Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 58.19km
  • Czas 02:01
  • VAVG 28.85km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Temperatura 17.9°C
  • HRmax 167 ( 87%)
  • HRavg 148 ( 77%)
  • Kalorie 1337kcal
  • Podjazdy 261m
  • Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Focus pokus

Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 12.10.2014 | Komentarze 5

Na koniec sezonu jeszcze mała niespodzianka. W nagrodę za zrealizowanie wszystkich założonych celów kupiłem sobie... nowy rower ;) Cóż innego mógłbym sobie kupić? :) Tym razem jest to następca Treka, który dzielnie mi towarzyszył przez ostatnie dwa sezony. Co prawda jeszcze się z nim nie rozstaje ale teraz podstawowym rowerem szosowym będzie FOCUS.
O nowym rowerze można przeczytać TU. Ja natomiast skupię się na moich odczuciach po pierwszej jeździe testowej. Pierwsze co rzuca się w oczy, a raczej ręce podczas noszenia to waga. Rower jest nieprawdopodobnie lekki. Przekłada się to na bardzo szybkie rozpędzanie roweru, a także na lekkość podczas pokonywania wzniesień.
Druga rzecz nad którą muszę popracować to manetki. Po pierwsze są bardzo wygodne w górnym chwycie. Do tego dochodzi pewność chwytu. Nawet z rozluźnionej dłoni manetka nie "ucieka". Jednak popracować muszę nad zmianą przełożeń. SRAM zaproponował zupełnie inną filozofię. Myślę, że po przestawieniu w sposobie myślenia będzie lepiej niż w SHIMANO. Red 22 to najwyższa grupa szosowa od SRAMa, daje się to odczuć właśnie podczas zmiany przełożeń. Czasem słychać tylko cichy "klik" w manetce i łańcuch bezgłośnie zmienia koronkę! Po przesiadce z Tiagry różnica jest kolosalna. Jeśli tylko wyczuję nowe manetki przełożenia będą zmieniać się całkowicie bezgłośnie.
Kolejnym zaskoczeniem w nowej szosie są koła. Są troszkę stożkowate co bardzo daje się odczuć przy bocznych podmuchach wiatru. Czytałem gdzieś, że można się nauczyć jeździć na wyższych kołach podczas wiatru i wcale to nie jest takie straszne jak by się mogło wydawać.
Teraz pora na największe zaskoczenie. Do tej pory jazda po wszelkiego rodzaju  nierównościach, mniejszych dziurach, studzienkach czy kostkach powodowała, że często zmieniałem trasę oby ominąć takie "niedogodności". Po jeździe na Focusie jestem totalnie zaskoczony właściwościami karbonu. Rama, widelec, sztyca, mostek tak dobrze tłumią wszystkie drobne nierówności, że w tej chwili mogę jechać Focusem na MTB ;) Oczywiście żartuję ale naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem poziomu tłumienia. Jechało się bardzo komfortowo. To pewnie również zasługa siodła Fizika i opon nabitych do 9 bar! :)
W drodze są już nowe pedały SH PD-6800. Na razie zamontowałem przeszczep od Treka ale obiecuję je oddać  :)
  

Focus Izalco Team SL 2.0

PS. od czasu GPS odjęte zostało 2 min i 20 sek. czas od startu do złapania sygnału.
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 270.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 09:46
  • VAVG 27.65km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Temperatura 15.5°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 145 ( 76%)
  • Kalorie 5621kcal
  • Podjazdy 691m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Mission Completed

Sobota, 4 października 2014 · dodano: 04.10.2014 | Komentarze 6

04.01.2014 po pierwszej wycieczce w Piotrem i Krzyśkiem wpis na BS zakończyłem listą planów.
 
Ostatnie zadanie z tegorocznego planu wykonane rzutem na taśmę ;)
 
Pod koniec ubiegłego roku, który nie był zbyt udany jeśli spojrzeć na osiągnięte cele na ten rok zaplanowałem sobie jeszcze ambitniejsze zadania, które postanowiłem zrealizować. Cele na 2014 przedstawiały się następująco
- przejechać 6000 km w roku
- pokonać podjazd na szlaku Bielika
- przejechać Miedwie w 2 godziny
- objechać dookoła Zalew Szczeciński w jeden dzień (przejechać jednorazowo więcej niż 208 km)
- wygrać z Krzyśkiem choć jeden wyścig w terenie (zadanie specjalne)
  
Pierwszy punkt planu został zrealizowany dość szybko, już w lipcu miałem przejechane 6 000 km. Bardzo łagodna zima, niezła pogoda wiosną i sporo wyścigów na początku lata spowodowało, że nie trudno było przejechać te 6 000 km. Nie zapominam jednak, że w ubiegłym sezonie nie udało mi się dojechać nawet do 5 000 km. W tej chwili mam przejechane 150% zakładanego planu i nic nie wskazuje na to aby to był koniec. Być może uda mi się przekroczyć magiczną dla mnie liczbę 10 000 km!
 
