władze Pasewalku chyba nie za bardzo miały pomysł co zrobić z tym miejscem. To co im wyszło jest raczej szkaradne a wielkość tego kamiennego miejsca przytłacza.
Oglądając tak ten ryneczek usłyszałem przeraźliwy turkot. Spojrzałem za siebie a tam.... parada traktorków. Zabytkowe pojazdy rolnicze sunęły dostojnie przez rynek przykuwając spojrzenia spacerowiczów. Zrobiłem kilka fotek i ruszyłem w poszukiwaniu czegoś konkretnego na ząb. Popasik znalazłem tuż przy salonie Opla. Lokal prowadzą Turcy choć można tam zjeść prawie wszystko, kebab, pizzę, makarony i tradycyjne niemieckie kiełbasy. Wybrałem ostatnią opcję ;) Najedzony ruszyłem w drogę powrotną. Zastrzyk energii w postaci kiełbaski i frytek spowodował, że mocniej naciskałem na pedały. W okolicach Zarretin dogoniłem bajkera, którego widziałem zamawiając posiłek w Pasewalku. Znałem tą postać ze zdjęć na forum RS. Jednak nie kojarzyłem kto to jest. Nawiązałem kontakt, okazało się że jest to Ernir. Postanowiłem się dołączyć i troszkę pogadać. Do Locknitz nie było za bardzo możliwości, bo ruch samochodów był spory. Zrobiliśmy mały postój w Rewe, gdzie Ernir zakupił napoje i dalej ruszyliśmy w drogę kierując się na Grambow. Tym razem mogliśmy sobie pogadać. Jadąc powoli pustą drogą rozmawiając dotarliśmy do Warzymic. Przed domem licznik pokazał 99,5 km... więc postanowiłem dokręcić jeszcze te pół kilometra i odeskortowałem Ernira do Cukrowej. Pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.
Podsumowując - udana wycieczka w bardzo fajnych warunkach. Kolejna setka zrobiona choć mogło być odrobinę więcej. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Więcej zrobię następnym razem ;)


Kościół z XIII w. w Brussow (miasteczko ma już 750 lat


Traktor na rynku...


... i jeszcze jeden traktor :)


Kościół przy rynku w Pasewalku


Chyba nie mają pomysłu na zagospodarowanie tego placu...


Może nie za bardzo rozumiem sztukę... ale te rzeźby nie są zbyt fajne...



Mniam, mniam...

Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 104.96km
  • Czas 04:22
  • VAVG 24.04km/h
  • VMAX 45.93km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 159 ( 79%)
  • HRavg 126 ( 63%)
  • Kalorie 3177kcal
  • Podjazdy 861m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Setka na dobry początek miesiąca

