Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 15.61km
  • Czas 01:21
  • VAVG 5:11km/h
  • VMAX 3:02km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • HRmax 183 ( 96%)
  • HRavg 156 ( 82%)
  • Kalorie 750kcal
  • Podjazdy 47m
  • Aktywność Wrotkarstwo
Uczestnicy

Rolki po raz pierwszy

Sobota, 29 listopada 2014 · dodano: 29.11.2014 | Komentarze 4

No i stało się :) Po raz pierwszy w życiu jeździłem na rolkach. Jak mi poszło? Jeśli mogę ocenić samego siebie to całkiem nieźle. Krzysiek, który namówił mnie na kolejną dyscyplinę też stwierdził, że jak na pierwszy raz to było OK. Przez pierwsze parę metrów walczyłem zdecydowanie o utrzymanie pionu. Moja desperacka walka skończyła się porażką. Po pierwszych kilkudziesięciu metrach zaliczyłem pierwszy upadek. Jako, że prędkość jazdy była znikoma upadek na tyłek był bez konsekwencji. Jak się później okazało był to pierwszy i ostatni wypadek tego dnia, z czego jestem bardzo dumny :) Coś czuję, że rolki będą nie złym uzupełnieniem treningów na rowerze. Dzisiaj pogoda na rower była raczej średnia. Zimny i mocny wiatr bardzo utrudniałby jazdę na rowerze. Na rolkach było w sam raz :)
 

Pierwsze kroki na rolkach.
 
Kategoria rolki


  • Dystans 57.79km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:26
  • VAVG 23.75km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Temperatura 7.4°C
  • HRmax 173 ( 91%)
  • HRavg 146 ( 76%)
  • Kalorie 1509kcal
  • Podjazdy 265m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skąd się biorą śmieci na polach i w lasach?

Sobota, 22 listopada 2014 · dodano: 22.11.2014 | Komentarze 3

Jeśli ktoś zastanawia się skąd biorą się śmieci w lasach, na polach w parkach i innych miejscach to polecam obejrzeć film, który zamieszczę poniżej. Może przypadkiem ktoś zna prowadzącego ten pojazd? Może istnieje szansa, że ktoś komuś powie, że tak się nie robi. Może jakby ktoś wrzucił tej osobie śmieci do domu, ogródka lub pod drzwi to tek "ktoś" zastanowiłby się skąd biorą się śmieci...
Mnóstwo jest śmieci porozrzucanych po rowach, lasach i polach... "Milionerzy" mieszkający przeważnie w domkach jednorodzinnych w ten sposób "oszczędzają" na wywożeniu śmieci...
Samochód nowy a przyzwyczajenia jakby stare... parafrazując znaną reklamę :)
  

Jak się komuś nie chce robić stopklatki to... nie musi ;)
   
  

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 107.17km
  • Czas 03:46
  • VAVG 28.45km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 167 ( 87%)
  • HRavg 147 ( 77%)
  • Kalorie 2245kcal
  • Podjazdy 644m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mgła

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 11.11.2014 | Komentarze 3

Dzisiejszym motywem przewodnim wycieczki była mgła, która towarzyszyła nam od samego rana aż do końca wycieczki. Mógłbym jeszcze do tej mgły dorzucić okropną wilgoć. Wilgoć, mgła i temperatura sprawiły, że nie jechało się zbytnio komfortowo. Ubrania, rowery i droga były totalnie mokre mimo, że nie padało. Jazda za kimś powodowała, że mieliśmy na twarzy prysznic spod koła kolegi. Zazwyczaj nie zdejmuję okularów podczas jazdy. Tym razem nie miałem wyjścia. Zaraz po wytarciu robiły się mokre i nic nie było widać.
Wycieczka dość spontaniczna, do końca zastanawialiśmy się gdzie jechać. W końcu padło na Prenzlau. Chyba dobrze, bo Ueckermunde było dzisiaj poza naszym zasięgiem. To już chyba prawdziwy koniec wypraw szosowych. 
Zakończyłem go wycieczką w składzie Krzysiek, Artur, Konrad i ja ;) Dziękuję za wspólnie przejechane kilometry w tym roku, wiele wspólnych dłuższych i krótszych wycieczek. Dziękuję wszystkim z którymi miałem przyjemność jeździć w tym sezonie. Zapraszam w przyszłym sezonie na wspólne jazdy! 
 
Teraz czas na zasłużony odpoczynek. Być może jeszcze wsiądę na rower w tym roku, jednak nie pojadę już szosą, być może aby "dojechać" do 10K wybiorę się na jakieś krótkie wycieczki Meridą :)
 

Pożegnanie sezonu szosowego pod sklepem w Będargowie.
 