Po nie udanej próbie zdobycia podjazdu na Szlaku Bielika wiosną 04.09. udało mi się zrealizować drugi punkt z mojej listy. W towarzystwie Krzyśka, przy trzecim podejściu nie zdobyty przeze mnie podjazd poddał się. We wrześniu dokonałem tego po raz drugi. Myślę, że już nie będzie problemów z tą górką. 
  
Z trzecim zadaniem z mojego planu na rok 2014 mam pewien problem. Wg organizatora i oficjalnego pomiaru czasu wyścig na Miedwiu ukończyłem z czasem 2:00:19 czyli w dwóch godzinach się nie zmieściłem (będąc dokładnym). Nie mogę za miarodajny uznać czas z GPS, który niestety włączyłem za późno i w pewnym sensie dzięki temu nie uzyskałem zakładanego czasu minimum 2:00:00. Jedak uznaję ten punkt za zaliczony, bo wyścig mi się udał a był rozgrywany w nie najłatwiejszych warunkach. Poza tym za jednym "zasiadem" zrealizowałem mój punkt piąty. Po raz pierwszy udało mi się pokonać Krzyśka w jego naturalnym środowisku. Niedługie wyścigi terenowe to jego żywioł, do tego Miedwia nigdy gdy startowaliśmy razem nie udało mi się go pokonać! Po raz pierwszy z wygrałem z Krzyśkiem w terenie.
 
W sobotę 04.10.2014 zrealizowałem właśnie czwarty punkt mojego planu rocznego. Być może gdybym kontrolował odległości udałoby się pobić mój rekord kilometrowy, a tak 274 km z wyjazdu do Kostrzyna zostało nie pobite. Tym razem zabrakło jedynie 4 km aby przejechać więc niż w lipcu.

 

Od prawej Krzysiek, Zbyszek, Artur, Arek :) (Krzysiu nóżka jak model ;) )
 
Co było to było i czas wrócić do teraźniejszości. Zbiórka zaplanowana była na Shelu przy al. Wojska Polskiego w sobotę między 7:00 a 7:15. Pierwszy jak zwykle na miejscu był Krzysiek, który na miejsce zbiórki miał najdalej. Dojechać z Kijewa to kawałek drogi. Ja z kolei byłem na "starcie" drugi. Miałem troszkę mniej do pokonania niż Krzysiek. 


Najbardziej obowiązkowy z całej ekipy Krzysiek melduje się pierwszy na starcie. (Kolanko znowu jak u modela)
 
Regułę przełamał dopiero Artur, który mieszka za rogiem. Zbyszek, który dojechał z Bezrzecza na starcie zjawia się jako czwarty.
Jesteśmy w komplecie i możemy startować. 


Na starcie zjawia się Artur i jego nowy Specialized Roubaix SL4 COMP

Nowy rower Artura robi wrażenie. Idealny sprzęt na polskie, nie najlepsze drogi. Rower ma przejechane jedynie kilkaset kilometrów. Więc tak prawdę mówiąc to jest na dotarciu. Biała rama, biała owijka i białe siodełko przykuwają wzrok. Bez dwóch zdań to najlepszy rower w naszym peletonie. No i jeszcze prowadzony jest przez gościa, który w tym roku ma już w nogach ponad 10k km! W tym chłopaku drzemie siła! Na starcie po cichu liczę na to, że to właśnie on poprowadzi nas dookoła Zalewu.
Zbyszek również leci na nowym rowerze, węglowy Cube GTC nie może ważyć wiele. Na niego również liczymy. Razem z Arturem przejechali już Zalew więc i tym razem dadzą radę! 
 

W komplecie gdzieś za Dobieszczynem, jest mgliście, zimno i wilgotno. Porządek jak zakładałem Artur, Zbyszek, Krzysiek i ja
  

Artur na swoim nowym Specu

  

Zbyszek i jego Cube GTC
 
Wiedzieliśmy, że ten fragment trasy będzie szybki, a czasami nawet bardzo szybki. Wiatr w plecy bardzo nam pomagał. Za Ueckermunde doganiamy "gościa" na szosie. Chwilkę rozmawiam z Niemcem i proponuję mu podłączenie się do naszej czwórki. Mimo lekkich obaw i narzekań, że tempo dla niego za mocne chwyta koło. Czasem krzyczę do chłopaków, którzy zapominają o Niemcu aby zwolnili. Grzecznie dostosowują się do moich próśb. 33/34 km na godzinę to maks co może wyciągnąć "nasz Niemiec". W pewnym momencie na zmianę wychodzi Artur. 42 km/h na prostej i niestety gubimy Niemca przed Anklam. Szkoda, bo może kawę by postawił za holowanie ;) Oczywiście żartuję ;)
W Anklam przy 98 km na moim liczniku robimy pierwszą przerwę na "kabanosa". Kabanosy wzorem Jamesa77 i Leszczyka stają się przebojem w naszej diecie.   
 

