Info
Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.Więcej o mnie.
2016
2015
2014
2013
2012
Moje rowery i nie tylko
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Kwiecień2 - 0
- 2016, Marzec21 - 33
- 2016, Luty10 - 8
- 2016, Styczeń11 - 9
- 2015, Grudzień16 - 33
- 2015, Listopad5 - 6
- 2015, Październik22 - 66
- 2015, Wrzesień24 - 36
- 2015, Sierpień23 - 48
- 2015, Lipiec14 - 45
- 2015, Czerwiec19 - 52
- 2015, Maj24 - 74
- 2015, Kwiecień19 - 96
- 2015, Marzec19 - 61
- 2015, Luty16 - 46
- 2015, Styczeń12 - 56
- 2014, Grudzień6 - 17
- 2014, Listopad7 - 19
- 2014, Październik6 - 28
- 2014, Wrzesień10 - 32
- 2014, Sierpień15 - 44
- 2014, Lipiec13 - 32
- 2014, Czerwiec15 - 27
- 2014, Maj20 - 42
- 2014, Kwiecień16 - 18
- 2014, Marzec18 - 23
- 2014, Luty13 - 13
- 2014, Styczeń14 - 15
- 2013, Październik4 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 4
- 2013, Sierpień5 - 1
- 2013, Lipiec13 - 19
- 2013, Czerwiec18 - 30
- 2013, Maj12 - 22
- 2013, Kwiecień13 - 18
- 2013, Marzec6 - 17
- 2013, Luty6 - 1
- 2013, Styczeń2 - 2
- 2012, Październik3 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 7
- 2012, Sierpień10 - 6
- 2012, Lipiec15 - 2
- 2012, Czerwiec7 - 0
- 2012, Maj8 - 0
- 2012, Kwiecień11 - 4
- 2012, Marzec12 - 3
Wpisy archiwalne w kategorii
50 - 100 km
Dystans całkowity: | 13358.76 km (w terenie 761.50 km; 5.70%) |
Czas w ruchu: | 528:19 |
Średnia prędkość: | 25.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.40 km/h |
Suma podjazdów: | 82932 m |
Maks. tętno maksymalne: | 181 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 188 (93 %) |
Suma kalorii: | 293591 kcal |
Liczba aktywności: | 207 |
Średnio na aktywność: | 64.54 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
- Dystans 73.45km
- Czas 03:00
- VAVG 24.48km/h
- VMAX 52.70km/h
- Temperatura 11.6°C
- HRmax 158 ( 83%)
- HRavg 139 ( 73%)
- Kalorie 1590kcal
- Podjazdy 340m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Puk puk, w czółko ;)
Sobota, 10 stycznia 2015 · dodano: 10.01.2015 | Komentarze 7
Jeszcze rok temu jeśli ktoś zaproponowałby mi wyjazd w taką pogodę jaka była dzisiaj to w najdelikatniejszym odruchu wskazującym palcem popukałbym się w czoło. Dzisiaj sam i to z własnej woli wybrałem się pojeździć. Wiatr 10-14 m/s czyli sporo, do tego momentami rzęsisty deszcz dopełniał aurę. Na szczęście było ciepło, a nawet bardzo ciepło. Bo jak inaczej można powiedzieć o średniej temperaturze 11,6° C w połowie stycznia? ;) Celem na dzisiaj było Locknitz, gdzie miałem odebrać nową muzykę. Wyposażony w plecak na płyty ruszyłem o 10-tej. Na początek wiatr w twarz i z lewej strony. Troszkę uspokoił się gdy jechałem z Schwenenz do Grambow ale zaraz za Grambow wszystko wróciło do normy. Walczyłem o każdy metr. Jakoś udało się dojechać na miejsce w miarę dobrym stanie więc postanowiłem dokręcić coś jeszcze. Kierunek Grunhof. Wybór okazał się super. Jechało się bardzo fajnie. Teren osłonięty lasem, dobry asfalt i czasem wiatr w plecy. W pewnym momencie zastanawiałem się nawet czy nie jechać na Dobieszczyn. Chyba dobrze zrobiłem, że nie zdecydowałem się na taką opcję. Po zmianie kierunku pogoda znów pokazała swoje dzikie oblicze. Znowu walczyłem o każdy metr i tak do Bismark. Znowu zmiana kierunku i było ok. Osłonięty lasem, czasami z wiatrem w plecy dojechałem do Dołuj, tam chwilowo znowu ciężko aby po chwili znów było git. Tak na zmianę. Naturalne interwały :) Ponownie ciężko było znowu od Stobna do Będargowa. Wiatr wiał coraz mocniej, a do tego ostro zaczęło padać. Dobrze, że to były moje ostatnie kilometry tego dnia ;) Dałem radę i dojechałem w dobrym stanie do domu. Ciuchy zdały egzamin w 100% :) Z zewnątrz totalnie mokry, a pod ciuchami suchy czyli SUPER!Łatwo nie było...