Kebson w Prenzlau
 
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 54.74km
  • Czas 01:57
  • VAVG 28.07km/h
  • VMAX 48.60km/h
  • Temperatura 8.8°C
  • HRmax 172 ( 90%)
  • HRavg 155 ( 81%)
  • Kalorie 1450kcal
  • Podjazdy 381m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

No to się umordowałem...

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 09.11.2014 | Komentarze 3

Narzekałem może wczoraj? Jeśli tak to bardzo przepraszam! Mogę jedynie napisać, że wczoraj było cudownie, cieplutko, bezwietrznie. To co dzisiaj przeżyłem to istny armagedon. Tak naprawdę nie pamiętam kiedy jechało mi się aż tak źle. Temperatura może nie była najgorsza, bo 8° w połowie listopada to chyba nieźle. Jednak to co wyprawiał wiatr to było poniżej krytyki. Jeszcze przed wyjściem spotkałem Pawła, który powiedział, że pogoda jest super. Bez wiatru, cieplutko, mnóstwo biegaczy i rowerzystów. Chyba wiedział co mówił, bo wracał z lasu. Prognoza pogody pokazywała zupełnie coś innego, zimno i wiatr o sile 7 m/s. Uwierzyłem Pawłowi. Na szczęście ubrałem się dość ciepło. Po raz pierwszy tej jesieni założyłem 3 warstwy. W pewnym sensie taki zestaw uratował mi życie.
Początek nie był taki zły, dopóki nie dojechałem za Warnik. Te pierwsze 5 kilometrów było najprzyjemniejsze podczas całego przejazdu. Po przejechaniu kolejnych 15 km żałowałem, że nie pojechałem do Mecherin samochodem. W Mecherin odebrałem od Justynki (dziękuję!!!) kolejne zakupy i ruszyłem w drogę powrotną. Spodziewałem się, że skoro w jedną stronę było okropnie to w drugą będzie git. Myliłem się bardzo. Po dojechaniu do drogi nr 2 dostałem tak silny wiatr w bok, że nie mogłem utrzymać toru jazdy. "Dwójka" to dość ruchliwa droga, jeździ nią całe Gryfino w drodze do Szczecina. Na szczęście w niedzielne popołudnie ruch był dość mały. Jednak kilka razy serce mocniej zabiło przy blisko przejeżdżających autach. Nie chcąc narażać się jeszcze bardziej postanowiłem zrezygnować z przejazdu przez Rosówek i Kołbaskowo. Wybrałem drogę przez Rosow. No i właśnie w Rosow wypatrzyłem takie cudo.
 

MAN 11-192  Ochotnicza Straż Pożarna Rosow 
 

Focus z MANem
 
Pozostała część drogo za Nadrensee była równie koszmarna. Dałbym wszystko aby znaleźć się już w domu, a do przejechania zostało 15 km z trzema podjazdami... Nie będę dobrze wspominał dzisiejszego wyjazdu.
 

Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 68.52km
  • Czas 02:16
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 44.80km/h
  • Temperatura 13.1°C
  • HRmax 179 ( 94%)
  • HRavg 163 ( 85%)
  • Kalorie 1815kcal
  • Podjazdy 284m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tylko do Grunhof

Sobota, 8 listopada 2014 · dodano: 08.11.2014 | Komentarze 1

Dzisiaj był kolejny dzień, który było szkoda zmarnować na zakupy lub siedzenie w domu. Chyba, że ktoś jest tak zorganizowany i potrafi zrobić wszystkie te rzeczy jednego dnia. Ja niestety tak nie potrafię, tym bardziej że poprzedni dzień, a raczej wieczór był delikatnie mówiąc "rozrywkowy". Bardziej adekwatnym słowem zamiast "rozrywkowy" byłoby słowo "alkoholowy". Nienawidzę jeździć na kacu, jednak grzechem byłoby nie pojechać kompletnie nigdzie. Plany zresztą zakładały poranno-południową wycieczkę na jakąś setkę w większym towarzystwie. Skończyło się na samotnej siedemdziesiątce. Tak naprawdę to nie ma o czym pisać. Może tylko to, że nie męczyłem się tak bardzo jak się spodziewałem. Drugie spostrzeżenie to dość wysokie tętno jak na chilloutową jazdę. Zarówno średnie jak i maksymalne tętno takie jak na Miedwiu podczas wyścigu. Kolejny plusem było wypocenie alko z organizmu. Chyba się to udało, bo po powrocie do domu czułem się zdecydowanie lepiej. 
Na jazdę nie zabrałem ani kamery ani aparatu, bo cel jazdy był zupełnie inny. Jutro ma troszkę mocniej wiać, jednak prawdopodobnie skuszę się na małe co nie co na szosie ;)
 
Przy okazji zauważyłem, że do tej pory udało mi się w tym roku przejechać dwa razy więcej kilometrów niż w ubiegłym roku ;)
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 47.11km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 26.92km/h
  • VMAX 44.70km/h
  • Temperatura 10.6°C
  • HRmax 173 ( 91%)
  • HRavg 156 ( 82%)
  • Kalorie 1309kcal
  • Podjazdy 299m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po ciemku

