Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lenek1971 z miejscowości Warzymice. Od marca 2012 mam przejechane łącznie 33614.55 kilometrów.
Więcej o mnie.

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

Rowerowi znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lenek1971.bikestats.pl
  • Dystans 145.57km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:50
  • VAVG 24.95km/h
  • VMAX 46.50km/h
  • Temperatura 0.6°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 133 ( 70%)
  • Kalorie 2991kcal
  • Podjazdy 198m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do Kostrzyna po lodzie

Niedziela, 8 lutego 2015 · dodano: 08.02.2015 | Komentarze 1

Gdybym nie zaliczył gleby chcąc zrobić zdjęcie Hondy w rowie mógłbym dzisiaj napisać, że glebobranie zostało rozpoczęte z przytupem. Nie ma co się tłumaczyć, technicznie jestem bardzo słaby. 2 i pół gleby i spacer po lodzie aby uniknąć ewentualnej kontuzji to wydarzenia, które zapamiętam na dłużej. Oprócz tego wszystko było SUPER!
Plan na wycieczkę do Kostrzyna tlił się w mojej głowie od połowy tygodnia. Nie zniechęciła mnie nawet do tego pomysłu sobotnia rezygnacja Krzyśka. Jeżdżę dużo sam więc nie jest to dla mnie problem, choć w towarzystwie zawsze raźniej i ...bezpieczniej ;)
W niedzielę rano, gdy ja przygotowałem się już do startu telefon od Krzyśka. Początkowo myślałem, że chce zapytać czy się nie rozmyśliłem, a on wyskoczył z pytaniem czy nie mogę opóźnić startu. Ucieszyłem się słysząc to pytanie i zwolniłem odrobinę przygotowania. 
Na miejsce spotkania wybraliśmy Mecherin. Trasę z wiatrem w plecy pokonałem w rekordowym tempie. Jak zwykle, niemieckie drogi przygotowane perfekcyjnie. Obawiałem się tylko co będzie na ścieżkach. Szczególnie martwił mnie odcinek przez las pomiędzy Mecherin, a Gartz. No i tu bardzo miłe zaskoczenie. Leśny odcinek przygotowany idealnie. Bez problemu można było go pokonać na szosie. Dalej za Gartz też super. Do samego Fredrichstahl jechało się idealnie. Sucha czarna nawierzchnia, wiatr w plecy, słońce w twarz - czego chcieć więcej? :) No właśnie było chyba za idealnie. Od Fredrichstahl zaczęły się kłopoty. Najpierw delikatnie lód leżał niewielkimi połaciami by po chwili zamienić się w taflę. Podczas odwilży samochody rozjeździły śnieg, który w nocy zamarzł i tym sposobem powstało lodowisko. Jeszcze na samym początku zaproponowałem Krzyśkowi abyśmy się wrócili kawałek i podjechali do głównej drogi. Jednak Krzysiek miał inny pomysł. Powiedział - przecież to kawałek, ścieżka pewnie będzie uprzątnięta. Jak się później okazało