Kategoria solo, 50 - 100 km
- Dystans 81.80km
- Czas 03:33
- VAVG 23.04km/h
- VMAX 41.80km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 155 ( 81%)
- HRavg 133 ( 70%)
- Kalorie 1776kcal
- Podjazdy 308m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Nowa, świecka tradycja
Niedziela, 4 stycznia 2015 · dodano: 04.01.2015 | Komentarze 4
Jak co roku o tej porze czas Dobieszczyn zdobyć może? :)Tak się składa, że sezon 2013 zaczynałem wycieczką do Dobieszczyna. W zacnym towarzystwie Krzyśka i Pawła. Dokładnie 5.01.2013 jechaliśmy do Dobieszczyna (troszkę inną trasą), opis tej wycieczki znajduje się TU. Przejechanie 85 km zajęło nam wtedy ponad 5 godzin. W 2014 roku sezon został rozpoczęty wycieczką w równie zacnym towarzystwie Krzyśka i Piotra. Dokładnie rok temu czyli 04.01.2014 pojechaliśmy do... Dobieszczyna ;) Trasa była troszkę krótsza bo tylko 66 km (ominęliśmy Locknitz) i zajęła nam 3:12 min, a opis tej wycieczki znajduje się TU. Tym razem w rocznicę tych wydarzeń pojechałem sam do Dobieszczyna. Początkowo Krzysiek wyraził wstępne zainteresowanie moją wycieczką, ale rano już mu przeszło to zainteresowanie. Zresztą bardzo silny wiatr dodatkowo demobilizował chęć wyjazdu. Jak mocny był wiatr przekonałem się zaraz po wyjściu z domu. Za pierwszy cel mojej podróży obrałem Locknitz. Miasteczko to położone jest na północny zachód od miejsca w którym mieszkam. Dokładnie taki sam kierunek miał wiatr o sile 10 m/s który tego dnia postanowił się ze mną zmierzyć. Uczciwie muszę przyznać, że walkę tą przegrałem. Jak inaczej powiedzieć o przejechaniu pierwszych 20 km w godzinę!? To była istna masakra. Jadąc niczym nieosłoniętymi, niemieckimi polami czułem jakby ktoś zaciągnął na stałe w Meridzie hamulce. Mimo szczerych chęci nie mogłem jechać szybciej. Lepiej zrobiło się dopiero w Locknitz. Nie, nie, wiatr nie przestał wiać. Wjechałem po prostu w osłonięty teren. Od tego momentu poszło mi już dobrze. Osłonięty troszkę lasem w drodze do Hintersee udało mi się nadrobić to co straciłem na początku podróży. Idealnie nie było ale nie ma co narzekać. Przed Hintersee zakręt na Dobieszczyn. Na końcu drogi widzę kogoś na rowerze. Postanawiam przyspieszyć jeszcze bardziej i sprawdzić czy uda mi się złapać. Po raz pierwszy tego dnia pojawia się 3 z przodu licznika i prędkość ta utrzymuje się przez dłuższą chwilę. Widzę, że rowerzysta przede mną nie odpuszcza (chyba mnie nie widział) i jedzie dość dziarsko. Jednak po chwili doganiam go chwilę jadę za nim sprawdzając jaką prędkość utrzymywał. Okazało się, że radził sobie całkiem nieźle. 