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 02.05.2013 | Komentarze 1

Niedziela... ups a właściwie środa zapowiadała się wybitnie rowerowo. Powietrze stało w miejscu a słońce powoli ogrzewało zimnie poranne powietrze. W planach miałem przejechanie kilkudziesięciu kilometrów bez specjalnego celu. Po śniadaniu dostałem SMSa: "Jak tam kolego. Mały wypadzik na niemcy?". Dwa razy nie trzeba mnie było pytać, zgodziłem się od razu. Plan trasy mieliśmy ustalić po przyjeździe Krzyśka do Warzymic. Przyjechał ok. 11-tej. Ustaliliśmy, że pojedziemy do Schwedt. Małe zakupy w osiedlowym sklepiku i w drogę. Wymyśliłem drogę bezpośrednio po prostej do Gartz krajową drogą B2 a potem ścieżką wzdłuż odry do Schwedt. Droga do Gartz bez upłynęła przeszkód choć do zjazdu na Gryfino ruch samochodów był spory. Przed samym wjazdem do Gartz zaczyna się kostka. Jest drobna i w miarę dobrze położona. Przynajmniej tak myślałem zanim nie wjechałem na nią Trekiem. Muszę przyznać, że wytrzęsło mnie solidnie. Następnym razem zastanowię się dwa razy zanim wybiorę tą drogę. Po przejechaniu kostki rozpoczął się raj dla rowerzystów wszelkiej maści. Było to wyraźnie widać właśnie 1. maja. Na ścieżce do Schwedt wzdłuż Odry panował spory ruch. Krzysiek stwierdził, że ścisk jak na Wyszyńskiego w szczycie ;) Mimo tak dużego ruchu odrobinę przyspieszyliśmy zmieniając się co jakiś czas. Następne 21 km przejechaliśmy w 42 min co daje (jak na nas) nie złą średnią ok. 30 km/h. Po wjechaniu do Schwedt, tuż za mostem trafiliśmy na piknik. Mnóstwo Niemców bawiło się przy folks musik :) Nie za bardzo odpowiadał nam ten klimat więc pojechaliśmy na mały popas do Turka przy dawnym Kaufhofie. Słońce grzało bardzo przyjemnie, aż nie chciało się ruszać. Czas jednak nas troszkę gonił więc ruszyliśmy w drogę powrotną. Do Gartz tak samo jak przyjechaliśmy. Następnie w Gardz odbiliśmy na ścieżkę prowadzącą do Mecherin. Na wąskiej ścieżce czekała na nas niespodzianka. Jechaliśmy dość szybko aż tu nagle na jednym z zakrętów na wąskiej ścieżce pojawiła się karetka na sygnale. Jak na złość był to sygnał jedynie świetlny. O mało co nie skończyło się to dla mnie wycieczką do rowu pełnego połamanych drzew i gałęzi. Na szczęście lawirując udało mi się uniknąć upadku. Po minięciu naszej dwójki kierowca chyba zorientował się, że może mieć więcej "klientów" i karetka włączyła sygnał dźwiękowy. Potem już tylko Mecherin i dalej do Tantow. To było małe odstępstowo od wcześniejszych założeń. Gdybyśmy pojechali do Rosówka nie przekroczylibyśmy setki ;) Kilka podjazdów, które musieliśmy pokonać w drodze do domu skutecznie nas zmęczyło do tego stopnia, że w Nadrensee musieliśmy zrobić małą przerwę. Do mety dotarliśmy "odrobinę" zmęczeni ale szczęśliwi z powodu zaliczenia kolejnej setki. To moja trzecia w tym roku więc mam osobiste powody do zadowolenia.



















Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 143.78km
  • Czas 06:04
  • VAVG 23.70km/h
  • VMAX 43.71km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 153 ( 76%)
  • HRavg 125 ( 62%)
  • Kalorie 4934kcal
  • Podjazdy 1718m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chyba polubiłem szosę :)