Środa, 5 listopada 2014 · dodano: 05.11.2014 | Komentarze 0

Przyznaję się szczerze, jazda po ciemku nie należy do moich ulubionych zajęć. Teraz powinienem napisać "nie należała", ponieważ jazda w grupie, a przynajmniej w parze to zupełnie inna bajka. Potrzebowałem dziś tej przejażdżki. Troszkę stresu, troszkę nerwowych chwil w pracy najlepiej jest rozładować na rowerze. Jeśli do wysiłku jaki trzeba włożyć w napędzenie roweru doda się jeszcze skupienie i koncentrację przy szybkim wyborze najlepszego toru jazdy mamy idealny środek na rozładowanie niechcianych emocji. Dziś udało mi się namówić na przejażdżkę Konrada. Tak naprawdę to nie musiałem go specjalnie namawiać. Wystarczył jeden telefon i po 20 minutach Konrad podjeżdża pod moje drzwi. Za cel obieramy Mecherin. Tym razem zakupy były nie tylko dla mnie ale również dla Kodka. Ja kupiłem sobie długie rękawiczki na szosę i czarną bluzę termo, a Kodek zakupił opaskę z windstopperem na uszy (taką jak ma Piotrek i ja). Do  Tantow w dobrym tempie asfaltem, a potem do Mecherin płytami. Nie spodziewałem się, że jazda po zmroku może być tak przyjemna. Nie byłoby tak fajnie gdyby nie oświetlenie. Zarówno Konrad jak i ja mamy takie same lampki McTronic Noise Pro 500. Nie trzeba było świecić na maksa aby droga była dobrze oświetlona. Jadąc "trzynastą" obok siebie przypominaliśmy bardziej samochód z dobrymi światłami niż "rowery dwa" :) Jadące z przeciwka auta widząc nas wyłączały bez problemu światła drogowe. Mieliśmy z dwa przypadki gdy musieliśmy przypomnieć o zmianie świateł. Wtedy wystarczyło tylko podnieść wyżej strumień światła i problem sam się rozwiązywał :)
Na koniec wycieczki już pod samym domem Konrad zaliczył klasyczne OTB. Skupił się na wypinaniu butów i przypadkiem zablokował przednie koło :) Na szczęście prędkość była symboliczna więc zarówno Konrad jak i rower wyszli chyba bez szwanku ;)
 

Uuu aaa rowery dwa
 
Wracając z pracy wstąpiłem jeszcze do mojego ulubionego sklepu rowerowego. Pomyślałem sobie, że jakaś fajna lampkowa stylówa przyda się Focusowi, więc zrobiłem mu prezent w postaci kompletu Lezyne Zecto Drive. Tak prezentuje się Focus z nowym oświetleniem. Nie są to może demony mocy, ale wyglądają fajnie i świecą wystarczająco aby było mnie widać :)
  
 
 Lezyne Zecto Drive (przód) 80 lm
  

Lezyne Zecto Drive (tył) 20 lm
  

Kategoria do 50 km


  • Dystans 106.33km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:27
  • VAVG 23.89km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 171 ( 90%)
  • HRavg 132 ( 69%)
  • Kalorie 2127kcal
  • Podjazdy 319m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Relax, Take It Easy /+ video/

Niedziela, 2 listopada 2014 · dodano: 02.11.2014 | Komentarze 5

No i wreszcie nadszedł ten czas, że jeździmy bo lubimy. Totalny relaks, bez pośpiechu, bez zbędnego nabijania kilometrów, najzwyczajniej tak dla siebie. Dzisiaj to bardziej "dla nas" niż dla siebie, bo wycieczka relaksacyjna odbyła się w towarzystwie Piotrka. Za pierwszy cel obraliśmy sobie Locknitz nową ścieżką, a właściwie jej fragmentem. Jest fajnie i będzie jeszcze fajniej jak ją skończą. Jeszcze troszkę im brakuje. Ścieżka nie zaczyna się zaraz za Bismarkiem jak sądziłem, ten odcinek jest jeszcze w budowie. Początek nowej ścieżki w tej chwili znajduje się przy jednym ze zjazdów na Ramin. Ciekawe czy dokończą ją jeszcze w tym roku. Jeszcze nie zbudowany odcinek jest już częściowo przygotowany. Jadąc nową ścieżką tak sobie myślałem, że odrobinkę będzie mi brakowało przejazdu przez Plowen. Jeśli tylko będę miał czas dalej będę jeździł koło ośrodka kolonijnego i Grosse Kutzowsee :) Plusem jest to, że na pewno będzie bezpieczniej. Na tym odcinku był spory ruch i tej ścieżki bardzo brakowało. Teraz będzie można przejechać od Grambow do Locknitz cały czas korzystając ze ścieżek rowerowych.
Pierwszy postój Piotrek zarządził przy "kocie". Nie mogłem się oprzeć i musiałem zrobić kolejne zdjęcie ;)
 

Selfie w towarzystwie... hmmm?
 