25-26 km/h to chyba dobra prędkość tego dnia na 26" kołach dla gościa ok 45-50 lat. Mijam go pozdrawiając i utrzymuję tempo. Jedzie się całkiem dobrze, choć odczuwam już pierwsze oznaki zmarznięcia palców u stóp. Pierwszy postój planuję w Stolcu. Woda mi się kończy i chętnie zjadłbym jakąś drożdżówkę. Niestety w Stolcu rozczarowanie, jedyny sklep nie wytrzymał konkurencji i jest w stanie likwidacji. Nie pozostaje mi nic innego jak oszczędzać resztki wody. Na wysokości Łęgów skręcam na drogę dla rowerów. No i po chwili STOP! Zamiast wjazdu na ścieżkę widzę pień i pobojowisko! To właśnie tutaj wiatr narozrabiał najbardziej. Drzewo było bardzo solidne i zdrowe co widać po przekroju pnia. Wiatr poradził sobie z nim bez trudu. Kilka zdjęć i ruszam do Dobrej gdzie planuję nowe miejsce postoju. Dojeżdżam do sklepu i to co widzę nie przekonuje mnie abym tam zostawił rower bez zapięcia... Dzisiaj "impreza" odbywała się właśnie przy tym sklepie. No cóż, pusty bidon i kilka kilometrów do Lubieszyna. Dałem radę i na postój wybrałem maca. Tym razem bez szaleństw, bez hamburgera. Kawa i dobre ciastko wystarczyło. Do domu ostatnie 10 km. Po postoju w macu końcówka poszła nadzwyczaj gładko. Były momenty kiedy zastanawiałem się czy nie dokręcić do 100 km aby złapać kontakt z Krzyśkiem. Jednak po krótkim namyśle zrezygnowałem z tego pomysłu - będzie na to jeszcze czas ;)
Wycieczka bardzo udana, szkoda jedynie że po części tradycja nie została zachowana i tym razem nie było ze mną Krzyśka....
Zdjęcia troszkę nie chronologicznie ale te na początku są najważniejsze ;)
Tak dzisiaj wygląda wjazd na DDR w okolicy Łęgów
Ucierpiały również betonowe słupy zagradzające wjazd na DDR
To, że ucierpiała ta bezsensowna barierka odgradzająca DDR od drogi gruntowej to chyba dobrze ;)
Od drugiej strony, wyjazd z DDR
Walka z wiatrem 20 km w godzinę!
Obowiązkowo u kota... który to już raz?
Gorąca kawa i ciastko czekoladowo-pomarańczowe na ciepło (PYCHA!)
Jakieś zmiany? ;)
PS. zamiast mojego filmu...
Kategoria solo, 50 - 100 km
- Dystans 53.10km
- Czas 02:14
- VAVG 23.78km/h
- VMAX 52.80km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 156 ( 82%)
- HRavg 140 ( 73%)
- Kalorie 1288kcal
- Podjazdy 330m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Do przejechania zostało 9 948 km
Czwartek, 1 stycznia 2015 · dodano: 01.01.2015 | Komentarze 4
No i się zaczęło! Tak naprawdę to nie wierzyłem, że komuś będzie się chciało dzisiaj jeździć. Spodziewałem się bardziej walki z syndromem dnia następnego niż jazdy na rowerze... Przyjeżdżam do domu i co widzę? Wpis Grześka z godziny 14tej, wpis Janusza z 15tej i esemes od Krzyśka czy idziemy gdzieś się przejechać! Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Czekam tylko na wpis Piotra i będzie komplet. Teraz sobie tak kombinuję, że jestem na końcu ale przejechałem najwięcej, nie wiele więcej ale więcej :) Co prawda Krzysiek jeszcze nie dał znać, a po nim mogę spodziewać się wszystkiego ;) Przynajmniej przez chwilkę się pocieszę :)UZUPEŁNIENIE
Tak jak się spodziewałem...Krzysiek zrobił ponad 70 km i tym samem dzisiaj jeszcze wygrywa :) Kolejne szok przeżyłem patrząc na wycieczki znajomych. Jak się okazało większość z nich pojechała dzisiaj zrobić pierwsze kilometry na rowerze w tym roku. Jak zwykle Janusz - jotwu, Mirek - srk23, Krzysiek - monter61, Adrian - Gryf no i Adam - coolertrans :) Brawo dla wszystkich - to musi być dobry rok!