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 14.04.2013 | Komentarze 5

Od kiedy zobaczyłem, że prognozy na niedzielę przewidują kilkanaście stopni ciepła i prawie brak wiatru wiedziałem, iż muszę to wykorzystać na dłuższą trasę. Wcześniej z planów wypadł wyjazd dookoła zalewu (ze względu na brak wystarczająco dobrej kondycji) oraz Gryf Maraton (powód jak wyżej oraz strach przed trudną trasą). Byłem pełen obaw przed tą wycieczką. Po raz pierwszy w tak długą trasę wybrałem się na szosie. Nie wiedziałem czy zniosę trudy takiej podróży oraz nie byłem pewny czy nowy rower poradzi sobie z taką trasą. Pomysłem dłuższego wyjazdu zaraziłem Krzyśka. Przed 9:00 spotkaliśmy się w Warzymicach skąd po krótkich przygotowaniach ruszyliśmy w drogę. Przez pierwsze kilka kilometrów wolne tempo na rozgrzewkę. Poranne powietrze było chłodne po nocy więc musiałem zatrzymać się i pod kask ubrałem czapkę, dzięki temu zdecydowanie poprawiłem komfort jazdy. Za Ladethin troszkę przyspieszyliśmy. Przez Grambow i Rammin dotarliśmy do Locknitz. Tam pierwsza krótka przerwa na batona i piciu:) Po starcie staraliśmy się utrzymywać równe tempo na poziomie ok 30 km/h. Jechało się bardzo przyjemnie do samego Hintersee. Okazało się, że 25 km tym razem zrobiliśmy w ok 50 min. Zatrzymaliśmy się na kolejną krótką przerwę. Znowu mały batonik, troszkę wody i dalej w drogę na Eggesin. Kilkanaście kilometrów do Eggesin minęło bardzo szybko. Niestety po wjechaniu do Eggesin nasza prędkość spadła dramatycznie. Na ulicy bruk a chodniki niczym nie ustępują tym spotykanym w Polsce. Te paręset metrów przez Eggesin to była udręka. Do osiągnięcia celu zostało tylko kilka kilometrów, które znowu pokonaliśmy z przyzwoitą prędkością. Włącznie z wszystkimi przerwami droga do Ueckermunde zajęła nam 3 godzinki. Na zwiedzaniu (jeśli tak to można określić) oraz małym (co widać) popasie upłynęła nam kolejna godzina. Ok 13-tej ruszyliśmy w drogę powrotną. Na powrót wybrałem drogę przez Luckow. Znowu jechało się bardzo przyjemnie choć z pełnymi brzuchami nie było już tak lekko. Drobną niedogodnością był przejazd przez Vogelsang. Ulica jest wyłożona nierówną kostką a chodnik też mógłby być odrobinę lepszy. Jadąc na Merdzie pewnie bym nie zauważył takich niedogodności ale na w pełni napompowanym Treku czuć jest każdą nierówność. W średnim stanie jest również fragment drogi od Luckow do Ahlbeck. Oczywiście średnim jak na szosę. Na "górala" byłby dobry. Z Ahlbeck znowu do Hintersee gdzie czekały na nas cieplutkie ławki. W nogach było już 100 km. Do przejechania zostało ok. 40. Po 15 minutowym odpoczynku ruszyliśmy dalej tym razem postanowiliśmy przejechać ścieżką do Grunhof i nową drogą do Pampow i dalej na Blankensee. Odcinek Pampow - Blankensee nie jest w najlepszym stanie. Pozostałą część drogi podzieliliśmy jeszcze na dwa krótkie etapy. Jeden do Orlenu na Lubieszynie gdzie uzupełniliśmy kupiliśmy napoje, które skończyły się w Hintersee i drugi końcowy etap do Warzymic. Ogólnie bardzo przyjemna wycieczka. Okazało się, że przejechanie takiego dystansu na szosie nie jest tak ciężkie jak na MTB. Miałem jeszcze siłę aby dobić do 150 km jednak zostawiłem to na następny raz - będzie kolejny cel. Jednak udało mi się zrobić PERSONAL BEST 144 km!

Dziękuję Krzysiek za wyborowe towarzystwo!!!

PS. troszkę dziwne rozbieżności wystąpiły w mapach i dystansach. GPS pokazuje 143,78 km a po wgraniu na GPSies pokazany jest dystans 142,991 km :)


Przygotowania do wyjazdu


Rower w krzakach przed Ladenthin


Pierwsza pauza po godzince Locknitz Randow Halle


Z marynarzem w Ueckermunde


...i z rybakiem na ryneczku


Czasem jesteśmy taaacy mali...


... jednak jak sobie dobrze podjemy...


... możemy stać się wielcy!


...ale tylko w dobrym towarzystwie!


Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 106.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 19.57km/h
  • VMAX 38.70km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • HRmax 160 ( 79%)
  • HRavg 125 ( 62%)
  • Kalorie 4186kcal
  • Podjazdy 974m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nogi pieką ale warto było :)

Sobota, 9 marca 2013 · dodano: 09.03.2013 | Komentarze 4

Wreszcie udało mi się wygospodarować troszkę czasu aby napisać relację z sobotniej wycieczki. To nie tak, że nie miałem siły i umierałem w niedzielę po ostatniej wyprawie. Zmęczenie przeszło dość szybko i w sobotę wieczorem byłem już jak nowy. Jednak zacznę od początku.
Piątek na forum RS w poście na temat wyjazdu do Berlina przeczytałem, że Krzysiek (Monter) ze względu rowerowy dzień kobiet i inne okoliczności zaproponował alternatywny wyjazd do Gartz … a może do Schwedt. Z prognoz wynikało, że sobota będzie ostatnim dniem tygodniowego ocieplenia. Postanowiłem wykorzystać szansę i załapać się na wycieczkę z grupą z RS. Do tej pory miałem jedynie okazję z wypiekami na twarzy czytać relacje z Ich wycieczek. Przeważnie były to jak dla mnie ekstremalne wyprawy – jak np. wyprawa do betonowca albo pieszo-rowerowa wyprawa międzyodrzem. Start ustalony został na 9:30 tradycyjnie przy jez. Słoneczne. Jak zwykle na miejsce dotarłem w ostatniej chwili. Na miejscu zbiórki miałem przyjemność poznać Krzyśka (Montera), Jacka (Jaszek) i Piotrka (Peio). Tak naprawdę nie wiedziałem gdzie będziemy jechać. Na wszelki wypadek w mały plecak zabrałem 3 bułki a na rower dwa bidony. Tym razem termos został w domu. Parę minut po 9:30 ruszyliśmy w drogę. Najpierw na os. Reda - przeczuwając, że wycieczka może się przedłużyć zakupiłem kilka dodatkowych batonów. Gdy ponownie ruszyliśmy w drogę miałem przedsmak tego co czekało mnie później. Jacek poprowadził nas na górki ustowskie nie znanymi mi wcześniej dróżkami (nie wiedziałem, że w Szczecinie jest ul. Darniowa ;)). Troszkę pokluczyliśmy w tamtych okolicach i ruszyliśmy dalej przez Ustowo i dalej w stronę granicy. Kolejną niespodzianką dla mnie było minięcie zjazdu do Siadła Dolnego i wjazd w pole tuż przed autostradą. No i zaczęło się to co tygryski lubią najbardziej. Droga wzdłuż płotu przy autostradzie wymagała zejścia z twardego siodełka. Chwilę później okazało się, że delikatnie pomyliliśmy ścieżki. Po wejściu na prawidłowy szlak czyli leśną drogę zrytą przez ciągniki rolników dojechaliśmy do wiaduktu pod autostradą gdzie zrobiliśmy pamiątkową fotkę.


Od lewej Krzysiek (Monter), Jaszek (Jacek), Arek (Lenek), Piotrek (Peio)


Troszkę błotka nigdy nie zaszkodzi

Troszkę ubłoceni ruszyliśmy dalej zdobywać podjazd za autostradą na Szlaku Orła Bielika. Niestety nie poszło nam to najlepiej. Pierwszy odpadłem ja, zaraz potem Jacek. Najdalej zajechali oczywiście Krzysiek i Piotrek. Jednak nikomu nie udało się zdobyć tego podjazdu… Może następnym razem.