Jeszcze przed wyjazdem z Locknitz odbijamy na Gorkow. Tą drogą jeszcze nigdy nie jechałem. Ciekawiło mnie czy będzie można ją wykorzystać na szosę. Niestety w samym Gorkow kończy się asfalt i zaczyna ubita ziemia. Na szosę raczej się nie nadaje. Za to do jazdy konnej nadaje się jak najbardziej!
 

Na szosie nie wiedziesz wszędzie, konno dasz radę :)
 
Dalej po ubitej ziemi, troszkę po asfalcie i troszkę po kostce dojeżdżamy do Dotothenwalde. Wioska taka sama jak inne niemieckie wioski. Potem jeszcze mijamy kilka takich wioseczek mniejszych i większych. Kierujemy się prosto na Pasewalk. Mój towarzysz podróży coraz bardziej odczuwa zmęczenie. Po części spowodowane nie do końca przespaną nocą, a poczęci zażyciem niedozwolonych środków dopingujących. Alko jest ok w wieczór gdy się je spożywa jednak następnego dnia raczej nie powinno się prowadzić wszelkich pojazdów mechanicznych. Dopadamy do przystanku na trasie Pasewalk - Viereck, tutaj "kierownik" wycieczki zarządza kolejny postów. Piotr wyznaje skądinąd dobrą zasadę - lepiej nosić niż się prosić. Tak było i tym razem. Termos, kabanosy, czekolada - wszystko czego dusza zapragnie. Ja niestety nie byłem tak dobrze przygotowany i zabrałem ze sobą tylko bidon wody i troszkę euro licząc na kawkę i ciastko w Torgelow. Niestety jak się później okazało kawkę i ciastko "zrobiłem" w domu ;)
 

Lepiej nosić niż się prosić
 
Podczas postoju na przystanku minęło nas trzech chłopaków na góralach (jeden nawet jechał w krótkich spodniach!). Przez myśl mi przeszło aby z nimi się troszkę podrażnić, łapiąc ich i uciekając. Jednak Piotr szybko wybił mi z głowy ten pomysł i ruszyliśmy grzecznie na Viereck.
Z kolei za tą wioską zaczyna się bardzo fajna trasa na szosę. W pewnym sensie można ją potraktować jako alternatywny dojazd do Ueckermunde. Pewnie w przyszłym sezonie sprawdzę jeszcze tą opcję. Równy asfalt, teren częściowo osłonięty, mały ruch - czego chcieć więcej? :)
Droga bardzo przyjemna była tego dnia tylko dla mnie. Zdjęcie pokazuje co Piotrek sądzi o moich "ściganiach" i wydłużaniu trasy.
 

Daleko jeszcze?
 
Kolejny postój robimy już za Grunhof. Piotr jest coraz bardziej wyczerpany. Mimo, że stara się z całych sił to jego rower jakoś nie jedzie. Musimy zatrzymać się na chwilę. Piotrek wcina na leżąco kolejną porcję kabanosów, potem troszkę gimnastyki, a ja pozbywam się z organizmu zawartości bidonu, który już prawie się kończy.
 


 
Do domu zostało niewiele a na liczniku tylko siedemdziesiąt kilka kilometrów... Trzeba coś zrobić aby troszkę sobie wydłużyć trasę. Piotrek proponuje abym już z nim się nie męczył jadąc 20 km/h i odbił w innym kierunku. Dzięki temu on nie będzie się stresował, że mnie spowalnia, a ja zrealizuję kolejny cel i ...zmęczę się.
Rozstajemy się w Bismarcku. Wiem, że Piotrek ma niedaleko i da sobie radę. Ja w pierwszym odruchu decyduję się na powrót do Locknitz. Plan się zmienia gdy widzę kierunkowskaz na Plowen. Tą drogą również nigdy nie jechałem, choć często się zastanawiałem w jakim stanie jest ta droga. Była okazja sprawdzić to sprawdziłem. Prawie jak zawsze - dobry asfalt, ruch minimalny więc z pewnością jeszcze skorzystam z tej drogi. Za Plowen znowu wjeżdżam na nową ścieżkę. Gonię chłopaka na Giancie i łapię go zaraz przed końcem ścieżki, spada mu jeszcze licznik więc mijam go bez żadnego problemu. Problemem z kolei jest przejście na drugą stronę aby kontynuować jazdę. Po chwili czekania jakoś mi się to udaje. Jeszcze przed Bismarckiem skręcam na Ramin i Grambow. Po drodze spotykam jeszcze kilku ludzi na szosach. Widać więcej osób postanowiło wykorzystać ostatnie promienie słońca. 
 