Dlaczego ten Gryf usiadł Zbyszkowi na głowie?
 

Troszkę w innej konfiguracji ale bez Gryfa na głowie (fotograf był lepszy) ;)
 
Od Anklam było już tylko gorzej... Temperatura powietrza co prawda "troszkę" się podniosła i z początkowych 7° zrobiło się 21° to wiatr, który na początku wiał nam w plecy zaczął wiać w bok, a potem prosto w twarz. Przez Uznam jechało się.... ciężko. Wiatr totalnie zniechęcał do jazdy. Pojawiły się nawet pomysły powrotu pociągiem ze Świnoujścia. W momencie gdy jechaliśmy w otwartym terenie nasza prędkość drastycznie spadała. Co prawda mieliśmy sporo zapasu z dojazdu do Anklam ale wiedzieliśmy, że nie wystarczy to na długo. 
 

Artur na Specu wygląda "stylowo", mam w tym swoją małą zasługę :)
 


U Krzyśka i Zbyszka pojawiają się pierwsze oznaki zmęczenia. Podjazdy nie są już tak łatwe jak na początku.
 
 

Pojawiają się pierwsze skurcze... Zbyszek zastanawia się nad zakończeniem "wycieczki".

  

Artur i Krzysiek "zniesmaczeni" postawą Zbyszka :) Metoda na motywację? ;)
 
Kolejny przystanek robimy dość szybko. Po przejechaniu 40 kilometrów zatrzymujemy się "na siku". To ostatni moment aby w samotności pozbyć się zbędnego balastu. Zbyszek był "prawie" zdecydowany aby zakończyć jadę w Świnoujściu.
Po kilku chwilach docieramy do Polski. Jedziemy z Arturem z przodu, za nami Krzysiek i Zbyszek. Znowu przerwa, tym razem dłuższa niż poprzednio. W samym centrum Świnoujścia zatrzymujemy się w cukierni. Świnoujście ma szczęście do dobrych lokali. W Cafe Sonata pijemy pyszną kawę i jemy rewelacyjne ciastka. Takiego "bezowego ananasa" nie jadłem nigdy w życiu!!! Jeśli tylko będę znowu w Świnoujściu na 100% zajrzę do Cafe Sonata! :) Odrobinkę dalej uzupełniamy w Żabce bidonu i jedziemy na prom. No i tu znowu pewien dylemat. Garmin nie został wyłączony więc prawdopodobnie do odległości dobił mi ze 2-3 km i obniżył średnią wycieczki :) Będę musiał z tym jakoś żyć.
Zjeżdżamy z promu wśród aut i motocykli, które wyjeżdżają tak jakby się gdzieś paliło. Nam już się nie spieszy tak jak na początku wycieczki. Jest około 13:30 więc mamy do zachodu słońca sporo czasu. Przed nami najtrudniejszy fragment jazdy. Do Wolina zjazdy i podjazdy, a za Wolinem odkryty teren z wiatrem w twarz. Nie ma wyjścia trzeba jechać. Zbyszek zmienia zdanie i zamiast zostać w Świnoujściu jedzie do Wolina i tam postanawia złapać pociąg.  Staramy się utrzymać dyscyplinę jazdy. Zmiany co dwa kilometry mają nam oszczędzić siły i spowodować, że w miarę dobrej kondycji osiągniemy cel. Niestety ja na swojej zmianie wpadam na dwukilometrowy podjazd. Na szczycie zjeżdżam totalnie wyczerpany. Jadący za mną Zbyszek ma zdecydowanie łatwiej. Prosta i zjazd nie są wyznaniem. Jednak szczęście się odwróciło i na kolejnej zmianie mam super zjazd przed samym Dargobądzem. W Dargądzu na zmianę idzie Zbyszek. Niestety tym razem ma pecha. Przejazd przez wioskę zakończony wjazdem na "trójkę" jest wyczerpujący. Mimo późniejszych ciągłych zjazdów Zbyszek postanawia zakończyć jazdę w Wolinie. Jedziemy na dworzec gdzie udaje mi się nagrać ten materiał:
 
Zbyszek odpuszcza? Czyżby?
  

Okazuje się, że pociąg z Wolina do Szczecina będzie prawie za dwie godziny... Zbyszek łamie się i postanawia jechać z nami dalej. Jednak tym razem stawia warunki. Robimy zmiany bez niego. On jedzie z tyłu korzystając z naszej zasłony. To dobre określenie w tej sytuacji... To co spotkało nas za Wolinem to masakra. 
 

Negocjacje trwają. Udało się zmobilizować Zbyszka do dalszej jazdy.
 