był to najgorszy kawałek jaki przejechałem i przeszedłem z rowerem w moim życiu. Do pierwszego upadku starałem jechać się między zamarzniętymi koleinami po ścieżce ze śniegu, do momentu gdy trafiłem tylnym kołem na lód. Tył wyprzedził przód, a ja wylądowałem na szczęście w śniegu a nie na lodzie. Drugą próbę jazdy podjąłem poboczem, a w zasadzie po lesie w śniegu. To też był średni pomysł ze względu na dziury i bardzo miękkie podłoże. O ile nie groził mi jakiś spektakularny upadek to ryzykowałem skręceniem nogi.  Po jakimś czasie z tego pomysłu również zrezygnowałem. Muszę się przyznać, że zsiadłem z roweru i spory odcinek go prowadziłem. Krzysiek dzielnie przejechał całość i zaczekał na mnie na końcu ścieżki. Byliśmy przekonani, że to już koniec i asfaltowy, szeroki odcinek O-N będzie już ok. Widząc jadących z przeciwka dwóch chłopaków na szosach/cyclo-crossach byliśmy wręcz przekonani, że się bez problemu poradzimy sobie na góralach. Dwóch chłopaków, jak się okazało polaków jechało ze Schwedt. Oni ostrzegli nas przed jazdą O-N do Schwedt (do samego drewnianego mostku miał być lód) my ich ostrzegliśmy przed jazdą do Fredrichstahl. Nie posłuchaliśmy ostrzeżenia... no i musieliśmy wracać. Kawałek staraliśmy się jechać po śniegu ale szybko okazało się, że czasami lód jest przykryty śniegiem. Tutaj właśnie zaliczyłem pół upadek, udało mi się sprawnie wypiąć i poleciał tylko rower. Zdecydowałem się na powrót i jazdę asfaltem. Podczas powrotu do głównej drogi poczułem się na ubitym śniegu znów zbyt pewnie. Szybciutko zostałem skarcony znowu lądując w zaspie. Po tym incydencie już delikatnie doczołgałem się do drogi. Przejechanie i przejście tych feralnych kilku kilometrów zajęło nam prawie godzinę! Jak tylko wyjechaliśmy na asfalt zaczęliśmy odrabiać straty. Licznik rzadko pokazywał prędkość poniżej 30 km/h. Sprzyjał nam wiatr i pogoda. Słońce ogrzewało, a wiatr popychał.
Resztę trasy jechało się wręcz wybitnie. Kilka razy pozwoliliśmy sobie na małe wyścigi. Do samego Kostrzyna wjechaliśmy około 16:30. Właśnie wtedy odjeżdżał nasz drugi pociąg. Ostatni mieliśmy za godzinę. To wystarczyło abyśmy kupili bilety i zjedli obiad. 
Przez większą część podróży jechaliśmy sami w cieplutkim przedziale dla osób z większym bagażem. Wysuszyliśmy ciuchy i wygrzaliśmy się przy grzejnikach. Krzysiek zakończył swoją podróż w Podjuchach, a ja swoją na Głównym. Ostatnie 7,5 km do domu było już bardzo leniwe.... Spokojnie bez większego pośpiechu dojechałem do domu o 19:30.
Dzięki Krzysztof za kolejną wspólną wyprawę ;) Będzie co wspominać. 
  