 
Dzisiaj spotkaliśmy wyjątkowo dużo rowerzystów. Nawet w środku sezonu nie spotykałem ich tak wielu, a kilka kilometrów przejechałem. Zastanawiam się, czy to przypadek?
  
 



Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 136.48km
  • Czas 04:30
  • VAVG 30.33km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 14.2°C
  • HRmax 173 ( 91%)
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 2832kcal
  • Podjazdy 368m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Kostrzyn na zakończenie sezonu /+ video/

Niedziela, 26 października 2014 · dodano: 26.10.2014 | Komentarze 5

Trzeba było jakoś z lekkim przytupem zakończyć sezon... no może nie całkowicie ale długich wycieczek raczej nie przewiduję. Jak najlepiej zakończyć sezon? Oczywiście - Kostrzyn ;) Łatwo, szybko i przyjemnie... Który to już raz w tym roku jestem w Kostrzynie? To miasto to hit w moich tegorocznych wycieczkach. Co prawda rozczarowała mnie pogoda, no ale nie ma co za dużo wymagać, przecież mamy koniec października. Chociaż termometr pokazywał średnio przyzwoite 14° C to nie czuło się tak wysokiej temperatury. Każdy, nawet najkrótszy postój powodował natychmiastowe wychłodzenie organizmu. Jeśli chodzi o postoje to po przejechaniu pierwszych 10 kilometrów mieliśmy ich aż 3!!! No tak, zapomniałem przedstawić moich współtowarzyszy podróży. Jak zwykle jechałem dzisiaj z Krzyśkiem i po raz drugi na troszkę dłuższą jazdę z Kodkiem. Konrada przedstawiałem już kilka postów, może kilkanaście postów temu. Chłopak zaczął jeździć pod koniec lata. Od tego czasu przejechał "kilka" kilometrów. Trasa z Kostrzyna była dla Konrada jego najdłuższą wycieczką. Do tej pory jeździł przeważnie po kilkadziesiąt kilometrów 2 lub maksymalnie 3 razy w tygodniu. Jak się później okazało, dał radę! Na początku to czasami nawet go ponosiło i narzucał zbyt ostre tempo co się na nim zemściło na samym końcu naszej podróży.
 

Stacja docelowa Kostrzyn - miejsce naszego startu. 

No dobrze,  wracam już do wytłumaczenia się z postojów. Pierwszy postój mieliśmy zaraz po wyjściu z pociągu. Okazało się, że Konrad nie za bardzo przygotował się na taką wycieczkę... właściwie wcale się do niej nie przygotował i dodatkowo wyjechał na głodniaka. Więc Żabka w pewnym sensie uratowała mu życie. Drożdżówka, batony i coś do bidonu pozwoliło mu ruszyć w drogę. Drugi postój to McDonalds w Kostrzynie. Nie zatrzymaliśmy się na burgera. McDonalds pozwolił nam pozbyć się zbędnego balastu z pęcherza. Tym razem w drodze do Kostrzyna trafił nam się stary skład (co widać na zdjęciach), w którym toaleta nie nadawała się do użytku.
 

To rower Konrada - całkiem fajna maszyna ;)
 

To był mój pierwszy Focus - przez weekend ;) 

Trzecie postój trafił się zaraz po wjeździe na szlak Odra-Nysa. Tym razem ja miałem pecha. Wjechałem na kawałek szkła (prawdopodobnie w ciemnym tunelu pod drogą), bo po chwili nie miałem powietrza... :( Chwilę zajęła nam wymiana dętki. Pierwsze dwa spostrzeżenia. Opony Schwalbe One bardzo dobrze schodzą z obręczy Falcrum, więc szybka wymiana jest bezproblemowa, nawet bez łyżek. Druga uwaga to... muszę kupić dętki z długimi wentylami. Obręcze są na tyle wysokie, że wentyl dętki, którą miałem ledwo wystaje nad obręcz...
Od tego momentu szło już bardzo gładko. Nasza prędkość wzrosła gwałtownie. Kolejne dyszki przejechane ze średnią po 34 km/h pozwoliły troszkę nadgonić stracony na początku czas. Kolejny postój obowiązkowy to oczywiście huśtawki w Gross Neuendorf. Tym razem Konrad poczuł się jak małe dziecko ;)  
 

Dwie huśtawki zajęte przez "duże dzieci" 
  

Kodziunia - dzidziunia
  
Aby nie wyziębić się na maksa po huśtawkach szybko ruszyliśmy w dalszą drogę. Praktycznie bez żadnych postojów dojechaliśmy do Schwedt. No może poza jednym krótkim postojem gdzie powstała ta fotka :)
 

Mały postój i tyle radości ;)
   
Kiedy kończy się sezon rowerowy Schwedt chyba również zasypia. Nie wiele mieliśmy opcji aby zjeść coś ciepłego. W przeciwieństwie do Turków w Prenzlau, Turcy w Schwedt obsługują klientów również w niedzielę. Tak na dobrą sprawę nie za bardzo chciało mi się jeść. Jednak świadom tego, że w mojej lodówce hula tylko wiatr postanowiłem również coś zjeść. Tym razem klasyk. Mały kebab w bułce za drobne 3,50 EUR + cola 1,50 EUR.
 