Za Wolinem jedziemy w trójkę, holując Zbyszka. Kombinujemy z ustawieniami bo wydaje się, że wiatr wieje z każdej strony. Miejscami staramy się jechać w "nieprofesjonalnym" wachlarzu :) Robimy wszystko aby ochronić się od wiatru. Taka jazda kosztuje nas sporo siły. Artur cały czas twardo daje zmiany. Krzysiek za Świnoujściem złapał drugi oddech i dzielnie wywiązuje się ze swoich obowiązków i ja również w tym momencie dawałem radę. W okolicach Żarnowa trafiamy na grupę rowerzystów. Okazuje się, że to "Rowerowy Szczecin" wybrał się na zwiedzanie Wolińskiego Parku Narodowego i zalicza kolejny punkt programu. Chwilkę rozmawiamy i mijamy dziewczyny i chłopaków z RS.   

 

 

 

 
 TURBO ROWER MIEJSKI - SZCZECIN
 

W piątej sekundzie filmu z ulicy Sołtysiej wyjeżdża dziewczyna na rowerze miejskim.  W trzy rozpędzone szosy doganiamy ją dopiero na szczycie wzniesienia. Niezły ma power to dziewczę. No nic jesteśmy zdziwieni ale w końcu udało się ją dogonić. Ruszamy szybko ze świateł na Bramie Portowej. Jedziemy dość szybko... i w pewnym momencie z lewej strony dogania nas dziewczyna na ROWERZE MIEJSKIM!!! Jak się do tego mają nasze szosy za "tysiące złotych"? Czas chyba pozbyć się szosy i przesiąść się na rower miejski!   
 
Po kilku sekundach stajemy na światłach przy Krzywoustego. Obok Artura staje auto. Gość prowadzący samochód otwiera szybę i pyta się Artura "To ten rower z wypożyczalni?" :):):)





  • Dystans 56.18km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 25.93km/h
  • VMAX 45.70km/h
  • Temperatura 18.8°C
  • HRmax 165 ( 86%)
  • HRavg 134 ( 70%)
  • Kalorie 1162kcal
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

I Feel Good

Poniedziałek, 29 września 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 2

Zdaniem w tytule mógłbym skończyć ten wpis. Nie spodziewałem się nawet, że będzie tak dobrze. Co prawda na początku jechałem bardzo asekuracyjnie ale wraz z przebytymi kilometrami rozkręcałem się coraz mocniej aż na końcu przez cały czas prowadziłem nasz dwuosobowy peleton :) Dzisiaj "peleton" składał się z Pawła vel "Jurek Kiler" oraz mnie ;) Jeśli sam bym miał dzisiaj jeździć pewnie bym nie pojechał. Jednak Paweł tak jak obiecał w końcu wybrał się ze mną pojeździć. Pewnie nie prędko znowu pojedziemy razem ale dzisiaj zdecydowanie było warto. Pogoda była wręcz wymarzona. Taka pogoda mogłaby być przez cały rok! Jest gdzieś kraj z taką pogodą przez cały rok? Chętnie bym się tam przeprowadził. 
Tak jak psiałem na początku przez pierwsze kilometry jechałem spokojnie nie chcąc ryzykować mocnego bólu głowy. Dopiero po przejechaniu kilkunastu kilometrów tętno podniosło się do ponad 130 ud/min. Nawet tego nie zauważyłem a tym bardziej nie poczułem. Dopiero gdy na Garminie zobaczyłem 150 ud/min uspokoiłem się całkowicie. Przy takim tętnie w ubiegły wtorek zaczęły się moje kłopoty. Tym razem obyło się bez żadnych problemów. Tygodniowy odpoczynek od roweru całkowicie zregenerował organizm do tego stopnia, że pod koniec trasy to Paweł nie mógł nadążyć. Średnia nie wyszła zbyt imponująca, bo znaleźliśmy troszkę czasu na pozowanie. Oto efekty naszych "wygłupów" :)
 

Miało wyjść fajnie wyszło... byle jak... 
 

Kiler to potrafi dynamicznie pozować do zdjęcia
 

Troszkę Kilera "artystycznie"
 

Lansik pod wiatrakiem ;)
 

Sztuka przez małe "s" 
  
Niestety nie udało mi się wyeksportować filmu w 1080p. Mój komputer chyba nie daje rady...
 

 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 48.31km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 22.30km/h
  • VMAX 45.40km/h
  • Temperatura 12.3°C
  • HRmax 165 ( 86%)
  • HRavg 126 ( 66%)
  • Kalorie 891kcal
  • Podjazdy 329m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlak Bielika po raz drugi