Odcinek O-N zaraz za mostkiem po wyjeździe z lasu
   

Las za Fredrichstahl
    

Na 66 km pierwszy postój  
 

Zawsze chciałem zrobić zdjęcie tego miejsca. Kosztowało mnie to długą gonitwę za Krzyśkiem
   

Mega kabanos
    

Niecodzienny widok - Krzysiek i termos! 
   

Nareszcie u celu - dworzec w Kostrzynie już po remoncie 
 



  • Dystans 77.70km
  • Czas 03:28
  • VAVG 22.41km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Temperatura -0.1°C
  • HRmax 161 ( 84%)
  • HRavg 131 ( 68%)
  • Kalorie 1851kcal
  • Podjazdy 367m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bałwan

Niedziela, 1 lutego 2015 · dodano: 01.02.2015 | Komentarze 1

Wtopiłem się w otoczenie i zostałem "Bałwanem dnia". Dlaczego? Już wyjaśniam :) Pierwszy krok to rzut oka na ślad z mojego dzisiejszego  przejazdu. No i co tu widzimy? Z Locknitz do Warzymic 77,7? Kilometrów? Czyżby pod wpływem mrozu droga aż tak się wydłużyła? No nie przecież pod wpływem zimna droga się kurczy (tak jak zresztą pewna część ciała u faceta) ;) Czyżbym wpadł na "genialny" pomysł aby pokonać trasę tą trasę 3 razy? Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi NIE. Odpowiedź jest bardzo banalna. GPS jeden BAŁWAN włączył dopiero w Locknitz, po przejechaniu 50 km. Plan na dzisiaj był bardzo fajny, choć wychodząc z domu dawałem sobie lekki margines na jego zmianę. Moja wycieczka miała być w pewnym sensie kontynuacją podróży sentymentalnych. Tak jak małą tradycją staje się pierwsza w roku wycieczka do Dobieszczyna tak samo chciałem podtrzymać tradycję lutowo-marcowo-kwietniowych wycieczek trasą Warzymice - Penkun - Locknitz - Warzymice. W zależności od wariantu jazdy trasa ta ma od 70 do 81 km. Pierwszy raz gdy przetarłem ten szlak w 2012 przejechałem 81 km, zrobiłem swoje pierwsze zdjęcie kota (w kwietniu leżały jeszcze resztki śniegu) i pewnie wypaliłem kilka fajek. Rok później już nie paliłem, przejechałem 70 km dlatego, że do Penkun przejechałem nowym skrótem pomijając Tantow. Tym razem przejechałem więcej o prawie 8 km niż w w 2014 roku i o 3 mniej niż 2013. Co ciekawe średnia przejazdu wszystkich trzech wycieczek to mniej więcej 22 km/h. Choć patrząc na zdjęcia widzę, że dzisiaj była najgorsza pogoda pośród wszystkich trzech przejazdów. 10° w 2014, 5° w 2013, a tym razem tylko 0° :)
Wbrew wszystkim, którzy dzisiaj narzekali na stan dróg muszę przyznać, że Niemcy stanęli na wysokości zadania. Zarówno główne drogi jak i mniejsze dojazdówki były w idealnym stanie. Nawet fragmenty ścieżek rowerowych były świetnie odśnieżone. Nie miałem w Niemczech żadnej sytuacji w której obawiałbym się upadku. Jedyne miejsce gdzie dziś było niebezpiecznie to tradycyjnie odcinek do granicy zaraz za Warnikiem (znany ze zdjęcia). Przejazd w tym miejscu odbywał się zamarzniętymi koleinami, prawie do samej tablicy informującej, iż przekraczamy granicę. Od tego miejsca zaczął się raj, drogi czarne, czasem mokre, a miejscami suche. Rewelacja!
O włączeniu GPS przypomniałem sobie podczas pierwszego postoju w Locknitz. Zatrzymałem się na kawkę i ciastko, choć miałem ze sobą termos i chleb z miodem. Tym razem gorącą herbatę z termosu wypiłem po przyjeździe do domu :)
 

Selfi :)
 

Choć wyglądało ładnie to nie smakowało najlepiej, kwaśna kawa i bardzo przeciętne ciastko
 

Dlaczego nasze drogi nie mogą tak wyglądać?
 
   
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 118.72km
  • Czas 05:06
  • VAVG 23.28km/h
  • VMAX 39.90km/h
  • Temperatura 0.3°C
  • HRmax 146 ( 76%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 2484kcal
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