Na trasie Kołbaskowo - Przecław
Kategoria 50 - 100 km, solo
- Dystans 92.24km
- Czas 03:46
- VAVG 24.49km/h
- VMAX 41.60km/h
- Temperatura 2.6°C
- HRmax 170 ( 89%)
- HRavg 151 ( 79%)
- Kalorie 2586kcal
- Podjazdy 330m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Na herbatkę do Schwedt
Piątek, 26 grudnia 2014 · dodano: 26.12.2014 | Komentarze 3
Czwartek wieczór, drugi dzień świąt i trzeci drink.... to jakaś porażka, pomyślałem! Od kilku dni na przemian wieje i leje w różnych konfiguracjach, osobno lub razem. Ile można czekać, aż w końcu przejdzie ten armagedon. Z nudów (chomika mam chwilowo dość) telefon do ręki i sprawdzamy pogodę. Nie wierzę!!! Co prawda temperatura ostro w dół ale za to zero wiatru i zero deszczu no i śniegu. Szybciutko wysyłam kilka esów z sondą na temat wyjazdu do Schwedt w dniu następny. Nie musiałem długo czekać. Niestety odpowiedzi nie były dalekie od moich oczekiwań... Tłumaczenia były różne i oczywiście wszystkie przyjmuję :) No cóż... nie pozostało mi nic innego jak samemu ruszyć na Niemcy. Pogoda w 100% się sprawdziło. Było chłodno, bezwietrznie i raczej słonecznie. Wymarzona pogoda do tego aby pojeździć. Spodziewałem się na O-N sporego ruchu i znowu się pomyliłem. Jeden chłopak na szosówce jeździł w kółko, facet z wózkiem na rolkach, kilka par na spacerze i to byłoby na tyle. Do Schwedt dojechałem zgodnie z planem po 2 godzinach. Mimo ochraniaczy poleconych przez Grześka końcówki palców robiły się chłodne. To był dobry moment aby się ogrzać. Tutaj kolejny ZONK. Tureckie, chińskie i niemieckie budy z jedzeniem i herbatą w centrum pozamykane na cztery spusty. Byłem troszkę podłamany, bo liczyłem na ogrzanie stóp i ciepłą herbatę. Woda z lodowatych bidonów, która po dwóch godzinach jazdy była również lodowata nie smakowała jak latem przy 40° :) Piłem ją z konieczności małymi łykami. Nie zrezygnowałem jednak z poszukiwań. Pojechałem w okolice Oder Center z nadzieją, że czynne będą jakieś budy z kiełbą przy baumartach. Przejeżdżając obok McDonalds dostrzegłem wewnątrz światło i auto podjeżdżające do DT!!! Objechałem dookoła budynek lecz nie zauważyłem bezpiecznego miejsca gdzie mógłbym zostawić rower na widoku. Rozwiązaniem był zakup prowiantu w okienku DT i zjedzenie na zewnątrz. Nie tego jednak oczekiwałem. Postanowiłem sprawdzić bramkę nr 2 czyli pobliskiego Burger Kinga. Okazało się, że to był przysłowiowy strzał w dychę! rower postawiłem przy szybie, a sam zająłem się woopherem i gorącą herbatą. W ciepłym pomieszczeniu wszystko smakowało wybornie. Stopy doprowadziłem do przyzwoitej temperatury i ruszyłem w drogę powrotną. Powrót nie był taki łatwy jak dojazd do Schwedt. Pierwszy kryzys przyszedł przed Gartz. Miałem nawet pomysł aby zatrzymać się i złapać oddech, jednak z powodu temperatury zrezygnowałem z niego. Przystanek jednak zrobiłem, ale już na stacji w Rosówku. Znowu musiałem ogrzać stopy. Bo reszta mojego ubioru dała radę. Zostaje poszukiwanie odpowiednich skarpet. Mikołaj w tym roku pomógł i zasilił budżet, który powinien wystarczyć na nie jedną parę ciepłych skarpet.Z Rosówka, już na całkowitym lajcie przejechałem ostatnie 10 km.