Wtorek, 23 września 2014 · dodano: 24.09.2014 | Komentarze 5

Po raz kolejny nie musiałem zbytnio Krzyśka namawiać na wyjazd. Szybciutko uzyskał pozwolenie od Gosi i przed 17tą był już u mnie. Tym razem zamiast szosy postanowiliśmy przetestować Garmina w lesie. Wybór trasy nie był trudny - drugi raz atakujemy Szlak Bielika (nie Orła, bo Bielik to nie orzeł - jak dobrze ostatnio pod w moim wpisem zaznaczył "Gość", który notabene ten podjazd robi z przyczepką). W międzyczasie zadzwonił Kodek, że też by się wybrał z nami. Miał tylko małe wątpliwości dotyczące roweru. Po kilku słowach zachęty również on dał się przekonać. Tak więc w trójkę ruszyliśmy na podbój Szlaku Bielika. Szybciutko przebiliśmy się przez Przecław, Ustowo, Kurów i Siadło Dolne. Po raz kolejny podchodziłem z respektem do tego podjazdu. Za to Konrad, który nie wiedział co go czeka wyrwał z kopyta jak oparzony. Jak się okazało spotkałem go pchającego rower w drugiej części podjazdu. Krzysiek jechał przede mną i bez problemu sobie poradził z tą górką. Ja również nie miałem większych problemów do czasu... aż w pewnym momencie złapał mnie ból głowy jaki towarzyszył mi 1,5 roku temu. Mimo, że zrobiło mi się nie dobrze dojechałem do końca podjazdu. Poczekaliśmy chwilkę na Konrada i ruszyliśmy powoli w kierunku Moczył. W Moczyłach poprosiłem chłopaków o krótką przerwę. Do bólu głowy dołączyły nudności... Po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej. Mimo bólu głowy jakoś się jechało. Problem pojawiał się ze zwiększoną siłą gdy musiałem mocniej przycisnąć na podjazdach. Tętno natychmiast wzrastało, a pulsujący ból wbijał się w głowę. Aby zaoszczędzić sobie niepotrzebnego bólu starałem się jechać na jak najlżejszych przełożeniach. Dzięki temu pozostałą część trasy udało mi się przejechać w miarę bez problemu.
 

Przydałoby się jakieś mycie :)
 

W domu tabletki p.bólowe, herbata i gorąca długa kąpiel przywróciły mnie do życia. Odrobinę jeszcze odczuwam (co ciekawe) w głowie, a nie w nogach trudy dzisiejszej trasy ale i tak jest OK :) Szlak Bielika po raz drugi zaliczony w całości. 
Cały czas uczę się robić coś z nagranymi filmami i sukcesywnie będę wrzucał je do postów, jednak sama obróbka i wysyłanie troszkę trwa. Na początek film z samego podjazdu. Następny postaram się wrzucić jutro.
  
   
Kategoria do 50 km


  • Dystans 161.61km
  • Czas 05:45
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 55.50km/h
  • Temperatura 23.2°C
  • HRmax 166 ( 87%)
  • HRavg 139 ( 73%)
  • Kalorie 3065kcal
  • Podjazdy 548m
  • Sprzęt Trek 1.5 /2011/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dlaczego by nie pojechać do Ueckermunde?

Sobota, 20 września 2014 · dodano: 20.09.2014 | Komentarze 3

Nie długo musiałem namawiać Krzyśka na sobotnią przejażdżkę. W sumie zgodził się od razu jak mu zaproponowałem. Aby nie przestraszyć go za bardzo powiedziałem, że przewiduję trasę na około 130 km. Wiedziałem, że będzie więcej bo przecież do Ueckermunde jest ok. 70 km więc droga w dwie strony to minimum 140 km (oczywiście jeśli się jedzie tylko po Niemczech). Co ciekawe nie spinaliśmy się kompletnie w przeciwieństwie do ubiegłego roku. Start zaplanowaliśmy na godzinę 9:30, a i tak ostatecznie ruszyliśmy o 10tej. Co nas opóźniło? Między innymi montaż mojej kamerki. Okazało się, że Garmin do wersji Elite dodaje mocowanie za pomocą którego można Virba zamontować do uchwytów od GoPro. Jako, że Krzysiek korzystał z GoPro (która w tej chwili jest na etapie diagnozowania usterki) miał odpowiedni uchwyt i go przywiózł. Bez problemu udało się zamontować na kierownicy mojego Virba na uchwytach GoPro. Kamera bez problemu wykryła czujnik kadencji w rowerze, wcześniej sparowałem ją z czujnikiem tętna. Nie pozostało nic innego jak ruszyć w drogę.
   

Godzina 10:00 ruszamy z Warzymic 
 
Trzeba przyznać, że jak na wrzesień pogoda wyjątkowo nam sprzyjała. Od samego startu temperatura około 20° oraz kompletny brak wiatru. Na jednym z filmów, które nagrałem uwieczniłem nawet ten moment. Jednak muszę odrobinę popracować nad edycją filmu, tak aby nadawał się do zamieszczenia. Na razie tylko zdjęcia z kamerki. Jeśli chodzi o ich jakość i obsługę kamerki jako aparatu to mogę ocenić zakup bardzo pozytywnie. Zdjęcia są bardzo dobrej jakości i robi się je wyjątkowo łatwo. Chyba mogę sprzedać aparat ;) Virb jako aparat według mnie sprawdza się znakomicie.
  