PasTor odwiedzony

Niedziela, 25 stycznia 2015 · dodano: 25.01.2015 | Komentarze 5

Plan na niedzielę był zupełnie inny. Po sobotnim odpoczynku byłem przygotowany na coś "większego" ale przez przypadek zrobił się styczniowy gigancik ;) Pierwotny plan zakładał dojazd do Brussow przez Krackow, następnie kierunek Pasewalk w Viereck miałem odbić w prawo, fajnymi asfaltami dojechać do Grunhof i powrót do domu przez Blankensee.
Po wyjściu z domu około 11-tej przekonałem się, że nie będę miał łatwo jadąc w kierunku Pasewalku.  Już w Ladenthin zmodyfikowałem swój pierwotny plan. Zamiast jechać do Brussow przez Krackow postanowiłem dotrzeć tam przez Locknitz. Jadąc centralnie pod wiatr na północny zachód przeżywałem męki. Kiedy w końcu dojechałem, a w zasadzie doczołgałem się do Locknitz pomyślałem, że nie będzie rozsądne wydłużanie sobie trasy pod wiatr. Po raz kolejny szybka modyfikacja planu. Zapadła decyzja, iż dalej jadę B104 w kierunku Pasewalku. Pierwsze 40 kilometrów mojej jazdy to była istna masakra. Na drodze B104 każdy, nawet najmniejszy podjazd wydawał się górą nie do pokonania.  Wiatr dodatkowo potęgował uczucie chłodu. Mimo, że termometr pokazywał  0° czułem jakby było sporo mniej. Sytuacja jak zwykle zmieniła się wraz ze zmianą kierunku. PASewal odwiedzony, czas odwiedzić TORgelow. Droga na Torgelow to zupełnie inna bajka. Lubię ten odcinek, zawsze jakoś dobrze mi się jedzie tamtędy. Tym razem też tak było, jechało się w miarę szybko i płynnie. Bym zapomniał. Tym razem pojechałem bardziej przygotowany niż zwykle i zabrałem ze sobą plecak. W plecaku znalazłem miejsce na mały termos (herbata z miodem uratowała mi  życie i dała siły abym przejechał dziś ten kawałek trasy), dodatkowy bidon z wodą z miodem i 3 kabanosy. Nawet nie wyobrażałem sobie jak można być szczęśliwym po przejechaniu 50 kilometrów zjeść kabanosa popijając go gorącą herbatą ;) To był mój pierwszy i jak się później okazało przedostatni postój. W Torgelow po raz pierwszy zamiast zwyczajowo na Uckermunde odbiłem w prawo do Eggesin. No i tu mała wpadka. Zamiast jechać na czuja pojechałem zaproponowanym przez Niemców objazdem. Patrząc teraz na mapę widzę, że nie najlepiej mi to wyszło, a mama ostrzegała "Nie słuchaj się Niemców"...:) No dobra w Eggesin znowu zmiana kierunku i powrót do domu. Tylko którędy? Najlepiej aby było najkrócej :) Pierwszy poważny kryzys przyszedł w okolicach Ahlbeck . To był mój najgorszy fragment trasy. Miałem już nawet niepokojące myśli aby poprosić kogoś o pomoc w powrocie. Wtedy sobie przypomniałem, że zabrałem ze sobą boostery od Izostara. Zapodałem sobie w czasie jazdy boosterka no i jakoś przeżyłem ten kryzys. Następna chwilka zwątpienia przyszła w Dobieszczynie. Wiedziałem już, że spokojnie dojadę już do domu, a pozostawało tylko pytanie ile mi to zajmie? Aby nabrać siły na ostatnie kilometry zatrzymałem się na skrzyżowaniu i pod znakiem wypiłem drugą połowę herbaty (dalej bardzo gorącej) oraz zjadłem ostatniego kabanosa. Rozgrzany herbatą ruszyłem dalej. Wiedziałem, że teraz już nic stać się nie może. W Dobrej mogłem kupić coś do jedzenia i do picia, tak samo w Lubieszynie. Prawdopodobnie sama świadomość tego, że jestem już blisko domu i w każdej chwili mogę się zatrzymać aby coś zjeść lub wypić coś ciepłego wystarczyła abym spokojnie dojechał do domu. 5 godzin jazdy to sporo jak na styczeń, ale dystans również zacny jak dla mnie. W styczniu oczywiście nie przejechałem nigdy więcej. Zresztą "łaskawy" tegoroczny styczeń przyczynił się do zrealizowania założonego przed sezonem celu. W styczniu przejechać miałem (wyłączając trenażer) 700 km, zrobione już mam prawie 800 km no i zostało kilka dni :) W poniedziałek chill, we wtorek tenis stołowy, a w środę, czwartek i piątek kto wie? :)
 

Pierwsze zdjęcia z mocowania Virba na kasku, muszę popracować nad ustawieniami ;)
 

Jako, że mało było dobrych zdjęć, a w zasadzie wcale musi wystarczyć takie... (bo wpis bez foty to tak jak keks bez rodzynek)
 
 

Kategoria ponad 100 km, solo


  • Dystans 37.50km
  • Czas 01:34
  • VAVG 23.94km/h
  • VMAX 46.30km/h
  • Temperatura -1.1°C
  • HRmax 151 ( 79%)
  • HRavg 128 ( 67%)
  • Kalorie 909kcal
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Segmenty są passé