Plusy wycieczki:
- dystans
- niezły czas
- fajny obiad w BK
- góra ubrania + czapko-opaska Gore
- rewelacyjny Buff z windstopperem z którego robiłem w każdym momencie to co było akurat potrzebne
Minusy wycieczki:
- mały minus za zmarznięte stopy (ale mogło być gorzej)
Czy to już koniec w tym roku czy jeszcze coś będzie? :)
Szkoda byłoby nie wykorzystać tak pięknej pogody - startujemy
Niewiele wtedy do szczęścia mi było potrzebne...
Ziemia obiecana :)
Powrót, najkrótszą drogą :)
Prawie dom!
Na pamiątkę - Buff jest super!
Przejazd na trasie Przecław - Rosówek (DDR zbudowana jesienią 2014)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 57.79km
- Teren 5.00km
- Czas 02:26
- VAVG 23.75km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temperatura 7.4°C
- HRmax 173 ( 91%)
- HRavg 146 ( 76%)
- Kalorie 1509kcal
- Podjazdy 265m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
Skąd się biorą śmieci na polach i w lasach?
Sobota, 22 listopada 2014 · dodano: 22.11.2014 | Komentarze 3
Jeśli ktoś zastanawia się skąd biorą się śmieci w lasach, na polach w parkach i innych miejscach to polecam obejrzeć film, który zamieszczę poniżej. Może przypadkiem ktoś zna prowadzącego ten pojazd? Może istnieje szansa, że ktoś komuś powie, że tak się nie robi. Może jakby ktoś wrzucił tej osobie śmieci do domu, ogródka lub pod drzwi to tek "ktoś" zastanowiłby się skąd biorą się śmieci...Mnóstwo jest śmieci porozrzucanych po rowach, lasach i polach... "Milionerzy" mieszkający przeważnie w domkach jednorodzinnych w ten sposób "oszczędzają" na wywożeniu śmieci...
Samochód nowy a przyzwyczajenia jakby stare... parafrazując znaną reklamę :)
Jak się komuś nie chce robić stopklatki to... nie musi ;)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 54.74km
- Czas 01:57
- VAVG 28.07km/h
- VMAX 48.60km/h
- Temperatura 8.8°C
- HRmax 172 ( 90%)
- HRavg 155 ( 81%)
- Kalorie 1450kcal
- Podjazdy 381m
- Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
No to się umordowałem...
Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 09.11.2014 | Komentarze 3
Narzekałem może wczoraj? Jeśli tak to bardzo przepraszam! Mogę jedynie napisać, że wczoraj było cudownie, cieplutko, bezwietrznie. To co dzisiaj przeżyłem to istny armagedon. Tak naprawdę nie pamiętam kiedy jechało mi się aż tak źle. Temperatura może nie była najgorsza, bo 8° w połowie listopada to chyba nieźle. Jednak to co wyprawiał wiatr to było poniżej krytyki. Jeszcze przed wyjściem spotkałem Pawła, który powiedział, że pogoda jest super. Bez wiatru, cieplutko, mnóstwo biegaczy i rowerzystów. Chyba wiedział co mówił, bo wracał z lasu. Prognoza pogody pokazywała zupełnie coś innego, zimno i wiatr o sile 7 m/s. Uwierzyłem Pawłowi. Na szczęście ubrałem się dość ciepło. Po raz pierwszy tej jesieni założyłem 3 warstwy. W pewnym sensie taki zestaw uratował mi życie.Początek nie był taki zły, dopóki nie dojechałem za Warnik. Te pierwsze 5 kilometrów było najprzyjemniejsze podczas całego przejazdu. Po przejechaniu kolejnych 15 km żałowałem, że nie pojechałem do Mecherin samochodem. W Mecherin odebrałem od Justynki (dziękuję!!!) kolejne zakupy i ruszyłem w drogę powrotną. Spodziewałem się, że skoro w jedną stronę było okropnie to w drugą będzie git. Myliłem się bardzo. Po dojechaniu do drogi nr 2 dostałem tak silny wiatr w bok, że nie mogłem utrzymać toru jazdy. "Dwójka" to dość ruchliwa droga, jeździ nią całe Gryfino w drodze do Szczecina. Na szczęście w niedzielne popołudnie ruch był dość mały. Jednak kilka razy serce mocniej zabiło przy blisko przejeżdżających autach. Nie chcąc narażać się jeszcze bardziej postanowiłem zrezygnować z przejazdu przez Rosówek i Kołbaskowo. Wybrałem drogę przez Rosow. No i właśnie w Rosow wypatrzyłem takie cudo.