Spokojnie, bez pośpiechu jedziemy korzystając z ładnej pogody
  
Wszystko idealnie, pogoda nas rozpieszcza, ruch samochodowy wręcz niezauważalny, nic tylko jechać. Jedziemy koło siebie gadamy sobie, a kilometry lecą. Tempo zdecydowanie spacerowe. Jedno co mnie niepokoi to odgłosy dochodzące do mnie z mojego roweru. Co mnie zaniepokoiło? Stuki jakie słyszę jadąc po gorszej nawierzchni (taka również się zdarza w NRD) ;) Jadąc po wybojach dochodzą mnie dźwięki tak jakby coś się odkręcało i zaraz miało odpaść. Co jakiś czas gdy jedziemy idealnie równą drogą zapominam o problemie. Jednak gdy tylko pojawiają się wyboje myślę o tym aby się zatrzymać i sprawdzić co się dzieje.
  

Między Hintersee a Krakow
 
Okazja do sprawdzenia sprzętu pojawiła się dopiero po przejechaniu prawie 40 km. Mogę powiedzieć "jak zwykle wypadło na Brussow". Dlaczego "jak zwykle"? Ponieważ ostatnim razem jak byłem z Krzyśkiem w Brussow to on dokręcał swoją odkręcającą się korbę ;) Przy okazji była możliwość zrobienia paru fotek pozowanych i troszkę mniej pozowanych. Postój jednak trwał krótko, a ja poza torebką podsiodłową obijającą odrobinę sztycę nie znalazłem żadnego innego źródła hałasu. 
  

Na ryneczku w Brussow
  

Pozujemy do fotki... troszkę pod słońce ;)
 

Po sprawdzeniu roweru ruszamy z Brussow
 
Po kilku chwilach spędzonych w Brussow ruszamy dalej kierując się na Pasewalk. Uwielbiam ten fragment trasy. Droga z Brussow do Pasewalku to prawie cały czas zjazd. Jeśli warunki są sprzyjające a takie były w sobotę jedzie się z ogromną przyjemnością.
 

Między Brussow a Pasewalkiem 

Przez Pasewalk przejechaliśmy bez żadnych problemów. Mimo, że ruch w miasteczku w sobotnie przedpołudnie był spory nikt się nie trąbił na rowery jadące ulicą a nie "ścieżko-chodnikiem" :) Szybko minęliśmy Pasewalk i ruszyliśmy na w stronę Torgelow. Za Pasewalkiem zaczyna się asfaltowa ścieżka rowerowa. Nie chcąc wystawiać na próbę cierpliwości kierowców ani nie narażać się na mandat (po podobno takowy można dostać) wjechaliśmy na ścieżkę. Niestety miejscami ścieżka nie jest w najlepszym stanie co czuć jadąc twardą szosą. Dodatkowo na ścieżce widać już wyraźnie oznaki jesieni. Raz po raz wpadamy na korzenie pokryte jesiennymi liśćmi. O ile my trzymamy się jako tako mocowanie GoPro niestety nie przeżyło tych wstrząsów. 
   
   
Kamerka z częścią mocowania poleciała na ziemię. Druga część uchwytu pozostała na kierownicy. Jak się później okazało oryginalny uchwyt Garmina do Virba dotarł właśnie w tym samym czasie co złamał się uchwyt od GoPro. Pewnie duże znaczenie miała waga Virba, który jest zdecydowanie cięższy od GoPro.  
   

Część uchwytu od GoPro została na mojej kierownicy, druga część poleciała z kamerką.
  
Na szczęście poza dwoma zadrapaniami na obudowie nic się nie stało kamerze. Skróciliśmy odrobinę mocowanie i kamerka wylądowała na mostku a licznik na kierownicy. Po kolejnej wymuszonej przerwie ruszamy w drogę. Reszta trasy do samego Torgelow minęła bez dodatkowych atrakcji. 
   

Wjeżdżamy do Torgelow
    
W Ueckermunde Krzysiek dla odmiany zaproponował zamiast kebabu rybkę w namiocie przy przystani. Tym razem to mnie nie trzeba było namawiać na zmianę menu. Jednak gdy tylko dojechaliśmy do przystani przeszła nam chęć na postój w tym miejscu. Tłum ludzi i gigantyczna kolejka kompletnie nas zniechęciły. Pomyślałem sobie, że z dala od samego centrum jest większa szansa na uniknięcie kolejki i znalezienie wolnego stolika. Zaproponowałem Krzyśkowi, że pojedziemy na plażę miejską gdzie również znajduje się mnóstwo knajpek. Niestety nie przewidziałem, że sezon się skończył i otwarte będą jedynie dwa bary. Nie było wyjścia, skorzystaliśmy z oferty jednego z nich. Zamiast ryby była niemiecka "carrywurts" z frytkami i miniaturową surówką. Taki zestaw plus szklanka coli jedyne 6 eur. No cóż... Na bezrybiu i rak ryba.... :) 
    

Knajpka przy plaży w Uckermunde
   

Troszkę pozowania przy plaży
 

Śliczną mam nogę? :)
   
Jeszcze kilka fotek na pożegnanie plaży w Ueckermunde i powrót do domu. Tym razem najkrótszą drogą przez Eggesin. I tutaj dobra wiadomość (chyba) ;) Niemcy rozpoczęli prawdopodobnie remont brukowanego fragmentu drogi prowadzącej przez to miasteczko. Być może już wiosną przejazd przez Eggesin nie będzie tak tragiczny jak do tej pory.
    