Piątek, 23 stycznia 2015 · dodano: 23.01.2015 | Komentarze 5

Już nie będę zanudzał segmentami, bo w sumie nie ma czym. Nie ma szans dla mnie na przejechanie w rozsądnym czasie któregoś z nich. Zostawiam sprawę do wiosny. Zobaczymy co będzie później. Na razie to chyba powinienem sobie darować czytanie BS. Co czytam jakiś wpis to średnie rzędu 27-29 km/h i to na góralach są w standardzie i to bez jakiś wielkich "przebiegów" w tym czy w ubiegłym roku. Ostatnio jeżdżę sporo wolniej i obawiam się, że moje wysiłki idą na marne i nic z tego nie będzie. Co prawda nie wypluwam na moich pętelkach płuc ale myślę, że Ci co jeżdżą szybciej też nie wypluwają płuc. Może ściganie nie dla mnie i powinienem bardziej turystycznie potraktować rower(y)? Zobaczymy co będzie dalej. Daję sobie czas do kwietnia i wtedy zdecyduję w którą stronę skieruję swoje wysiłki...  
Dzisiaj jechało się zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Mróz jakby zelżał i wiatr jakby ucichł. Jutro obie te paskudy mają powrócić, a w dodatku ze zdecydowanie mocniejszą siłą.
  

Podczerwień...
 

Kategoria do 50 km


  • Dystans 40.26km
  • Czas 01:40
  • VAVG 24.16km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • HRmax 153 ( 80%)
  • HRavg 130 ( 68%)
  • Kalorie 1007kcal
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wolno wolę

Czwartek, 22 stycznia 2015 · dodano: 22.01.2015 | Komentarze 2

Jadąc dzisiaj do Tantow (znowu) tak sobie wymyśliłem, że w takich warunkach to ja bardziej wolę wolno niż szybko :) Rozwiązanie tej zagadki przy takiej pogodzie jest banalne. Podczas szybszych zjazdów lodowaty wiatr potęguje uczucie zimna i po prostu jest lodowato. Podjeżdżając wolniutko podjaździki jakieś delikatne jest przyjemnie. Nie dość, że człowiek grzeje się pedałując to te lodowate cholerstwo nie jest tak uciążliwe ;) Wietrzyk dzisiaj północno-wschodni więc do Tantow jechało się wybitnie dobrze. Niestety po zmianie kierunku na B2 nie było już tak miło. Na szczęście ten odcinek jest głównie lekkim zjazdem co odrobinę pomogło w jeździe pod wiatr.
Kolejna przygoda z głupkiem za kierownicą spotkała mnie na B2. Od granicy samochodów sporo i każdy kto widzi światła pojazdu jadącego z naprzeciwka zmienia światła drogowe na światła mijania. Dzisiaj trafił mi się bałwan, który tak jak inni wyłączył światła drogowe jednak po to aby po chwili je włączyć gdy zobaczył, że z przeciwka jedzie rower... W odpowiedzi na prowokację bałwana skierowałem swoje 500 lm z Mctronica centralnie w niego. Nie wiem czy do niego to dotarło, że nie jest królem drogi ale może przynajmniej się zastanowił.... ?
Dzisiaj znowu bez zdjęcia za to z zrzutem jedynego pokonanego dziś segmentu. Tak jak wczoraj pisałem, segmentami rządzą cyborgi. Tym razem króluje Bartek "barblasz" :)
  
        
Pierwszy zrzut - wynik Bartka "barblasza", drugi zrzut - mój najlepszy wynik na tym segmencie, trzeci zrzut wynik z dzisiaj
 


Kategoria do 50 km, solo


  • Dystans 34.05km
  • Czas 01:25
  • VAVG 24.04km/h
  • VMAX 42.90km/h
  • Temperatura -0.8°C
  • HRmax 166 ( 87%)
  • HRavg 139 ( 73%)
  • Kalorie 869kcal
  • Podjazdy 140m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po segmentach

Środa, 21 stycznia 2015 · dodano: 21.01.2015 | Komentarze 2

Dzisiaj postanowiłem sprawdzić o co chodzi z tym segmentem, którego nie zaliczył mi Connect. Jak postanowiłem tak zrobiłem przy okazji zaliczając następne pięć segmentów. Wyników nie spodziewałem się dzisiaj jakiś specjalnie wielkich ale pozycje na segmencie Grambow - Linken bardzo chciałem poprawić. No i udało się! Co prawda jedynie o dwa miejsca ale zawsze to coś ;) Warunki średnio sprzyjały robieniu czasówki i czas w związku z tym był sporo gorszy od tego jaki uzyskałem w niedzielę. Rezerwa jest jeszcze spora i jak będzie bardziej "przyczepnie" i odrobinę chociaż cieplej damy radę poprawić ten czas.
  