Wspinaczka rowerowa

Bielikiem dojechaliśmy do Moczył gdzie zrobiliśmy pierwszy postój na kanapkę. Po tym delikatnym popasiku ruszyliśmy dalej w stronę granicy z NRD. Tuż za Pargowem czekała na nas następna niespodzianka. Z przeciwka zmierzała ku nam trójka bajkerów. Okazało się, że byli to Jarek (Gadzik) Jurek (Jurektc) i Adrian (Gryf). Chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy dalej w drogę wzmocnieni przez Adriana, który razem z Krzyśkiem i Jackiem narzucili mocne tempo. Ze względu na mocny wiatr wybraliśmy drogę głównymi drogami do samego Schwedt. Do Gartz było nie źle ale bardzo fajnie zrobiło się dopiero za Gartz. Droga osłonięta drzewami po równym, niemieckim asfalcie okazała się bardzo przyjemna. Przez dłuższy czas trzymaliśmy prędkość ok 28-30 km/h. Dzięki temu w całkiem nie złym tempie dotarliśmy do Schwedt. Kolejny przystanek to Aldi. Najdłużej ze sklepu nie wychodził Jacek – jak się później okazało miał ważny powód  Ze sklepu wyszedł z hurtowymi ilościami czekolady. Przypomniały mi się czasy gdy sam na początku lat 90-tych jeździłem do NRD po margarynę, olej i czekolady w podobnych a czasami większych ilościach.


Piotrkowe zakupy

Po wyjściu z Aldika dopiero poczułem jak jest zimno. Padła propozycja małego popasu i ogrzania się w ...Oder Center!:) Zaparkowaliśmy swoje rowery tuż przed wejściem przy MM i rozpoczęliśmy piknik. Ludzie troszkę dziwnie się na nas patrzyli ale w końcu "potrzeba matką wynalazków":) Niektórzy chodzą do galerii handlowych na zakupy a my przyjechaliśmy tam na piknik. Po ogrzaniu się ruszyliśmy w drogę powrotną. Jeszcze na chwilkę zatrzymaliśmy się przy parkingu centrum handlowego gdzie miałem okazję zobaczyć, że nie tylko w Polsce ludzie oszczędzają na wyrzucaniu śmieci w krzaki!!!


Nie takie Niemcy czyste jak je malują - zdjęcie wykonane przy parkingu Oder Center

Jeszcze mała foteczka i w drogę!


Ninja

Od Schwedt do prawie samego Gartz jechało się bardzo przyjemnie. Naszym sprzymierzeńcem był las, który chronił nas od wiatru. Jednak przed samym Gartz las kończy się no i wtedy okazało się jak zimno jest w rzeczywistości. Jadąc nie osłoniętą niczym drogą zmarzłem niemiłosiernie. Przy Gartz zatrzymaliśmy się kolejny raz tym zrobić fotkę na malutkiej śluzie przy niemieckich pastwiskach. Wyniki sesji można podziwiać na wpisach w BS Piotrka i Jacka. Ja już nie miałem weny. Myślałem tylko o tym aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domu.


Przygotowania Jacka do wykonania pamiątkowej fotki


Piotrek też chciał mieć taką fotkę jak Jacek


Śluza na jazie czy jaz na śluzie...? :)

Jak się później okazało nie był to ostatni postój.

CDN...



Brakuje troszkę śladu na powyższej mapie. Dokładnie brakuje dojazdu z domu w Warzymicach do jez. Słoneczne - ok. 5-6 km.
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 108.40km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:29
  • VAVG 24.18km/h
  • VMAX 54.80km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 164 ( 81%)
  • HRavg 141 ( 70%)
  • Kalorie 3092kcal
  • Podjazdy 376m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pół litra czyli piąta setka

Sobota, 11 sierpnia 2012 · dodano: 12.08.2012 | Komentarze 0

Cały tydzień trwały przygotowania do drugiego maratonu, tym razem w Gryfinie. W przed dzień zawodów okazało się, że organizator odwołał zawody. Podobno nie dostali zgody na zamknięcie drogi po której miał się on odbywać. No cóż... czasem tak bywa. Sobota była przeznaczona na rower więc z Krzyśkiem i Pawłem postanowiliśmy po raz kolejny pozwiedzać niemieckie ścieżki rowerowe. Jako miejsce startu wybraliśmy Mecherin. Pogoda wydawała się fantastyczna na taką wyprawę. Od początku narzuciliśmy dobre tempo i w ciągu godziny przejechaliśmy 30 km. Czasami nasza prędkość na tej płaskiej trasie dochodziła do 40 km/h. Pierwszy postój zorganizowaliśmy po przejechaniu na most w Schwedt. Baton, coś do picia, focia i dalej w drogę.