Nie jest to mój ulubiony kebab... jednak na bezrybiu...

Po uzupełnieniu wcześniej spalonych kalorii jedziemy z nowymi siłami dalej. Dość szybko dojeżdżamy do Gartz. Konrad proponuje aby jechać główną drogą. Jednak ze względu na Krzyśka, który odbija w Mecherin kontynuujemy jazdę O-N. Za Gartz nie ma lekko... tego można było się spodziewać. Jedziemy po omacku po dywanie liści. Dosłownie na czuja wybieramy drogę. Jazda ścieżką po liściach, w których czają się korzenie rozwalające ścieżkę nie należy do moich ulubionych atrakcji... Jednak jakoś się udało przejechać bez przygód. Następnym razem jesienią na szosie wybieramy szosę, a nie las!
Dojeżdżamy do Mecherin i żegnamy się z Krzyśkiem, który przez Gryfino wraca do Kijewa. Ja z Konradem jedziemy już w miarę standardowo na Kołbaskowo. Konrad zmaga się z bolącym kolanem i jazda idzie mu coraz częściej. Co pewien czas oglądam się i zwalniam aby na niego poczekać. Przed samym Kołbaskowem nie obejrzałem się przez dłuższą chwilę i zgubiłem na prostej Kodka ;) Jak się później okazało stanął w sklepiku kupić colę :)
 

Kodek się odnalazł... z colą :)
 
Ostatnie kilometry już były ciężkie. Delikatne podjazdy przed Smolęcinem sprawiały mu sporą trudność. Jednak udało mu się dojechać do Karwowa. Pożegnaliśmy się i dosłownie popędziłem do domu.
Jak już jesteśmy przy kolanach. Moje odezwało się po przejechaniu 42 kilometrów a w zasadzie 50 jeśli doliczyć dojazd do dworca. Bardzo się tego bałem. Jednak postój, z którego pochodzi moje "zadowolone" zdjęcie w dziwny sposób pozwolił pozbyć się bólu!!! Jak ręką odjął i do samego końca nic mnie już nie bolało! ;) 


No i dokupiłem sobie zgrabny uchwyt do Garmina :) 
 

 
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 120.37km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:33
  • VAVG 26.45km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 164 ( 86%)
  • HRavg 145 ( 76%)
  • Kalorie 2677kcal
  • Podjazdy 213m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Rieth

Niedziela, 19 października 2014 · dodano: 19.10.2014 | Komentarze 4

Dla odmiany niedzielę poświęciłem dla Meridy. Okazja była do tego przednia ponieważ grupa zebrała się zacna :) O 9:30 na miejscu zbiórki przy Arkonce zjawiają się Artur, Zbyszek, Adam, Klaudiusz, ja i na szarym końcu Krzysiek, który po drodze zaliczył jeszcze glebę. Plan na dzisiaj zakłada wizytę na plaży w Rieth, przejazd nową ścieżką z Rieth do Nowego Warpna, plażę w Nowym Warpnie i powrót przez.... to się wymyśli później. Z Arkonki lecimy na Głębokie. Jesteśmy tam przed 10tą i naszym oczom ukazuje się chmara szosowców! Nie spodziewałem się, że jeżdżą w tak licznej grupie. Dwa czy trzy razy już widziałem i za każdym razem wydawało się mi, że jest ich mniej. Być może kiedyś się skuszę na jazdę z nimi aby zobaczyć... kiedy odpadnę z peletonu. Ruszamy dalej w stronę Tanowa i na Dobieszczyn. Na ścieżce od Głębokiego Diabeł pokazuje, że wczoraj nie dał z siebie wszystkiego. Ciągnie naszą grupę jak lokomotywa! Jestem przerażony takim początkiem. To się nie może dobrze skończyć. Szaleńcza jazda na samym początku zwiastuje kłopoty na sam koniec, a czasem wcześniej.
 

  

 

W Dobieszczynie nasza grupka dogania chłopaka na Specu, który łapie się dzielnie na nasze koło i odtąd jak się później okazało będzie nam towarzyszył prawie do samego końca. 
 


Szybko dojeżdżamy do Hintersee, Ludwigshof i po godzinie i czterdziestu minutach jesteśmy Rieth. Tam robimy pierwszą przerwę. Niestety moje kolano nie czuje się najlepiej i już przed pierwszym postojem daje o sobie znać. Wiem, już że nie jest dobrze. Do przejechania zostało 50-70 km z bólem. Nie ma wyjścia... trzeba jechać. Jednak przed wyjazdem jeszcze kilka zdjęć.
 