Dodatkowo pokonałem "domowe" segmenty Grześka, na których prym wiodą James77, barblasz, saren86 i wober007 :)

- Warnik (5:34,3 min)
- Schwennenz-Grambow (3:52,0 min)
- Grambow-Linken (6:59,5 min)
- Dołuje (1:40,3 min)
- Skarbiemierzyce (1:53,4 min)
- Mierzyn (Długa)_Stobno (5:17,2 min) /nie ma na liście/
 
Jazda po tych segmentach to będą niezłe interwały ;)
 
Z zabawnych rzeczy, które mnie wczoraj spotkały godne uwagi było spotkanie z piaskarko-solarką, która potraktowała mnie porcją piachu i soli pomiędzy Stobnem, a Gumieńcami :) Dobrze, że miałem okulary bo to spotkanie mogło skończyć się dla mnie niezbyt ciekawie :)
  
  
  
 

 
 

  
Kategoria do 50 km, solo


  • Dystans 51.46km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 22.54km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 0.6°C
  • HRmax 150 ( 78%)
  • HRavg 126 ( 66%)
  • Kalorie 1070kcal
  • Podjazdy 206m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Segmenty

Niedziela, 18 stycznia 2015 · dodano: 18.01.2015 | Komentarze 6


Jedną z fajniejszych funkcji nowego Garmina są segmenty. Cała zabawa dobrze znana użytkownikom Stravy polega na pokonaniu wyznaczonego odcinka w jak najkrótszym czasie. Wszystkie nasze "wyczyny" są rejestrowane i tak jak na Stravie umieszczane są w sekcji SEGMENTY w portalu Garmin Connect. Poprzedni licznik również pozwalał brać udział w tej rywalizacji jednak to co potrafi ten jest o niebo lepsze. Po pierwsze zbliżając się do SEGMENTU na Garminie wyskakuje mapa z zaznaczonym danym segmentem, w górnej części podany jest wynik najlepszego uczestnika rywalizacji natomiast na dole pod mapą mamy informację o odległości do rozpoczęcia danego SEGMENTU. Po dojechaniu do wirtualnego punktu startu ostatni komunikat najpierw zmienia się na hasło "JEDŹ!" a następnie na informację o stracie/przewadze do lidera segmentu oraz jest pokazany dystans jaki mamy do przebycia aby zakończyć rywalizację. 
Dzisiaj rzuciłem rękawicę samemu Jamesowi77!!! Nie, nie to był żart :) Chciałem przejechać segment Grambow - Linken i poprawić słabiutkie 11 miejsce w tym segmencie. Do startu jechałem bardzo leniwie oszczędzając siły na sam odcinek testowy. Po informacji z Garmina, że zbliżam się do startu serce zabiło mocniej, a ja mocniej i szybciej naciskałem na pedały. Początkowo nie mogłem uwierzyć oczom. Przewaga nad liderem 10-11 s cieszyła. Jednak tak było do czasu, wiedziałem że góralem nie dam rady chłopakom pokonującym ten segment na szosach. Po kilkuset metrach przewaga zamieniła się w nieznaczną stratę. Strata powiększała się powolutku aby na mecie odcinka dojść do 36 sekund. Myślę, że to całkiem niezły wynik jak na rywalizację z szosami. Wiedziałem, że pozycja w segmencie będzie zdecydowanie wyższa :) Z tą radosną świadomością przez Locknitz wróciłem do domu. Jeszcze przed synchronizacją sprawdziłem czas i okazało się, że uzyskany rezultat daje mi bardzo dobre 5 miejsce w tym segmencie. Dodatkowy bonus za rower na grubych kołach byłby mile widziany :)
Jakież ogromne było moje zdziwienie gdy po synchronizacji zobaczyłem, że przejechałem tylko jeden segment "Warnik"? Gdzie się podział drugi? Nie mam najmniejszego pojęcia... Zamiast 5 miejsca dalej tkwię na 11 pozycji. Widzę, że te segmenty nie do końca są dopracowane. Dlaczego mimo, że urządzenie pokazuje przejechany segment nie ma go na liście? :(
 