MAN 11-192 Ochotnicza Straż Pożarna Rosow
Focus z MANem
Pozostała część drogo za Nadrensee była równie koszmarna. Dałbym wszystko aby znaleźć się już w domu, a do przejechania zostało 15 km z trzema podjazdami... Nie będę dobrze wspominał dzisiejszego wyjazdu.
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 68.52km
- Czas 02:16
- VAVG 30.23km/h
- VMAX 44.80km/h
- Temperatura 13.1°C
- HRmax 179 ( 94%)
- HRavg 163 ( 85%)
- Kalorie 1815kcal
- Podjazdy 284m
- Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Tylko do Grunhof
Sobota, 8 listopada 2014 · dodano: 08.11.2014 | Komentarze 1
Dzisiaj był kolejny dzień, który było szkoda zmarnować na zakupy lub siedzenie w domu. Chyba, że ktoś jest tak zorganizowany i potrafi zrobić wszystkie te rzeczy jednego dnia. Ja niestety tak nie potrafię, tym bardziej że poprzedni dzień, a raczej wieczór był delikatnie mówiąc "rozrywkowy". Bardziej adekwatnym słowem zamiast "rozrywkowy" byłoby słowo "alkoholowy". Nienawidzę jeździć na kacu, jednak grzechem byłoby nie pojechać kompletnie nigdzie. Plany zresztą zakładały poranno-południową wycieczkę na jakąś setkę w większym towarzystwie. Skończyło się na samotnej siedemdziesiątce. Tak naprawdę to nie ma o czym pisać. Może tylko to, że nie męczyłem się tak bardzo jak się spodziewałem. Drugie spostrzeżenie to dość wysokie tętno jak na chilloutową jazdę. Zarówno średnie jak i maksymalne tętno takie jak na Miedwiu podczas wyścigu. Kolejny plusem było wypocenie alko z organizmu. Chyba się to udało, bo po powrocie do domu czułem się zdecydowanie lepiej.Na jazdę nie zabrałem ani kamery ani aparatu, bo cel jazdy był zupełnie inny. Jutro ma troszkę mocniej wiać, jednak prawdopodobnie skuszę się na małe co nie co na szosie ;)
Przy okazji zauważyłem, że do tej pory udało mi się w tym roku przejechać dwa razy więcej kilometrów niż w ubiegłym roku ;)
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 58.19km
- Czas 02:01
- VAVG 28.85km/h
- VMAX 48.50km/h
- Temperatura 17.9°C
- HRmax 167 ( 87%)
- HRavg 148 ( 77%)
- Kalorie 1337kcal
- Podjazdy 261m
- Sprzęt Focus Izalco Team SL 2.0 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Focus pokus
Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 12.10.2014 | Komentarze 5
Na koniec sezonu jeszcze mała niespodzianka. W nagrodę za zrealizowanie wszystkich założonych celów kupiłem sobie... nowy rower ;) Cóż innego mógłbym sobie kupić? :) Tym razem jest to następca Treka, który dzielnie mi towarzyszył przez ostatnie dwa sezony. Co prawda jeszcze się z nim nie rozstaje ale teraz podstawowym rowerem szosowym będzie FOCUS.O nowym rowerze można przeczytać TU. Ja natomiast skupię się na moich odczuciach po pierwszej jeździe testowej. Pierwsze co rzuca się w oczy, a raczej ręce podczas noszenia to waga. Rower jest nieprawdopodobnie lekki. Przekłada się to na bardzo szybkie rozpędzanie roweru, a także na lekkość podczas pokonywania wzniesień.