 

 

 

 
Z Rieth kierujemy się na nowopowstałą ścieżkę, która uroczyście ma zostać oddana za... tydzień ;) My postanowiliśmy zrobić jej inaugurację już dziś.
 

 
Przed wjazdem na ścieżkę jeszcze pamiątkowe zdjęcie na przejściu granicznym. Korzystamy z uprzejmości nowo poznanego kolegi, który robi nam grupową fotę.
 

 
Nowa, jeszcze nie do końca uprzątnięta ścieżka prowadzi na same przedmieścia Nowego Warpna. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i odwiedzić plażę w Nowym Warpnie. 
Przejeżdżając grzecznie przez miasteczko, Adam dostrzega dwóch chłopaków na szosach. Zrywa się nagle z łańcucha i tak jakby diabeł go opętał. Siada im na koło i nie odpuszcza. Niestety w pewnym momencie gubimy go... pojechał inną drogą za szosami. Zatrzymujemy się na chwilę i decydujemy się zmienić plany i pojechać w kierunku ucieczki Adama. Na szczęście Adam po jakimś czasie opamiętuje się i zawraca. Później opowiadał, że jak "szosy" zobaczyły górala na ogonie przycisnęły do 40 km/h jednak Adam nie z takimi już jeździł. Wśród swoich wielu sukcesów ma objazd zalewu z Jamesem77, woberem i sarenem86 :) Co prawda kawałek ale to i tak sukces! :)
 

 
Po znalezieniu Adama jedziemy już prosto na plażę tam chwilka na batona, w sklepie postój na uzupełnienie bidonów i jedziemy na znienawidzone przeze mnie Brzózki. Terapia wstrząsowa w Brzózkach nie pomaga. Kolano napierdziela mnie coraz bardziej. 
W Trzebieży odbijamy na pożarówkę, która prowadzi nas do drogi 115. Coraz bardziej czujemy w nogach przejechane kilometry. Co jakiś czas musimy zwalniać i czekać aż dołączą do nas osoby, które gorzej zniosły ten dystans. W końcu Zbyszek, który się spieszy decyduje się na samotny szybki powrót. Na pożarówce spotykamy jeszcze Basię Misiaczową i samego Misiacza. Chyba sporo osób skorzystało z tej ładnej pogody i wybrało dzisiaj rower.
Ostatni przystanek robimy w Tanowie. Do sklepu dojeżdżamy w trójkę. Krzysiek, Artur i ja. Dopiero po jakimś czasie dojeżdża Klaudiusz i Adam, a po nich Sebastian.
Pod sklepem jeszcze krótka wymiana wrażeń z podróży, ostatnie uzupełnienie płynów i dalej w drogę.
 

Artur tą samą butelkę wozi już drugi dzień. Nie wiem po co on to robi? Lans na butelkę?
 
Ostatecznie żegnamy się na Głębokim. Jeszcze chwilę jadę z Arturem. Rozstajemy się przy hali Arena Szczecin. Pozostała część drogi to koszmar. Bolące już bez litości kolano, wiatr w twarz powodują maksymalny spadek motywacji... Myślę tylko o kąpieli i ciepłej herbacie....  
 
Już na sam koniec film ze ścieżki Rieth - Karszno
 
 
Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 109.28km
  • Czas 04:01
  • VAVG 27.21km/h
  • VMAX 49.90km/h
  • Temperatura 16.1°C
  • HRmax 173 ( 91%)
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 2523kcal
  • Podjazdy 658m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zachwycony Diabeł

Sobota, 18 października 2014 · dodano: 18.10.2014 | Komentarze 3

Jak wiadomo tym, którzy czytają moje wpisy w ubiegłym tygodniu po raz pierwszy zabrałem swojego nowego Focusa na pierwszą i jak się później okazało ostatnią wycieczkę. Jak pisałem jechało mi się na nim dobrze, ale niestety nie "bardzo bardzo dobrze". Jednak wtedy myślałem, że to kwestia przyzwyczajenia. W poniedziałek przyjechał do mnie Krzysiek sprawdzić czy to co piszę tutaj to nie są bzdury. Zabrał rower na godzinną przejażdżkę. Po powrocie zapytał mnie - kupić Ci mniejszy czy mam zamawiać taki sam? Kompletnie nie wiedziałem co robić. W pierwszej chwili poprosiłem go o dwa dni zastanowienia. Krzysiek się zgodził i ruszył do domu. Po krótkiej rozmowie z Pawłem, który wtedy był u mnie zdecydowałem, że chcę jednak mniejszy. Argument Pawła przemówił do mnie bardzo szybko. Paweł powiedział - skoro dla Krzyśka, który jest od Ciebie wyższy o 6 cm XLka jest dobra to ten rower jest dla ciebie za duży. Szybki telefon do Krzyśka i po pół godzinie nie miałem już Focusa. Jeszcze tego samego wieczora został zamówiony rower dla mnie. Jak się okazało tym razem również cała operacja trwała tydzień i w piątek rower dojechał do Szczecina. 
 