Wreszcie w domu... Ladenthin
 
Ostatni postój w drodze do domu zrobiliśmy jeszcze w Netto w Locknitz na uzupełnienie pustych już bidonów. Krzysiek jak zwykle swoje bidony uzupełnił colą :) 
Ogólnie bardzo fajna trasa na sobotnią wycieczkę. 
Oczywiście bardzo dziękuję Krzyśkowi za wyborowe (jak zwykle) towarzystwo i zapraszam na kolejne wycieczki :) 
    


 
No i jeszcze jeden film :) Dużo przede mną. Na razie założyłem już do Meridy oryginalne mocowanie i być może obraz będzie bardziej "stabilny" :)
 

 


Kategoria ponad 100 km


  • Dystans 44.30km
  • Czas 01:35
  • VAVG 27.98km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Temperatura 21.1°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 874kcal
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blisko coraz bliżej

Wtorek, 16 września 2014 · dodano: 16.09.2014 | Komentarze 1

Dzisiaj nie dane mi było pojeździć. W planach był Locknitz plus ewentualnie jakieś delikatne objazdy. Skończyło się na kilku telefonach z pracy i do pracy i szybkim powrocie do domu - służba nie drużba...
Fajnie byłoby aby pogoda taka jak jest w tej chwili utrzymała się jak najdłużej. Wracając zatrzymałem się jeszcze na fotkę ;)
 

W naturze wyglądało ślicznie...  na zdjęciu nie specjalnie... 
 
Kategoria do 50 km


  • Dystans 56.26km
  • Czas 01:59
  • VAVG 28.37km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 21.4°C
  • HRmax 158 ( 83%)
  • HRavg 141 ( 74%)
  • Kalorie 1196kcal
  • Podjazdy 287m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Testujemy nową "zabawkę"

Poniedziałek, 15 września 2014 · dodano: 15.09.2014 | Komentarze 4

Koniec ubiegłego tygodnia był dla mnie niczym dzień dziecka (który sprawiłem sobie sam). Oprócz paru istotnych części do Meridy stałem się posiadaczem "zabawki" o której myślałem już od dłuższego czasu. W piątek po bardzo okazyjnej cenie udało mi się kupić kamerę sportową Garmin Virb Elite. Co ciekawe kamerę kupiłem w Anglii z wysyłką do Niemiec (bo mniejszy VAT niż w Polsce). Kamera kupiona w piątek przed południem w angielskim sklepie była do odebrania w sobotę przed południem w Niemczech. Po raz kolejny byłem ogromnie zaskoczony szybkością działania - aż chce się kupować ;) Jeśli do tego dodać cenę - 60% polskiej ceny sklepowej nic więcej nie trzeba mówić. Podekscytowany nowym zakupem zapomniałem sprawdzić co znajdę w pudełku wraz z kamerą. Jak się okazało Garmin w tej wersji dodaje dwa rodzaje mocowań. Niestety, żadne z nich nie nadaje się do roweru. Uchwyt rowerowy trzeba kupić osobno. Druga sprawa, o której nie pomyślałem to karta pamięci. Co prawda mam jakieś kardy microSD ale z klasą 4 kompletnie nie nadają się do VIRBa. Karta i mocowanie na rower już są zamówione. Niestety tym razem muszę poczekać kilka dni na dostawę ze względu na chwilowy brak towaru w magazynie. Jednak i tak opłaca się czekać. Znowu zapłacę ok 20% mniej niż w polskich sklepach... Dzisiaj podczas jazdy chciałem wypróbować nową zabawkę. Jednak filmy nagrane "z ręki" kompletnie nie nadają się do zamieszczenia. Za to udało mi się zrobić kilka zdjęć (kamera może służyć jako 16 mpix aparat).
  

W pełnym rynsztunku - spodenki wreszcie dotarły (przesyłka kurierka leżała na poczcie 13 dni)  
   

W drugą stronę, o zachodzie ;) (droga z wpisu Grześka, której nie poznałem) 
    

Ostrzeżenie przed zabrudzoną drogą... troszkę połatana ta droga
   

Świetnie mi się jeździ na nowych kołach... kolejna nie zła średnia
   

Samojebka ala Tigris ;)
 
A to trasa dzisiejszego przejazdu
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 58.96km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 28.53km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Temperatura 18.3°C
  • HRmax 162 ( 85%)
  • HRavg 138 ( 72%)
  • Kalorie 1247kcal
  • Podjazdy 325m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skurcz i gleba...