Druga rzecz nad którą muszę popracować to manetki. Po pierwsze są bardzo wygodne w górnym chwycie. Do tego dochodzi pewność chwytu. Nawet z rozluźnionej dłoni manetka nie "ucieka". Jednak popracować muszę nad zmianą przełożeń. SRAM zaproponował zupełnie inną filozofię. Myślę, że po przestawieniu w sposobie myślenia będzie lepiej niż w SHIMANO. Red 22 to najwyższa grupa szosowa od SRAMa, daje się to odczuć właśnie podczas zmiany przełożeń. Czasem słychać tylko cichy "klik" w manetce i łańcuch bezgłośnie zmienia koronkę! Po przesiadce z Tiagry różnica jest kolosalna. Jeśli tylko wyczuję nowe manetki przełożenia będą zmieniać się całkowicie bezgłośnie.
Kolejnym zaskoczeniem w nowej szosie są koła. Są troszkę stożkowate co bardzo daje się odczuć przy bocznych podmuchach wiatru. Czytałem gdzieś, że można się nauczyć jeździć na wyższych kołach podczas wiatru i wcale to nie jest takie straszne jak by się mogło wydawać.
Teraz pora na największe zaskoczenie. Do tej pory jazda po wszelkiego rodzaju nierównościach, mniejszych dziurach, studzienkach czy kostkach powodowała, że często zmieniałem trasę oby ominąć takie "niedogodności". Po jeździe na Focusie jestem totalnie zaskoczony właściwościami karbonu. Rama, widelec, sztyca, mostek tak dobrze tłumią wszystkie drobne nierówności, że w tej chwili mogę jechać Focusem na MTB ;) Oczywiście żartuję ale naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem poziomu tłumienia. Jechało się bardzo komfortowo. To pewnie również zasługa siodła Fizika i opon nabitych do 9 bar! :)
W drodze są już nowe pedały SH PD-6800. Na razie zamontowałem przeszczep od Treka ale obiecuję je oddać :)
Focus Izalco Team SL 2.0
PS. od czasu GPS odjęte zostało 2 min i 20 sek. czas od startu do złapania sygnału.
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 80.49km
- Czas 02:51
- VAVG 28.24km/h
- VMAX 43.50km/h
- Temperatura 16.8°C
- Kalorie 1907kcal
- Podjazdy 185m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
October Rain
Środa, 1 października 2014 · dodano: 01.10.2014 | Komentarze 5
"Susi Ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli" - w tym jednym zdaniu można zawrzeć cały dzisiejszy mój wyjazd. Nie uwierzyłem gdy Piotrek dziś mi powiedział, że przeczytał na jednym z blogów, że w końcu została załatana dziurawa jak ser szwajcarski droga między Bukiem a Stolcem. Pomyślałem, że może coś nie doczytał albo źle zrozumiał.... Na wszelki wypadek pojechałem na Meridzie. Przejazd Meridą po dziurach jakie tam ostatnio były również nie należał do przyjemnych. Ostatni rzut oka na prognozę pogody - wiatr 0-1 m/s, deszcz 0 mm. Nie zabieram deszczówki, bo i po co? Pierwsze kilometry przejechane całkiem sprawnie i po pół godzinnej jeździe melduję się w Dobrej. Jeszcze tylko kilka kilometrów i zacznie się ziemia obiecana. Za Bukiem widzę pierwsze oznaki prac drogowych. W różnych miejscach dziury zalane asfaltem, a czasem nawet większy fragment ma nową nawierzchnię. Tak się składa, że to pas w przeciwnym kierunku więc jadę po "łatach". Troszkę mnie dziwi technologia łatania w Polsce. W Niemczech najpierw zaznaczany jest prostokąt lub kwadrat, w który wpisana jest dziura. Potem dużym drogowym fleksem wycina się ten obrysowany fragment. Następnie sprawdza się co jest pod asfaltem, uzupełnia się ewentualne ubytki, a następnie asfaltuje. U nas wygląda to ta jakby ktoś jechał samochodem z asfaltem i wlewał go do dziur.Po chwili dojeżdżam do odcinka gdzie było najgorzej. Jestem zdumiony, nie ma dziur a całą dwupasmową jezdnie pokrywa nowy, czarniutki asfalt. Teraz zapewne oberwie mi się za to co napiszę. Asfalt położony jest fatalnie. Jadąc Meridą czułem jakbym jechał po żwirowej tarce. Obawiam się, że na wiosnę będzie gorzej niż było. Jeśli w nowej nawierzchni porobią się dziury będą już tak głębokie jak rów Mariański... Być może się mylę i na razie drogowcy położyli pierwszą warstwę... i dopiero będą dopieszczali tą drogę. Jeśli tak to przepraszam i czekam na zakończenie prac.