Ostatnim razem gdy opisywałem wyjazd dookoła Zalewu zapomniałem jeszcze o jednej rzeczy do "zaliczenia" :)

Jeszcze w piątek wieczór zabrałem się za jego skręcanie. Bo tym razem przyszedł rozłożony :)
 

 
Po złożeniu telefon do Artura - robimy "setę"! Start godzina 10:00 kierunek - Prenzlau. Początek jazdy bardzo leniwy. Nie mogliśmy się nagadać, a Artur nie przestawał się zachwycać moim nowym nabytkiem. Od słowa do słowa i okazało się, że on nigdy nie był przy samolocie w Grunz, choć kilkakrotnie przejeżdżał przez tą wioskę. Nie było innego wyjścia, najpierw jedziemy do samolotu. Tam postój na kilka zdjęć i dalej w drogę.
 

 

 
 

 
Z Grunz lecimy już bezpośrednio na Prenzlau. Do przejechania najbardziej atrakcyjny, 20 kilometrowy odcinek trasy. Od razu za Grunz zaczynają się zjazdy i podjazdy. Raz większe raz mniejsze ale droga do Prenzlau prawie wcale nie jest płaska. Puls stabilizuje się nam na poziomie 160-170 ud/min. ale jest super. Diabeł zachwycony jest tą trasą. Bardzo podoba mu się to miejsce. Dochodzimy wspólnie do wniosku, że to idealne miejsce na treningi przed sezonem. Kilkakrotne pokonanie tego odcinka może dać ostro w kość.
Dojeżdżamy do Prenzlau i kierujemy się na kebab, który tak bardzo zachwalał Misiacz. Z ogromną przyjemnością muszę potwierdzić, że kebson jest pierwszoligowy! Po raz kolejny Artur jest zachwycony ;)
 

 
Po jedzeniu czas znaleźć rowery. Grzegorz jakiś czas temu dopytywał się czy je odwiedziłem, a ja jakoś nigdy nie miałem do nich po drodze, choć bywałem bardzo blisko. Tym razem nie odpuściłem. Mała sesja na rowerach jest dowodem na to, że zaliczyłem w tym roku ostatni, zapomniany cel.
 

 

 

 

 

 
Po sesji czas na powrót do domu. Wybieramy drogę przez Brussow. Zaraz za Prenzlau zamieniamy się rowerami. Tym razem znowu Artur jest zachwycony. Jeśli nie liczyć źle ustawionego siodełka i kierownicy wszystko inne to bajka. Łatwość z jaką rower przyspiesza, zmiana przełożeń - wszystko super. Diabeł kolejny raz tego dnia jest pod wrażeniem. Dość długo jedziemy zamienionymi rowerami. Niestety po pewnym czasie czuję ból w kolanie. Artur ma troszkę krótsze nogi i przez pewien czas pedałując jadę na zgiętej nodze. Z takim samym bólem jechałem od Stepnicy podczas objazdu zalewu. Pod Brussow dokonujemy zmiany powrotnej. Rowery wracają do właścicieli. Niestety lekki ból towarzyszy mi już do końca podróży. W Locknitz zatrzymujemy się jeszcze na chwilkę aby coś dolać do bidonów (niestety mało zabraliśmy picia) i prosto do domu. Tempo iście spacerowe. Znowu dużo jazdy obok i rozmawiania. Ostatni postój robimy jeszcze w Będargowie. Tym razem znowu chodzi o uzupełnienie płynów. Przy okazji delikatnie oblewamy rowery aby tryby się nie zatarły.
 

 

 
Od sklepu grzecznie prowadzimy roweru i czekamy aż resztki izotonika wyparują z organizmu.
 
Na koniec krótkie podsumowanie. Przede wszystkim - po raz pierwszy nie mam za dużego roweru! O wrażeniach jazdy Focusem pisałem poprzednio. Tym razem jeszcze mogę dodać, że podczas jazdy czuję się jak scalony z rowerem. Drobne korekty w ustawieniu siodła i kierownicy i będzie IDEALNIE! :)

PS. jeszcze rano podczas ostatniej korekty ustawień zniszczyłem zacisk sztycy. Przy dokręcaniu pękła śruba zacisku. Co się później okazało, klucz dynamometryczny podczas dokręcania "zastrajkował" czyli się zje... Nie dość, że klucz do du... to jeszcze do kupienia nowy zacisk. Na wycieczkę pojechałem z zaciskiem od Treka ;)

 
Kategoria ponad 100 km