Fotka od Pawła :)
Po przejechaniu kolejnych kilku kilometrów okazało się, że ścieżka rowerowa za Schwedt jest remontowana! Dokładnie tak - u nas nie remontuje się ulic a tam remontuje się ścieżki rowerowe! Na czas remontu ścieżki został wyznaczony świetnie oznakowany objazd! Niestety nie był on tak równy i gładki jak ścieżka ale był! Objazd prowadził przez Zutzen - Criewen - Vorwerk - Stutzkow. Droga objazdu to płyty betonowe i wiejskie drogi. W ostatniej z tych miejscowości znajduje się świetny, stromy i odrobinę niebezpieczny zjazd. Lekko hamując osiągnęliśmy tam prędkości po ok 55 km/h. Bez problemu udałoby się pojechać szybciej. Na końcu zjazdu jest ostry zakręt więc łatwo czołowo spotkać się z innymi użytkownikami drogi. Objazd jak to objazd zaprowadził nas z powrotem na ścieżkę Oder - Niesse. Ścieżką dalej pognaliśmy na południe. Zatrzymaliśmy się po przejechaniu 60 km na wysokości miejscowości Lunow. Tam kolejna przerwa na banana i grześka ;) Po tym postoju - w tył zwrot i ...okazało się, że jedziemy pod wiatr... ;) Prędkość obniżyła się do 25-28 km/h. Dobrze, że mieliśmy Pawła, który nas ciągnął za sobą. Czasami na przód wyskakiwał Krzysiek... a ja korzystałem z ich uprzejmości i wlokłem się za nimi ;) Na drogę powrotną wybraliśmy odcinek starej trasy Oder - Niesse. Prowadził on brzegiem Odry po starych, betonowych płytach. I to chyba był gwóźdź do trumny. Pod wiatr obijając tyłki dotarliśmy do mostu granicznego w Krajniku. Stamtąd już spokojnie ścieżką do Schwedt. Do mety brakowało ok 30 km więc postanowiliśmy się troszkę "nawodnić" i przegryźć coś konkretniejszego. Wybór padł na "turka". Wciągnęliśmy po pysznym kebabie z kurczaka, który był bardzo słusznych rozmiarów.

Po "małym" co nie co ruszyliśmy pokonać ostatnią trzydziestkę.
Chłopaki dawali radę czego nie można powiedzieć o mnie. Droga po idealnej jak stół ścieżce była dla mnie drogą przez mękę. Chłopaki często musieli zwalniać aby na mnie poczekać. Wielkie sorki za opóźnianie i zaniżanie średniej :)
Na ostatnich 30 kilometrach zrobiliśmy jeszcze dwa postoje, które pomogły mi dotrzeć do Mecherin.

Paweł miał jeszcze siłę aby zwalniać, przyspieszać i robić switaśne fociszki ;)

Dziękuję chłopaki za wyborowe towarzystwo i świetną zabawę - jeździć z Wami to ogromna przyjemność (no i wielki wysiłek ;)).



PS. Żeby nie było tak pięknie po raz kolejny zawiodła mnie appka do rejestrowania tras "Moje trasy". Została równocześnie odpalona na dwóch w pełni naładowanych telefonach. Na pierwszym wyłączyła się sama po przejechaniu 28 kilometrów na drugim po ok. 70 kilometrach. Nie wiem co się dzieje z tym programem ale po aktualizacji mój ulubiony rejestrator staje się bezużyteczny. "Dupę" uratował mi Garmin, którego ogarniam coraz bardziej! Super sprawa!
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 118.28km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:15
  • VAVG 22.53km/h
  • VMAX 45.74km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 160 ( 79%)
  • HRavg 125 ( 62%)
  • Kalorie 3745kcal
  • Podjazdy 1546m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Druga setka w tygodniu i drugi raz Schwedt