Tak wygląda tablica wyników segmentu Grambow - Linken
 
     
36 sekund straty do lidera i wynik 6:12 powinien dać mi 5 miejsce
 

Grzegorz nie musi się martwić... jego pozycja jest niezagrożona ;) Oczywiście taki mały żarcik na koniec tego wpisu :) 
 

Było zimno ale pięknie...
  

 
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 100.50km
  • Czas 04:05
  • VAVG 24.61km/h
  • VMAX 42.90km/h
  • Temperatura 2.9°C
  • HRmax 160 ( 84%)
  • HRavg 139 ( 73%)
  • Kalorie 2505kcal
  • Podjazdy 217m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Do-krę-ca-my

Sobota, 17 stycznia 2015 · dodano: 17.01.2015 | Komentarze 4

Już na wysokości Neurochlitz wiedziałem, że  trzeba będzie coś dokręcić aby wyszła setka ;) Nie wiedziałem dokładnie ile to będzie? Pięć kilometrów czy może mniej. Przed Kołbaskowem byłem na 100% pewny, że zabraknie 3 km. Cóż było robić, trzeba do-krę-cać :) No i dokręcaliśmy, najpierw przejazd przez Przecław urwał 1,5 km, a potem dojazd 700 m do starych Warzymic i powrót dał oczekiwaną setkę ;)
 
Wycieczka zaczęła się standardowo. Przyjazd Krzyśka autem do Warzymic gdzie zazwyczaj startujemy i dalej na Niemcy. Tym razem małe odstępstwo od standardu czyli kierujemy się na Przecław i na nową ścieżkę, którą Krzysiek chciał koniecznie zobaczyć. Nie ma problemu myślę sobie - nasz klient nasz pan :) Jedziemy spokojnie i rozmawiamy, a moje tętno wariuje! Myślę sobie co jest grane? Pierwsze kilometry i już prawie zawał. 140-150 ud/min troszkę mnie niepokoi. No cóż, przed nami kawałek drogi i trzeba liczyć, że "wariat" się uspokoi i zacznie pracować normalnie. Postój na poprawienie kamery w Neurochlitz uratował dopiero sytuację. Puls wrócił do rozsądnych granic i dalej jechało się już bardzo przyjemnie. Przez Mecherin, Gartz dalej do Schwedt. Bez zbędnych postojów równym tempem w dwie godziny docieramy na miejsce. Na rynku telefon do buszującego w Oder Center Piotra i szybko na miejsce spotkania przy BK. Po drodze przez osiedle nie zauważam schodów i rozpędzony skaczę z wysokości 3 stopni :) Bardzo fajne uczucie ;) Chwilkę później pojawiamy się przed BK gdzie dołącza do nas Piotr. Wykorzystujemy go jako "stróża" do naszych rowerów a sami szybciutko do OC na małe co nie co. W centrum prawie wszędzie kolejki. Aby nie wystawiać cierpliwości Piotrka na próbę wybieramy najmniej oblężone miejsce czyli mięsny przed Realem. Szybki bockwurst z bułką i kawka uzupełniły odrobinę nadwątlone siły. Wracamy do rowerów gdzie czeka zmarznięty Piotrek. Dziękujemy za przysługę i ruszamy w drogę powrotną. Aby troszkę urozmaicić trasę wracamy inną drogą. Jak się okazuje czeka na nas niespodzianka w postaci lekkiego wiatru w plecy, czyli jadąc do Schwedt nie było lekko, ponieważ jechaliśmy pod lekki wiatr. Krzysiek narzuca mocniejsze tempo. Jedzie się bardzo przyjemnie do samego Gartz. Mamy dużo czasu więc zatrzymujemy się jeszcze w Netto w Gartz na ciastko i kawę. Za 6 eur czyli ok 20 zł dostajemy dwa porządne kawałki ciasta i dwie kawy - niezła oferta.
Po kolejnym doładowaniu energii wracamy B2 przez Rosówek do Warzymic. 
Dzięki Krzysiu za towarzystwo, dzięki Piotrze za pomoc ;)
  

Rozlewiska wzdłuż szlaku Odra - Nysa
 

Leszczyk w cywilnym przebraniu

 

Drewniany most nad kanałem przy O-N
 

Powrót...
  