Czwartek, 11 września 2014 · dodano: 11.09.2014 | Komentarze 3

Wszystko było dzisiaj w porządku ale do czasu... Siedząc w pracy nie mogłem się zdecydować czy iść dzisiaj jeździć czy posłuchać może nóg, które nie za bardzo chciały pracować. O moim wyjściu zadecydowały dwie rzeczy. Nowe "gacie" do kompletu Fasta, które w wielkich bólach dzisiaj do nas dotarły (po 13 dniach spędzonych na poczcie) oraz pogoda. Nowe spodenki są rewelacyjne. Pampers idealnie dopasowany, a samo wykonanie na najwyższym poziomie ;) Może właśnie dzięki temu jechało się dziś bardzo fajne. Dwie godziny jazdy bardzo szybko mi minęły. Nie obejrzałem się nawet a byłem już pod bramą mojego osiedla. 
Ostatnio tuż przy ogrodzeniu osiedla jakaś firma telekomunikacyjna kładła kabel. Zrobili wykop, położyli kabel, zasypali wykop i na to wszystko wysypali drobne kamyczki. Już przed wczoraj dość niepewnie wjechałem w ten grząski miks. Dzisiaj jednak chciałem być bardziej cwany i ominąć tą pułapkę. Podjechałem prawie pod samą bramkę, zostało mi jeszcze wjechać na krawężnik i chodnikiem wjechać na teren osiedla. W momencie gdy już szykowałem się do wjazdu pod odpowiednim kątem (pomny wywrotki po objeździe Miedwia) złapał mnie po raz pierwszy w tym roku skurcz w lewej łydce.... Ból był tak mocny, noga stała się bezwładna no i zamiast wjechać na krawężnik bezwładnie upadłem w rozsypane kamyczki.... :) Na szczęście upadek zaliczyłem jadąc prędkością minimalną więc straty są nie wielkie. Skończyło się jak na razie na obdartym kolanie. Rower upadł chyba po raz pierwszy na lewą stronę więc prawdopodobnie też nic się nie stało. 
Gdyby nie ten upadek "wyprawa" byłaby bardzo  Pozytywna. Dziś jeździło się bardzo fajnie. Nawet nogi przestały protestować i dały radę rozbujać odrobinę przycięźką Meridę. Wkrótce jednak ufunduję jej lekką kurację odchudzającą :) Szczegóły niebawem. 
  
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 55.74km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 26.97km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 18.3°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 144 ( 75%)
  • Kalorie 1312kcal
  • Podjazdy 266m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

No i znowu wieje...

Wtorek, 9 września 2014 · dodano: 09.09.2014 | Komentarze 2

Jadąc do Locknitz śmiałem się sam do siebie.... Jaki czort podkusił mnie aby jechać. W sumie znowu nie była to jazda ale walka z wiatrem. Coś czuję, że tak będzie coraz częściej. Mniej będzie dni kiedy jazda będzie relaksem. W tej chwili już nie mam żadnego celu do zrealizowania. Wszystko co w tym roku miałem zrobić to zrobiłem. Cały czas jeszcze zastanawiam się nad startem w Rewalu. Po ostatnim starcie w Niechorzu powiedziałem sobie, że więcej tam nie wystartuję. Znam wiele lepszych sposobów na wydanie 70 zł. Fajniejszym pomysłem za tą kasę byłoby pojechanie do Kostrzyna albo do Świnoujścia, zjedzenie dobrego obiadu i powrót pociągiem. Koszty te same, a przyjemność zdecydowanie większa :) Jeszcze się zastanowię...
 
Kategoria 50 - 100 km


  • Dystans 101.01km
  • Czas 04:04
  • VAVG 24.84km/h
  • VMAX 46.90km/h
  • Temperatura 27.1°C
  • HRmax 148 ( 77%)
  • HRavg 127 ( 66%)
  • Kalorie 1847kcal
  • Podjazdy 374m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Man of the Day

Sobota, 6 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 3

Dzisiaj znowu nie powinienem nic pisać i odesłać wszystkich do wpisu Piotra. Bo do niego należała ta sobota. Po niecałym roku jeżdżenia "porwał" się na 200 km. Porwał się i pokonał barierę 200 km. Pierwotnie też miałem zamiar jechać na jego wyprawę, lecz lenistwo wygrało. Musiałem się w końcu wyspać... ;) Jednak aby nie zostawić go samego postanowiłem pojechać po niego do Schwedt. Zgraliśmy się idealnie. On ruszając z Niederfinow, a ja z Warzymic troszkę okrężną drogą spotkaliśmy się przy wjeździe do Schwedt. W tym momencie na III PK Piotr przejechane miał 153 km a ja 53 km. Następne 47 kilometrów spędziliśmy już jadąc wspólnie. 
Po drodze spotkaliśmy jeszcze chłopaków z Rowerowego Szczecina, między innymi uczestników BBTour Tomka i Lecha, Krzyśka z rodziną, który wybrał łatwą opcję jadąc autem do Gartz i dopiero stamtąd rowerami :)
Na koniec jeszcze kilka fotek bohatera tej soboty!
Pełny opis wyjazdu znajdziecie TU
 

 

 

 

 

 



Kategoria ponad 100 km