Za Stolcem okazało, się że zostałem oszukany. Z zachmurzonego nieba, z którego nie miało padać spadł deszcz... Padał tak i padał przez następne 40 kilometrów. Dopiero za Blankensee uspokoiło się troszkę. Niestety jak dla mnie było za późno. Do domu dojechałem kompletnie przemoczony. Co może zdziwić na drodze w tym deszczu spotkałem dwóch takich jak ja wariatów jeżdżących w deszczu. Pierwszy w niebieskiej deszczówce minął mnie na drodze między Grunhof a Pampow, a drugi prze Lubieszynem. Jestem w szoku, że ktoś jeszcze jeździ w taką pogodę....
W czasie deszczu też potrafi być pięknie
3
... ale tylko czasami jest pięknie... bo przeważnie nic nie widać
Gdy wyjeżdżałem było właśnie tak.... nic nie zapowiadało deszczu.
Kategoria 50 - 100 km
- Dystans 56.18km
- Teren 10.00km
- Czas 02:10
- VAVG 25.93km/h
- VMAX 45.70km/h
- Temperatura 18.8°C
- HRmax 165 ( 86%)
- HRavg 134 ( 70%)
- Kalorie 1162kcal
- Podjazdy 270m
- Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
- Aktywność Jazda na rowerze
I Feel Good
Poniedziałek, 29 września 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 2
Zdaniem w tytule mógłbym skończyć ten wpis. Nie spodziewałem się nawet, że będzie tak dobrze. Co prawda na początku jechałem bardzo asekuracyjnie ale wraz z przebytymi kilometrami rozkręcałem się coraz mocniej aż na końcu przez cały czas prowadziłem nasz dwuosobowy peleton :) Dzisiaj "peleton" składał się z Pawła vel "Jurek Kiler" oraz mnie ;) Jeśli sam bym miał dzisiaj jeździć pewnie bym nie pojechał. Jednak Paweł tak jak obiecał w końcu wybrał się ze mną pojeździć. Pewnie nie prędko znowu pojedziemy razem ale dzisiaj zdecydowanie było warto. Pogoda była wręcz wymarzona. Taka pogoda mogłaby być przez cały rok! Jest gdzieś kraj z taką pogodą przez cały rok? Chętnie bym się tam przeprowadził.Tak jak psiałem na początku przez pierwsze kilometry jechałem spokojnie nie chcąc ryzykować mocnego bólu głowy. Dopiero po przejechaniu kilkunastu kilometrów tętno podniosło się do ponad 130 ud/min. Nawet tego nie zauważyłem a tym bardziej nie poczułem. Dopiero gdy na Garminie zobaczyłem 150 ud/min uspokoiłem się całkowicie. Przy takim tętnie w ubiegły wtorek zaczęły się moje kłopoty. Tym razem obyło się bez żadnych problemów. Tygodniowy odpoczynek od roweru całkowicie zregenerował organizm do tego stopnia, że pod koniec trasy to Paweł nie mógł nadążyć. Średnia nie wyszła zbyt imponująca, bo znaleźliśmy troszkę czasu na pozowanie. Oto efekty naszych "wygłupów" :)
Miało wyjść fajnie wyszło... byle jak...
Kiler to potrafi dynamicznie pozować do zdjęcia
Troszkę Kilera "artystycznie"
Lansik pod wiatrakiem ;)
Sztuka przez małe "s"
Niestety nie udało mi się wyeksportować filmu w 1080p. Mój komputer chyba nie daje rady...
Kategoria 50 - 100 km