  • Dystans 50.25km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 25.77km/h
  • VMAX 49.60km/h
  • Temperatura 2.8°C
  • HRmax 154 ( 81%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 1192kcal
  • Podjazdy 255m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Penkun na wieczór

Piątek, 16 stycznia 2015 · dodano: 16.01.2015 | Komentarze 2

Nie miałem okazji aby pojeździć w dzień, a dzisiaj było rzeczywiście wiosennie. Ciepło, bezwietrznie... fajne. Dla mnie niestety nie było już tak pięknie. Ciemno i zimno. Zamiast 8° jak to było w dzień (w słońcu pewnie było cieplej) dla mnie został na koniec tylko 1°. Różnicę było czuć zdecydowanie. Na dodatek wiatr nawiał chmury, które wieczorem dokładnie przysłoniły niebo.
Jazda po zmierzchu ma w sobie pewien urok... Odrobina strachu wzmaga czujność. Wyostrza wszystkie zmysły. Jak dla mnie słuchawki z muzyką zupełnie odpadają. Wczoraj jadąc autem między Mierzynem, a Stobnem trafiłem na dziki... Dzisiaj jedynie w drogę, a raczej w snop lampki wpadł jeden zając oraz jeden kot ;) 
Ogólnie jak zwykle ostatnio było super ;) 


Nocne zwierze
 

Mordor (jest w Penkun?)
 
Kategoria 50 - 100 km, solo


  • Dystans 38.45km
  • Czas 01:29
  • VAVG 25.92km/h
  • VMAX 42.70km/h
  • Temperatura 1.4°C
  • HRmax 157 ( 82%)
  • HRavg 138 ( 72%)
  • Kalorie 964kcal
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt Merida BigNine TFS 900 29er /2012/
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeszcze jeden i jeszcze raz

Środa, 14 stycznia 2015 · dodano: 14.01.2015 | Komentarze 4

Czterdzieści kilometrów do Tantow i z powrotem do Szczecina okazuje się hitem ostatniego miesiąca. Pojechałem dziś tam "jeszcze jeden i jeszcze raz" :) Który to już raz przejechałem tą trasę? Czwarty, piąty? Dlaczego właśnie tą trasę wybieram? Odpowiedź jest bardzo prosta - czuję się na niej bezpiecznie. Jedynie na kawałku drogi B2 można spotkać szalejące auta jadące do Gryfina luz z Gryfina. Co prawda można ominąć ten kawałek jadąc wzdłuż torów od dworca w Tantow do Rosow. Jednak jakoś lubię jeździć tą ruchliwą B2.
Wreszcie jechało się bardzo przyjemnie, wiatr bardzo nie przeszkadzał, a deszcz jedynie delikatnie kropił. Nie było również bardzo zimno. Oby więcej takiej pogody :)
Dzisiaj po raz pierwszy zabawa nowym gadżetem. Docelowo będzie to sprzęt do Focusa ale na razie będę się nim bawił dopóki nie opanuję jego obsługi. Funkcji i możliwości nowy Garmin ma mnóstwo. Dla mnie istotne były powiadomienia o połączeniach i smsach. Dzięki temu wiem kiedy mogę poczekać z nawiązaniem kontaktu, a kiedy bezwzględnie muszę odebrać telefon. Super sprawa! 
Do 40 km brakuje co prawda 1,5 km ale to przez moją naukę obsługi. Zanim zorientowałem jak włączyć stoper (banał) minęło 1,5 km ;) 
 

Nowe centrum dowodzenia Garmin Edge 1000
 
Kategoria do 50 km, solo