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 16.07.2012 | Komentarze 0

Co zrobić jak za oknem wieje a na niebie mnóstwo chmur? Na pewno nie idzie się wtedy pojeździć rowerem. Ostatnio wszystko robię inaczej niż trzeba więc w plecak spakowałem tym razem dodatkową bluzę, kurtkę, nową dętkę, pompkę oraz narzędzia i wyruszyłem w drogę. Troszkę tak bez "mapy" i bardziej potrzeby kierowały mnie w danym kierunku niż jakiś plan. Na pierwszy ogień poszły zakupy. Dwa miejsca do wyboru. Stacja Bobryk na krajowej drodze w Przecławiu lub sklep spożywczy w Kołbaskowie. Po pierwszych przejechanych metrach, ubrany oczywiście na krótki rękaw wybrałem sklep w Kołbaskowie.No i tak jak przewidywałem pierwszy deszcz spotkał mnie parę kilometrów od domu. W Karwowie zaczęło padać. Ale tak szybko jak zaczęło tak szybko się skończyło. Dojechałem do Kołbaskowa, zrobiłem zakupy, kupiłem też kilka euro i ruszyłem dalej. Droga taka sama jak przebyłem 28.06 z Krzyśkiem. Jedyna mała zmiana to pod koniec zmieniłem sam dojaz do miasta. Pojechałem do samego mostu granicznego wałem p. powodziowym. Kolejną potrzebą okazały się baterie, które pomimo, że były naładowane na maksa wyczerpały się w GPSie... Jak, że lepiej było wydać kilka złotych niż kilka euro skierowałem się na Krajnik Dolny. Przepraszam od razu wszystkich mieszkańców tej miejscowości. To co zobaczyłem to MASAKRA! Świat po zachodniej stronie Odry to Europa, świat na wschód od Odry to... Azja, Afryka.... Można tak kupić Zigaretten, Blume i oczywiście skorzystać z Friseur.. czy jakość tak... przejechałem kilkaset metrów i tych Friseur było z 10!!! Więcej o tym miejscu nic nie napiszę.. bo nie warto!


Następnym punktem mojej wyprawy było zwiedzanie miasteczka Schwedt. Zupełnie inny świat. Uśmiechnięci ludzie, czyste ulice, zadbane ogródki i w samym mieście świetnie zorganizowana cała infrastruktura rowerowa! Rewelacja. Po małym posiłku i herbacie czas na powrót. Jednak aby nie było monotonnie postanowiłem troszkę zmienić trasę. Popełniłem jednak mały błąd. Z Gartz powinienem skierować się bezpośrednio na Tantow a nie jechać do Mecherin i stamtąd do Tantow. Wybrałem znaną mi drogę, którą w marcu przejechałem z Marcinem. Troszkę ją zmodyfikowałem również pod koniec.
Na minus tej wyprawy zaliczę pogodę. O ile przyjemniej byłoby jechać bez wiatru. Drugi raz ta sama droga i drugi raz urywa głowę. Wiatr południowo-zachodni nie był moim sprzymierzeńcem w drodze do Schwedt. natomiast podczas powrotu troszkę jakby osłabł i nie pomagał za bardzo. Choć czasami się przydawał ;)


Tym razem dotarłem do Krajnika Dolnego ;)


Przerwa w centrum na małe co nie co ;)
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 103.40km
  • Czas 04:06
  • VAVG 25.22km/h
  • VMAX 47.23km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 162 ( 80%)
  • HRavg 123 ( 61%)
  • Kalorie 2531kcal
  • Podjazdy 1101m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

100 km na 100 lat

Wtorek, 10 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 2

Swoje 41 urodziny postanowiłem uczcić w oryginalny sposób... Los mi w tym dopomógł.
Przed wyjazdem dopompowałem jeszcze opony na 3,5 bar... chciałem mocniej, producent przewiduje ciśnienie do 4,5 bar ale nie udało mi się. W miejscowości Rammin pomyliłem drogę i przez przypadek pojechałem w stronę Loeknitz... Gdy zorientowałem się gdzie wyjechałem nie opłacało się już zawracać.
Niestety znowu problem z mapami w Google.... muszę chyba wymyślić coś innego. Wkrótce postaram się uzupełnić ten wpis ;)



Licznik pokazał 101,61 km (dane we wpisie z GPS)
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 104.25km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:52
  • VAVG 21.42km/h
  • VMAX 44.63km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 166 ( 82%)
  • HRavg 134 ( 66%)
  • Kalorie 4109kcal
  • Podjazdy 1735m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Druga setka ;)

Niedziela, 24 czerwca 2012 · dodano: 24.06.2012 | Komentarze 0

Tym razem znowu z Krzyśkiem postanowiłem za cel obrać Schwedt. Wycieczka byłaby bardzo udana gdyby nie... moja głupota. Postanowiłem, że granicę przekroczymy w Pargowie dojeżdżając tam trasą Orła Bielika... No cóż może byłoby fajnie gdyby nie zakończona porażką próba podjazdu pod górę, na kamieniach przy autostradzie. Próba wjazdu zakończyła się upadkiem i rozwaloną kostką. Okazja do przemycia rany i zaklejenia kostki była dopiero w Kamiencu.. Oczywiście wody utlenionej nie uświadczyłem ale na szczęście były plastry... trudno, że dziecinne z motywami z Toy Story ale przynajmniej były. Reszta drogi mimo sporego wiatru była rewelacyjna. Na pewno powtórzę jeszcze raz tą trasę gdy będzie lepsza pogoda. Jestem zachwycony infrastrukturą rowerową po niemieckiej stronie. Tylko jeden odcinek przebiegał drogą publiczną. Reszta to świetne ścieżki rowerowe. Rewelacyjny okazał się przejazd wałem przeciwpowodziowym wzdłuż Odry. Cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem! Muszę zdecydowanie kupić aparat! To jest nie do opisania! ;)
Trasa:
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 130.82km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:52
  • VAVG 22.30km/h
  • VMAX 51.67km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 164 ( 81%)
  • HRavg 134 ( 66%)
  • Kalorie 4628kcal
  • Podjazdy 1458m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czas na Ueckermünde - pierwsza setka :)

Poniedziałek, 28 maja 2012 · dodano: 28.05.2012 | Komentarze 0

Wyjazd niedziela 27.05. godzina 11:20 powrót 19:00 :) Wycieczka z kilkoma krótkimi i jedną dłuższą przerwą na plaży Ueckermunde zajęła nam (dzięki Marcin) 7:40 min.
To był najdłuższy dystans jaki pokonałem w życiu. Wcześniej w wieku 15-16 lat na Jubilacie udało mi się w jeden dzień zrobić 100 km (trasa Szczecin Dąbie - Międzywodzie) ;)

Niedzielna wycieczka planowana była na ok. 110 km. Według wskazań google do Ueckermunde miało być 55 km. Po przyjeździe na miejsce odległość wyniosła 62 km a powrotną drogę troszkę sobie wydłużyliśmy jadąc wzdłuż wybrzeża przez Bellin.

Niestety google map nie pokazuje trasy prawidłowo więc poniżej trasa w formie słownej:

Warzymice - Będargowo - Dołuje - Dobra - Buk (przejście w Buku) - Blakensee - Hintersee (oddcinek leśny Gottesheide) - Ahlbeck - Eggesin - Ueckermunde (odległość ok. 62-63 km)

Powrót:

Ueckermunde - Bellin - Luckow - Ahlbeck - Hintersee - Dobieszcyn - Stolec - Buk - Dobra - Dołuje - Warzymice (odległość ok. 67-68 km)

Cała trasa w jednym kawałku ;)



Urokliwa marina w Uckermunde


Odpoczynek przy plaży
Kategoria ponad 100 km